29 - "Until the flowers bloom again"

- Chodźmy dziś na basen - rzucił swobodnie Jungkook, przeżuwając leniwie kupiony w markecie gimbap.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem w samych bokserkach, a za jakieś dziesięć minut muszę być w pracy - warknął spięty brunet, przekopując ich wspólną szafę. - I ostatnie na co teraz mam ochotę, to rozmowa o pójściu na basen. Jezu, przecież szef mnie zamorduje, zakopie, a potem odkopie, poćwiartuje i zakopie raz jeszcze - wybełkotał, zgrzytając zębami i przecierając piąstkami zaczerwienione od zmęczenia oczy.

- To nie może poćwiartować od razu? Po co dokładać sobie roboty i kopać dwa razy? - sarknął, lecz widząc mordercze spojrzenie Taehyunga, momentalnie spoważniał. - Um, czego szukasz? Pomogę ci...

- Moich spodni. No wiesz, te czarne z podwiniętymi nogawkami.

- Ach, wrzuciłem je wieczorem do prania i wątpię, by już wyschły - odpowiedział jak gdyby nigdy nic, na co Kim uderzył głową o drzwiczki od szafy. - No co? Przecież możesz pójść w jeansach.

- Jeansy są brudne, Guk, przecież Mingyu wylał na nie wczoraj zupę - warknął zirytowany, masując obolałe czoło. Czas uciekał, a on miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Ewentualnie obrazi się na Jungkooka na jakieś dwa dni, patrząc z satysfakcją jak ten przeprasza go na każdym kroku, przynosi mu śniadanie do łóżka i mizia go przed snem, byle tylko jakoś go udobruchać.

- To weź jakieś inne - kontynuował, wpychając do buzi ostatni kawałek ryżu z tuńczykiem i majonezem. Brudne ręce wytarł w pogniecioną koszulkę, a Kim miał ochotę się żałośnie zaśmiać. Jungkook przecież wściekał się za każdym razem, gdy Minnie wycierał brudne łapki w salonową kanapę, tymczasem sam lepszy nie był.

- Wziąłem do ciebie tylko trzy pary spodni, Guk. Te czarne, które są mokre, jeansy, które są brudne i dresy. Nie pójdę do pracy w dresach, Jungkook!

- Pożyczę ci swoje.

- Utopię się w nich.

- W takim razie zostajesz w domu i idziemy na basen - obwieścił z uśmiechem, a rehabilitant miał ochotę zdzielić go w łeb. - Masz dziś tylko jednego pacjenta. Przełóż spotkanie z nim na jutro czy inny dzień.

- To tak nie działa, Jeon - wysyczał, zaciskając pięści na jednej z półek. - Nie pracuję w prywatnej klinice i mam odgórnie ustalony grafik, którego muszę się trzymać, rozumiesz?

Jungkook, słysząc to jedno, złowrogie "Jeon" już wiedział, że żarty się skończyły, a sprawa wygląda poważnie.

- Gdzie masz komórkę?

- Na szafce nocnej leży. A co?

- Jak załatwię ci dziś wolne, to pójdziemy na basen? - Jungkook poruszył znacząco brwiami, a zrezygnowany brunet tylko machnął ręką.

- Nawet nie znasz hasła.

- Twoja data urodzenia? - zaśmiał się młodszy, energicznie podbiegając do stolika, na którym leżał telefon Tae.

- Może...

- Halo, Irene? Tu Jungkook. Słuchaj, bo jest sprawa... - zaczął, przez co Kim aż wytrzeszczył oczy i złapał w dłoń zwiniętą kulkę ze skarpet.

- Zamorduję cię, przysięgam! - wrzasnął, rzucając w głupkowato uśmiechniętego mężczyznę skarpetami. Jednak i to nie poskutkowało, bo ten wciąż nawijał o tym, jakiej potwornej biegunki dostał Taehyung po koktajlu mlecznym z ogórków.

- Mhm, tak, tak... Jasne, w piątek? Okej, nie ma problemu. Dzięki wielkie, mamy u ciebie dług! - niemalże pisnął, po czym rozłączył się i popatrzył zwycięsko na Kima. - Ona weźmie dzisiaj twojego pacjenta Jinsu, za to ty weźmiesz od niej jakąś Sohee w piątek po godzinach. Załatwiłem ci dziś wolne, więc zakładaj na tyłek kąpielówki i lecimy na basen!

- Jungkook... - Taehyung czuł, że jego policzki robią się ze złości pomieszanej ze wstydem całe czerwone.

- Jestem super, wiem. Nie musisz dziękować.

- Jak mogłeś powiedzieć Irene, że mam rozwolnienie?! - wrzasnął, już wiedząc, że foch będzie trwał dłużej niż głupie dwa dni.

- Ludzka sprawa.

- Nienawidzę cię, wiesz? - zapytał retorycznie, krzyżując na piersi ramiona.

- Kochasz mnie - odpowiedział wciąż rozbawiony Jeon, powolnym krokiem zbliżając się do kipiącego ze wściekłości rehabilitanta.

- Niena... Puszczaj mnie, baranie! - krzyknął, kiedy Jungkook niespodziewanie podniósł go na ręce i rzucił na łóżko, od razu przygniatając do materaca swoim ciałem. Taehyung wiercił się i wiercił, mamrotał pod nosem niezbyt miłe wyzwiska, a młodszy po prostu nie potrafił przestać się histerycznie śmiać. Obsypywał słodkimi pocałunkami tę czerwoną jak pomidor twarz bruneta i dopiero po jakichś pięciu minutach poczuł, że ten owsik wreszcie opadł z sił.

- Powiedz, że mnie kochasz.

- Jesteś okropny, Guk. Nienawidzę cię - wysapał, jednak mimo wszystko złapał twarz mężczyzny w obie dłonie, głaszcząc kciukami jego lekko zaróżowione policzki.

- Nie kłam. Powiedz, że mnie kochasz i dam ci spokój - szedł w zaparte, przeczesując palcami czekoladową grzywkę starszego.

- Ugh, zachowujesz się dzisiaj jak takie przerośnięte dziecko, wiesz? I śmierdzi ci z buzi tuńczykiem, fuj.

- Ale...?

- Ale cię kocham - bąknął, przewracając przy tym teatralnie oczami.

- No i super - odparł zadowolony, uśmiechając się od ucha do ucha. - To teraz idę budzić Mingyu i zapakować nam do torby ręczniki - to powiedziawszy, poderwał się z łóżka i wybiegł z pokoju.

- Yah, Jeon Jungkook! Miałeś powiedzieć, że-

Przerwał, kiedy młodszy nagle wparował do pomieszczenia i kolejny już raz wycałował każdy fragment jego zażenowanej buzi.

- Tak, Taehyung. Ja ciebie bardziej.

~

Marcowi, w mniemaniu Taehyunga, może i nadal  daleko było do upalnego sierpnia, ale nawet nie śmiał narzekać. Uwielbiał fakt, że większość grubaśnych swetrów czy puchowych kurtek zaległa na wieszakach w najgłębszych czeluściach szafy, zastąpiona wiosennymi płaszczami w pogodniejszych kolorach. Uwielbiał powoli budzącą się do życia przyrodę i znikający z ulic śnieg. Zima faktycznie była piękna, ale tylko na obrazach.

Jasne, im na zewnątrz robiło się cieplej, tym rzadziej Jungkook owijał go ciepłym kocem, ogrzewał przemarznięte stópki czy zaparzał herbatę za herbatą. I może Kimowi zaczynałoby tego brakować, ale młodszy zastąpił te czynności innymi, równie przyjemnymi.

Taehyung miał ochotę płakać ze szczęścia, widząc jak z dnia na dzień twarz mężczyzny pogodnieje. Jungkook zdawał się wreszcie pogodzić ze stratą i cieszył się życiem jak każdy młody mężczyzna. Coraz częściej zachęcał Kima do spędzania czasu poza domem, przez cały marzec starał się organizować krótsze czy też dłuższe wycieczki poza miasto, chętnie chodził na spacery, wyciągał bruneta na kręgle, syte kolacje w restauracjach i nawet czasem proponował Irene, by im towarzyszyła.

Jungkook rozkwitał tak, jak wiosną rozkwita cały świat. Jego uśmiech był piękny niczym pierwsze kwiaty i Taehyung miał wrażenie, że zakochuje się w nim bardziej i bardziej. Nawet jeśli do tej pory myślał, iż Jeon niczym go już nie zaskoczy.

Dlatego też chętnie zgadzał się na wszystko, co proponował młodszy. Nieważne, jak bardzo był wymęczony, ani jak bardzo nie miał na coś ochoty. Szczęście wdowca było jego szczęściem, a wspólne życie było niczym bajka, bo każda drobna sprzeczka, każda chwila wątpliwości sprawiały, że stawali się sobie coraz bliżsi. Już nie było między nimi żadnych niedomówień, nie było trzaskania drzwiami i niedojrzałych ucieczek od problemów. Teraz byli rodziną. Szczęśliwą, kochającą się rodziną, gotową stawić czoło wszystkim przeciwnościom losu.

- Ostatni kawałeczek. No, za tatusia - mruknął rehabilitant, trzymając pałeczkami kawałek placka ziemniaczanego tuż przed twarzą pięciolatka.

Mingyu przewrócił oczami i niechętnie otworzył buzię. Przecież nie mógłby nie zjeść za tatusia.

- Grzeczny chłopiec - pochwalił go, a następnie wyciągnął z krzesełka i podrzucił na ręce.

Skierował swoje kroki do łazienki, w której Jungkook pakował do torby ręczniki, żele do mycia i klapki. Był tak bardzo podekscytowany ich wyjściem, że gdyby Taehyung nagle się rozmyślił, chyba pękłoby mu serce.

- Gukkie?

- No? - sapnął, zawijając klapki w reklamówkę.

- Na pewno ufasz mi aż tak bardzo? Uch, wiesz, że ostatni raz miałem takie zajęcia podczas studiów. To było parę lat temu...

- Jesteś najlepszym rehabilitantem w tym mieście nie bez powodu. Takich rzeczy się nie zapomina. Poza tym masz kartę pływacką i sam mówiłeś, że zajęcia w wodzie mogą bardzo pomóc w rehabilitacji Minniego - odpowiedział z powagą i na moment przerwał pakowanie torby. Popatrzył na tę rozczulającą dwójkę i uśmiechnął się promiennie. - Co nie, dzidzia? Chciałbyś popływać?

Mingyu skinął głową, lecz po chwili wydął usteczka i spojrzał pretensjonalnie na ojca.

- Jestem dorosły.

- No tak, zapomniałem - zaśmiał się Jungkook i przeniósł wzrok na także rozbawionego Kima. - Ufam ci, Taehyung. Ufam ci najbardziej na świecie.

- Okej - wymamrotał pod nosem, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym jego ciele.

Przytulił pięciolatka jeszcze mocniej i cmoknął go w sam środek czoła. A Jungkook aż zacisnął palce na uchwycie torby, bo te dwie wyjątkowe osoby były wszystkim, czego potrzebował do pełni szczęścia.

~

Taehyung czuł, że jeszcze pięć minut, a zwyczajnie oszaleje. Spędził już bodajże półtorej godziny w brodziku dla dzieci, wykonując z zaopatrzonym w pływaczki Mingyu przeróżne ćwiczenia, podczas kiedy Jungkook latał jak szurnięty nastolatek od basenu do basenu, skacząc na bombę mimo wyraźnych zakazów ratowników. Każdą zjeżdżalnię zaliczył już kilka razy, nawet jeśli były to te dla najmłodszych pociech w kształcie słonia. I tak jak na początku Kima wnerwiał fakt, że młodszy w ogóle mu nie pomaga, tak teraz miał ochotę w ogóle do tego szajbusa się nie przyznawać.

- Jak wam idzie? - krzyknął podekscytowany, wskakując do brodzika. Oczywiście ochlapał przy okazji dwie matki z dziećmi, których nawet nie raczył przeprosić.

Tae popatrzył na niego spode łba i wrócił do spokojnie dryfującego na plecach chłopczyka, któremu pomagał stymulować ruchy nóżkami.

- To ja jeszcze pójdę zrobić kilka basenów i możemy się zwijać.

- Kilka, to znaczy ile?

- Tak ze trzydzieści - odparł mężczyzna z uśmiechem (a należy wiedzieć, że przez cały czas szczerzył się jak głupi).

- Mhm - mruknął Taehyung, po czym wziął głęboki wdech.

- O co ci chodzi?

- Jestem na ciebie trochę zły. Wiesz, że szybko jest mi zimno, a ja tu prawie się nie ruszam i trzęsę się przez to jak galareta. Mingyu też już jest zmęczony. Poza tym skóra pomarszczyła mi się jak u dinozaura i przez ten chlor wszystko mnie piecze - bąknął, na co Jungkook podrapał się po głowie i zmierzył starszego pytającym wzrokiem.

Stanął za plecami Kima i oparł głowę na jego ramieniu. Delikatnie zaczesał te mokre, czekoladowe kosmyki za ucho i niepostrzeżenie musnął go w skroń.

- Weźmiemy w domu gorącą kąpiel jak Minnie pójdzie spać, okej? Po drodze kupię twój ulubiony olejek cytrusowy, tylko weź no... Dwadzieścia, dobra? - wyszeptał, ostrożnie obejmując bruneta w talii.

- Piętnaście. Piętnaście basenów i ani jednego więcej, rozumiesz? - westchnął zrezygnowany Kim, który widząc euforię Jungkooka na te słowa po prostu nie potrafił się nie uśmiechnąć.

I czuł, że nagle zrobiło się niewyobrażalnie gorąco, kiedy obserwował jak mężczyzna w samych kąpielówkach wychodzi z wody.

- Jezu... - jęknął pod nosem, kiedy dotarło do niego, na co właśnie się zgodził.

Ostatni dzień marca może wszystko zmienić.














____________________

a we wtorek wyniki matur, pls trzymajcie kciuki, bo to też może wszystko w moim życiu zmienić ;-;;;; loveu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top