21 - "I sleep better when I'm with you"

- O tym, że cię kocham, do cholery.

Taehyung pobladł, słysząc to jedno zdanie. To niby tylko zlepek kilku przypadkowych słów, wypowiedzianych w nieprzypadkowej kolejności, a obróciły życie rehabilitanta do góry nogami. Osunął się z klęczków i spuścił wzrok, analizując wszystko dogłębnie. Nawet jeśli nie potrafił aktualnie racjonalnie myśleć i wiedział, że tak naprawdę nie ma tu niczego skomplikowanego.

- C-co? - zapytał szeptem, mając wrażenie, że jeszcze chwila, a zwyczajnie się rozbeczy albo wybiegnie z jego domu. Nie był przyzwyczajony do takich wyznań, ba! To był chyba pierwszy raz, gdy ktoś powiedział, że go kocha. Oczywiście nie licząc członków rodziny czy małych pacjentów z ośrodka. Na dodatek powiedział to jego najlepszy przyjaciel, powiedział to mężczyzna, którego przecież także darzył uczuciem.

Tak, był zakochany w Jungkooku. Ale czy także go kochał?

- Naprawdę powinieneś już iść, Tae. - Mężczyzna przetarł rękawem policzki i uśmiechnął się szczerze. Nie chciał wywierać na nim żadnej presji, ani tym bardziej zrażać go do siebie. Czuł, że może nieco się pospieszył, albo co gorsza wygłupił. Może...

Może faktycznie Taehyunga nie ciągnęło do mężczyzn, a on właśnie zniszczył ich znajomość doszczętnie? Powinien teraz udawać debila i skłamać, że chodziło mu tylko o przyjacielską miłość?

- A-ale ty...

- Tae, nie przejmuj się mną. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem i wracaj do domu. Mówiłeś, że się nie wyspałeś i jesteś zmęczony, nie? - mruknął, odbijając się plecami od ściany.

Pochylił się nad Taehyungiem z zamiarem zwykłego podania mu ręki, by mógł wstać z podłogi. Ale ten niespodziewanie zadrżał i uciekł w tył, patrząc na mężczyznę dziwnym, nieodgadnionym wzrokiem.

- Rozumiem - westchnął Jeon i po chwili zaśmiał się niezręcznie, zabierając zawieszoną w powietrzu dłoń. - Podać ci pła-

- Naprawdę mnie kochasz? - przerwał mu nagle starszy, nie odrywając wzroku od podłogi.

- A jakie to ma znaczenie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przeczesując z nerwów włosy. Szczerze mówiąc, odechciało mu się rozmawiać na ten temat. Wystarczająco się upokorzył i przecież widział obrzydzenie wymalowane na twarzy rehabilitanta po jego słowach. Nie miał zamiaru pogrążać się jeszcze bardziej.

- Ogromne, Guk. Ogromne.

- Tak.

Taehyung odważył się spojrzeć mężczyźnie w oczy, czego prędko pożałował, bo niespodziewanie zaczęła drżeć mu broda. Ale musiał wytrzymać. Obiecał sobie, że nie wyjdzie z jego mieszkania, dopóki nie pozna jednoznacznej odpowiedzi.

- Tak, jak... - zawahał się na moment, ale prędko potrząsnął głową i wziął głęboki oddech. - Tak, jak przyjaciel kocha przyjaciela?

- Tak.

- Okej - westchnął Kim, który zamiast odetchnąć ze spokojem, poczuł się jeszcze gorzej.

- Ulżyło ci teraz, prawda? - prychnął Jungkook, czego prędko pożałował.

- Słucham? - odchrząknął brunet, marszcząc brwi.

- Chciałeś, żebym tak odpowiedział, więc proszę. Teraz z czystym sumieniem możesz stąd wyjść, nie martwiąc się o to, że twój przyjaciel się w tobie zakochał i właśnie wyznał ci miłość. Bez poczucia winy, że tego nie odwzajemniasz. - Młodszy stał obrócony plecami do Taehyunga i mozolnie ściągał z wieszaka jego płaszcz.

- Skąd wiesz, Jeon, co chciałem usłyszeć? - zapytał ostrym tonem rehabilitant i wstał wreszcie z podłogi. Wyrwał mężczyźnie z rąk swój płaszcz, który niedbale trącił na komodę. Co z tego, że i tak spadł na ziemię? W tamtej chwili to nie miało żadnego znaczenia. - Nie zachowuj się jak tchórz i popatrz na mnie.

Jungkook uśmiechnął się gorzko i niepewnie obrócił się w stronę bruneta.

- Czemu z góry zakładasz, że tego nie odwzajemniam? - wyszeptał, delikatnie kładąc dłonie na twarzy mężczyzny, co tylko zbiło go z tropu.

Taehyung wiedział, że zachowuje się beznadziejnie, ale nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji i naprawdę nie miał pojęcia, jak powinien się zachowywać, jak powinien to rozegrać. Chciał usłyszeć od niego prawdę, chciał, żeby Jeon w końcu był wobec niego całkowicie szczery.

- Guk, proszę, odpowiedz mi, jaką miłością mnie kochasz. Muszę to wiedzieć, bo jeśli... To wszystko zmieni, rozumiesz? Nie będę spotykać się z Irene, nie chcę jej krzywdzić, ale co ja mam robić, kiedy widzę, jak się mną bawisz? - mówił spokojnym głosem, głaszcząc włosy oraz policzki młodszego, który zwyczajnie topniał pod tym subtelnym dotykiem. Zamieniał się w głupiego nastolatka, choć był już dorosłym mężczyzną, ojcem Minniego, a to wszystko za sprawą tej jednej osóbki, która przywróciła jego życiu kolory. Której uśmiech był najpiękniejszy na całym świecie i skutecznie odpędzał wszystkie szare chmury, zwiastujące nieprzyjemnie chłodny deszcz.

Patrzył na Kim Taehyunga i nawet nie musiał się nad tym zastawiać, bo zarówno umysł jak i serce krzyczały, że...

- Kocham cię, Taehyung. Jak przyjaciela, jak osobę, która tak naprawdę mnie uratowała. Ale kocham cię też tak, jak kocha się kogoś, z kim chce się spędzić resztę życia. Nawet... Nawet niekoniecznie jako para, po prostu... nigdy mnie nie zostawiaj, dobrze? I ja szczerze nie chcę mieszać w to Suran, bo z tobą wszystko jest zupełnie inne, a ja nigdy nie przestanę jej kochać i pewnie masz tego świadomość. Ale gdy na ciebie patrzę, to moje serce bije tak samo mocno, jak kiedyś biło przy niej. - Wdowiec złapał dłonie Kima i musnął je delikatnie wargami. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, ale Tae nie był osobą, która by kogokolwiek po takich słowach zbeształa.

I faktycznie, tak też się stało, bo rehabilitant, który nie potrafił w tamtej chwili wydusić choćby słówka, zbliżył się do mężczyzny i z pewną dozą niepokoju złączył ich usta w przepełnionym strachem pocałunku. Muskał czule jego zaciśnięte wargi, które z każdą sekundą zdawały się coraz bardziej rozluźniać. Dłońmi błądził gdzieś między szyją a twarzą młodszego, a jego serce wręcz wyrywało się z klatki piersiowej.

Kochał tego mężczyznę. Tak, po raz pierwszy poczuł ten szczególny rodzaj miłości. Innej niż wszystkie, tak niewinnie pięknej. Już nie myślał o tym, czy jest to właściwe, czy wręcz przeciwnie. Nie myślał o Irene, ani zmarłej żonie Jungkooka. Liczyli się tylko oni, ta chwila, kiedy nie było nad ich głowami żadnej jemioły, ani procentów buzujących we krwi.

- Nigdy cię nie zostawię, Guk - wyszeptał drżącym głosem w jego usta, kiedy Jeon owinął go ramionami w talii i mocno w siebie wtulił.

- Okej. Dziękuję - mruknął, uśmiechając się tak szeroko, jak chyba nigdy wcześniej. Wplątał palce w taehyungowe kosmyki i po prostu nie potrafił się uspokoić, bo to wszystko było tak nierealne.

- No już przestań się tak szczerzyć, bo mnie zaczynasz przerażać - prychnął Kim, który mimo wszystko uwielbiał ten nieco zabawny, ale niesamowicie czarujący uśmiech na jego twarzy. I czuł wielką satysfakcję, mając świadomość, iż to właśnie dzięki niemu wdowiec jest teraz taki szczęśliwy.

- I kto to mówi, co? - odgryzł się i zaczepnie złapał policzki starszego, ciągnąc je do góry i tarmosząc niczym upierdliwa ajumma. - Poza tym, to twoja wina.

- Moja wina, ta?

- "Ta". Jesteś tak cudowny, że nie potrafię przestać się szczerzyć - odpowiedział i choć chciał zabrzmieć poważnie, ten potężny banan wszystko zniweczył.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z Jeon Jungkookiem? - Tae pokręcił głową i złapał się za policzki, kiedy wspólnie wybuchnęli śmiechem.

Właśnie tego im było trzeba, takich ulotnych chwil, kiedy czuli, że nic więcej nie jest im do szczęścia potrzebne. Owszem, nie wiedzieli, co szykuje dla nich przyszłość, ale póki co nie myśleli o konsekwencjach, ani tym, kim się właśnie dla siebie stali.

- Taehyung?

- Hm? - westchnął, tak zwyczajnie opierając się o ramię mężczyzny, który ani myślał wypuszczać go z uścisku.

- Zostaniesz dzisiaj u mnie na noc? I tak masz na rano zajęcia z Gyu, także pojedziemy razem. A ja naprawdę lepiej śpię, kiedy jesteś obok - powiedział, nerwowo zagryzając dolną wargę.

- Zostanę. Ale musisz mi obiecać, że przeprosisz za tamto Irene. Nawet jeśli byłeś zazdrosny, to nie powinieneś był jej tak potraktować.

- Muszę? - jęknął niepocieszony, bo wizja rozmowy z tamtą kobietą raczej mu się nie uśmiechała.

- Jeon! Przestań zachowywać się jak gnojek! - krzyknął, pokazując mu język. Wyplątał się z jego uścisku i podniósł z podłogi płaszcz, który powtórnie powiesił tam, gdzie było jego miejsce. - Czasem mam wrażenie, że twój syn jest bardziej dojrzały od ciebie.

- Prawdopodobnie tak jest - zgodził się rozbawiony, ciągnąc rehabilitanta za nadgarstek do salonu. - A teraz siadaj, bo nie uwierzysz... Kupiłem dla ciebie zieloną herbatę!



_________________

kocham Was mocno i odpoczywajcie dużo przez ten tydzień, skoro wreszcie fajrant! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top