19 - "It's all lies, darling"

Rutyna rozchorowanego na amen Taehyunga powoli go zabijała. To wcale nie gorączka, katar czy ostry, suchy kaszel, a właśnie ta nuda i niemożność zrobienia czegokolwiek produktywnego, wykańczała go i doprowadzała do szaleństwa. Owszem, Jungkook z Mingyu każdego dnia tygodnia odwiedzali go, pomagali mu i nawet gotowali przepyszne zupy.

(Choć Taehyung podejrzewał, że mężczyzna kupuje je w barze pani Lee, a potem przelewa do miski i udaje, że sam jest twórcą tych tłustych, ale niesamowicie smacznych i stawiających na nogi bulionów.)

Ale to nijak miało się z chodzeniem do pracy, na spacery po mieście, z kontaktem ze znajomymi z pracy, czy choćby tym, że sam był w stanie się przebrać i zalać sobie herbatę.

Jednak nawet jeśli cały czas miał skwaszoną minę i na każde pytanie przyjaciela odburkiwał coś pod nosem, był mu szczerze wdzięczny i jego serce rosło za każdym razem, gdy wymieniał mu okład na świeży, zmywał po nim naczynia i okrywał jego ciało tysięcznym kocem z kolei. Nie mówiąc już o tym, jak gładził go po policzkach i wydymał usta w smutną podkówkę, mówiąc, jak bardzo cierpi razem z nim.

Taehyung bał się tego wrażenia, bał się tej świadomości, ale naprawdę czuł się kochany. Jakby Jeon rzeczywiście przeżywał tę chorobę razem z nim i wkładał całą swoją energię oraz wolny czas w opiekę nad biednym rehabilitantem.

Bo kiedy patrzył w oczy Jungkooka, zapominał o swoim największym zmartwieniu, czyli Irene, która przez cały tydzień nie odpisywała na jego wiadomości.

~

Powrót do ośrodka był dla niego czymś, czego wyczekiwał bardziej, niż małe dziecko Bożego Narodzenia. Był przepełniony dobrą energią, kiedy wszedł do swojego miejsca pracy i od razu wyłapał uśmiechy stęsknionych za nim kolegów i koleżanek po fachu. Nawet kilkoro rodziców z pociechami na rękach, czekających w poczekalni, pomachało mu serdecznie. Mali pacjenci pytali, czy z panem TaeTae już wszystko dobrze, bo rehabilitant jeszcze od czasu do czasu wycierał nos chusteczką. Ale on uparcie przytakiwał i wręcz nie mógł się doczekać, by zająć się każdym z tych dzieciaków po kolei, sprawdzając postępy i nadrabiając zaległe pogaduchy.

I nawet jeśli do tej pory tłumaczył sobie brak odzewu ze strony Irene natłokiem obowiązków, jakie po nim przejęła, gdy był na chorobowym, tak teraz, widząc jak celowo unika jego spojrzenia i znika pośpiesznie w damskiej toalecie, pewien był, że coś musiało się stać.

Postanowił, że podczas przerwy na lunch koniecznie z nią porozmawia. Przecież kobieta nie miała powodów, by tak z dnia na dzień przestać się odzywać i zmienić całkowicie swoje nastawienie względem niego. Całowali się, umówili na kolejną randkę, a teraz? Wstydziła się? Bała, podobnie jak on, że nic z tego nie wyjdzie? A może po prostu pierwsze spotkanie poza pracą było aż tak beznadziejne, że nie chciała go zranić i nie wiedziała, jak ma mu to delikatnie przekazać?

Mimo wszystko, sprawnie odpędził od siebie te wszystkie myśli, kiedy wyciągnął gumowe piłki do ćwiczeń i przywitał się z dziesięcioletnim Sungjae, którego rehabilitował już ponad pół roku. Był z siebie dumny, że dzięki niemu chłopiec był już w stanie przejść niewielkie odcinki o własnych siłach i z każdym spotkaniem szło mu coraz lepiej. Miał nadzieję, że z Mingyu będzie podobnie.

Rehabilitant odczuwał jakiś dziwny niepokój, że nie było przy nim ani Gyu, ani jego taty. Cały tydzień spędzili razem i co dziwne, wcale nie miał dość ich towarzystwa. Zobaczyć się mieli już następnego dnia, kiedy to pięciolatek miał na rano zajęcia, a Taehyung zdążył zatęsknić za śmiechem dzieciaka i obecnością wdowca przy jego boku. I właśnie za to krytykował w myślach samego siebie, za to, że tak szybko się przywiązał i pozwolił uczuciu wobec Jungkooka rozkwitnąć, czego absolutnie nie chciał. To było tak złe, pod każdym względem, że miewał chwile, w których bolała go od tego głowa i zwyczajnie płakał w poduszkę z tej bezsilności.

Jeon cały czas kochał Suran. To było widać, nawet jeśli skakał koło Kima przez ostatnie dnie całodobowo. Jak on mógł konkurować z tak piękną kobietą, z miłością jego życia i matką ich synka? Jak mógł zastąpić mu ukochaną, z którą związał się złotymi obrączkami i wieczną przysięgą ponad pięć lat temu?

Taehyung pogrążał się w tym jednostronnym uczuciu i nie miał pojęcia, dlaczego bardziej pociągał go ten nie tak dawno poznany mężczyzna, niżeli śliczna szatynka, której wyraźnie na nim zależało.

I choć Jungkook pocałował go, tak namiętnie i z pasją w sylwestra, i choć troszczył się o niego podczas choroby oraz nie szczędził komplementów czy czułych dotyków, Taehyung potrzebował czegoś więcej, żeby uwierzyć.

Potrzebował zapewnienia, że nie jest wyłącznie pocieszeniem po zmarłej żonie.

~

- Irene, możemy porozmawiać? - zapytał rehabilitant, kładąc dłoń na ramieniu odwróconej do niego tyłem koleżanki. Nalewała sobie akurat herbaty w bufecie pracowniczym i omal nie oblała się wrzątkiem, kiedy usłyszała za plecami ten głos. Prędko odstawiła filiżankę i wytarła ręce chusteczką, obracając się niepewnie w stronę Kima.

- Przepraszam, Taehyung, ale chyba nie mamy o czym rozmawiać - wydukała, starając się wyminąć mężczyznę. Ten jednak nie pozwolił jej na to, gdy złapał ją za nadgarstek. Chciał wszystko wyjaśnić od razu, bez zbędnych ceregieli.

- Coś się stało? Zrobiłem albo powiedziałem coś nie tak?

- Nie musiałeś. Już wszystko wiem. Tylko jest mi przykro, że rozpowiadasz o naszej randce swoim kolegom i się nimi wyręczasz, zamiast osobiście i od razu powiedzieć mi, że ci się nie podobam i nie jestem w twoim typie - odparła, nie kryjąc urazy. Odważyła się spojrzeć Taehyungowi w oczy, który na te słowa zwyczajnie pobladł i zgłupiał.

- Irene, o czym ty mówisz? Kto ci nagadał takich głupstw? Przecież podobasz mi się, i to bardzo, a ja naprawdę chciałem spotkać się z tobą kolejny raz. Przysięgam, że nie rozpowiadałem o tym nikomu i...

- Doprawdy? To Jungkook jest jakimś jasnowidzem? - prychnęła, przewracając oczami. Zawsze miała Taehyunga za szczerego, wspaniałego mężczyznę, a tymczasem zasypywał ją stekiem bzdur i wciskał takie kity prosto w oczy.

- Co? - Brunet zmarszczył brwi i dopiero wtedy coś zaczęło mu świtać. - Jeśli o to chodzi, to przecież umawialiśmy się wtedy na kawę przy nim. Wiedział o naszym spotkaniu, dlatego później zapytał, jak było. Jest moim przyjacielem, więc powiedziałem tylko tyle, że było świetnie i jesteś naprawdę uroczą dziewczyną. Przepraszam, jeśli sobie tego nie życzyłaś, ale nie gniewaj się na mnie - westchnął, łapiąc szatynkę w ramionach, które zaczął delikatnie gładzić.

- Jesteś cyniczny, Taehyung. Jak śmiesz kłamać mi prosto w oczy, huh? Czuję się jak skończona kretynka, bo myślałam, że jesteś ciepłym i kochanym człowiekiem, a to najwidoczniej taka maska w pracy. Po naszej randce nie mogłam zasnąć z tych emocji, byłam taka szczęśliwa, że w końcu zebrałam się na odwagę i cię gdzieś zaprosiłam, że nawet się całowaliśmy. A kiedy szef zadzwonił, że jesteś chory i mam wziąć za ciebie nadgodziny, to bez wahania się zgodziłam, nawet jeśli ledwo daję radę ze swoimi pacjentami. Jakby tego było mało, to pędziłam do twojego domu jak poparzona, kupując ci po drodze zupę i jakieś witaminy - wymieniała, czując jak po jej policzkach spływają łzy.

- Irene, byłaś u mnie? A tak w ogóle, to jak ty... - przerwał, łącząc po woli wszystkie fakty. Dlaczego wcześniej padło z jej ust imię Jungkooka?

- Owszem, byłam. A jedyne, co dostałam, to kopa w dupę od szanownego pana Jeona, który powiedział o wszystkim, co na mój temat wygadywałeś. Czułam się tam taka upokorzona, rozumiesz? Nawet nie wpuścił mnie do środka, tylko oznajmił, że mam spadać, bo on się tobą zajmie i "drugiej randki już nie będzie, chyba nie jesteś w jego typie" - zaszlochała, robiąc przy ostatnich słowach charakterystyczny znak palcami.

Taehyung poczuł się tak, jakby ktoś właśnie uderzył go w policzek. I skłamałby mówiąc, że wcale się w nim nie zagotowało.

Mimo oporów wtulił w siebie płaczącą i drżącą z nerwów kobietę, głaszcząc ją uspokajająco po włosach.

- Tak mi przykro, Irene, ale musisz mi uwierzyć, że wcale tak nie powiedziałem. Nie mam pojęcia, czemu Jungkook tak ci nakłamał, ani czemu nie powiedział, że do mnie przyszłaś. Zwłaszcza, że bez przerwy paplałem, jak bardzo chciałbym cię już zobaczyć - wyszeptał, przez co rehabilitantka zaczęła płakać jeszcze głośniej, zwracając na ich przyklejoną do siebie dwójkę uwagę kilku jedzących obiad pracowników.

- Nie wiem, co mam myśleć, Tae. Chciałabym ci uwierzyć, ale...

- To uwierz. Znasz mnie tak długo, wiesz, że taki nie jestem. A Jungkookowi zdarza się często palnąć jakieś głupstwo, nadal nie pozbierał się po śmierci żony - mówił, notując w pamięci, by pierwsze co zrobić po skończonej pracy, to pojechać do Jeona i zdzielić go w twarz. - Jeśli chcesz, to mogę z nim porozmawiać, żeby wszystko sprostował. Zależy mi na tobie...

Irene nic nie odpowiedziała, tylko złapała jego policzki i pogładziła je delikatnie kciukami.

- Wszystko między nami okej?

- Okej - przytaknęła, uśmiechając się do niego ciepło. Była ślepo zakochana i faktycznie nie chciało jej się wierzyć, że byłby zdolny do czegoś równie okropnego.

- Robisz coś w sobotę?








________________

miłego dnia/wieczorku/nocy ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top