17 - "Now it's my turn to take care of you"
(A/n wszystkiego naj, kochane! uśmiechajcie się dużo i rozdział w prezencie 💞)
~~~
Pięciolatek szczerzył się od ucha do ucha, kątem oka dostrzegając śpiącego tatusia pod jego stopami. Ale to nie ten fakt go cieszył, tylko to, iż leżał wtulony w mruczącego coś pod nosem pana Kima. Najchętniej nigdy nie przerywałby tej uroczej chwili, ale pilne potrzeby fizjologiczne były jednak silniejsze.
To nie tak, że Mingyu zapomniał o swojej mamusi. Świadomość, że już jej nie ma, nadal go bardzo bolała i odczuwał jej nieobecność niemalże na każdym kroku. Ale wiedział, że w tym innym świecie jest jej dobrze, a nawet lepiej, i cały czas opiekuje się nimi w jakiś magiczny sposób. Był tylko dzieckiem, pokrzywdzonym przez zły los, ale w tym całym nieszczęściu udało mu się z tatusiem odnaleźć słynny promyk, to wielkie szczęście, tylko w innej postaci.
A tym kimś był nikt inny, jak jego najcudowniejszy na świecie rehabilitant, który stał się dla małego kimś więcej, niżeli ucieleśnieniem nadziei i szansy. TaeTae stał się jego opiekunem i jedyną osobą, która dawała jego wiecznie smutnemu tatusiowi radość. I nawet jeśli w przedszkolu uczono go, że rodzina powinna składać się z mamy, taty i dzieci, bo nie można mieć dwóch tatusiów, to teraz czuł się co najmniej oszukany przez te wszystkie, głupie ajummy.
Jego tatuś był szczęśliwy przy TaeTae i uśmiechał się równie często, co niegdyś przy mamusi. Czy tak nie wygląda miłość? Zresztą, pięciolatek już nie wyobrażał sobie życia ich małej rodzinki bez pana Kima. Był kochany i ciepły niczym rodzicielka, zawsze miał dla niego i tatusia czas, a na dodatek pasował do jego taty wręcz idealnie. Śmiali się często, uwielbiali razem gotować i Mingyu, patrząc na nich przez cały ten czas z boku, miał wrażenie, jakby patrzył na księcia i księżniczkę ze swojej ulubionej bajki. Z tą różnicą, że pan TaeTae miał krótkie włosy, co jednak wcale nie oznacza, że był od tych blond piękności brzydszy.
- Tatusiu? - szepnął, spinając całe swoje ciałko. Poruszył nieznacznie paluszkami prawej stopy i omal nie pisnął, bowiem rehabilitant zawsze mu powtarzał, że to wielki przełom w ich ćwiczeniach. Zgiął je więc raz jeszcze, trącając przez przypadek rękę tatusia, który niemrawo rozchylił powieki i uniósł do góry głowę.
- Minnie? - wychrypiał, dopiero po chwili się orientując, że jego synek właśnie zaczepił go paluszkami. Do tej pory udawało się mu to tylko podczas rehabilitacji, po wielu ćwiczeniach, kiedy mięśnie były odpowiednio rozgrzane.
Spojrzał na swojego chłopca i momentalnie uśmiechnął się szeroko. Pogłaskał jego nóżki i ledwo powstrzymał się od obudzenia Taehyunga. Ostrożnie więc odkleił się od starszego, prędko przypominając sobie zeszłą noc. Obiecał zapomnieć, ale nie potrafił. W jego głowie cały czas przewijała się ta jedna scena, ten pocałunek, który zmienił w jego życiu wszystko. Teraz był pewien jeszcze bardziej, że zakochał się w rehabilitancie swojego synka. Teraz wiedział, że jeszcze bardziej będzie starał się to ukrywać. Nadal byli najlepszymi przyjaciółmi, nadal to Suran była jego miłością.
Ale mimo wszystko, nie potrafił skrzywdzić Kima. Nie potrafił nie uśmiechać się na jego widok i nie miał zamiaru zaprzeczać samemu sobie, że każda noc, kiedy miał Taehyunga przy sobie, była zwyczajnie piękna. Czując jego bliskość, ta cała żałość i koszmary go opuszczały.
Jungkook już wszystko rozumiał i nie potrzebował wymówek, by tłumaczyć swoje szybko bijące serce na samą myśl o brunecie.
- Burczy mi w brzuszku - jęknął dzieciak, na co jego ojciec tylko skinął głową ze zrozumieniem. Próbował zwlec się z salonowej kanapy możliwie najciszej, byleby nie zbudzić starszego, ale niestety, nie udało mu się.
- Guk? - zapytał zaspany Taehyung, przecierając piąstkami powieki. - Chyba mam kaca - wystękał, otwierając niepewnie oczy. I zapomniał o prawidłowym oddechu, gdy ujrzał podpartego na dłoniach mężczyznę tuż nad sobą, który uśmiechał się niezręcznie. Pierwszą myślą rehabilitanta był oczywiście pełen pasji pocałunek, który w tamtej chwili pragnął powtórzyć, lecz obiecali sobie, że to był jedyny taki wybryk, o którym rano zapomną. Zresztą, nie chciał zrazić go do siebie swoim nieświeżym oddechem, który po ilości wypitego alkoholu zapewne był jeszcze gorszy, niż normalnie.
- Um, dzień dobry, Tae - wymamrotał Jeon, pospiesznie zeskakując z sofy. To nie jego wina, że zbyt długie wpatrywanie się w piękne oczy Kima powodowało u niego ciepłe mrowienie w różnych partiach ciała. Musiał trochę ochłonąć i robić wszystko, by nie doprowadzić się do stanu, w którym zapomniałby o zdrowym rozsądku i zrobił coś lekkomyślnego. - Zrobić ci coś do jedzenia? - zapytał czysto retorycznie, bo nieważne, jak brzmiałaby odpowiedź, i tak przygotowałby mu syte śniadanie.
- Nie, nie jestem głodny. Jungkook... Bo ja... - wydukał, dotykając swojego czoła, które faktycznie wyglądało na niepokojąco czerwone. - Nie czuję się najlepiej, chyba mam gorączkę.
- To kac, za kilka godzin przejdzie. Musisz tylko zjeść coś tłustego i dużo pić, najlepiej wody z cytryną - odpowiedział młodszy, lecz i tak przykucnął przy kanapie, patrząc na Kima zaniepokojonym wzrokiem.
- To nie kac, Guk, jestem pewien - zaprzeczył, z trudem przełykając ślinę.
- Ej, Taehyung, nie strasz mnie - westchnął, przykładając samemu dłoń do jego zgrzanego czoła. - Jezu, ty naprawdę jesteś gorący.
- Wiem - zaśmiał się, poruszając znacząco brwiami, na co młodszy klepnął go w ramię, uśmiechając się głupkowato. Brunet szybko spoważniał, bo nawet jeśli się starał, to nie miał nastroju do żartów.
- Jedziemy do lekarza - zarządził dwudziestopięciolatek, a Taehyung prędko zaprzeczył, kręcąc z oburzeniem głową. - Nawet nie dyskutuj. Zrobię nam śniadanie, umyję Mingyu, a potem pomogę ci się przebrać i jedziemy na pogotowie.
- Nie zgadzam się. To tylko przeziębienie, po prostu wrócę do domu, rozpuszczę sobie witaminki i jutro wszystko będzie cacy - odparł Kim, choć tak naprawdę czuł, że nie ma siły choćby wstać na nogi.
- Nawet nie wiesz, jakie mogą być potem powikłania. Masz być zdrowy, Taehyung.
- Dlatego muszę wrócić do domu, żeby was przypadkiem nie zarazić.
- Nie chcę nic mówić, ale... - przerwał Jeon, widząc karcące spojrzenie Kima. Najpewniej wiedział, co młodszy miał zamiar powiedzieć, a tego nie chciał. Mieli nie wspominać. - Nieważne. Spróbuj zasnąć jeszcze na jakąś godzinę, w tym czasie ja i Minnie powinniśmy się zebrać.
- Jungkook... - westchnął zrezygnowany mężczyzna, odgarniając ze spoconego czoła włosy. Nie chciał być kolejny raz balastem, ani problemem dla wdowca, który i tak miał już zbyt dużo własnych zmartwień na głowie.
- Zawsze o nas dbasz, troszczysz się o mnie i Gyu. Pozwól, bym teraz to ja zaopiekował się tobą - wyszeptał Jeon, niepewnie łapiąc dłonie rehabilitanta w swoje. - Okej?
- Okej - mruknął Tae, gładząc kciukami nadgarstki mężczyzny. - Dziękuję.
~
Taehyung nawet nie zorientował się, kiedy ponownie został wybudzony ze snu. Tym razem jednak Jungkook był już przebrany, podobnie jak zmartwiony złym samopoczuciem swojego rehabilitanta Mingyu. Siedział on w swoim krzesełku i pił przez słomkę ciepłe kakao, podczas gdy jego tatuś ostrożnie ściągnął ze starszego kołdrę.
Kim czuł się fatalnie, nie tylko przez lekkiego kaca czy rozwijającą się chorobę, ale też dlatego, że wyglądał i pachniał beznadziejnie. Nie chciał, by mężczyzna oglądał go w takim stanie, ani tym bardziej pomagał mu się przebrać czy cokolwiek innego, przez co zażenowanie zżerałoby go od środka.
- Zimno mi - wydukał, wciskając spoconą twarz w poduszkę. - I muszę się umyć.
- Przede wszystkim, to musisz się wypocić i pójść do lekarza. Potem pojedziemy do ciebie, zrobię ci okład, herbatę i coś do jedzenia - mówił Jeon, zgarniając z fotela ciepły koc, którym owinął Taehyunga. Nim ten zdążył jakkolwiek zaprotestować, wdowiec prędko podniósł go na ręce.
- Guk, co ty wyprawiasz? - obruszył się mniejszy, lecz nawet nie miał siły, by się wyrywać. Wiedział, że gdy tylko stanie na nogi, to albo upadnie, albo zwymiotuje.
- Idę pomóc ci się przebrać na górę.
- Chyba sobie żartujesz. Puść mnie, nie będziesz mnie niósł po schodach, debilu! - warknął, co jednak w ogóle nie zniechęciło Jungkooka do przemierzania wraz z nim salonu, a wręcz rozbawiło.
- W bajkach, jak księżniczka się źle czuje, to książę bierze ją na rączki i idzie ją ratować - powiedział z uśmiechem Mingyu, chcąc wytłumaczyć panu Kimowi zachowanie tatusia. Przecież to była oczywista oczywistość.
- Widzisz, jakie mam mądre dziecko? - parsknął brunet, rozpoczynając wspinaczkę na piętro.
- Na pewno nie po tobie - odgryzł się starszy, ciesząc się, że jego twarz nie mogła być już bardziej czerwona.
Weszli do sypialni Jungkooka, którą niegdyś dzielił z Suran. Młodszy posadził Tae na krawędzi łóżka i zniknął na chwilę, zaraz wracając ze stertą swoich starych ubrań, a także tych, które przypadkowo i przy różnych okazjach zostawił w ich domu rehabilitant.
- To ten, rozbieramy cię - odchrząknął, kładąc obok zaskoczonego Kima kupkę ciuchów. Czuł się dziwnie i normalnie w życiu nie powiedziałby do niego czegoś podobnego, ale cóż, teraz nie było innej możliwości, a Taehyung potrzebował pomocy. Wyglądał jak siedem nieszczęść i cały się trząsł.
- Nie ma mowy, wynocha stąd - bąknął pod nosem, wyciągając rękę spod koca. Chwycił pierwszą lepszą bluzę i spojrzał wyczekująco na mężczyznę, by ten wreszcie wyszedł.
- Wstydzisz się mnie? Przecież wiesz, że nie musisz. Ty oglądałeś mnie w jeszcze gorszych sytuacjach, na przykład wtedy pod prysznicem, kiedy byłem cały mokry, zapłakany i na dodatek nagi - przypomniał niechętnie, podchodząc mimo wszystko do starszego. - Nie będę przebierał ci gaci przecież, chcę tylko byś podniósł ręce do góry - westchnął, na co brunet przewrócił oczami i uniósł nieznacznie ramiona w powietrze. Na tyle, na ile dał radę. - Grzeczny Taehyung - zaśmiał się, a starszy był pewien, że gdyby miał siły, to zdzieliłby go w łeb.
- Zamknij się, Guk - wymamrotał, kiedy mężczyzna ostrożnie ściągał z niego przepoconą koszulę. Nie było to komfortowe, nawet jeśli lubił swoje ciało i się go nie wstydził, tak w porównaniu z rzeźbą Jeona prezentował się zwyczajnie słabo. Zresztą, była to jego intymna strefa, a on nie za bardzo miał ochotę, by ktokolwiek oglądał go w negliżu, nawet jeśli tylko do pasa.
Jungkook miał wrażenie, że właśnie dostał zeza, bowiem chęć przyjrzenia się kompletnie odkrytemu torsowi Taehyunga była silniejsza, niż moralne bariery. Przełknął głośno ślinę, patrząc na jego zroszoną potem, szybko unoszącą się klatkę piersiową. Nawet jeśli przez gorączkę jego skóra była w tamtych miejscach nieznacznie zaczerwieniona, nadal był w stanie dostrzec jej piękny, naturalny kolor.
Nie wiedział, ile czasu tak po prostu się gapił, ani kiedy jego palce samoistnie powędrowały na jego tors, sunąc po nim badawczo opuszkami. Dopiero kiedy Taehyung głośno odchrząknął i zadrżał, ten ocknął się i zabrał dłoń.
- Przepraszam.
- Mówiłem ci, że mi zimno. Miałeś mnie szybko przebrać, a ja już dawno temu zrobiłbym to sam.
- Wiem, przepraszam - powtórzył zawstydzony swoim zachowaniem, pospiesznie wkładając na niego ciepłą bluzę. - Jeszcze tylko jakieś dresowe spodnie - dodał, przerzucając stertę ubrań.
- Na moje nogi też tak się będziesz gapił? - zapytał z wyrzutem, a Jungkook poczuł, jak teraz to jego zalewają zimne poty.
- Nie chciałem, przepraszam. I nie wiem, co się ze mną dzieje. To jest po prostu dla mnie nowe, zrozum.
- Co niby jest dla ciebie nowe? Facet bez koszulki? - wypytywał rozzłoszczony, choć sam nie był w stanie zrozumieć swojego nagłego oburzenia. Po prostu nie chciał, by jego uczucie względem Jeona przybierało na sile, a on zachowywał się tak, jakby sam chciał czegoś więcej. A tak przecież nie było i Taehyung musiał unikać jak ognia tego typu sytuacji. Bo nawet jeśli dla młodszego to wszystko nic nie znaczyło i było czysto przyjacielskie, Kim czuł się tak, jakby bawiono się jego emocjami.
Jungkook nie odpowiedział, a jedynie przykucnął przed mniejszym i patrząc mu prosto w oczy, zdjął z niego spodnie. Celowo unikał spoglądania poniżej pasa i chaotycznie założył na jego nogi luźne dresy.
- Zadałem ci pytanie, Jeon. Co jest dla ciebie nowe?
- Nieważne.
- Odpowiedz na moje pytanie! - krzyknął, momentalnie się krztusząc. Przyłożył dłoń do ust, a wolną ręką owinął wokół siebie koc.
- Facet bez koszulki, przez którego moje serce wariuje - odparł z nerwów, podnosząc zdziwionego tymi słowami Kima na ręce. - A teraz jedziemy do lekarza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top