15 - "For everything you've done for us"

Jungkook nie wiedział, co nim kierowało, kiedy razem z Minnie latał po sklepach i przeglądał wszystkie działy z męską odzieżą. Ostatni raz w galerii handlowej był ze swoją żoną i raczej to ona szalała po butikach, podczas gdy mąż siedział z kubełkiem kurczaków w strefie dla rodziców, gdzie synek bawił się z innymi dziećmi w basenie z piłkami, a większość matek uśmiechała się do niego w ten sposób. Dlatego też nigdy nie przepadał za wypadami do centrów handlowych, teraz jednak musiał się poświęcić.

Nie znał się za bardzo na modzie, to Suran wyrobiła mu jakiekolwiek wyczucie stylu i ciągała go po przymierzalniach. Natomiast Taehyung wręcz przeciwnie - zawsze ubierał się z klasą i wszystko ze sobą współgrało, nawet najbardziej absurdalna kombinacja wydawała się przemyślana i po dłuższych oględzinach zniewalająca. Może to przykre, ale jakiś ciuszek wydawał się Jungkookowi najlepszym prezentem dla rehabilitanta, którego urodzin nie chciał przegapić.

Poprosił jedną z pracownic markowego sklepu o pomoc i ostatecznie wybrał zwykły czarny golf w najmniejszym rozmiarze. Przypomniał sobie, jak Taehyung niemal utopił się w jego bluzie, oraz jak idealnie leżała na nim ta należąca wcześniej do jego żony. Może i nie był to jakiś zachwycający wybór, ale Kim nosił podobne i ten powinien się mu spodobać, a przynajmniej taką Jeon miał nadzieję. Był w szoku, że taka szmatka kosztowała prawie tyle, co nowy telefon, ale nie przejął się tym i zapłacił.

Tego, co przez ostatni czas zrobił dla nich ten rehabilitant, nie dało się przecież przeliczyć na pieniądze.

I kiedy już prawie wychodził z tej zatłoczonej galerii, chcąc złapać Taehyunga jeszcze przed jego randką z Irene, Mingyu ugryzł ojca w ucho i wyraźnie się oburzył.

- A kwiaty?

- Chłopcom nie daje się raczej kwiatów, mały - odpowiedział tatuś, robiąc z nim "noski-noski".

- Ale mamusi zawsze kupowałeś na urodziny takie ładne, czerwone bukieciki. TaeTae nie może poczuć się gorszy - westchnął pięciolatek, wydymając słodko usteczka.

Tak więc Jungkook zawrócił do kwiaciarni i choć czuł się tym faktem zażenowany, kupił dla swojego przyjaciela równie piękny bukiet róż, jak niegdyś dla Suran.

~

Dochodziła godzina szesnasta, a dwudziestopięciolatek pędził jak poparzony w stronę osiedla, na którym mieszkał Taehyung. Wiedział, że skończył pracę godzinę wcześniej i powinien być już w mieszkaniu, zapewne pijąc zieloną herbatę i szykując się na randkę. Och, jak Jungkook znienawidził słowo "randka"...

Modlił się w duchu, by starszy nie wyszedł z Irene na miasto od razu po pracy, bo nie miał zamiaru czekać z dzieckiem w aucie pod blokiem i marznąć. Nie miał także ochoty być świadkiem sytuacji, jak po udanej "randce" wchodzą razem do mieszkania Kima z wiadomymi intencjami. Nawet jeśli nie podejrzewał Tae o takie rzeczy już po pierwszym spotkaniu, to przecież nie znał go na tyle dobrze i wszystko było możliwe.

Wziął malca na ręce, któremu kazał trzymać bukiet, a w wolną dłoń złapał torebkę z prezentem i chwilę później stał już przed drzwiami. Całe szczęście, że wyczytał na domofonie, pod jakim numerem mieszka brunet, oraz napatoczyła się jakaś starsza pani, która bez zbędnych pytań wpuściła ich do klatki.

- Jungkook? Co ty, co wy tu robicie? - nie krył zaskoczenia Taehyung, który miał na sobie do połowy zapiętą koszulę.

- Wiem, że zaraz pewnie musisz iść, ale chcieliśmy ci tylko złożyć życzenia - odpowiedział mężczyzna, a kiedy Tae otworzył szerzej drzwi, weszli do środka.

Mieszkanie Kima było niezwykle czyste i uprzątnięte. Wystrój minimalistyczny i ściany w dość chłodnych kolorach, co zupełnie nie pasowało do takiego zmarzlucha, jakim był. Jungkook skarcił się w myślach za to, że pierwsze o czym pomyślał to to, iż rehabilitant celowo tak wysprzątał swoje gniazdko, by później zaprosić do siebie Irene. A prawda była taka, że Taehyung przez natłok obowiązków i ciągłe wędrówki między ośrodkiem a domem Jeonów, zwyczajnie nie miał czasu nawet nabrudzić.

- Zrobić ci coś do picia? - zapytał uprzejmie odwrócony plecami do dwójki, zapinając z wyraźnym zawstydzeniem koszulę.

- Nie, i tak zanim by wystygło, musielibyśmy się zbierać. Ale przejdziemy do rzeczy. Chcieliśmy życzyć ci z małym wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i innych oczywistości - Jungkook wstał z kanapy, na której dopiero co usiadł i podszedł do Kima, uśmiechając się tak szeroko, na ile tylko dał radę. - Dużo cierpliwości do mnie, satysfakcji z pracy i uśmiechaj się zawsze tak pięknie, bo wtedy wszystkie smutki znikają. Dziękujemy ci za wszystko, co dla nas zrobiłeś i zostań z nami jak najdłużej.

- Najlepiej na zawsze - wtrącił równie uśmiechnięty pięciolatek, wręczając wzruszonemu Taehyungowi bukiet róż. - To od tatusia, ale nie miał wolnych rąk i kazał mi potrzymać, więc daję ci to za niego - zachichotał dzieciak, lekko się rumieniąc.

- Och, dziękuję, ja naprawdę nie wiem, co powie...

- To nie wszystko, poczekaj - przerwał mu młodszy i wziął głęboki wdech. - Życzę ci przede wszystkim spełnienia marzeń i miłości, na którą zasługujesz. Żebyś znalazł kogoś, kto będzie na ciebie zasługiwał, a o to pewnie ciężko. Jeśli tym kimś okaże się Irene, to życzę wam szczęścia. Mam nadzieję, że nie jesteś zły za wczoraj i wpadniesz jednak na tego sylwestra. Pooglądamy filmy, wypijemy szampana i zrobimy sami pizzę. Ale wracając, to życzę ci tego, żebyś zawsze miał chęci do życia i dążenia do bycia lepszym człowiekiem. Choć, moim zdaniem, już lepszym być nie można. I dziękuję ci za to, bo dzięki tobie stanąłem na nogi i niedługo także zrobi to Mingyu. Dzięki tobie stałem się silniejszy, pozbierałem się do kupy i wiem, że choć jeszcze daleko mi do ideału, to dzięki tobie to osiągnę. Masz takie dobre serce, nie pozwól, by ktoś je złamał albo ci je odebrał. Świeć zawsze tak pięknie, bo jesteś promykiem, który wyprowadził mnie z ciemności. Raz jeszcze, sto lat, Taehyungie - zakończył, czując jak w oczach zbierają mu się łzy.

Kim natomiast nic nie odpowiedział, bo czuł, że gdy tylko spróbuje, to rozpłacze się na dobre. Bez słowa przytulił Jungkooka i jego synka, tak mocno, jak jeszcze nigdy. Było mu wstyd za to, jak przez ostatnie dni traktował mężczyznę, jak bez powodu się denerwował i odmawiał spotkań. Jak zarzucał mu to, że wtrąca się w jego życie i nie pozwala ruszyć dalej. Jeon był jego najlepszym przyjacielem, kimś bardzo ważnym. Czy to dziwne, że miał ochotę zadzwonić do Irene i odwołać z nią randkę, a resztę urodzin spędzić z Jungkookiem i jego synkiem w swoim mieszkaniu, jedząc torta i gadając o głupotach?

- Dziękuję, Guk - szepnął, muskając policzek bruneta. Pozwolił sobie na tę czułość i choć zrobił to z tysiącem obaw gdzieś z tyłu głowy, prędko to od siebie odepchnął, gdy młodszy oplótł go w pasie i docisnął do siebie jeszcze szczelniej. - Dziękuję, Minnie - zwrócił się do uradowanego tym widokiem chłopca, którego cmoknął w czółko.

- Och, byłbym zapomniał - obruszył się Jungkook, podnosząc z podłogi torebkę z nazwą ekskluzywnej firmy odzieżowej. Podał ją starszemu i podrapał się po karku, bo gdyby jednak Kimowi nie spodobał się golf, to chyba by się zabił, spalił ze wstydu i popłakał jednocześnie, wnosząc skargę na pracownicę butiku za beznadziejny gust i równie beznadziejne rady.

- Jest piękny, dziękuję - westchnął ucieszony, oglądając swój prezent.

- Nie mówisz tego z grzeczności?

- Nie. Zresztą sam zobaczysz, jak będę w nim chodził codziennie, aż nie zaśmierdnie - zaśmiał się Taehyung i przypadkowo zerknął na zegarek na ścianie. - O cholera, jestem spóźniony...

- Ach, randka... Może cię podrzucić? - Jungkook zacisnął szczęki i policzył w myślach do dziesięciu.

- To miłe, ale nie. Chyba wypadałoby samemu podjechać po Irene - powiedział, czując jak zaczyna robić się między nimi niezręcznie.

- Racja. W takim razie my już uciekamy i przepraszam, że przez nas się spóźnisz - wydukał, głaszcząc policzek swojego synka, którego raczej nie cieszył taki obrót spraw.

- To nic takiego, dziękuję, że o mnie pamiętaliście. I chętnie bym z wami dłużej posiedział, no ale... ech.

- W porządku, rozumiemy. A tak w ogóle, to gdzie lecicie? - Jungkook nie potrafił się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

- Tylko do kawiarni. Irene ma na siódmą rano pacjenta, także nie będziemy długo siedzieć - odparł, nie rozumiejąc, dlaczego nagle zaczął się tłumaczyć przed Jungkookiem, oby tylko nie był zły i nie pomyślał sobie za dużo.

I faktycznie ta informacja nieco uspokoiła mężczyznę, choć nie miał bladego pojęcia czemu. I dlaczego w ogóle tak bardzo denerwowała go wizja całującego się z Irene Taehyunga.

- Pamiętaj włożyć kwiaty do wazonu - mruknął, kierując się z synkiem w stronę drzwi.

- Będę pamiętał. I raz jeszcze dziękuję, są śliczne.

- TaeTae, pani Irene jest ładna i fajna, ale mój tatuś jest lepszy. Dlaczego nie pójdziesz na randkę z nim?! - wykrzyczał chłopczyk, kiedy już prawie opuszczali mieszkanie rehabilitanta.

Jungkook gdyby mógł, to zakopałby się pod ziemię i zakleił taśmą usta swojego synka, który ostatnimi czasy rzucał takimi tekstami bez przerwy.

- Bo mnie nie zaprosił - odpowiedział Taehyung z wyraźnym uśmiechem, po czym pomachał do Gyu i zaskoczonego tymi słowami bruneta, by następnie zniknąć za drzwiami do łazienki.






_____________

#KiwiUmilaPoniedziałki is back

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top