14 - "You love him, don't you?"
- Przepraszam za siebie - wyszeptał Jungkook we wciąż wilgotne włosy rehabilitanta, którego od dobrej godziny usilnie przytulał. A raczej to przytulali się nawzajem; Taehyung by go pocieszyć i uspokoić, Jeon natomiast, by bez słów okazać swoją wdzięczność za te wszystkie gesty.
Chyba po raz pierwszy od dawna nie było to w żaden sposób krępujące, nawet jeśli ledwo mieścili się na łóżku przeznaczonym dla jednej osoby. Młodszemu co prawda było wstyd za to, w jakim opłakanym stanie Kim znów musiał go oglądać, za to, że musiał wyciągać jego nagie ciało spod prysznica, bo te wszystkie wspomnienia kolejny raz go dopadły i sparaliżowały. Ale naprawdę potrzebował starszego, bez niego nie dałby rady wstać i tym bardziej się uspokoić.
- Nie przepraszaj - westchnął mniejszy, bo szczerze rozumiał to nagłe załamanie. Mimo że nie pytał o powód, znał go doskonale. Wiedział, że taka sytuacja będzie mieć miejsce, można powiedzieć, że był na to w pewien sposób przygotowany. Rodzice Suran, jej zdjęcia na każdym możliwym fragmencie ściany, mały Mingyu, bez przerwy powtarzający, że TaeTae jest jak mamusia... W sumie to podziwiał mężczyznę, że tak długo wytrzymał. - Nie masz mnie za co przepraszać, Guk. Po prostu nie płacz już więcej i spróbuj zasnąć, okej?
- Okej - odparł, pozwalając sobie na ostrożne pogładzenie Taehyunga po czubku głowy. Palcami przeczesywał czekoladowe, nadal lekko mokre włosy, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że Kim przez cały czas wstrzymuje oddech. To nie było normalne, nawet dla niego, nawet jeśli byli bliskimi przyjaciółmi. - Dziękuję ci, Taehyung.
- Mógłbyś... przestać?
Jungkook zmarszczył brwi i chwilę się zastanowił, co starszy miał na myśli. Przestać przepraszać? Przestać się mazać? Czy może przestać... go dotykać?
Jednak nim zdążył o to zapytać, posłusznie zabrał dłoń z włosów rehabilitanta swojego synka.
- Dzięki - mruknął, mając wrażenie, że jeszcze chwila, a zwyczajnie się udusi. Jeon był zdecydowanie zbyt blisko, przecież leżeli przytuleni na ciasnym łóżku. Taehyung cieszył się, że był trochę niżej i nie musiał patrzeć w tej chwili brunetowi w oczy.
- Och, czyli o to chodziło... - zaśmiał się cicho i żałośnie, bo w głębi duszy miał nadzieję, iż nie to stanowiło problem.
- To po prostu dziwne, Guk. Wiem, że potrzebujesz teraz drugiej osoby, kogoś, kogo będziesz mógł przytulić i się mu wygadać, ale proszę... Nie rób czegoś pod wpływem emocji, czegoś, czego będziesz potem żałował. Nie jestem zabawką, nie jestem pluszakiem, też mam uczucia i mogę niektóre rzeczy opacznie rozumieć - powiedział niepewnie, bo doprawdy nie chciał go w tamtej chwili martwić czy dodatkowo stresować, lecz zwyczajnie musiał jasno postawić pewne sprawy.
- Teraz jest mi przykro - odpowiedział, czując jak serce Kima zaczyna kołatać tuż przy jego klatce piersiowej. - Nie sądziłem, że masz o mnie takie zdanie, że jesteś dla mnie jak zabawka na pocieszenie.
- Nie to miałem na myśli...
- Nie oszukujmy się, właśnie to miałeś na myśli. I może faktycznie czasem zachowuję się tak, jakbyś był dla mnie niczym więcej, ale przysięgam, nie jest tak. Doceniam wszystko, co dla mnie robisz i staram się jakoś odwdzięczać, pokazywać ci to. Ugh, nieważne, zapomnij. Nawet nie umiem się wysłowić.
- Ja po prostu nie chcę czuć się jak gorsza wersja Suran, a tak właśnie się czuję, kiedy bez przerwy za nią rozpaczasz i ranisz mnie, a potem zasypujesz mnie uroczymi wyznaniami, przytulasz mnie, głaszczesz mnie po głowie... Co ja mam sobie myśleć? - palnął bez ogródek Kim, spodziewając się ostrego wybuchu wdowca za te słowa.
- Myśl sobie co chcesz, Taehyung, ale ja nie patrzę na ciebie przez pryzmat mojej żony. Kiedy patrzę ci w oczy, nie szukam w nich nieobecnej Su. Kiedy cię przytulam, nie szukam jej w twoich ramionach. Zwyczajnie czuję się lepiej, mając cię przy sobie. Ciebie, Taehyung. Bo poza Minnie jesteś dla mnie aktualnie najważniejszy. Suran zawsze mam w sercu, a ciebie chciałbym mieć zawsze przy sobie - szeptał, słysząc pociągnięcia nosem mniejszego.
- Dobranoc, Guk - wymamrotał, bowiem na nic więcej nie było go stać. Nie miał pojęcia, co myśleć, ani co zrobić. Tylko jego serce biło tak trochę za mocno.
A Jungkook czuł się jak najgorszy śmieć, dopóki delikatne, drżące dłonie nie znalazły się na jego szyi, wodząc chłodnymi opuszkami po gorącej skórze spragnionej czułości.
Spragnionej dotyku Taehyunga.
~
- Tatusiu? - Mingyu ściskał w dłoniach swoje ukochane maskotki. Królika miał już od dawna, od rodziców, natomiast puchatego tygryska dostał w te święta od dziadków.
- Tak, skarbie?
- A bo kiedy babunia była niemiła dla TaeTae i na nią krzyczałeś, to powiedziałeś bardzo smutne rzeczy - westchnął chłopiec, opierając główkę o ramię fotelika w samochodzie.
Jungkook poczuł, jak jego krtań zaciska się, bo faktycznie nie powinien był wtedy mówić pewnych rzeczy przy swoim małym dziecku. Nie myślał jednak trzeźwo i teraz faktycznie tego żałował. Mimo że miał nadzieję, iż pięciolatek zapomni albo zwyczajnie mu to umknie.
- Tatuś był wtedy zdenerwowany na twoją babcię i nie wszystko co mówił, było prawdą, mały - wtrącił się Taehyung, obracając głowę w stronę najmniejszego z pasażerów. Chęć ratowania Jeona z opresji zawsze wygrywała z jego silną wolą, nawet jeśli nie była to jego sprawa i ojciec powinien sam brać odpowiedzialność za swoje wcześniejsze słowa.
- Tatuś nie kłamie. A powiedział wtedy, że chciał się zabić i teraz nie miałbym ani jego, ani mamusi - jęknął maluch, wycierając dużym uchem pluszowego królika swoje załzawione oczy.
- Minnie...
- Przepraszam, tatusiu, że mam zepsute nóżki i już nie jestem taki fajny. Pewnie chciałbyś być teraz z mamusią, ale musisz się mną opiekować - bąknął, a Jungkook cieszył się, że akurat podjechali pod blok Taehyunga, bo potrzebował natychmiastowej przerwy. Zacisnął dłonie na kierownicy, kiedy w przejmującej ciszy zaparkował przy drodze. Coś zakuło go w sercu, a on nie mógł powstrzymać żałosnego szlochu.
- Mingyu, nawet nie mów takich głupstw. Tatuś kocha cię najmocniej na całym świecie i za nic nie chciałby cię stracić. A twoje nóżki będą niedługo zdrowe jak wcześniej. Nigdy cię nie zostawię, rozumiesz? Jesteś moim kochanym synkiem, moim największym skarbem. Jesteś najbardziej superaśnym brzdącem pod słońcem - odpowiedział, czując jak Kim ściska go za rękę, kolejny raz dodając mu otuchy. - Tatuś czasem robi i mówi głupie rzeczy, ale wcale tak myśli. Dlatego nie możesz się smucić, okej?
- Ja też cię kocham, tatusiu. I obiecuję się więcej nie smucić, jeśli ty też już przestaniesz - powiedział chłopczyk, a widząc szeroki uśmiech na twarzy taty, przytulił do siebie swoje zabawki jeszcze mocniej. - Masz mnie i masz TaeTae, tato. Dlatego nie chciej więcej się zabić, bo będziemy źli i będziemy płakać.
- Obiecuję - szepnął, czując jak jego serce krwawi. Nie mógł cofnąć już swoich słów, teraz musiał robić wszystko, by i maluch o nich zapomniał.
- Ja już uciekam, dziękuję za podwózkę - mruknął Taehyung, odpinając pas.
- To ja dziękuję, że z nami pojechałeś.
- Do jutra, Guk. Papa, Minnie! - Kim pomachał pięciolatkowi, rzucając przelotne spojrzenie młodszemu mężczyźnie.
Bez słowa więcej wyszedł z auta i powolnym krokiem ruszył w stronę budynku. Ten wyjazd naprawdę zmienił wszystko.
~
Rehabilitant zakładał swojemu pacjentowi kurteczkę, zaraz po skończonych ćwiczeniach. Miał ochotę się rozpłakać, bo dzieciak przez te trzy dni zrobił ogromne postępy i bardzo się starał. Kilka razy nawet poruszył paluszkami i ciągle mówił, że czuje, jak mrowią go całe nóżki. Nie mógł się więc doczekać każdego kolejnego spotkania, każdego kolejnego efektu ciężkiej pracy ich obu. Nie rozmawiał zbyt dużo z Jungkookiem i widział się z nim tylko w ośrodku rehabilitacyjnym podczas ćwiczeń z małym.
Czuł przez cały czas jego spojrzenie na swoich plecach i zawsze odmawiał, gdy ten proponował mu spotkanie, wspólny obiad czy choćby transport pod dom. Musiał zwyczajnie wszystko sobie poukładać i przemyśleć, bo słowa oraz gesty młodszego podczas wizyty u państwa Shin nieprzerwanie przewijały się w jego głowie, nie pozwalając na normalne funkcjonowanie czy pełne skupienie w trakcie pracy.
- To widzimy się w nowym roku, Gyu! - pisnął ucieszony, zapinając zamek w kurteczce dzieciaka.
- Przyjdziesz do nas na sylwestra? - zapytał chłopiec, nadymając uroczo policzki.
A Taehyung nie wiedział, co odpowiedzieć, bowiem z jednej strony nie miał siły na kolejną noc w ich gniazdku (a tak z pewnością by się skończyło), a z drugiej nie powinni świętować, zważywszy na fakt, iż Jeon i maluch byli w żałobie. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ktoś delikatnie szturchnął go w ramię.
- Hej, Taehyung, masz chwilę? - drobna szatynka uśmiechnęła się rozbrajająco, wciskając ręce w swój biały kitel.
- Jasne, Irene, coś się stało? - zagadnął, patrząc pytająco na swoją koleżankę z pracy.
Jungkook natomiast podszedł do swojego synka i przejął po rehabilitancie obowiązki, otulając go szalikiem. Nawet jeśli powinien się jak najszybciej ulotnić, celowo przeciągał te wszystkie czynności. Tak, zwyczajnie chciał po chamsku podsłuchać i choć trochę przedłużyć swoje dziwaczne i niezręczne spotkanie z Kimem.
- Um, a więc jutro są twoje urodziny i tak sobie pomyślałam, czy nie miałbyś ochoty gdzieś wyskoczyć po pracy? Zwykła kawa, nawet w bufecie, czy kino... - zawstydzona Irene spuściła głowę i wbiła wzrok w czubki butów.
- Och, szczerze mówiąc, to zapomniałem o własnych urodzinach - zaśmiał się Taehyung i zwyczajnie nie potrafił się nie rozczulić, widząc pojawiające się na twarzy kobiety rumieńce.
- Znaczy wiesz, nie chcę się narzucać, czy coś, bo może masz już jakieś plany. A jeśli czujesz się z tym niekomfortowo, to przecież możemy iść do jakiegoś pubu i wziąć Seokjina, Jisoo, Kyungsoo... - wymieniała poszczególnych znajomych z ośrodka, lecz w trakcie tej wyliczanki przerwał jej Taehyung, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Nie trzeba, chętnie pójdę tylko z tobą - odparł rozweselony, gdyż widział jej markotną minę w trakcie proponowania spotkania w większym gronie.
- Naprawdę? O Jezu, to świetnie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę - mówiła szczęśliwa Irene, przytulając się do kolegi. - To jutro dogadamy się co i jak, teraz już nie przeszkadzam i wracam do pracy - dodała, a jej serce zabiło niespokojnie, kiedy poczuła wokół talii dłonie mężczyzny.
Tylko ten wściekły wyraz twarzy pana Jeona za plecami Taehyunga psuł jej humor.
- Tak, do zobaczenia - szepnął, czując słodki zapach truskawkowego szamponu w jej ślicznych włosach.
Kiedyś sam zastanawiał się nad tym, czy nie zaprosić dziewczyny na kolację, w końcu zawsze uśmiechała się do niego, przynosiła mu kawę, a na dodatek była wyjątkowo piękna, zabawna i inteligentna. Niestety zawsze albo nie miał czasu, albo odwagi.
Pomachał znikającej mu z pola widzenia dziewczynie, która o mały włos nie zderzyła się z przeszklonymi drzwiami. Była cała w skowronkach i Taehyung pewien był, że zarówno on, jak i ona sama, nie skupią się tego dnia na swojej pracy.
- Czy ona właśnie zaprosiła cię na randkę? - zapytał Jeon, podrzucając synka na ręce. Kimowi nie umknęła nuta sarkazmu w jego głosie.
- Daj spokój, idziemy tylko na kawę - odburknął, sprawdzając coś w grafiku.
- Może dla ciebie to tylko kawa, ale dla niej z pewnością coś więcej. Nie widziałeś, jak się do ciebie szczerzyła? Oj, leci na ciebie jak szalona - zaśmiał się, lecz był to ten rodzaj wymuszonego śmiechu.
- To źle? - Taehyung odłożył swój notes i popatrzył z powagą na przyjaciela.
- Nie, skądże. Jest ładna i wydaje się miła, pasujecie do siebie - odchrząknął, choć wypowiedzenie tych słów, nie wiadomo czemu, wiele go kosztowało.
- Też tak uważam - odparł brunet, a Jungkook poczuł ukłucie zazdrości. To nie tak, że był o młodą kobietę zazdrosny, bo przecież Taehyung miał swoje życie i prawo do chodzenia na randki, zakochania się i tak dalej, ale... Ale nie mógł przeboleć jednej rzeczy.
- Szkoda tylko, że kiedy to ja próbuję cię od kilku dni gdzieś zaprosić, to odmawiasz albo tłumaczysz się brakiem wolnego czasu. A kiedy ona proponuje ci kawę, to zgadzasz się bez zawahania.
- To moja koleżanka, a ja mam jutro urodziny.
- A ja jestem twoim przyjacielem, któremu nawet nie powiedziałeś, że masz jutro urodziny - powiedział ostrym tonem, zaciskając szczęki.
- Szczerze mówiąc, Guk, to nigdy jakoś szczególnie nie obchodziłem tego dnia, więc nie widziałem powodów, by się tym afiszować - odpowiedział, czując narastającą złość. Jungkook kolejny raz traktował go jak swoją własność i miał wyrzuty za to, że chciał spędzić wolny wieczór z koleżanką z pracy.
- Gdybyś mi powiedział, to przygotowalibyśmy ci z Minnie jakąś niespodziankę.
- Nie lubię niespodzianek i nie lubię tego, że wtrącasz się w moje życie prywatne. Wybacz, ale mam do niego prawo i nie jesteś jedynym człowiekiem na tej planecie, z którym muszę spędzać każdą wolną chwilę, co przez ostatni miesiąc i tak robiłem - odpowiedział, czując jak zaczyna w nim buzować. Nie mógł pozwolić, by mężczyzna kolejny raz wziął go na litość i wywołał w nim poczucie winy.
- Rozumiem. W takim razie udanej randki - prychnął rozgoryczony, patrząc jak Mingyu niespokojnie przenosi spojrzenie z tatusia na rehabilitanta.
- Tatusiu, ale nie możesz pozwolić, żeby pani Irene zabrała ci TaeTae - jęknął, a na te słowa Taehyung tylko przyłożył sobie dłoń do czoła i wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
- Idziemy do domu, Gyu - odparł, ubierając smutnemu chłopcu czapkę na głowę.
- TaeTae jest twój, kochasz TaeTae, prawda? - zapłakał, zaciskając łapki na kołnierzu ojca.
Jungkook nic nie odpowiedział.
- Twój tatuś nie może traktować mnie jak swoją własność, mały - odpowiedział Kim i smętnym krokiem ruszył wzdłuż korytarza.
Młodszy czuł, jak niewidoczna pętla zaciska się na jego szyi, a wewnętrzny głos każe go zatrzymać.
- Taehyung, poczekaj! - krzyknął, ale było już za późno.
_______________
ogólnie to kochajcie vrene, bo to jedyny hetero ship jaki toleruję i nawet darzę ogromną sympatią ;-;
kocham Was i tak jak obiecałam - jest aktywność, są częste rozdziały ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top