11 - "And wrap yourself around me"
flashback
- Musisz pocałować TaeTae - klasnął w dłonie chłopiec, patrząc z radością na swoich opiekunów, którzy na te słowa dosłownie zdębieli.
- Co? Dlaczego niby mam... - zaczął mężczyzna, jednak powędrował wzrokiem do góry, gdzie ucieszony dzieciak wskazywał palcem. - Och... Jemioła... - Jungkook głośno przełknął ślinę i popatrzył na Kima, który zamiast płonąć w rumieńcach, zgrzytał zębami.
- Mówiłem coś o jemiole, Guk.
~
Każdy kolejny pisk rozochoconego Mingyu sprawiał, że Taehyung miał ochotę zapaść się pod ziemię i po raz pierwszy podnieść głos na swojego podopiecznego. Dlaczego mały musiał postawić dwójkę mężczyzn w takiej niezręcznej sytuacji? Jeśli odmówią, zepsują pięciolatkowi święta, a przecież obiecali mu, iż będą one cudowne, nawet bez mamy.
Natomiast jeżeli się zgodzą na ten niewinny i całkowicie grany pod jednoosobową publikę pocałunek, to przez resztę wieczoru będzie między nimi napięta atmosfera, której w święta naprawdę nie chcieli. Zresztą, byłoby dziwnie nie tylko w wigilię, ale pewnie także przez dłuższy czas. A kto wie, może to zepsułoby ich - dopiero co odratowaną - przyjaźń już na zawsze?
- Synku, chłopcy nie powinni dawać sobie buzi, bo... - zaczął Jungkook, lecz nie było dane mu skończyć. Młodszy tak się zachwycał wizją tatusia całującego Tae, że po prostu nie dało się go przegadać.
- Bu-zi, bu-zi, bu-zi! - sylabował Gyu, radośnie klaszcząc w dłonie.
- No dobrze, spokojnie! - to powiedziawszy, obrócił się w stronę trzęsącego się ze złości i stresu rehabilitanta i lekko musnął jego policzek, szepcząc przy tym niewyraźne "Przepraszam".
- W porządku - mruknął brunet, mogąc w końcu odetchnąć.
Poczuł ogromną ulgę, że Jeon jednak pomyślał i cmoknął go w dość neutralną część ciała. Przecież jego serce wcale nie zabiło mocniej przez tę krótką chwilę, wcale. I przecież przyjaciele często witają się w taki sposób, zwłaszcza w Europie. Po tej krótkiej dywagacji zwrócił się do pięciolatka, który na chwilę zamilkł i wydawał się myśleć, czy takie coś go wystarczająco usatysfakcjonowało.
- Widzisz, Minnie? Tatuś dał TaeTae buzi - najstarszy przełknął ślinę, orientując się, że to zdanie nie zabrzmiało ani trochę dobrze, tak jak to było w jego głowie. - To teraz możemy wypić nasze herbatki i zacząć kolację! - krzyknął entuzjastycznie, błagając w myślach, by dzieciak odpuścił i faktycznie skupił swoją uwagę na rozgrzewającym napoju.
- Nie! To się nie liczy, o nie! To jest prawdziwa jemioła, więc ma być prawdziwe buzi! Takie jak w bajkach, kiedy książę całuje swoją księżniczkę - bąknął, robiąc przy tym skwaszoną minę.
- Minnie... Ale... - zrozpaczony Taehyung już nie wiedział, co ma powiedzieć, by przekonać tego dzieciaka. A Jungkook oczywiście wcale mu nie pomagał, siedząc na podłodze jak słup soli. Wzrok miał utkwiony w cukiernicę, która była sprawcą całego zamieszania.
- Nie chcę prezentów, gwiazdki na choince, ani nawet zielonej herbatki! Chcę, żeby tatuś dał prawdziwe buzi TaeTae, bo inaczej się obrażę i nie będę się odzywać aż do następnych świąt! - zagroził, brzmiąc całkiem poważnie. Może i do tej pory cała ta jego zachcianka zdawała się być żartem, tak teraz, kiedy jego głos się łamał, a w małych oczkach pojawiły się łzy, mężczyźni byli w kropce.
Taehyung miał ochotę zwyczajnie wstać i uciec, chociażby udając, że nagle poczuł się źle i koniecznie musi do toalety. I najpewniej by to zrobił, gdyby nie Jungkook.
Który tak niespodziewanie złapał jego twarz w dłonie i złączył ich usta.
Co prawda trwało to niecałą sekundę, jednak wystarczyło, by Kim poczuł się jak sparaliżowany, a fala nieznanych dotąd emocji zawładnęła jego ciałem, jego sercem, które na moment jakby zaprzestało uderzać.
- Zadowolony? - odchrząknął mężczyzna, a kiedy ucieszony Minnie, wlepiając w ich dwójkę rozczulone spojrzenie, skinął główką, Jungkook prędko poderwał się z podłogi i podszedł do synka. Nie musiał nawet patrzeć na Taehyunga (na co i tak w tamtym momencie by się nie odważył), by wiedzieć, że ten nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił i co w niego wstąpiło, jednak tłumaczył to sobie chęcią uszczęśliwienia dziecka. Wolał nie myśleć o tym, jak zostanie z Kimem sam na sam, jak będzie musiał go przepraszać i gęsto się tłumaczyć.
A w tym samym czasie przez myśli rehabilitanta przewijała się jak zdarta płyta ta chwila, ten jeden moment. Nawet jeśli minęło już kilka minut, on wciąż czuł na swoich ustach ciepłe wargi Jeona. Nie potrafił się otrząsnąć, choć wiedział, że powinien o tym zapomnieć. Przecież Jungkook spełnił tylko życzenie świąteczne swojego malucha, nic więcej. Dlaczego więc tak to przeżywał? Dlaczego czuł, że ta niewinna i wymuszona pieszczota coś w nim zmieniła?
Taehyung nigdy nie chciał czegoś takiego, w sumie przez całe swoje życie miał tylko jedną dziewczynę w trakcie studiów i raczej nie było to czymś poważnym. Przez natłok obowiązków nie miał czasu na bawienie się w związki, chodzenie na randki, czy nawet zastanawianie się nad swoją orientacją. Jasne, potrafił docenić przystojnych mężczyzn, do których Jeon także się zaliczał, ale nie myślał o nich "w ten sposób". Zawsze chciał mieć piękną żonę i gromadkę dzieciaków, ale raczej w dalekiej przyszłości...
Zresztą, dlaczego w ogóle zaczął o tym w tej chwili myśleć? Nie, przecież nic takiego się nie stało, a on nie powinien nagle doszukiwać się w tym czegoś więcej, jak również kwestionować swoich upodobań.
- To ja pójdę poszukać tej herbaty - wymamrotał, by następnie ociężale zebrać się z podłogi i zniknąć w kuchni. On także nie miał odwagi spojrzeć na Jungkooka.
~
Było już po północy, kiedy wspólnie siedzieli na kanapie i oglądali drugą z rzędu komedię świąteczną, a ich pełne brzuchy powoli odzyskiwały pierwotne kształty. Podczas kolacji faktycznie udawało się im udawać, jakoby nic się nie wydarzyło. Tylko historie opowiadane przez Mingyu i ich sztuczne śmiechy zapobiegały wtargnięciu niezręcznej atmosfery.
- Tatusiu, mogę dziś spać tutaj? - zapytał sennym głosem pięciolatek, wtulając się w tors Jungkooka.
- Musiałbyś zapytać TaeTae, czy nie zaszkodzi to twoim pleckom - odpowiedział, spoglądając na mężczyznę. Taehyung siedział na drugim końcu sofy, możliwie najdalej od Jeona. Patrzył się w ekran, lecz gdyby zapytano go, co się właśnie na filmie wydarzyło, nie potrafiłby odpowiedzieć. Bez ustanku rozmyślał o sytuacji sprzed kilku godzin. Dopiero słysząc swoje imię, zerknął na dwuosobową rodzinkę.
- Myślę, że mógłbym ci tu wygodnie rozłożyć kołdrę, tak jak w twoim łóżeczku, i nie byłoby problemu. Dziś są święta, raz nie zaszkodzi - posłał chłopcu pogodny uśmiech, który ten odwzajemnił. - Jesteś zmęczony?
- Mhm - mruknął, przecierając paluszkami zamykające się mimowolnie powieki.
Taehyung w mgnieniu oka pobiegł do sypialni malca i zabrał z jego posłania poszczególne rzeczy, by później rozłożyć je na kanapie i pozwolić ojcu Gyu na położenie tam śpiącego już dziecka. Pogładził delikatnie jego czekoladową grzywkę i usiadł obok. Dopiero po chwili dotarło do niego, że tym samym skazał się na kolejną już noc w jeonowym gniazdku. I że właśnie siedział zbyt blisko Jungkooka, który wydawał się być spięty niczym struna.
- Czyli ten...
- No ten... - sapnął rehabilitant i podrapał się nerwowo po głowie. Boże, w takich chwilach żałował, że nie posiada zdolności teleportacji, niewidzialności, ani wehikułu czasu.
- Zostajesz?
- Wiesz, chyba nie powinienem, ale myślałem, że skoro pozwoliłeś małemu tu spać, to...
- Taehyung, spokojnie - zaśmiał się mężczyzna, słysząc w głosie częstego gościa ogromne zakłopotanie. - Przecież wiesz, że jesteś tu mile widziany i możesz nocować kiedy tylko chcesz - dodał, odruchowo kładąc dłoń na udzie starszego. Jednak czując, jak Kim wręcz podskoczył na ten gest, prędko zabrał rękę i zagryzł wargę. - Przepraszam.
- Nic się nie stało przecież.
- Stało się - odparł bez zastanowienia, jednak nie żałował, że zaczął ten temat. Jego także cały czas to męczyło i nienawidził, kiedy między nimi były jakieś zgrzyty. Chciał znów czuć się przy Tae komfortowo i na odwrót. Chciał znów swobodnie sobie z nim rozmawiać, żartować i nie martwić się o to, że gdy niechcący (lub chcący) dotknie jego dłoni czy innej części ciała, ten się speszy, a on będzie się obwiniać.
- To zależy, co masz na myśli - powiedział brunet i zassał od środka policzki. Bał się tej rozmowy, jeszcze nie był gotowy, w końcu nawet nie miał okazji się z tymi myślami przespać.
- Mam na myśli to, że cię po... pocałowałem - wydusił. To było cięższe niż myślał i czuł do siebie obrzydzenie. Nie, nie dlatego, że pocałował mężczyznę, na dodatek swojego przyjaciela, ale dlatego, że nie czuł się winny. A właśnie powinien, przecież Suran na pewno to widziała i poczuła się zdradzona. Jungkook przez pięć lat cudownego małżeństwa całował tylko jej usta. Dlaczego teraz aż tak bardzo nie żałował? Dlaczego bardziej przejmował się tym, jak czuje się obecnie Taehyung, a nie czuwająca nad nim żona?
- Nie pocałowałeś mnie, tylko "dałeś mi buzi" - zaznaczył Kim z uśmiechem, chcąc chociaż odrobinę rozluźnić napięcie. Chyba mu się udało, bo młodszy na te słowa cicho się zaśmiał.
- Racja, tego nawet nie można nazwać pocałunkiem. Musnąłem tylko twoje usta, no wiesz, żeby Minnie już dał nam spokój i nie strzelał fochów podczas wigilii - wyjaśnił, nawet jeśli Tae doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Ja wiem, Kook, nie jestem zły, ani nic z tych rzeczy. Nie chcę, żeby to cokolwiek między nami zmieniło. Cóż, stało się, trzeba żyć dalej. Nie zakochałem się w tobie, nie czuję do ciebie odrazy, po prostu byłem wtedy zszokowany.
- Ja też, nie sądziłem, że stać mnie na coś takiego - westchnął, nie przestając się uśmiechać. Taehyung naprawdę był wyjątkowy i wyrozumiały, to w nim uwielbiał najbardziej. - Cieszę się, że sobie wyjaśniliśmy. Teraz będę spać spokojnie.
- To ja pójdę się przebrać i zaraz wrócę do małego, żebyś mógł się porządnie wyspać. Nie chcę, byś znów przeze mnie wylądował na kanapie.
A Jungkook tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jak Taehyung wyciąga z torby bluzę, którą kiedyś mu dał, by następnie przeczesać w lustrze grzywkę i zniknąć w łazience.
Żadne serce nie może się równać z tym Taehyunga.
~
Ustawił w telefonie budzik, jednak momentalnie go wyłączył, widząc obok siebie śpiącego Mingyu. Nie chciał budzić go z samego rana, zresztą i on nie musiał zrywać się o świcie i pędzić do pracy w bożonarodzeniowy poranek.
Zdusił w sobie śmiech, słysząc śpiewającego pod prysznicem Jungkooka. To nie tak, że fałszował, bo właśnie śpiewał bardzo ładnie, co zdążył wyłapać już wcześniej, kiedy wracali z cmentarza i zdzierali sobie gardła przy piosenkach Mariah Carey. Po prostu było to zabawne, gdy jego głos mieszał się z lecącą spod prysznica wodą, a Taehyung wyobrażał sobie, jak mężczyzna zarzuca mokrą grzywką i śpiewa do szamponu.
Zawinął się kocem i zamknął oczy, dziękując Bogu za to, że wszystko wróciło do normy, a jego serce przestało wariować. Jednak kiedy powoli odpływał, usłyszał jak drzwi od łazienki zamykają się, a panele w salonie zaczynają skrzypieć.
- Taehyung?
- Huh?
- Mógłbyś na chwilę wstać? Przepraszam, jeśli cię obudziłem, ale chciałbym rozłożyć kanapę, to byśmy nie musieli się cisnąć - szeptał, a Kim niepewnie wstał, nie rozumiejąc zachowania Jungkooka. Przecież kazał mu się wyspać, mając na myśli oczywiście jego sypialnię, a nie salonowy narożnik. Właśnie dlatego miał zostać, by spać z małym tutaj, i by jego ojciec mógł odpocząć w samotności.
- Okej, wskakuj - polecił, a Tae nawet nie zorientował się, kiedy ten zdążył to wszystko zrobić i to niemalże w całkowitej ciszy.
Rehabilitant położył się przy samym krańcu i miał wrażenie, że Jungkook właśnie nad nim przeskoczył, bo zaraz po tym poczuł oplatające go w talii ramiona i spokojny, ciepły oddech na swoim karku.
- Guk, co ty...
- Dobranoc, Tae. Dziękuję ci za wszystko - szepnął, wtulając go w siebie.
A Taehyung nie byłby sobą, gdyby go w tamtej chwili odepchnął.
- Śpij dobrze, Guk.
____________________
nie ma za co i też Was kocham ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top