5 - "Go to sleep, my baby"

- Powinieneś skupić się na drodze - powiedział nagle Taehyung, patrząc na mężczyznę, który co chwila zerkał w lusterko, aby kontrolować stan swojego synka. - Nic mu się nie dzieje, prawda mały? - zagadnął, odpinając pas i wychylając się nieco, by dotknąć policzka chłopca, który wesoło się zaśmiał.

Jungkook momentalnie zesztywniał i pomino lekkiego uśmiechu na ustach, zjechał na pobocze, mocno ściskając kierownicę.

- Proszę, usiądź, zapomnij się i już tak nie rób - mruknął, choć wcale nie był zły, po prostu... Po prostu nie chciał już nigdy więcej uczestniczyć w jakimkolwiek wypadku, a z pozoru niegroźne czyny mogły do niego doprowadzić. Odwrócił głowę w stronę zmieszanego Kima, a kącik jego ust od razu drgnął.

- Wybacz - odparł cicho i od razu wykonał wszystkie czynności. - Możemy startować, kapitanie - dodał, nie mogąc pozwolić, by panująca atmosfera była nieprzyjemna czy ciężka.

- Ale tatuś nie jest kapitanem! - wykrzyknął chłopiec, przytulając do policzka puchatego królika, na którym nadal utrzymywał się zapach perfum Suran. 

- Nie? 

- Oczywiście, że jestem! - wtrącił Jeon i ponownie odpalił auto, przekręcając kluczyk w stacyjce.

Czuł się trochę głupio z tym, że po raz kolejny wyszedł na buca, a naprawdę zaczęło zależeć mu dobrym kontakcie z rehabilitantem swojego synka. Ale przecież nie powie mu, że właśnie w taki sposób zginęła jego żona. Na takie rozmowy było zbyt wcześnie, rany nadal się nie zabliźniły. Chodziło mu tylko o bezpieczeństwo, nic poza tym, dlatego dziękował w duchu, że Tae jest taką promienną osobą, która wszystko potrafi zrozumieć.

Bo chyba nigdy nie spotkał kogoś, kto tak szybko wybaczał. Kto tak sprawnie zmieniał tematy, gdy dostrzegał, że rozmowa o czymś może go zranić, być niewygodna.

- Widzisz? A nie mówiłem? - przekręcił głowę, posyłając dzieciakowi kwadratowy uśmiech, zaraz jednak przenosząc spojrzenie z powrotem przed siebie, by nie irytować, ani martwić Jungkooka bardziej.

- Ale super! - wykrzyknął, ściskając biednego królika tak mocno, że omal się nie rozpruł. - Jak kiedyś pójdę do szkoły, to pochwalę się kolegom!

- Tak? I co im powiesz? - kontynuował jego ojciec, kiwając głową w rytm spokojnej muzyki, lecącej w radiu.

Po wypadku rzadko kiedy coś w nim włączał, bowiem wszystkie składanki kojarzyły mu się z Suran. Z ich wszystkimi przejażdżkami, wspólnym śpiewaniem i milionem uśmiechów, którymi go obrzucała, a których poza zdjęciami już nigdy więcej nie zobaczy.

Przy Taehyungu było lepiej, zdecydowanie. Samo to, że nawet na te dwie, trzy godzinki dziennie odpędzał od niego przykre wspomnienia, było czymś niesamowitym. A i musiał przyznać, że uśmiechał się równie rozbrajająco, jak mama jego pociechy. 

Może nie znali się długo, ale starszy od niego pomógł mu najbardziej, właśnie wtedy, gdy był bliski poddania się, rzucenia wszystkiego. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka więź się między nimi utworzyła. 

Ale pewien był, że chciał go mieć w swoim życiu. Nawet jako kumpla, nawet jako specjalistę, odpowiedzialnego za postawienie mu synka na nogi. Nie było kolorowo, ale przy Kimie każdego dnia pojedyncze barwy wkradały się do jego wyblakłego po wypadku życia.

- Powiem im, że znam kapitana, aniołka i superbohatera! - wyszczerzył ząbki, a Jeon poczuł, jakby coś właśnie kopnęło go w brzuch.

- Kogo?

- Tatę, mamę i pana Kima - wyjaśnił chłopiec, a Taehyungowi zadrżała broda. Wcale by się nie zdziwił, gdyby młodszy wybuchnął w tamtej chwili płaczem.

Młodszy z mężczyzn wziął głęboki wdech, świszcząc przy tym, ale wystarczyło, że spojrzał na bruneta, by w kilka sekund się uspokoić. Nie mógł płakać, a na pewno nie przy świadkach. Poza tym mógł się cieszyć, bo jego synek naprawdę dobrze znosił całą tę sytuację, lepiej niż on sam.

Ponownie wjechał na autostradę, co jakiś czas włączając się kilkoma słowami do rozmowy o rycerzach i czarodziejach, ale wolał zająć się prowadzeniem auta, by jak najszybciej dotrzeć na miejsce. 

Odetchnął, gdy jego oczom ukazała się tak dobrze znana mu brama. 

- Woah, jak kolorowo - zachwycił się starszy, zerkając na przeróżne lampeczki, zawieszone na jakimś drzewku i werandzie. 

- Moja, em... Żona lubiła takie ozdoby - odparł mężczyzna, drapiąc się po karku i zerknął na synka, bo było zdecydowanie zbyt cicho. - No i zasnął.

- Więc trzeba będzie go położyć - wzruszył ramionami Taehyung, a Jeon przytaknął, bo choć było zdecydowanie za wcześnie, to możliwość spędzenia kilku chwil z Kimem sam na sam brzmiała dobrze.

Wysiedli powoli z samochodu, a starszy cały czas w osłupieniu przyglądał się temu majstersztykowi. Musiał przyznać, że żona Kooka miała gust. Nawet nie zorientował się, kiedy młodszy zmaterializował się obok niego, otwierając tylne drzwi, by wyciągnąć synka z nosidełka.

- Daj, pomogę - otrząsnął się Tae, wpychając między uchylone drzwiczki, a ciało mężczyzny, z uśmiechem sięgając do zapinki pasów. - Prze-przepraszam - momentalnie się zaczerwienił i wycofał, gdy ich dłonie spotkały się gdzieś na nosidełku i delikatnie musnęły o siebie.

- Nie szkodzi, Taehyung, nie jesteś pokrzywą, ja zresztą też nie - odparł, unosząc kąciki ust do góry z rozbawienia. To było tak cholernie urocze, gdy niższy się onieśmielił i niezręcznie miął kanty swojego płaszcza, iż nagle stwierdził, że ma ochotę złapać te jego czerwone polika swoimi zimnymi dłońmi, by nieco je ostudzić.

Potrząsnął jednak głową, podrzucając swojego synka na ręce.

- Um, racja - mruknął niewyraźnie, idąc tuż za Jeonami do ich domu. - To.. Macie w domu choinkę? - próbował go zagadać, jednak został zignorowany, gdy Jungkook otworzył drzwi, puszczając go przodem.

- Czuj się jak u siebie, tam masz kuchnię, salon. Ja zaraz przyjdę, tylko położę Mingyu do spania - zrzucił ze stóp buty, cmokając malucha w skroń.

Nim Taehyung w ogóle zdążył odpowiedzieć, młodszy zniknął z jego oczu, kierując się na pierwsze piętro z małym chłopcem w ramionach. 

Kim uśmiechnął się pod nosem i powoli zaczął zdejmować płaszcz, szalik oraz buty, by przypadkiem nic nie zniszczyć. Naprawdę chciał zrobić dobre wrażenie, więc zanim wszedł na korytarz, rozejrzał się na wszystkie strony, oceniając wystrój. Było zwyczajnie, ale biło od tego miejsca jakieś przyjemne ciepło i Taehyung nie śmiał wątpić w prawdziwość miłości jaką darzyło się państwo Jeon. 

Momentalnie nieco posmutniał, ale przecież nie był tu po to, by bardziej dołować mężczyznę, więc udał się do kuchni z zamiarem zrobienia kawy. W pierwszej chwili się speszył, bo przecież nie miał pojęcia, gdzie znajdują się poszczególne przedmioty, ale potem poczuł ciepły oddech na karku i pisnął przestraszony. 

- Czego szukasz? - spytał z uśmiechem Jungkook, prostując się, a brunet złapał się za klatkę piersiową, kręcąc głową. 

- Przestraszyłeś mnie!

- Nie krzycz i idź na kanapę, zrobię kawę i przyjdę - poinformował grzecznie i od razu zaczął otwierać poszczególne szafki, ciągle uśmiechając się do siebie.

Taehyung zamrugał kilkakrotnie, po czym posłusznie wykonał polecenie, rumieniąc się okropnie. Wstydził się nieco za swoje zachowanie, ale przecież powiedziano mu, żeby czuł się jak u siebie. Zresztą, zdążył zauważyć, że ostatnimi czasy coraz częściej przy Jeonie odbiera mu mowę, język się plącze, a twarz płonie w wypiekach.

Póki była zima, zawsze mógł to usprawiedliwiać okropną pogodą, ale co będzie później?

Usiadł na sofie i czekał, błądząc wzrokiem po pokoju i kiwając się z boku na bok. W całym mieszkaniu zaczął unosić się zapach świeżo zmielonej kawy, a właściciel domu dodatkowo włączył jakąś klimatyczną, świąteczną muzyczkę.

Było tak przyjemnie, tak błogo, że nawet nie zdążył zarejestrować, kiedy powieki zaczęły mu się kleić, a on opadł delikatnie i, oczywiście niechcący, na rozścielony na meblu ciepły pled.

- Mleka, cukru? - zapytał brunet, wchodząc z tacą do salonu, a gdy ujrzał śpiącego Kima ze słodko rozchylonymi usteczkami, jego serce chyba się roztopiło, a spomiędzy warg wydobył się jakiś bliżej nieokreślony jęk rozczulenia. - No i po co mi cukier, skoro mam ciebie? 


~~~
Chyba się miłość zaczyna + MY NIE ZAPOMNIAŁYŚMY O TYM FIKU💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top