38 - "Your kisses are like cotton candy"

- Jungkook, długo jeszcze zamierzasz tak milczeć? - westchnął, opierając brodę na jego ramieniu. Wbił w niego swoje szczenięce spojrzenie, a kąciki ust opadły w dół.

Jungkook przełknął ślinę i pokręcił nieznacznie głową, bacznie obserwując, jak leżący na kocu Mingyu bez przerwy się śmieje i tłamsi radośnie latającego wkoło psa. Z żyrandolu spadło mu na twarz kilka pasm serpentyny i dopiero wtedy zdołał się ocknąć.

- Kurwa - sapnął, wystarczająco głośno, by usłyszał to Taehyung, i wystarczająco cicho, by nie usłyszał tego (już) sześciolatek. - To pies.

- Wow, po ponad godzinie wreszcie się zorientowałeś - sarknął starszy, od razu żałując, że nie ugryzł się w język. Jungkook miał święte prawo być zły, być w szoku i tak dalej, bo postawił go w sytuacji podbramkowej. Tu nie chodziło o nieudany prezent czy przemalowanie w tajemnicy ścian, a o żywą istotę, którą trzeba będzie się zajmować.

Taehyung uderzył się mentalnie w twarz, bo tak jak wcześniej kupno małego goldena wydawało się mu rewelacyjnym pomysłem, tak teraz widział swoją głupotę. Nawet nie zapytał, czy mały albo Kook mają uczelnie na sierść...

- Nienawidzisz mnie?

Jungkook wywrócił oczami i niespodziewanie objął rehabilitanta ramieniem, tuląc go mocno i pokrzepiająco.

- Zawsze chciałem mieć psa, ale Suran mówiła, że my sami robimy wystarczający bajzel i nie potrzebujemy dodatkowych problemów. Poza tym... zobacz, jaki Minnie jest przeszczęśliwy. Dla takiego uśmiechu na jego buźce byłbym w stanie zrobić wszystko.

- Czyli... ty też się cieszysz?

- Tak, Taehyung. Ja też się cieszę - odpowiedział zgodnie z prawdą, a jego serce radośnie podskoczyło, bo znów jego Taehyung był w ich domu, w jego ramionach. A torba z najważniejszymi rzeczami, którą starszy wziął ze sobą, od razu wskazywała na jego zamiary. Jungkookowi stado motyli wierciło dziurę w brzuchu na samą myśl o tym, że wieczorem położy się w łóżku obok niego, że rano zjedzą razem śniadanie i pożegnają się buziakiem, kiedy Tae będzie musiał biec do pracy, zapewne znów spóźniony przez poranne pieszczoty w pachnącej ich ciałami pościeli... - Tylko nie wiem, co ja teraz zrobię.

- W związku z czym? Przepraszam, ale utrzymanie takiego psiaka nie jest nie wiadomo jak czasochłonne czy kosztowne, zwłaszcza, że aż do września będziesz siedział z Gyu w domu, a ja na początku sierpnia mam urlop. - Taehyung uniósł lewą brew, by za chwilę zmarszczyć obie na widok bawiącego się palcami Jungkooka. - Dobra, Guk, gadaj, o co chodzi.

- Um, no bo właśnie... Masz urlop i ja też chciałem zrobić ci niespodziankę, znaczy nam wszystkim... - wydukał młodszy, zaczesując opadającą na czoło grzywkę. - I zaplanowałem wycieczkę nad morze dla naszej trójki, tylko na tydzień, ale nie wiem, co zrobimy z pieskiem. Znaczy... o ile w ogóle chcesz pojechać. Błagam, chciej pojechać - wybełkotał szybko i niewyraźnie, zapewne bojąc się, że Taehyung ostro skrytykuje ten pomysł, zwyzywa go od idiotów i zarzuci, że ten kolejny raz decyduje za niego i wtrąca mu się w życie.

Ale nie spodziewał się, że starszy tak po prostu piśnie uradowany i złapie jego twarz, okładając ją dziką serią pocałunków.

- Przecież psiak może jechać z nami!

- W sumie...

- Jezu, skarbie, już nie mogę się doczekać naszych wspólnych wakacji... chodzenia po plaży za rękę i uczenia tego małego pulpeta aportowania w wodzie.

- Ale Mingyu nie jest gruby... I czemu chcesz uczyć go aportować, skoro on-

- Mówię o psie, Boże, Jungkook... - Tae pochylił się w stronę mężczyzny i zmienił swój donośny głos na szept. - No i nie mogę się doczekać kochania przy uchylonych drzwiach tarasowych, przy szumie morza...

- Jezu... - jęknął Jungkook, który naprawdę mocno, ale to bardzo bardzo mocno potrzebował dobrego seksu. Tęsknił za pieszczeniem swojego partnera, tęsknił za sposobem, w jaki Taehyung oddawał mu siebie i pozwalał czuć się tak cholernie cudownie.

- Chyba, że jesteś debilem, i wynająłeś hotel na jakichś obrzeżach, a zamiast widoku na morze, będziemy mieli widok na kontenery albo sklep monopolowy.

- Za kogo ty mnie masz. - Jungkook wywrócił oczami, kiedy w tej samej chwili zaśmiali się, patrząc po sobie jak głupawe nastolatki.

- Za kogoś, kto pomyślał, że mówiąc „nauka aportowania" miałem na myśli Mingyu.

Jungkook zarumienił się ze wstydu, a chłopiec, słysząc swoje imię, nagle się ożywił.

- Ostatnio oglądałem Scooby-Doo i Kudłaty zapytał Daphne, czy Fred to jej chłopak - wtrącił nagle chłopczyk, kiedy wymęczony zabawą szczeniak rozwalił się na dywanie, wystawiając mały języczek i rozkraczając tyle łapy.

- Och, i co odpowiedziała? - zapytał Taehyung, kiedy Jungkook porwał jego stopy i położył je sobie na kolanach, masując jak za starych dobrych czasów.

- Nieważne - bąknął dzieciak i machnął w powietrzu ręką, robiąc przy tym minę obrażonej paniusi. Rehabilitant mało nie prychnął, zasłaniając usta dłonią. - Chciałem tylko zapytać, czy tatuś to twój chłopak. Bo... ja wiem, że się kochacie, ale nie wiem, czy jesteście swoimi chłopakami.

- My-

- Tak, jesteśmy swoimi chłopakami. TaeTae jest moim chłopakiem, a ja jego, bo kocham go tak mocniutko, że aż skacze mi serduszko, kiedy jest obok mnie - wyjaśnił dumnie Jungkook, ponieważ dla niego bycie w związku z Taehyungiem nie było powodem do wstydu, a mały i tak dużo rozumiał. Lepiej, żeby wiedział, jak jest, oraz że wszystko to jest wynikiem niczego innego, jak pięknej, czystej miłości.

- Mi też skacze, kiedy widzę, jak się uśmiechacie i nie kłócicie - powiedział sześciolatek, by zaraz wskazać paluszkiem na potężny tort. Jungkook wolał przemilczeć, ile razy sam próbował zrobić w środku nocy tort, ani ile produktów zmarnował, by ostatecznie i tak wydać majątek na gotowy wypiek z cukierni. - Jemy?

- No pewnie! - uradowany mężczyzna poderwał się z kanapy i podszedł do stolika. Wyjął z ciasta wszystkie zdmuchnięte wcześniej świeczki i ukroił trzy solidne kawałki, mało nie obcinając sobie przy tym palców.

Taehyung w tym czasie podniósł Minniego z kocyka i usiadł z nim na kolanach, mierzwiąc ciemną grzywkę.

- Dziękuję za psiaka - westchnął dzieciak, wtulając się w rozczulonego Kima. - Kocham cię... tatuś.

- Ja cie-

Jungkook przerwał, kiedy obrócił się z talerzem w ręce i ujrzał szok wymalowany na twarzy Taehyunga, a także swojego synka, przytulającego się do jego klatki piersiowej. Mingyu nie powiedział tego do biologicznego ojca... Nazwał "tatusiem" spanikowanego rehabilitanta, który aktualnie bał się reakcji Jungkooka i wybuchu.

Jednak Jeon, zamiast się gniewać, uśmiechnął się promiennie i przysiadł koło swojej rodziny.

Przecież to normalne, mieć dwóch rodziców.

A Jungkook nikomu innemu, poza brunetem, nie pozwoliłby na bycie drugim tatusiem czy drugą mamusią.

~

Oddech spoconego Taehyunga powoli wracał do normy, kiedy składał na brzuchu Jungkooka słodkie pocałunki. Splatał nogi z tymi jego i czuł się tak, jakby urodził się na nowo. Było mu tak dobrze, tak cholernie dobrze, a cała nagromadzona przez te długie tygodnie złość i frustracja, zwyczajnie wyparowały. Jungkook wiedział, jak go kochać i gdzie dotykać, wiedział, kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć. Wiedział też, kiedy uciszyć starszego namiętnym pocałunkiem, nawet jeśli nie istniały według niego piękniejsze dźwięki od tych, jakie podczas seksu wydawał z siebie Tae. Potrzebowali tego.

- Nadal dzwoni mi w uszach - zaśmiał się brunet, przykładając dłoń do swoich rumianych policzków.

Jungkook uśmiechnął się półgębkiem i zjechał ręką na plecy ukochanego, sunąc po nich delikatnie.

- Jestem aż takim ogierem? - zażartował, poruszając znacząco brwiami. Taehyung na te słowa przewrócił oczami i szturchnął go łokciem w żebra. 

- Nie, po prostu przypierdzieliłem głową o ścianę, kiedy ruchałeś mnie tak, jakby to był nasz ostatni raz - odgryzł się, lecz widząc momentalne zmartwienie na twarzy młodszego, głośno westchnął i wychylił się po pocałunek. - Żartuję, prosiaku. Po prostu był to ten rodzaj orgazmu, który paraliżuje ci kończyny i człowiek ma ochotę krzyczeć tak, żeby słyszała go cała okolica - wyjaśnił, dźgając Jungkooka palcem w bok. Miał tak dobry humor, że naprawdę nie potrafił ugryźć się w język. Nawet jeśli wiedział, iż pieprzy bez sensu, albo raczej tak, jak nigdy mu się nie zdarzało. Ich seks zawsze przepełniony był wanilią, ale teraz ich ciała pożądały się nawzajem zbyt mocno, by nie dać upustu tym buzującym emocjom.

- Woah, skarbie. Serio musiałeś się za mną bardzo stęsknić, bo cię dzisiaj nie poznaję.

- Bo zamiast powtarzać, że cię bardzo kocham, mówiłem, żebyś mnie mocniej pieprzył?

- Bo skakałeś na mnie tak, że po dziesięciu sekundach omal nie doszedłem.

Taehyung zaśmiał się perliście i zakrył kołdrą twarz, a czerwień na policzkach zamiast zniknąć, stała się jeszcze bardziej zauważalna.

- Przepraszam.

- Niby za co? - prychnął Jeon, także wpychając głowę pod kołdrę. Cmoknął rehabilitanta w sam środek czoła i posmyrał go po karku. - Podobało mi się. Och kurwa, jak mi się to podobało.

- Chyba muszę się częściej wyprowadzać.

- No chyba cię coś boli - odpowiedział prędko Jungkook, łapiąc starszego pod pachami. Podciągnął go do góry, by mieć jego twarz na wysokości swojej. - Nie chcę, byś znikał z mojego życia na dłużej, niż na czas pracy, rozumiesz? - zapytał z powagą, na co Kim skinął głową. On też nie chciał. - I nie kłóćmy się już nigdy więcej, dobrze? A przynajmniej nie tak ostro, jak wtedy. Wiesz, że jestem idiotą i zdarza mi się pojechać jakimś głupim tekstem albo porównaniem, wiem, że lustro w łazience jest uwalone pastą przeze mnie, albo że nieumyte gary wysypują się ze zlewu przeze mnie, ale... No już jestem sobie takim Jeon Jungkookiem i albo akceptujesz mnie całego, albo wcale. Kochaj mnie, Taehyung, kochaj oplute lustro w kibelku i zaschnięty szpinak na patelni, bo-

- Przecież kocham - przerwał mu brunet, łapiąc w dłonie jego policzki. - Kocham ciebie, two... naszego synka, kocham Suran i kocham sposób w jaki o niej mówisz, to, że ciągle pielęgnujesz o niej pamięć. Kocham oplute lustro, przypalone patelnie i śmierdzącą serowymi chrupkami kanapę, bo pozwalasz Mingyu wycierać w nią brudne paluszki. Kocham wszystko, co tworzy ciebie i co tworzysz ty - powiedział spokojnym głosem, obserwując, jak mężczyzna roztapia się przez jego dotyk i słowa, których potrzebował od samego początku.

- Jesteś uroczy - jęknął, łapiąc mniejszego za szyję z zamiarem podziękowania mu za te słowa pocałunkiem. Ale wtedy usłyszeli drapanie w drzwi i skomlenie, przez co oboje westchnęli. - A wiesz, co sprawi, że będziesz jeszcze bardziej uroczy i pocieszny?

- Tylko spróbuj, ty prosiaku...

- Kiedy posprzątasz siuśki po psie, którego sam kupiłeś.

- Pocałuj mnie w dupę.

- Bardzo chętnie.

- Nienawidzę cię.

- Tak, tak. Już przywykłem, że w twoim słowniku "nienawidzę cię" oznacza tyle co "poudaję, że jestem zły, by Jungkook mnie wyprzytulał i wycałował".

- Ty naprawdę jesteś głupi - westchnął rehabilitant, narzucając na nagie ciało szlafrok. - Okej, mogę sprzątać siki, ale za to ty będziesz sprzątać kupy - powiedział, i zanim zdążył się obejrzeć, Jungkook już gnał na korytarz z rolką papieru.












_________________
#KiwiUmilaPoniedziałki

ps: to jeszcze tak dwa rozdziały i epilog, misiaczki 💓

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top