27 - "Your secret is safe with me"

Taehyung uśmiechnął się szeroko, co było raczej dziwne, bo kto normalny szczerzy się jak dziecko, kiedy tuż nad uchem wyje budzik?

Może i faktycznie lekko posmutniał, nie czując wokół swojej talii ramion Jungkooka, bo co jak co, ale takie poranki całkowicie zawładnęły jego sercem. Poprawił swoją rozczochraną grzywkę i wsunął kapcie na nogi, ślimaczym tempem zmierzając w kierunku schodów. Po drodze zgarnął jeszcze z szafy swój szlafrok i westchnął zadowolony, bo rzeczywiście było to cudowne uczucie, gdy wszystkie ubrania miał tutaj i nie musiał czuć się jak ostatni głupek, żerujący na łaskawości Jeonów.

Rozbudził się nieco, kiedy znalazł się na parterze i poczuł słodki zapach gotowanych... truskawek? Taehyung wolał się nie zastanawiać, skąd u licha Jungkook wytrzasnął truskawki o tej porze roku.

Poprawił pasek swojego szlafroka i z jeszcze sklejonymi poranną ropą oczami wszedł do kuchni. Oparł głowę o lodówkę i po prostu nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy zauważył czekający specjalnie na niego parujący kubek zielonej herbaty na blacie, a tuż obok wypełniony maślanymi rogalikami talerzyk.

- Dzień dobry, Jungkook - przywitał się w końcu i ledwo wstrzymał śmiech, kiedy obrócony do niego plecami mężczyzna podskoczył i złapał się w okolicach klatki piersiowej.

- Słodki Boże, nie strasz mnie tak - sapnął brunet, jednak mimowolnie odwzajemnił uśmiech. Rozwiązał przewieszony przez biodra fartuszek i spuścił głowę, bo miał świadomość, że wyglądał w tej łaciatej szmatce jak prawdziwa kura domowa.

- Teraz widzisz, jak to jest - odparł rezolutnie Kim, wciąż mając w pamięci sytuację, kiedy to on omal nie zszedł na zawał przez wyostrzony dowcip wdowca.

Jungkook skinął głową i przypatrzył się zaspanym oczętom starszego. Zacisnął dłoń na fartuszku, kiedy Taehyung zagryzł wargę i ani myślał, by przerwać kontakt wzrokowy.

- Jungkook... zaraz spalisz kuchnię.

Młodszy obrócił się na pięcie i przeklął pod nosem kilka razy, łapiąc w dłonie parzący garnuszek z przypaloną kaszką manną dla Mingyu.

- Kurwa - syknął, odstawiając pospiesznie naczynie do zlewu.

Włączył strumień zimnej wody i zacisnął szczęki, bo już wiedział, że właśnie nabawił się poparzeń. A Taehyunga po prostu bolało serce na ten widok.

- Trzymaj tak jeszcze kilka minut, bo inaczej mogą porobić się bąble - poinstruował, podchodząc do mężczyzny. Przytulił się do jego pleców i westchnął smutnie, zauważając w zlewie cały garnuszek kaszki z truskawkami, która teraz nadawała się wyłącznie do wyrzucenia.

- Jestem beznadziejny.

- Nie jesteś.

- Jestem. Nawet głupiej kaszki dla niemowlaków zrobić nie potrafię - odburknął, czując jak ze wstydu pieką go policzki.

- Ale potrafisz wstać przed siódmą i lecieć do piekarni po rogaliki, a potem, zamiast spać do południa jak każdy normalny człowiek w weekend, robisz śniadanie dla swojej rodziny - zaznaczył Taehyung, uspokajająco głaszcząc plecy dwudziestopięciolatka. - Poza tym, Mingyu jest już chyba za duży na takie kaszki - zaśmiał się, po czym powędrował w stronę lodówki, z której wyjął truskawkowy dżem i nutellę. - Może dżem to nie to samo, co prawdziwe truskawki, ale kto nie lubi croissantów z czekoladą i powidłami?

- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił, Taehyung... - powiedział ściszonym głosem mężczyzna, wciąż trzymając poparzoną dłoń pod zimną wodą.

- Hmm, pomyślmy... Spaliłbyś kuchnię już jakieś dziesięć razy i nadal nie umiał poprawnie zaparzać zielonej herbaty - odpowiedział zaczepnie brunet, smarując przepołowione wypieki dżemem i nutellą naprzemiennie.

I kiedy tymi słowami udało mu się rozbawić Jeona, odniósł w myślach małe zwycięstwo i upił łyk swojej ulubionego, przyjemnie ciepłego napoju. Musiał przyznać, Jungkook rzeczywiście nauczył się robić to tak dobrze, że chyba pozycja Tae jako mistrzowskiego zaparzacza herbaty została zagrożona.

- O której widzisz się z Irene? - zagadnął niespodziewanie, jednak jego głos nie brzmiał opryskliwie. Nie był zazdrosny, ufał Taehyungowi bardziej, niż komukolwiek innemu.

- O dziesiątej.

- Podrzucić cię?

- Nie, nie trzeba. Lepiej zostań z małym w domu. Postaram się wrócić szybko - odpowiedział, posyłając mu łagodny uśmiech.

- To... Cholera, nie wiem jak o to zapytać.

- Najprościej jak potrafisz. - Taehyung zakręcił słoik nutelli i oparł biodro o szafkę, patrząc wyczekująco na bruneta.

- Bo mówiłeś, że chcesz jej powiedzieć... No ten, że kochasz kogoś innego chyba - wydukał zestresowany, na co Kim rozczulił się niemożliwie. To było takie urocze, kiedy mężczyzna w jednej chwili zamieniał się w takiego niepewnego misiaka i rumienił, mówiąc o uczuciach czy czymkolwiek innym tego typu.

- Prawda.

- Um, to znaczy, że powiesz jej o nas? W sensie, że kochasz mnie? Znaczy chyba - mamrotał, czując się jak skończony idiota. Miał ochotę zakopać się pod ziemię i zamiast dłoni wsadzić pod kran swoją poczerwieniałą twarz.

Natomiast Taehyung skręcał się wewnętrznie z rozczulenia.

- Nie wiem, jak na taką wiadomość zareagowałaby Irene. Wiesz, ja się nie wstydzę uczuć wobec ciebie, ale ludzie to ludzie. Jeśli nie chcesz, to nie powiem - odparł, bawiąc się opróżnionym do połowy kubkiem herbaty w dłoniach.

- To nie tak, że nie chcę, Tae, bo... bo ja też się tego nie wstydzę. Tylko po prostu nie chcę, byś miał potem problemy w pracy, i żeby znajomi się od ciebie odwrócili przez coś takiego.

- Wydaje mi się, że nie są aż tacy ograniczeni, by nagle przestać się do mnie odzywać, bo...

Taehyung przerwał i zamyślił się na moment. Co powinien powiedzieć? "Bo spotykam się z facetem"? "Bo mam chłopaka"? " Bo jestem w związku z mężczyzną"? "Bo chyba jestem biseksualny"?

- Kim dla siebie jesteśmy, Guk? - zapytał całkowicie niespodziewanie, przez co Jungkook otworzył szerzej oczy i zamarł. - Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że jakieś "chodzenie ze sobą" to raczej określenie używane przez nastolatków w liceum. Przyjaciółmi, oczywiście, nadal jesteśmy i już zawsze będziemy, ale... Czy my jesteśmy w związku? Boże, nieważne, nie słuchaj mnie, bo gadam pierdoły. - Taehyung machnął ręką w powietrzu i z nerwów wlał w siebie resztę herbaty.

- Mieszkamy razem, całujemy się, opiekujemy wspólnie dzieckiem i ten, no, kochamy się, prawda? - zapytał retorycznie, wreszcie wycierając skostniałe ręce w wygnieciony fartuszek na blacie. Znów zapomniał o kupieniu ręcznika papierowego...

- No tak...

- Dlatego według mnie sprawa jest prosta. Jesteś moim mężczyzną, a ja jestem twoim. Po co kombinować. - Mężczyzna wzruszył ramionami i podkradł z talerzyka czekoladowego rogalika, którego zaczął wcinać jak gdyby nic.

Za to serce Taehyunga zabiło ze zdwojoną siłą i nawet nie zorientował się, że cisnął w dłoni swojego croissanta tak mocno, że aż wypłynął z niego truskawkowy dżem.

~

- Naprawdę nie chciałem cię zranić, Irene - powtórzył po raz kolejny brunet, kiedy siedząca obok kobieta w puchowej kurtce nadal milczała i tylko co chwilę przegryzała i tak już popękane usta.

Mroźny wiatr irytująco atakował ich odkryte twarze, a trzymane w dłoniach kubeczki gorącej czekolady dawno temu zdążyły ostygnąć.

- Przecież to nie twoja wina, Taehyung, że ci się nie podobam - odpowiedziała kulturalnie, dbając o to, by jej głos nie drżał, ani nie zdradził tego, jak cholernie przykro jej było.

- Wiesz, że tu nie chodzi o wygląd, bo jesteś naprawdę śliczna i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ładniejszej kobiety nigdy nie widziałem - wyjaśnił, próbując jakoś pocieszyć czy rozbawić koleżankę z pracy, lecz ta tylko spojrzała na niego pytająco.

- To bardzo miłe, ale nie wiem, czy powinieneś mi mówić takie rzeczy. Twojej dziewczynie byłoby przykro, gdyby wiedziała, że to mnie nazwałeś najładniejszą - mruknęła, lecz mimo wszystko nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Kim zawsze był takim gentlemanem...

Szczerze mówiąc, to właśnie go przytkało. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Prawdę? Kłamstwo? Dlatego wybrał opcję dla tchórzy i zwyczajnie powstrzymał się od mówienia czegokolwiek na ten temat.

- Cóż, szkoda, że tak wyszło, bo jesteś naprawdę świetnym facetem i wzdychałam do ciebie od kilku miesięcy, ale doceniam fakt, że wszystko mi wyjaśniłeś. Pamiętaj, że nadal chciałabym się z tobą chociaż przyjaźnić i czasem po pracy można wyskoczyć na szybki obiad czy coś. Nie masz nic przeciwko? - zapytała niepewnie, wciskając nos w wełniany szal.

Akurat w tym bardzo przypominała Taehyunga. Oboje nienawidzili zimy i ubierali się jak na Syberię, gdy temperatury oscylowały w okolicach zera stopni.

- Oczywiście, że nie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie jesteś na mnie zła i chcesz być nadal moją przyjaciółką! - krzyknął uradowany i prędko przyciągnął zaskoczoną dziewczynę do uścisku. Nie chciał jej stracić, nie chciał, by pałała do niego nienawiścią.

- Taehyung...

- Tak?

- To nie dziewczyna, mam rację? - spytała cichym głosem, ale w życiu nikogo nie zapytałaby o coś takiego, gdyby nie była pewna.

Wiedziała, że to prawda, ale wcale by się nie zdziwiła, gdyby Taehyung ją teraz odepchnął, nazwał wariatką i uciekł. Żyli w takim kraju, a nie innym. Ludzie unikali takich tematów, nie przyznawali do swojej orientacji, jeśli nie była czysto heteroseksualna. Ale Irene taka nie była i nawet jeśli Kim by ją skrzywdził, nie pisnęłaby nikomu ani słówka. Po prostu zostali przyjaciółmi. A przyjaciele nie muszą przed sobą niczego ukrywać, ani się wstydzić.

- C-co?

- Ta osoba, którą kochasz... To Jungkook, prawda?

- Uch, skąd ci do głowy przyszło, że-

- Widziałam, jak na niego patrzysz, Tae. A on przepędził mnie wtedy z twojego mieszkania i nawciskał kitów, bo był zwyczajnie o ciebie zazdrosny. Kobiety widzą takie rzeczy - powiedziała z zadziornym uśmiechem, ale Kim nadal siedział cały sztywny, gapiąc się pustym wzrokiem na pokryte śniegiem korony drzew w parku. - Ostatnio też przyszedłeś dwa dni z rzędu do pracy w tych samych ubraniach i pachniałeś jego perfumami, więc domyśliłam się, że pewnie, um, zostałeś u niego na noc. Poza tym, nie da się ukryć, że traktujesz jego synka inaczej, niż innych pacjentów. Broń Boże, nie mówię, że to coś złego, bo zawsze wkładasz całe serce w każdą rehabilitację, ale... Zupełnie, jakby Mingyu był twoim dzieckiem. Och, i codziennie widzę, jak przyjeżdża po ciebie do pracy - dodała, łapiąc delikatnie dłoń mężczyzny, którą ścisnęła.

Ten popatrzył na nią zamglonym wzrokiem i nieświadomie opuścił kąciki ust w dół.

- To nic złego, Taehyung, kochać osobę tej samej płci. Nie znam za bardzo tego gościa, ale hej, skoro ktoś tak cudowny jak ty obdarzył go tym pięknym uczuciem, to na pewno jest wart twojej miłości. I ładnie proszę przestać się smucić, bo mi to ani trochę nie przeszkadza - powiedziała ciemnowłosa, wtulając się w ramię przyjaciela. - Nikomu nie powiem, wasz sekret jest u mnie bezpieczny.

- Dziękuję, Irene - wyszeptał, opierając brodę na czubku głowy kobiety. - Tak mi teraz... lżej, wiesz? Sam pewnie nigdy bym się nie odważył, żeby ci o czymś takim powiedzieć.

- Od tego są przyjaciele, Tae - zachichotała, przystawiając do ust tekturowy kubek z ostudzonym napojem. - Ej...

- Hm?

- Czy wy się już... no wiesz, ten tego? - Kobieta poruszyła znacząco brwiami i szturchnęła Kima, który na całe szczęście niczego nie pił, bo inaczej chyba by się opluł.

- O mój Boże, Irene, nie! - krzyknął, zakrywając z zażenowania rękawiczkami twarz.

- Droczę się tylko - mruknęła zadowolona, po czym powtórnie ułożyła głowę na ramieniu mężczyzny. - To teraz możesz powiedzieć swojemu Jungkookowi, że już nie musi być o mnie zazdrosny.

- Powiem.







__________________

powinnam pakować walizki, a oglądam występy BTS i piszę rozdziały do bodyguarda heh
luvluv ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top