23 - "Feels like I'm in Heaven"
Taehyung miał wrażenie, że nadal śni, kiedy przebudził się nad ranem, czując wokół talii czyjeś silne ramiona. Nie zastanawiał się zbyt długo i od razu przypasował je do Jungkooka. W końcu był on jedyną osobą w jego życiu, z którą nie pierwszy raz spał w jednym łóżku, której właśnie pozwalał się tak czule dotykać.
Uśmiechnął się pod nosem i wyłączył budzik. Nawet jeśli wiedział, że muszą się zbierać na zajęcia, postanowił pospać te przysłowiowe pięć minut dłużej. W tamtej chwili naprawdę miał ochotę leżeć tak przez cały dzień i czuć ciepły, miarowy oddech mężczyzny na swoich plecach.
Był z siebie dumny, tak, odczuwał ogromną satysfakcję z tego, że w środku nocy udało mu się uspokoić Jeona po tym okropnym koszmarze i "utulić" go następnie do snu. Fakt, może i potem sam miał problemy z zaśnięciem, ale po prostu musiał dokładnie wszystko przeanalizować.
Jungkook kiedyś wspominał mu o swoich problemach, o strachu przed spaniem samemu w tym wielkim łóżku, w którym co noc nawiedzały go w myślach te straszne wizje, te łamiące serce sceny z dnia wypadku. I Taehyung myślał, że chociaż przy nim będzie spał dobrze. Ale nie spodziewał się, iż młodszemu przyśni się on. Na dodatek na miejscu pasażera, tam, gdzie siedziała jego żona, kiedy zginęła.
Czyżby właśnie stał się dla mężczyzny równie ważny, co ona?
Taehyung po części rozumiał ten strach, przecież takie przeżycie odcisnęło na psychice Jungkooka piętno. Nie można pozbyć się tego z głowy od tak, jak za machnięciem magiczną różdżką. Lecz Kim martwił się, bo kochał bruneta tak mocno, iż może powinien go namówić na jakieś wizyty u specjalisty?
Nawet jeśli rozmowy z Taehyungiem, jego kojąca obecność, w pewien sposób pomagały, to mimo wszystko nie mógł mu zastąpić prawdziwego psychologa. Jednak postanowił jeszcze trochę poczekać. Wiedział aż za dobrze, jak Jungkook wkurzyłby się za taką propozycję, a przecież nie chciał go dodatkowo złościć i stresować.
- Śpisz? - szepnął, głaszcząc ciasno oplatające go przedramiona młodszego.
I może to głupie, ale w głowie Taehyunga pojawiła się niepokojąca myśl. Bo co zrobiłby, gdyby nagle ten, nie kontaktując jeszcze za dobrze, nazwał go imieniem zmarłej ukochanej? Przez pięć lat to ją tulił w ten sposób, to z nią witał każdy poranek, więc nie zdziwiłby się, gdyby przyzwyczajenie do nowej osoby, do nowego ciała przy sobie, sprawiło mu trudność.
- To dobrze, śpij - dodał po chwili, kiedy spotkał się z brakiem odzewu.
Jednak cały aż zadrżał, kiedy zamiast odpowiedzi, przywitało go kilka słodkich pocałunków, głównie na karku i między łopatkami, z których w nocy obsunęła się koszulka.
- Nie śpię. W sumie to od dawna - mruknął mężczyzna z lekkim rozbawieniem i seksowną, poranną chrypką.
- Dlaczego? Coś się stało? Znów miałeś zły sen?
- Czy to gęsia skórka? - Jungkook zmienił temat i od razu przejechał opuszkami palców po górnym odcinku pleców rehabilitanta. Uśmiechnął się sam do siebie i ziewnął, ciesząc się, że Taehyung leży do niego obrócony tyłem. Poranny oddech to jednak poranny oddech, daleko mu do zapachu fiołków czy mięty.
- Jungkook, odpowiedz na moje pytanie - ponaglił go, na co ten wywrócił oczami i głośno westchnął.
- Nie, dobrze mi się spało. Ale już ci kiedyś mówiłem, że przez sen wiercisz się tak, jakbyś miał owsiki. Uderzyłeś mnie z łokcia w twarz jak przewracałeś się na drugi bok.
- Jezu, przepraszam... - miauknął, z zażenowania zakrywając twarz poduszką. Choć mimo wszystko, poczuł wiercące mu dziurę w brzuchu motylki, bo skoro obracając się do niego tyłem, przez przypadek go obudził, to Jungkook musiał z pełną świadomością tak uroczo, a jednocześnie władczo go objąć.
- Następnym razem będę musiał założyć ci jakieś kajdanki czy pasy bezpieczeństwa, naprawdę - zaśmiał się perliście, wpychając nos w gąszcz czekoladowych włosów Taehyunga.
- To mogłeś mnie obudzić, a tak musiałeś leżeć i bezczynnie gapić się w sufit.
- Na ciebie się gapiłem. I nieważne, jak długo byś spał, ja robiłbym to przez cały czas, z takim samym zafascynowaniem - wyszeptał, przez co po ciele starszego przeszedł przyjemny dreszcz.
Jungkook zawsze komentował jego charakter, mówił, jakie ma cudowne wnętrze i dobre serce, ale... Czy kiedykolwiek napominał cokolwiek o jego wyglądzie? Czy Taehyung podobał się mu także fizycznie?
- Mogę cię o coś zapytać?
- O wszystko.
- Co o mnie myślisz? Tak szczerze. Możesz mnie nawet krytykować, nie będę zły. Mam to do siebie, że słysząc niepochlebne rzeczy na swój temat, nie obrażam się, tylko staram zmienić "to coś" w sobie na lepsze - powiedział cichym głosem i zagryzł dolną wargę.
- Już ci mówiłem, że jesteś wspaniały. Że masz takie dobre-
- Jungkook... - przerwał mu, bijąc się z myślami, czy powinien przejść do sedna, czy jednak tym razem odpuścić. Ale ciekawość wygrała, w końcu jeśli miało być między nimi od teraz coś więcej, musiał wiedzieć, jak jest. - Chodzi mi, um... Chodzi o wygląd.
- Boisz się, że mi się nie podobasz?
- Po prostu... Wątpię, by kiedykolwiek podobał ci się jakikolwiek mężczyzna, skoro miałeś żonę. To dla ciebie nowe, dla mnie zresztą też. Dlatego tak, boję się - wyjaśnił, czując jak z zażenowania zaczynają piec go policzki.
I jak na złość, Jungkook akurat wtedy, gdy ten walczył z wypiekami, postanowił stanowczo szarpnąć go za ramię w swoją stronę.
Taehyung otworzył szerzej oczy, kiedy ich nosy się zetknęły, a spojrzenie mężczyzny wręcz wypalało w nim dziurę.
- Zanim odpowiem, chcę, żebyś sam mi powiedział, co w swoim wyglądzie lubisz najbardziej.
- Ale ja... Ugh, nie myślałem nigdy o takich rzeczach - westchnął ciężko i przeniósł spojrzenie na zasłonięte roletami okno, tuż nad głową Jungkooka. - Wydaje mi się, że mam ładną twarz. W sensie wiesz, nigdy nie miałem problemów z trądzikiem i teraz mam gładką cerę. Nie mam też krzywego nosa. Poza tym, to mógłbym być lepiej zbudowany i-
- Miałeś mówić o tym, co w sobie lubisz - wciął się młodszy, bo szczerze mówiąc, spodziewał się tego.
- Nie potrafię.
- Nie? Bo ja na przykład uwielbiam twoje oczy. Są takie szczere, a mimo to pełne głębi i tajemnicy. Oczy, które potrafią uwieść jednym spojrzeniem, które potrafią rozczulić, jak na przykład teraz, gdy patrzysz na mnie takim zagubionym, szczenięcym wzrokiem. - Jungkook przejechał kciukiem w dół, wzdłuż policzków, zatrzymując się na pulchnych wargach starszego. - Nie uważasz, że twoje usta są piękne? Według mnie są. I im dłużej na nie patrzę, tym mam większą ochotę na to, by cię pocałować, by poczuć ich ciepło na swoich wargach. Nawet nie masz pojęcia, jak wtedy odlatuję.
Mężczyzna przerwał na moment, a wtedy w pokoju zapadła cisza, zakłócana jedynie niespokojnym oddechem Taehyunga, który patrzył się na Jungkooka zeszklonym od łez wzruszenia oczętami. Młodszy wplątał palce we włosy Kima, drugą ręką głaszcząc jego policzek.
- Uwielbiam twoje czekoladowe włosy. Są takie miękkie, że mógłbym cię tak głaskać cały dzień, a i tak by mi się nie znudziło. Ach, i twoja skóra. Masz rację, jest taka gładka, a na dodatek ma taki zachwycający, karmelowy odcień. Kiedy byłeś chory i musiałem cię przebierać, widziałem więcej, niż normalnie bym mógł. Pamiętasz, kiedy zmieniałem ci koszulkę i nagle tak się zawiesiłem? Na pewno pamiętasz, musiałeś czuć się wtedy bardzo niezręcznie, a ja... Ja po prostu nie mogłem się napatrzeć. Wtedy nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, jakim wspaniałym uczuciem byłoby móc cię tam dotykać, odkrywać i badać stopniowo każdy fragment twojego ciała. Dowiadywać się, gdzie mój dotyk sprawiałby ci największą przyjemność, albo w ogóle, w jaki sposób cię dotykać, by było ci dobrze - mówił spokojnym głosem, sunąc opuszkami palców po szyi zamroczonego Taehyunga.
Czuł, że z każdym wypowiadanym przez młodszego słowem, zwyczajnie traci zdrowy rozsądek, odpływa. Nawet nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, że niemal wszędzie pokrył się gęsią skórką. Mrużył powieki i oblizywał wyschnięte usta, kiedy łzy formowały się w kącikach jego oczu. W tamtej chwili byłby w stanie zrobić dla Jeona wszystko, byleby ten dotyk trwał wiecznie. Bowiem każdy, wszędzie dawał mu tyle przyjemności, o jakiej nawet nie marzył.
A on tylko pieścił swoimi męskimi dłońmi jego twarz oraz wrażliwą szyję.
- Cały jesteś piękny, Taehyung - wyszeptał, zastępując ustami błądzące bez celu na jego skórze palce.
- Jungkook... Ja... ja chyba nie mogę oddychać - stęknął, zaciskając ręce na prześcieradle, kiedy gorące wargi mężczyzny zostawiały wzdłuż jego grdyki wilgotne ścieżki.
- Chcesz, żebym przestał? - wymruczał w jego pulsującą szyję, a Kim musiał zacisnąć usta, żeby przypadkiem nie pisnąć niemęsko. Mimo że wydawało się to silniejsze od niego.
- N-nie.
- Dobrze, bo nie zamierzam.
- Jezu... Czuję się, jak... jak...
- Jak? Powiedz mi, co czujesz, Taehyung.
- Czuję się tak, jakbym był w pierdolonym Niebie, Jungkook - jęknął, a wtedy cała przyjemność wyparowała. Chwilę zajęło mu przetworzenie wszystkiego i jeszcze zanim zdążył otworzyć oczy, dotarło do niego, co właśnie chlapnął.
A widząc dziwną minę mężczyzny, kiedy wreszcie uchylił powieki, tylko utwierdził się w przekonaniu, że jest skończonym idiotą.
"Niebo".
To słowo ma przecież dla Jungkooka już inne znaczenie. Teraz Niebo nie jest wyłącznie miejscem, do którego odeszła jego żona. Niebo jest jego największą zmorą, do którego w swoim śnie odesłał także Taehyunga.
- Przepraszam, Guk - wyszeptał, łapiąc nadgarstek mężczyzny.
- Nic się nie stało, tylko... proszę, nie mów tak już nigdy więcej - powiedział ze spuszczoną głową, lekko ściskając dłoń Kima.
- Nie powiem, Gukkie, obiecuję.
- Okej - westchnął, wzruszając bezwiednie ramionami. - Powinniśmy obudzić Minniego i zacząć się zbierać, późno już. Poza tym, chyba muszę zatrzymać się po jakieś kwiaty dla tej całej Irene - westchnął niechętnie, przez co grymas na twarzy Tae został zastąpiony lekkim uśmiechem.
- Czyli naprawdę ją przeprosisz?
- A mam jakieś wyjście?
- Racja, nie masz - zaśmiał się rehabilitant, przyciągając Jeona do siebie. I przytulił go tak mocno, że tym razem rzeczywiście miał problemy z oddychaniem.
_______________
ogólnie, to akcja się tutaj dopiero rozkręca:)
słonecznych dni, skarbki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top