20 - "Now I know how much I love you"

Taehyung naprawdę miał ochotę wybiec z ośrodka i udać się z niezbyt przyjemną wizytą do domu Jungkooka. Miał ochotę wyrzucić mu wszystko, co ciążyło mu na sercu, bo nawet jeśli był w stanie przeboleć to, że przyjaciel kłamał za jego plecami, tak nie potrafił znieść faktu, jak w tym wszystkim poszkodowana została Irene. Dziewczyna nie zrobiła nic złego, miała prawo znać prawdę i dowiedzieć się wszystkiego od Kima osobiście.

Bowiem rehabilitant czuł, że prędzej czy później musiałby ją przeprosić i wyjaśnić, że jego serce to nie sługa i bije szybciej, ale dla kogoś innego. Po tygodniu spędzonym w towarzystwie mężczyzny jego uczucia przybrały na sile, by potem boleśnie zderzyć się z gruntem, bolesną i szarą rzeczywistością. I chciał dać szansę sobie i Irene, bo z czasem może faktycznie zapomniałby o miłości do Jungkooka właśnie dzięki niej.

Zastanawiał się długo nad swoim zachowaniem, jakby nie było, to bez winy on nie był. Rozumiał, że postąpił niewłaściwie, dzień po randce z Irene całując się z Jeonem. Robił jej fałszywe nadzieje, ale gdyby spojrzeć na to wszystko z drugiej strony, to przecież w sylwestra oboje byli podpici, oboje potrzebowali bliskości, co poskutkowało tamtą chwilą uniesienia. Taehyung musiał w końcu przestać doszukiwać się w ich pocałunku czegoś więcej, a w zwykłej, przyjacielskiej trosce jakichś głębszych uczuć. Wdowiec tylko spełnił jego życzenie i pewnie teraz tego żałował. Obiecali do tego nie wracać i udawać, że to nie miało w ogóle miejsca. Przecież... przecież przyjaźń na tym polega, tak? By chcieć dla drugiej osoby jak najlepiej, nawet czasem postępując wbrew własnym zasadom.

Jeon był ojcem jego pacjenta i dobrym przyjacielem. A Irene kobietą, która się w nim zakochała i z którą mógł w przyszłości stworzyć szczęśliwy związek oraz wzorową, kochającą się rodzinę. I Taehyung do tej pory nie potrafił tego do końca pojąć, ale ostatnie zachowanie młodszego pozwoliło mu podjąć pewne decyzje.

Nie, już nie chciał robić awantury i postanowił zatroszczyć się wreszcie o swoje życie. Za długo zadowalał innych swoim kosztem.

~

Kilka kilometrów dalej, Jungkook siedział na rozłożonym na podłodze kocu z synkiem między nogami, który opierał się pleckami o jego klatkę piersiową i budował potężny zamek z klocków Lego. Był pochłonięty zajęciem i tylko od czasu do czasu pytał tatusia, czy pan Kim już czuje się lepiej i czy dzisiaj ich odwiedzi. Mężczyzna chciał znać odpowiedzi na te pytania, chciał zadzwonić do przyjaciela i z nim porozmawiać. Prawda była taka, że wręcz nie mógł się doczekać, by znów zobaczyć Taehyunga.

Miał nawet w planach, by pojechać do kliniki wtedy, kiedy Kim kończył pracę, by zwyczajnie zabrać go i Minniego na jakiś późny obiad, a potem odwieźć pod dom. Tylko tyle, nic więcej. Po prostu godzina czy dwie, ażeby uspokoić własne myśli. Ostatnimi czasy zauważył, że potrzebował obecności Taehyunga w swoim życiu bardziej, niż czegokolwiek innego.

Dlatego też zrozumiał swoją zazdrość o Irene i to, jak ją okłamał. Owszem, nie powinien był tego robić, bo przyjacielowi nie wypada, ale nie miał wyrzutów sumienia. Nawet jeśli w tajemnicy układał jego życie pod siebie i wtrącał się, choć obiecał, że już więcej nie będzie. Bał się tylko tego, że wszystko wyjdzie na jaw, a szatynka nie utrzyma długo języka za zębami. Nie stresował się konfrontacją z nią, ani tym, co sobie kobieta pomyśli o ich dziwacznej, może nazbyt zażyłej jak na dwójkę mężczyzn relacji.

Pogodził się z faktem, że się zwyczajnie zakochał. Że zakochał się w mężczyźnie, w kimś, kto nie był zielonowłosą Suran. I choć brakowało mu odwagi, by dać Taehyungowi o tym jasno do zrozumienia, tak wiedział, że nie odpuści i za wszelką cenę zatrzyma go przy sobie.

- Minnie, jedziemy do TaeTae? - zapytał w końcu synka, który oderwał się od swojej budowli i popatrzył na tatusia bystrymi oczętami.

- Jedziemy! - pisnął ucieszony i klasnął w dłonie, zapominając całkowicie o bożym świecie.

~

Wyciągnął grubo ubranego dzieciaka z fotelika i zamknął samochód, kierując się z pociechą w stronę ośrodka rehabilitacyjnego. Na zewnątrz zaczynało się już ściemniać i widział, jak budynek opuszczają poszczególni rehabilitanci, których kojarzył z wcześniejszych wizyt.

Ekscytował się wizją spotkania wymęczonego pracą Kima i już widział oczyma wyobraźni jego szczery, piękny uśmiech na ich widok. Jungkook czuł wewnętrzną potrzebę opiekowania się nim i dbania o to, by dobrze zjadł i ciepło się ubierał, zwłaszcza że nadal był lekko podziębiony.

Ale jego dobry humor momentalnie wyparował, kiedy ujrzał swojego przyjaciela w towarzystwie Irene, którą przepuścił w drzwiach. Śmiali się, zaczepiali i nawzajem poprawiali sobie czapki na głowach. To nie tak, że brunet nagle zapłonął z zazdrości, bo on zwyczajnie zgłupiał i niczego już nie rozumiał. Dał wtedy kobiecie jasno do zrozumienia, że nie ma szans u rehabilitanta, także nie miał pojęcia, czemu teraz tak swobodnie z nim rozmawiała i zdawała się kompletnie nie przejmować jego słowami i oczywistym odrzuceniem.

Zazgrzytał zębami i poczekał, aż Irene pomacha Taehyungowi na pożegnanie i wsiądzie do swojego samochodu. Cały się spiął, myśląc o tym, że mogła mu wszystko wygadać, ale prędko wyrzucił z głowy te obawy. Nie miał zamiaru teraz się wycofać, nie po to przerywał zabawę synkowi, ani wylewał na siebie cały falkon perfum. Zresztą, postanowił zabrać go na obiad, bo wiedział aż zbyt dobrze, jakim starszy jest niejadkiem i jak nie dba o zawartość własnej lodówki.

- Hej, Tae. - Jungkook pojawił się znikąd i rehabilitant aż podskoczył, kiedy wraz z Mingyu zmaterializowali się na parkingu przed ośrodkiem.

- Cześć - odpowiedział, siląc się na uśmiech. Choć miał niepohamowaną ochotę, by rzucić się na niego z pięściami, zagryzł od środka policzki. Przy dziecku nie wypada. - Co tu robicie?

- Przyszliśmy zgarnąć cię na obiad. W poniedziałki są duże zniżki w jednej knajpce na-

- Zjadłem w pracy, to bardzo miło z twojej strony, ale podziękuję - przerwał, wbijając wzrok w czubki swoich butów. Udawanie, że nie jest na niego zły, było jeszcze trudniejsze, niż udawanie, iż zapomniał o ich pocałunku.

- Nalegam - powiedział mężczyzna, idąc w zaparte. Coś było nie tak, ale wolał o tym nie myśleć.

- Jedźcie do domu, jest zimno, a ja muszę wziąć lekarstwa i się zdrzemnąć.

- Podwiozę cię.

- Nie trzeba - odparł podirytowanym głosem, przez co Mingyu zmarszczył brwi i prędko wymyślił plan, jak zwabić pana TaeTae do ich domu. Tęsknił za swoim rehabilitantem i wiedział, że tatuś też. Nie chciał, by był smutny do końca dnia, a przecież u nich w domku TaeTae także może wypić ciepłą herbatkę, zjeść krakersy i przespać się na kanapie. To nic nadzwyczajnego, zdarzyło się to kilka razy i wtedy tatuś uśmiechał się ucha do ucha, przytulał go i okrywał kocykiem. W ich domku było miło i bezpiecznie, a kiedy był tam pan Kim, czuł, że rodzinka jest w komplecie.

- TaeTae... - jęknął dzieciak po długiej chwili niezręcznej ciszy, a więc spojrzenia dwójki mężczyzn prędko skupiły się właśnie na nim. - Bo mnie dziś strasznie bolały nóżki i chciałem płakać. Coś złego się z nimi dzieje i nie wiem, co robić - skłamał, ostentacyjnie zatykając tatusiowi usta łapką. Nie chciał, by jego plan poszedł na marne, kiedy rodzic wygadałby się, że o niczym takim nie wspominał.

- Jeju, Minnie, naprawdę? - zapytał zmartwiony rehabilitant, łapiąc go w kolanie, które delikatnie pomasował. Jungkook, zbyt tym wszystkim zszokowany, popatrzył na synka i miał ochotę głośno się zaśmiać, gdy dzieciak puścił mu oczko i przystawił paluszek do ust, dając mu do zrozumienia, że ma być cicho. Nie wiedział, jak udało mu się wychować takiego przebiegłego manipulanta. - Dalej boli?

- T-tak - załkał, wydymając usta w smutną podkówkę.

- Chcesz, żebym je rozmasował i sprawdził, co się dzieje? - spytał, na co pięciolatek skinął główką i ścisnął jego nadgarstek. - Okej, w takim razie...

- W takim razie jedziemy do nas - dokończył za niego rozweselony Guk, który już zanotował w pamięci, by kupić synkowi nowy zestaw klocków ze Star Warsów. Oczywiście najpierw dając mu reprymendę, że nieładnie tak kłamać i wykorzystywać swój urok do manipulacji starszymi.

A Taehyung przeklął w myślach, bo ostatnie, na co miał ochotę, to spędzenie reszty dnia z Jeonem.

~

- Powinno być już w porządku, jednak jakby nadal się skarżył, że boli, to posmaruj mu nóżki maścią rozgrzewającą w okolicach stawów - polecił rehabilitant, kiedy zeszli z Jeonem po schodach. Zrelaksowanym dwugodzinnym masażem chłopczyk zasnął, a Jungkook w końcu miał okazję, by pobyć z przyjacielem sam na sam. - Masz jakąś, prawda?

- Tak, kiedyś przywiozłeś - mruknął, z niepokojem patrząc, jak Kim zaczyna ubierać buty. Musiał grać na zwłokę. - Co to mogło być, tak właściwie?

- Nic groźnego, a wręcz powiedziałbym, że dobrego. To znak, że zaczyna odzyskiwać czucie w nóżkach i czasem mogą zdarzyć się podobne skurcze - odpowiedział, unikając celowo jego spojrzenia. Wcześniej, kiedy był z nimi Mingyu, przynajmniej miał pretekst, by nie musieć z nim rozmawiać.

- To świetnie. - Jungkook uśmiechnął się ciepło, nawet jeśli to wszystko było tylko wymyślonym przez synka kłamstwem. - Już lecisz? Nie zostaniesz nawet na herbatę?

- Nie - bąknął, zarzucając na ramiona płaszcz.

- Stało się coś?

- Co niby miało się stać? - prychnął, obojętnie wzruszając ramionami.

- Nie wiem, ale zachowujesz się dzisiaj jakoś dziwnie. Jak nie ty - wyjaśnił, podchodząc do przyjaciela.

- Bo nie jestem milusi i ci odmawiam? - sarknął, sięgając po wieszący na wieszaku szalik. Ale wtedy Jungkook złapał go za rękę i przyciągnął do siebie.

- Taehyung?

- Wybacz, jestem zmęczony i niewyspany.

- Nie kłam, wcale o to nie chodzi - powiedział, marszcząc brwi. - Ej, jesteśmy przyjaciółmi, przecież.. - zatrzymał się, kiedy usłyszał dźwięk dzwonka komórki starszego. - Śmiało, odbierz, poczekam.

- Nah, to Irene, oddzwonię do niej później - mruknął, chowając urządzenie z powrotem do kieszeni.

- Irene? Mówiłeś, że się do ciebie nie odzywała. - Jungkook skrzyżował ramiona na piersi i poczuł, jak podnosi mu się ciśnienie.

- To było nieporozumienie, już wszystko jest dobrze - westchnął, posyłając mężczyźnie sztuczny i złośliwy uśmieszek.

- Mhm, to się cieszę. A o co poszło?

- Kto jak kto, ale ty chyba powinieneś o tym wiedzieć najlepiej - zaśmiał się cynicznie, nie mogąc już dłużej udawać, jakoby nic się nie stało. - Co? Teraz nic nie powiesz? - rzucił, wpatrując się w pobladłą twarz młodszego.

- Tae, to wcale nie tak...

- A jak, Jeon, jak? Wiesz, prosiłem cię tylko o to, żebyś nie wtrącał się w moje życie osobiste. Wiem, że masz ciężko i w pierwszej chwili próbowałem tłumaczyć twoje zachowanie tym, że zwyczajnie boisz się, iż przez spotkania z nią będę olewał ciebie i Minniego. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie to wkurwia. Powiedziałem ci już, że nie jestem twoją własnością i także mam prawo do szczęścia, a ty nadal masz to głęboko w dupie. Czy tak zachowuje się przyjaciel? Wiedziałeś, że zależy mi na Irene, a tymczasem za moimi plecami nawciskałeś jej takich bredni, stawiając mnie w tak niezręcznej sytuacji. Już nie mówię o sobie, a pomyślałeś choć przez chwilę, jak ona musiała się poczuć?

- Przepraszam. Nie mam na swoje zachowanie usprawiedliwienia - powiedział ściszonym głosem, przełykając z trudem ślinę.

- Szczerze mówiąc, nie mam siły, by się z tobą kłócić - westchnął, przewracając oczami, w których zdążyły pojawić się łzy. - Czuję się tak okropnie, tak bardzo się na tobie zawiodłem, wiesz? - zapłakał, a Jungkook na te słowa, zamiast go zwyczajnie przytulić, poczuł narastającą złość.

- Przyznaję, zachowałem się jak ostatni dupek, ale też nie jesteś bez winy.

- Słucham? - Taehyung otworzył szerzej oczy i aż zadrżał, widząc wściekły wyraz twarzy przyjaciela.

- Najpierw prosisz mnie o to, żebym cię pocałował, a potem o tym zapominasz i zaczynasz nawijać w kółko o Irene - wycedził, mając tak samo dość udawania. Poczuł się śmielej i pierwszy raz od dawna miał zamiar otwarcie mówić o swoich uczuciach, o tym, co się wydarzyło.

- Przecież obiecałeś, że o tym zapomnisz i mówiłeś, że to nic nie znaczy!

- Ale znaczy! I nie mogę o tym zapomnieć, rozumiesz? Cały czas myślę tylko o tym, o tobie, o tym, jak bardzo mi się to podobało i jak moje serce szybko uderzało. To nie jest normalne, Taehyung, czy przyjaciele tak po prostu się całują? Tak namiętnie? Bo jak dla mnie, tamtego dnia przestałeś być dla mnie tylko przyjacielem i tak, jestem, kurwa, zazdrosny o ciebie i Irene, jestem zazdrosny, jak tylko widzę was razem, jak tylko w naszej rozmowie pada jej imię. Nie mogę już dłużej tego znieść i chce mi się płakać, bo jak się staram i jakoś próbuję ci to okazać, to wychodzi właśnie taki chaos i wszystko się pierdoli! - krzyczał, szarpiąc własne włosy. Czuł się i wyglądał tak, jakby właśnie wpadł w obłęd.

A do Kima to zwyczajnie nie docierało, to było zdecydowanie za dużo i nie mógł zrobić nic innego, jak tylko stać i zalewać się łzami.

- Guk, ja...

- I jeśli chcesz zrezygnować, to nie będę cię zatrzymywał. Tylko ja już tak nie mogę i jeśli faktycznie będziesz teraz z Irene, to nie licz na moje wsparcie, bo się nie zmienię. Wolę nie oglądać cię wcale, niż oglądać z nią i mieć świadomość, że to jej oddałeś swoje serce, że z nią się teraz będziesz tak całować - wydusił, opadając na podłogę.

- Jungkookie... - wyszeptał starszy, kucając przy mężczyźnie, którego złapał za policzki. Otarł kciukami spływające po nich łzy i popatrzył mu głęboko w smutne oczy. - O czym ty mówisz?

- Idź już stąd, Taehyung - warknął, strącając z twarzy jego delikatne dłonie.

- O czym ty mówisz?! - powtórzył z irytacją, chaotycznie przeczesując włosy Jeona, który wyglądał jak uosobienie nieszczęścia.

- O tym, że cię kocham, do cholery.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top