Rozdział 1 - Wypadek
Wrzask przeszył powietrze, najpierw pojedynczy, wysoki, należący do kobiety. Potem dołączyły kolejne. Ktoś wołał o pomoc, ktoś w panice krzyczał do telefonu o karetkę. Alarmy samochodów wyły łącząc się z krzykami ludzi, tworząc piekielny chaos. Ogień buchał groźnie spod pogiętych blach. Krew powoli zalewała rozgrzany asfalt. Ktoś krzyczał o pomoc spod pogiętej masy metalu i iskier, potem zamilkł. Kilka głosów zawodziło aby wezwano bohaterów, jakaś kobieta używając swojego daru próbowała zdusić wściekłe płomienie buchające spod stalowych pojazdów. Inna próbowała wydostać spodnich ludzi.
W całym tym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na trzech gimnazjalistów, stojących w ciemnym zaułku, tuż przy krawężniku. Na ich młodych twarzach malowało sie przerażenie, kiedy wpatrywali się w leżący na asfalcie czerwony but, za kostkę.
- D-Deku... - Wyjąkał jeden z nich. Miał blond włosy nastroszone jak kolce o czerwonych jak krew oczach. Torba, przewieszona przez prawe ramię zsunęła się z głuchym łoskotem na ziemię.
- Deku!!!
Wrzasnął histerycznie, chciał biec do właściciela czerwonego buta. Widzieli jego stopy wystające spod autobusy, który go potrącił. Przez niego, ponieważ pchnął słabszego od siebie chłopca.
- B-Bakugo, przesadziłeś...
Wyjąkał krągły chłopiec stojący za jego plecami. Lepiej było aby tego nie mówił, stojący na przedzie ryknął na kolegę.
- Teraz taki mądry jesteś, ale jakoś mnie nie powstrzymałeś!
Krzyczał odwracając się plecami do wypadku. przez co nie zauważył jak dziwny fioletowo czarny dym wydobywający się jakby spod ziemi zabiera ciało jego ofiary, byłego przyjaciela i innych uczestników kraksy.
* * *
All Might nie uśmiechał się kiedy patrzył na miejsce wypadku. Było wiele ofiar, policjanci i strażacy uwijali się starając wydobyć ofiary, które tajemniczo znikły. Nie było ciał, nie było nic. jakby wszyscy opuścili to miejsce, jakby nic im się nie stało. lub jakby ktoś ich porwał. To było niepokojące. Znikające ciała z kostnic, z domów pogrzebowych i miejsc niektórych wypadków.
To była zdecydowanie robota złoczyńców, ale nie wiedział po co to robią. Ciała im się nie przydadzą, nie wyciągną z nich darów, prawda?
- Nic dla ciebie All Might, zero śladów, tak samo w poprzednich przypadkach. Wielki wypadek i brak ciał, nie wiemy nawet czy ktokolwiek przeżył. Ech, dręczy mnie ta sprawa. - Powiedział Naomasa Tsukauchi, policjant, detektyw i zaufany przyjaciel bohatera.
- Czyli znowu wszystko na ślepo, nie znasz nawet ofiar... - Zaczął bohater, ale niższy mężczyzna mu przerwał.
- Znamy jedną, uczeń Gimnazjum Aldera, mamy jego buty, DNA i zdjęcie. Jedna ofiara ma twarz, teraz reszta. może te zniknięcia mają jakiś schemat.
Wymamrotał do siebie brunet chwytając się kciukiem i palcem wskazującym za brodę.
- Chociaż tyle.
Zdążył powiedzieć All Might, ponieważ niespodziewanie zjawił się Endeavore. Mężczyzna spojrzął na swojego rywala, ale po chwili skupił się na tym co raportował mu policjant.
- Ale, panie Endeavore, co tu robisz, twoje biuro...
- To wymyka się spod kontroli. - Przerwał mu ognisty mężczyzna, stojąc tyłem do All Might'a. - Moja Agencja, połączyła siły z innymi, wydawało nam się, ze mamy jakiś trop, sieć, którą poruszają się złodzieje ciał, ale... . To bez sensu, ślepa uliczka, robią to chaotycznie i tylko od czasu, do czasu. Best Jeans i jego zespół śledzą przeszłe zgłoszenia, czy nie było czegoś powiązanego z tymi teraz.
Endeavore zacisnął pięści, pogrążony we własnych, niezbyt wesołych myślach. Wszyscy czuli się sfrustrowani, bowiem dziwna sprawa z ciałami wyszła niedawno i rzuciła im się na oczy, a jak widać to mogło trwać od dawna.
Ze wszystkich stron błyskały flesze aparatów, a reporterzy przepychali się i przekrzykiwali, tworząc narastający, denerwujący szum. Bohater numer jeden spojrzał w niebo, czując zbliżający się ból głowy. Tak, ten dzień zapowiadał się koszmarnie, tak samo kilka kolejnych, a niedługo nabór do szkoły U.A. gdzie miał zacząć pracę.
* * *
- Tak, tak, ten będzie idealny, idealny Nomus. Będzie silny. - Mówił maniakalny głos, w ciemnym oświetlonym jedynie nielicznymi neonowymi lampami, zawieszonymi nad metalowym stołem. Leżały tam pocięte i pozszywane zwłoki młodego chłopca, na oko będącego w wieku gimnazjalnym, może licealnym.
- Nie potrzebuję bezrozumnej bestii, widziałem co ma w plecaku, ma być taki jak Nomu, Kurogiri.
Powiedział głos, którego źródła nie dawało się ustalić. Był cichy, groźny i suchy jak pieprz.
- O-Oczywiście Mistrzu, dla ciebie wszystko, ale moje silne i doskonałe Nomus...
- Przydadzą się kiedy indziej, kiedy Tomura będzie gotowy. Rób co kazałem.
Powiedział ponownie głos, a po kolejnym potwierdzeniu ze strony lekarza, niskiego, pulchnego mężczyzny, wrócił on do pracy nad ciałem nastolatka. Przecinał skórę, ostrym, małym skalpelem, zszywał wprawnymi ruchami, zakładał bandaże i mamrotał do siebie.
- Tak, z nim będzie najciekawiej, znam go, to Quirkless, tak rzadcy w tych czasach. Tak, tak, danie mu daru, takiego daru, będzie jak dzieło samego Boga... - Mówił pracując dalej.
Po kilkunastu godzinach, włożył na szyję chłopca metalowy kołnierz, a ciało byłego ucznia spowiła mgła.
* * *
Zielonowłosa, pulchna kobieta siedziała przed telewizorem w swoim jasnym, małym salonie i płakała w niebogłosy. Telewizor grał cicho, bezlitośnie bombardując jej wrażliwy umysł kolejnymi informacjami. Wypadek, nieznane, zaginione ofiary z wyjątkiem jednej. Jej ukochanego, jedynego, delikatnego syna. Inko zsunęła sie z jasnej kanapy i upadła na ziemię, płacząc i krzycząc. nie zdawała sobie z tego sprawy, nawet nie chciała. Nie zauważyła kiedy do mieszkania wpadła jej przyjaciółka, matka innego chłopca, który kiedyś był przyjacielem Izuku.
Gniew, smutek i ból oślepił panią Midoryję, spojrzała na blondynkę i na tego chłopca, stojącego z rękoma w kieszeniach, jakby nic się nie stało.
- TY!!!! - Ryknęła wstając, a meble w pokoju, wraz z telewizorem i ozdobami zatrzeszczały, po czym uniosły się w powietrze.
- Inko... - Zaczęła Mitsuki, matka blondyna o krwistych oczach, ale musiała się uchylić przed wazonem, który świsnął obok jej głowy niemal trafiając jej syna. Chłopak ledwo się uchylił.
- WYCHOWAŁAŚ POTWORA!!!! TERRORYZUJE SPOKOJNĄ OKOLICĘ, BO MOŻE, TO JEGO WINA!!! TO ON ZABIŁ MOJEGO SYNKA!!! ODDAJ MI GO!!! ODDAJ GO TY BESTIO, A SAM ZDECHNIJ ZAPOMNIANY!!! NIE ZASŁUGUJESZ NA ZOSTANIE BOHATEREM!!!
Krzyczała zielonowłosa kobieta zasypując dwoje ludzi gradem przedmiotów. Mitsuki, próbowała z nią rozmawiać i jednocześnie bronić się przed niespodziewanymi atakami, słownymi i fizycznymi, ale jej syn. Jej Bakugo umiał jedynie stać i słuchać pełnych nienawiści i bólu słów lecących w jego stronę, niczym noże, które wyfrunęły z kuchni. Umiał tylko słuchać jakim jest obrzydliwym człowiekiem, jak nie zasłużył na swój dar, na życie. Słuchał jak zielonowłosa ciocia krzyczy na niego to jedno słowo, którego bohater nigdy nie powinien mieć przyczepionego, do swojej postaci: ,,morderca".
Inko, w którymś momencie rzuciła się wprost na nastolatka i spróbowała go chwycić swoimi zawsze delikatnymi, czułymi dłońmi, teraz zakrzywionymi niczym szpony. Króciutkie paznokcie uderzyły w twarz, raniąc ją.
- NIGDY NIE POWINNAM BYŁA POZWOLIĆ ABY IZUKU CIĘ POZNAŁ!!! POWINIENEŚ GNIĆ W WIĘZIENIU, ZGŁOSZĘ CIĘ NA POLICJĘ!!!
Wrzeszczała szarpiąc wyższym od siebie nastolatkiem, z niespotykaną siłą. nie zarejestrowała nawet kiedy zrozpaczona, druga matka użyła własnego wybuchowego daru aby ją zrzucić z ofiary. Do mieszkania wpadli sąsiedzi, zaniepokojeni hałasem. Inko nic z tego nie pamiętała wyjąc w niebogłosy, wzywając wszystkie znane siły aby oddały jej syna. Wołała o policję, aby ukarano mordercę jej synka. Wyła o stracie przyjaciółki i dziecka. Ból, zdradza i smutek są straszne, kiedy się zjednoczą i uderzą razem na wrażliwy umysł, nie zostanie z niego nic, zwłaszcza z umysłu matki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top