Rozdział 9

Rozdział 9

Zabawa na śniegu trwała do zachodu słońca. Harry nie żałował, że dał się namówić reszcie na wyjście z domu pomimo sporego mrozu. Spędzili dobre kilka godzin na rzucaniu się śnieżkami, budowaniu różnych rzeźb ze śniegu i jeździe na sankach na pobliskich wzgórzu.

– Musimy wracać – powiedział Carlos, kiedy powoli znikało za horyzontem.

– Zimowy Pan, tak? – spytał Harry, kiedy powoli ruszyli w kierunku zabudowań gospodarstwa.

– Tak – potwierdził starszy chłopak. – Nikt nie powiedział, że się pojawi, ale lepiej uważać. Chłopaki wtedy najedli się strachu. Jeden z nich też pochodził z Wielkiej Brytanii. Skończył szkołę w tamtym roku, więc się rozminęliście.

– Więc uczył się tutaj inny Brytyjczyk? Jak się nazywał?

– Ruan Harris. Był spokrewniony z jakimś starym angielskim rodem, który wyrzekł się jego linii. Nie wiem dlaczego. Jakiś konflikt, czy coś w tym stylu. Pewnie byłoby im teraz łyso, gdyby wiedzieli, że ukończył Gipfel.

– A wiadomo, co się z nim teraz dzieje? – Harry był ciekawy absolwenta, który miał takie samo pochodzenie jak on.

– Oczywiście. Studiuje astronomię na najlepszym mugolskim uniwersytecie na świecie.

– Na Harvardzie? – spytał młodszy chłopiec. Nawet on słyszał o tej uczelni.

Carlos pokiwał głową.

– Nie mówi się o tym głośno, ale ukończenie Gipfel otwiera wiele drzwi. Ruan zawsze gapił się w niebo. Obserwował planety, gwiazdy i wszelkie zjawiska dziejące się na niebie. Jest prawdziwym pasjonatem. Zawsze mówił, że nawet jeśli nie zostanie astronautą, to jego ambicją jest pracować dla NASA. Myślę, że mu się uda.

– W Londynie jest czarodziejska ulica. Nazywa się Pokątna – powiedział nagle Harry. – Kiedy na niej byłem, odniosłem wrażenie, że brytyjscy czarodzieje zupełnie odcinają się od tego, co nie jest magiczne. W twoim kraju też tak jest?

– W Wenezueli nie ma zbyt wielu czarodziejów, a przynajmniej ja o tym nic nie wiem. Jestem pierwszy w mojej rodzinie. Gdybym nie dostał zaproszenia do Gipfel, pewnie poszedłbym do magicznej szkoły w Ameryce Południowej. Tam uczą się wszyscy czarodzieje z tego kontynentu.

– Nie wolałbyś tam iść? Byłbyś bliżej rodziny.

– Zastanawiałem się nad tym, ale dziadek przekonał mnie, że Gipfel da mi więcej możliwości. Mój kraj to niebezpieczne miejsce. Mój ojciec jest osobą publiczną i walczy, żeby zaprowadzić porządek w kraju. Korupcja i pozbywanie się przeciwników jest tam na porządku dziennym. To cudowny kraj, o wielkich możliwościach, ale władzę sprawują tam ludzie, dla których liczy się tylko zysk i władza. Chcę pomóc ojcu zaprowadzić tam porządek.

– To bardzo szlachetne z twojej strony – przyznał Harry z podziwem.

– Chcę, żeby nasz kraj był bezpieczny. Żeby dzieciaki nie bały się iść do szkoły. Żeby ich rodzice nie bali się, że kiedy wyjdą na ulicę, więcej ich nie zobaczą. Takie sytuacje też się zdarzają.

Harry pokiwał głową. Podziwiał starszego chłopaka, że ten chciał wykorzystać swoje umiejętności dla dobra innych.

– Nie wiem, czy potrafiłbym postąpić w ten sposób – powiedział zgodnie z prawdą. – Może to przez tę całą sytuację?

– Masz na myśli to, że ludzie mówią o tobie Chłopiec, Który Przeżył?

Młodszy czarodziej pokiwał głową, patrząc przez siebie.

– Jestem podziwiany za coś, czegoś nie pamiętam i przez co nie mam rodziców. To głupie. Kiedy o tym usłyszałem, poczułem się jak jakaś maskotka tłumu. Nie chcę takiego życia.

Kiedy miał takie chwile zwątpienia w samego siebie, rozmawiał z Ayumu. Jego przyjaciel zawsze potrafił go uspokoić. Oczywiście, że mógłby porozmawiać z Severusem, ale mężczyzny nie było obok niego w sensie fizycznym. Nie miał możliwości, żeby usiąść obok i poczuć jego uspokajającą obecność. A na Azjatę zawsze mógł liczyć.

Szybko stali się najlepszymi przyjaciółmi. Harry'ego dziwiło, że nigdy się nie pokłócili. W zasadzie to nawet nie mieli ku temu okazji. Zawsze wydawało się, że idealnie odczytują wzajemnie swoje nastroje. Kiedy Ayumu miał jakiś problem, Harry od razu widział to po jego zachowaniu. Siadał wtedy obok i czekał, aż drugi chłopiec zacznie mówić. Bywały momenty, że młody Japończyk tęsknił za domem, a wtedy był obok niego, dając mu ciche wsparcie.

Zielonooki chłopiec nie do końca rozumiał, co to znaczy tęsknić za domem. Wprawdzie miał krewnych, z którymi jeszcze do niedawna mieszkał, ale czy za nimi tęsknił? Odpowiedź brzmiała nie. Nie miał z nimi bliskich relacji. Do niedawna był przekonany, że go nienawidzą, ale ich niechęć do niego była spowodowana głównie strachem. Harry opowiedział o wszystkim przyjacielowi. Spędzili długie godziny na rozmowie o swoich odczuciach względem różnych rzeczy. Chłopiec, Który Przeżył, cieszył się, że poznał kogoś takiego. Japończyk miał zupełnie inne podejście do niektórych spraw niż on sam i to poszerzało jego punkt widzenia.

Patrząc z boku, odnosiło się wrażenie, że Ayumu był bardzo spokojny, zawsze poukładany i grzeczny. I to w zasadzie była prawda, ale kiedy robił coś, co go fascynowało, ożywiał się. W czasie treningów sojustu pokazywał swoją drugą stronę, która była zwinna, szybka i nie znała słowa porażka. Harry tęsknił za nim, ale cieszył się też, że jego przyjaciel mógł spędzić czas ze swoją rodziną. Poza tym niedługo znowu się zobaczą. Już nie mógł się doczekać kolejnego semestru.

– Takie życie może być faktycznie skomplikowane – zgodził się Carlos, wyrywając młodszego chłopca z jego myśli. – Wywieraliby na ciebie straszną presję.

– Brytyjskie gazety się o mnie rozpisują – burknął, nadymając policzki. – Severus mi o tym pisał. Podobno dyrektor Hogwartu kazał mnie szukać. Sam nie wiem po co?

– Dyrektorem Hogwartu jest Albus Dumbledore, prawda? – Harry pokiwał głową. – Czytałem o nim w jednej z książek historycznych. Jest sławny. W czasach swojej młodości pokonał złego czarodzieja o nazwisku Grindelwald. Czarodzieje z całego świata mają go za wzór do naśladowania.

– Ty tak nie uważasz? – spytał ciekawie. Carlos otworzył szopę i schował do niej sanki. Ari i dwie dziewczyny, szybko pobiegły do domu, żeby się rozgrzać. Robiło się coraz zimniej.

– Ciężko jest naśladować kogoś, kogo się nie zna. Skąd pewność, że zachowanie tej osoby jest właściwe? To, że ktoś tak uważa, nie jest dla mnie przekonującym argumentem.

– Profesor „Miś" mówił ostatnio coś podobnego – zauważył Harry, przypominając sobie lekcje zaklęć z ich indiańskim nauczycielem. Według niego na świecie nie było osób idealnych. Każdy miał jakieś wady, a za wzór nie powinno się obierać konkretnych osób, ale pewne zachowania, które pomagały kształtować charakter. To, że ktoś był na co dzień spokojny, nie oznaczało jeszcze, że nie potrafiłby wywołać zamieszania.

Harry nie do końca rozumiał, co profesor miał na myśli. Był dzieckiem i niektóre tematy nadal były dla niego zbyt trudne. Nie przejmował się tym jednak. Miał czas, żeby nauczyć się wielu rzeczy i je zrozumieć.

Carlos zamknął szopę i skierowali się w stronę domu. Nagle młodszy z chłopców dostrzegł coś kątem oka i zatrzymał się.

– Harry? Coś się stało? – Wenezuelczyk podniósł wzrok, żeby zobaczyć, na co patrzy jego młodszy kolega i zmroziło go momentalnie. Z lasy wychodziło właśnie stworzenie o postaci białego jelenia. – Chodź szybko – mruknął. Złapał Harry'ego za rękę i pociągnął w stronę drzwi wejściowych.

Chłopiec nigdy nie przypuszczał, że zobaczy Zimowego Pana na własne oczy. Stworzenie było piękne i emanowało dostojeństwem. Lodowe rogi lśniły delikatnie w świetle księżyca. Kiedy byli na progu dostrzegł coś jeszcze.

– Poczekaj – poprosił cicho.

– Na co? Aż na nas zaszarżuje? – spytał Carlos. Nie miał najmniejszej ochoty stać się nagle celem zimowego i bardzo niebezpiecznego stworzenia.

– Zobacz. – Harry wskazał na coś palcem.

Z lasu po lewej stronie wyszło właśnie drugie stworzenie. Było mniejsze i nie miało rogów, ale było równie piękne. Oba zwierzęta zwietrzyły swoją obecność i przez chwilę jedynie spoglądały na siebie. Zimowy Pan nagle powoli ruszył z miejsca.

– To chyba łania – mruknął Carlos, patrząc, jak tajemnicze, zimowe zwierzęta poznają się wzajemnie.

– Może on nie jest niebezpieczny? – podsunął Harry. – Może był tylko bardzo samotny?

– Nawet jeśli, to nie mam zamiaru tego sprawdzać. Chodź. Musimy się rozgrzać – odparł i pociągnął młodszego chłopca do środka.

Harry szybko zdjął z siebie kurtkę i buty, a potem przykleił nos do okna, obserwując Zimowego Pana i jego wybrankę. Uśmiechnął się lekko. To wyglądało całkiem romantycznie. Jedna z jego koleżanek słysząc, co się dzieje, pobiegła po aparat fotograficzny i zaczęła robić zdjęcia.

– Gdyby nam nie chcieli uwierzyć – powiedziała.

Po kolacji Harry napisał dość długą wiadomość do Severusa. Był ciekaw, jak sprawuje się prezent od niego. Poznał go już na tyle, że nie zdziwiłby się, gdyby mężczyzna testował nóż na wszelkich, dostępnych mu toksycznych składnikach. Jako nauczyciel w szkole na pewno miał dostęp do całego składziku i nie musiał nawet korzystać z prywatnych zbiorów.

Z uśmiechem na ustach, zamknął księgę i odłożył ją na szafkę obok łóżka. Kiedy Ari zgasił światło, przez jakiś czas wpatrywał się jeszcze w śnieg padający spokojnie za oknem. Może to było trochę dziwne, ale nie mógł doczekać się powrotu do szkoły. Lekcje były naprawdę ciekawe i powoli zaczynał rozumieć, że może jednak drzemią w nim jakieś ukryte talenty.

,,,

Severus miał ochotę warczeć, kiedy Wielka Sala ponowie zaroiła się od uczniów, którzy wrócili po świętach do Hogwartu. Żegnaj spokoju, którym mężczyzna delektował się w ostatnim czasie. Najchętniej ponownie zamknąłby się w swojej prywatnej pracowni i wrócił do eksperymentów, którym oddawał się w ostatnim czasie. Przerwy robił jedynie na posiłki i układanie testów, którymi miał zamiar zaskoczyć bachory już na pierwszych zajęciach. Perspektywa ujrzenia tych wszystkich przerażonych twarzy zdecydowanie poprawiła mu humor.

Nigdy nie lubił uczyć. Może zmieniłby zdanie, gdyby chociaż część uczniów okazywała zrozumienie dla tak delikatnej sztuki, jaką było warzenie eliksirów. Większość z nich nie odróżniała siekania od krojenia. Był wymagający i wredny. Wcale tego nie ukrywał i nie zamierzał niczego zmieniać w tym zakresie. Potrafił być jednak czasem sprawiedliwy. Tacy bliźniacy Weasley może i woleli sprawdzić, co się stanie, gdy wrzucą do kociołka składniki w innej kolejności niż zalecana, ale nie mógł odmówić im kreatywności. Kiedy Harry napisał mu o kółku, na którym eksperymentują z eliksirami, na początku nie był do tego przekonany. Ostatnio jednak zaczął się zastanawiać, czy po cichu nie stworzyć w Hogwarcie jakiegoś „tajemnego" klubu dla wybranych. Może obcowanie ze zdolnymi jednostkami, zamiast całą grupą imbecylów uczyniłoby jego zawód znośniejszym?

Wieczorem, kiedy jego Ślizgoni byli już w swoich dormitoriach, nareszcie miał chwilę czasu dla siebie. Wyczekiwał tylko chwili, w której Albus wezwie go do siebie na zebranie w sprawie Harry'ego. Dyrektor nie odpuszczał w poszukiwaniach. W końcu chłopiec mógł być ich jedyną szansą, gdyby jakimś cudem Czarny Pan znalazł sposób na odrodzenie. Severus nie wątpił, że mroczny czarodziej przeżył. To nie był typ, który dałby się tak łatwo wysłać w zaświaty. Severus czuł, że któregoś dnia świat czarodziejów ponownie będzie musiał stanąć do walki.

Doskonale wiedział, dlaczego Dumbledore i jego zwolennicy tak zagorzale szukali chłopca. Będąc pod ich wpływem, mogliby go wychować na idealnego wojownika, który nie zawahałby się poświęcić dla dobra ogółu. Jednak Harry taki nie był. Chętnie pomagał swoim przyjaciołom i potrafił poświęcić dla nich choćby swój wolny czas, ale nie zgodziłby się stanąć do walki z Voldemortem, bo ktoś tego od niego oczekiwał. Mógł się założyć, że wszyscy karmiliby go opowieściami o poświęceniu jego rodziców i chęci pomszczenia ich.

Przez te kilka miesięcy korespondowania z ich wiadomości wyłaniał się obraz chłopca, który był ciekawy świata, miał swoje marzenia, grono przyjaciół i ambicje, aby osiągnąć sukces własnymi siłami. Sam mówił, że jeszcze nie ma pojęcia, co chciałby robić w życiu, ale miał czas, żeby to odkryć. Wielokrotnie dzielił się z Severusem różnymi wydarzeniami ze swojego życia i przemyśleniami. Mistrz Eliksirów starał się mu doradzać najlepiej, jak potrafił, jednak zdawał sobie sprawę, że jego punkt widzenia należy do osoby dorosłej. O ile mówił wprost, co myśli, tak też zachęcał Harry'ego do rozmów z przyjaciółmi.

Wiedział, że najlepszym przyjacielem Chłopca, Który Przeżył, został młody Japończyk. Pomimo różnic kulturowych świetnie się dogadywali i spędzali ze sobą masę czasu. Szczerze wątpił, żeby Harry dogadywał się tak dobrze z Ronaldem Weasleyem, gdyby jednak uczęszczał do Hogwartu. Nie miał pojęcia, na jakiej podstawie syn Molly twierdził, że zostaliby najlepszymi kumplami. Młody Weasley nie miał pojęcia, jaką osobą był Harry, i co cenił sobie w ludziach.

Najmłodszy z braci Weasley może i nie był złą osobą, ale na pewno w niczym nie pomagał mu fakt, że był najmłodszy. Od pierwszych zajęć Severus już wiedział, że zamiast spożytkować energię i czas na naukę, wolał oglądać treningi Quidditcha i zazdrościć innym. Mógł sobie tylko wyobrażać jego potencjalną znajomość z Harrym. Wykorzystałby fakt bycia przyjacielem Chłopca, Który Przeżył i namawiał na wszystko poza nauką, a Harry lubił się uczyć. Nie był orłem z każdego przedmiotu, jaki miał w szkole, ale miał naprawdę przyzwoite oceny i starał się wynieść z zajęć jak najwięcej.

Ciężko było mu znaleźć chociaż jedną osobę w Hogwarcie, z którą chłopiec na pewno mógłby się dogadać. Nie był taki, jak wyobrażali go sobie inni czarodzieje. Nie wykorzystywał swojej sławy, ale też nie zataił przed społecznością swojej szkoły, kim jest. Na szczęście wszyscy potraktowali sprawę normalnie i nikt o tym nie rozmawiał. W jednej z wiadomości Harry napisał mu, że w jego szkole nie lubi się takiego bezowocnego plotkowania. Tutaj stawiano na wyniki i osiągnięcie celów, a obgadywanie kogoś w niczym nie pomagało. Był zatem traktowany jak każdy inny uczeń i to mu się podobało.

Pomimo bycia synem Jamesa Pottera, wszystko wskazywało na to, że chłopiec nie odziedziczył charakteru swojego ojca. Severus był za to bardzo wdzięczny. Nie potrzebował znajomości z małym klonem kogoś, kto przez całą szkołę zatruwał mu życie. Nie miał pojęcia, jak chłopak teraz wygląda, ale pamiętał, że miał zielone oczy po Lily. Za kilka lat będzie miał okazję się przekonać osobiście, do kogo jest bardziej podobny, a na razie sięgnął po księgę, żeby napisać wiadomość.

,,,

– Stęskniłem się – przyznał Harry, kiedy ponownie znalazł się w sypialni chłopców ze swojego rocznika.

– Nie nudziłeś się chyba? – spytał Silvio, który rozpakowywał się właśnie po powrocie z domu.

– Nie, ale już miałem ochotę wracać do szkoły. Ciekawi mnie, czego będzie się uczyć w tym semestrze. Poza tym mam kilka pomysłów na kółko eliksirów.

– Narzeczony podsunął ci coś? – spytał Laile ciekawie.

– Dyskutowaliśmy na temat jednego z popularnych składników i w jakie reakcje wchodzi, kiedy przygotuje się go w różny sposób. Chciałbym przetestować kilka z tych wariantów.

– Brzmi ciekawie – uśmiechnął się Ayumu.

Harry również odpowiedział uśmiechem. Cieszył się, że jego przyjaciel już wrócił. W gospodarstwie świetnie się bawił, ale jednak brakowało mu najlepszego kumpla, z którym mógł porozmawiać o wszystkim.

– W domu wszystko w porządku? – spytał, kiedy szli na kolację.

Ayumu pokiwał głową.

– Tak. Dziadek tylko trochę marudził, ale on już tak po prostu ma, że musi sobie ponarzekać na wszystko – zaśmiał się cicho. – A właśnie! Rozmawiałem z moimi rodzicami i jeśli tylko masz ochotę, to zapraszają cię na trzy tygodnie do nas.

– Mówisz poważnie? – Harry był w lekkim szoku. Nikt nigdy go nie zapraszał do siebie. – Oczywiście, że mam ochotę, jeśli tylko moja obecność nie będzie problemem.

– Gdyby była nie dostałbyś zaproszenia – zauważył Japończyk. – Przy okazji będę mógł ci pokazać wszystkie miejsca, które uwielbiam. Zwiedzimy sobie świątynię, poszukamy miejscowych stworzeń, pójdziemy na festiwal i inne takie rzeczy.

– Brzmi super – przyznał zielonooki chłopiec. Chyba tylko prezent od Severusa wywołał u niego takie uczucie szczęścia. Oczywiście Ayumu zapytał, jak mężczyzna zareagował na prezent od Harry'ego. – Sądząc po jego słowach, to cieszył się dziecko, chociaż nigdy się do tego nie przyzna – powiedział ze śmiechem.

Obaj chłopcy już mieli wchodzić do jadalni, kiedy zatrzymali się nagle. Przed nimi na posadzce dreptała sobie w najlepsze urocza papużka o zielonych piórkach i czerwonym dziobku. Popatrzyła na nich przelotnie, po czym przeszła przez drzwi, kierując się do stołu, gdzie siedzieli nauczyciele. Harry i Ayumu popatrzyli po sobie i również weszli do środka. Kiedy usiedli przy swoim zwyczajowym stole, profesor Muller wstał ze swojego miejsca, trzymając papużkę na ramieniu.

– W imieniu wszystkich profesorów witamy was po przerwie świątecznej. Mam nadzieję, odpoczęliście porządnie, bo czeka na was kolejna porcja wiedzy. Zanim zaczniecie raczyć się kolacją, pozwólcie, że pogratuluję waszemu koledze Cayo z piątego roku. – Z uśmiechem wskazał na papużkę. – Udało mu się z pełnym sukcesem zmienić swoją formę i chciał ją wam zaprezentować.

Wszyscy w sali zaczęli klaskać i gratulować koledze sukcesu przemiany. Po chwili chłopak wrócił do swojej ludzkiej postaci i zadowolony usiadł obok kolegów, którzy klepali go po plecach i żartowali, że teraz może legalnie stroszyć piórka.

– Widziałeś? – spytał Harry z rozbawieniem w głosie.

– Papużka do niego pasuje – stwierdził Ayumu. – Jest tak samo postrzelony.

Brytyjczyk nie mógł się nie zgodzić. Cayo był bardzo zdolnym uczniem, ale jednocześnie ciągle pakował się w jakieś kłopoty. Był jednak niezaprzeczalnym talentem w dziedzinie transmutacji. Z kawałka drewna czy kamieni potrafił stworzyć pełne wyposażenia pomieszczeń. Do tego jego zaklęcia były bardzo trwałe i nie traciły mocy. Wszyscy zgodnie twierdzili, że mógłby osiągnąć stopień mistrzowski.

Obecnie wśród uczniów było około dwudziestu animagów lub osób z predyspozycjami, które nadal uczyły się panować nad tą konkretną zdolnością. Największe zamieszanie robili uczniowie ostatniego roku. Wśród nich było aż pięciu animagów i potrafili żartować, wykorzystując swoje zdolności.

Wśród nich był pochodzący z Australii Scott, który zmieniał się w kangura i co jakiś czas kicał sobie po szkole, udając, że ma zamiar się z kimś boksować. Raz zdarzyło mu się rozpędzić do tego stopnia, że wpadł z impetem w profesora Mullera. Chwilę później wszyscy idący korytarzami, byli świadkami dość ciekawej sceny, kiedy to kangur z trudem wyrabiał się na zakrętach, uciekając przed szarżującym na niego koziorożcem alpejskim. Co poniektórzy uczniowie zakładali się nawet, czy Scott zdoła uciec. W końcu śliska posadzka nie była najlepszym podłożem dla kangura, który musiał się szybko ewakuować.

Harry był pewien jednego na sto procent. Uwielbiał swoją szkołę. Tutaj czuł się jak w domu, ale nie martwił się, że któregoś dnia zakończy naukę i będzie musiał opuścić jej mury. Wtedy zacznie kolejny etap w życiu. Jeszcze nie wiedział, w jakim kierunku pójdzie, ale na pewno znajdzie dla siebie jakieś pasjonujące i dające mu satysfakcję zajęcie. I może Severus także będzie obok niego? Im dłużej korespondował z mężczyzną, tym bardziej go lubił.

Zasnął, zastanawiając się ponownie, jak to będzie, kiedy w końcu się spotkają. Miał nadzieję, że Severus nie będzie nim rozczarowany i spędzą razem wiele miłych chwil.

,,,

Severus krążył po ciemnych korytarzach, wypatrując uczniów, którzy z jakiegoś powodu znaleźli się poza swoimi domami. Nie miałby nic przeciwko, żeby przyłapać kogoś na nocnej wycieczce, odebrać masę punktów i wlepić szlaban.

Mijał właśnie drzwi do biblioteki, kiedy kątem oka zauważył, że są uchylone. Zmarszczył brwi. Bibliotekarka zawsze upewniała się, że zamyka dokładnie drzwi. Nie miała ochoty rano przyjść i zastać jakiegoś zwierzaka, buszującego wśród cennych zbiorów.

Najciszej jak mógł, wszedł do biblioteki, rozglądając się czujnie. Jeśli ktoś tu był, postara się, żeby został odpowiednio ukarany. Uśmiechnął się na samą myśl. Krążył bezszelestnie pomiędzy półkami, a kiedy nic nie zauważył, skierował się do działu ksiąg zakazanych. Od razu zauważył, że coś tu jest nie tak. Najwyraźniej osoba, która była, opuściła bibliotekę już jakiś czas temu, ale nie zatarła za sobą wszystkich śladów. Jedna z książek została wsunięta na półkę byle jak, zapewne w wielkim pośpiechu.

Uśmiechnął się sadystycznie, po czym przywołał ją zaklęciem. Kolejne pokazało mu, czego amator nocnych wędrówek szukał. Uniósł brwi, kiedy księga otworzyła się na odpowiedniej stronie. Ktoś doskonale wiedział, czego szuka, a jego zadaniem było złapanie winowajcy na gorącym uczynku.

---

Wena potrafi czasem ruszyć z kopyta, a czasem powie mi: Ja mam urlop i arrivederci Roma XD Znacie jakieś sposoby na pobudzenie weny?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top