Rozdział 6
Rozdział 6
Harry wcale nie ukrywał, że jest szczęśliwy, a to przekładało się od razu na jego chęć do nauki. Inną sprawą było, że czasem zdarzyło mu się rozkojarzyć i zastanawiać się na lekcjach, czy Severus już mu odpisał.
– Harry! – krzyk nauczycielki języków obcych wyrwał go z zadumy.
– Tak? – spytał, patrząc na nią. Zarumienił się, kiedy jego klasa zaczęła chichotać. – Coś się stało?
– Zadałam ci pytanie, na które chyba jesteś zbyt rozkojarzony, żeby odpowiedzieć – przyznała z lekkim rozbawieniem profesor Duval. – Może nam powiesz, co tak zajmuje twoje myśli?
– Przepraszam – powiedział, czerwieniąc się mocniej. – Tak trochę nie mogę się dziś skupić.
– Zauważyliśmy. Skup się proszę, bo będę zmuszona cię ukarać.
Do końca dnia Harry starał się zajmować swój umysł nauką, ale nic nie mógł poradzić na to, że jego myśli co jakiś czas jednak dryfowały ku osobie narzeczonego. Jego koledzy uznali, że ten stan minie, kiedy przywyknie do świadomości, że mają ze sobą stały kontakt i przestanie to być takie ekscytujące.
– Jeszcze cię któregoś dnia wkurzy – zaśmiał się Soren, wyjmując z plecaka podręcznik do francuskiego, żeby od razu odrobić zadania.
– Myślisz, że mógłbym się na niego złościć? – spytał niepewne. Jakoś nie potrafił sobie tego wyobrazić. Za to ich pierwsze spotkanie wyobrażał sobie już wiele razy.
– Może nie zrobiłby tego specjalnie, ale czasem komuś się coś wymsknie i problem gotowy.
Harry miał szczerą nadzieję, że takiej sytuacji nigdy nie będzie. Za bardzo polubił Severusa i na razie nie wyobrażał sobie, żeby mogli się kiedykolwiek pokłócić. Wiedział, że dorośli czasem się kłócą, dwójka dzieci też potrafiła wszcząć między sobą awanturę. Widział też sytuacje, gdy nastolatki kłóciły się z rodzicami, ale sam nie był kimś, kto szukał awantur. Wolał poznawać Severusa, a w przyszłości spędzać z nim miło czas, a nie obrażać się na niego. Nie miał nic przeciwko, gdyby kiedyś razem podróżowali po świecie, poznając eliksiry tworzone w innych krajach albo sami przeprowadzali eksperymenty. Możliwości było naprawdę wiele, a kłótnie nie były na szczycie rzeczy, które chciałby robić w wolnym czasie.
Nie miał pojęcia, czy starszy czarodziej go lubił, ale Harry miał wrażenie, że nawiązali jakąś nić porozumienia. Starał się też nie narzekać, że Severus nie odpisuje czasem przez dwa albo trzy dni, tylko czekał cierpliwie. Mężczyzna był nauczyciele i opiekunem domu Slytherina. Nie narzekał na brak obowiązków, ale na prośbę Harry'ego opowiedział mu o czterech domach Hogwartu. Z kolei sam chłopiec przeczytał o tym swoim kolegom. Mieli bardzo mieszane uczucia. Z jednej stron taki podział dawał możliwość rywalizacji, ale z drugiej często wygrana opierała się na konkretnych jednostkach przy zerowym wkładzie reszty. Nie było to zbyt sprawiedliwe, że kilka osób się starało, a reszta nie kiwnęła nawet palcem. Jeszcze ta dziwna rywalizacja między domami Gryffindoru i Slytherinu.
– Nie rozumiem tego – przyznał Laile. – Nazywać kogoś mrocznym, bo trafił do innej grupy? Przecież to straszna dyskryminacja. To tak jakby powiedzieć, że ja jestem wieśniakiem, bo pochodzę z plemienia koczowników.
– Jednak wolę nasz system – stwierdził Silvio. – Każdy pracuje na swoje konto. Chyba że robimy projekt grupowy, ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś robił za mnie jakąś pracę.
– To chyba tylko my tak uważamy – westchnął Ayumu. Japończyk wywodził się z kraju, w którym panował niemalże kult pracy i dotyczyło to także uczniów w szkołach. Nie wyobrażał sobie, żeby ktoś wykonywał za niego obowiązki. To było po prostu niewłaściwe.
– Sam nie wiem, co o tym myśleć – przyznał Harry, patrząc na księgę. – Wydaje mi się, że mógłbym polubić niektóre z osób, o których opowiada Severus, ale większość brzmi jakoś tak nieprzyjemnie.
– Tak jak ta dziewczyna, która go strasznie irytuje, bo uważa, że wie wszystko? – spytał Laile.
– Mnie się wydaje, że ona chce być w centrum zainteresowania i, żeby ludzie doceniali ją za wiedzę – przyznał Soren. – Ale to często ma odwrotny skutek. Ludzie nie przepadają za kujonami, którzy obnoszą się ze swoją wiedzą.
– Wiesz... Jakby nie patrzeć jesteśmy w szkole dla kujonów – zaśmiał się Ayumu.
– Ale nie takiej zwykłej – zaprotestował Norweg. – My jesteśmy wybitni – stwierdził, robiąc arogancką pozę, która rozbawiła resztę chłopców. – A tak na serio, to może jak znajdzie sobie koleżankę, to się trochę ogarnie. Moja siostra tak miała. Poznała taką jedną i teraz nic tylko plotkują. Na szczęście wyjechałem.
Harry uśmiechnął się szeroko. Minęło zaledwie kilka tygodni od jego przyjazdu, a już czuł się w Gipfel jak w domu. Nie przeszkadzało mu, że dzieli przestrzeń życiową z kilkoma osobami. Pomimo różnic kulturowych świetnie się dogadywali. Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszyscy krzyknęli, że jest otwarte. Do środka wszedł Louis.
– Hej dzieciaki. Jest sprawa – wyszczerzył się. – Nie planujcie sobie nic na sobotę wieczorem. Organizujemy karaoke w głównej sali. Dyrektor się zgodził.
– O! Fajnie! – stwierdził Silvio.
– Chodzi o śpiewanie? – spytał Harry. – Ja nie umiem śpiewać.
– Ja też nie – zaśmiał się Louis. – Będzie fajnie.
– Nie wiedziałem, że takie niemagiczne sprzęty będą tutaj działać – przyznał Ayumu, myśląc o zestawach do karaoke.
– Trzy lata temu kilku chłopaków stworzyło czarodziejską wersję – wyjaśnił starszy uczeń. – Dyrekcja pozwala nam co jakiś czas fałszować przez kilka godzin. Niektórych nie idzie oderwać od mikrofonu.
Zielonooki chłopiec przypomniał sobie lekcje muzyki z podstawówki. Nauczyciel zawsze twierdził, że kompletnie nie ma umiejętności wokalnych, ale jakoś nie rozpaczał z tego powodu. Wolałby nie śpiewać, ale samo w sobie pójście na imprezę szkolną wydawało mu się fajnym pomysłem. Przed snem napisał o tym jeszcze Severusowi i zapewnił, że w niedzielę rano opowie mu, jak było.
,,,
Hogwardzki Mistrz Eliksirów zastanawiał się czasem, dlaczego zgodził się przyjąć warunki Dumbledore'a i uczył bachory, które nawet nie próbowały zrozumieć, jaką sztuką był jego przedmiot. Przynajmniej Harry wydawał się to rozumieć.
Kącik jego ust drgnął lekko na wspomnienie chłopca. Syn Lily lubił eliksiry i wyglądało na to, że radził sobie z nimi całkiem nieźle. Opisał mu nawet eksperyment, jaki przeprowadzali w klubie, który prowadziła ich nauczycielka. Każda osoba po kolei losowała jakiś składnik, następnie szukała o nim informacji, a potem sprawdzała, do jakich eliksirów został do tej pory wykorzystany. Kolejnym etapem była próba łączenia go z innymi wylosowanymi składnika.
Osobiście nigdy nie wpadłby na pomysł, żeby pozwolić uczniom na takie zachowanie, ale skłamałby, twierdząc, że nie było to ciekawe posunięcie. Poprzedni wieczór spędził na kopiowaniu informacji o eksperymencie, który Harry przeprowadzał z kolegami. To było zbyt interesujące, żeby przejść obok tego obojętnie i zamierzał przeprowadzić go w wolnej chwili.
Wiadomości od chłopca stały się dla niego jasnym punktem w życiu. Jeden wieczór spędzili, dyskutując o przydatności bezoaru w eliksirach leczniczych. Niby jeden z podstawowych i wydawałoby się nudnych składników, który poznają pierwszoroczni, a rozmowa na jego temat zajęła im dobre trzy godziny, dopóki Harry nie napisał, że zaczyna się cisza nocna i niedługo ktoś z nauczycieli zrobi obchód po sypialniach.
To również była dla niego nowość. W Hogwarcie nigdy nie sprawdzali, co uczniowie robią w nocy, o ile nie byli poza dormitoriami i pokojem wspólnym. Napisał mu o tym, a Harry wyjaśnił mu, że w jego szkole nie ma wielu uczniów. W jednym korytarzu były pokoje chłopców, a w drugim dziewczyn. Mieli wspólne pomieszczenia, ale po ciszy nocnej każdy miał być w swojej sypialni. Najbardziej zaskoczony był faktem, że uczniowie stosowali się do regulaminu, ale wynikało to też często ze zmęczenia. Syn Lily nie ukrywał, że sporo czasu spędza na nauce i w kółkach zainteresowań, ale podobało mu się to. Poznawał tam nowe osoby i uczył się nowych rzeczy. Zaczęli też treningi sztuk walki, które prowadził wujek jego azjatyckiego przyjaciela.
Severus zawsze sądził, że Harry, jako syn Jamesa Pottera będzie kolejną szkolną gwiazdą Quidditcha, a tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Chłopiec wolał inne formy aktywności fizycznej, a bardzo spodobała mu się japońska sztuka walki włócznią. Spróbował też Capoeiry, o której mówił Silvio, ale omal się nie połamał. Sztuka walki połączona z tańcem wyglądała fajnie, ale nie była dla niego. Nie miał odpowiednio gibkiego ciała.
– Może za jakiś czas spróbuję znowu – przyznał, rozmasowując sobie mięśnie nóg wieczorem. Niemniej jednak Silvio zebrał grupę chętnych osób i wcale nie czuł się źle z tym, że ktoś wolał inny sport.
W zaciszu swoich prywatnych pokoi Mistrz Eliksirów uśmiechnął się, czytając o tym. Niemalże słyszał, jak chłopak jęczy, że bolą go nawet te mięśnie, o których istnieniu nie miał bladego pojęcia. Nie było to jednak nic, z czym nie poradziłby sobie odpoczynek, maść albo masaż. Ewentualnie kąpiel, co zasugerował. W odpowiedzi Harry napisał mu, że masażu nie ma mu kto zrobić, ale wymoczenie się w ciepłej wodzie brzmi jak świetny pomysł i skorzysta z niego. Na szczęście mieli w szkole łaźnię i nie było z tym problemu.
Severus był coraz bardziej zaintrygowany placówką swojego narzeczonego. Harry, co jakiś czas wplatał w swoje wiadomości informacje o samej szkole, ale nadal nie miał żadnego podejrzenia, gdzie mogłaby się znajdować. Na pewno nie było duża. Wiedział, że Albus wysłał swoich ludzi do największych europejskich szkół magii, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Szczerze wątpił, żeby odnalazł miejsce pobytu chłopca. Magiczne szkoły nie zdradzały od tak swoich sekretów i położenia.
"Dumbledore nadal cię szuka" – napisał Harry'emu na wszelki wypadek. – „Jest człowiekiem, który zawsze dąży do osiągnięcia swoich celów. Uważa, że Czarny Pan kiedyś powróci, a wtedy ty będziesz jedyną osobą, która będzie mogła go pokonać."
"Jestem dzieckiem" – odpisał. –„Nie potrafię i nie chcę walczyć. Mam jedenaście lat i dopiero uczę się życia. Nie chcę, żeby ktoś na siłę robił ze mnie dorosłego. Chcę się uczyć wszystkiego w swoim tempie, poznawać świat i ludzi, a nie robić coś, czego nie chcę, bo ktoś myśli, że tak ma być."
Mistrz Eliksirów wiedział, że Harry miał rację. Był dzieckiem i jeszcze długo nim pozostanie. Pamiętał go, jako malucha, którego Lily trzymała na rękach. To było ich jedyne spotkanie do tej pory. Jego przyjaciółka obmyśliła naprawdę niezły plan. Dała im możliwość poznania się bez spotkań. Jej syn w tym czasie mógł dorosnąć i cieszyć się życiem, a nie stresować się oczekiwaniami innych ludzi.
Odetchnął z ulgą, że była sobota i nie musiał prowadzić zajęć. Nie miał też żadnego szlabanu do nadzorowania, więc uprzedził Albusa, że musi iść do Hogsmead, a potem zamierza spędzić czas w swoim laboratorium. Zamierzał zaopatrzyć się w kilka składników w tamtejszej aptece, po czym przeprowadzić kilka prób z zakresu eksperymentu, o którym pisał mu Harry. Może będzie mógł podzielić się z nim później jakimiś wnioskami.
Idąc do wioski, rozmyślał nad tą całą, dziwną sytuacją. Mógłby się oczywiście aportować zaraz za barierami ochronnymi szkoły, ale postanowił skorzystać z okazji do uporządkowania swoich myśli i przebyć drogę pieszo.
Zaczął się nad sobą zastanawiać. Całą sprawę z narzeczeństwem traktował do tej pory jak obowiązek. Nigdy nie przypuszczałby, że w jakiś specyficzny dla siebie sposób polubi tego dzieciaka. Ale czy nadal tak będzie, gdy spotkają się po raz pierwszy? Może Harry uzna, że to jednak nie jest znajomość, którą chciałby kontynuować. Znał przypadki, w których aranżowane narzeczeństwa miały się dobrze do czasu, kiedy obie strony nareszcie się spotkały twarzą w twarz. Wtedy często okazywało się, że wyobrażenie partnera, a rzeczywistość bardzo się od siebie różnią, a strony nie spełniają swoich oczekiwań.
Harry nie oczekiwał, że ich znajomość przerodzi się w coś więcej, ale miał nadzieję, że będą mogli pozostać przyjaciółmi. Dawali sobie nawzajem furtkę, z której mogli skorzystać, jeśli poczują, że to jednak nie jest to. Na razie nie musieli się tym przejmować. Minie jeszcze kilka lat, zanim się spotkają osobiście. Cieszyło go jednak, że mają jakieś wspólne zainteresowania.
Po powrocie z Hogsmeade zaszył się w swoim prywatnym laboratorium. Przygotował składniki, o których pisał mu chłopiec i rozpoczął pracę. W Hogwarcie takie kółko zainteresowań nie miałoby prawa bytu. Zainteresowania tutejszych uczniów ograniczały się do Quidditcha i robienia głupich żartów. Gdyby ktoś chciał założyć jakiś klub naukowy, uznano by go za kujona albo wariata. Odczuł to na własnej skórze, kiedy sam był uczniem. Lily była jego jedyną przyjaciółką, a ponieważ byli w różnych domach, spędzał sporo czasu z nosem w książkach albo na eksperymentach. Huncwoci wielokrotnie dokuczali mu z tego powodu. Nigdy nie był zbyt towarzyski, ale ponieważ stał się ich celem, inni trzymali się od niego z daleka. Nawet wśród Ślizgonów nie miał przyjaciół. Właśnie samotność zaprowadziła go w szeregi Śmierciożerców. Tam może nadal nie miał przyjaciół, ale czuł się doceniany dzięki swoim umiejętnościom. Na szczęście opamiętał się w porę i stał się szpiegiem jasnej strony.
Severus miał szczerą nadzieję, że Czarny Pan nigdy nie powstanie, a jego poplecznicy spędzą w Azkabanie resztę życia. Doskonale pamiętał szaloną Bellatrix Lestrange. Kiedy usłyszała, że jej ukochany pan poniósł porażkę, wpadła w taki szał, że ciskała klątwami, nie patrząc, czy trafia w swoich kompanów, czy w przeciwników. Oby nigdy więcej nie znalazł się w takiej sytuacji.
,,,
Wieczór karaoke był zabawniejszy, niż Harry z początku myślał. Nikt nie zmuszał go, żeby sam śpiewał, a i tak bawił się świetnie, słuchając innych. Kilka osób w szkole miało naprawdę fantastyczne głosy. Niektórzy śpiewali piosenki w swoich ojczystych językach, ale i tak najśmieszniejszym momentem wieczoru było, kiedy losowało się utwór. Dziewczyna z piątego roku o imieniu Sonja trafiła na jakąś koreańską piosenkę. Wszyscy mieli niezły ubaw, kiedy próbowała odpowiednio akcentować słowa, których znaczenia nawet nie znała.
– Udzielę ci potem kilku lekcji – zapewniła ją Daisy, wycierając łzy z oczu.
Gwoździem programu i tak okazał się Rosjanin Dima, który miał tak operowy głos, że jak to ujął Silvio, rozwalił system, śpiewając włoską arię.
– Ja wam mówię, że on zrobi karierę – stwierdził jakiś chłopak z klasy Dimy. – Zarówno w czarodziejskim, jak i mugolskim świecie. Będzie wymiatał na całego.
– Nie będę się wbijał w jakiś frak, czy garnitur! – zaoponował Rosjanin.
– A ktoś ci każe? Stary! Będziesz pierwszym śpiewakiem operowym w jeansach albo spodniach ze smoczej skóry!
Dima popatrzył na kumpla z politowaniem.
– Jeszcze tylko brakuje, żebym sobie wplótł pióra we włosy i będę mógł robić za bażanta – mruknął, wywracając oczami.
Nauczyciele pozwolili tego wieczoru zostać im poza pokojami godzinę dłużej. Wszyscy tak dobrze się bawili, że zasnęli zmęczeni, jak tylko przyłożyli głowy do poduszek. Harry nie pomyślał nawet, żeby napisać jeszcze do Severusa. Miał zamiar zrobić to rano po śniadaniu. Chciał mu przekazać, jak świetnie się bawił i spytać, jak mija mu weekend.
,,,
Severus ucieszył się, że chłopak dobrze się bawił. On sam spędził dwa dni, eksperymentując i relaksując się. Oczywiście kilka razy musiał zrobić przerwę, kiedy któryś z jego Ślizgonów potrzebował z nim porozmawiać. Pierwszoroczni zawsze potrzebowali trochę uwagi w pierwszy tygodniach szkoły. Niektórzy tęsknili za domem i rodzinami, a jego zadaniem było się nimi zająć.
Niemniej jednak na zajęcia z pierwszorocznymi Gryfonami i Ślizgonami szedł ze swoją zwyczajową miną Postrachu Hogwartu. Ostatnio między oboma domami miała miejsce awantura, której iskry nadal jeszcze się tliły. Przyczyną było oczywiście oświadczenie Draco Malfoya, jakoby Weasleyowie okradali Harry'ego Pottera. W odwecie bliźniacy wykorzystali jeden ze swoich dowcipów przeciwko blondynowi. Na szczęście Minerwa zajęła się osobiście ukaraniem winowajców, odejmując im punkty i wysyłając na szlabany z woźnym. Ponieważ Severus był głową domu Slytherina, musiał być obecny przy konfrontacji pomiędzy Draco a braćmi Weasley.
– Proszę natychmiast wyjaśnić mi powód tej niedopuszczalnej awantury – poleciła opiekunka domu lwa. – Żarty żartami, ale takie zachowanie jest karygodne.
– Pani nie rozumie! – oburzył się Fred.
– Właśnie! – poparł brata George. – Malfoy wyzywa nas od złodziei.
– Możemy być biedni, ale nie kradniemy! – zapewnili obaj. Severus pierwszy raz widział, żeby zawsze weseli synowie Molly, byli tak wściekli.
– Panie Malfoy – zwrócił się do młodego Ślizgona. – Wydawało mi się, że odbyliśmy już rozmowę na temat bezpodstawnego oskarżania innych o rzeczy, na które nie mamy dowodów?
– Tak, proszę pana – mruknął chłopak.
– I chyba nie wyciągnął pan wniosków?
– Nie kłamię! Dostawali pieniądze z konta Pottera! – zaoponował stanowczo.
– A ja spytałem, czy ma pan na to jakieś dowody? – przypomniał mu Mistrz Eliksirów.
– Mój ojciec słyszał o awanturze, jaką ciotka Harry'ego Pottera zrobiła w banku Gringotta.
– Panie Malfoy! Krewni pana Pottera są mugolami! – powiedziała Minerwa. Nie było to dla nikogo tajemnicą. – Niby jak jego ciotka miałaby zrobić awanturę w czarodziejskim banku? Poza tym wszelkie informacje dotyczące skrytek są prywatne i przeznaczone tylko dla ich właścicieli. Pański ojciec może sobie myśleć, co chce i mówić panu, co mu się podoba, ale to nie daje panu prawa do rozpowszechniania niesprawdzonych informacji. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie wrócimy do tego tematu.
Draco mruknął coś tylko pod nosem w odpowiedzi.
– Panie Malfoy?
– Tak, pani profesor. Zrozumiałem – powiedział blondyn.
– Będę musiała porozmawiać z Albusem – stwierdziła czarownica, kiedy uczniowie wyszli z jej gabinetu. – To bardzo dziwna sytuacja, a jeszcze ta awantura, którą zrobiła jakiś czas temu Molly – dodała, przypominając sobie tamten dzień.
Severus mruknął tylko. Przynajmniej miał pewność, że ani Ron Weasley, ani jego bracia nie mieli o niczym pojęcia. Bulwersowali się, bo ktoś nazywał ich złodziejami, nie mogąc tego udowodnić. A teraz musiał przetrzymać kolejną lekcję z pierwszorocznymi. Wrogość pomiędzy domami była niemalże namacalna i wydawało się, że wystarczy jedno słowo, a wybuchnie kolejna awantura.
Przeczucie go nie myliło. Nie minęło dwadzieścia minut, a po stronie Gryfonów zaczęły się szepty.
– Skup się na zadaniu, Ron – usłyszał przyciszony głos Hermiony Granger. Dziewczyna znowu weszła w swój nauczycielski ton, którego jej koledzy nienawidzili.
– Daj mi spokój – warknął chłopak. – Nie będziesz mnie pouczać. Ciągle wydaje ci się, że wszystko wiesz najlepiej. To wkurzające.
– Próbuję ci pomóc.
– Nie prosiłem cię o pomoc. Działasz mi na nerwy. Nie jesteś najmądrzejsza na świecie.
– Ty za to na pewno nie grzeszysz inteligencją – odcięła się.
– GRANGER! – ryknął w końcu. Po tak miłym weekendzie kolejny tydzień musiał oczywiście zostać rozpoczęty problemami. – Ile razy mam powtarzać, że na moich lekcjach pracuje się w ciszy i samodzielnie, chyba że zadecyduję inaczej? A może sądzisz, że jesteś mądrzejsza ode mnie i chcesz stanąć na moim miejscu? – spytał szyderczo, górując nad nią.
Dziewczyna zaczerwieniła się tak mocno, że kolor jej twarzy mógł teraz konkurować z odcieniem włosów Weasleyów.
– Panno Granger – zaczął ponownie. – Chyba musimy sobie coś wyjaśnić raz na zawsze. Nie jesteś tutaj żadnym autorytetem. Jesteś taką samą uczennicą jak wszyscy wokół ciebie i nic nie daje ci prawa do pouczania innych na moich zajęciach. Od wytykania błędów, jestem ja. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie odezwie się pani nieproszona. Minus dziesięć punktów za bezczelne zachowanie i szlaban z panem Filchem dziś wieczorem.
To była prawdziwa sensacja, że tak pilna uczennica, jak Hermiona Granger dostała szlaban i straciła punkty. Hogwart będzie miał o czym plotkować przez dobry tydzień. Severus usiał ponownie za swoim biurkiem i sięgnął po pióro. Miał nadzieję, że kiedy wróci wieczorem do swoich pokoi, będzie na niego czekać jakaś miła wiadomość od Harry'ego.
---
Co tam u was? Jakieś plany na długi weekend? :3 Ja mam kilka rzeczy do nadrobienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top