Rozdział 5

Rozdział 5

– Dobrze. Reakcja na światło jest prawidłowa – uśmiechnął się szkolny magomedyk, badając rano oczy Harry'ego.

Kiedy chłopiec obudził się, był więcej niż zaskoczony. Nie spodziewał się, że eliksir całkowicie wyleczy jego wzrok i po wadzie nie pozostanie nawet ślad. Uśmiechnął się szeroko, wiedząc, że będzie musiał się przyzwyczaić do życia bez okularów. Nadal odruchowo chciał po nie sięgnąć i dopiero po chwili zauważył, że nie są mu już potrzebne.

– Boli cię głowa? – spytał. – Odczuwasz nudności?

– Nie – zapewnił Harry. – Tylko mam wrażenie, że za chwilę dostanę oczopląsu od tych wszystkich wyraźnych barw i kształtów.

Magomedyk zaśmiał się.

– To normalne. Każdy, kto nagle doświadcza takiej zmiany, potrzebuje czasu, żeby przywyknąć do nowej sytuacji. Wszystko wygląda w porządku. Eliksir zadziałał jak należy.

– A to mógł zadziałać źle?

– Gdyby był źle uwarzony albo gdybyś miał jakąś reakcję alergiczną, na któryś ze składników. Co do prawidłowości jego uwarzenia miałem całkowitą pewność, a co do reakcji alergicznej, to przy twoich badaniach nic się nie ujawniło.

– Super – mruknął chłopiec. Dziesięć minut później magomedyk wypuścił go z pomieszczenia szpitalnego i mógł dołączyć do kolegów na śniadaniu.

– Zostawiasz je? – spytał starszy czarodziej, wskazując na jego okulary.

– Na pamiątkę. Długo mi towarzyszyły – przyznał, a potem poszedł coś zjeść. Wszedł do sali, szczerząc się jak wariat i usiadł obok kolegów.

– No, no, no. Jaki przystojniak się z ciebie zrobił bez okularów – zaśmiał się Soren.

– Dzięki – odparł, siadając pomiędzy nim, a Lailem. – Wszystko jest teraz strasznie wyraziste, ale przyzwyczaję się.

Po posiłku cała grupa pierwszorocznych wyszła na zewnątrz. Chcieli skorzystać z ładnej pogody i pod okiem starszych kolegów poćwiczyć latanie na miotłach. Harry polubił latanie. Quidditch może niekoniecznie, ale patrzenie na wszystko z góry, uczucie wiatru na twarzy i ciepła promieni słonecznych dawało mu nieznane dotąd uczucie wolności. To było coś tak nowego, że momentami zatrzymywał się w powietrzu z uśmiechem na ustach. Przymykał na chwilę oczy i wyobrażał sobie, że jest ptakiem, dla którego domem jest bezkresne niebo.

Weekendy uczniowie przeznaczali na odrabianie prac domowych, swoje zainteresowania i relaks. Latając na miotle wokół zamku, Harry dostrzegł w dole kilka osób siedzących na zboczu po drugiej stronie niż boisko. Podleciał do nich powoli.

– Cześć. Co robicie? – spytał, zwisając nagle głową w dół. Przestraszył w ten sposób dwie dziewczyny. Jedną znał z klubu krawieckiego. O ile dobrze pamiętał, miała na imię Daisy i pochodziła z Korei Południowej.

– Nie strasz nas głupku. Będzie nam tu leniwca odstawiał – mruknęła.

– Przepraszam – uśmiechnął się. – Więc? Co robicie?

– Próbujemy zaprojektować sukienkę, która połączyłaby mugolski i czarodziejski styl.

– Czarodzieje ubierają się trochę dziwnie, a przynajmniej ci w Wielkiej Brytanii. Chyba nigdy nie założę tej całej długiej szaty – przyznał, odwracając się i wisząc kilka stóp nad ziemią.

– W innych krajach też takie noszą, ale ja ich nie lubię. – Daisy skrzywiła się mocno. – Ale gdyby połączyć oba style – zauważyła, pokazując mu szkic całkiem ładnej sukienki, której góra stylizowana była nieco na czarodziejską szatę, ale od pasa do kolan materiał układał się miękko. Harry przyznał, że wygląda to naprawdę ciekawie. – Oczywiście musimy wybrać jakiś ładny materiał. Może jakaś krateczka albo kropeczki? Zastanowimy się jeszcze.

– Na pewno wyjdzie fajnie – zapewnił ją i odleciał do swojej grupy.

Po obiedzie wrócił do sypialni, którą dzielił z kolegami i odrobić zadania, które już im zadano. Harry nie chciał mieć niepotrzebnych zaległości. Dano im do zrozumienia, że w tej szkole nie ma czegoś takiego jak lenistwo i każdy dawał z siebie wszystko. Zamierzał pokazać, że nie trafił do tej szkoły przez pomyłkę.

Już miał wyjąć ze swojej szafki potrzebne książki, kiedy jego wzrok padł na księgę od mamy. Kamień na niej połyskiwał zielenią, a to oznaczało, że nareszcie otrzymał jakąś wiadomość od Severusa! Wziął kilka głębokich oddechów, zanim ją otworzył. Może wiadomość była krótka i mężczyzna nie chciał go nawet poznać? W końcu Harry był jeszcze dzieckiem. Z dziko bijącym sercem usiadł na łóżku i zaczął czytać.

"Witaj,

Muszę cię przeprosić, że przez tyle czasu nie otrzymałeś ode mnie żadnej wiadomości. Szczerze mówiąc, zupełnie zapomniałem, że kiedyś dostałem od twojej matki taką księgę. Przekornie nie wyjaśniła mi, czym jest. Stwierdziła, że sam to zrozumiem w odpowiednim czasie.

Cieszy mnie myśl, że jesteś bezpieczny. Twój brak obecności w Hogwarcie wywoła w tutejszej społeczności czarodziejów prawdziwy chaos. Prasa spekuluje na ten temat, wymyślając kolejne bzdurne historie począwszy od porwania, po bycie charłakiem. Zlecono twoje poszukiwania i jestem pewien, że Dumbledore nie spocznie, dopóki cię nie znajdzie. Nie wiem, w jakiej szkole się znajdujesz, ale jestem pewien, że dyrektor Hogwartu skontaktuje się z dyrektorami niektórych szkół, czy nie ma cię u nich. Obiecuję ci, że ode mnie nigdy się nie dowie, że mam z tobą kontakt. Obiecałem twojej matce, że będę cię chronić. Nie wiem, ile wiesz o tym, co się stało, ale miała swoje powody, żeby przekonać mnie do tych zaręczyn. Zawsze była bardzo opanowaną i trzeźwo myślącą osobą. Nikt nie podejrzewałby jej o takie postepowanie.

Masz rację, że jestem nauczycielem w Hogwarcie, dlatego nie mogę ci obiecać, że zawsze znajdę czas na natychmiastową odpowiedź. Niektórzy uczniowie bywają bardzo problematyczni. Zwłaszcza Gryfoni. Oni zazwyczaj najpierw robią, a potem myślą. Może dlatego wlepiam im bez mrugnięcia okiem najwięcej szlabanów. Głównie zasługują na nie bliźniacy Weasley. Nie mogę powiedzieć, że są głupi, ale systematyczna nauka nie jest ich mocną stroną."

Harry uśmiechał się, czytając dalszą część wiadomości od Severusa. Od razu dało się wyczuć sarkazm. Podobało mu się, że starszy czarodziej był inteligentny i odpowiedział na pytania, które mu zadał. Zmarszczył tylko brwi, kiedy skojarzył nazwisko Weasley. To do nich trafiały pieniądze, które tak naprawdę powinna dostawać ciotka Petunia na jego utrzymanie. Może powinien zapytać o nich Severusa? Sięgnął po swój piórnik i wyjął z niego długopis.

"Cieszę się, że mi odpisałeś. Bałem się, że nie będziesz chciał mnie poznać. W końcu nadal jestem dzieckiem i dopiero zaczynam swoją przygodę z magią.

Chciałbym cię jednak zapytać o jedną, dość dziwną sprawę. Kiedy byłem z ciotką i wujem w banku Gringotta, okazało się, że pieniądze, które mieli otrzymać na moje wychowanie i potrzeby, trafiały do rodziny o nazwisku Weasley. Zauważyłem je w twojej wiadomości i może mógłbyś powiedzieć mi o nich coś więcej?"

Harry miał nadzieję, że mężczyzna nie odbierze tego pytania w jakiś negatywny sposób. Chciał się dowiedzieć, dlaczego pieniądze do nich trafiały. Mógł zrozumieć, że ktoś był biedny, ale to nie usprawiedliwiało kradzieży. Co innego, jeśli nie znali źródła, z jakiego otrzymywali pomoc.

Odłożył księgę na szafkę koło łóżka i zabrał się za odrabianie zadań domowych. Wolał spędzić niedzielę w milszy sposób, na przykład czytając jakąś fajną książkę, albo grając z kolegami w piłkę. Mogliby też wybrać się na spacer, jeśli dopisze pogoda, a jeśli będzie padać, to w zamku też na pewno było sporo do odkrywania.

Pół godziny później dołączyli do niego Silvio i Ayumu. Harry naprawdę polubił młodego Japończyka, którego poznał jako pierwszego. Sporo czasu spędzali razem. Nie znaczyło to, że w mniejszym stopniu lubił pozostałych chłopców, ale miał wrażenie, że to z Ayumu nawiązał jakiś rodzaj głębszej przyjaźni. Drugi chłopiec zdawał się podzielać jego zdanie.

– Harry? – odezwał się Laile, który wszedł do pokoju razem z Sorenem. Obaj nieźli po kilka książek z biblioteki. – Ta książka koło twojego łóżka się świeci?

– Co? – Zielonooki chłopiec podniósł głowę znad podręcznika. – Och! Szybko odpisał – uśmiechnął się.

– Kto odpisał? – spytał Silvio.

– Nie miałem jeszcze okazji wam powiedzieć, ale mam narzeczonego – przyznał, rumieniąc się lekko. – Jak moja mama jeszcze żyła, to zaręczyła mnie z nim. Jest dużo starszy i to w ogóle trochę zakręcone. Potem wam wszystko opowiem dobrze? Dzięki tej księdze możemy wysyłać sobie wiadomości.

– Coś jak dwukierunkowe lusterka – stwierdził Soren.

Harry miał potem zamiar zapytać go, o jakich lusterkach mówił, ale na razie chciał przeczytać wiadomość od Severusa. Miał bardzo mieszane uczucia po jego odpowiedni na pytanie w sprawie Weasleyów.

"Weasleyowie to rodzina, która jest sprzymierzona z Dumbledorem. Zaczynam rozumieć, czemu Molly Weasley wpadła do jego gabinetu, robiąc mu awanturę o brak obiecanych pieniędzy. Nie wiem, czy wiedzą, że pochodziły od ciebie, ale mogę to sprawdzić. Bliźniacy Weasley bywają gadatliwi, kiedy coś ich mocno zdenerwuje. Obecnie w szkole jest także ich starszy brat Percy, a także Ronald, który jest twoim rówieśnikiem. Poza podobieństwem z wyglądu mają zupełnie różne charaktery. Jeśli Dumbledore świadomie cię okradał, a oni znali źródło pochodzenia tych pieniędzy, to masz prawo żądać rekompensaty z obu stron. Dla nich byłoby lepiej, gdyby cała sprawa została załatwiona po cichu. Artur Weasley, mąż Molly, pracuje w ministerstwie i przypięcie mu łatki złodzieja, nie pomogłoby mu w pracy."

Harry zmarszczył brwi. Wyglądało na to, że ta rodzina była w jakiś sposób uzależniona od dyrektora Hogwartu. Sięgnął po długopis, żeby napisać szybko kolejną wiadomość.

"Dziękuję za wyjaśnienia. Chciałbym wiedzieć, czy byli świadomi, że mnie okradają? Mimo wszystko ci bliźniacy brzmią całkiem sympatycznie. Nie znam ich, ale coś czuję, że polubilibyśmy się. Moi koledzy z roku też miewają zakręcone pomysły. No dobrze, nie oszukujmy się. Głównym pomysłodawcą jest Silvio, ale to Brazylijczyk i chyba go trochę nosi. Na tę chwilę jeszcze niczego nie wprowadził w życie, ale ma zamiar namówić naszą nauczycielkę eliksirów, żeby po zajęciach zlać wszystko do jednego kociołka i zobaczyć, co nam wyjdzie."

Był ciekaw, jak jego narzeczony zareaguje na taką wiadomość. Wszystko odbywałoby się pod kontrolą nauczycielki, ale szczerze wątpił, żeby Severus popierał takie pomysły. Przed pójściem spać, sprawdził, czy mężczyzna mu odpisał.

"Nie popieram takich pomysłów" – Harry wcale nie był zaskoczony. Spodziewał się takiej odpowiedzi. – „Aczkolwiek przyznaję, że bez eksperymentów nie powstałoby wiele przydatnych eliksirów. Mam tylko nadzieję, że swój szalony plan zrealizujecie pod okiem nauczyciela."

Zachichotał, czytając wiadomość. Najwyraźniej Severus naprawdę był jednym z tych nauczycieli, dla których dyscyplina była warunkiem dobrze przeprowadzonych zajęć. Coś mu podpowiadało, że uczniowie się go boją.

Przed pójściem spać, odpowiedział jeszcze, a potem schował księgę do szuflady szafki i położył się. Wcześniej wyjaśnił kolegom swoją sytuację z byciem zaręczonym i streścił, o czym powiadomił go Severus.

– Chyba lepiej, że jednak nie skończyłeś w Hogwarcie – zauważył Soren. Pozostali chłopcy przytaknęli, kładąc się do łóżek.

Harry musiał przyznać im rację. Też uważał, że na dobre mu wyszło, że podjął naukę w Gipfel, a nie w Hogwarci. Jego narzeczony dość konkretnie naświetlił mu sytuację, jaka obecnie miała tam miejsce.

Uśmiechnął się lekko. Za kilka lat spotkają się po raz pierwszy twarzą w twarz. Na samą myśl czuł zarówno zdenerwowanie, jak i ekscytację. Co będzie, jeśli Severus uzna go za kompletnego głupka, z którym nie ma nawet o czym porozmawiać? Po jego sposobie wypowiedzi widać było, że Hogwardzki Mistrz Eliksirów był inteligentnym człowiekiem. Wiedział, że będzie musiał popracować nad sobą, ale chciał to też zrobić dla siebie. Jeszcze nie wiedział, czym chciałby się zajmować w życiu, ale może jeśli będzie się pilnie uczył, znajdzie swój życiowy cel. Zasypiał w doskonałym humorze, nie mogąc się doczekać kolejnych wiadomości od Severusa.

,,,

Ledwo zaczął się poniedziałek, a Severus miał wrażenie, że będzie potrzebował silnego eliksiru przeciwbólowego, a wszystko to za sprawą Gryfonów i Ślizgonów z pierwszego roku. Rzadko karał swój własny dom, ale w tym przypadku nie miał innego wyjścia.

Nie od dziś wiadomo było, że oba domy nie lubiły się i traktowały jak naturalnych wrogów. Każdy przejaw przyjaźni pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem traktowany był jak zdrada. Niektórzy postawili sobie chyba za punkt honoru, żeby uprzykrzać życie sobie nawzajem. Ta lekcja wcale nie była wyjątkiem. Już tydzień wcześniej zauważył jawną wrogość pomiędzy niektórymi uczniami.

Ronald Weasley i Draco Malfoy od pierwszego dnia byli do siebie wrogo nastawieni. Żaden z nich nie ukrywał, że najchętniej upokorzyłby drugą stronę. Severus najchętniej rozsadziłby ich na dwa różne końce klasy, ale obawiał się, że to by nic nie dało. Obaj chłopcy potrafili skoczyć sobie do gardeł jeszcze przed lekcją, ale coś czuł, że prawdziwy wybuch nastąpi na zajęciach.

– Do środka! – powiedział stanowczo, wpuszczając pierwszorocznych. Jak on nie znosił dzieci! Gdyby jeszcze siedziały cicho i chociaż starały się zrozumieć sztukę warzenia eliksirów. Tymczasem trafiła mu się grupa, którą najchętniej wyrzuciłby za drzwi. Na przykład taka Hermiona Granger. Niby mugolskiego pochodzenia, ale tak zarozumiała i udająca wszechwiedzącą, że chyba tylko wewnętrzny spokój powstrzymał go od wlepienia jej szlabanu z Filchem. Dziewczyna nie potrafiła zrozumieć, że samo przeczytanie książek to za mało.

– Otwórzcie podręczniki na stronie 107. Instrukcje macie na tablicy – powiedział i machnięciem różdżki zapisał przepis.

Wszyscy od razu zabrali się do pracy. To mu dało przynajmniej pół godziny, żeby sprawdzić kilka esejów, zanim nie zacznie krążyć po sali, wytykając po kolei wszystkie błędy, jakie popełnili i odbierając punkty.

Jedynym dzieckiem, jakie obecnie w jakiś sposób polubił, był Harry. Chłopak był na pewno inteligentniejszy od swojego ojca. Czytał jego wiadomości i czasem krzywił się lekko na pewne sformułowania, ale i tak wypowiadał się logiczniej niż niektórzy, dużo starsi od niego uczniowie. Poza tym zdawał sobie sprawę z faktu, że nadal był dzieckiem i nie próbował udawać dorosłego.

W niedzielę odpowiadał na jego wiadomości, pomiędzy układaniem niezapowiedzianych testów. Harry przyznał się, że zanim nie zaczął się uczyć eliksirów, bardzo lubił chemię i zdobył nawet jakąś nagrodę w konkursie międzyszkolnym. Musiał przyznać, że poczuł lekką dumę. Chłopiec się starał. Nadal nie powiedział mu, do jakiej szkoły się udał, ale też nie pytał go. Na razie mogło to pozostać tajemnicą. Najważniejsze było, że był bezpiecznie i z daleka od wpływów nieodpowiednich osób. Z ciekawością czytał opowieści o poszczególnych lekcjach, jakie już miał. W szkole Harry'ego nie było podziału na domy, a na jego roku było tylko dziesięciu uczniów. Czego by nie dał, żeby uczyć tak małą grupkę, która na dodatek naprawdę była zainteresowana tematem.

Chłopiec nie ograniczał swoich zainteresowań jedynie do eliksirów. Napisał, że na razie zapisał się do klubu czarodziejskiego krawiectwa, na kółko eliksirów oraz czekali na swoje pierwsze zajęcie z jakiegoś rodzaju sztuk walki. Wyjaśnił, że zaproponował to jeden z jego kolegów, a wszyscy podchwycili pomysł. To akurat Severus w pełni popierał. W Hogwarcie dominował Quidditch i nikt nie przyjmował do wiadomości istnienia jakichś innych sportów. Naturalnie spytał go również o zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią i tu spotkało go zaskoczenie.

"Nie mamy takich zajęć. W sensie nie skupiamy się na samej obronie, ale uczymy się także ataków. Ten przedmiot nazywa się u nas „Zaklęciami strategicznymi". Może to nie do końca odpowiednia nazwa, ale lubię te zajęcia. Uczymy się z podręcznika Wilhelma Radke, jeśli coś ci to mówi. Poza samymi zaklęciami opisuje skąd się wzięło i w jakiej sytuacji można je wykorzystać."

Nie znał tego podręcznika. Nawet nie kojarzył nazwiska autora, ale może warto byłoby się z nim zapoznać. Będzie musiał napisać do Esów i Floresów z pytaniem, czy mają ten podręcznik, albo zapytać o niego w Hogsmead.

Spokojnie kończył poprawiać pierwsze wypracowanie, kiedy na tyłach klasy dało się zauważyć jakieś zamieszanie. Podniósł głowę zwabiony hałasem. Ile razy miał powtarzać, że na jego zajęciach ma być cisza? Szybko zlokalizował źródło problemu. Oczywiście Weasley i Draco. Ślizgon powinien wiedzieć lepiej, że w niektórych sytuacjach nie powinien wszczynać awantur. Już miał do nich podejść i zagrozić szlabanem, kiedy usłyszał coś bardzo dziwnego.

– Ty i Harry Potter przyjaciółmi? – prychnął Draco. – Nie rozśmieszaj mnie Weasley.

– Gdyby był w Hogwarcie, zostalibyśmy najlepszymi kumplami! – warknął syn Molly.

– Masz niezłe marzenia. Wszyscy wiedzą, że nie zainteresowałby się taką biedotą jak ty.

– Ja przynajmniej nie popieram wariata, a moi krewni nie są w Azkabanie. Mógłbym się założyć, że Harry Potter nie chciałby mieć z tobą nic wspólnego.

– Z tobą na pewno też nie. Gdziekolwiek jest i tak nie miałbyś szans na przyjaźń z nim. Zwłaszcza gdyby się dowiedział, że go okradłeś.

Ta wypowiedź spowodowała, że wszyscy na nich spojrzeli, a cisza wydawała się jeszcze większa niż zazwyczaj.

– Nikogo nie okradłem! – warknął stanowczo rudzielec, czerwieniąc się. – Mogę być biedny, ale nie jestem złodziejem!

– Niektórzy z twojej rodziny mogliby pewnie powiedzieć coś innego na ten temat.

– Odszczekaj to, Malfoy! – syknął stanowczo, mierząc w niego różdżką.

– WEASLEY! – ryknął Severus, decydując się na przerwanie tej, pożal się Boże, wymiany zdań. Nie miał nic przeciwko, żeby odebrać Gryfonowi punkty i wlepić szlaban, ale bezmyślne machanie różdżką w sali pełnej parujących kociołków, mogło skończyć się tragedią. – Kto pozwolił ci wyjąć różdżkę? – spytał, stając nad chłopakiem.

– Malfoy mnie obrażał – powiedział stanowczo. – Nazwał mnie złodziejem.

– Nie obchodzą mnie wasze wzajemne animozje, panie Weasley, a to nie było odpowiedź na moje pytanie – powiedział stanowczo. – Minus dziesięć punktów i szlaban dziś wieczorem. Jak wyczyścisz stos kociołków, to przejdzie ci ochota na ignorowanie poleceń. Natychmiast schowaj różdżkę albo szlaban potrwa cały tydzień.

Ron nie miał innego wyjścia, jak wykonać polecenie profesora. Malfoy z kolei wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, a przynajmniej dopóki Severus nie odwrócił się w jego stronę.

– Co do pana, panie Malfoy, to radziłbym wstrzymać się na moich lekcjach z bezpodstawnym oskarżaniem kogoś o cokolwiek. Dotyczy to każdego, kto się tutaj znajduje. Powtarzam: Nie interesują mnie wasze prywatne potyczki, ale jeśli mają miejsce na moich zajęciach, macie pewność, że odbiorę punkty i wlepię szlabany. Przypomni nam pan, dlaczego tak jest, panie Malfoy? – spytał. Będzie musiał chyba zamienić dwa słowa z Lucjuszem na temat zachowania jego syna.

Draco mruknął coś niewyraźnie pod nosem, rumieniąc się lekko.

– Proszę głośniej. Wątpię, żeby pańscy koledzy usłyszeli – polecił.

– Bo może dojść do wypadku – powiedział w końcu głośniej.

– Dziękuję, panie Malfoy. Radzę nikomu o tym nie zapominać. Nie mam ochoty zbierać po całej klasie waszych kończyn, żeby pani Pomfrey mogła je wam przytwierdzić. Pragnę przypomnieć, że nie zawsze jest to możliwe – dodał złowieszczo. Mógł się założyć, że po takiej informacji, co najmniej połowa uczniów będzie miała tej nocy koszmary. – Chciał pan coś jeszcze powiedzieć? – spytał, widząc wzrok Draco.

– Nie oskarżałem nikogo bezpodstawnie.

– Czyżby? W takim razie ma pan dowody na poparcie swoich słów? – spytał. Wyglądało na to, że jednak zyska coś z tej idiotycznej potyczki, którą przerwał. Wyglądało na to, że najmłodszy syn Molly nie miał o niczym pojęcia.

– Ojciec mi mówił.

– Panie Malfoy! To nadal jest słowo przeciwko słowu. Dopóki nie ma pan dowodów, proszę nie wypowiadać pewnych informacji na forum publicznym – powiedział. Jego spojrzenie jasno dawało do zrozumienia, że zawiódł się na Ślizgonie. Węże się tak nie zachowują. Jeśli chcą kogoś upokorzyć publicznie, to tylko jeśli mają na to dowody. W innym przypadku jest to iście Gryfońska brawura i idiotyzm. – Miło, że się rozumiemy. Wracać do pracy! Zostało was pół godziny. Kto nie odda próbki do oceny, będzie czyścił kociołki razem z panem Weasleyem!

Do końca lekcji panowała niczym niezmącona cisza, pomijając wybuch kociołka Longbottoma. Ten dzieciak nigdy nie zrozumie zasad warzenia eliksirów. Był zbyt niezdarny i Severus dziwił się, że skończył w Gryffindorze. Odetchnął z ulgą, kiedy ostatni uczniowie w pośpiechu opuścili klasę. Miał nadzieję, że jego narzeczony miał lepszy dzień niż on.

---

Ta zdradziecka pogoda. Wstaje człowiek rano, widzisz słoneczko, myśli sobie, że w końcu ciepło. Patrzy na termometr i jednak ubiera bluzę do pracy. XDDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top