Rozdział 42

Rozdział 42

Harry przeciągnął się z zadowoleniem i popatrzył za okno. Przerwa świąteczna i śnieg padający za oknem zawsze sprawiały, że miał ochotę zakopać się pod kołdrę i leniuchować w najlepsze, ale tym razem było inaczej. Za jakąś godzinę miał się zjawić Severus w towarzystwie Syriusza i Remusa. Pani Helga i pan Martin nie mieli nic przeciwko, żeby bliscy Harry'ego spędzili u nich święta.

Na początku Severus nie był pewien, czy uda mu się wyrwać ze szkoły. Zrządzeniem losu wszyscy jego Ślizgoni wyjechali na święta do domów i lochy świeciły pustkami. Albusowi tradycyjnie powiedział, że musi opuścić szkołę na kilka dni. Harry znał przebieg tej rozmowy. Narzeczony nie ukrywał przed nim niczego, co dotyczyło Dumbledore'a.

– Spróbuję zdobyć jakieś informacje o planach Czarnego Pana – powiedział, na co dyrektor jedynie pokiwał głową.

– Doskonale Severusie. Może przy okazji dowiesz się także czegoś o Harrym. – Mistrz Eliksirów czasem naprawdę miał wrażenie, że Albus jest jak zepsuta płyta. Ciągle mówił jedno i to samo.

– Z całym szacunkiem Albusie, ale o ile mnie pamięć nie myli, Potter na łamach Proroka wyraził swoją opinię na temat czarodziejów i twojej – przypomniał mu. Z czystą satysfakcją widział, jak policzki starego czarodzieja przybierają lekko różowy odcień.

– Musisz zrozumieć, że czasem człowiek robi rzeczy z konieczności, a nie dlatego, że chce – powiedział po chwili.

– Czyli okradałeś chłopaka, bo musiałeś? – parsknął. – Kogo ty próbujesz oszukać Albusie? Mnie czy siebie? Przecież to było oczywiste, że chłopak w końcu się o tym dowie. Może wybaczyłby ci i puścił wszystko w niepamięć, gdybyś lata temu pomógł temu kundlowi. On zająłby się Potterem, a ty nie miałbyś teraz problemu.

Na to Dumbledore nie znalazł odpowiedzi. Harry żałował, że nie mógł zobaczyć jego miny, ale jeśli miał być szczery, to twarz dyrektora Hogwartu była ostatnią rzeczą, jaką miałby ochotę oglądać. Nie wierzył też w nic, co ten człowiek mówił. Kraść może ktoś, komu w oczy zagląda śmierć głodowa, a tutaj nie było takiej sytuacji.

Wstał z łóżka, zgarnął swoje rzeczy i poszedł do łazienki. Chciał jeszcze zadzwonić do ciotki, zanim zjawi się Severus. Dziesięć minut później wybierał znajomy już numer telefonu.

– Halo? – Harry z trudem powstrzymał parsknięcie, słysząc głos Dudleya.

– Cześć Dudley. Jak życie? – spytał.

– Cześć Harry – odparł drugi chłopak. – A jakoś powoli. Przyjechała ciotka Marge ze swoimi psami. Może sobie wybić zęby na nich.

– Czyli wszystko po staremu – stwierdził Harry. Porozmawiał chwilę z kuzynem, zanim ten nie poprosił ciotki Petunii do telefonu. Złożył jej życzenia i zapewnił, że u niego wszystko w porządku. – Właściwie to niedługo ma się zjawić Severus – przyznał.

– No tak. Mieliście poznać się w wakacje – przypomniała sobie.

– Jest na swój sposób miły i w zasadzie polubiłem go. Poznałem też swojego ojca chrzestnego. Nad nim trzeba jeszcze trochę popracować – stwierdził.

Nie rozmawiali zbyt długo, ale to wystarczyło, żeby wymienić kilka uprzejmości i dowiedzieć się co i jak. Chłopiec ucieszył się, że wuj awansował, a Dudley schudł jeszcze bardziej. Dobrze dla nich.

Pomagał pani Heldze w kuchni, kiedy zjawili się goście. Od razu rzucił się Severusowi na szyję i pocałował go na powitanie. Potem wyściskał Syriusza i Remusa.

– Dziękujemy za zaproszenie – powiedział Lupin, witając się z gospodynią.

– To żaden problem – zapewniła ich z uśmiechem. – Im więcej osób tym weselej. Poza tym Harry bardzo się cieszył na was przyjazd.

Dzień spędzili na przygotowaniach do świątecznej kolacji, ubieraniu choinki, ostatnim wypadzie do miasteczka po kilka sprawunków i spacerze po okolicy. Zima w Szwajcarii wyglądała jak z obrazka, a okoliczni mieszkańcy pozdrawiali się wesoło. Na rynku serwowano grzane wino, którego chętnie spróbowali. Harry był nieletni, więc ukradkiem upił trochę z kubka Severusa.

– Na rozgrzanie się – wyjaśnił, widząc karcący wzrok starszego czarodzieja.

Severus nie potrafił się na niego gniewać. Harry był uroczym i szczerym młodzieńcem, który każdego potrafiłby oczarować. Nawet jego w jakiś sposób zdołał zmienić. Zastanawiał się czasem, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie pojawił się w nim Harry. Czy prowadziłby koło naukowe albo rozważał nowe metody nauczania? Zapewne nie. Czy zdołałby wybaczyć Blackowi znęcanie się nad nim w szkole? Zdecydowanie nie! Możliwe, że byłby sfrustrowanym i zmęczonym życiem facetem przed czterdziestką, co już samo w sobie wydawało się smutne. Tymczasem chłopak wydobył z niego te ukryte pokłady empatii, z których nie zdawał sobie sprawy.

Zerknął ukradkiem na swojego młodego narzeczonego. Harry siedział właśnie z Syriuszem i młodszymi uczniami w salonie przy niskim stole i dekorowali pierniczki. On sam razem w Lupinem siedział na pobliskiej kanapie z filiżankami aromatycznej kawy i przyglądali się całemu procesowi.

– Patrz Remy! – zaśmiał się nagle animag, pokazując mu jedno z ciastek. – Wygląda jak pies.

– Dziecinniejesz Black – stwierdził tylko Severus. Siedzący obok niego wilkołak, roześmiał się tylko.

– Syriusz świetnie się bawi – odezwał się Remus, kiedy jego przyjaciel ponownie skupił się na dekorowaniu. – Potrzebował czegoś takiego. Zmiany otoczenia na kilka dni w wesołym towarzystwie. Grimmauld Place mimo wszystko jest nieco ponure. Staramy się coś z tym zrobić, ale dużo jeszcze pracy przed nami.

– Tobie chyba też przypadła do gustu ta lepka od lukru atmosfera – zauważył Severus.

Wilkołak uśmiechnął się.

– Nie przeczę. Tu jest naprawdę bardzo miło. Nikt się mnie nie obawia, jest miło i możemy spędzić trochę czasu z Harrym. To naprawdę wyjątkowy młody czarodziej o wielkim sercu.

– Szkoda, że Dumbledore nie może tego zrozumieć i zostawić go w spokoju.

– Nadal chce, żeby Harry walczył?

– Oczywiście. Albus zrobi wszystko, żeby nie pobrudzić sobie rączek. Święcie wierzy w tę głupią przepowiednię. A skoro już o tym mowa, to jak wam idzie? – spytał ciszej, zerkając na wilkołaka.

Jakiś czas temu razem z byłymi Huncwotami zaczęli szukać informacji o horkruksach. Harry pozbył się tego, który był w jego bliźnie kilka lat temu, dziennik został zniszczony przez Nahesę, ale Severus wiedział, że istnieją jeszcze inne. Czarny Pan na jednym ze spotkań przyznał się do tego nieopatrznie. Oczywiście żaden inny Śmierciożerca nie zwrócił uwagi na te konkretne słowa.

Było to zaraz przed Halloween. Czarny Pan zawsze planował coś na tę noc i teraz miało być podobnie. Zwołał swoich zwolenników, aby przedstawić im scenariusz na tę noc. Zamierzał zaatakować kilka miejsc i zapewnić w ten sposób świat czarodziejów, że nadal gdzieś tam jest. Uwielbiał siać terror z ukrycia. Nic go tak nie radowało, jak widok przerażonych, ludzkich twarzy.

– Niech wszyscy wiedzą, że znów uderzam i tym razem dopnę swego. Ja, który zaszedłem dalej niż ktokolwiek inny w kwestii nieśmiertelności – powiedział Czarny Pan. Po tych słowach Mistrz Eliksirów zrozumiał, że Horkruksów musiało być kilka. Zaczął analizować wszystkie informacje, ale nie doszedł do żadnych konkretnych wniosków. Rozmawiał już na ten temat z byłymi Huncwotami, którzy mieli mu pomóc dowiedzieć się jak najwięcej. Blackowie posiadali dość obszerną bibliotekę, za której zawartość można było skończyć w Azkabanie. Remus przeszukiwał ją cierpliwie.

– Myślę, że wpadliśmy na jakiś trop, ale chciałbym, żeby Harry też o tym posłuchał – przyznał wilkołak.

Severus pokiwał głową. Ta rozmowa mogła jeszcze chwilę poczekać. Teraz zamierzali cieszyć się świętami, a sprawy związane z Voldemortem i Dumbledorem zostawić chwilowo za sobą. Świąteczna kolacja również minęła bardzo miło, a po niej dzieciaki dobrały się do prezentów.

Trójka starszych czarodziejów postarała się o drobne upominki dla wszystkich. Były to głównie słodycze i książki, ale uczniowie z Gipfel nie mieli w zwyczaju narzekać. Tabliczka czekolady zawsze była w cenie, a dobra książka mogła umilić niejeden wieczór.

Harry i tak najbardziej cieszył się z obecności Severusa, i że mógł się do niego poprzytulać później.

– Cieszę się, że tu jesteś – przyznał szczerze. – Nie wiem dlaczego, ale czuję się taki spokojny, kiedy jesteś obok.

– To chyba działa w obie strony, bo mam podobne odczucia – powiedział Severus. Harry uśmiechnął się zadowolony, kiedy mężczyzna objął go ramieniem. – Jest coś, o czym chcielibyśmy z tobą później porozmawiać.

– Mam się zacząć bać?

– Nie. To akurat nic złego. A przynajmniej nie w tej chwili. Chodzi bardziej o coś, czego się dowiedzieliśmy. Czy raczej, czego dowiedzieli się Black i Lupin, bo sam jeszcze nie wiem dokładnie, co chcą powiedzieć.

Chłopak pokiwał głową i wtulił się bardziej w bok Severusa. Było mu teraz tak dobrze, że w ogóle nie miał ochoty ruszać się z kanapy, na której siedzieli. Robiło się późno i widział, że Song zaczynał zasypiać nad partią Eksplodującego Durnia, którą rozgrywał z Syriuszem. Inni zresztą też byli już wyraźniej zmęczeni i pani Helga zarządziła pójście spać.

– Ty Harry jeszcze nie musisz – zapewniła go, na co zielonooki chłopiec roześmiał się cicho. – Już nie jesteś takim mały chłopcem.

– Też się pewnie niedługo położymy. To był długi dzień – przyznał. – To, o czym chcieliście porozmawiać? – spytał, kiedy został w salonie z brytyjskimi czarodziejami. Syriusz i Remus usiedli w fotelach naprzeciwko.

– Chodzi horkruksy. Od jakiegoś czasu szukamy informacji na ich temat – powiedział szczerze Remus. – I przypadkiem dowiedzieliśmy się czegoś.

– To był zupełny przypadek – przyznał Syriusz. – Sprzątaliśmy w jednym z pokoi. Chciałem opróżnić szafkę i wtedy wypadł z niej medalion. Kiedy chciałem go podnieść, poparzył mi rękę. – Odciągnął lekko rękach i pokazał ślad po oparzeniu na lewej dłoni i nadgarstku. – To była klątwa zabezpieczająca. Nie miałem pojęcia, co to za paskudztwo, bo kompletnie nie kojarzyłem takiej błyskotki, dlatego zapytałem o to Stworka. To, co mi opowiedział, sprawiło, że włosy mi się zjeżyły na karku.

Skrzat domowy rodu Blacków zalał się łzami, kiedy zobaczył medalion. Dobre dziesięć minut zajęło Syriuszowi uspokojenie go. Stworek przyznał wtedy, że młodszy brat Syriusz – Regulus odkrył tajemnicę Czarnego Pana i postanowił działać. Kiedy wstępował w szeregi Śmierciożerców, wydawało mu się, że celem Voldemorta było stworzenie bezpiecznego świata dla czarodziejów, w którym nie musieliby obawiać się mugoli. Tymczasem Czarny Pan oszalał na punkcie przepowiedni o dziecku, które miało zniweczyć jego plany. Nie myślał już o zmianach, ale o własnej, zagrożonej potędze.

Zginął, próbując zabić Harry'ego, a przynajmniej tak wszyscy myśleli. Zdołał się odrodzić, ponieważ rozerwał swoją duszę na części, które ukrył.

– Jednym z nich był dziennik, który zniszczył Nahesa – przypomniał sobie Severus. – Kolejny, raczej przypadkowy był w bliźnie Harry'ego. Pytanie ile ich jeszcze jest?

Stworek przyznał, że nie ma pojęcia, ile takich złych przedmiotów stworzono. On wiedział o tym jednym, który Regulus wykradł i przypłacił to życiem. Skrzat domowy miał zniszczyć medalion, ale nie znalazł skutecznego sposoby. Dlatego ukrył go i na wiele lat o nim zapomniano.

– Przyglądałem mu się. Ma wygrawerowane S – przyznał Remus. – Wygląda jak coś, co należało do Salazara Slytherina, a zatem wnioskuję, że pozostałe horkruksy mogły również powstać z pamiątek po założycielach Hogwartu.

Harry zamyślił się na chwilę. Rozumowanie Lupina nie było błędne, ale czegoś mu w tej historii brakowało. Nie wiedział jednak jeszcze czego.

– Coś mi chodzi po głowie, ale nie mogę tego na razie ubrać w konkretną myśl – powiedział szczerze. – Może rano wszystko nabierze jakiegoś konkretu. Jak rozumiem, medalion został w Anglii?

– Jest bezpieczny u mnie w domu – zapewnił go Syriusz. – Na razie nie mamy jak go zniszczyć.

– Myślę, że tu wystarczy trochę jadu od Nahesy – zauważył Harry, zerkając na śpiącego przy kaloryferze bazyliszka. W zimie zawsze robił się mocno ospały i szukał cieplejszych miejsc, w których mógł sobie uciąć drzemkę. – Zajmiemy się tym rano. Jest strasznie marudny, jak się nie wyśpi.

Animag zachichotał cicho. Początkowo byli przerażeni obecnością chyba najbardziej niebezpiecznego stworzenia w świecie czarodziejów w pobliżu dzieci, ale przekonali się, że ten konkretny bazyliszek nie stanowił dla nich zagrożenia. Dzieciaki pozwalały mu zaglądać sobie przez ramię, pełzać wokół nich, a nawet uczyły go różnych rzeczy. Nahesa wsiąknął w szkolne życie uczniów i od razu uznał Gipfel za swój dom. Z czasem robił się coraz bardziej samodzielny i nie spędzał już z ludźmi tyle czasu co kiedyś, ale nadal lubił ich towarzystwo. Często zdarzało się, że wchodząc do jednej z klas, uczniowie natykali się na wygrzewającego się na ławkach węża.

Godzinę później wszyscy uznali, że najwyższa pora się położyć. Harry cieszył się, że trzej starsi czarodzieje spędzą w Szwajcarii jeszcze dwa dni. Na kolejny dzień zaplanowali zabawę w śniegu, o ile wcześniej nie nadejdzie jakaś śnieżyca.

Severus mruczał trochę pod nosem, że musi dzielić pokój z byłymi Gryfonami, ale uznał, że te dwie noce jakoś przeboleje, a gdyby Black zaczął chrapać, po prostu trzaśnie go jakimś zaklęciem.

,,,

Kolejny dzień do południa spędzili na zewnątrz. Syriusz z radością zmieniał się w psa, skacząc z nastolatkami w zaspy śniegu i rzucając się z nimi śnieżkami. Nawet Remus dołączył do zabawy, budując z nimi igloo i bałwana. Potem rozszalała się śnieżyca i wszyscy szybko wrócili do domu. Wprawdzie byli przemoczeni i zmarznięci, ale świetnie się bawili.

Po obiedzie młodsi koledzy Harry'ego zajęli się odrabianiem prac domowych, a on sam usiadł ponownie z trójką starszych czarodziejów w salonie. Przyniósł ze sobą jakieś dwa bardzo grube notatniki.

– A to co? – spytał Syriusz, zerkając na nie.

– To jest kilka haków na Dumbledore'a – powiedział Harry, wskazując na jeden z notatników. – A tu są moje notatki na temat Voldemorta. Wyznaję zasadę, że żeby pokonać wroga, trzeba najpierw go poznać.

Severus sięgnął po jeden z tomów i otworzył go. Były tam kopie artykułów i notatki na temat Albusa. Harry naprawdę postarał się znaleźć wszystko, co tylko mógł na jego temat. Były tam nawet informacje, o których nigdy nie słyszał.

– Gdzie to wszystko znalazłeś? – spytał zaskoczony.

– Mam swoje dojścia do informacji – zapewnił go Harry. Złośliwy błysk rozświetlił na chwilę jego zielone oczy. – Mógł mnie nie denerwować. Nie dość, że próbował manipulować moim życiem, to jeszcze nie potrafił się przyznać do błędu i chciał wybielić. Uznałem zatem, że dowiem się o nim wszystkiego, co tylko jest możliwe, a potem wykorzystam, jeśli zajdzie mi za skórę.

– Ale to są listy od kogoś, kto ma te same inicjały co Dumbledore – zauważył Remus zaskoczony.

– Nie są od waszego kochanego dyrektora, ale od jego młodszego brata, Aberfortha – przyznał. – I nie ja z nim pisałem, tylko jeden z absolwentów Gipfel, który też pochodzi z Wielkiej Brytanii. Wyświadczył mi małą przysługę. Nie miałem żadnego zamiaru ujawniać swojego miejsca pobytu.

– Mogę spytać o nazwisko tego absolwenta? – spytał Severus.

– To żadna tajemnica. Ruan Harris.

– Zaraz? Ten Ruan Harris? Młody geniusz astronomii? – spytał Remus zaskoczony. – Nie miałem pojęcia, że jest absolwentem tutejszej szkoły.

– A dlaczego miałbyś o tym wiedzieć? – spytał Harry, spoglądając na wilkołaka. – Nie sądzę, żeby on sam mówił o tym głośno. Doskonale wiemy, czym mogłoby się to skończyć. Absolwenci Gipfel są bardzo dyskretni, a jednocześnie dają do zrozumienia, jaką szkołę ukończyli. Wiem, że to brzmi dziwnie i pewnie ciężko to zrozumieć, ale tacy właśnie jesteśmy. Dumni ze swojej szkoły, ale też nie rozpowiadamy o tym na prawo i lewo.

– Zauważyliśmy, że twoja szkoła ma dużo innych zwyczajów, które dla czarodziejów w Hogwarcie byłyby dziwne – przyznał Lupin.

– To dowodzi jedynie, że Hogwart utknął w rozwoju. Nie twierdzę, że wszystko, co się tam kultywuje i naucza, jest złe, ale świat nie stoi w miejscu. Za jakiś czas mugole ogłoszą jakieś swoje kolejne osiągnięcia, a co wtedy zrobi magiczna społeczność? Będzie siedziała cicho.

– Sugerujesz, że czarodzieje i mugole powinni żyć razem? – spytał Syriusz.

– W niektórych miejscach jest to możliwe – zauważył Harry. – Na przykład tutaj. Mieszkańcy miasteczka to charłacy lub ich potomkowie. Doskonale zdają sobie sprawę, jakiego rodzaju placówką jest Gipfel, ale dla wszystkich innych szkół to mugolska szkoła dla wybitnych jednostek. Szkoda, że nie widzieliście jakie wrażenie robią nasze mundurki w miastach.

Harry wcale nie zmyślał. Wśród mugolskich szkół w Szwajcarii jego placówka była dla międzynarodowej elity. Wszyscy patrzyli na nich, kiedy jechali na jakąś szkolną wycieczkę, do teatru albo do kina. Dwa miesiące wcześniej całą szkołą pojechali na wystawę do muzeum w Zurichu. Nie byli tam oczywiście jedyną szkołą, ale chyba jako jedyni nie robili zamieszania i zachowywali się adekwatnie do miejsca, w którym się znajdywali. I chyba dlatego nie obeszło się bez spięcia z uczniami innej szkoły.

Spokojnie oglądali kilka eksponatów i robili notatki, kiedy podeszło do nich kilku chłopców w wieku Harry'ego. Widać było, że szukali zaczepki.

– Myślicie, że jesteście tacy super? – spytał jeden z nich.

– Masz do nas jakąś sprawę? – Silvio popatrzył na niego, unosząc w górę brwi. – Jeśli nie to idź sobie. Jesteśmy zajęci.

– Będziesz zgrywał cwaniaka, bo masz na sobie mundurek elitarnej szkoły? – zakpił. – Zaraz mogę ci pomóc go zdjąć.

– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Mam zdrowe ręce i całkiem nieźle opanowałem już sztukę samodzielnego rozbierania się – zapewnił Brazylijczyk i wrócił do robienia notatek. To mocno zdenerwowało chłopaka, który ich zaczepiał, bo jednym ruchem wyszarpnął notatnik Silvio z jego rąk. – Oddaj mi go.

– Sam go sobie weź – zakpił i czekał na reakcję Silvio. Ten jednak wiedział lepiej, że nie może dać się sprowokować.

Harry zauważył, co się dzieje i dał znak kolegom z najstarszej klasy, że mają mały problem. Specjalnością jednego z nich, podobnie jak Harry'ego, była magia powietrza, a drugiego wody. Wspólnie zrobili więc złośliwemu chłopakowi mały prysznic z zaskoczenia. Skutek był taki, że zaskoczony wypuścił z rąk notatnik Silvio. Oczywiście zaczął obwiniać o wszystko Brazylijczyka i jego przyjaciół, ale kiedy zaczął się awanturować, zainteresowali się nim ochroniarze i nauczyciele. Po szybkim wyjaśnieniu, co się stało, grupka z innej szkoły została wyprowadzona na zewnątrz.

– Co za buraki – mruknął Soren, a reszta mu przytaknęła. – Jakby to była nasza wina, że mamy talenty, o których inni mogą pomarzyć.

– Zawsze trafi się ktoś, komu to nie pasuje i będzie zazdrosny – stwierdziła Yeva.

Reszta wycieczki na szczęście minęła już spokojnie i spokojnie wrócili do szkoły.

– Jesteś bardzo dokładny – przyznał Remus, przeglądając notatki Harry'ego.

– Tak, jestem drobiazgowy, jeśli chcę się czegoś dowiedzieć. A w przypadku Dumbledore'a i Voldemorta informacje mogą okazać się kluczowe, żeby pozbyć się obu. Nie lubię, kiedy ktoś wisi nade mną, nawet na wielkiej odległości.

– Tak się czujesz? – spytał Syriusz.

– Tak. To nie jest fajne, mieć świadomość, że dwóch wariatów próbuje mi mieszać w życiu. Może nie wiedzą, gdzie jestem, ale to się może zmienić. Biorę to pod uwagę i właśnie dlatego chcę być gotowy, gdyby taka sytuacja zaistniała.

Starsi czarodzieje pokiwali głowami, a potem skupili się na planowaniu. Harry miał rację. Musieli przygotować się na różne możliwości. Severus nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek skrzywdził chłopaka. Wiedział jednak, że w którymś momencie dojdzie do konfrontacji. Harry nie pozostanie w Gipfel przez całe życie i wszyscy o tym wiedzieli.

---

I jak wam mija początek szkoły? ^^ Nie zapędziliście się do niej przypadkiem w sobotę? Oczywiście wiem, że nie wszystkich to dotyczy, ale słyszałam o przypadkach, kiedy ktoś obudził się w sobotę rano, myśląc, że jest piątek.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top