Rozdział 34
Rozdział 34
Nikt nie spodziewał się takiego finału Turnieju Trójmagicznego. Wydawać się mogło, że smoki, trytony i labirynt najeżony magiczny pułapkami to dużo, ale to, co wydarzyło się na sam koniec, było przerażające. A wszystko przez jednego z nauczycieli, czy raczej przez kogoś, kogo za niego brali.
Trójka zawodników prawie jednocześnie pokonała labirynt. Cedric Diggory nieznacznie wyprzedził innych zawodników i już miał sięgnąć po puchar, kiedy potężne zaklęcie odrzuciło go w tył. Fleur i Victor zatrzymali się zaskoczeni, a potem szybko podbiegli do Puchona. Cedric miał całą twarz we krwi, ale żył. Widząc to, Francuzka natychmiast wypuściła z różdżki snop czerwonych iskier, wzywając pomocy.
– Co się dzieje? – spytał Alastor Moody, zjawiając się obok nich.
– Coś jest nie tak z Pucharem – powiedziała Fleur z tym swoim charakterystycznym, francuskim akcentem. – Cedric próbował go dosięgnąć i coś go odepchnęło.
Victor mruczał właśnie jakieś zaklęcia, żeby zatamować krew, spływającą po twarzy Puchona. Nie wyglądało to za dobrze.
Moody popatrzył na Puchar, z którego zaczął się wydobywać dziwny, czerwony dym.
– Udało się – powiedział nagle, a dwójka obcokrajowców popatrzyła na niego zaskoczona. – Udało się! Mój pan powrócił! – ryknął. – Potter już może kopać sobie grób! – Nie zdołał jednak powiedzieć nic więcej, kiedy w plecy trafiło go zaklęcie oszałamiające i padł na trawę.
Fleur odwróciła głowę. W ich stronę biegła jej dyrektorka i hogwardzcy nauczyciele. Victor tłumaczył coś nauczycielom, którzy zajęli się Cedrikiem, podczas gdy Dumbledore i Severus podeszli do Moody'ego. Jakąś minutę późnej coś zaczęło się dziać, a twarz byłego autora zaczęła się zmieniać.
Severus sięgnął po piersiówkę, którą Moody zawsze nosił przy sobie. Powąchał zawartość.
– Eliksir Wielosokowy – powiedział wprost.
Chwilę później przed nimi nie leżał już Alastor Moody, a ktoś, kogo na pewno się nie spodziewali. Severus rozpoznał go. Barty Crouch. Był pewien, że zmarł w Azkabanie, a tymczasem wyglądało na to, że sprawa nie była aż tak prosta. Nagle poczuł ból w ramieniu, na którym miał Mroczny Znak. Już wiedział, co to oznaczało. Czarny Pan zdołał odzyskać swoją postać i powrócił.
Dumbledore popatrzył na niego uważnie. Severus wiedział, że nie byłoby sensu ukrywać, że wszystko jest w porządku. Od razu było widać, co się dzieje. Voldemort powrócił i dawał o tym znać swoim sługom. Mistrz Eliksirów był pewien, że wezwanie to tylko kwestia czasu. Na razie jednak musieli się zająć młodym Crouchem.
Przesłuchanie z użyciem Eliksiru Prawdy nie zajęło im długo. Barty miał za zadanie przeniknąć do Hogwartu w poszukiwaniu informacji o Potterze. Kiedy okazało się, że nikt nic nie wie, a po chłopcu naprawdę ślad zaginął, pozostał w szkole jako szpieg, czekając na powodzenie rytuały. Dym wydobywający się z pucharu dla zwycięzcy był dla niego wiadomością, że Voldemort odzyskał swoją ludzką postać i był gotów do działania.
– Tylko ja go szukałem – powiedział zadowolony. – Cały czas byłem mu wierny. Mój naiwny ojciec myślał, że trzymanie mnie pod Imperiusem coś zmieni. Cóż za naiwność. A teraz mój pan nareszcie może działać i wszystko się zmieni.
Severus wiedział, co to oznacza. Obie strony będą szukać Harry'ego i żadna nie spocznie, dopóki go nie odnajdzie. I nikt nie będzie się zastanawiał nad tym, czym on chce być w to wszystko zamieszany. Nie był już horkruksem, więc ta idiotyczna przepowiednia nie miała już prawa bytu, ale poza Mistrzem Eliksirów nikt tutaj nie miał o tym pojęcia. Czarny Pan nadal będzie widział w chłopcu wroga numer jeden, a Dumbledore będzie traktował go jak narzędzie do wygrania wojny. Nie mógł do tego dopuścić.
Mężczyzna wiedział, że będzie musiał pełnić funkcję szpiega w szeregach Śmierciożerców. Bycie podwójnym szpiegiem będzie dla niego bardzo ryzykowne, ale obiecał Lily chronić Harry'ego. Będzie musiał też porozmawiać z chłopcem i wyjaśnić mu, jak bardzo sytuacja się zmieniła.
Podobna rozmowa czekała go z Blackiem i Lupinem. Ojciec chrzestny Harry'ego nadal nie miał pojęcia o ich zaręczynach, ale nadejdzie moment, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Rozmawiał już na ten temat z Harrym. Chłopiec zadecydował, że powie o wszystkim Syriuszowi, dopiero kiedy też spotka się z nim bezpośrednio. Gdyby napisał o tym w liście, animag jak nic spróbowałby zagryźć Mistrza Eliksirów we śnie.
Harry nie był kimś, kto podejmowałby nadmierne ryzyko i Severus doskonale o tym wiedział. Starał się trzymać z daleka od wszelkich kłopotów i wieść spokojne życie ucznia. Severus życzył mu takie stanu jak najdłużej, ale wyglądało na to, że spokój właśnie się kończył. Reakcja Blacka mogła teraz być ich najmniejszym problemem. Niemniej jednak wolał nie dokładać sobie problemów.
Przybyli do Hogwartu aurorzy i Minister Knot nie chcieli przyjąć do wiadomości, że Voldemort powrócił. Pomimo ujawnienia i przesłuchania osoby Barty'ego Croucha, nadal szli w zaparte. Severus czuł, że nie skończy się to dobrze i miał rację. Godzinę później dowiedzieli się, że Crouch otrzymał pocałunek dementora. Knot skutecznie zatarł wszelkie ślady powrotu Voldemorta.
– Co za idiota – mruknął Severus. Nic już nie mogli zrobić. Knot zrobił wszystko, żeby społeczeństwo czarodziejów nie zaczęło spekulować o powrocie Czarnego Pana.
Jeszcze tego samego wieczoru Dumbledore zwołał zebranie Zakon Feniksa. Powiedział wprost, że odnalezienie Harry'ego Pottera jest teraz priorytetem. Wszyscy mieli obowiązek zrobić, co tylko się dało, żeby ściągnąć chłopca do Hogwartu. Severus nie mógł na to pozwolić.
Kiedy tylko spotkanie dobiegło końca, przeniósł się na Grimmauld Place do domu Blacka. Znał hasło dostępu, ale nigdy z niego nie korzystał niezaproszony. Aż do tej chwili. Syriusz był zaskoczony, kiedy zobaczył go, wychodzącego z kominka w kuchni.
– Coś się stało? Coś z Harrym? – spytał.
– Nie, ale mamy poważny problem – przyznał. Kiedy tylko Lupin zjawił się w kuchni, opowiedział im, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej.
– Nie podoba mi się to – odezwał się Remus. – Dzieje się to, o czym mówiłeś i o czym mówił Harry. Dumbledore chce, żeby ten biedny chłopak stanął na pierwszej linii ognia. Przecież to jeszcze dziecko!
– Harry wcale nie ma ochoty na jakąkolwiek walkę – powiedział Severus, przyjmując od Syriusza szklankę z ognistą whisky. – Stanie do walki tylko wtedy, gdy ktoś zaatakuje go bezpośrednio. Nie będzie bronił obcych.
– I bardzo dobrze. – Syriusz podzielał zdanie swojego chrześniaka. Pociągnął zdrowo ze swojej szklanki. Przez ostatni rok dochodził do siebie, ale dzięki listom od chłopca był w coraz lepszym stanie. Co jakiś czas on i Remus dostawali również jakieś zabawne zdjęcia ze szkoły i najbliższego otoczenia Harry'ego. Chętnie zobaczyli, jak wygląda syn Jamesa i Lily, ale nie naciskali na takie zdjęcia.
Wśród zdjęć było kilka z bazyliszkiem, który jak zawsze miewał dziwne pomysły. Syriusz popłakał się ze śmiechu, kiedy w kopercie z listem było również zdjęcie Nahesy w małej czapce z daszkiem, dopasowanych ciemnych okularach i ze złotym łańcuchem na szyi.
„Usłyszał, jak chłopaki z siódmego roku rapują dla zabawy i kazał sobie zrobić taką stylówę. Pełzał tak po szkole przez kilka dni" – napisał Harry.
Syriusz cieszył się, że Harry był szczęśliwy. Nauczył się, że nie powinien naciskać na chrześniaka. Wtedy dowiadywał się najwięcej, a listy były pełne szczegółów z codzienności Harry'ego. Była nawet relacja z treningu quidditcha i opisy różnych zagrań.
„Nie należę do drużyny i quidditch nie jest moją największą pasją, ale doceniam grację w locie, którą pokazują gracze" – przyznał szczerze. – „Podpatruję różne ruchy, żeby wiedzieć, jak się zachować w mojej animagicznej formie. Przemiana idzie mi coraz lepiej. Już dwa razy zmieniłem się całkiem. To naprawdę fajne. Próbowałem nawet latać, ale skończyło się, że kolega złapał mnie, zanim uderzyłem o podłogę."
Oczywiście Severus wiedział dużo więcej. Harry znał go dłużej, był z nim zaręczony i zawsze szczery. Mistrz Eliksirów napisał mu, co się wydarzyło na Balu Bożonarodzeniowym i sytuację z Hermioną Granger.
„Dla tej dziewczyny jeszcze może być ratunek. Victor Krum pomaga jej pracować nad sobą. Przestała udzielać niechcianej pomocy i narzucać się. Widać, że czasem zaciska zęby, kiedy kusi ją coś powiedzieć, ale podsunąłem jej książkę o technikach doskonalenia siebie i powoli przynosi to efekty. Zaczęła nawet pytać innych, czy im pomóc" – napisał w wiadomości.
Mężczyzna wiedział, że przed dziewczyną jeszcze dużo pracy, ale przynajmniej próbowała i już nie miał powodu, żeby odbierać jej punkty i wlepiać szlabany. Nawet Minerwa zauważyła zmianę. Co nie znaczyło, że kiedykolwiek dopuści ją do swojej grupy.
Pomimo turnieju udało mu się przygotować grupę do kolejnego konkursu i Hogwart ponownie zajął trzecie miejsce. Severus wiedział, że nie będzie im łatwo odebrać Gipfel pierwsze miejsce. Szkoła Harry'ego była stałym bywalcem konkursu warzelniczego i wiedzeli, czego mogą się spodziewać. Niemniej jednak jego grupa świetnie się bawiła. Ponownie zabrał ze sobą braci Weasley i Desmonda. Poza nimi pojechali także Alerick, Rosaleen, dla której był to ostatni rok w Hogwarcie oraz Adele. Tristin musiał sobie odpuścić przez bardzo głupi powód. Noga utknęła mu na znikającym stopniu na schodach i tak niefortunnie się szarpnął, że nie dość, że ją złamał, to jeszcze się dość mocno potłukł. Żałował, ale miał jeszcze jeden rok przed sobą.
– Na pecha nic się nie poradzi – mruknął tylko, kiedy leżał w skrzydle szpitalnym.
Tym razem nie musieli zakradać się pod gniazda ptaków stymfalijskich. Konkurs odbył się w Rosji i musieli zdobyć do wspólnego eliksiru włos rusałki. Proste to nie było i w zasadzie zadanie spadło na dziewczyny, bo męska część grupy gapiła się bezmyślnie na biust wodnej istoty.
– No co my poradzimy, że było na co popatrzeć? – pytali potem.
Nie narzekali jednak na nagrody. Poza brązowym kociołkiem każdy z nich dostał jeszcze zestaw trzech noży dla warzycieli: złoty, srebrny i z brązu.
– Na pewno się przydadzą – przyznał Desmond z zadowoleniem.
Oczywiście Harry wiedział o wynikach od swoich kolegów. Cieszył się, że grupie Severusa ponownie dobrze poszło. A teraz Mistrz Eliksirów musiał zadbać o bezpieczeństwo swojego narzeczonego. Po wysłaniu wiadomości do chłopca mógł tylko czekać na odpowiedź od niego.
,,,
Harry pobladł w sekundę, kiedy przeczytał wiadomość o powrocie Voldemorta. Od razu złapał księgę, rzucił do kolegów, że musi iść do dyrektora i wypadł z pokoju. W kilka minut dotarł pod odpowiednie drzwi, a potem wyjaśniał, co się stało.
– To niekorzystna informacja, ale spodziewaliśmy się tego – zauważył dyrektor. Kiedy Harry poinformował go, jaką wiadomość otrzymał, natychmiast wezwał do siebie wszystkich nauczycieli. Wspólnie musieli opracować jakiś plan działania na wszelki wypadek.
Gipfel była szkołą, której otoczenie pełniło funkcję bariery. Lasy wokół pełne były magicznych stworzeń, które niespecjalnie lubiły obcych na swoim terenie. Uczniowie doskonale o tym wiedzieli i nie zakłócali im spokoju. Jeśli jednak musieli się zapuścić głębiej w las, zawsze okazywali szacunek spotkanym tam stworzeniom.
Harry tylko raz znalazł się głęboko w lesie i tylko dlatego, że się zgubił. Nie znał jeszcze wtedy zaklęcia wskazującego drogę i błąkał się pomiędzy drzewami, aż natknął się na małe stado jednorożców.
– Przepraszam – powiedział wtedy, zatrzymując się kilka metrów od nich. – Zgubiłem się. W którą stronę mam iść, żeby wrócić do szkoły?
Widział, że jednorożce nie są specjalnie zachwycone jego obecnością na ich polanie, ale jeden z nich odprowadził go do ścieżki, którą Harry z radością rozpoznał. Podziękował wtedy grzecznie, a jednorożec w odpowiedzi skinął mu łbem i zawrócił. Dostał wtedy od profesorów karę za zejście ze szlaku, ale ponieważ nie wyrządził żadnych szkód, ani nie przestraszył zwierząt, musiał jedynie razem z kilkoma innymi uczniami, zrobić porządek w jednym z pomieszczeń na strychu. Może i miała to być kara, ale okazało się, że znaleźli tam masę interesujących rzeczy. Wszystko, co wydało im się wartościowe, zebrali do starego kufra i zanieśli do jednej z klas, żeby potem przejrzeć. Samo pomieszczenie na strychu miało wielkie okna i klub astronomii zaadaptował je na swoje małe obserwatorium.
Znaleziska wzbudziły zainteresowanie. W jednej z ksiąg znaleźli starą mapę okolicy. Datowana była na rok, kiedy założono Gipfel. Wynikało z niej, że pod terenem szkoły i pobliskimi wzgórzami, ciągnął się szereg podziemnych korytarzy i grot.
– Na pewno nie zejdziecie do nich sami – powiedział im stanowczo profesor „Miś". Wybijcie to sobie z głowy.
Oczywiście nie znaczyło to, że nigdy tam nie zejdą. Wszyscy uczniowie szkoły, chcieli uczestniczyć w podziemnej ekspedycji. Podzielili się więc na grupy i każda grupa poszła z jednym lub dwoma nauczycielami, badać poszczególne korytarze. Grupa Harry'ego poszła korytarzem, który prowadził w lewo i schodził coraz niżej i niżej. Natknęli się tam na kamienne schody. Zaklęciami sprawdzali, czy droga jest bezpieczna, a im głębiej schodzili, tym większej nabierali pewności, że trafili na jakieś opuszczone siedziby krasnoludów. W tej części znaleźli kilka pomieszczeń, które musiały kiedyś służyć za skarbce, bo badając je, natrafili na pozostałości. Stare momenty wykonane ze złota, kilka mieczy i toporów, naszyjnik z jakichś szlachetnych kamieni. Były nawet elementy zbroi i świetnie zachowana, chociaż mocno zakurzona tarcza. Wyglądało na to, że te jaskinie zostały opuszczone lata przed założeniem szkoły.
Jedna z grup składająca się z najstarszych uczniów natrafiła z kolei na szyb kopalni, który ciągnął się bardzo głęboko w dół. Żeby go zbadać, musieli użyć mioteł.
Podziemny labirynt badali przez kilka tygodni, poświęcając na to całą sobotę. Znalezione rzeczy oczyszczali i przenosili do sali, w której urządzili coś w rodzaju historycznej izby pamięci.
Odnalezienie korytarzy miało też jeszcze jeden wydźwięk. W razie kłopotów uczniowie mogli się tamtędy ewakuować. Jedna z grup odnalazła wyjście, które wychodziło na zboczu pobliskiej góry, kilka kilometrów za szkołą. Uczniowie z Gipfel znali te tereny. Nie raz chodzili w góry, szukając ziół do eliksirów, albo miewali zajęcia z zielarstwa w terenie. Nie wystarczało im, że ktoś napisał w książce, gdzie można znaleźć daną roślinę. Musieli poznać takie miejsca.
A teraz wyglądało na to, że podziemia mogą stać się elementem planu awaryjnego.
– O nic się nie martw Harry – powiedział mu profesor Muller, kiedy chłopiec zaczął mamrotać pod nosem, że przez niego szkoła może być zagrożona.
– Ale jeśli on się dowie, że tu jestem? – spytał.
– Harry – odezwała się profesor Hanapithou. – Poza nami tylko Severus wie, do jakiej szkoły chodzisz, ale on nie zna jej położenia. To tajemnica, którą znają tylko uczniowie, personel i pobliscy mieszkańcy.
– Ale pozna ją w moje szesnaste urodziny, kiedy księga go tu przeniesie – zauważył chłopiec.
– To, że go tu przeniesie, nie ujawni mu lokalizacji. Poznałby ją, gdybyś wprost powiedział mu koordynaty – zapewnił go dyrektor. – Więc uspokój się dziecko. Wszystko jest pod kontrolą. Pozwól działać dorosłym. To nasze zadanie, żeby was nauczyć i ochronić.
– Dziękuję – powiedział Harry. Poczuł się nieco lepiej ze świadomością, że jego obecność jednak nie narazi szkoły na niebezpieczeństwo. – Bo mam wrażenie, że w Wielkiej Brytanii rozgrywa się jakieś przedstawienie cyrkowe.
– Wygląda na to, że chcą uniknąć paniki – zauważył profesor Fernandez.
– I co im da zamiatanie problemów pod dywan? – spytała profesor Lumiere. – Wszyscy wiemy, że tak się nie da funkcjonować na dłuższą metę. Zamiast zdusić problem w zarodku, to go rozbuchają do rozmiarów pożaru.
– My to wiemy – odezwał się spokojnym głosem profesor „Miś". – Ale oni za bardzo się boją. Nie są tacy jak my. Nie staną do walki z problemem. – Indianin uchylił okno i zapalił swoją fajkę. – Pytanie brzmi, jaką obieramy strategię?
Dyrektor Gipfel zastanowił się przez chwilę. Nie podobała mu się ta sytuacja, ale Harry nie był niczemu winien. Gdyby uczęszczał do Hogwartu, mógłby już być martwy po tym wszystkim, co tam się działo. Nie dziwił się, że matka chłopca postarała się o przyjęcie go do ich szkoły. Harry spełniał wymogi przyjęcia i bez względu na wszystko otrzymałby zaproszenie do Gipfel. Lily Potter po prostu przypieczętowała wszystko, swoją interwencją.
Rupert popatrzył na zielonookiego chłopca. Harry miał naprawdę ogromny potencjał magiczny, odkrywał swoje talenty i pasje. Hogwart był świetną placówką edukacyjną, ale bardzo ograniczoną, jeśli chodziło o rozbudzenie pełnego potencjału uczniów. Do Gipfel uczęszczała niecała obecnie niecała setka uczniów, podczas gdy po Hogwarcie biegało ich kilkaset. To było niemożliwe, żeby w takim tłumie poświęcić każdemu z osobna chociaż trochę czasu. Może gdyby każdy rocznik miał opiekuna, a nie musiał zajmować się całym domem, byłoby inaczej.
Każda szkoła miała tradycje, które pielęgnowała i Rupert nie zamierzał tego negować, ale zdecydowanie wolał zmiany, jakie wprowadzali ich wychowankowie. Każdy wnosił coś do tej szkoły, rozwijając jej potencjał. Dzięki Harry'emu mieli tutaj prawdziwego bazyliszka. Bez jego zdolności wężomowy Nahesa mógłby nie być taki przyjazny. Nie miało dla nich znaczenia, że Harry Potter był sławnym Chłopcem, Który Przeżył. Dla nich był uczniem ze zdolnościami, które należało rozwijać.
Wszyscy nauczyciele wiedzieli, że jego potencjał magiczny jest ogromny. Zauważyli to już wcześniej, ale incydent z iskrą powietrza, potwierdził ich podejrzenia. Chłopiec nie zdawał sobie jeszcze sprawy, jak daleko mógł zajść, ale ich zadaniem było mu to pokazać. Jego sytuacja na pewne była nietypowa, jednak był dumnym uczniem Gipfel i tak miało pozostać.
– Na razie będziemy śledzić rozwój sytuacji – zdecydował dyrektor. – Uruchomimy nasze kontakty na wyspach i dopiero wtedy zdołamy coś ustalić. Dopóki opinia publiczna nie potwierdzi, że Voldemort powrócił, nie będziemy się wtrącać. Jeśli zdecydujemy się na jakieś działania, to musimy być bardzo dyskretni. Wolałbym nie mieć nad głową oskarżenia o wtrącanie się w sprawy innego kraju.
– Tego nikt z nas nie chce – zapewnił profesor Muller.
– Skontaktuję się z naszymi byłymi wychowankami, którzy mieszkają w Londynie. Na pewno będą mieć oko na pewne sprawy – powiedział profesor Fernandez.
– Wyślij im awaryjne świstokliki – polecił dyrektor. – Gdyby coś im bezpośrednio groziło, będą mieć możliwość ucieczki – stwierdził, po czym przeniósł wzrok ponownie na Harry'ego. – Możesz wracać do pokoju. I o nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze.
– Dziękuję jeszcze raz – powiedział chłopiec, idąc do drzwi. Był wdzięczny swoim nauczycielom, że nie zostawili go z tym całym zamieszaniem. Naprawdę nie chciał nikogo narazić na niebezpieczeństwo.
Severus tłumaczył kiedyś Harry'emu, dlaczego brytyjscy czarodzieje myślą w ten sposób. Chcieli mieć jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, gdyby sytuacja stała się ponownie dramatyczna. Pamiętali pierwszą wojnę i jej skutki. Zginęło wtedy wielu czarodziejów. Postrzegali chłopca jak cud, który wtedy wybawił ich od najgorszego zła.
Harry tak tego nie postrzegał. Dla niego to był zwykły egoizm i lenistwo. Rozumiał, że ktoś może się bać o rodzinę, ale czy jego obowiązkiem nie było bronić jej w razie niebezpieczeństwa? Ktoś mógłby mu zarzucić brak empatii, ale czym w takim razie były oczekiwania całego społeczeństwa wobec jednego, niewykształconego nawet młodego czarodzieja? Westchnął ciężko, wchodząc do pokoju, gdzie czekali na niego przyjaciele. Zawsze mógł na nich liczyć. Nawet dziewczyny zapewniały go, że staną za nim murem.
– Jak wyjadę komuś z kopytka, to gwiazdy zobaczy – mówiła Marie.
Uwielbiał swoją klasę. Wszyscy byli bardzo zżyci ze sobą i pomagali sobie nawzajem. Nawet jeśli to było coś tak błahego, jak pomoc z zadaniem domowym.
Przed pójściem spać, Harry napisał jeszcze do narzeczonego i przekazał mu, co ustalił z nauczycielami. Życzył mu jeszcze spokojnej nocy, a potem zamknął księgę i położył się spać.
---
No to Voldziu powrócił. Na razie nie wiadomo, czy ma nos XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top