Rozdział 2

Bardzo się cieszę, że pierwszy rozdział tak się spodobał^^ Czas na kolejną porcję absurdów.

Rozdział 2

Harry nigdy nie domyśliłby się, że ciotka Petunia, która na co dzień krzywiła się na każde brzydkie słowo, jakie przypadkiem usłyszała, zna tyle przekleństw. Razem z Dudleyem mogli jedynie patrzeć, jak wujek próbuje ją uspokoić.

Kiedy podwładny dyrektora banku sprawdził, dlaczego pieniądze na utrzymanie Harry'ego nie dotarły do jego wujostwa, Petunia wpadła w szał, jakiego nigdy nie widział. Okazało się, że maczał w tym palce sam dyrektor Hogwartu. Na jego polecenie jeden z zatrudnionych przez bank czarodziejów, zmienił ustaleniu przelewu i cała kwota została przekazana komuś innemu.

– Nie dość, że cholerny tchórz i manipulant, to jeszcze na dodatek złodziej! Jak śmiał okraść moją siostrę i jej dziecko?! Wydrapałabym mu oczy! – grzmiała.

– Petunio, kochanie. Oddychaj! – mówił do niej małżonek.

Kobieta uspokoiła się dopiero po kilku minutach, a obecne w gabinecie gobliny wydawały się dobrze bawić, słuchając jej wyzwisk pod adresem dyrektora. Harry odniósł wrażenie, że Albus Dumbledore nie był specjalnie lubiany przez pracowników banku. Sam też czuł, że jego niechęć do tego człowieka rośnie coraz bardziej. Gdyby nie otrzymał listu z Gipfel, ale nadal dowiedziałby się o tej wieloletniej kradzieży, chyba zdecydowałby się nie podejmować nauki w Hogwarcie. Niespecjalnie miałby ochotę chodzić do placówki, której dyrektor okrada własnych uczniów.

– Komu zostały przekazane te pieniądze? – spytała Petunia, kiedy nareszcie się uspokoiła.

Goblin ponownie zerknął na dostarczony mu wykaz przelewów.

– Rodzinie nazwiskiem Weasley.

– Czy oni są świadomi, że te pieniądze są kradzione? – spytał nagle Harry.

– Tego nie wiem, ale mogę się dowiedzieć – przyznał dyrektor banku. – Jeden z członków tej rodziny pracuje dla nas jako łamacz uroków. Może pan zażądać zwrotu pełnej kwoty z tytułu naruszenia majątku pana rodziców, a także odszkodowania. Czy mamy wysłać w pana imieniu odpowiednie pismo?

Harry zastanowił się przez chwilę. Może ta rodzina była w złej sytuacji finansowej i potrzebowała pieniędzy bardziej niż on? Z drugiej strony to nadal była kradzież i brak szacunku dla jego mamy.

– Nie. Proszę tylko nie wysyłać im więcej pieniędzy i chcę być jedyną osobą, która ma dostęp do konta moich rodziców – powiedział w końcu. – Tak samo proszę o zabezpieczenie mojej ciotki odpowiednią kwotą.

– Harry? – Petunia popatrzyła w szoku na swojego siostrzeńca. Nie spodziewała się po nim takiej decyzji.

Chłopiec popatrzył na nią.

– Wujek zawsze mówił, że dobrze mieć coś na czarną godzinę, prawda wujku? – spytał mężczyznę. Ten był równie zaskoczony, co jego żona i zdołał jedynie skinąć głową.

– Ale ty nigdy od nas niczego nie dostałeś – odezwał się po raz pierwszy Dudley. – Zawsze myślałem, że nas nie lubisz.

– Nie lubię to za mocne słowo – skrzywił się Harry. – Ale nauczyłem się u was samodzielności. Wiem, że poradzę sobie w nowym miejscu. Niech to będzie jakaś zapłata za to, że nikt wam nigdy nie pomógł.

– Dziecko. Nie jesteś nam nic winien. To my powinniśmy lepiej o ciebie zadbać, ale nie potrafiliśmy – przyznała Petunia.

Harry machnął ręką. Chciał to zostawić w przeszłości i rozpocząć nowe życie, w nowym miejscu. Oczywiście, że było mu przykro, kiedy nie dostawał nowych rzeczy, tak jak Dudley, ale nie chciał już o tym myśleć. Nie chciał też wyjeżdżać skłócony ze swoimi krewnymi. W końcu nie miał innej rodziny.

– Było i minęło ciociu – powiedział. – Jaki byłby sens, gdybym się gniewał o to na was całe życie? Wolę się skupić na przyszłości.

– Skoro tak uważasz – mruknęła nie do końca przekonana. Nie mogła jednak nic zrobić. – Ale nadal bardzo chętnie wygarnęłabym Dumbledore'owi, co o nim myślę.

– Możemy pomóc pani wysłać mu wyjca – podsunął goblin, uśmiechając się mściwie.

– Co to jest wyjec? – spytał Harry.

Godzinę później opuścili bank Gringotta. Petunia miała zdecydowanie lepszy humor, po tym, jak udało się przygotować odpowiedniego Wyjca do dyrektora Hogwartu. Miał zostać dostarczony dopiero drugiego września i wybuchnąć rano podczas śniadania. Kobieta żałowała jedynie, że nie będzie mogła zobaczyć miny tego człowieka. W międzyczasie Harry'emu wręczono jego klucz do skrytki bankowej i jeden z pracowników na polecenie dyrektora banku, zabrał go do niej. Harry przeżył kolejny szok, kiedy zobaczył całe bogactwo, jakie zostawili mu rodzice. Niemniej jednak wolałby nie mieć tych wszystkich pieniędzy, a mieć ich za to przy sobie. Westchnął tylko cicho, napełnił porządnie sakiewkę i wrócił do krewnych. Niemal roześmiał się, kiedy usłyszał jak wuj Vernon pyta, czy niemagiczni mogą inwestować pieniądze w magicznym świecie, jeśli o nim wiedzą. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.

Kiedy znaleźli się na ulicy, Harry wyjął listę książek i rzeczy, których miał potrzebować w pierwszym roku nauki w Gipfel. Spytał wujostwo, czy mogliby od razu zrobić zakupy, skoro już tutaj są. Zapewnił, że sam za wszystko zapłaci. Dursleyowie niezbyt chętnie zgodzili się zostać jeszcze na czarodziejskiej ulicy, jednak Petunia nie chciała, żeby ktoś zaczepiał chłopca, który sam robiłby zakupy w nieznanym miejscu. Dudley za to był ciekawy czarodziejskich pieniędzy, więc Harry dał mu jednego galeona.

– Chyba możesz go traktować jako coś na szczęście, skoro jest w magicznego świata – podsunął kuzynowi.

Czarnowłosy chłopiec zerknął na listę zakupów. Musiał przede wszystkim zakupić różdżkę i książki. Zdecydował się najpierw na to drugie, skoro byli naprzeciwko księgarni Esy i Floresy. Już miał wejść do środka, kiedy ciotka złapała go i poprawiła mu grzywkę, żeby zakryć dokładnie bliznę.

– Wszyscy cię mogą po niej rozpoznać – zauważyła. Jeszcze by tego brakowało, żeby zrobiło się zbiegowisku. Dopiero wtedy razem z Harrym weszła do środka. Vernon i Dudley postanowili poczekać na zewnątrz.

– No dobrze – mruknął Harry, zerkając na tytuły na liście. Nie był pewien, czy uda mu się tutaj zakupić wszystkie podręczniki, ale pod spisem była informacja, że w razie potrzeby szkoła pomoże w zakupie tego, czego będzie brakować. Należało tylko zrobić spis i wysłać go jak najszybciej.

Większość książek chłopiec znalazł na półkach, ale kiedy spytał o dwie, których nie mógł zlokalizować, sprzedawca dziwnie na niego popatrzył. Po chwili jednak przyniósł je z zaplecza.

– No i na co się pan tak gapi? – prychnęła na niego Petunia, kiedy Harry płacił za książki. – Dziecko nie może sobie czytać? To zabronione, czy co?

Oschły charakter ciotki okazał się przydatny także w kolejnych sklepach, kiedy Harry kupował rzeczy, które raczej nie interesowały uczniów Hogwartu. W jednym sklepie jakaś kobieta miał nawet na tyle tupetu, żeby zwrócić na to uwagę.

– Mój siostrzeniec nie chodzi do Hogwartu, skoro już musi pani wściubiać swój długi nochal w sprawy innych – warknęła na kobietę. – To już mu nie wolno kupić podręczników w innym miejscu, skoro dostał swoją listę zakupów ze szkoły?

Czarownica miała jeszcze na tyle przyzwoitości, żeby zaczerwienić się mocno i szybko ulotnić z zasięgu wzroku Petunii. Na szczęście nikt nie rozpoznał Harry'ego. Jedyną osobą, która wiedziała kim jest, był Ollivander. Wytwórca różdżek wyjaśnił zaskoczonemu chłopcu, że wrażliwość na magię w jego zawodzie jest podstawą, która pomaga tworzyć porządne różdżki.

Dużo czasu zajęło, zanim Harry znalazł różdżkę dla siebie, ale sprzedawca wcale nie wydawał się tym zmartwiony. Wyjaśnił mu jednak, że ta konkretna różdżka ma siostrę, która należy do tego, który zaatakował go dziesięć lat temu.

– Proszę nie straszyć dziecka! – syknęła Petunia. – On dobrze wie, co się stało. Nie trzeba mu tego przypominać.

Ollivander nie spodziewał się, chyba że ktokolwiek może tak się do niego zwrócić, bo tylko przyjął zapłatę i życzył im miłego dnia.

– Co za ludzie – burknęła, kiedy z ulgą opuścili ulicę Pokątną i wyszli na mugolski Londyn. – Nareszcie.

– To było męczące – przyznał Harry. – Ciekawe, ale męczące.

Dursleyowie nie skomentowali tego. Wszyscy chcieli już tylko wrócić do domu. Ten dzień obfitował w zbyt wiele skrajnych emocji i Harry w pełni podzielał ich zdanie.

,,,

Kilka dni później Harry wypatrzył w pobliskim parku sowę, kiedy wyszedł, żeby oddać książki do biblioteki przy swojej starej szkole. Rozejrzał się wokół, czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu. Nie chciał zostać wzięty za wariata.

– Przepraszam – odezwał się, kiedy stanął pod drzewem, na którym siedziała. – Czy wyświadczyłabyś mi przysługę? Podobno sowy mogą dostarczać listy?

Od kilku dni zastanawiał się, jak wysłać wiadomość do banku Gringotta i poprosić o wymianę galeonów na funty. Chciał kupić sobie kilka nowych ubrań, zanim wyjdzie. Kiedy byli w Londynie, był tak zmęczony tym całym zamieszaniem w banku i zakupami na czarodziejskiej ulicy, że nawet o tym nie pomyślał. Ku jego radości, sowa podleciała do niego od razu.

– Dziękuję – powiedział, wyjmując z kieszeni list. Zabrał go na wszelki wypadek ze sobą, licząc, że może dopisze mu szczęście. – Dostarcz to, proszę do banku Gringotta.

Sowa zahuczała, a potem wzięła od niego list i odleciała. Kolejna pozycja na liście „przed wyjazdem" mogła zostać odhaczona.

Kilka godzin później sowa wróciła, niosąc sakiewkę z mungolskimi pieniędzmi i potwierdzeniem wymiany waluty. Dołączona była też karta, dzięki której mógł wybierać pieniądze ze swojej skrytki w szwajcarskim oddziale Gringotta. Uśmiechnął się. Będzie musiał napisać do dyrektora banku podziękowanie. Sam nie wpadłby na takie ułatwienie sobie sprawy. Przy kolacji spytał, czy mógłby następnego dnia wybrać się do najbliższego centrum handlowego na małe zakupy. Nie chciał rozpoczynać nowej szkoły w znoszonych ubraniach. Nie miał nic przeciwko, żeby chodzić w takich na co dzień, bo nie musiał się przejmować, że się zniszczą w trakcie pracy w ogrodzie, czy przy sprzątaniu, ale nowe miejsce, to co innego.

– Chcesz jechać sam? – spytał go wuj.

Harry pokiwał głową. Od czasu, kiedy pewne rzeczy między nim a krewnymi zostały wyjaśnione, troszeczkę lepiej się dogadywali. Nawet Dudley odpuścił sobie większość złośliwości względem niego. Nadal wykonywał swoje obowiązki domowe i spał w komórce pod schodami, ale tak do tego przywykł, że nie był pewien, czy zasnąłby teraz w normalnym pokoju. Zresztą niedługo miał zamieszkać w internacie szkolnym razem z nowymi kolegami z klasy.

– To nie jest daleko, a poza tym mogę jechać autobusem – zapewnił. – Mimo wszystko wolałbym nie pokazać się w nowej szkole w starych ubraniach. Jeszcze by sobie ktoś coś pomyślał.

Ciotka Petunia skrzywiła się. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałaby, to stać się obiektem zagranicznych plotek. To ona była od plotkowania o innych, a nie odwrotnie.

– Chyba nic się nie stanie, jak pojedzie sam, prawda Petunio? – spytał Vernon, patrząc na żonę.

– Niech jedzie. Przynajmniej nie powie potem, że ktoś wybrał mu coś brzydkiego – mruknęła.

Harry uśmiechnął się lekko. Dursleyowie nigdy nie byli i nie będą nadmiernie mili w stosunku do niego, ale przynajmniej próbowali patrzeć na niego przychylniej. Zwłaszcza od czasu, gdy Harry poprosił w banku o zabezpieczenie ich poprzez ciotkę, gdyby zdarzyła się jakaś niespodziewana sytuacja. Może ktoś patrząc na całą sytuację z boku, powiedziałby, że oszalał, skoro pomaga rodzinie, która go nie chciała, ale Harry nie był taki. Nie był mściwy ani zawistny. Bywało, że złościł się jak wszyscy, kiedy miał gorszy dzień, ale dość szybko nauczył się, że negatywne emocje to strata energii i kiedy musiał się wyżyć, pytał ciotkę, czy jest coś do zrobienia.

Następnego dnia stanęło jednak na tym, że ciotka i Dudley pojechali razem z nim. Harry może i był bardzo samodzielny, ale kobieta uznała, że ktoś mógłby się niepotrzebnie zainteresować, dlaczego mały chłopiec jest sam w takim miejscu i musiałaby się potem tłumaczyć. Przy okazji uznała, że może kupić też kilka rzeczy dla swojego syna do szkoły. Na pewno przyda mu się nowa walizka. Harry już miał na końcu języka, że powinna być największa z możliwych, żeby pomieścić ubrania Dudleya, ale dał sobie spokój. W końcu jego rozpieszczony kuzyn starał się przynajmniej być dla niego trochę bardziej uprzejmy.

Sprzedawczyni w jednym ze sklepów patrzyła nieufnie na Harry'ego, kiedy wybierał dla siebie kilka koszulek. Widząc jej wzrok, chłopiec uśmiechnął się do niej. Musiało ją to mocno zmieszać, bo podeszła do niego i spytała, czy jest tutaj sam.

– Ciocia i kuzyn są w sklepie obok i przyjdą tu za chwilę – powiedział spokojnie, odkładając na bok kolejną koszulkę, która mu się spodobała.

– Może pomóc ci coś wybrać? Chyba potrzebujesz nowych rzeczy – zauważyła, patrząc krytycznie na jego ubrania.

– No tak trochę. Wyrosłem ze wszystkiego ostatnio i musiałem pożyczyć coś od kuzyna. Nie mój rozmiar, ale lepsze to niż za ciasne spodnie – powiedział, uśmiechając się niewinnie.

Najwyraźniej sprzedawczyni chciała zapytać o coś jeszcze, ale w tym momencie do sklepu weszła Petunia z Dudleyem. Oboje ciągnęli za sobą walizki.

– Wybrałam ci walizkę na wyjazd – powiedziała Petunia, pokazując mu ją. Była czarna, z zielonymi wstawkami, wysuwaną rączką i na kółkach. – Myślę, że zmieścisz do niej wszystko.

– Super! – uśmiechnął się. – Dziękuję.

– Czy mój siostrzeniec coś zrobił? – spytała, zauważając sprzedawczynię. Ta wyjaśniła, że chciała się upewnić, że Harry nie błąka się samotnie po centrum handlowym, jak to robią niektóre dzieciaki, które często próbują w międzyczasie coś ukraść. – On jest strasznie samodzielny, ale sama pani widzi. Wyrósł ze wszystkiego, a do nowej szkoły nie pojedzie w byle czym. Niektórzy chłopcy bardzo szybko rosną – przyznała uprzejmie, chociaż Harry widział, że próbuje wyciągnąć od sprzedawczyni jakieś ciekawe historie, żeby miała o czym opowiadać na wieczorze plotek z sąsiadkami.

– Mój syn też tak kiedyś wystrzelił w górę – westchnęła sprzedawczyni. – W ciągu roku kilka razy musiał wymieniać niemal całą garderobę, bo nagle w nic się nie mieścił.

Widząc, że ciotka zajęła się rozmową, wrócił do wybierania sobie ubrań. Było mu miło, że ciotka kupiła dla niego nową walizkę. Kiedy potem spytał ją ile jej zwrócić, zbeształa go, że to prezent na zbliżające się urodziny i ma nie marudzić. Nie miał najmniejszego zamiaru.

,,,

W swoje jedenaste urodziny Harry nie spodziewał się tortu ani niczego w tym stylu. Zdziwił się, jednak kiedy rano wszedł do kuchni i zastał tam talerz z ciastkami z kremem. Może to nie był tort, ale na pewno było to miłe, a poza tym krewni może i z lekkim oporem, ale złożyli mu życzenia.

Szczęka opadła mu jednak prawie do ziemi, kiedy wuj wręczył jemu i Dudleyowi bilety do kina. Harry patrzył na niego w takim szoku, że wuj w końcu burknął na niego, żeby przestał mieć taką idiotyczną minę, bo i tak dostał bilety w pracy.

Dla chłopca nie miało to większego znaczenia. Tak samo nieważne dla niego było, co to za film. Liczyło się tylko, że po raz pierwszy jego urodziny zapowiadały się naprawdę fajnie. Jego kuzyn nie był może wymarzonym towarzystwem do kina, ale mógł przeboleć i to.

Problem z Dudleyem polegał na tym, że ciągle coś komentował. Jeśli scena mu się nie podobała, to zaczynał mruczeć coś na temat nieudolnych twórców albo aktorów. Czarnowłosy chłopiec ignorował jego komentarze, skupiając swoją uwagę na filmie.

Dopiero wieczorem po kolacji przypomniał sobie, że nie zajrzał jeszcze do księgi, którą dał mu goblin. Wyjął ją ostrożnie z plecaka i zważył w dłoni. Nie była cięższa niż przeciętna książka, ale swoim rozmiarem wydawała się temu zaprzeczać. Usiadł na schodach prowadzących na piętro i otworzył ją na pierwszej stronie. Ku swojemu zaskoczeniu znalazł tam wiadomość od swojej mamy.

„Moje kochane słoneczko,

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie mogłam ci sama wszystkiego wyjaśnić, a jestem pewna, że masz wiele pytań.

Na pewno byłeś zaskoczony wiadomością, że jesteś zaręczony, a kontraktu znasz jedynie imię swojego potencjalnie przyszłego małżonka. Z Severusem znaliśmy się od bardzo dawna. Wychowywaliśmy się w tym samym mieście i razem chodziliśmy do Hogwartu, gdzie poznałam twojego ojca. Chociaż nie zliczę, ile razy miałam ochotę go przekląć czymś paskudnym, bo był strasznie rozpieszczony i nigdy nie lubili się z Severusem.

Nie martw się tym, że twój narzeczony jest aż tyle starszy od ciebie. To honorowy człowiek, który zadba o ciebie, jeśli zdecydujesz się za niego wyjść. Macie czas, żeby się poznać. Nie będę ci zdradzać o nim wielu rzeczy, bo powinien ci o nich opowiedzieć sam. Zdradzę ci jednak, że jego wielką pasją są eliksiry i bardzo szybko uzyskał stopień mistrzowski, ale jest tylko człowiekiem i popełnia w życiu błędy. Bądź cierpliwy, jeśli nie odpowie od razu na twoją wiadomość. Kiedy skupia się na eliksirach, zapomina o wszystkim wokół. Taki po prostu jest.

Dla wielu osób może wydawać się chłodny, niemalże oziębły, ale ja wiem, że pod tą zimną maską skrywa gorące serce. Tylko nigdy się do tego nie przyzna.

Severus wie, że jesteś moim najdroższym skarbem i zgodził się, żeby cię chronić. Boję się, że idąc do Hogwartu, wiele osób chciałoby cię wykorzystać, także pod względem matrymonialnym. Twój ojciec pochodzi z bardzo szanowanej rodziny o wielu tradycjach. W oczach niektórych popełnił mezalians, żeniąc się ze mną. Dlatego chcę, żeby nic cię nie ograniczało w życiu i żebyś mógł podejmować własne decyzje.

Wszystko, co zapiszesz w tej księdze, będzie widoczne tylko dla ciebie i dla Severusa. Dla innych będą to tylko puste kartki. Na samym tyle znajduje się „koperta". Cokolwiek do niej włożysz, trafi do jej odpowiedni w drugiej księdze. Kiedy otrzymasz wiadomość, kamień na księdze zacznie pulsować na zielono.

Baw się dobrze, ucząc się magii i korzystaj mądrze ze swoich umiejętności.

Kocham cię,

Mama."

Harry poczuł łzy w oczach, kiedy skończył czytać wiadomość od swojej mamy. Miał przed oczami namacalny dowód, że taka osoba jak Lily Potter, kiedyś istniała i chciała dla niego jak najlepiej. Szkoda, że nie miał żadnych zdjęć.

Kiedy się uspokoił, sięgnął po długopis, który znalazł szafce koło telefonu i na kolejnej stronie napisał pierwszą wiadomość do swojego narzeczonego.

"Cześć,

Nie wiem, co powinienem napisać na samym początku. Niedawno dowiedziałem się, że jestem czarodziejem i mam narzeczonego. To mnie mocno zaskoczyło i przez chwilę nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Jednak chciałbym dowiedzieć się czegoś o tobie, bo nawet jeśli nigdy nie weźmiemy ślubu, to chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić. Harry"

Chłopiec popatrzył na to, co napisał. Nie było tak źle, jak na pierwszą wiadomość. Teraz mógł jedynie czekać na odpowiedź. Odłożył księgę na łóżko i jeszcze raz sprawdził listę rzeczy, które miał zabrać ze sobą do nowej szkoły.

---

Powiem wam, że tak dobrze i szybko mi się to pisze, że zastanawiam się, czy nie wrócić ponownie do dwóch rozdziałów na tydzień. Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top