Rozdział 13
Rozdział 13
– Nie zapomniałeś o niczym? – spytał Ayumu, spoglądając na Harry'ego, który zamykał właśnie swoją walizkę.
– Nie. Na pewno zabrałem wszystko – zapewnił go z uśmiechem. Za pół godziny mieli świstoklik do Japonii i już nie mógł się doczekać. Dyrektor uprzedził właścicieli gospodarstwa, że część wakacji Harry spędzi u przyjaciela z roku.
– Bawcie się dobrze – wyszczerzył się Silvio. – Ja mam sporo planów.
– Podzielisz się nimi? – spytał zielonooki chłopiec, odwzajemniając uśmiech.
– Razem z wujkiem i kuzynami, będziemy odkrywać zagadki zapomnianych ruin.
– Zapomnianych przez kogo? – spytał Soren.
– Przez mugoli oczywiście. A myślałeś, że przez kogo? – spytał. – Jakie masz plany?
– Brat mojego dziadka jest zielarzem. Myślę, że znajdę z nim wspólny język – przyznał. Harry skinął głową. Norweg był wybitny, gdy chodziło o rękę do roślin i ich zastosowanie. Po samym zapachu potrafił rozpoznać większość z nich i określić, czy będą ze sobą współgrać w jakimś wywarze. Nawet ich profesorska nie potrafiła czegoś takiego.
– A ty Laile? – Brytyjczyk popatrzył na kolegę, który już miał na sobie odpowiedni strój ze swojego kraju.
– Trochę będzie się działo. Moja kuzynka będzie wychodzić za mąż. Trzeba przygotować dla niej posag i wesele – przyznał. – Wujek już pewnie tam szaleje w najlepsze, bo to jego ukochana córka i ma mieć wszystko, co najlepsze.
– Faktycznie szaleństwo – przyznał Ayumu.
Niedługo później stali już na moście, gdzie wzywano ich po kolei, żeby mogli na wakacje wrócić do domu. Harry dostał też świstoklik, którym miał wrócić po trzech tygodniach w Japonii.
– Szkoda, że nie możesz zostać na całe wakacje – przyznał Japończyk. – Ale potem mamy sporo różnych wyjazdów.
– Nie musisz mi się tłumaczyć – zapewnił go. – Jest mi naprawdę miło, że mnie w ogóle zaprosiłeś. Nie ważne na jak długo. Jestem pewien, że będzie super.
Ayumu pokiwał głową, uśmiechając się. Po chwili profesor Muller wręczył im świstoklik.
– Do zobaczenia pierwszego września chłopcy. Bawcie się dobrze i nie szalejcie za bardzo – powiedział.
– Do widzenia – odparli obaj, łapiąc jednocześnie za niewielką książkę. Chwilę potem obaj poczuli znajome już szarpnięcie w okolicy pępka. Harry odruchowo zamknął oczy. Kiedy je otworzył stali przed tradycyjnym, japońskim domem z pięknym ogrodem.
– Wow – zdołał powiedzieć Harry. Nie miał pojęcia, gdzie najpierw powinien spojrzeć. Spiął się lekko, kiedy podeszła do nich jakaś kobieta i uściskała mocno jego przyjaciela, szczebiocząc po japońsku, a potem popatrzyła na niego.
– Ty musisz być Harry? – spytała, przechodząc na angielski. Chłopiec pokiwał głową, uśmiechając się lekko. – Miło mi cię poznać. Jestem Miyuki, matka Ayumu. Strasznie dużo nam o tobie opowiadał.
– Mnie również bardzo miło – zapewnił ją i ukłonił się lekko, chcąc okazać szacunek.
– Chodźcie. Rozpakujecie się, odświeżycie i pomożecie mi trochę w kuchni, dobrze? – spytała.
– Bardzo chętnie – zapewnił ją młody Brytyjczyk. Był ciekaw, jak się gotuje w Japonii.
Kiedy szli przez dom i Harry rozglądał się z zachwytem, Ayumu wyjaśnił mu, że to jeden z tych tradycyjnych domów, połączonych z jakąś szkołą sztuk walki. Jego dziadek i wujek prowadzili tutaj zajęcia sojutsu.
– A twój tata? – spytał, patrząc na przyjaciela.
Ayumu zachichotał.
– Tata lubi trenować, ale na nauczyciela się nie nadaje. Brakuje mu cierpliwości do całej grupy. Dziadek opowiadał mi, że kiedyś próbował, ale podobno padały takie słowa, że osobiście wygonił ojca z sali.
– Więc nie uczy tutaj?
– Nie. Tata jest urzędnikiem w dziale kultury. Lubi swoją pracę. Zajmuje się głównie promocją miasta, festiwalami, organizacją zawodów i tego typu rzeczy.
– Brzmi fajnie – przyznał chłopiec.
Doszli do części, gdzie znajdowały się pokoje. Wszystkie miały tradycyjne przesuwane drzwi. Tymczasowy pokój Harry'ego znajdował się obok pokoju Ayumu. Od razu zauważył, że był wyścielony tradycyjnymi matami tatami i panował w nim typowy minimalizm. Komoda, szafa, w której trzymano pościel, regał na książki, niski stolik i poduszki do siedzenia, do tego kilka ozdób na ścianach.
– Super – wyszczerzył się. – Jest tak inaczej od tego, co znam. W gospodarstwie dzieliłem pokój z Arim i Carlosem.
– Chyba nie są kłopotliwymi współlokatorami? – spytał Japończyk.
– Nie, ale Ari się przeziębił i koszmarnie chrapał w nocy z powodu zatkanego nosa.
Obaj chłopcy zachichotali i Ayumu poszedł do siebie, żeby obaj mogli się rozpakować. Harry nie posiadał wiele, ale pieczołowicie poukładał wszystko, nadając pomieszczeniu trochę swojego charakteru. Na wieszaku koło szafy powiesić swój strój do treningów, a obok oparł włócznię. Miał nadzieję, że będzie miał okazję potrenować w prawdziwym dojo.
Kiedy odświeżyli się i przebrali, Miyuki zagoniła ich do pomocy w kuchni. Tam Harry poznał również babcię swojego przyjaciela. Ubrana w tradycyjny strój starsza kobieta, zmierzyła go wzrokiem, a potem obeszła dookoła, mrucząc coś po japońsku do siebie. Na koniec popatrzyła mu w oczy, znowu coś mówiąc.
– Babcia mówi, że masz piękne oczy. Aż nie jak chłopak – przetłumaczył Ayumu.
– Och? Dziękuję – powiedział, rumieniąc się lekko. Starsza Japonka ponownie coś powiedziała.
– Ale na głowie masz wronie gniazdo – przetłumaczył, śmiejąc się. Harry nadął lekko policzki.
– Wiem. Powiedz jej, że mój tata miał takie same włosy i nic z nimi nie mogę zrobić.
Ayumu przetłumaczył wszystko swojej babci, która potarła brodę palcami, myśląc nad czymś.
– Dłuższe? Zapuścić? – zapytała łamaną angielszczyzną.
Harry pokręcił głową. Nie lubił mieć długich włosów. Niektórym to może pasowało, ale on czuł się dziwnie. Przy jego drobnej budowie ciała, w długich włosach wyglądałby jak dziewczyna. Poza tym zawsze miał krótkie i dobrze się w nich czuł, nawet jeśli przypominały gniazdo.
– I tak ładny chłopiec – odezwała się znowu starsza pani.
– Babcia trochę rozumie po angielsku, ale tylko proste zwroty. Nie ma talentu językowego, ale jest świetną znachorką i rozmawia z bóstwami. Jej ojciec był kapłanem w świątyni, a jej krewni od tamtej strony kontynuują tę tradycję.
Harry pokiwał głową. To wszystko było naprawdę ciekawe. Na dodatek chyba przypadł babci do gustu, bo zaczęła uczyć go japońskich słówek. Rozumiał już trochę, bo w wolnych chwilach w szkole Ayumu uczył go podstaw japońskiego, ale zawsze chętnie poznawał nowe słowa. W zamian on mówił po angielsku i dobrą godzinę prowadził ze starszą kobietą dość osobliwą grę polegającą na nazywaniu wszystkiego wokół w dwóch językach. Matka Ayumu i jedna z jego ciotek, która przyszła pomóc w kuchni, chichotały tylko pod nosem.
Przy posiłku poznał męską część rodziny. Tata Ayumu okazał się bardzo sympatycznym i dobrze zorganizowanym człowiekiem, natomiast dziadek wzbudził w chłopcu z początku niepewność. Wysoki, barczysty mężczyzna z wąsami, ubrany w tradycyjną yukatę i spodnie hakama budził respekt. Młodsza siostra Ayumu miała na imię Aya i bez krępacji usiadła obok dziadka, szczebiocząc coś do niego radośnie.
– Ayumu mówił, że pochodzisz z Wielkiej Brytanii i masz dość niezwykłą historię – zagadnął go ojciec młodego Japończyka.
– Tak, proszę pana – odpowiedział grzecznie. – Nie bardzo rozumiem, co ma pan na myśli, mówiąc „niezwykłą" – przyznał.
– Mówią na ciebie Chłopiec, Który Przeżył – odezwał się nagle dziadek mocnym, niskim głosem. Harry już chyba rozumiał, że nie tylko posturą budził respekt. – Co za głupie określenie. – dodał. Jego angielski miał mocny akcent, ale Harry rozumiał wszystko.
– Też tak uważam – westchnął. – Ludzie o mnie mówią, bo ktoś zamordował moich rodziców. To nie jest fajne. Severus opowiadał mi, że zrobiło się niezłe zamieszanie, kiedy nie zjawiłem się w Hogwarcie. Niektórzy nawet deklarowali, że zostałbym ich najlepszym kumplem. Naprawdę nie rozumiem tego. Jestem pewien, że gdybym nie był na językach wszystkich, nikt nie zwracałby na mnie szczególnie uwagi.
– Na szczęście w Gipfel nikt nie zwraca uwagi na takie rzeczy – przyznał Ayumu. – Jesteś po prostu Harrym. Zdolnym w zakresie eliksirów i transmutacji molikiem książkowym, który na dodatek gada z wężami. No i moim najlepszym kumplem – dodał z szerokim uśmiechem.
Zielonooki chłopiec odwzajemnił uśmiech. Zrobiło mu się ciepło na sercu, kiedy to usłyszał.
– Nie znałem nigdy żadnego rozmawiającego z wężami – przyznał starszy mężczyzna. – To bardzo rzadka umiejętność. A mówiąc o umiejętnościach, to Natsume mówił, że całkiem nieźle dajesz sobie radę na treningach, jak na nowicjusza.
– Chyba nie jestem najgorszy – przyznał Harry. – Lubię sojutsu. Podoba mi się ta gracja i płynność, a zarazem dynamiczność ruchów. Jakby w tej szybkości był zaklęty spokój. Nie umie tego dobrze opisać. Przepraszam.
– Nie masz za co przepraszać – zapewnił go starszy mężczyzna. – Niewielu potrafi to odczuwać w ten sposób. Jutro po śniadaniu przyjdźcie z Ayumu do dojo. Poćwiczymy.
Harry uśmiechnął się szeroko, zerkając na przyjaciela. Po kolacji poszli się umyć, a potem Japończyk pokazał mu, jak się rozkłada futon. Harry usiadł na nim po chwili.
– Nigdy nie spałem na czymś takim – przyznał. – Pomysłowe. Posłanie, które tak naprawdę nie zajmuje miejsca. Chętnie przetestuję, czy jest wygodne.
– Miałem podobne odczucia, jak pierwszy raz spałem na łóżku, a nie na futonie – zaśmiał się Japończyk, rzucając mu poduszkę. – Jak chcesz, to mogę rozłożyć drugi obok i będziemy spać razem – zaproponował.
– Powiedz wprost, że przywykłeś do spania z kimś w pokoju.
– Trochę tak.
– Rozkładaj drugi.
Obaj chłopcy nie czuli się jeszcze senni. W Szwajcarii było dopiero południe i obaj nadal funkcjonowali w tamtej strefie czasowej. Dlatego babcia Ayumu przyniosła im lekki eliksir nasenny, żeby mogli przespać kilka godzin i przyzwyczaić się powoli. Harry napisał jeszcze krótką wiadomość do Severusa, że wszystko z nim w porządku i odezwie się później. Chwilę później życzył przyjacielowi miłych snów, przyłożył głowę do poduszki i zasnął.
,,,
Severus upewnił się, że w jego bagażu znalazło się na pewno wszystko, co zamierzał zabrać ze sobą na sympozjum warzycieli. Ani myślał pomagać Albusowi i reszcie jego Zakonu w poszukiwaniach Pottera. W przeciwieństwie do nich miał pewność, że chłopak był bezpiecznie i świetnie się bawił w odwiedzinach u przyjaciela. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie pięknych zdjęć, które mu przysłał. Tradycyjny japoński dom robił wrażenie. Do tego dołączył inne pochodzące z dojo, pobliskiej świątyni i kilku innych miejsc w mieście. Mężczyzna wiedział, że tego dnia chłopcy wybierali się na jakiś letni festiwal.
Dumbledore nie krył swojego rozczarowania jego zachowaniem. Zarzucał mu nawet, że nie interesuje go los syna Lily. Zachowując pozory, warknął, że nie będzie szukał rozpuszczonego bachora. Weasleyowie z kolei stanęli ponownie murem za dyrektorem. Dziwił się im trochę, biorąc pod uwagę, że przestali otrzymywać pieniądze. Od Minerwy wiedział, że Molly zażądała od Albusa wyjaśnień w sprawie ich pochodzenia. Poczuł niesmak, kiedy jego starsza koleżanka powiedziała mu, że według Albusa pieniądze pochodziły z datków od majętnych czarodziejów. Ależ oczywiście, że tak było! Problem w tym, że pewien majętny, młody czarodziej nie miał o tym pojęcia.
Słyszał plotki, że Albus próbował jednak porozumieć się z Petunią Dursley, ale kobieta zagroziła mu, że oskarży go o kradzież i kilka innych rzeczy, jeśli nie zniknie z ich życia. Kilka dni później Dumbledore otrzymał list z banku Gringotta, w którym krewni Harry'ego grozili mu pozwem sądowym, jeśli nie da im spokoju. Dopiero to sprawiło, że odpuścił i skupił się ponownie na wykorzystywaniu członków Zakonu.
Upewnił się po raz ostatni, że na pewno spakował wszystko, a potem świstoklikiem przeniósł się na miejsce tegorocznego spotkania. Od razu przywitała go piękna pogoda i prażące z nieba słońce. Wyszedł z zaułka i skierował się do siedziby Stowarzyszenia Warzycieli, gdzie miał zarezerwowany nocleg. Po drodze mijał rzesze turystów. Turecka Ankara przyciągała ludzie z całego świata i jeden dość blady Brytyjczyk z walizką nie robił na nikim wrażenia. Po chwili zniknął za żelazną bramką, która była magiczną barierą, prowadzącą do magicznego budynku Stowarzyszenia.
Od razu uderzył w niego gwar rozmów, zapach ziół i innych składników. Uśmiechnął się pod nosem. Tutaj przynajmniej ktoś podzielał jego pasję, a dyskusje z innymi Mistrzami bywały często owocne w nowe wskazówki dotyczące eksperymentów. Podszedł do kontuaru, za którym stały dwa skrzaty domowe, wydające klucze do pokoi. Stanął obok ciemnowłosej kobiety, czekając na swoją kolej, kiedy ta nagle odwróciła się w jego stronę.
– Witam pana, panie Snape – przywitała się z lekkim uśmiechem.
Była starsza od niego, niemalże dorównywała mu wzrostem. Miała czarne włosy splecione w gruby warkocz, ciemne oczy i śniadą cerę. Od razu ją skojarzył.
– Cała przyjemność po mojej stronie pani Hanapithou – odpowiedział, ściskając lekko jej rękę na powitanie.
– Proszę mi mówić Atena. Myślę, że mamy wspólnego znajomego.
– Severus – odpowiedział na uprzejmość. – Też mi się tak wydaje. Może spotkamy się na kolacji po rozpoczęciu sympozjum i porozmawiamy? – zaproponował.
– Bardzo chętnie – zgodziła się, odbierając klucz do swojego pokoju. – Do zobaczenia.
Hogwardzki Mistrz Eliksirów skinął jej grzecznie głową. Po chwili również udał się do swojego tymczasowego lokum. Godzinę później siedział już w wielkiej sali, przypominającej swoim kształtem amfiteatr i słuchał oficjalnej przemowy na rozpoczęcie sympozjum. Ponieważ Turcja była w tym roku gospodarzem, jeden z tutejszych Mistrzów dostąpił zaszczytu poprowadzenia całego spotkania. Przedstawiono program na najbliższe trzy dni i Severus uznał, że zapowiada się całkiem interesująco.
Na kolację z koleżanką po fachu wybrał się do jednej z mugolskich restauracji. Wbrew pozorom zapewniały sporo prywatności. Złożyli zamówienie, wymienili kilka uwag na temat tegorocznych wystąpień, których chętnie wysłuchają i przeszli do głównego tematu.
– Nie wiedziałem, że również uczysz – przyznał Severus.
Greczynka zaśmiała się cicho.
– Nigdy nie pytałeś. Raczej nie mieliśmy do tej pory okazji do spokojnej rozmowy.
– To prawda – potwierdził.
– Zaproponowano mi tam pracę jakieś dwadzieścia lat temu i nie żałuję. Trafiają do nas naprawdę zdolni uczniowie z całego świata.
– Słyszałem o tym. Nie miałem pojęcia, że taka szkoła istnieje.
– Niewielu czarodziejów, którzy nie są z nią związani, coś o niej wie. Nasi absolwenci też raczej trzymają języki za zębami. To magiczna szkoła, ale znana jest również w środowisku mugolskim. Nasza pieczęć na dyplomie otwiera drzwi na uniwersytety. Nasi absolwenci nie ograniczają się jedynie do życia w świecie czarów. Jestem pewna, że słyszałeś o Remigio Cozza.
Oczywiście, że słyszał. Włoski specjalista z dziedziny eliksirów warzonych na bazie składników pochodzących z terenów wulkanicznych. Jego artykuły i książki czytał z wielkim zainteresowaniem i korzystał z niektórych wskazówek przy eksperymentach.
– To jeden z absolwentów naszej szkoły – wyjaśniła. – Każdy z nich coś wniósł w historię szkoły i jest dumny z jej ukończenia, ale przyznaję, że mamy nieco inne podejście do nauki niż inne placówki. Dla porównania weźmy szkołę, w której uczysz, zgoda? – Mężczyzna skinął głową zaintrygowany. – Macie kilka setek uczniów w ciągu roku. To niemożliwe, żeby każdemu poświęcić odpowiednią ilość czasu i poznać, w czym się tak naprawdę wyróżnia. Nie chodzi mi o samą naukę. Wielu z nich przejawia talenty w dziedzinach niemagicznych.
– Nie narzucacie im ścisłego planu nauczania – powiedział Severus. – Słyszałem o tym od Harry'ego.
Atena uśmiechnęła się.
– To bardzo sympatyczny i zdolny chłopiec – przyznała. – Chociaż bywa momentami zbyt nadgorliwy. Pewnie słyszałeś o wybuchu, który spowodował na kółku eliksirów?
Severus z trudem powstrzymał parsknięcie. Doskonale pamiętał, jak Harry przyznał się, że przypadkiem spalił sobie brwi. Dopiero szkolny magomedyk coś z tym zrobił, smarując mu miejsce lekkiego oparzenia odpowiednią maścią.
– Naturalnie przeprosił, ale wcale tego nie żałował. Powiedział, że teraz już wie, że w ten sposób powstaje efekt wybuchu – powiedziała. Skinęła kelnerowi głową, kiedy przyniósł ich zamówienie. – Poza tym przed nikim nie robi tajemnicy z tego, że jest zaręczony – dodała, sięgając po sztućce. Przypuszczam, że jego zapał wynika po części z chęci zaimponowania ci.
Gdyby Severus Snape był przeciętnym czarodziejem, w tej chwili zarumieniłby się. Ponieważ jednak nie był przeciętny, udało mu się opanować.
– Nie ma nic złego w dodatkowej motywacji – stwierdził.
– Ależ oczywiście, że nie – zachichotała. – Harry i bez tego uwielbia się uczyć. Miło jest patrzeć, jak powoli rozwija skrzydła. Martwi go tylko sytuacja w ojczystym kraju.
– Sytuacja nie jest najlepsza. Istnieje ryzyko, że ostatni „problem" powróci.
– Wiem o tym. Rozmawiał o tym z dyrektorem szkoły. Bał się, że może zostać zmuszony do powrotu. Broni się przed tym rękami i nogami. Dlatego wakacje i święta spędza w zaprzyjaźnionym gospodarstwie razem z kilkoma innymi uczniami.
– Od lat sugeruję Albusowi, że powinien stworzyć jakiś azyl dla uczniów, którzy mają nieciekawą sytuację – powiedział. Czuł, że ta kobieta potrafi dochować tajemnicy. Fakt, że nadal nie zdradziła nazwy ani lokalizacji swojego miejsca pracy, świadczył o dyskrecji z jej strony. – Zasłana się budżetem.
– To zwykłe lenistwo – stwierdziła wprost. – Nasz dyrektor rozpytał w kilku miejscach i bez większego problemu znalazł odpowiednie lokum dla dzieciaków. Oczywiście, że gospodarstwo otrzymuje pewną sumę za pomoc w opiece nad nimi, ale poza tym cała grupa bardzo chętnie pomaga w prostych pracach domowych jak sprzątanie, czy opieka nad zwierzętami. Dumbledore na pewno nie jest złym dyrektorem, ale odnoszę wrażenie, że nie interesują go tak naprawdę potrzeby jego uczniów.
Mężczyzna niechętnie zgodził się z tą wypowiedzią. Albus istotnie za bardzo skupiał się na sprawie Czarnego Pana i nie dostrzegał dramatów, które rozgrywały się tuż pod jego nosem. Na kilka dni przed zakończeniem roku Severus musiał uspokajać kilku swoich Ślizgonów. Dzieciaki tak bały się wyjazdu na wakacje do domów, że nie mogły w nocy spać. Jeden z młodszych chłopców nawet dostał drgawek. Niewiele jednak mógł zrobić sam. Rozmawiał na ten temat z Minerwą, ale nawet ona nie mogła wpłynąć na dyrektora. Zaczęli się zastanawiać, czy nie zacząć załatwiać czegoś na własną rękę i nie postawić dyrektora przed faktem dokonanym.
– Po twojej minie widzę, że macie z nim problemy – przyznała Atena. – Harry bardzo negatywnie się o nim wypowiada. Nie znam szczegółów, ale słyszałam, że to wasz szanowny dyrektor był powodem wyboru innej szkoły.
– Wiem. Napisał mi o tym jakiś czas temu. Albus przywłaszczył sobie coś, co nie należało do niego. Harry się o tym dowiedział, kiedy był w banku. Jego ciotka, z którą mieszkał do tej pory, wysłała do Hogwartu wyjca. Zrobił dość spektakularne wrażenie podczas śniadania – wyjaśnił z mściwym uśmiechem na ustach.
Wieczór minął im w bardzo przyjemnej atmosferze. Severus od dawna nie czuł się tak zrelaksowany i cieszył się, że spędził czas na interesującej rozmowie. Greczynka była bardzo inteligentną kobietą, która każdą swoją tezę popierała odpowiednimi argumentami. Nie miałby nic przeciwko, żeby jeszcze kiedyś spędzić taki wieczór.
Atena opowiedziała mu także kilka anegdotek o Harrym. Wiedział już, że za tymi, na których chłopcu zależało, ten wskoczyłby w ogień.
– Ich rocznik jest najmniej liczny – przyznała kobieta, kiedy wracali do siedziby Stowarzyszenia. – Jedynie dziesięć osób. Pięciu chłopców i pięcioro dziewcząt, ale wszyscy za to utalentowani w różnych dziedzinach.
– Zastanawia mnie, jak wybieracie uczniów? – spytał. – Jeśli mogę o to zapytać.
Greczynka milczała przez chwilę.
– Harry ci ufa, więc i ja zaufam, że zatrzymasz ten sekret dla siebie – powiedziała, patrząc mu w oczy. Mistrz Eliksirów skinął głową.
– W posiadaniu szkoły znajduje się pełny magiczny spis urodzonych w danym roku na świecie magicznych dzieci. Tak, wiem. Zawiera okropnie dużą liczbę nazwisk – zaśmiała się, widząc jego zszokowaną minę. – W naszej kadrze znajduje się ktoś, kto bezbłędnie potrafi ocenić, którzy kandydaci otrzymają zaproszenie do placówki. Czasem jest to piętnaście, a nawet dwadzieścia osób w danym roku, a czasem zaledwie siedmioro. To była najmniejsza klasa w historii szkoły. W roczniku Harry'ego na świat przyszło wiele magicznych dzieci, ale jak widzisz, tylko dziesięcioro z nich spełniało nasze kryteria.
– Muszą być bardzo zaostrzone – zauważył.
– Można to tak określić. Przede wszystkim patrzymy na charakter. Wyczuwalna w magii agresja natychmiast dyskwalifikuje daną osobę jako przyszłego ucznia.
– Przecież uczycie sztuk walki.
– Treningi pomagają uczniom wyładować frustrację, aby nie zakłócała ich magii. To nastolatki z burzą hormonów. Naturalnie, że zdarzają się im przejawy złości i buntu. Jednak ich magia nie oddziałuje agresywnie na otoczenie. Po to mamy zajęcia sportowe i kółka zainteresowań. Niektórzy ze sobą rywalizują, ale uczymy ich zdrowego podejścia do tego. Pewnie tego nie wiesz, ale magiczne dzieci rodzą się już z określonym dla siebie typem magii. Dlatego, nawet gdyby pochodziło z dysfunkcyjnej rodziny, nie znaczyłoby jeszcze, że jego magia jest agresywna. Mieliśmy kilku takich uczniów. Dwa lata temu jeden z nich skończył szkołę. Jego rodzina była klasycznym przykładem mroku i zamiłowania do czarnej magii. Zaraz pewnie powiesz mi, że żyjąc w takiej rodzinie, mógł mieć agresywny charakter. To prawda, ale jego magia uchroniła go przed tym. Instynktownie wiedział, jak się chronić, by nie stać się taki sam, jak reszta jego krewnych. Miał naprawdę ogromną wiedzę, której dziecko w jego wieku nie powinno posiadać. Na szczęście udało mu się znaleźć sposób na wykorzystanie jej w dobrym celu.
– To wszystko brzmi naprawdę świetnie, ale wyczuwam jakieś „ale" – powiedział wprost.
– Naturalnie. Nikt nie jest bez wad, ale zamiast napędzać negatywne emocje i cechy charakteru, skupiamy się na pokazaniu naszym uczniom, co mogą osiągnąć, jeśli pozwolą odpowiednio się pokierować.
Severus pokiwał głową. On sam od zawsze uważał się za dość mrocznego czarodzieja. Interesowała go czarna magia, eliksiry, a w czasach szkolnych marzył o torturowaniu każdego, kogo uważał za wroga. Na szczęście Lily wyciągnęła do niego rękę, zanim kompletnie pogrążył się w mroku. Zawsze wierzyła, że pomimo mroku, jaki w sobie nosił, był dobrym człowiekiem. Harry podzielał jej zdanie i chętnie zwierzał mu się ze swojego życia.
Kiedy kładł się do łóżka, na ustach błąkał mu się lekki uśmiech. Harry Potter był niezwykłym chłopcem, który potrafił ogrzać jego serce i duszę. Po śmierci Lily rozpaczał. Zadręczał się, że nie mógł jej pomóc. Może dlatego wyżywał się na uczniach? Wyładowywał na nich swoją frustrację i ból, zamiast poszukać innego sposobu. Westchnął cicho. Nie było sensu rozpamiętywać teraz tego, co było. Nic już nie zmieni. Teraz musiał się skupić na pewnym nastolatku, który obecnie przebywał na drugim końcu świata.
---
Powiem wam szczerze, że kilka osób dość mocno mnie ostatnio zdołowało. Do tego stopnia, że miałam ochotę zrobić sobie długą przerwę od pisania. Na szczęście mi przeszło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top