Rozdział 41

Tak, rozdział jest dzień wcześniej. :3

Rozdział 41

W piątek przed południem Severus skończył zajęcia z uczniami, a potem wrócił do swoich kwater, żeby przygotować się do wyjścia. Uprzedził Albusa, że musi opuścić szkołę na kilka godzin w ważnej sprawie związanej z eliksirami, nad którymi obecnie pracował.

– To nie może czekać – powiedział wprost. – Czarny Pan może mnie wezwać w każdej chwili, a wtedy będę musiał rzucić wszystko. No, chyba że chcesz stracić swojego szpiega Albusie – dodał z przekąsem.

Zgodnie z przewidywaniami dyrektor nie miał żadnego kontrargumentu i Mistrz Eliksirów mógł spokojnie zostawić swoich Ślizgonów na kilka godzin. Prefekci zostali poinformowani o jego chwilowej nieobecności i mieli zająć się pilnowaniem porządku.

Pogoda w Wielkiej Brytanii nie zachęcała tego dnia do wyjścia, ale dla zachowania pozorów musiał wyjść poza mury Hogwartu. Nie mógł aportować się ze swoich pokoi, bez wzbudzania podejrzeń. Włożył na siebie płaszcz, który dostał od Harry'ego, schował księgę go torby przewieszonej przez ramię i opuścił teren szkoły.

Nawet sam Lucjusz Malfoy zazdrościł mu stroju, który stworzył dla niego Harry. Płaszcz nie raz wzbudził zainteresowanie, kiedy zakładał go do Hogsmeade, czy kiedy musiał się udać na ulicę Pokątną. Właśnie tam spotkał kiedyś głowę rodu Malfoyów, który koniecznie chciał się dowiedzieć, gdzie Severus kupił coś tak eleganckiego.

Księga przeniosła go na most przed bramą Gipfel, gdzie czekał już na niego Harry w towarzystwie dyrektora szkoły. Chłopak uściskał go mocno na powitanie.

– Dobrze znowu cię widzieć – powiedział wesoło. – Pocałowałbym cię, ale nie chcę gorszyć dyrektora.

– Słyszałem to – zapewnił go starszy czarodziej, podchodząc do nich. – Rupert Le Roux – przedstawił się, wymieniając z Severusem uścisk dłoni. – Dyrektor Gipfel.

– Severus Snape. Mistrz Eliksirów w Hogwarcie. Dziękuję za pomoc. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny.

Rupert skinął głową.

– W normalnych okolicznościach nie zgodziłbym się na coś takiego, ale ponieważ sytuacja jest daleka od normalności, razem z innymi profesorami postanowiliśmy zrobić wyjątek. Poza tym Harry za bardzo martwił się o ciebie. Jesteś na pierwszej linii ognia.

– Niestety. Złożyłem kiedyś obietnicę, której muszę dotrzymać – westchnął, obejmując Harry'ego ramieniem.

– Każdy ma prawo do błędów w życiu. Nie ma co ich roztrząsać, tylko trzeba pomyśleć, jak je naprawić – uśmiechnął się dyrektor. – Zaraz będzie obiad, a potem klasa Harry'ego ma zajęcia z Magii Strategicznej.

– Zjesz z nami? – spytał Harry, spoglądając na narzeczonego.

– Chętnie – zapewnił z lekkim uśmiechem. Pierwszy raz widział też chłopaka w mundurku szkolnym i uznał, że bardzo mu on pasuje.

Harry złapał go za rękę, a potem pociągnął za sobą. Po wejściu do środka, od razu widać było, że wnętrze nie jest tak surowe, jak w Hogwarcie. Ściany również były z kamienia, ale zdobiły je nie tylko magiczne portrety, ale również inne obrazy i gobeliny. Co kilka metrów ustawiono również ławeczki, na których przesiadywali czasem uczniowie.

Przed wejściem na jadalnię Severus zauważył grupkę uczniów, którzy najwyraźniej na nich czekali.

– Dobra! – odezwała się ciemnoskóra dziewczyna o długich nogach i włosach związanych na czubku głowy. – Już kumam, co znaczy pociągający mrok.

– Ogechi! – jęknął tylko Harry, rumieniąc się. – Przepraszam – zwrócił się do Severusa. – To moi przyjaciele z klasy – wyjaśnił, przedstawiając wszystkich po kolei.

– Miło nareszcie dopasować twarze do imion – powiedział Mistrz Eliksirów.

– I wzajemnie – stwierdził Ayumu. – Harry dużo nam o tobie opowiadał. Przepraszam. Nie zapytałem, czy możemy mówić na ty.

– Możecie. To nie jest moje miejsce pracy, a wasz kolega jest moim narzeczonym – stwierdził spokojnie ku ich zadowoleniu.

Obiad minął w miłej atmosferze. W Gipfel uczniowie siadali, gdzie chcieli i nikt nie robił problemów z tego powodu. W Hogwarcie uczniowie siadali przy stołach swoich domów i patrzyli wilkiem na każdego, kto próbował zmienić ten zwyczaj. Severus usiadł przy jednym ze stolików razem z Harrym i kilkoma innymi osobami. Wszyscy zerkali na niego co jakiś czas ciekawie, ale nie były to natrętne spojrzenia, okraszane plotkami. Dyrektor Gipfel od razu na wstępie poinformował wszystkich, że mają gościa i prosił, żeby wszyscy zachowywali się odpowiednio. Atena ze swego miejsca skinęła głową koledze po fachu.

Severus w trakcie posiłku zauważył więcej różnic pomiędzy Gipfel a Hogwartem. Tutaj skrzaty domowe nie chowały się w kuchni, a jedzenie nie pojawiało się na stołach. Uczniowie spokojnie podchodzili do stołu z boku sali, za którym było wejście do kuchni, nakładali sobie to, na co mieli ochotę, a po posiłku odnosili naczynia na stół w kącie. Nie zostawili brudnych talerzy na stołach.

– Nie dokładamy skrzatom domowym zbędnej pracy – przyznał Harry, kiedy szli do pokoju chłopców, żeby zabrać rzeczy potrzebne na zajęcia. – Nie ma ich tu zresztą aż tak dużo.

– W Hogwarcie jest ich podobno kilkaset, ale nie wiem do końca, czy to prawda – powiedział Severus.

– W Gipfel jest ich około trzydziestu, ale też nie jest to jakiś wielki zamek. – Harry szybko wrzucił do swojego szkolnego plecaka potrzebne książki i kilka innych rzeczy. Mężczyzna w tym czasie rozejrzał się z zainteresowaniem po pokoju. Chłopcy postarali się, żeby było tutaj przytulnie. Od razu zauważył też, które łóżko należało do Harry'ego. Księga wiadomości została położona na szafce obok niego.

– Czyli Nahesa nadal śpi z wami w pokoju – spytał, widząc legowisko w kącie.

– Oczywiście, że tak. Pewnie to się zmieni, kiedy skończymy szkołę.

– Nie myślałeś, żeby zabrać go ze sobą?

Harry pokręcił głową.

– Jego dom jest tutaj. On też tak uważa. Poza tym będę go odwiedzał – zapewnił.

Dziesięć minut później Severus obserwował, jak profesor Lind prowadzi lekcje Zaklęć Strategicznych. To nie było zwykłe wkuwanie zaklęć na pamięć i nauka odpowiednich ruchów różdżką. Nauka obejmowała zastosowanie zaklęć w praktyce, omawianie najlepszych momentów na jego użycie, historię, a także wszystkie możliwe modyfikacje. Czasem wystarczyła zmiana jednej sylaby, połączona z ruchem, a zaklęcie mogło przybrać lub stracić na sile.

Mistrz Eliksirów rozumiał różnicę pomiędzy uczniami Hogwartu a uczniami Gipfel. Tutejsze nastolatki osiągały takie sukcesy nie dlatego, że tylko się uczyły i planowały. Harry i jego przyjaciele potrafili dostosować się do zaistniałej sytuacji i w ciągu kilku chwil opracować plan działania. Ryzykowali, dobierając różne zaklęcia, wyciągali wnioski i uskuteczniali swoje ataki i obrony.

– To zupełnie inny rodzaj nauczania, niż ten, z jakim miałem styczność – przyznał Severus, patrząc na profesora Linda.

– Dyrektor nie wtrąca się w sposób prowadzenia zajęć. Naszym celem jest nauczyć naszych podopiecznych wszystkiego, co możliwe i przygotować ich na różne sytuacje.

– Czy tutejsze ministerstwo nie ma nic przeciwko?

– Gipfel to wyjątkowa placówka – przyznał Kolaine. – Szwajcaria ma wspólną szkołę razem z Austrią, Niemcami i Liechtensteinem. Tutaj trafiają nastolatki z całego świata, których magiczny potencjał jest tak duży, że wymaga specjalnego traktowania.

– Matka Harry'ego była moją przyjaciółką i podobno zapisała go tutaj.

– Gdyby nie spełniał wymogów, nie zostały przyjęty. To prawdziwe szczęście, że znalazł się na liście kandydatów. Nie zrozum mnie źle. Nie krytykuję sposobu nauczania w innych szkołach, ale ponieważ mamy niewielu uczniów, możemy poświęcić im więcej czasu i ukierunkować. Nie zostają sami sobie. Każdy z nich jest inny. Jeśli traktowalibyśmy wszystkich tak samo, mogliby niczego nie osiągnąć.

Severus mruknął cicho. To była prawda. Hogwart liczył sobie co roku kilkuset uczniów i to było niemożliwe, żeby każdemu poświęcić więcej czasu. Możliwe, że dlatego co jakiś czas zdarzały się takie incydenty jak bójki, pojedynki, czy frywolne zachowania. To było niemożliwością, żeby wyłapać je wszystkie. On sam musiał mieć czas dla swoich Ślizgonów, ale zdawał sobie sprawę, że nie każdy uczeń podzieli się z nim swoimi problemami.

– Czyli zajmujecie się jednostkami wybitnymi? – spytał.

– Nie. – Kolaine zaśmiał się cicho. – Zajmuje się jednostkami tak silnymi, że bez odpowiedniego wykształcenia mogłyby stanowić zagrożenie. Pomyśl, co mogłoby się stać z Harrym, gdyby trafił do Hogwartu. Magię bijącą od niego czuć nawet tutaj. Jego domeną żywiołów jest wiatr, a to bardzo niebezpieczny rodzaj magii. Wiatru nie widać i dlatego tak ciężko go ujarzmić. Pomyśl, do czego ktoś mógłby wykorzystać osobę z takim potencjałem.

Severus zadrżał lekko i wolał sobie tego nie wyobrażać. Czuł magię bijącą od uczniów tej szkoły. Była jak dodatkowa warstwa, która ich otaczała. Czuł ją biegnącą pod skórą Harry'ego, kiedy dotknął go po raz pierwszy. Nigdy nie zapomni tych iskierek magii, które powstawały, kiedy energia Harry'ego muskała go. To było cudowne uczucie, ale nie mógł zaprzeczyć, że miało też w sobie coś w drapieżnego.

Profesor Lind miał rację. Młodzik z wielką mocą mógł być bardzo podatny na sugestie i stać się niebezpieczną bronią. Czy tego właśnie chciał Dumbledore? Czy zdawał sobie sprawę, jak silny jest Harry i jakim dysponuje potencjałem?

– Chciałbym o coś zapytać, jeśli mogę – odezwał się Severus. Drugi czarodziej skinął mu głową na znak, że go słucha. – Czy braliście pod uwagę osobę Toma Riddle'a?

– To ten Czarny Pan, z którym macie problem, prawda?

– Niestety tak.

Kolaine zamyślił się na chwilę.

– On nie jest silnym magicznie czarodziejem. Nigdy nie trafił na naszą listę kandydatów. Przyznaję jednak, że jest ambitny i bardzo zdolny.

– Mówisz, jakbyś go znał.

– Spotkałem go raz, wiele lat temu. Byłem wtedy dzieckiem i razem z dziadkiem odwiedziłem ulicę Pokątną, a potem odwiedziliśmy taki dziwny sklep z artefaktami. Wszędzie wokół czuć było czarną magię. Pracował tam, a ja zawsze potrafiłem wyczuć, czy ktoś jest potężny. On nie był silny magicznie, ale potrafił wykorzystać swój potencjał i urok, a to właśnie czyniło go takim niebezpiecznym. Przekuł swoje mocne strony w odpowiednie narzędzie i tym przeciągał ludzi na swoją stronę.

Severus zacisnął mocno zęby. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy po raz pierwszy spotkał Czarnego Pana, był oczarowany jego charyzmą i poglądami. Myślał wtedy, że ten czarodziej osiągnie sukces, a Severus będzie dumny, że wspierał tak wielkiego człowieka. Rzeczywistość okazała się jednak inna i bardzo szybko przekonał się o tym.

– A co sądzisz o Dumbledorze? – spytał.

– Zbierasz informacje jak rasowy szpieg – przyznał Kolaine, w międzyczasie wydając uczniom polecenia, które komentował, mimo prowadzonej rozmowy. Był trochę starszy od Severusa, ale od razu złapali wspólny język i przeszli ze sobą na ty. – Mogę się tylko wypowiedzieć na podstawie tego, co wiem. Jego nigdy nie miałem okazji spotkać, ale jest o nim sporo informacji. Także takich, które swego czasu nakazał zniszczyć. Gdyby ktoś ujawnił je publicznie, byłby skończony. Dumbledore to manipulator, ale to już wiesz. W młodości chciał podróżować, ale sytuacja rodzinna nie pozwoliła mu na to, a potem miał jeszcze sporo problemów osobistych. Zdziwiłbyś się jakich.

– Nie jestem pewien, że czy chcę to wiedzieć.

– Możesz spokojnie zapytać Harry'ego. To on dokopał się do większości informacji. Chciał mieć haka na tego człowieka i wcale się z tym nie krył.

– Zauważyłem, że jest uparty i lubi mieć asa w rękawie. – Severus nie krył dumy w swoim głosie. Każdy, kto mierzył wysoko i potrafił myśleć, nie miał trudności z wykorzystaniem nawet najmniej znaczącej informacji.

– Nie da się ukryć. Dobrze! Czas na ostatnią część zajęć – powiedział głośno Kolaine. Grupa podzieliła się na dwie drużyny i stanęła naprzeciwko siebie. – Znacie zasady.

– Zasady?

– To rodzaj zabawy, który uczy szybkiej reakcji. Wygrywa drużyna, w której będzie stać więcej osób – wyjaśnił i dał znak, że mogą zaczynać. Sekundę później w sali rozpętało się piekło, kiedy uczniowie zaczęli rzucać w siebie zaklęciami, które odbijały się od tarcz. Severus obserwował Harry'ego. Chłopak był szybki i zwinny. Unikał większości zaklęć i szybko wyprowadzał kontry. Nie znaczyło to, że niczym nie oberwał.

Na koniec zajęć Harry miał rękę pokrytą paskudnymi bąblami i rozciętą wargę, ale i tak nie wyglądał tak źle, jak jedna z jego koleżanek, która miała rogi. Profesor Lind wysłał wszystkich do szkolnego magomedyka, który potrafił sobie poradzić ze skutkami użytych zaklęć, a sam zajął się naprawą zniszczeń.

– Zawsze dajesz im taką swobodę? – spytał ciekawie Mistrz Eliksirów, kiedy uczniowie wyszli.

– Zazwyczaj. Oczywiście młodsze roczniki nie ćwiczą w ten sposób. Dla nich mam inne zajęcia, które również uczą ich odpowiednich reakcji. Uważam, że nie ma sensu ćwiczyć zaklęć, jeśli nie ma się wyobrażenia, w jakiej sytuacji mogą zostać użyte. Za chwilę mam zajęcia z trzecią klasą. Zobaczysz, co miałem na myśli.

,,,

Severus wrócił do Hogwartu późnym wieczorem. Czas spędzony w Gipfel podsunął mu kilka pomysłów na prowadzenie zajęć, które zamierzał w najbliższym czasie wprowadzić w życie. Przy okazji mógł też spędzić godzinkę z Harrym, z czego obaj chętnie skorzystali przed jego powrotem. Chłopak stwierdził, że pewnie nie zobaczą się przez jakiś czas, więc powinien zostać wycałowany na zapas. Starszy czarodziej prychnął, ale w zasadzie chętnie poddał się tej sugestii.

– Już tęsknię – zamruczał Harry, patrząc mu w oczy. – Może porozmawiać z panią Helgą i zapytam, czy mógłbyś przyjechać w święta? Co ty na to?

– Wiesz, że wtedy Black i Lupin też będą chcieli cię odwiedzić?

– W zasadzie nie miałbym nic przeciwko. O ile ty nie masz.

– Przywykłem już do ich towarzystwa, a Blackowi zawsze mogę założyć kaganiec, jeśli zacznie szaleć.

Młodszy czarodziej zachichotał cicho, a potem odprowadził narzeczonego na most. W obrębie szkoły działały jedynie świstokliki stworzone na jej potrzeby. Oczywiście nie obyło się bez kilku pocałunków na pożegnanie. Harry nie wstydził się swojego narzeczonego. Mówił wprost, że go lubi, a czy kiedyś zmieni się to w miłość? Nie potwierdzał i nie zaprzeczał, bo sam jeszcze nie wiedział. Wprawdzie miał świadomość, że troszkę się zakochał, ale był nastolatkiem i takie momenty miewał każdy.

– Napisz mi, jak prowadziłeś zajęcia i czy dużo osób padło z wrażenia – poprosił.

Severus zaśmiał się cicho, słysząc to. Potem musiał wracać do Hogwartu. Nie mógł zostawić swoich uczniów na całą noc samych już na początku semestru. Zawsze trafił się jakiś pierwszoroczny, który był zbyt nadgorliwy i sam siebie uszkodził, testując jakieś zaklęcie.

Myjąc się po całym dniu, rozmyślał o szkole Harry'ego. Gipfel była naprawdę wymagającą placówką i nie dziwił się już, że trafiali tam tylko nieliczni. Rozumiał, dlaczego taka Granger nie znalazłaby się nigdy na liście wychowanków tej szkoły. Dziewczyna nie była głupia, ale nie odnalazłaby się tam. Nie była też wybitnie silna magicznie. Naturalnie nie była także słaba, ale to było zdecydowanie za mało. Już większe szanse miałby tam Longbottom, ale przez wychowanie swojej babci chłopak był zbyt chaotyczny na niektórych przedmiotach. Co prawda ostatnio znacznie lepiej sobie radził, ale to nadal nie był tamten poziom.

Severus pozwolił swoim myślom zanalizować jeszcze kilka osób. Bliźniacy Weasley już ukończyli szkołę, ale z ich wybiórczością w zakresie nauki daliby sobie tam radę? Na razie rozkręcali swój interes i szło im naprawdę nieźle. Albo taki Draco Malfoy. Chłopak był zbyt arogancki i stale pokazywał, że jest lepszy od innych. Koledzy Harry'ego szybko sprowadziliby go do parteru. Widział naocznie, co te nastolatki potrafią. Dziewczyna, którą Harry przedstawił jako Ogechi, była niesamowicie szybka. Unikała zaklęć, jakby to była dla niej dziecinna zabawa. Harry wyjaśnił mu potem, że jego koleżanka jest najszybsza w szkole. Jeszcze nikt nie wygrał z nią żadnego wyścigu i wszyscy obstawiali, że może kiedyś osiągnąć wielkie sukcesy w jakimś mugolskim sporcie. Z kolei Marie wykorzystywała świetnie swoją nabytą przez treningi taneczne zwinność i elastyczność, a do tego swoje animagiczne zdolności.

Severus spędził część weekendu na warzeniu eliksirów razem z Horacym i luźnych rozmowach z dawnym nauczycielem. Resztę czasu poświęcił na dostosowanie sali Obrony do swoich zamysłów. Jeśli jego pomysł miał wypalić, musiał wszystko wcześniej przygotować.

,,,

Najbardziej czekał na zajęcia z szóstym rokiem Gryfonów i Ślizgonów. Tam zawsze było najwięcej konfliktów. Oczywiście przebieg pierwszych zajęć, które przeprowadził z uczniami z trzeciego roku, szybko znalazł się na językach całej szkoły. Wszyscy mówili o tym, że Severus Snape wprowadził jakieś zaskakujące zmiany w programie nauczania Obrony Przed Czarną Magią.

– Jak miło, że raczyliście się zjawić – powiedział na dzień dobry, kiedy szóstoroczni zaszczycili go w końcu swoją obecnością na zajęciach. – Wyciągnijcie różdżki. Nic więcej nie będzie wam potrzebne. Torby połóżcie pod ścianą.

Wszyscy popatrzyli po sobie i wykonali polecenie.

– Doszedłem do wniosku, że większość z was nie nauczy się stosować zaklęć w inny sposób niż w praktyce – kontynuował. – Dlatego od teraz, zapoznanie się z kolejnymi rozdziałami będzie waszą stałą pracą domową, a na zajęciach będziecie stosować to, o czym przeczytaliście.

– To nie jest logiczne – odezwała się nagle Granger. A już miał nadzieję, że dziewczyna jednak zamknie gębę na kłódkę. Najwyraźniej jej zmiana następowała jedynie momentami.

– Nie pytałem cię o zdanie, Granger – syknął. – To ja decyduję, jak wyglądają prowadzone przeze mnie zajęcia, a jeśli coś ci nie odpowiada, to możesz z nich śmiało zrezygnować. Wiesz, gdzie są drzwi.

Tak jak się spodziewał, panna Wiem-To-Wszystko spłonęła rumieńcem i zamilkła.

– Dziś powtórzymy sobie materiał z poprzednich lat, z tą różnicą, że wszystkie zaklęcia, będziecie próbowali rzucać w sposób niewerbalny – powiedział. – Tak, panno Parkinson? – spytał, kiedy zobaczył, że Ślizgonka podniosła rękę.

– Czy nie próbowaliśmy tego na poprzedniej lekcji? – spytała.

– Owszem, ale jak wszyscy wiemy, wyniki były więcej niż marne. Najlepszym sposobem będzie swego rodzaju zmuszenie was do użycia odpowiednich zaklęć. A nic nie zrobi tego lepiej niż potencjalne niebezpieczeństwo. – Severus machnął różdżką w kierunku tylnej ściany sali. Ta rozmyła się, ukazując coś, co można byłoby nazwać torem przeszkód. Zaczerpnął ten pomysł z zajęć młodszych uczniów z Gipfel. Gdyby zarządził pojedynek grupowy, miałby tu prawdziwą mini wojnę. Uczniowie Hogwartu niespecjalnie potrafili pracować w grupie. Chyba tylko quidditch stanowił jakiś rodzaj wyjątku.

Gryfon i Ślizgoni patrzyli niepewnie na ustawione przed nimi stanowiska z przeszkodami. Każde z nich wymagało użycia innego zaklęcia, a rzucający je mógł przejść dalej, tylko jeśli zostało poprawnie rzucone niewerbalnie. Wiedział, że niektórzy utkną pewnie już na pierwszej przeszkodzie, więc przygotował po kilka identycznych stanowisk.

Po minach wszystkich wiedział, że nie spodziewali się czegoś takiego. Niektórzy wyglądali na lekko przerażonych, inni patrzyli z zainteresowaniem, a kilkoro wyglądało, jakby ktoś właśnie podważył ich zdolności. Wśród tych ostatnich była oczywiście Granger. Severus czuł jednak, że dziewczyna mocno się zdziwi. Zaklęcia niewerbalne wymagały innego rodzaju koncentracji niż głosowe wspomaganie zaklęć. Może i poradziła sobie ostatnio z zaklęciem tarczy, ale to było jedno zaklęcie.

Przez kolejną godzinę obserwował, jak wszyscy po kolei próbowali rzucać zaklęcia bez użycia słów. Granger na dość długo utknęła na pierwszej przeszkodzie. O dziwo Longbottom i Weasley poradzili sobie całkiem nieźle. Zajęło im to wprawdzie dobre dziesięć minut, ale jednak. Weasley podszedł do sprawy w strategiczny sposób. Nieświadomie wybrał podobną metodę, jaką stosowali uczniowie Gipfel. Najlepsze osoby w grupie nie dotarły dalej niż trzecia przeszkoda, a na koniec zajęć wszyscy byli wyczerpani i mokrzy od potu.

– Na następne zajęcia macie przeczytać rozdział trzeci i czwarty. Sprawdzę w praktyce, czy to zrobiliście – zapewnił wszystkich, a potem zakończył lekcję. Uczniowie wzięli swoje rzeczy i wyszli na korytarz, a Severus szybko zmienił przeszkody, dostosowując je do kolejnej grupy.

Wieczorem miał zamiar zrelacjonować wszystko Harry'emu. Był pewien, że jego narzeczony niecierpliwie czekał na relację. Uśmiechnął się pod nosem. Reszta dnia zapowiadała się naprawdę ciekawie.

---

Ponieważ jutro zaczyna się szkoła, wszystkim uczącym się, życzę powodzenia w nowym roku szkolnym^^ Postaram się poprawiać wam humor moimi tworami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top