Rozdział 29
Rozdział 29
Severus do końca życia nie zapomni min Albusa i Minerwy, kiedy wrócili do szkoły z trofeum. Ten szok na ich twarzach, będzie odtwarzał w pamięci jeszcze bardzo długo. Oczywiście wszyscy musieli usłyszeć o zadaniach, jakie musieli wykonać uczestnicy.
– Było super! – zapewniali przy stole Gryffindory bliźniacy i Mandy. – Musieliśmy szukać potrzebnych składników, a potem odpowiednio je przygotować przed warzeniem.
– Śmiesznie było, jak musieliśmy oszukać ropuchę, żeby dała się złapać – śmiał się Fred, opowiadając wszystkim, jak ją złowili na wędkę.
– No – potwierdził George. – Albo jak zbieraliśmy miód dzikich pszczół. Omal nas nie pożądliły. Bolałoby, gdyby tak się stało.
Siedząca kawałek od nich Hermiona Granger była niemalże czerwona z zazdrości. Nie mogła zdzierżyć, że ktoś tacy jak bliźniacy Weasley, którym tylko dowcipy były w głowach, byli laureatami prestiżowego konkursu międzynarodowego. Mistrz Eliksirów miał ochotę się roześmiać, obserwując ją. Może to nareszcie utrze nosa tej zarozumiałej dziewczynie i zrozumie, że nie jest najmądrzejsza na świecie.
– To naprawdę wielki sukces Severusie – odezwał się nagle Dumbledore. Młodszy czarodziej popatrzył na niego.
– Owszem. Trzecie miejsce w takim konkursie to nie byle co. Następnym razem będziemy mierzyć w pierwsze – powiedział z pewnością w głosie.
– Kto by pomyślał, że panowie Weasley skrywają taki talent – przyznała Minerwa.
– Może kiedyś zabrałbyś na ten konkurs pannę Granger? – zasugerował nagle Albus. Mistrz Eliksirów spiorunował go wzrokiem.
– Nie ma mowy i nie próbuj mnie na to namawiać Albusie – warknął. – Ta dziewczyna nie potrafi pracować w grupie i uważa, że pozjadała wszystkie rozumy. Grupa rozpadłaby się po pierwszych zajęciach, na które by przyszła.
– Jestem pewien, że nie byłoby tak źle – próbował dalej.
– Powiedziałem nie i zdania nie zmienię! – powtórzył stanowczo. – A jeśli spróbujesz mnie nadal na to namawiać, to odejdę z Zakonu i będziesz radził sobie sam.
Groźba podziałała, bo dyrektor nie podjął więcej tematu. Severus czuł jednak, że ten problem kiedyś powróci. Nie miał pojęcia, czemu wszyscy uważali, że Granger jest taka mądra? Może i przeczytała masę książek, ale to jeszcze niczego nie dowodziło.
Harry też dużo czytał. Czasem pisał Severusowi o książce, którą znalazł w bibliotece albo kupił w księgarni. Jego wiadomości zawsze były dla niego miłym akcentem i bywały wręcz natchnieniem. Tak jak pomysł z założeniem koła naukowego. Wcześniej nigdy nie brałby tego pod uwagę, a teraz jego grupa była jednym z laureatów konkursu warzelniczego.
„Szkoła nie powinna ograniczać uczniów" – pisał Harry. – „Skąd mają znać pełnię swoich możliwości, jeśli nikt nie pozwala im ich rozwijać? Profesor Hanapitou opowiedziała nam dziś, jak poradziły sobie inne szkoły. Twoi uczniowie mieli zabawny, ale skuteczny pomysł z tą wędką. To dowód na to, jak bardzo są kreatywni. Myślę, że ich pomysły mogą w przyszłości naprawdę zaowocować czymś fajnym."
W zaciszu swoich komnat Severus uśmiechnął się. Harry zawsze trafiał w punkt. Nawet jego potrafił rozszyfrować, mimo że uchodził za naprawdę skrytego mężczyznę. Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby poprawić humor Mistrza Eliksirów.
„Jeśli ich matka nie będzie ich ciągle krytykować, to mają szansę odnieść spory sukces – odpisał mężczyzna. – „Molly Weasley niespecjalnie liczy się ze zdaniem innych. Uważa, że to ona wie, co jest najlepsze dla innych."
„Nie sądzę, żebym chciał mieć kogoś takiego w swoim bliskim otoczeniu."
„Ona uważa, że ożenisz się kiedyś z jej córką i zapewnisz jej dostatnie życie. A dziewczyna w to wierzy."
„Nie ma takiej opcji!" – W wypowiedzi chłopca wyczuwał irytację, że ktoś ponownie próbuje wtrącać się w jego życie. – „Nie będę się z nikim żenił ani nikogo utrzymywał. A już na pewno nie kogoś, kto coś sobie uroił. Żal mi trochę tej dziewczyny. Musi mieć coś mocno z głową, jeśli żyje takimi wyobrażeniami."
„Wychowała się na opowieściach o tobie i wbiła sobie do głowy takie głupoty. Sporo uczniów miewa jakieś dziwne marzenia, których nigdy nie zrealizuje, ale ona idzie w zaparte, bo inni umacniają w niej te wizje przyszłości."
„Powinna poszukać pomocy specjalisty. Jej matka też."
Severus roześmiał się cicho. Już sobie wyobrażał Molly Weasley u magomedyka. Zastanawiał się, kto kogo by leczył. To mogłoby być naprawdę ciekawe. Jednak na razie planował prostszą rozrywkę. Wykorzystał resztę wolnego wieczoru na ułożenie specjalnych testów dla uczniów. Już nie mógł się doczekać ich min.
,,,
– Do środka! – warknął stanowczo do trzeciorocznych Gryfonów i Ślizgonów.
Uczniowie szybko weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Wszyscy wiedzieli, że profesora Snape'a lepiej nie drażnić. Może i miał lepszy humor po niedawnym konkursie warzelniczym, ale to w żaden sposób nie przekładało się na jego sposób traktowania uczniów. Nadal był tym samym wrednym nietoperzem z lochów.
– Wyjmijcie tylko pióra – polecił. – Zrobimy sobie mały test sprawdzający.
Widział, że większość uczniów chciała jęknąć z rozpaczy. Tylko Granger jak zawsze siedziała pewna siebie. Była pewna, że odpowie na każde pytane. Severus czuł, że tym razem ta dziewczyna może się bardzo zdziwić.
Na co dzień Mistrz Eliksirów naprawdę potrafił docenić zaangażowanie uczniów, ale jeśli ktoś próbował podważać jego metody nauczania, zaczynał się zastanawiać, czy to zwykła zarozumiałość, czy wrodzona głupota.
Machnięciem różdżki rozdał kopie testów, oznajmiając, że mają pół godziny na rozwiązanie. Wszyscy rozwinęli pergaminy i dosłownie zamarli.
– Coś nie tak? – spytał, widząc niedowierzanie na twarzach wszystkich. Nawet jego Ślizgoni byli w szoku. – Tak, panno Granger? – spytał, kiedy zobaczył uniesioną rękę dziewczyny.
– To nie jest test – powiedziała.
– Ależ oczywiście, że jest. Tylko w innej formie. Radzę ci zabrać się do pracy, bo czas ucieka – odpowiedział, siadając za biurkiem, jakby nigdy nic.
– To jakaś kpina – mruknęła dziewczyna.
– Minus dziesięć punktów, Granger – powiedział stanowczo. – Odezwij się jeszcze raz, a wyrzucę cię z klasy i dostaniesz T – zagroził.
Ta dziewczyna naprawdę myślała, że test można przygotować tylko w jednej formie? Co za naiwność. Przez następne pół godziny słyszał tylko skrobanie piór po pergaminach. Nikt nie odważył się odezwać. Kiedy czas minął, machnął różdżką i wszystkie testy wylądowały zgrabnie na jego biurku.
– A teraz wyjmijcie kociołki i podręczniki. Strona 87 – polecił, pisząc na tablicy przepis.
Do końca lekcji wszyscy pracowali w ciszy. O dziwo nawet Longbottom niczego nie zepsuł. Wprawdzie jego eliksir nie był poprawny, ale nie był też najgorszym wynikiem w klasie. Te zajęcia były ostatnimi tego dnia, więc po wyjściu uczniów, jednym ruchem uprzątnął klasę i wyszedł. Zamierzał sprawdzić kilka „testów", zanim uda się do Wielkiej Sali na posiłek.
Kiedy już miał wyjść z korytarza, prowadzącego do głównych drzwi, zauważył Granger i siostrę Weasleya. Wiedział, że Ronald nadal był obrażony na dziewczynę.
– Dlaczego nie pójdziesz do dyrektora i nie poskarżysz się? – spytała Ginny. Severus szybko rzucił zaklęcie podsłuchujące.
– Dyrektor nie ma na niego żadnego wpływu – prychnęła Hermiona. – On robi, co chce! Zupełnie mnie zignorował, kiedy chciałam dołączyć do grupy warzelniczej. Wszyscy wiedzą, że się nadaję.
– Na Snape'a nic nie poradzisz. Ja nie mogę uwierzyć, że przyjął na te zajęcia Freda i George'a. Przecież im zawsze były tylko dowcipy w głowach. Nic innego ich nigdy nie interesowało. A tu nagle zdobywają nagrodę na międzyszkolnym konkursie. Mama jest w takim szoku, że to tata w końcu odpisał na list.
– Gdybym była w drużynie, zajęlibyśmy pierwsze miejsce.
– Fred powiedział, że uczestnicy muszą być minimum na piątym roku.
Hermiona zacisnęła mocno usta. Naprawdę nie mogła przeboleć, że nie miała okazji pokazać, co potrafi. I nie będzie miała. Nie w dziedzinie eliksirów, gdzie liczyła się praca grupowa. Granger może i rozpoznałaby eliksiry i zdołała poprawnie przygotować składniki, ale nie miała dość sprytu, żeby je zdobyć. Na domiar złego nie potrafiła słuchać innych. Była gorsza od Molly Weasley.
– Ale mógł mnie przyjąć na zajęcia! – powiedziała ponownie dziewczyna. – Przeczytałam tyle książek, że na pewno wszyscy skorzystaliby chętnie z mojej wiedzy.
– Jaja sobie robisz Granger? – odezwał się ktoś nagle. To był Desmond w towarzystwie Rachel i Mirandy, której opowiadali w bibliotece o szczegółach konkursu. Właśnie szli do Wielkiej Sali, kiedy usłyszeli kilka zdań z rozmowy Gryfonek.
– Odwal się Langdon – syknęła na niego Ginny. – Nikt cię nie pytał o zdanie.
– Jej też nie, a ciągle się we wszystko wtrąca – zauważył Ślizgon. – Gdybyś nie zauważyła, Weasley, to nikt nie chce jej słuchać.
– Hermiona jest mądra. Zazdrościsz jej, że tyle wie.
Chłopak i towarzyszące mu Krukonki parsknęli śmiechem.
– Posłuchaj – odezwała się Rachel. – Powodem, dla którego Granger nie zostanie przyjęta na kółko naukowe profesora Snape'a, nie jest jej brak wiedzy, tylko jej zachowanie.
– A co niby jest z moim zachowaniem nie tak? – spytała Hermiona.
– Jesteś wredna – powiedziała wprost Miranda. – Wymądrzasz się, wszystkich pouczasz, próbujesz im udowodnić, że to ty masz rację. Nie potrafisz pracować zespołowo i nigdy nikogo nie słuchasz. Właśnie dlatego nikt cię nie lubi. Nie można z tobą wytrzymać.
Te słowa były brutalne, ale możliwe, że mogły podziałać na dziewczynę jak kubeł zimnej wody. Severus obserwował ukradkiem ze swojej kryjówki, jak dziewczyna czerwienieje, a potem ucieka do najbliższej damskiej łazienki. Ginny szybko pobiegła za nią, a starsi uczniowie ruszyli do Wielkiej Sali. Odczekał chwilę i ruszył za nimi.
– Słyszałam, że zrobiłeś dość niecodzienny test na swoich zajęciach – zagadnęła go Pomona, kiedy zajął swoje miejsce. – Na wzór tych mugolskich krzyżówek. Jak na to wpadłeś?
– Na konkursie spotkałem koleżankę ze Stowarzyszenia. Poddała mi pomysł – powiedział krótko.
– Na pewno jest tylko koleżanką? – podchwycił Albus. On i to jego wścibstwo. Severus miał ochotę zazgrzytać zębami.
– Jest starszą ode mnie mężatką i ma dwójkę dzieci, jeśli już koniecznie musisz wiedzieć.
– Co za szkoda. Przydałaby ci się żona Severusie. – stwierdził, a Mistrz Eliksirów omal się nie zakrztusił.
– Jeszcze raz wspomnisz przy mnie o czymś takim, to zatruję ci te twoje cytrynowe dropsy – zagroził stanowczym tonem. – Gwarantuję ci, że nie dam Poppy odtrutki. Będziesz się męczył dotąd, aż te idiotyczne pomysły nie wywietrzeją ci z głowy.
– No już, już. Uspokój się Severusie. – Minerwa wiedziała, że jej młodszy kolega jest bardzo wyczulony na takie tematy, ale nie sądziła, że Albus zacznie sobie żartować z tego powodu. Coś czuła, że opiekun Ślizgonów może zrealizować swoje groźby, jeśli dyrektor nie da mu w końcu spokoju. – Ty też przestań, Albusie. Severus ma prawo sam ułożyć sobie życie.
– Ależ oczywiście – zapewnił dyrektor z miłym uśmiechem.
Mistrz Eliksirów prychnął tylko. Miał narzeczonego, którego miał poznać osobiście za kilka lat. W chwilach słabości kusiło go, żeby powiedzieć Albusowi, z kim jest zaręczony tylko po to, żeby zobaczyć, jak ten pada trupem z szoku. Lojalność w stosunku do Harry'ego i Lily była jednak silniejsza. Chłopiec zasługiwał na spokojne, szkolne lata, bez manipulacji dyrektora. I bez idiotek, które najpewniej próbowałyby podać mu podstępem eliksir miłosny.
Albus nadal nie miał możliwości, żeby dowiedzieć się, kto jest opiekunem chłopca. Gobliny milczały jak zaklęte i nie obchodziło ich, że sam dyrektor Hogwartu chciałby mieć pewność, że Harry Potter jest pod dobrą opieką. Sam Merlin mógłby zapytać, a i tak nie uzyskałby odpowiedzi. W jednej z wiadomości spytał kiedyś swojego narzeczonego, w jaki sposób zdobył taką lojalność ze strony goblinów.
„Byłem uprzejmy i zainwestowałem sporo pieniędzy w kilka biznesów" – odpisał szczerze.
„Od kiedy to znasz się na biznesie?"
„Nie znam się. Wujek Vernon mi doradził, gdzie najlepiej ulokować pieniądze. Pilnuje tej mugolskiej części i dostaje za to 20%. On jest zadowolony i ja też."
„Nie jesteś dla swojej rodziny zbyt hojny?"
„Na swój sposób się starali. Doceniali też, jeśli bardzo się starałem. Wtedy dostawałem jakąś nagrodę. Na przykład zabierali mnie i Dudleya do zoo albo do kina. Dla mnie to było coś. A wspominając o kinie. Byliśmy ostatnio całą szkołą na fajnym filmie" – napisał i opowiedział Severusowi o filmie, który oglądali.
Ze swojej strony napisał chłopcu o teście w postaci krzyżówki, który zrobił niespodziewanie swoim uczniom.
„To musiało ich naprawdę zaskoczyć. Dużo osób oblało?" – zapytał ciekawie.
„Jakieś 80%. W tym ta irytująca panna Wiem-To-Wszystko. O dziwo Longbottom poradził sobie całkiem nieźle. Najwyraźniej krótkie formy wypowiedzi są dla niego dużo prostsze."
„Nie lubisz tej dziewczyny, prawda?"
„To jest mało powiedziane." – Gdyby mógł, parsknąłby z obrzydzeniem. – „Gdyby tylko pouczała innych poza moją klasą, nie reagowałbym. Nie interesuje mnie, co wyprawia wśród swoich współdomowników. Może ich nawet wiązać i zmuszać do nauki, ale na moich zajęciach ma siedzieć cicho. Nie będzie miała taryfy ulgowej tylko dlatego, że nauczyła się podręcznika na pamięć. Na dodatek zażądała, żebym pozwolił jej chodzić na moje koło naukowe."
„Zgodziłeś się?"
„Żartujesz? Grupa rozpadłaby się po pierwszych zajęciach, na które by przyszła. Tej dziewczyny nikt nie lubi, bo uważa się za lepszą od innych. Ona nie potrafi pracować w grupie. Twoi koledzy już na pewno opowiedzieli ci, jak wyglądały zadania na konkursie?"
„Jasne i nie mogę się doczekać, kiedy sam będę mógł wziąć udział. Świetnie się bawili i poznali sporo fajnych osób."
Severus coś o tym wiedział. Bliźniacy Weasley wymienili się adresami z kilkoma osobami. Między innymi z uczniami z Ilvermorny, ale zaczepili też kogoś z Castelobruxo i kilku pomniejszych szkół. Ostatnio widział, jak wysyłali kilka szkolnych sów z listami.
– To kiedy następny konkurs? – spytali, kiedy spotkali się na kolejnych zajęciach z warzelnictwa.
– Jeśli nic się nie wydarzy, to w przyszłym roku – odpowiedział im Severus.
– Super. Może też uda nam się załapać – przyznał George.
– Wzbudziliście spore zainteresowanie swoimi pomysłami. Nie byłbym zaskoczony, gdybyście dostali za jakiś czas różne propozycje.
– Propozycje? – spytali jednocześnie.
Mistrz Eliksirów uniósł lekko w górę kącik ust i odłożył na półkę jeden ze słoików, z którego uprzednio wyjął coś czarnego i oślizgłego.
– Nie muszę wam chyba mówić, że Konkurs Warzelniczy jest dość prestiżowym wydarzeniem – zaczął. – Na widowni byli nie tylko członkowie Stowarzyszenia i nauczyciele, ale także wasi potencjalni mentorzy lub pracodawcy. Gdzie indziej mogą na własne oczy zobaczyć zdolności przyszłych pracowników? Konkursy to idealny moment na takie poszukiwania.
– Czyli ktoś mógłby zaproponować nam dobrą pracę? – spytał Desmond.
– Dyplom uczestnictwa, zaświadczenie o byciu laureatem i moje poświadczenie przynależności do tego koła naukowego może wam w tym bardzo pomóc. Powiedzcie szczerze: o jakiej pracy marzycie po ukończeniu Hogwartu?
– Chciałabym uczyć się dalej – przyznała Rachel. – Jedna z dziewczyn, którą tam poznałam, powiedziała, że idzie na czarodziejski uniwersytet w Nowym Jorku. Chcę spróbować tam zdać. Na wydział czarodziejskiej toksykologii. To mnie zawsze interesowało.
– Bardzo ambitnie. – Severus skinął jej głową. – Ci, którzy kończą w tym roku Hogwart, proszę, żeby po egzaminach zgłosili się do mnie po odpowiednie rekomendacje z mojej strony. To na pewno wam pomoże.
Był zadowolony, że jego grupa wyszła poza stereotypowe myślenie i nie ograniczała się do wyboru tej samej kariery, co ich rodzice. Czarodziejska Wielka Brytania nie dawała zbyt wielu możliwości, czy raczej była miała dość utarte schematy. Rodzice większości uczniów pracowali w Ministerstwie albo na ulicy Pokątnej. Niewielu decydowało się na ryzykowny krok i wyjechać. Przez lata nauczania widział wiele zmarnowanych potencjałów, ale wtedy niewiele go to obchodziło. Harry zmienił jego sposób postrzegania i teraz nie wyobrażał sobie szkolnego życia bez swojej małej grupy entuzjastów.
,,,
– Idziemy? – spytał Harry, kiedy upewnił się, że ma portfel w kieszeni. To był dzień wyjścia do miasteczka i wszyscy szykowali się w najlepsze.
– Jestem gotowy – zapewnił go Ayumu.
– My też – potwierdziła reszta chłopców.
Mijając szkolną bramę, zauważyli wygrzewającego się na murze po prawej stronie bazyliszka.
– Cześć Nahesa! – zawołał do niego Silvio. – Kupimy ci chrupki!
Wąż, który osiągnął już prawie metr długości, zerknął na nich leniwie i wrócił do grzania się w promieniach słońca. Czerwcowe poranne słońce rozleniwiało go w najlepsze i uwielbiał wtedy ucinać sobie drzemkę na szkolnych murach. Ostatnio też zasmakowały mu chrupki o smaku bekonu. Zjadł kiedyś jednego, który komuś wypadł z paczki i stwierdził, że fajnie mu chrupią między zębami. Ponieważ bazyliszek zaczął wdzięczyć się do każdego, u kogo zauważył swój nowy przysmak, Profesor Fernandez stwierdził, że raz na jakiś czas może dostać małą paczkę chrupek.
– Tylko nie więcej, bo będziemy tu mieli cierpiącego na niestrawność węża – upomniał uczniów.
Sam Nahesa boczył się z początku nieco, że ograniczano mu dostęp do czegoś, co mu posmakowało, ale obietnica, że co jakiś czas dostanie trochę chrupek, poprawiła mu humor.
– Żeby wąż jadł chrupki – mruknął Soren, kręcąc głową.
– Kacper ostatnio gonił go po szkole, bo ukradł mu kabanosy – mruknął Harry.
Ich kolega z Polski dostał jakiś czas temu paczkę z przekąskami, którymi chciał poczęstować też kolegów. Jednak zapach małych, suszonych kiełbasek tak nęcił bazyliszka, że capnął całe opakowanie i zaczął uciekać. Kacper rzucił się za nim w pogoń i złapał dopiero koło łazienek. Całe zdarzenie było jednak dla niego tak śmieszne, że machnął ręką i Nahesa mógł skonsumować swoją zdobycz. Stwierdził, że to lepsze niż myszy i co jakiś czas zaglądał Kacprowi przez ramię, czy przypadkiem nie ma więcej.
– Nahesa, nie mam więcej. Będę miał, to dam ci znać – powiedział w końcu do węża, który owinął mu się któregoś dnia wokół ramion i zaczął smakować powietrze, czy przypadkiem nie wyczuje suszonego mięska.
– Wąż smakosz – zaśmiał się jeden z jego kolegów.
Oczywiście słodyczy nigdy mu nie dawali, a i sam bazyliszek po obwąchaniu czekolady i cukierków uznał, że to nie są jego smaki. Zapach był dla niego zdecydowanie za słodki, ale przekąski związane z mięsem były już inną bajką.
Bazyliszki żyły setki lat dłużej od ludzi. Nahesa wiedział o tym i uznał, że nie mógł trafić w lepsze miejsce do życia. W szkole zawsze ktoś był, miał kogo pozaczepiać, mógł straszyć myszy i pająki, albo wygrzewać się w słońcu. Czasem pełzał sobie do lasu na małe polowanie, a wieczorami zasypiał w swoim koszyku. Czego mógł chcieć więcej?
Harry z kolei cieszył się, że mają w szkole tak niezwykłe stworzenie, jak bazyliszek. Z pomocą profesora Fernandeza udało mu się kupić „Legendy świata o bazyliszkach" i wieczorami czytał je Nahesie. Wąż świetnie się bawił, komentując różne wyobrażenia ludzi na temat jego gatunku.
Najbliższe wakacje tradycyjnie Harry spędzał po części w Japonii u Ayumu. Żałował, że nie może mu się odwdzięczyć tym samym, ale nie miał domu, do którego mógł teraz wracać. Jego przyjaciel doskonale o tym wiedział i zawsze powtarzał, że kiedy Harry wyjdzie za Severusa, to będzie do nich wpadał w odwiedziny.
– A skąd wiesz, że za niego wyjdę? – spytał Harry, rumieniąc się delikatnie. – Może nie będziemy jednak do siebie pasować?
– Babcia twierdzi co innego – powiedział Ayumu.
Harry roześmiał się.
– Twoja babcia zawsze wszystko wie lepiej – stwierdził. Lubił tę starszą Japonkę. Zawsze mógł sobie z nią porozmawiać o czymś ciekawym. Jego japoński z roku na rok stawał się coraz lepszy i powoli mógł prowadzić coraz bardziej złożone dyskusje. Nadal nie był to poziom, w którym mógł rozmawiać swobodnie, ale robił już coraz mniej błędów i był z tego dumny.
Uśmiechnął się, idąc obok przyjaciół. Naprawdę lubił swoje obecne życie. Miał nadzieję, że kolejne lata również poświęci na naukę i małe przygody, a potem zobaczy, co mu los przyniesie.
---
Mój mózg nadal nie rozumie, co znaczy słowo „umiar" i rozpisał już kolejne historie.
Ostatnio ktoś napisał mi, że Ginny w wielu opowiadaniach jest bardzo demonizowana. Ja pokazuję, jak przyjaciele Harry'ego mogliby się zachowywać, gdyby faktycznie nie pojawił się w Hogwarcie ^^ Moim zdaniem jego osoba była takim spoiwem dla wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top