Rozdział 18

Rozdział 18

Pierwszą skargę na Lockharta Severus otrzymał od Ślizgonów z czwartego roku, którzy mieli Obronę Przed Czarną Magią jako pierwsi. Przez dobre dwadzieścia minut słuchał z niedowierzaniem, jak wyglądała lekcja, prowadzona przez chyba najbardziej niekompetentnego w historii Hogwartu nauczyciela.

Lekcja okazała się istną farsą. Nie dość, że Lockhart ozdobił klasę swoimi, wiecznie uśmiechającymi się zdjęciami, to na dodatek po prostu cytował uczniom fragmenty swoich książek. Szkoda tylko, że to nie on dokonał tych wszystkich rzeczy, którymi tak się przechwalał. Gdyby Harry nie podzielił się z nim rewelacjami, które przekazali mu koledzy ze szkoły, mógłby uznać, że ten blondwłosy goguś miał zwyczajnie szczęście. Istniała niewielka szansa, że naprawdę mógł dokonać tych wszystkich rzeczy, o których pisał z taką pasją, ale od kiedy znał prawdę, Severus miał wielką ochotę, zebrać te wszystkie wypociny, przemielić szybkim zaklęciem i wykorzystać jako nawóz do szklarni Sprout. Na pewno byłaby bardzo wdzięczna, a jej rośliny wniebowzięte. W końcu im bardziej coś śmierdzi, tym podobno lepiej nawozi.

Podpowiedział uczniom, gdzie szukać odpowiednich do nauki materiałów, a potem postanowił porozmawiać z innymi opiekunami domów. Możliwe, że ich podopieczni także się skarżyli.

Filiusa i Pomogę znalazł, rozmawiających przy wejściu do Wielkiej Sali, kiedy zbliżała się pora obiadu. Od razu podszedł do nich i spytał, czy wysłuchali podobnych narzekań?

– Puchoni z piątego roku przyszli się poskarżyć – przyznała Pomona. – Są przerażeni, że nie zdadzą egzaminów i obleją SUMy. Nie mogłam uwierzyć w to, co mi opowiadali. – Krukoni też nie są zadowoleni – dodał Filius. – Zamierzam iść do Albusa i zapytać, dlaczego przyjął kogoś takiego? Przecież to niedopuszczalne! Jest i Minerwa – powiedział, kiedy zauważył czarownicę. Skinął na nią, żeby do nich podeszła i wyjaśnił, o czym rozmawiają.

Minerwa McGonagall rzadko bywała zaskoczona. Jako wieloletnia nauczycielka spotykała się z różnymi sytuacjami, ale nigdy z tak wielką niekompetencją ze strony pedagoga. Jednak tym razem była po prostu oburzona. Nie wyobrażała sobie, jak większość uczniów zda egzaminy?

– Zamierzam iść do Albusa, bo zachowanie tego człowieka jest dalekie od profesjonalizmu – przyznała. – Czy on nie był Krukonem, Filusie?

Nauczyciel zaklęć pokiwał głową i westchnął.

– Był bardzo dobrym uczniem, chociaż uwielbiał być w centrum uwagi. Widzę, że z tego najwyraźniej nie wyrósł.

Po obiedzie, na którym Lockhart nadal zachowywał się celebryta, czwórka opiekunów domów stanęła w gabinecie dyrektora. Minerwa bez krępacji wylała wszelkie swoje żale.

– Sami wiecie, jak ciężko jest znaleźć kogoś, kto zgodziłby się uczyć Obrony – przypomniał im Dumbledore. – Gdybym miał możliwość zatrudnić kogoś na stałe, zrobiłbym to. Gilderoy był jedyną osobą, która się zgodziła.

– Jeśli on uczy w tym roku, to kto będzie w kolejnym? – mruknęła.

– To zmartwienie pozostawcie mnie – powiedział Albus. – Musimy jakoś wytrzymać ten rok.

– I znosić skargi uczniów pod adresem najgorszego nauczyciela Obrony w historii tej szkoły – parsknął Severus.

– Myślałem, że po wydarzeniach w tamtym roku pierwsze miejsce zajmuje Quirrell – przyznał Albus z westchnieniem. – Biedny Kwiryniusz. Naprawdę źle skończył.

– Może i miał z tyłu głowy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i wpuścił do szkoły trolla – syknęła Minerwa. – Ale przynajmniej potrafił czegoś nauczyć na lekcjach. A Gilderoy nie potrafi niczego, poza przechwalaniem się swoimi rzekomymi wyczynami.

– Minerwo – próbował uspokoić ją dyrektor. – Przecież swoich historii nie zmyślił. Na pewno ma jakieś pojęcie o zaklęciach obronnych.

– Może i nie zmyślił, ale niekoniecznie jest ich autorem – odezwał się Mistrz Eliksirów. Wszyscy zebrani spojrzeli na niego.

– Twierdzisz, że opisał kłamstwa? – spytała Pomona.

– Twierdzę, że mógł opisać dokonania innych i przypisać je sobie. Będąc jakiś czas temu na Pokątnej, usłyszałem rozmowę kilkorga rodziców moich Ślizgonów. Jeden z nich powiedział, że nasz nowy kolega nigdy nie był autorem wyczynów, o których pisał.

W gabinecie dyrektora nagle zrobiło się bardzo cicho. Nawet wiszące na ścianach portrety zamilkły w oczekiwaniu na ciąg dalszy.

– Jeśli okazałoby się to prawdą, to skąd w takim razie zebrał te wszystkie informacje? – spytał Filius. – I co na to ci wszyscy czarodzieje, którzy dokonali tych wszystkich rzeczy?

– Tego nie wiem. – Severus wzruszył lekko ramionami. – Powtarzam tylko to, co usłyszałem. Mam zamiar dociec prawdy. Nie pozwolę, żeby przez jednego kretyna, moi Ślizgoni oblali egzaminy.

– To samo tyczy się moich Gryfonów – zapewniła Minerwa ze stanowczością w głosie. – Nie każdy ma mózg jak panna Granger.

Severus prychnął. Panna Wiem To Wszystko może i potrafiła przeczytać stosy książek, ale zeszłoroczne wydarzenia potwierdziły jego teorię o głupocie tej dziewczyny. Mogła przyswoić kolejne informacje, ale i tak nigdy nie będzie umieć należycie ocenić sytuacji. Za bardzo polegała na opinii innych, a kiedy nie było obok niej nikogo z autorytetem, kto potwierdziłby jej przypuszczenia, robiła głupoty. Sprawa z kamieniem filozoficznym była tego najlepszym dowodem.

– Musimy jakoś przetrwać ten rok – powiedział Albus. – Poza tym to dopiero początek semestru. Dajmy mu szansę. Może Gilderoy jeszcze nas zaskoczy?

Opiekunowie domów nie wyglądali na szczególnie przekonanych. Severus wolał się więcej nie wypowiadać, bo dyrektor zaraz przytoczyłby mu sytuację sprzed lat, twierdząc, że on otrzymał drugą szansę. Zasiał wśród kolegów ziarno niepewności i to na razie musiało wystarczyć. Jego zadaniem było teraz obserwować uważnie Lockharta i pilnować, żeby nie zbałamucił żadnej uczennicy. Tylko tego brakowało, żeby któraś się zakochała, a potem musiał patrzeć na lekcji na je minę zbitego psa. Nie był typem, który pocieszał kogokolwiek ze złamanym sercem.

,,,

Kolejne dwa tygodnie minęły bez większych incydentów, pomijając kolejne skargi na koszmarnego nauczycieli, jakim był Lockhart. Jego niekompetencja aż biła po oczach, ale Albus prosił, żeby dać mu szansę. Oczywiście Severus napisał Harry'emu o wszystkich skargach, jakie otrzymywał. Nawet on musiał się czasem komuś wyżalić, zwłaszcza że od czasów Jamesa Pottera i Syriusza Blacka nikt go tak nie irytował, jak ten blondwłosy pseudo pisarz. W gruncie rzeczy musiał teraz prowadzić niejako dwa przedmioty i podpowiadać swoim podopiecznym, po jakie książki powinni sięgnąć w kwestii nauki Obrony.

Harry zawsze chętnie go wysłuchiwał i czasem podpowiedział coś z zakresu materiału, który sam przerabiał. Jego podręcznik wydał się mu zdecydowanie ciekawszy i kiedy zaczął wypytywać o niego, Harry po prostu wysłał mu kopię.

Severus przyznał, że była to pasjonująca lektura. Niby był to podręcznik dla ucznia drugiego roku, ale różnił się od tych, które znał. Autor znał się na rzeczy. Każde zaklęcie miało dokładny opis, jak je wykonać, a także jakiego efektu należało się spodziewać. Opisane były także istniejące warianty danego czaru, dodano kilka ciekawostek, a także krótki rys historyczny. Czyli dokładnie to, o czym kiedyś pisał mu Harry. „Magia strategiczna" była bardzo rozszerzonym przedmiotem w porównaniu do Obrony Przed Czarną Magią, której uczono w Hogwarcie. Sam program przedmiotu nie był zły, ale biorąc pod uwagę, że rzadko wykładał go ktoś kompetentny, sprawiało, że uczniowie znali tylko niezbędne minimum.

Drobne przytyki rzucane przez kadrę nauczycielską pod adresem Lockharta dawały pewien rodzaj satysfakcji. Insynuacje, że historie przez niego opisane nie są tak naprawdę jego autorstwa, sprawiały, że kilka razy prawie udało się im wyprowadzić go z równowagi. Severus miał już pewność, że wszystko, co napisał mu Harry, okazało się prawdą. Gdyby Gilderoy naprawdę przeżył to wszystko, nie reagowałby tak nerwowo na próby podważenia jego wiarygodności. To jednak nie sprawiło, że uczennice przestały robić do niego maślane oczy i tu pojawiła się kolejna sytuacja, o której Severus nie był pewien, czy powinien pisać Harry'emu. Po dwóch dniach rozmyślań doszedł do wniosku, że chłopiec powinien wiedzieć o wszystkim, co go dotyczy. Sięgnął po pióro i napisał długą wiadomość.

Wracał wtedy ze skrzydła szpitalnego, do którego dostarczył dodatkowe eliksiry, o które poprosiła go Poppy. Już miał skręcić na schody prowadzące do lochów, kiedy zauważył Ronalda Weasleya i jego siostrę. Dziewczyna nie była aż tak beznadziejna na jego lekcjach, jak jej brat, ale było w niej coś dziwnego. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona, które pozwalało mu pozostać niezauważanym przez jakiś czas i poszedł za nimi.

– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę go tu nie ma – powiedziała Ginewra. – Przecież miał być.

– Nic na to nie poradzę – mruknął Ron. – Nikt nie wie, co się z nim stało.

– Jak ma się we mnie zakochać, a potem ze mną ożenić, jeśli nie chodzi do Hogwartu? – biadoliła dalej.

Severus uniósł brwi w górę. Czyżby kolejna zagadka do rozwiązania? Najpierw Ronald twierdził, że byłby najlepszym przyjacielem Harry'ego, a teraz jego siostra deklarowała, że miałaby zostać jego przyszłą żoną. O co tu chodziło? Cicho podszedł jeszcze bliżej, żeby nic mu nie umknęło.

– Powinni go już dawno znaleźć – mruknęła. – Ile można szukać jednej osoby? Ja od dawna marzę, żeby za niego wyjść. Pomyśl tylko. Kiedyś zostałby twoim szwagrem. Ale najpierw zakochałby się we mnie bez pamięci – westchnęła rozmarzona.

Mistrz Eliksirów poczuł coś, co nieelegancko określiłby, jako potrzebę puszczenia pawia. Zauroczenie zauroczeniem, ale która jedenastolatka myśli w tym wieku o zamążpójściu? No dobrze, pewnie niektóre mają marzenia o księciu na białym koniu, białej sukni, szacie, czy czymś w tym stylu, ale to już była przesada. To brzmiało jak początek jakiejś obsesji. Mógł się założyć, że córka Molly już wyobrażała sobie własny ślub z kimś, kogo nigdy w życiu nie spotkała.

Nie mieli pojęcia, jaki był Harry, co lubił, czym się interesował, co go złościło, a co wywoływało uśmiech na jego twarzy. Severus wiedział, że rower, który chłopiec dostał od niego na urodziny, był często używany. Dyrekcja szkoły pozwoliła im w niedzielę, jeździć po okolicznych drogach i sporo uczniów korzystało z tej możliwości. Zdziwił się, że szkoła miała też sporo mugolskiego sprzętu sportowego i nawet uczniowie, którzy pochodzili z wielopokoleniowych rodzin czarodziejów, chętnie z niego korzystali. To było dla niego tak niecodzienne, że aż spytał, jak to było możliwe? Harry wyjaśnił mu, że to było jedno z kryteriów przyjęcia do szkoły. Uczniowie nie mogli być nastawieni negatywnie do niemagicznego świata i nie dotyczyło to tylko uczniów, którzy dopiero poznawali czarodziejski świat. Dotyczyło to wszystkich bez wyjątku.

Szkoła Harry'ego funkcjonowała na granicy obu światów, a to dawało wiele nowych możliwości, dla młodych czarodziejów. Nauczyciele pokazywali im, że oba społeczeństwa mają swoje plusy i minusy, uczyli tolerancji i pomagali odkryć w sobie wszystko, co najlepsze. Wątpił, żeby ktokolwiek z uczniów Hogwartu spełniał wymagania tamtej szkoły. Czasem zastanawiał się nad tym. Niektórzy uczniowie byli naprawdę zdolni, ale brakowało im szerszego spojrzenia na świat.

Starszy brat Ronalda i Ginerwy był bardzo ambitny. Problem polegał na tym, że Percy Weasley mierzył wysoko i marzył o znaczącym stanowisku w Ministerstwie Magii, ale skupiał się tylko na tym. Hermiona Granger była równie ambitna, ale za bardzo chciała być najlepsza i to mogło ją zgubić w przyszłości. Takie osoby często bywały ślepe na potrzeby innych osób. Ich kompletnym przeciwieństwem był Draco Malfoy. Czystokrwisty Ślizgon uważał mugoli za niższy gatunek człowieka, a mugolaków traktował z pogardą, którą wyniósł z domu. Wielu uczniów z takich rodzin nie miał pojęcia o życiu i osiągnięciach niemagicznego świata.

Żadne podejście, które wykazywali uczniowie Hogwartu, nie pozwoliłoby im na uczęszczanie do tamtej szkoły. W czasie sympozjum dowiedział się sporo na ten temat od Ateny. Koleżanka po fachu wyjaśniła mu sporo rzeczy, a część tego, co tam było normalne, w Hogwarcie byłoby nie do przyjęcia. Ich uczniowie mogli poruszać się tylko po terenach należących do szkoły. Raz na jakiś czas pozwalano im na wypad do Hogsmeade, ale to było mało. Dla kilkuset nastolatków zamkniętych na obszarze szkolnym nie było to zbyt zdrowe. Nie dlatego, że tereny były małe, ale dlatego, że poza tymi wycieczkami i meczami Quidditcha niż się tutaj nie działo. Nic dziwnego, że znudzone ciągłą nauką nastolatki przejawiały tendencję do agresji względem rywali. Czasem wystarczyła wymiana kilku zdań, żeby doszło do awantury. Widział to wyraźnie na swoich zajęciach, kiedy miał w jednej Sali Gryfonów i Ślizgonów. Może właśnie dlatego bliźniacy Weasley uwielbiali żarty?

To przypomniało mu, że miał porozmawiać z Albusem w sprawie grupy, którą chciał utworzyć dla kilku zdolnych uczniów. Może dzięki temu da im szansę na przyszły rozwój w dziedzinie eliksirów?

Skupił się ponownie na rozmowie dwójki Gryfonów, kiedy padło dość niepokojące zdanie.

– Mama powiedziała, że wystarczy spisać kontrakt przedmałżeński i będzie musiał się ze mną ożenić – powiedziała Ginny.

– Zapomniałaś, że popisać musiałby go jego opiekun prawdy? – spytał Ron. – A podobno jego krewni to mugole, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z czarodziejami. Tata tak mówił po rozmowie z dyrektorem.

– A po co tata z nim rozmawiał?

– Tata myślał, że jako miłośnik mugoli, mógłby porozmawiać z tymi całymi Dusrleyami, ale nic z tego nie wyszło.

– A myślałam, że znowu Malfoy nazwał nas złodziejami – powiedziała.

Severus uśmiechnął się kpiąco. Może i Weasleyowie nie mieli pojęcia, że naprawdę kogoś okradali, ale po tym, co usłyszał, nie miał dla nich współczucia. Nigdy nie lubił intrygantów i manipulatorów, nawet jeśli musiał z nimi współpracować na pewnym szczeblu.

– Malfoy powinien porządnie oberwać za te wszystkie oszczerstwa. Zgrywa lepszego, bo jest bogaty – stwierdził Ron. – Nie ma pojęcia, jak to jest używać rzeczy z drugiej ręki, ale czuję satysfakcję, kiedy przypomnę sobie, jak tata zdzielił z pięści starego Malfoya.

A to było bardzo ciekawe. Severus nigdy nie podejrzewałby Lucjusza o skłonności do bójek. Co takiego zrobił, że udało mu się sprowokować kogoś tak spokojnego, jak Artur Weasley, bo wątpił, żeby było na odwrót.

– Stary Malfoya jest równie wredny, jak jego mała kopia – prychnął znowu rudzielec. – Widziałem z jaką pogardą, patrzyli na nasze podręczniki. To nie nasza wina, że nie mamy kasy.

– Tata mógłby się postarać o awans w pracy – burknęła. – Mielibyśmy więcej pieniędzy.

– Ty przynajmniej nie masz różdżki i szat po starszym bracie – warknął nagle. – Jesteś jedyną dziewczyną i twoje rzeczy zawsze były lepsze niż moje.

– To nie moja wina – zauważyła. – Kiedy wyjdę za Harry'ego, będę mieć pieniądze i żyć na poziomie. W końcu mąż powinien wspierać swoją żonę, prawda?

– O ile będzie cię chciał – mruknął pod nosem.

Severus miał ochotę się roześmiać. Oczywiście, że Harry nigdy jej nie zechce. Lily zadbała o wolny wybór swojego ukochanego syna. Coraz lepiej rozumiał powody jej postępowania. Podjęcie nauki w Hogwarcie sprawiłoby, że Chłopiec, Który Przeżył, narażony byłby na ciągłą manipulację i obecność fałszywych osób wokół siebie.

Ron Weasley nie miał pieniędzy, ale najwyraźniej chciał zaprzyjaźnić się z Harrym, żeby wykorzystać jego sławę dla własnych celów. Teraz widać było, że jako najmłodszy syn w rodzinie chciał się wyróżnić tłumu i być kimś, nawet jeśli miałoby to być czyimś kosztem. To nie było dobre, ale dzieci i nastolatki często stosowały takie zagrania, kiedy chciały zyskać na popularności. Wystarczyło tylko przykleić się do kogoś, kto coś znaczył w towarzystwie. Jednak Ginny Weasley chciała po prostu żyć wygodnie. Może teraz tego nie rozumiała, ale jej słowa świadczyły o tym bardzo dosadnie.

Poczekał, aż dwójka uczniów skończy rozmawiać i wróci do wieży, a potem zdjął z siebie zaklęcie i wrócił do lochów. Nie podobało mu się to, co usłyszał, dlatego bił się z myślami, czy powinien o tym napisać Harry'emu. Obiecali sobie jednak szczerość, jeśli coś będzie się działo.

,,,

– To jakiś obłęd – powiedział głośno Harry, kiedy przeczytał wiadomość od Severusa.

– Co się stało? – spytał Soren, podnosząc głowę znad wypracowania z francuskiego, które właśnie pisał. – Coś z twoim narzeczonym?

Harry przetarł twarz dłonią. Co się działo z tymi ludźmi w Anglii, że tylu z nich chciało go wykorzystać? To było po prostu chore. Przeczytał więc przyjaciołom całą wiadomość od Severusa.

– Czy ci ludzie są normalni? – spytał Silvio. – Nawet cię nie znają!

Ayumu usiadł szybko obok zielonookiego chłopca i objął go mocno ramieniem.

– To jakaś chora gra – mruknął Harry. – Czuję się jak jakieś trofeum. Tutaj ktoś deklaruje, że byłby moim najlepszym kumplem, nie znając mnie zupełnie, a za chwilę jego siostra twierdzi, że zakochałbym się w niej i w przyszłości z nią ożenił. Boże! Co to za szaleństwo?!

– Spokojnie – powiedział Laile, siadając po jego drugiej stronie. – Oddychaj powoli.

– Dzięki – odparł po chwili. – Dlaczego ludzie robią takie rzeczy?

– Bo są leniwi – powiedział Soren. – Myślą, że coś osiągną kosztem innych. Ta dziewczyna chyba uważa, że jeśli za ciebie wyjdzie, to będzie żyła jak królowa. Niektóre panny to zwykłe materialistki.

– Nie ożeniłbym się z nią. Jej rodzina o tym nie wie, ale to nie zmienia faktu, że i tak mnie okradali. Dostali ode mnie więcej niż zasługiwali, nawet nie mając o tym pojęcia. Na tym jednak koniec. Muszą sobie radzić sami. Nie będę niczyim sponsorem, bo tak chyba muszę to nazwać.

– Tak trzymaj. Jesteśmy z tobą – zapewnił go Silvio.

Harry uśmiechnął się do nich.

– Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was poznałem – przyznał.

– Weź! Zaraz się rozryczę! A uchodzę za twardziela – powiedział Brazylijczyk. – Chodźmy poprawić sobie humor – zaproponował nagle.

– Co proponujesz? – spytał Laile.

– Pogoda jest świetna i mamy jeszcze czas do kolacji. Weźmy piłkę i poodbijajmy sobie dla zabawy.

Wszyscy uznali to za świetny pomysł. Silvio, pobiegł szybko pożyczyć z magazynu piłkę do siatkówki, a potem wyszli z budynku i skierowali się schodami w dół zbocza w kierunku boiska do Quidditcha. Uczniowie pierwszego roku uczyli się właśnie latać na miotłach. Stanęli więc sobie na skraju boiska i chwilę na nich patrzyli, a potem zaczęli odbijać do siebie piłkę.

Stres powoli opuszczał Harry'ego. Zaczął analizować ostatnie wydarzenia. Według słów Severusa Hogwart był dobrą szkołą, z której wyszło wielu zdolnych czarodziejów, ale brytyjskie społeczeństwo czarodziejów uległo stagnacji pod wieloma względami. Większość nie miała chyba pojęcia, jak wyglądała rzeczywistość poza ich światem. To, że czarodzieje byli światową mniejszością, o której prawie nikt nie wiedział, nie oznaczało, że powinni być takimi ignorantami. Poza Hogwartem istniały też inne czarodziejskie szkoły, ale z tego, co o nich czytał, wynikało, że większość z nich miało podobne podejście w kwestii izolowania się. W samej Europie było kilka szkół, ale wydawało mu się, że coś jest z nimi nie tak. Zastanawiał się ile osób, tak naprawdę miało szansę na porządną edukację?

Na historii dowiedział się, że obecnie około pięciu procent całej ludzkości było czarodziejami lub wykazywało jakieś szczątkowe zdolności w tym zakresie. To dawało kilkaset milionów ludzi. Jeśli zaledwie niewielki odsetek z nich mógł się uczyć, to co działo się z resztą? Jeśli istniało takie miejsce jak Gipfel, to może poza słynnymi, wielkimi szkoła, istniały też inne, dużo mniejsze? Może niektóre byłyby podobne do ich placówki? Zastanawiał się, czy dla Brytyjskich czarodziejów uczęszczanie do Hogwartu oznaczało jakiś prestiż? Mogło tak być. Nawet jego kuzyn uczęszczał do tak zwanej lepszej szkoły, ale to jeszcze nie oznaczało, że czegokolwiek się tam nauczy. Może z Hogwartem było tak samo? Może liczyła się tylko pieczęć na dyplomie?

Osobiście Hogwart jawił mu się jako miejsce obwarowane starymi tradycjami, których zmiany tratowano jako rodzaj profanacji. Zastanawiał się, czy w rodzinie Weasleyów panowała jakaś tradycja, że to mężczyzna utrzymywał kobietę. Rozumiał taki podział obowiązków, jeśli żona deklarowała pozostanie w domu w celu opieki nad dziećmi. Ciotka Petunia nigdy nie pracowała, ale zajmowała się domem. Skoro jej i wujowi to pasowało, to on się nie wypowiadał, ale nie sądził, żeby ciotka była z wujem dla pieniędzy. To nie był ten typ. W jakiś pokrętny sposób pasowali do siebie.

Zastanawiał się, czy on i Severus będą do siebie pasować. To byłoby naprawdę miłe. Miał nadzieję dowiedzieć się tego za kilka lat.

---

No to powoli akcja się rozkręca. Jestem pewna, że macie coraz więcej pytań. A tymczasem chciałam wam pokazać, jak wygląda strój treningowy Harry'ego. Znalazłam kilka chwil, żeby go dla was narysować. :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top