[*] 13.10.2018 [*]
Sobota 13.10.2018
Warszawa, 13 października 2018 roku
Kochany Slade
Tak wiele się ostatnio zdarzyło, ale dzisiaj nie opiszę ci wszystkiego. Dzisiaj będzie krótko, bo i ja sama za długo pisać nie mogę. Dzisiaj nastało to wydarzenie, którego już tak długo się obawiałam, a które i tak kiedyś by nadeszło. Odecia, moja ukochana kotka, nie żyje. Zmarła na raka czaszki. O piątej trzydzieści, gdy wstałam, jeszcze żyła. Po siódmej rano, kiedy wychodziłam aby pojechać do Działdowa, nadal była z nami. Wróciłam do domu po piętnastej. Odecia była martwa. Teraz przez chwilę miałam wrażenie, że słyszałam jak mruczy. Ale to albo u sąsiadów, albo to Czarek, mój drugi kot, znowu ma jakiś problem egzystencjalny.
Nie cierpi już, to fakt. Na sto procent jest jej lepiej, bo nic nie czuje. Jednak ja nadal bez niej cierpię. Pierwszy raz tak bardzo cierpię. Po prostu ją bardzo kochałam i nadal kocham, jebać to, że jest martwa, była ze mną osiem lat. Bez niej nic nie będzie już takie samo. Wiem, mam jeszcze Czarka, ale on w stu procentach nigdy nie zastąpi mi Odeci.
Wiem, miała dwanaście lat i pięć miesięcy, a maksymalny czas życia jej rasy to piętnaście lat, więc miała prawo już umrzeć. Ale czemu to musiało nastąpić teraz? I to wtedy, gdy mnie nie było w domu? Chociaż w sumie...Mama mi mówiła, że Odecia może po prostu czekała na moment, w którym ja będę daleko od domu, abym teraz ja nie musiała się męczyć, tylko w moim wypadku poprzez patrzenie na nią martwą? Nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę, ale jeżeli tak było, to w sumie miło z jej strony.
Podobno nawet miałknęła przed śmiercią. Znaczy mama tak mówiła, bo mnie wtedy w domu nie było. Może to miałknięcie to było słowo "Żegnaj"? Nie wiem i się tego nigdy nie dowiem, ale w sumie nie zdziwiłoby mnie, gdyby tak było. Ech, mam nadzieję, że Odecia jest już w raju i jest jej lepiej. Tak, wierzę że koty i ogólnie zwierzęta też mają duszę. W końcu to też istota żywa, co nie? Dlaczego zwierzę miałoby być pominięte, co nie?
Cholera, kończę już, bo znowu zaczynam płakać. Nie licząc tego tygodnia, za dwa tygodnie i trzy dni mamy pierwszego listopada, wtedy przy powrocie z grobu dziadka odwiedzę i Odecię. Mama pochowała ją pod takim dębem na łące, która jest niedaleko cmentarza, na którym pochowany został mój pierwszy dziadek. Ta łąka została wybrana dlatego, bo jak mama była mała, to często się tam bawiła oraz w sumie ja też, gdy byłam młodsza co jakiś czas chodziłam tam z babcią i się bawiłam. Nikt tam praktycznie nie chodzi, to bezpieczne i ciche miejsce. A Odecia była zbyt zajebista, aby skończyć nie wiadomo gdzie, dlatego nie została zabrana do weterynarza.
A pomyśleć, że kilka godzin przed jej śmiercią jeszcze była u weterynarza, który podał jej antybiotyk. Przynajmniej odeszła bez bólu.
Musi minąć wiele czasu, zanim pogodzę się z jej śmiercią i zanim wybiorę się do schroniska szukać nową kotkę, która godnie zastąpiłaby miejsce Odeci.
Wiem, dzisiaj Ci smutam, ale sam rozumiesz. Straciłam zwierzę, które kochałam i nadal kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top