My?
Cześć!
Shocik z tekstu piosenki!
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuję mnie do dalszych działań :3
Tyle ode mnie, miłego czytania <33
-------------------------------------------
"Wiem, że kłamałeś, a jednak wierzyłem w to, że mówisz prawdę. Że nie zawiedziesz tak jak kiedyś. Że pozwolisz mi się schować przy tobie. A jednak okazałeś się oszustem, kłamcą. Podłym człowiekiem. Wciąż pamiętam, jak mówiłeś mi te słowa. Obietnicę. Tak naprawdę nic nieznaczącą. Bo to były tylko słowa owiane fałszywością. Brakiem szczerości w twoim tonie, ale wtedy tego nie zauważyłem. Nie ujrzałem oszusta w postaci mojej pomocy. Ostoi.
- Zawsze będę przy tobie. Zawsze gdy będzie źle. - Słyszałem twoje słowa i szczerze chciałem je usłyszeć. Od dawna. Moje oczy były skierowane na piękną panoramę miasta. Zachodzące słońce odbijało się od okien za nami. Siedzieliśmy na dachu półpiętra. Naszym dachu. Zaróżowione niebo, zmieszane z innymi pastelowymi kolorami, mogło odbijać się w moich oczach.
- Obiecujesz? - Chciałem mieć pewność. Ufałem ci, ale wolałem mieć zgubną pewność, że mówisz najprawdziwszą prawdę. Zbyt wiele razy zawiodłem się na innych...
- Obiecuję.
Powiedziałeś to zbyt pewnie, by kłamać. A jednak to zrobiłeś. Nie pomogłeś mi, gdy tego potrzebowałem. Gdy chciałem się skryć przed światem, powiedzieć ci, co zrobiłem, czego żałuję, czego się boję. Czego nie chcę doświadczać. Byłeś zbyt zajęty...
I wiem, to też moja wina. Byłem zbyt samolubny i dumny, by prosić o pomoc, ale skrycie o nią wołałem. Błagałem, żebyś ją zauważył. Nie dostrzegłeś mojego skomlenia do ciebie. Skomlenia bólu i cierpienia.
Patrzyłem, jak się nią opiekujesz. Jak o nią dbasz i chcesz ułożyć sobie z nią życie. Wiesz, że byłem cholernie zazdrosny? Nigdy nie myślałem, że mogę kogoś tak nienawidzić. A jednak. Starałeś się dla niej tak jak kiedyś dla mnie, zanim się pojawiła. Zanim nas popsuła. Byliśmy tak blisko szczęśliwego zakończenia, a ona nagle dołożyła kolejny wątek. Wasza opowieść jednak była silniejsza od naszej.
Chciałem pięknych uczuć. Marzyłem o nich, a jednak odpychałem od siebie każdy znak. Każdą najmniejszą iskierkę gasiłem w zarodku, żeby się nie rozrosła. By nie wybuchła. Nie mogłem się zakochać. Nie w tobie. Wszystko bym zniszczył. Przyjaźń, która nie miała mieć przyszłości związkowej. Która miała zostać na zawsze, niezniszczona. Unikatowa.
Zmieniłem każdą chwilę z tobą, najmniejsze zbliżenie na odtrącenie. Chowałem się przed tobą. Broniłem przed dotykiem i zbyt długimi spojrzeniami. Unikałem częstych spotkań i rozmów.
Teraz chciałbym cofnąć czas. Chciałbym poczuć twoją dłoń na mojej, oddech zmieszany z moim. Chciałbym czuć uczucia i szczęście. Poczuć twoje wargi przy swoich. Teraz jedyne co czuję to samotność i smutek. Rozpacz, która ogarnęła moje serce. Ono bije zbyt słabo, żeby mnie uratować, a od ciebie nie dostanę już wsparcia. Siły.
Tonę wśród własnych najgorszych uczuć i modlę się, żebyś złapał mnie i wyciągnął. Pokazał świat na nowo. Jednak ty mnie nie szukasz. Nie zamierzałeś. Ułożyłeś już swoje życie. W tym momencie. Widzę szczęście w twoich oczach, gdy na nią patrzysz.
Blond włosy upięte w niechlujnego koka z białymi elementami. Niebieskie oczy przepełnione szczęściem. Biały bukiet, który wyrzuci za siebie. I piękna biała suknia idealnie opinająca jej figurę. Wiem, dlaczego się w niej zakochałeś, a jednak to tak boli...
- Tak - Wypowiedziałeś to jedno słowo i klamka zapadła. Ciemność zaczęła mnie otaczać z każdej strony. Dostaję nowej traumy.
- A więc ogłaszam was mężem i żoną! - Widziałem wasz pocałunek z pierwszego miejsca. Jakbym dostał specjalne miejsce, żeby czuć ból jeszcze bardziej. Żebym wiedział, co straciłem.
Gdybyś to czytał, pewnie zastanawiałbyś się, czemu się nie sprzeciwiłem gdy miałem na to szansę. Naprawdę chciałem, jednak co by to zmieniło? Powiedziałbym: "Nie, nie zgadzam się na ten ślub" i co? Co dalej? Porzucisz ją dla mnie? Jeszcze bardziej bym nas zniszczył. Tak więc siedziałem cicho, przełykając porażkę. Poza tym nie tylko uszkodziłbym jeszcze bardziej nas, ale też was. Wasz związek i ten piękny moment.
Patrzę na ciebie w tym momencie, bo jesteś jedyną deską ratunku. Nie zwracasz na mnie uwagi. I chociaż boli to gdy na was patrzę, to jesteście jedynym sposobem, żeby nie opaść na dno przez swoje uczucia.
Mówiłeś mi przed tym całym przedstawieniem, że jesteś przy mnie i zawsze mi pomożesz. Nie czuję tego. Teraz masz inne życie. W nim nie ma miejsca na mnie. Kiedyś dawałeś mi spokój, byłeś ostoją, gdzie chowałem się przed światem, a jednak zabrałeś mi to. Albo to ja to od siebie odrzuciłem? Już sam nie wiem.
Siedzimy wśród tych wszystkich gości. Każdy żartuję i się śmieje, patrząc ukradkiem na moją smętną minę. Wszyscy wiedzą, że nie chce tu być. Goście, ona - teraz twoja żona i ty. Wszyscy to widzicie, a jednak dałem wam prezent i uciekłem zaraz po waszym tańcu, siedząc przez większość czasu na tym przedstawieniu. Po co mam dłużej się katować?
Wołałem o wsparcie, a jednak każdy był ślepy. Sam się tak czułem. Ślepy na twoje słowa, bo starałem się ciebie ignorować. Gdy to zrozumiałem, było już za późno. Jak zawsze się spóźniłem.
Nazwałeś mnie kiedyś swoją słabością. Zawsze mi ulegałeś. Kazałem ci się uodpornić, bo nie chciałem, żebyś kochał. Nie chciałem cię ranić. Mówiłem ci, że masz się ode mnie uwolnić. Teraz żałuję, że jesteś wolny. Że pozwoliłem ci na nią.
Bo odkąd cię poznałem, w głębi serca chciałem, żebyś pokochał mnie ze wzajemnością."
Szatyn czuł ból napierający na jego serce. Rana ponownie utworzyła się w jego sercu, ale nie mógł już nic z tym zrobić. Nie mógł tego naprawić, nie było na to szans.
- Znów się tym katujesz? - Usłyszał pytanie, natychmiast odwrócił wzrok od listu, znajdując jej niebieskie tęczówki.
- To przeze mnie nie żyję - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszała. Jedyne co zostało po tym człowieku to list i wspomnienia. Bolesne wspomnienia.
- Nie prawda. Sam dokonał tego wyboru, nic z tym nie zrobisz, oprócz pogodzenia się z tym. - szepnęła, podchodząc do niego. Oplotła jego szyję ramionami i położyła głowę na jego barku. - Poza tym ty zawsze go kochałeś, po prostu odrzucił cię, a ty poszedłeś dalej. Ułożyłeś sobie życie, on nie potrafił.
- Może masz rację - westchnął i złożył pocałunek na jej skroni. Tę chwilę intymności przerwał donośny płacz dziecka. - Pójdę. - powiedział natychmiast i wstał, by udać się do pokoju dziecięcego. Wszedł do środka i wziął w ramiona małą dziewczynkę, która gdy poczuła dotyk swojego ojca ucichła, gaworząc cicho. Po chwili poczuł na nogach dotyk. Spojrzał w dół i zobaczył młodego chłopca, który oplatał jego kolana ramionami.
- A ty co robisz? - zapytał, a chłopiec odpowiedział dopiero po chwili.
- Kocham cię tato.
- Też cię kocham Erwinku - ukucnął i przytulił swojego syna, przypominając sobie, że mężczyzna o takim imieniu, też mógł mu tak kiedyś powiedzieć. Użyć tych dwóch magicznych słów i wszystko by się zmieniło.
Nie mógł znieść tego, że jego przyjaciel umarł przez niego, więc nadał swojemu synowi takie imię. Bez dyskusyjnie. Mia nie miała co do tego zastrzeżeń. Miała tylko jeden wymóg, że to ona wybierze imię córki. Tak więc trzymał w ramionach dwójkę dzieci, które kochał najbardziej na świecie. Erwina i Nicole.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top