4
Ten rozdział dedykuję Olinek2004 za motywację do pisania, bo ciocia wena nie raczyła mnie odwiedzić :(
-----------
Lily siedziała znowu na parapecie. Tym razem patrzyła w gwiazdy. Od jakiegoś czasu ciągnęło ją do księżyca i gwiazd. Będąc oświetlaną przez księżyc czuła się niesamowicie i była skłonna do podjęcia najbardziej odjechanej decyzji. Była również bardzo smutna.
Tegoż dnia dziewczyna wstała o 4:29. Nie będę już spała. Pomyślała ruda. Wykąpała się w 5 minut. Nowy rekord dormitorium. Po ubraniu się przypomniała sobie o bardzo ważnym wydarzeniu, raczej święcie. O urodzinach Dorcas. Oto jej plan działania:
1. Biec do kuchni i prosić skrzaty o śniadanie do łóżka dla Meadowes.
2. Zaklęciem powiększyć łazienkę i ją doposażyć (miały już tam trochę rzeczy)
3. Załatwić prezent
4. Obudzić Ann o 5:05
5. Razem urządzić powitanie "królewny"
Po wykonaniu pierwszych trzech czynności w okno zastukała duża, płowa sowa. Ruda zorientowała się że ptak należał do rodziców Ann. Blondynka nie lubiła swoich rodziców. Byli czystej krwi i mieli obsesję na jej punkcie. Ona była tylko dodatkiem do ich życia.
- Ann! Obudź się! Robimy niespodziankę dla Dor! Niechętnie zwlokła się z łoża. Oprzytomniała, gdy dostała listem w twarz. Ty wymyślisz scenografię, a ja pójdę do Syriusza. Będzie częścią planu.
- Oooooookeeeeej - przytaknęła ospale, lecz rudej już nie było.
~~~Lily ~~~
Zapukałam do dormitorium hucwotów.
- już idę! Usłyszałam stłumiony głos Jamesa. Otworzył mi nie kto inny niż wyżej wymieniony.
-Lily! Jak się cieszę że cię widzę! Co tam chciałaś? Popatrzyłam w jego oczy. Piękne, brązowe oczy. STOP. Przecież to Potter. Ale nie mogłam się powstrzymać! Czyżbym pod koniec drugiego semestru na 6 roku zaczynała coś do niego czuć? Nieee, bzdura.
- jest Syri? Dor go potrzebuje.
-cooo? Dor? W drzwiach pojawił się Syriusz.
- Ona ma dzisiaj urodziny sklerotyku. Będziesz największym prezentem dla niej.
- to super. Macie pudło?
- spoko, już o wszystko zadbałam - odpowiedziała "bratu", podeszła do Jamesa i cmoknęła go w policzek. Czemu to zrobiłam? Nie panowałam nad sobą. Ale to było miłe... następnym razem może się zgodzę, na małe spotkanie... ale wróćmy do rzeczywistości. Black, ty nie możesz wejść do nas, prawda?
- A właśnie że mogę! Zaraz przyjdę! Idź.
- chcąc niechcąc poczłapałam do dormitorium. Ann przygotowała już wszystko. Łącznie z pudłem na Blacka (jakkolwiek to brzmi).
- gdzie zgubiłaś prezent? Zapytała z sarkazmem
- zaraz powinien tu.. i nie dokończyłam, bo z naszej łazienki wyszedł Black.
... być - dokończyłam.
- właź do tego pudła i nie dyskutuj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top