5
Jej! Witaj ciociuniu weno!
A tak na marginesie, to wcale nie pisałam tego po sprawdzianie z histy.. e e...
Po tym, co się wczoraj stało James obiecał sobie, że nie zapyta Evans o randkę.
Ann i prezent czekali aż Lily obudzi Dor.
- Dorcas, już czas wstać! Powiedziała słodko Lils. Ej!
- już już, wstaaaaaaję!
- wszystkiego najlepszego Meadowes! Krzyknęły Lily i Ann chórem.
- najpierw otwórz ten prezent! Oho, Anka się uparła. Uwaga!
Dorcas delikatnie rozwiązała wstążkę.
- wszystkiego najlepszego kochanie! Krzyknął Black wyskakując z pudła.
- Dzię.. i nie dokończyła bo chłopak wpił się jej w usta. ... kuję! Wam wszystkim!
- nie ma za co! Lily się uśmiechnęła.
Chwilę później, gdy jubilatka jadła śniadanie, Loren siedziała w łazience i czytała list od rodziców. Płakała w ciszy. Momentalnie ogarnęła się i wyszła z sali tronowej.
- wszystko ok? Zapytała zmartwiona ruda.
- tak... pociągnęła nosem.
- czyli nie. Black wypad stąd, a Dor chodź tu. Lo, gadaj co jest.
- bo.. bo rodzice...
Była historia magii. Na zastępstwo przyszedł Flitwick. Nagle do sali wparowała McGonagall.
- Filiusie, czy mogę zabrać pannę Loren ze sobą?
- pewnie Minervo.
- proszę za mną.
- już idę pani profesor.
~~~w gabinecie Dropsa ~~~
- proszę, usiądź. Mam ci coś ważnego do przekazania. Dostałaś list od rodziców? Prawda?
- tak dostałam profesorze. Odpowiedziała cicho.
- nie jedziesz do Bexoubatons (nie mam pojęcia jak to się pisze. Doinformujcie mnie proooszę!dop. Aut.). Ci ludzie nie są twoimi rodzicami. Decydowali o tobie, ponieważ twoi rodzice zostali zabici przez samego Voldemorta. Nie płacz, tu w Hogwarcie są trzy osoby bliskie twojemu sercu. Lily Evans, prof. McGonagall i ja.
Mała patrzyła na profesora wielkimi, pełnymi niedowierzania oczami. McGonagall jest twoją babcią, ja jej kuzynem, a Lily moją wnuczką. Nie wierzysz? Spójrz na to drzewo genealogiczne. Podał jej stary kawał pergaminu z wyblakłym juz drzewem. I co?
- rzeczywiście. Ale..
- jak to możliwe? Miałaś się dowiedzieć w te wakacje. Ale widać już czas.
~~~McGonagall prowadzi na lekcje~~~
- co teraz masz?
- zielarstwo. Babciu. Jak to dziwnie brzmi...
- odprowadzę cię i lecę. Przyjdź po lekcjach. I nikomu nie mów, oprócz Lily.
- do zobaczenia!
~~~N~~~
Po powrocie od babci. Ania opowiedziała wszystko Lily. A więc to o tym mówił Drops. Dziadek? Lily nie była pewna, ale jej wierzyła.
Lily wyszła na błonia. Musiała przemyśleć to, co powiedziała Ann. Usiadła pod drzewem patrząc się w dal. Nie była obecna myślami tu, tylko w jakiejś księdze z drzewem genealogicznym. Nagle zobaczyła Pottera siedzącego przed nią i wołającego: Lily, Lily!
- tak, słucham.
- czy to wczoraj, to miało być na serio?
- a czemu miałoby nie być? Tylko nie mów nikomu.
- aa.. a Lily czy zzostanniesz mojją dziewczyną? Powiedział i zasłonił się rękami. Już całe 6 lat się męczę, żeby ci to powiedzieć!
- o północy w PW.
- Okej..
~~~ w gabinecie McGonagall ~~~
- A jak mam się podpisywać?
- a jak wolisz?
- chyba Loren..
- to tak będzie dobrze.
I jak tam wrażenia kochani ludziowie? :) podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top