xv
daehyun nie chciał się przyznać przed samym sobą do szufladkowania ludzi, jadnak był tego bardzo bliski.
przynajmniej nie dopóki w sylwestrową noc nie zauważył maskotki ponownie włóczącej się po pustej ulicy z plikiem kartek.
ubrał kurtkę i wyszedł ze sklepu. zamknął jedynie kasę. nic więcej.
— co tu robisz tak późno? to niebezpieczne. — lepsze to niż nic, choć w momencie, kiedy te słowa wyszły z jego ust, zrobiło mu się głupio.
to było takie dziwaczne, co stało się potem.
popatrzyła na niego wielkimi oczami, jakby go nie poznała, po czym nie minęła sekunda, a cały jej strach zniknął i twarz się rozpromieniła.
— lubię sobie pochodzić wieczorem. tak dla ćwiczeń.
według daehyuna środek nocy był kiepską porą na takie sprawy.
— poczekaj na mnie. zamknę sklep i cię odprowadzę do domu. nie powinnaś tak sama chodzić. naprawdę jest późno.
— czekaj... — poczuł rękę na swoim ramieniu. — tamto wtedy... dziękuję, że nikomu nie powiedziałeś. jestem ci wdzięczna, ale... ale mną się nie przejmuj. sama sobie poradzę.
kolejny uśmiech. tym razem inny. nie sięgał jej oczu.
puste, głupie, naiwne i żałosne? możliwe.
jednak, kiedy ona lekko skinęła głową i odwróciła się na pięcie, poczuł, że to nie to.
patrząc, jak się oddała, daehyun pomyślał, że zachód słońca faktycznie mógł być smutny.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top