xlvii
wrócił do pustego apartamentu. do hotelu. nie mógł tego nazwać mieszkaniem, bo ta metaliczność i pustka w nim panujące nawet nie pozwalały na to, na tyle.
minęły dwa lata, odkąd faktycznie czuł, że podoba mu się to, co robi i jaki jest. nawet dłużej, odkąd faktycznie to kochał i mu na tym szczerze zależało.
oparł się o wysoki murek otaczający taras. widok na całe miasto. pomysleć, że kiedyś sądził, że widział je w całości. teraz faktycznie miał potężne budynki u stóp, był o wiele wyżej, więc czemu czuł, jakby było na odwrót?
blask zapalniczki przedarł granatową noc. westchnienie ulgi i chmura szarego dymu zakryła jego twarz.
nieświadomie, ale jednak, daehyun powoli zaczął się niszczyć.
jeszcze nie miał odwagi, żeby posunąć się dalej. na razie ledwo podstawiał sobie nogę, bo momentami nienawidził tego, że w błyszczących strojach i nienaturalnych włosach wyglądał dobrze. nie podobało mu się, jak łatwo przychodziło mu opanowywanie choreografii.
chyba tylko trzymał się dzięki pisaniu. póki nie odebrali mu tego, jego destruktywne zachowania ograniczały się do minimum.
zawsze obecne.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top