xli
muzyka. gitarowy riff. rytm perkusji.
cisza.
— jeszcze raz! daehyun, skup się! wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale poszłoby szybciej, gdybyś nie odpływał. — w głosie himchana nie było złośliwości. stwierdził fakt.
— przepraszam... — tylko tyle mógł odpowiedzieć.
mocniej ścisnął palce na mikrofonie, ale chwilę pózniej znów rozległ się głos gitarzysty. daehyun od godziny się mylił. wcześniej nie było lepiej. teraz to był jakiś koszmar.
— zróbmy sobie przerwę. piętnaście minut — zarządził yongguk, zanim himchan zdołał coś jeszcze dodać. — daehyun, mogę cię na chwilę prosić?
poszedł za nim. kroki, które słyszał nie były jego. w ogóle go tam nie było. jedynie cień, za którym podążał. następny.
— musisz wziąć się w garść. wiem, że nie jest ci łatwo, ale... postaraj się. nie możemy nawalić. nie teraz.
— przepraszam... — znów to samo.
yongguk umilkł. tylko na niego patrzył. daehyun czuł, jakby zapadał się w miejscu.
— nie przepraszaj. nie ma za co.
nie pomogło mu to. nadal czuł się winny i pozostawiony z konsekwencjami.
— jeszcze się nie odezwała?
taehee.
— nie.
to już cztery miesiące.
yongguk położył mu rękę na ramieniu.
— jak skończymy nagrywać, znajdziemy ją. a może wcześniej sama się z tobą skontaktuje.
wątpił w to. ona zniknęła, zupełnie jakby nigdy nie istniała. jedynym przypomnieniem, że jednak była prawdziwa, było małe, sześcienne pudełeczko, które od powrotu ciągle nosił w kieszeni.
— tak... może tak będzie — powiedział, ale nie było w tym przekonania.
znał ją. bez żalu zostawiła stare życie, rodziców i ani razu nie spojrzała wstecz.
daehyun był pewien, że ona nigdy nie wróci.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top