xi
jego ojciec zmienił godziny otwarcia sklepu. przesunął je do późnych godzin nocnych, by pracujący nieopodal górnicy zachodzili tam w drodze do domu. zwykle byli to tylko oni, bo sklep znajdował się na opustoszałej ulicy z dala od ludzkich spojrzeń.
daehyun uczył się. ślęczał nad książką bez przerwy, bo tamtego wieczora, oprócz dwóch mężczyzn nie przyszedł nikt.
po północy wyszedł rozprostować kości. jeszcze tylko godzina i będzie mógł wracać.
idealnie.
ale nie do końca.
po przeciwnej stronie ulicy zauważył, jak jego wcześniejsi klienci z butelkami w rękach stoją nad drobną postacią klęczącą na chodniku.
miał się odwrócić, wejść do sklepu i się nie obejrzeć.
nie mógł.
jego krzyk poniósł się echem po pustej ulicy i wkrótce jeden z mężczyzn leżał na ziemi. drugi miał lada chwila do niego dołączyć.
— opanuj się! — ktoś uczepił się jego ramienia i pociągnął do tyłu. — daj spokój! nic się nie stało!
jedna chwila. zobaczył pękniętą skórę na swoich kłykciach. otrzeźwiło go to. zagryzł zęby, dając im odejść.
daehyun nie wiedział, czy bardziej zszokowało go to, że właśnie uratował maskotkę, czy kiedy ona pośpiesznie zbierając swoje rzeczy z podłogi, zapomniała o jednej ze swoich ulotek.
klub nocny.
teraz bliżej było jej do księżyca niż słońca.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top