lxv
w trakcie nagrywania sytauacja nie wydawała się tak niezręczna. było całkiem naturalnie.
żarty.
nieplanowane docinki.
głupie zabawy.
przez te kilka godzin przed kamerą, daehyun czuł, jakby cofnął się w czasie i nagrywał z nimi relację z trasy. b.a.p znów razem i znów wszystko szło idealnie.
teraz, w tej ciasnej garderobie było zupełnie inaczej. powietrze zgęstniało od niezręczności i ciszy. tą ostatnią możnaby wynosić wiadrami. miał jej dość. odezwał się. powiedział im o swoim planie, o tym jak jeszcze został mu rok kontraktu, i jak zamierzał to wszystko rozegrać.
— nie wiem, czy już... to słyszeliście — niepewnie kontynuował, włączając telefon — ale od tego powinienem w ogóle zacząć.
kolejny błąd.
cisza wymieszana z elektronicznym brzmieniem skręcała mu wnętrzności w supeł.
ktoś nie wytrzymał. głośny śmiech rozbrzmiał w tej sztucznej próżni.
— ej! to nie jest nic śmiesznego! — himchan wycelował pięścią w jongupa, ale on nadal się śmiał. odsunął się na bezpieczniejszą odległość, pocierał bolące mięśnie, ale nadal się śmiał.
— czy tylko mi się wydaje, że ten chórek tam pasuje, jak do reklamy multiwitaminy?!
— mi się bardziej kojarzy z proszkiem do prania — wtrącił daehyun. — nawet brzmi podobnie...
— co za biel! — dokończył junhong i to wystarczyło.
bo ktoś w końcu stwierdził oczywistość, której tak długo mu odmawiano.
to, co ich kiedyś łączyło — wcale nie zniknęło.
jedynie przykryło się warstwą kurzu, którą wystarczyło zdmuchnąć.
— tekst jest dobry — zaczął yongguk — ale aranżacja... najlepiej będzie, jak nagramy to wszystko od nowa. na pewno najprościej.
— czyli wchodzicie w to?
to miało być pytanie.
okazało się oczywistością.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top