lxii


    — a tak właściwie, to dlaczego nie chciałaś mnie w swoim programie?

    — teraz ci się zebrało na takie pytania?

    — pora dobra jak każda inna.

    taehee podniosła głowę z poduszki, przecierając oczy. ekran telefonu oświecił jej zaspaną twarz.

    — jest trzecia w nocy — ziewnęła. — możemy do tego wrócić o normalnej porze?

    podparł się na łokciu, przyglądając się zarysowi jej nagich pleców.

    — teraz chciałbym wiedzieć. przyznaj się. nie będę się śmiał.

    — a co takiego zrobiłam, że mam się przyznawać?

    — bałaś się ze mną spotkać.

    to jej ciężkie westchnienie. jej głosu mógłby słuchać bez przerwy. a tych westchnień najlepiej całą noc.

    — nie, pudło. — przewróciła się na drugi bok. patrzyła na niego. — po prostu widziałam większość programów z tobą i... przykro mi to mówić, nie myślałam, żebyś się nadawał.

    nie takiej odpowiedzi się spodziewał. tym bardziej nie tak brutalnej szczerości w jej głosie, która zdecydowanie była obecna.

    pomyślał, że inaczej podejdzie do tematu.

    — och... widziałaś wszystkie programy ze mną? uroczo... jednak tęskniłaś!

    — taką mam pracę. to nic osobistego.

    znów ta jej szczerość.

    zmieniła się.

    jednak on wiedział, że to słońce jedynie na chwilę zaszło, że jeszcze gdzieś tam było i tylko czekało na odpowiedni moment, żeby wzejść.

    — nie zaprzeczaj. widzę, jak się czerwienisz.

    — bo nie mogę oddychać! złaź ze mnie i daj mi spać! rano idę do pracy!

    — nie.

    — daehyun...

    — nie.

    trzeba mu było tylko trochę w tym pomóc.


✖️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top