domestic memories.

memories bring back you

original story written by
©Altrey | 2020

Zagubienie, niezrozumienie, niepokój — to właśnie były wszystkie emocje, które zawsze towarzyszyły mu podczas wywiadów za granicą. Rozumiał jedynie pojedyncze słowa, a zderzenie z kulturą innych narodów było czymś, co w jakiś sposób go przerażało. Pytania w takich wywiadach były inne, niż w tych rodzimych, mentalność obcokrajowców, ich zachowania, styl bycia — wszystko to składało się na obraz, jaki postrzegał, myśląc o wywiadach podczas zagranicznych tras.

Właśnie takie emocje towarzyszyły mu i teraz, gdy siedział jedynie teoretycznie spokojnie na siedzeniu w garderobie, pozwalając stylistom na malowanie i pudrowanie jego twarzy oraz dobieranie dodatków czy też układanie jego włosów. Może był idolem już od jakiegoś czasu, może miał za sobą niejeden wywiad, ale świadomość, że nie zrozumie praktycznie niczego, w jakiś sposób go frustrowała. Był osobą, która dobrze czuła się jedynie wiedząc wszystko i o wszystkim, a bariera językowa skutecznie mu to uniemożliwiała, tym samym sprawiając, że wywiady podczas ich światowej trasy stawały się koszmarem.

I kiedy w końcu ostatnia ze stylistek oznajmiła, że jest już gotowy, jego wzrok spoczął na lustrze, które to znajdowało się tuż przed nim. Widział, że był dość blady i spodziewał się tego, bo sam czuł, jak mocno uderzało jego serce. Stres był czymś normalnym w jego karierze, jednak to, co działo się z nim za każdym razem przed tego typu wywiadami, przewyższało wszystko. Lecz pomimo tego, że jego skóra istotnie przypominała kolorem białą ścianę, to jednak był umalowany naprawdę ślicznie, jego ciemne oczy stanowiły punkt, w którym stanowczo dało się zatonąć, czarne włosy były nieco podniesione, tym samym ukazując jego czoło, usta przejechane błyszczykiem, a na szyi zawieszony miał wisiorek. Nie wyglądał źle i wiedział o tym, a do tego zgodnie z jego prośbą styliści tak jak zwykle nie ubrali go w swetry, a w rzeczy, w których czuł się naprawdę dobrze, więc jedyną rzeczą, ktoś psuła cały ten stan, był stres.

Wywiad ten, ów zwykle talk show, miał być ostatnim z punktów programu, który mieli do zrealizowaniu w Chicago. Zaraz po nim mieli jechać prosto na lotnisko, skąd mieli zaplanowany lot do Los Angeles, gdzie miał odbyć się ostatni koncert spośród ich amerykańskiej trasy. Był zmęczony po wczorajszym koncercie w tym mieście, a świadomość, jak wiele mieli jeszcze do zrobienia, wcale nie pomagała.

I gdy tak patrzył przed siebie, nieco niepewnie skanując wzrokiem swoje popiersie, jakby bał się, że dojrzy w tym coś złego, nagle poczuł na swoim ramieniu czyjś dotyk. I chociaż naprawdę nie chciał tak zareagować, bo wiedział, jak niemęsko i żałośnie to wszystko zabrzmiało, to jednak pisnął głośno. Nie było to straszne w żadnym, najmniejszym stopniu, bo w końcu wokoło było jasno i pałętało się po garderobie jeszcze mnóstwo osób, jednak on po prostu był zaskoczony tym, jak nagłe to było. Natychmiast przeniósł swój wzrok z lustra na nagłego intruza, który to postanowił przerwać mu wpatrywanie się w swoją bladą twarz.

Lecz nim zdążył przenieść wzrok na osobę, która musiała znaleźć się obok niego, ta sama istota usiadła połowicznie na brzegu krzesła, na którym to się znajdował podczas malowania go przez stylistów. I chociaż z tej pozycji widział jedynie ramię swojego nowego towarzysza, to po ponownym spojrzeniu w lustro, rozpoznał w nim Minho. Po prostu, wystarczyły mu pojedyncze sekundy, bo tej osoby nie był w stanie pomylić.

— Co tam, Binnie Changbinnie? — rzucił starszy chłopak. W jednej z jego dłoni znajdował się telefon, druga zaś znalazła się na oparciu krzesła, na którego podłokietniku to usiadł. — Gotowy na godzinę słuchania języka, którego nie rozumiemy?

Tak naprawdę nawet nie zwrócił za bardzo uwagi na pytanie, jakie uleciało z ust starszego chłopaka, gdyż cała jego uwaga skupiła się na pięknej osobie brązowowłosego, który to usiadł przed chwilą obok niego. Jego piękne oczy również były wlepione w lustro, gdyż zapewne też doszedł do wniosku, że właśnie w taki sposób prościej będzie mu nawiązać kontakt wzrokowy z niższym, zaś jego ciemnobrązowe włosy zaczesane były we dwie strony. Na szyi starszego Lee zawiązana była dość gruba, czarna wstążka, a jego pierś okalała czerwona, satynowa koszula. Był to dość pospolity sposób, w jaki styliści Minho go ubierali, ale jednak naprawdę mu pasował, a w oczach Seo był po prostu perfekcyjny. Nigdy nie potrafił oderwać oczu od jego sylwetki, od tego, jak cudownie wyglądał w koszulach wpuszczonych w ciasne spodnie, jak wiązane na jego szyi wstążki czasem napinały się przy każdym oddechu, a jego włosy rozsypywały się we wszystkie strony, toteż nic dziwnego, że i tym razem się w niego zapatrzył, zamiast odpowiedzieć na to głupie pytanie. Po prostu, patrzenie na Minho było czymś, co kochał i z czego nie potrafił zrezygnować, chociaż wiedział, że jego uczucia za żadne skarby świata nie mogły wyjść na jaw.

I faktycznie, do świata żywych przywrócił go dopiero głos starszego, który znów odezwał się, przez dłuższą chwilę nie dostając od czarnowłosego odpowiedzi.

— Changbin, słuchasz mnie?

Dopiero w tym momencie jego wzrok z lustra przemieścił się na twarz starszego, który to wprawdzie nadal siedział na brzegu jego krzesła, jednak bardziej stanowczy głos, jakim to się posłużył, nakazał mu spojrzenie prosto w oczy wyższego. Obie jego brwi powędrowały do góry, bo szczerze nie pamiętał, o co spytał Lee, gdyż bardziej skupił się na podziwianiu jego idealnej osoby.

— Pytałeś o co? — odparł pytaniem na pytanie, jakby nie dowierzając, że Lee faktycznie o coś spytał. To po prostu umknęło mu w tle, gdy tak o wpatrywał się w Minho, podziwiając każdy milimetr jego idealnego ciała.

Chwilę później dłoń starszego chłopaka spotkała się z jego czołem i gdy już miał odpowiedzieć na pytanie, tym samym powtarzając to, co powiedział wcześniej, drzwi garderoby rozchyliły się, a do środka wpadł ktoś, kto szybko oznajmił, że mają już stawić się na miejscu nagrywek. Lee jedynie westchnął ciężko, po czym podniósł się z podłokietnika, na którym usiadł, następnie czekając, aż czarnowłosy uczyni to samo. W tym samym czasie również pozostała część ich zespołu opuściła garderobę, tak samo jak oni, kierując się w miejsce nagrywek. I gdy już przed nimi stanęło miejsce następnych męczarni, Minho odezwał się ponownie.

— Pytałem tylko, czy jesteś gotowy na nudzenie się razem ze mną — i po tych słowach, nie czekając na żadną odpowiedź, Lee ruszył przed siebie, chcąc zająć jedno z miejsc siedzących.

I chociaż w tym momencie jeszcze żaden z nich tego nie wiedział, to już za chwilę miało się okazać, że tego dnia nikt nie będzie się nudził.

Seo jedynie wzruszył ramionami, następnie robiąc to samo, co jego obiekt westchnień, a zarazem przyjaciel i kolega z zespołu. W odróżnieniu od Minho, który to rozsiadł się wygodnie na kanapie, on stanął za nią. Nie lubił się wyróżniać szczególnie w tego typu wywiadach, gdyż wiedział, że jego wypowiedź i tak musiała zostać przetłumaczona przez jeszcze kogoś, a co za tym szło, nie oddawała w pełni tego, co chciał powiedzieć. Właśnie dlatego chciał się po prostu ukryć w tłumie, najzwyczajniej przeczekać ten wywiad. Jednak wtedy jeszcze nie wiedział, jak skończy się ten z pozoru głupi wywiad.

Cały wywiad zaczął się niewinnie, zwyczajnie — pytania niczym się nie wyróżniały, więc i odpowiedzi nie były niczym nowym i przełomowym. Tak jak myślał, stał jedynie w kącie, starając się zrozumieć coś z tego, o czym mówili pozostali członkowie i czasem jedynie rozumiejąc to, co przetłumaczył mu Felix bądź Chan. Wiedział, że wszystko to, cała ta katorga, powoli się kończyła, dzięki czemu myślał już, że obejdzie się bez odpowiadania na jakiekolwiek pytanie, jednak właśnie w tym momencie do jego uszu dotarł głos dziennikarki.

— To pytanie będzie dla Changbina — i może zrozumiał z tej wypowiedzi jedynie swoje imię, ale fakt, że wzrok wszystkich członków zespołu oraz dziennikarki spoczął właśnie na jego osobie dał mu do zrozumienia, że musiała ona dotyczyć właśnie niego. — Jakie są twoje pierwsze skojarzenia z maknae grupy, I.N'em oraz Lee Know?

Dopiero po chwili wprawdzie stojący po jego prawej Chan przetłumaczył mu to pytanie, jednak wystarczyło same napomknięcie o starszym członku jego zespołu, by jego serce zaczęło bić trochę szybciej. Zawsze bał się mówienia o Minho w miejscach takich, jak to, ponieważ obawiał się, że powie o słowo za dużo. Kochał go inaczej, niż powinien i czasem nie potrafił powstrzymać się od powiedzenia prawdy. I może z jego ust nie padły jeszcze żadne słowa, jednak on już w tamtym momencie wiedział, że to może skończyć się źle.

— Lis — odpowiedział szybko na pierwszą część pytania, wiedząc, że tak naprawdę nic więcej nie wymyśli, a taka odpowiedź i tak zadowalała prowadzącą. Jednak gdy przyszło do drugiej części, wiedział, że nie skończy jej tak samo szybko, jak pierwszej. — Jeśli, chodzi o Lee Know — zaczął, zastanawiając się, jak daleko mógł się posunąć. W końcu nie mógł powiedzieć, że starszy kojarzył mu się po prosto z ideałem, jego uczuciami, miłością, wszystkim, co działo się każdego dnia w jego sercu. Nie chciał też powiedzieć czegoś tak prostolinijnego, jak w wypadku makanae ich grupy, gdyż czułby się z tym źle, odpowiadając na to pytanie tak krótko. — Minho hyung jest jak morski wiatr — wydusił w końcu, wiedząc, że wzbudzi to na twarzach innych podejrzane wyrazy. Zdawał sobie sprawę z tego, że  brnięcie w swoją myśl nie było najlepszym wyjściem, ale nie potrafił się zatrzymać, jakby powiedzenie tego, co naprawdę czuł do Minho było silniejsze od niego. Dlatego też właśnie kontynuował, nie zważając na to, że podejrzane spojrzenia pozostałych członków zespołu, a przede wszystkim osoby, o której mówił, spoczęły na nim. — Czasem może wydawać się chłodny, ale jednak tęskni się za nim, bo niesie ze sobą dobre wspomnienia — wytłumaczył, jednak w tym momencie, gdy chciał dodać jeszcze coś, mocniej rozwijając swoją myśl, wokoło jego nadgarstka owinęły się palce stojącego obok Chana, który zacisnął je na skórze młodszego rapera, jakby oznajamiając mu, że była to odpowiednia chwila, by przestać. Dlatego też jego usta momentalnie się zamknęły, a jego wzrok powędrował w kierunku osoby, o której mówił. Spodziwał się tego, że Lee będzie się w niego wpatrywać, ale w życiu nie przypuszczałby, że starszy będzie robić to z takim zaangażowaniem. Jego piękne oczy świeciły od zainteresowania, a usta były lekko rozchylone, jakby nie dowierzał w to, co mówił o nim Seo.

I chociaż nie wiedział, że Chan nie przetłumaczył jego słów dokładnie, jakby obawiając się o to, że faktycznie mogły one sugerować za dużo, ale w tym momencie bardziej liczył się dla niego fakt, że Minho okazał aż tak duże zainteresowanie jego słowom. Serce zaczynało uderzać w jego piersi jeszcze szybciej, niż wcześniej, a świadomość tego, co powiedział, powoli do niego docierała. I może już wtedy zdał sobie sprawę z tego, że mogło to zaważyć na ich losach, ze może faktycznie powiedział za dużo, jednak w tej jednej chwili bardziej liczyły się te piękne uczucia, który rysowały się w oczach starszego. 

Bo Mino był dla niego wszystkim i świadomość, że chociaż trochę zwrócił na siebie jego uwagę sprawiała, że jego serce radowało się stanowczo zbyt mocno, niż powinno.

Dopiero w momencie, gdy wywiad się już skończył, dotarło do niego to, jak bardzo zawalił całą tą sytuacją. Nie mógł wypowiadać się tak o przyjacielu i czuł, że przesadził, zawalił, przekroczył granicę. Wyrzuty sumienia zaczęły nękać go wraz z chwilą opuszczenia budynku i przez całą drogę samochodem na lotnisko. Wszyscy byli przemęczeni, a to wcale nie pomagało, a dodatkowo sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej. Nie potrafił opanować uczuć, które dosłownie w nim wybuchły wraz z momentem, gdy wypowiedział te parę słów. 

Minho trafił do innego samochodu, a na siedzeniu obok niego siedział wpatrzony w ekran swojego telefonu Jisung. Na jego ustach jak zwykle tkwił uśmiech, a to jedynie jeszcze bardziej pogarszało stan czarnowłosego, gdyż w jakiś dziwny sposób irytowała go radość Hana. Zaczynał rozumieć, że popełnił błąd, że ktoś na pewno nie przeoczyłby takiego gestu, a w szczególności Chan, który już podczas wywiadu próbował mu zasugerować, że posunął się za daleko. Jisung cały czas śmiał się do telefonu, który jako jedyny rozświetlał samochód, co jedynie wpływało na jego nerwy. Czuł się zagubiony, zestresowany zaistniałą sytuację, a ta wiecznie ciesząca się z niczego istota śmiała się mu nad uchem, wcale nie ułatwiając tej sytuacji.

Był zmęczony, ale czuł, że przez to, co się stało, nie da rady zasnąć w samolocie. Nie chciał nawet wiedzieć, jak publicznie zostały odebrane jego słowa, bał się, co myślał o tym wszystkim Minho. W końcu Lee nie miał pojęcia o jego uczuciach, żył w przekonaniu, że nie łączyło ich nic, poza przyjaźnią, a teraz nagle Seo wyjechał z pięknym poematem o morskim wietrze, podczas gdy wypowiedzenie skojarzenia związanego z Jeonginem zajęło mu zaledwie jedno słowo. Szczerze nie wiedział, czy wolał, by Minho tak po prostu olał jego słowa, czy też zaczął się nad nimi zastanawiać, gdyż obie te opcje nie miały szans skończyć się dobrze — w końcu pierwsza kończyła się niewyobrażalnym bólem jego zakochanego serca, zaś druga mogła skończyć się upokorzeniem, a nawet i problemami w wytwórni.

Gdy znaleźli się już na pokładzie samolotu, dzień powoli zaczynał dobiegać końca wraz ze słońcem, które szybko zmierzało ku horyzontowi. Jeszcze podczas pobytu na lotnisku kupił sobie mocną kawę, cały czas utwierdzając się w przekonaniu, że po tylu emocjonujących wydarzeniach nie da rady zasnąć. Istotnie, w jego głowie jak i w sercu cały czas rozgrywała się bitwa, gdyż myśli dosłownie zjadały go od środka. Nie wiedział, czy postąpił źle czy dobre, czy Minho zareagował pozytywnie czy negatywnie, czy czekał go ochrzan od Chana, czy nie nagrabił sobie tym u kogoś jeszcze wyżej.

I może było to jedynie parę słów, które wcale nie były tak dwuznaczne, jak wiele sytuacji, jakie miały miejsce pomiędzy członkami jego zespołu, i może wiedział, że większość o tym już nie pamiętała i nikt nie miał zamiaru tego drążyć, to jednak strach przejmował władzę nad jego ciałem, uniemożliwiając mu normalne funkcjonowanie. Miał tendencję do nadmiernego przejmowania się wszystkim i właśnie w tym momencie ujawniało się to — bo istotnie nikt nie rozmawiał o tym, co powiedział, ciesząc się swoimi sprawami, nikt nie wypominał mu błędu, ale on i tak o tym myślał. Siedzący obok niego w samochodzie Jisung w końcu ani na moment nie zwrócił uwagi na jego zaniepokojoną minę, nikt inny podczas odprawy też o tym nie wspomniał i nawet Chan, podczas ich pobytu na lotnisku nie odezwał się w tej sprawie, pomimo tego, że to właśnie on zahamował go podczas wywiadu.

Nie wiedział obok kogo usiąść, ponieważ jego towarzysz z samochodu rzucił się w kierunku Hwanga, zaś miejsce obok Chana było już zajęte przez Felixa. Jedyną osobą, która siedziała samotnie, był Minho, więc nie miał innego wyboru, jak usiąść właśnie obok niego. Może w normalnych warunkach naprawdę by się ucieszył z takiego obrotu spraw, gdyż w końcu uwielbiał spędzać czas ze starszym, ale to, co wydarzyło się podczas dzisiejszego wywiadu, w jakiś sposób go peszyło. Wiedział, że nie miał się czego obawiać, że zapewne Minho tak inni o tym nie pamiętał, że uleciało mu to po prostu w natłoku informacji otrzymanych podczas wywiadu, że w końcu byli przyjaciółmi i Lee nie miał powodów, by przejmować się czymś takim, ale jednak i tak stresowała go konfrontacja z nieco wyższym chłopakiem. Bał się, że Lee spojrzy na niego krzywym wzrokiem, że powie mu, że uważa go za dziwaka z jeszcze dziwniejszą, poetycką duszą, która w jakiś paradoksalny sposób postanowiła przyrównać go do morskiego wiatru. I może faktycznie porównanie to nie było rzeczą zwyczajną, prostolinijną i nikomu normalnemu nie nasunęłoby się na myśl jako pierwsze, ale w jego mniemaniu taka właśnie była prawda — gdyż podczas jednego z  grupowych wypadów nad morze, gdy tak po prostu przechadzali się brzegiem busańskiej plaży, zdał sobie sprawę z jego uczuć do Minho. Właśnie dlatego podczas wywiadu powiedział to, a nie nic innego — ponieważ każda myśl o Minho niosła ze sobą wspomnienie tego chłodnego wiatru, który towarzyszył ich spacerowi i dął w jego twarz, gdy z łomoczącym w piersi sercem i wzrokiem wbitym w piękną postać starszego zrozumiał, że czuł coś o wiele więcej, niż tylko przyjaźń. 

Gdy w końcu upchnął swoje rzeczy w miejscu, na bagaż podręczny, zasiadł na niewygodnym siedzeniu, nieco niepewnie przerzucając spojrzenie na osobę starszego chłopaka. Dopiero wtedy ujrzał, że w jego uszach tkwiły słuchawki, a wzrok był z zainteresowaniem wbity w to, co działo się za oknem. Trwał nadal boarding samolotu, toteż stali jeszcze w miejscu i mieli spokojnie czas na rozgoszczenie się na pokładzie. Lee skupiony był jednak na tym, co działo się za oknem — słońce powoli muskało swoimi promykami horyzont, uciekając w dalszą wędrówkę po sklepieniu niebieskim, gdzieś dalej na pasie startowym inny samolot wzbijał się w powietrze, a małe w porównaniu do potężnych, latających maszyn, busy odwoziły ludzi do odpowiednich samolotów. Wszystko tętniło swoim życiem, zmierzało w jakimś kierunku tak samo, jak myśli Seo, które przemierzały jego umysł z niewiarygodną prędkością. Cały czas bił się z tym, czy przypadkiem nie powiedział za dużo, nie przekroczył tej niewidzialnej granicy, która wyznaczała bezpieczeństwo jego uczuć i reputacji. Za bardzo się tym wszystkim przejmował i doskonale o tym wiedział, ale po prostu nie potrafił przerwać.

I wtem, jakiś impuls nakazał mu, by zwrócił na siebie uwagę Minho, tym samym przerywając mu to beztroskie wpatrywanie się w okno. I może nie widział z tej pozycji jego twarzy, ale gdzieś podświadomie wiedział, że musiała być ona spokojna. Lee zawsze, gdy się na czymś skupiał, wyglądał niezwykle spokojnie, niczym nieruchoma tafla wody. Nieświadomie jego dłoń powędrowała w kierunku ramienia starszego, które następnie lekko szturchnął, wyrywając tym samym brązowowłosego z transu, w jaki popadł podczas tej chwili odosobnienia. Lee podskoczył lekko na miejscu, na którym siedział, z cichym piskiem odwracając się z kierunku młodszego chłopaka. Wraz z tym ruchem jego brązowe, ułożone dotąd włosy, opadły mocniej na jego czoło, tym samym wpadając też do oczu, które były wręcz ubóstwiane przez niższego. Jedna z dłoni starszego momentalnie sięgnęła kabla słuchawek, które tkwiły w jego uszach, niemalże wyrywając z jego uszu małe urządzenie, by był w stanie słyszeć osobę, która się do niego dosiadła. I gdy tylko wyższy zauważył, że na siedzeniu obok znajdował się nikt inny, jak jego młodszy kolega z zespołu, powietrze uleciało spomiędzy jego ust wraz z ulgą. Jego ciało natychmiast się rozluźniło, a on już nieco spokojniej obrócił się całkowicie w kierunku czarnowłosego, w ty samym czasie wyciągając z uszu i drugą słuchawkę. 

— Boże, Binnie — westchnął właściwie do siebie, zwijając kable od słuchawek w dłoni i  wzrokiem zaczynając skanować zmartwioną twarz niższego, gdyż Seo istotnie zaniepokoi się reakcją Minho. Nie chciał go wystraszyć, a tymczasem na własne uszy usłyszał pisk, jaki on z siebie wydał. Zdążył cofnąć już swoją dłonią, która teraz spoczęła na jego własnym kolanie. Jego serce jednak na dźwięk tego zdrobnienia wywinęło w jego piersi fikołek, gdyż po prostu nie potrafił się od tego powstrzymać. Właśnie tak działał na niego Minho. — Przestraszyłeś mnie.

Dłoń młodszego, która dopiero chwilę wcześniej spoczęła na jego kolanie, przeniosła się momentalnie na jego kark, który nerwowo zaczął drapać. Spomiędzy jego warg uleciał równie nerwowy śmiech, który to jednak zmieszał się z innymi głosami roznoszącymi się po pokładzie samolotu.

— Wybacz — mruknął pod nosem, nagle czując się jeszcze gorzej. Znów coś zwalił. W końcu nie chciał przestraszyć Minho, a jedynie subtelnie zwrócić na siebie jego uwagę, a wyszło jak zawsze. — Nie chciałem.

Tym razem to spomiędzy tak słodko wyglądających warg starszego uleciał radosny śmiech, który pomimo niezręcznej sytuacji sprawił, że serce niższego nieco się rozluźniło. Doskonale wiedział, że nic nie działało na niego tak kojąco, jak bliskość Minho, sama jego obecność. Było tak zawsze od bardzo długiego czasu, nawet jeśli Lee nie zdawał sobie z tego sprawy.

— Przecież nic się nie stało, głuptasie — zaśmiał się, a to sprawiło, że na usta czarnowłosego mimowolnie wpłynął szczery uśmiech. W jego mniemaniu nie było na świecie osoby, która poprawiała mu humor lepiej, niż właśnie Minho. — Już myślałem, że nikt się do mnie nie dosiądzie i będę umierał samotnie tysiące kilometrów nad ziemią. Hyunjin miał ze mną siedzieć, ale ten śmierdziel mnie wystawił i usiadł z Jisungiem.

Changbin doskonale wiedział, o co chodziło Minho, gdyż w końcu wiedział o jego lęku wysokości i niemałym stresie, który wzrastał w jego ciele za każdym razem, gdy znajdowali się na pokładzie samolotu. W tym momencie naprawdę chciał wykrzyczeć na całe gardło, najlepiej tak głośno, by słyszał go cały samolot, że Lee nie ma o co się bać i że on obroni go, gdyby coś się działo. Tak bardzo chciał zrobić coś, by zapewnić starszego, że on tam będzie w razie czego, przy okazji upominając też Hwanga za tą haniebną zdradę nawet, jeśli doskonale wiedział, że nie mógł. Nadal musiał pamiętać o tym, że Lee był jedynie jego przyjacielem, a takie zachowanie to stanowczo byłoby już za dużo na jeden dzień.

— Nie martw się o to, hyung — powiedział jednak, nim zdążył się opanować. I chociaż naprawdę chciał się już zamknąć, by nie dopuścić do takiej samej sytuacji, jak parę godzin temu podczas wywiadu, to spomiędzy jego warg i tak poleciały kolejne słowa. — W razie czego tutaj będę.

I może wiedział, że nie powinien tego mówić, to jednak jego serce nakazało mu to zrobić i nim zdążył się powstrzymać, słowa te przeleciały przez jego usta. I chociaż serio spodziwał się innej reakcji, to uśmiech na twarzy starszego jeszcze bardziej się poszerzył, dzięki czemu ujrzał szereg jego białych zębów.

— W razie czego, to samolot się rozleci w powietrzu, a my wszyscy umrzemy — odparł w pełni poważnie, jednak gdy tylko ostatnie z jego słów dotarło do uszu niższego, zostało one momentalnie zastąpione kolejną falą pięknego śmiechu wyższego z nich. — A tak serio, to naprawdę to doceniam, Changbin. Więc jakbyś raczył zamienić się ze mną miejscem, to byłbym w niebie. Póki co tylko w przenośni, bo dosłownie to dopiero za chwilę.

— Nie ma sprawy — szybko zgodził się na to, co zaproponował starszy.

Bez kolejnych, zbędnych słów, wstał z fotela, stając na niewielkim przejściu i chwilowo blokując przejście. W tym samym czasie Lee przeniósł się na miejsce, które przez parę chwil zajmował on i gdy tylko ten rozsiadł się wygodnie, czarnowłosy przecisnął się na to znajdujące się przy oknie. Wywiązała się pomiędzy nimi luźna rozmowa, która mimo wszystko sprawiła, że i Seo powoli zaczynał zapominać o całym tym stresie, który ogarnął go po tym wywiadzie. Rozmawiali, śmiali się, a w tym czasie powoli zaczęło się kołowanie samolotu. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, samolot wyleciał, a w tym czasie dłoń starszego jakby niezauważalnie zacisnęła się na kolanie Seo, jakby chciał się w ten sposób odstresować. I szczerze, czarnowłosemu ani trochę to nie przeszkadzało i najchętniej chwyciłaby wyższego za dłoń, by tylko poczuł się jeszcze lepiej, jeszcze bezpieczniej. 

I gdy w końcu znaleźli się wysoko w powietrzu, kurs został ustawiony na Los Angeles, a pasażerowie dostali pozwolenie na odpięcie pasów, głowa Minho nagle znalazła się na ramieniu niższego. I chociaż Changbin naprawdę chciał przyznać, że nie wywarło to na nim żadnego wrażenia, to jednak jego serce podskoczyło niemalże do gardła, a oczy rozchyliły się stanowczo zbyt szeroko. Nie wiedział, co się dzieje i dlaczego Lee zrobił właśnie coś takiego i dlatego między innymi jego głowa obróciła się w stronę starszego chłopaka. I choć z takiej pozycji Minho nie mógł ujrzeć jego twarzy, to jednak brązowowłosy musiał poczuł jego ruch, gdyż odezwał się, odpowiadając tym samym na pytania, które zaczynały się formować w głowie niższego.

— Chcę się zdrzemnąć — oznajmił, wyjaśniając tym samym swoje zamiary. Nie podniósł jednak swojej głowy, cały czas wpatrując w fotel przed nim. Nie rozumiał, dlaczego tak się stało, bo zazwyczaj, gdy znajdował się w samolocie, jego serce cały czas uderzało jak opętane i czuł się zestresowany, a teraz nagle sen zaczynał go morzyć i czuł się zrelaksowany, bezpieczny. — Jeśli ci coś przeszkadza, to mów.

I chociaż ponownie Minho nie mógł ujrzeć jego niewerbalnej odpowiedzi, to pokręcił on energicznie głową. Tym samym jego policzek obił się delikatnie o czubek głowy starszego, która to spoczywała na ramieniu młodszego od paru chwil.

— Nie, nie, nie ma problemu — zapewnił, chociaż tak naprawdę był jeden, maleńki problem i było nim jego serce, które stanowczo biło zbyt szybko. — Słodkich snów, hyung.

I pomimo tego, że po paru minutach oddech Minho nieco zwolnił i brązowowłosy faktycznie zasnął na ramieniu Seo, to niższy z nich nie dał rady zrobić tego samego na pokładzie samolotu, gdyż do samego, samiutkiego końca ich podóży, jego serce uderzało jak oszalałe, przypominając mu o tym, jak blisko znajdowała się osoba, którą w końcu kochał w inny sposób, niż powinien.

Po paru kolejnych godzinach znaleźli się finalnie w hotelu w Los Angeles, który to miał być ostatnim z ich miejsc pobytu podczas trasy po Ameryce. Koncert w tym właśnie mieście był ostatnim z ośmiu występów i na następny dzień po nim mieli zaplanowany lot powrotny do Korei. Changbin faktycznie nie zmrużył oczu ani na sekundkę podczas lotu, cały czas nie potrafiąc opanować swojego serca, pomimo tego, że Lee w odróżnieniu do niego spał jak zabity przez cały lot. Miarka dodatkowo przebrała się w momencie, gdy jedna z dłoni starszego nagle przeniosła się na kolano czarnowłosego, juz kompletnie pozbawiając go możliwości oddychania. I chociaż wiedział, że nie powinien, że po raz kolejny jednego dnia zaczynał zacierać wyraźną granicę, której nie powinien przekraczał, to jednak mimowolnie chwycił dłoń Lee, nie potrafiąc się powstrzymać. Splątał ze sobą ich palce i trzymał jego dłoń bardzo kurczowo aż do momentu, gdy obsługa obwieściła nadchodzące lądowanie i nakazała zapięcie pasów.

Hotel, w jakim nocowali, standardem przypominał jeden z wszystkich, w których zwykli nocować podczas tras. Był potężny, całkiem niedaleko plaży i pomimo tego, że znaleźli się w nim już po zmroku, to tętnił on życiem. Ludzie przemykali się korytarzami, jedni wychodzili, inni wchodzili. Musieli czekać w kolejce po klucze trochę zbyt długo, przez co zmęczenie nareszcie zaczynało dopadać czarnowłosego chłopaka. Wszystko się dłużyło, a stan euforii, w jakim znalazł się w samolocie, mimowolnie go usypiał. Czuł na sobie zapach starszego, który musiał zostać na nim po tym, jak Lee spał przez cały lot oparty o jego bok. I właśnie dlatego, gdy w końcu karta otwierająca pokój znalazła się w jego dłoni, pochwycił swój bagaż i nie czekając na to, aż jego współlokator, którym był Jisung, do niego dołączy, ruszył we wskazanym przez recepcjonistkę kierunku.

Nawet ta spokojna muzyczka, która nękała go przez całą podróż windą, usypiała go, sprawiając tym, że gdy w końcu zaczął iść korytarzem w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju, kolejne ziewnięcia opuszczały jego usta. Nie czuł wibrowania w kieszeni spodni, co oznaczało, że jego współlokator się nim nie interesował i mógł w spokoju zasnąć, gdy tylko znajdzie się w pokoju. Miał bardzo lekki sen, więc wiedział, że wystarczyłby zwykły dzwonek telefonu, by się obudził. Dlatego też właśnie, gdy w końcu odnalazł pokój, którego numer zgadzał się z tym zamieszczonym na karcie, wszedł do środku, nie marząc już o niczym, jak o śnie i odpoczynku przed następnym dniem, w którym w końcu czekał go kolejny koncert.

I jakie było jego zaskoczenie, gdy po otworzeniu pokoju, jego oczom zamiast dwóch standardowych łóżek, rzuciło się jedynie jedno małżeńskie i drugie znacznie mniejsze, jakby przeznaczone dla dzieci. Jęknął żałośnie, następnie zamykając za sobą drzwi i zostawiając cały bagaż na podłodze. Zrobił parę kroków w głąb pomieszczenia, dokładniej przyglądając się zastanemu pokojowi. Zasłony zakrywały okno, telewizor był wyłączony, drzwi do łazienki zamknięte, pod jedną ze ścian stał stolik z paroma krzesłami oraz szafa, a pośrodku tego wszystkiego znajdowały się jeszcze te dwa łóżka — jedno stanowczo mniejsze od drugiego. Mniejsze łóżko stanowczo było przeznaczone dla dzieci i wiedział, że musiała zajść pomyłka, ale w tamtym momencie nie miał już siły na to, by jeszcze raz stać w tej kolejce. Był zbyt zmęczony, by wykłócać się o coś takiego.

— Jisung się zmieści — westchnął właściwie rzecz biorąc do siebie, po czym mając już kompletnie gdzieś wszystko wokoło, rzucił się na większe łóżko małżeńskie, momentalnie zatapiając swój nos w poduszce. — Ja śpię tutaj.

Sen zaczynał zgarniać go w swoje ramiona natychmiast. Miał gdzieś to, że był w ubraniach, a na jego stopach nadal znajdowały się buty, bo wiedział, że była to tylko drzemka. W końcu za parę minut do pokoju musiał przyjść jeszcze Jisung, który zniknął mu z oczu gdzies podczas czekania w lobby hotelu. I może zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał jeszcze wstać, ale w tym momencie nie pragnął już niczego więcej, jak snu.

I faktycznie, zaczynał powoli odlatywać, pozwalając na to, by sen ogarnął go całkowicie, gdy nagle po pokoju rozszedł się dźwięk pukania w drzwi. Momentalnie poderwał się do góry, podnosząc się na łokciach i czując, jak przyjemna fala snu odchodzi w zapomnienie. Przeklinając w myślach Jisunga, który wybrał dosłownie najgorszy moment na to, by łaskawie nareszcie przyjść do ich dzielonego pokoju, podniósł się z łóżka i nieco chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Otworzył się, będąc gotowym na to, by okrzyczeć swojego młodszego przyjaciela za to, że przerwał mu tak ważną czynność, gdy nagle stało się coś, czego kompletnie się nie spodziwał.

Bowiem w drzwiach zamiast jego wiewiórkowatego i wkurzającego przyjaciela ukazała się ta sama osoba, która przez cały lot samolotem utrzymywała niezwykle szybkie bicie jego serca. Na hotelowym korytarzu stał nie kto inny, jak Minho, jego obiekt westchnień i zarazem przyjaciel. Jego oczy rozwarły się jeszcze szerzej, niż podczas lotu samolotem, a z ustami stało się niemalże to samo. Nie do końca rozumiał, co właśnie się działo, dlaczego przed progiem pokoju stał Minho, a nie Han.

— Minho? — wydukał po paru sekundach wpatrywania się w tego idealnego chłopaka. Jego oczy nadal zostawały szeroko otwarte, a zdziwienie w jego ciele wcale nie malało. 

Wyższy chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie przecisnął się obok rapera, tym samym wchodząc do pokoju. Dopiero wtedy Seo zauważył, że w jego ręce znajdowała się torba podróżna, z którą to zawsze podróżował Lee, a to jeszcze mocniej pogłębiło jego zdziwienie. Niepewnie zamknął za nim drzwi, natychmiast odwracając się w jego kierunku i patrząc, jak starszy odkłada swoje bagaże w tym samym miejscu, co on parę minut wcześniej.

— No, a kto inny? — odparł w końcu, stając przodem do niższego. — Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

Ale właśnie tak czuł się w tej chwili młodszy z piosenkarzy — jakby w jego pokoju stanął ktoś, kto nie powinien. W końcu jego współlokatorem na czas trasy po Ameryce był Jisung i tak właśnie było podczas pobytów we wszystkich siedmiu poprzednich miastach, więc dlaczego teraz nagle coś miało się zmienić? Do tego wszystkiego w pokoju stał nie kto inny, jak Minho, jego obiekt westchnień i zachowywał się, jakby nie było to niczym niezwykłym, jakby nagle nie zaszła niezapowiedziana zmiana.

— Co ty tu robisz? — zdołał jedynie wydusić, cały czas znajdując się w szoku, który to jedynie powiększał się z każdą chwilą, gdyż Lee stanowczo nie miał juz zamiaru opuszczać pokoju. Rzucił on bowiem swój plecak na stół i zawiesił na krześle kurtkę, która nie była potrzebna przez ciepłą temperaturę.

Lee momentalnie zaprzestał roznoszenia po pokoju swoich rzeczy, po raz kolejny obracając się w stronę niższego chłopaka.

— Obecnie się rozpakowuję, ale zamierzam tu spać — wytłumaczył, jakby nie było w tym kompletnie nic dziwnego. 

— Ale ja mam pokój z Jisungiem — odparł, nadal nie rozumiejąc tego, co się właśnie działo. Dlaczego Minho twierdził coś takiego? Dlaczego mówił, że był jego współlokatorem, gdy był nim Jisung?

— Otóż już nie — Lee ponownie zaczął się przemieszczać, tym razem zmierzając w stronę swojej torby. Przechodząc jednak obok Changbina poklepał przelotnie jego ramię i posyłając mu niewielki uśmiech. Następnie znów ruszył w kierunku swojej torby, wyciągając z niej kosmetyczkę. — Przez ostatnie pół godziny czekania w kolejce, gdy to zasypiałeś oparty o ścianę, Jisung marudził coś o zamianie pokoi. Nie wiem, co mu tak zależało, ale wkurwił mnie, więc się zgodziłem i o to jestem. Mogę się założyć, że oni ze sobą sypiają. No kurde, co mu tak zależało być z Hyunjinem, jakby nie pasowało mu bycie z tobą. Hyunjin jest chujowym współlokatorem. Chrapie, śmierdzi i siedzi w łazience dwie godziny — i chociaż Lee kontynuował swój wywód, tłumacząc tym samym, co robił w tym pokoju i w tym samym czasie rozpakowując potrzebne rzeczy, to niższy nadal stał jak słup soli na środku pokoju, wodząc jedynie spojrzeniem za idealną sylwetkę wyższego. Jego oczy wciąż były rozchylone, a jego mózg jakby z opóźnieniem przetwarzał to, co się właśnie działo.

To było już stanowczo zbyt wiele jak na jeden dzień. W końcu zdążył już upokorzyć się na wywiadzie i robić za poduszkę przez cały lot samolotem, a teraz działo się coś takiego — miał być w pokoju z Minho, tylko we dwójkę przez dwie noce z kimś, kogo kochał w inny sposób, niż powinien. Ciężko było mu przetworzyć to, co się działo i jego mocno bijące po raz kolejny tego dnia serce jeszcze bardziej go w tym utwierdzało.

— Co? — zdołał jedynie wydukać, cały czas obserwując, jak wyższy spaceruje pomiędzy swoją torbą, a paroma miejscami w pokoju.

Lee westchnął ciężko, również stając na środku pokoju. 

— No czego nie rozumiesz, głuptasku? — zaśmiał się. — Mamy razem pokój, nie cieszysz się?

Changbin naprawdę szczerze nie wiedział, czy bardziej cieszył się, czy był przerażony tym, co się działo. W końcu istotnie nie pragnął niczego, poza bliskością osoby, którą kochał, ale zarazem przerażało go to, że mógł przypadkiem zrobić lub powiedzieć za dużo. Wiedział, że musiał jakoś odpowiedzieć, coś zrobić, bo Lee cały czas stał wpatrując się w niego, jednak gdy nareszcie złożył w głowie w miarę składną wypowiedź, usta starszego znów się rozchyliły.

— W ogóle, to wyspałem się w samolocie i chyba pójdę się przejść — oznajmił, znów wracając do tego, co robił wcześniej. — Wiesz, jutro jest koncert i nie będzie czasu, a chciałbym trochę się rozejrzeć po tym mieście, więc innej okazji nie będzie — wytłumaczył swoją myśl. — Chcesz przejść się ze mną?

I chociaż Seo ponownie próbował wmówić sobie to, że nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż mogło skończyć się to źle, dodatkowo argumentując to swoim zmęczeniem, to jednak z jakiś przyczyn pokiwał twierdząco głową, po prostu nie potrafiąc odmówić starszemu. Ale tak właśnie było zawsze — dla Minho był w stanie zrobić wszystko, chociaż wiedział, że nie zawsze mogło skończyć się to dobrze.

Changbin spodziewałby się dosłownie wszystkiego, ale nie tego, że pójdą na plażę — w to jedno miejsce, gdzie dosłownie wszystko przypomniało mu o Minho.

Z początku cały spacer był przepełniony śmiechem i mnóstwem ziewnięć, jakie to bez przerwy opuszczały usta niższego. Właśnie z ich powodu po drodze zatrzymali się jeszcze w McDonaldzie, gdzie zamówili po kawie i z którymi to udali się w dalszą podróż. To Lee był tym, który trzymał w dłoni telefon z włączoną nawigacją, twierdząc, że doprowadzi on ich do wybranego przez niego celu. Seo nie miał zamiaru narzekać, bo szczerze wiedział, że nie liczyło się miejsce, a sam fakt, że to właśnie Minho był osobą, z którą spędzał czas.

Musiał przyznać, że miasto nocą było piękne — miało swój niesamowity urok, coś sprawiało, że człowiek czuł się inaczej, niż za dnia. Pomimo późnej pory dało się usłyszeć wszędzie jeżdżące samochody czy głosy imprezujących osób. Istotnie była to sobota i ludzi wokoło było pełno, ale w jakiś paradoksalny sposób dodawało to jedynie klimatu. I może właśnie przez to, że czarnowłosy przez większość drogi skupiał się na podziwianiu miejskiego otoczenia, nie zauważył, że zmierzali na plażę.

Minho szczerze nie wiedział, co kierowało nim w momencie, gdy postanowił iść akurat na plażę, gdyż nie było to miejsce, które chciał zobaczyć. Z początku poprzez pojęcie spaceru miał raczej na myśli spacer po mieście, gdyż właśnie nocne miasto było tym, co chciał zobaczyć, jednak w momencie, gdy Changbin zgodził się iść z nim, coś natychmiast się zmieniło.

Bo może niższy nie wiedział o tym, lecz w głowie Minho przez cały dzień również tkwiły jego słowa z wywiadu, które uporczywie nękały go, jakby chcąc zostać wyjaśnione. Nie wiedział, dlaczego Changbin porównał go akurat do wiatru morskiego, dlaczego rozwinął swoją wypowiedź tak bardzo, kiedy porównanie Jeongina zajęło mu jedynie słowo. Szczerze, nie miał pojęcia, co robił, dlaczego w nawigację wpisał akurat plażę, ale coś w środku podpowiedziało mu, że może dotyk na jego skórze tego morskiego wiatru w jakiś sposób pomoże mu zrozumieć słowa młodszego.

To było dla niego naprawdę niezrozumiałe i nie miał pojęcia, co się z nim działo — dlaczego bez problemów zgodził się na zamianę pokoi, dlaczego w samolocie lgnął do niższego jak rzep, dlaczego cały czas wpatrywał się w niego, chcąc zrozumieć, o co chodziło w jego wypowiedzi i dlaczego zabrał go na ten głupi spacer, chociaż doskonale wiedział, że nie powinni chodzić po mieście w momencie, gdy na następny dzień mieli koncert. Jednak ta nagła, niezrozumiana chęć bycia blisko Changbina wygrała i nakazała mu postąpić właśnie w taki sposób. Działał pod wpływem kompletnego impulsu, decydując się iść na plażę, która miała mu pomóc w zrozumieniu tego dziwnego stanu, lecz w momencie, gdy istotnie nareszcie się na niej znaleźli, zdał sobie sprawę z tego, że tak czy siak nie miał czego żałować.

Było tam pięknie — pomimo tego, że noc panowała już od dłuższego czasu, dzięki światłom potężnego miasta było tam widno. Szumiące fale obijały się w regularnym rytmie o brzeg, piasek był lekko wilgotny po całym dniu oblewania przez wodę, a w górze, na ciemnoniebieskim sklepieniu nieba, świeciły jasno gwiazdy, których światło odbijało się w równie ciemnej o tej porze tafli wody. Niebo mieniło się różnymi kolorami — nad najwyższymi wieżowcami miasta miało ono kolor siny, nie do końca niebieski i nie do końca różowy, jednak czym dalej od niszczycielskich świateł potężnej metropolii, tym ciemniejsze były te odcienie. W miejscu, gdzie stykało się z niespokojnymi wodami oceanu, było najciemniejsze, niemalże czarne, przerażająco granatowe. Plażą wprawdzie przechadzało się parę osób, a od strony miasta dało się słyszeć szum tętniącego życia, ale i tak było pięknie w mniemaniu dwójki chłopców.

A wszystko to wypełniał morski wiatr, który po raz pierwszy uderzył o ich skórę w momencie, gdy zaczęli schodzić w dół, schodkami prowadzącymi niżej. I chociaż Changbin naprawdę starał się powstrzymać w tej chwili od myślenia o Minho, to jego serce i tak wyręczało jego umysł, zaczynając bić niezwykle szybko. To był ten sam zapach, to samo uczucie, to samo bicie serca, jak za pierwszym razem, gdy zdał sobie sprawę ze swoich uczuć. Tym razem jednak różnica była taka, że Lee stał obok i wraz z nim skupiał się na kojącym chłodzie, gdyż w końcu obaj w tej chwili starali się zaczerpnąć go jak najwięcej — Changbin, by wspomnienia wróciły, a Minho, by zrozumieć to, co od wywiadu chodziło po jego głowie.

Lee naprawdę nie wiedział, co się z nim działo i dlaczego jego serce nagle zaczynało uderzać szybciej niż powinno. Bo może młodszy z nich już od dłuższego czasu wiedział o tym, co czuł do brązowowłosego i cały czas obwiniał się o to, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że było to nie na miejscu, niezgodne z ich kontraktem, jednak Minho po raz pierwszy zaczął zastanawiać się nad tym, co działo się w jego sercu. To było niespodziewane, wszystkie te nagłe zmiany, ale chociaż było to w jakiś sposób dziwne, to nie hamował swojego serca ani trochę, chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę się działo — w końcu między innymi dlatego nogi przywiodły go nie gdzie indziej, jak na plażę.

Changbin nie był w stanie opanować tego, jak szybko zaczęło bić jego serce. Nagle wszystkie wspomnienia z tego dnia uderzyły w niego z jeszcze większą siłą, jakby poczucie morskiego wiatru na swojej skórze przeniosło go do przeszłości, do dnia, gdy zrozumiał, że kochał Minho w inny sposób niż pozostałych członków zespołu. I może wyższy chłopak stał obok niego, przymykając powieki i ciesząc się chłodnym powiewem powietrza, a do tego znajdowali się po innej stronie globu, to jednak przed jego oczami idealnie zmaterializował się tamten dzień. Słyszał śmiejących się młodszych członków zespołu, widział pomiędzy nimi pewnego zdrajcę, czuł na swoim ramieniu dotyk lidera, który powtarzał ze strachem, że ich piosenka nie spodoba się szefowi i przede wszystkim widział oczami wyobraźni Minho, który znajdował się w samym centrum tych wspomnień. Przechadzał się on beztrosko brzegiem, mocząc w wodzie nogi aż po kostki i zainteresowaniem śledząc wzrokiem lot paru mew. Włosy wyższego były wówczas czarne, a jego usta rozchylały się lekko, będąc oznaką skupienia, jednak w tym wszystkim w oczach Changbina i tak był piękny, idealny. Seo po prostu czuł, jakby przeżywał to wszystko od nowa, jakby jeszcze raz zdawał sobie sprawę z jego uczuć do starszego, chociaż kochał go w inny sposób już od dłuższego czasu.

— Jest jakoś tak... — westchnął Lee, cały czas czując, jak mocno uderzało jego serce w piersi. Nie dane było mu jednak dokończyć, gdyż w słowo wciął mu się ktoś inny.

— Magicznie — dokończył czarnowłosy, cały czas wpatrując się w krajobraz, który rozciągał się przed nim. 

I chociaż po tych paru słowach nic już nie uleciało z ust żadnego z dwójki chłopaków, to jednak oboje wiedzieli, że to, co powiedział niższy z nich, idealnie podsumowywało wszystko, co przechodziło w tej chwili przez ich umysły. Było w tym wszystkim istotnie coś magicznego, jakby zwykły, morski wiatr niósł ze sobą stare wspomnienia, które to wróciły do Changbina, ale i zarazem tworzył nowe, które to iskrzyły się w sercu nieco zagubionego tancerza.

Zapadła pomiędzy nimi cisza i tak szczerze żaden nie wiedział, co dalej powiedzieć i uczynić, i właśnie dlatego jedynie stali, nadal wpatrując się w krajobraz przed nimi. I dopiero, gdy chłodny powiew wiatru nieco ustał, Lee zdołał otrząsnąć się z tego dziwnego transu. Szybko upomniał się w myślach za tak głupie pomysły i to przyspieszone bicie serca, po czym obrócił się w stronę rapera, starając się zapomnieć o tym, co stało się dosłownie chwilę wcześniej.

— Idziemy dalej? — zaproponował, na co młodszy jedynie skinął głową.

— Chętnie — zgodził się, następnie uśmiechając się szeroko i starając się jakoś zatuszować fakt, że dosłownie przed chwilą po raz drugi doświadczył uczuć i przeżyć sprzed długiego okresu czasu.

Gdy tylko znaleźli się w miejscu, gdzie betonowe schody tonęły pod nadmiarem piasku, szybko zatrzymali się na mały postój. Oboje pozbyli się ze swoich stóp butów i skarpetek, a następnie wzięli je w dłonie, udając się w dalszy spacer. Piasek był nadal nagrzany po całym dniu tkwienia pod ostrzałem słońca i w nieco nieprzyjemny sposób wchodził pomiędzy palce nagich stóp obojga muzyków. Wiatr nieco osłabł, jakby skończył się jego nagły zryw, jedak szum morza bez przerwy nadal docierał do ich uszu, obojga chłopców wprowadzając w jakiś dziwny, melancholijny stan. 

Co jakiś czas mijali przechodzących obok innych turystów, jednak dla Changbina nie liczyło się nic poza jego starszym towarzyszem. Jego wzrok cały czas uciekał w kierunku wyższego chłopaka, który to wpatrywał się w widoki przed nim, nawet jeśli wiedział, że nie było to zbyt bezpieczne. Zachowywał się tego dnia już stanowczo zbyt podejrzanie, a to, co teraz robił również pogarszało ten stan. I może wiedział, że nie powinien, że groziło mu to zdemaskowaniem, to jednak cały czas ukradkiem spoglądał na brązowowłosego, po prostu nie potrafiąc się powstrzymać. Jego uroda była zbyt idealna, uśmiech zbyt piękny, oczy zbyt hipnotyzujące, a śmiech zbyt przyjemny do słuchania, by nie skupiać na Minho całej swojej uwagi.

Ani jeden, ani drugi szczerze nie wiedzieli, ile trwał ich spacer, jednak oboje zdawali się nim naprawdę cieszyć pomimo tego, że wcale nie rozmawiali za dużo. Cisza w tamtym momencie wydawała się odpowiednia, jakby słowa były po prostu zbędne, niepotrzebne w chwili, gdy byli razem. Dlatego też w momencie, gdy usta wyższego rozchyliły się nieco w celu wypowiedzenia jakiś słów, Seo zdał się niezwykle zaskoczony tym gestem.

— Chcesz tu usiąść na chwilę? — zapytaj nagle. To, jak niespodziewane były te słowa sprawiło, że Changbin podskoczył niemalże w miejscu. Przerwały one nie tylko ciszę, ale i jego beztroskie wpatrywanie się w Lee, i może właśnie dlatego się wystraszył. Obawiał się, że Minho zauważył fakt, z jakim zainteresowaniem się mu przyglądał, jak instynktownie zagryzał wargę obserwując profil wyższego chłopaka. — Możemy chwilę posiedzieć, a później ruszyć w drogę powrotną. Jeśli zostaniemy tu za długo, to może ktoś zacznie się niepokoić.

Niższy przystał na to wszystko jedynie skinięciem głowy. Nie było to miejsce wyróżniające się czymś specjalnym, właściwie był to kawałek plaży jak każdy inny, lecz Changbin nie potrafił odmówić Minho — o cokolwiek i kiedykolwiek chodziło. W końcu i przed lotem zgodził się zamienić miejscami, i w pokoju przystał na pomysł spaceru, i mógł być szczerze pewien, że gdyby wyższy chłopak kazał mu tu, teraz i w tej chwili wejść do zimnej wody chociażby w ciuchach czy zacząć tarzać się w piasku, to i to by zrobił. Gdy chodziło o starszego, cała jego asertywność znikała. Po prostu chciał, by na ustach wyższego cały czas tkwił szeroki uśmiech i nic nie było w stanie tego zmienić.

Changbin nieco niechętnie opadł na ciepły jeszcze piasek, wiedząc, że zostanie on później na materiale jego spodni. Starał się jednak zignorować ten fakt i skupić się na tym, że spędzał właśnie czas z osobą, którą kochał bardzo mocno, a co więcej, byli tylko w dwójkę. Mieszkając w osiem osób ciężko było znaleźć czas tylko we dwójkę. Zawsze ktoś był obok, zawsze ktoś zabierał mu uwagę osoby, z którą chciał spędzać czas, dlatego też fakt, że w końcu miał Minho tylko dla siebie w jakiś spośób poruszał jego serce. Powoli docierało do niego to, że nie dość, że teraz wybrali się na ten przyjemny spacer, to przed nimi była jeszcze cała noc we dwójkę w jednym pokoju. To było jak sen na jawie, jak jakiś rodzaj spełnienia marzeń — mógł w końcu nacieszyć się osobą wyższego, skupić na sobie całą jego uwagę. Wiedział, że podobna sytuacja pewnie nie będzie miała okazji przytrafić się szybko i właśnie dlatego postanowił wykorzystać ją jak najlepiej. Może Lee nie czuł tego co on, może nie mógł mu nawet przekazać wszystkich swoich uczuć, ale mógł spędzić z nim miło czas, po prostu, jak dwójka przyjaciół.

Brązowowłosy spoczął tuż obok niego, z początku tak samo jak on wbijając wzrok w przestrzeń przed nimi. Było już grubo po zmroku i w praktycznie czarnej powłoce morza odbijały się głównie światła miasta i blask patrzącego na to z góry księżyca. I chociaż nie widać było wszystkiego tak idealnie, jak za dnia, to jednak miało to swoją niezwykłą aurę i sprawiało, że miejsce to nadal było wyjątkowe.

Jednak rzeczą, której Changbin nie spodziewał się ani trochę, był fakt, że głowa wyższego nagle spocznie na jego ramieniu tak, jak podczas lotu samolotem. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że jego serce nie podskoczyło wysoko do gardła, a oczy niemalże wypadły z orbit. Musiał jednak nadal zachowywać pozory, dlatego też najciszej jak potrafił wypuścił spomiędzy ust powietrze, cały czas czując, jak tempo bicia jego serce drastycznie się podnosi.

Dopiero w momencie, gdy dłoń młodszego lekko otarła się o tą brązowowłosego, dotarło do niego to, jak blisko był Minho. To zdarzało się tak rzadko, a jego serce, które odbierało te gesty w inny sposób, dosłownie szalało w piersi. Czuł spokojny oddech wokalisty na skórze swoich obojczyków, ciężar jego głowy na ramieniu, dotyk całego ciała wzdłuż swojego ramienia i wreszcie dłoń, która lekko zahaczała o udo niższego. Tak strasznie kusiło go, by olać wszystkie zakazy — te moralne i spisane przez wytwórnię — i po prostu chwycić dłoń starszego, złączyć ze sobą ich palce, pokazać mu, że był tam obok i był w stanie zrobić dla niego wszystko.

Szczerze, Changbin był tak mocno ogarnięty bliskością Minho, że niemalże umknęły mu słowa, które po chwili uleciały z ust starszego z nich. Po prostu, melancholijny szum morza wypełniał jego uszy, a każde inny zmysł skupiony był na tym, jak cholernie blisko był Lee. To było coś niezwykłego, rzadko spotykanego.

— Ja się chyba do tego nie nadaję — było pierwszym, co przerwało ciszę, odkąd zasiedli na piasku.

Głowa Changbina jakby momentalnie przekręciła się w stronę wyższego chłopaka, który to jednak nadal pozostawał oparty o bok chłopaka, jakby wcale nie chciał się stamtąd ruszać. Seo zdołał jednak dostrzec, że zagryzł on dolną wargę, co Minho robił zawsze, gdy się stresował. Jeszcze mocniej do tego przysunął się do czarnowłosego, jakby nie szukał niczego więcej, jak komfortu, ciepła i bliskości drugiej osoby.

— O czym ty mówisz, Minho? — i chociaż Changbin naprawdę pragnął użyć zdrobnienia, zwrócić się do starszego w słodszy i delikatniejszy sposób, to wiedział, że Lee raczej za tym nie przepadał. Były w zespole osoby, do których mówił zdrobnieniami, ale z doświadczenia wiedział, że Minho wolał honoryfikaty, nad czym naprawdę mocno ubolewał, gdyż jednym z jego marzeń było nazwanie starszego jednym z tych słodkich zdrobnień, w tym samym czasie trzymając wyższego w swoich ramionach i usypiając go równie uroczymi pocałunkami. Ale to w końcu były tylko marzenia, których nie dało się spełnić. — Do czego się nie nadajesz?

Tym, czego Changbin stanowczo się nie spodziewał, był fakt, że Minho po chwili zrobi coś, na co on sam się nie odważył. Lee bowiem nieco niepewnie, gdyż drążącą dłonią, sięgnął po tą należącą do czarnowłosego. Ścisnął ją mocno i chociaż młodszy doskonale wiedział, że Lee chciał jedynie tym gestem dodać sobie odwagi do wypowiedzenia kolejnych słów, to jego serce i tak podskoczyło w piersi. To było już za dużo emocji i wrażeń jak na jeden dzień.

— Do bycia idolem — odpowiedział w końcu, ze świstem wypuszczając powietrze z ust. Równało się to też z zacieśnieniem uścisku ich dłoni, które obecnie spoczywały na udzie młodszego z nich. Głowa Minho jednak pomimo tego, że wyraźnie zbierał się do rozmowy, spoczywała nadal na ramieniu rapera i nie wyglądało na to, że sytuacja ta miała się zmienić. — Może powinienem odpaść już wtedy, w survivalu, to teraz nie byłoby problemu.

I chociaż Changbin wiedział, że Minho musiał ułożyć się w takiej pozycji z jakiś konkretnych przyczyn, to jednak musiał się ruszyć, potrzebując w tej chwili spojrzeć wyższemu prosto w oczy. W tym też celu przekręcił się na piasku, nieco niechcący zrzucając ze swojego ramienia głowę starszego, jednak cały czas trzymając pokrzepiające jego dłoń. Spojrzał prosto w jego oczy, doszukując się w nich jakiś wyjaśnień, dlaczego Lee myślał tak o sobie.

— Takich głupot z twoich ust to ja jeszcze nie słyszałem, hyung — wydukał. Drugą dłoń, która nie była złączona z tą brązowowłosego, położył na jego kolanie, klękając na piasku twarzą w kierunku wokalisty. — Jesteś świetnym idolem. Jesteś przepiękny, świetnie tańczysz, naprawdę nieźle rapujesz, masz niezwykły charakter, a twoje wokale brzmią, jakby aniołek zstąpił na ziemię. Kto ci takich głupot naopowiadał?

Może Changbin wiedział, że powinien się powstrzymać, że powiedzenie wszystkich tych słów nawet w takiej sytuacji nie było odpowiednie, ale pocieszenie Minho, zapewnienie go, że nie miał racji w tym wypadku, były silniejsze od zdrowego rozsądku. Dlatego w momencie, gdy na usta starszego wpłynął delikatny uśmiech, zrozumiał, że nie miał czego żałować.

— Nie wiem, tak jakoś — westchnął. Changbin widział, że nie było to wszystko, co Lee chciał powiedzieć, dlatego postanowił mu dać czas na zebranie w głowie odpowiednich słów. — Po prostu mam wrażenie, że nie daję z siebie wystarczająco dużo — stwierdził. — Chciałbym być jak ty. Umiesz i tańczyć, i świetnie rapować, śpiewasz lepiej niż ja, i jesteś przystojny. Pomagasz w pisaniu i tworzeniu piosenek, a ja? Nie potrafię nawet poradzić sobie w momencie, gdy mam jedną głupią linijkę na całą piosenkę. Może mógłbym nadrobić chociaż wyglądem, ale moja twarz to raczej odstrasza.

To był moment, w którym Changbin nie wytrzymał. Po prostu, widok bólu na twarzy Minho i chęć zabrania go stamtąd chociażby własnym kosztem była większa, niż obawy przed jakimikolwiek konserwacjami. Chciał jakoś pomóc, a zareagował dość impulsywnie na te emocjonalne słowa starszego i może właśnie dlatego przysunął się nieco bardziej, następnie unosząc się na kolanach i uprzednio ułożywszy drugą dłoń na policzku wyższego, składając na jego czole mokrego buziaka. Może ktoś mógł to widzieć, a co gorsza, zrobić zdjęcie, może ryzykował coś więcej, niż plotki, bo również fakt, że Minho mógł się domyślić, ale chwilowo miał to gdzieś. Po prostu chciał, by brązowowłosy był szczęśliwy, by ten grymas bólu zniknął z jego przepięknej twarzy.

I faktycznie, po prostu sekundach przyciskania swoich warg do czoła starszego, które w istocie rzeczy dla nich obu trwały jak wieczność, na twarzy brązowowłosego pojawił się uśmiech. Minho sam nie wiedział, dlaczego jego serce zaczynało bić nieco szybciej, dlaczego na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, jednak w tej chwili liczył się bardziej fakt, że na jego usta wpłynął uśmiech. Dlatego też gdy tylko czarnowłosy odsunął się, z powrotem siadając na swoich piętach, nagrodził go wdzięcznym uśmiechem. Słowa i czyny młodszego naprawdę wiele dla niego znaczyły, chociaż mogło się wydawać, że nie było to wcale nic takiego.

— Posłuchaj mnie teraz, głuptasie — powiedział czarnowłosy chwilę później, już kompletnie olewając formy grzecznościowe. — Jak najbardziej dajesz z siebie wszystko. Każdy z nas przecież odpowiada za coś innego, a to, że nie jesteś producentem, wcale nie sprawia, że dajesz z siebie mniej, niż inni. Poza tym, w którym momencie przeoczyłeś to, co powiedziałem o twoim głosie? — zapytał, uśmiechając się szeroko. Mówił jak najbardziej szczerze i myśl, że Lee uważał inaczej wcale nie była zbyt przyjemna. — I jak najbardziej jesteś przystojny. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wypiękniałeś ostatnim czasem.

I może Changbin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powiedział za dużo, że powinien przystopować już dawno temu, ale w tej chwili zapewnienie komfortu Minho było ważniejsze. I może faktycznie ryzykował dużo, ale udało mu się, osiągnął to, co chciał.

Po ponad godzinie siedzenia na plaży, musieli się jednak zabrać z powortem do hotelu. Oboje wiedzieli, że następny dzień miał być ciężki i potrzebowali snu, dlatego też niechętnie ruszyli w drogę powrotną i tym razem przystając w jednym z otwartych lokali na coś do picia. Atmosfera była całkiem luźna pomimo tego, co stało się między nimi na plaży. I chociaż ani słowo nie padło na temat pocałunku, który spoczął wcześniej na czole starszego oraz o pocieszających zdaniach niższego, to jednak w głowach ich obojga ten moment powracał do nich cały czas, jak coś, czego nie dało się pozbyć. 

Changbin z całych sił starał się zachowywać, jakby nic się nie stało, jakby wcale nie pocałował tak ot swojego przyjaciela w czoło w miejscu publicznym, chcąc zapewnić mu komfort. Lecz pomimo jego usilnych starań, przed oczami cały czas tkwił uśmiech Minho, który pojawił się na jego twarzy zaraz po tym, jak niższy chłopak odsunął się od niego. Nie potrafił o tym zapomnieć, jakkolwiek mocno starał się to zrobić, gdyż emocje, jakie go ogarnęły, były zbyt silne.

Ale i Minho czuł się jakby dziwnie zagubiony, pogrążony w uczuciach, których nie rozumiał. Gdyż właśnie to było główną rzeczą, która ich dzieliła — Changbin wiedział o tym, co czuł, lecz w sercu Minho prawda ta była jeszcze zagrzebana pod masą innych emocji. Nie rozumiał, dlaczego jego serce nadal biło mocno, gdy myślał o dotyku ust młodszego na jego skórze, dlaczego momentalnie na jego usta wstępował uśmiech. To było coś, czego wcześniej nie czuł, a każdy drobny gest młodszego sprawiał, że uczucia te nasilały się. I szczerze, nie wiedział czy bardziej go to przerażało, czy intrygowało.

Gdy w końcu dotarli do hotelu, oczy Changbina ponownie zaczynały kleić się ze zmęczenia. Nadal nie zaczerpnął ani godzinki snu, a do krainy Morfeusza ciągnęło go już w momencie, gdy byli jeszcze w Chicago. Dlatego też gdy z powrotem znaleźli się w pokoju, postanowił niezwłocznie pójść spać, umycie się zostawiając na poranek. Tego dnia napotkało go zbyt wiele emocji i niespodziwanych zdarzeń, że wiedział, iż po prostu zaśnie, nie potrafiąc już dłużej tego znieść. Nie wiedział, dokąd mogły zaprowadzić ich dzisiejsze wydarzenia, czy nie przesadził, ale w tym momencie nie był już w stanie o tym myśleć. Potrzebował odpoczynku przed następnym koncertem, a godziny przeznaczone na sen drastycznie szybko się zmniejszały.

Jednak w momencie, gdy przekroczyli próg hotelowego pokoju, Changbinowi przypomniało się o tym, jaką sytuację zastał wcześniej, jak znalazł się w pokoju po raz pierwszy. Spomiędzy jego warg uciekło żałosne westchnienie na widok tego paranoicznie małego łóżka. Bał się, że Minho nie uda mu się wypchać z wygodniejszego łóżka. Zresztą, już dawno temu przyznał przed sobą, że w żadnym wypadku nie był w stanie odmówić starszemu chłopakowi.

Jednak ku jego zaskoczeniu, Lee zdawał się nie uważać na ten problem. Oznajmiając jedynie, że idzie się myć, podszedł do swojej torby, wyciągając z niej odpowiednie rzeczy. I gdy tylko starszy chłopak zniknął za drzwiami łazienki, zamykając je na klucz, stwierdził, że nie ma już sensu czekać. I tak nie miał już siły na chociażby prysznic, dlatego też korzystając z faktu, że pozostał sam, wyciągnął rzeczy na zmianę, a następnie ściągnął z siebie brudne cichy. Szybko wrzucił je do swojej torby, następnie ubierając nową parę bokserek i luźne dresy. I nim wyższy zdążył wrócić z łazienki, ledwo juz żywy położył się na większym łóżku, niemalże od razu odpływając w krainę snu.

I tak samo jak wcześniej tego dnia, gdy już nareszcie miał usnąć, drzwi łazienki rozchyliły się, a w pokoju znów nastała jasność. Z bólem rozchylił powieki, podciągając się do góry i lekko zamglonym wzrokiem spoglądając na starszego chłopaka. Westchnął ze zmęczeniem, nie wierząc, że już drugi raz tego dnia tak drastycznie został wyrwany z przyjemnych ramion snu.

— Serio? Teraz? — mruknął, jeszcze mocniej podciągając się na łóżku. Kołdra, którą zdołał jeszcze na siebie nasunąć przed niezwłocznym postanowieniem o pójściu spać, zsunęła się na jego kolana, odsłaniając tym samym jego nagą pierś. — Prawie zasnąłem, a ty znów mnie obudziłeś.

I chociaż spodziwał się raczej innej reakcji, może skruchy, może olania sytuacji, ale na twarzy Minho pojawiło się nic innego, jak szczery i szeroki uśmiech. Szybko odrzucił on swoje rzeczy na krzesło, wyraźnie postanawiając zając się nimi rano, po czym zrobił krok w stronę łóżka. I dopiero gdy Seo zamrugał parę razy, w końcu zdobywając przejrzystą wizję, dostrzegł, że policzki wyższego znów stały się jakby czerwieńsze, niż zazwyczaj. I chociaż naprawdę mocno starał się wmówić sobie, że było to powodem zapewne wziętej przed chwilą, gorącej kąpieli, to jednak gdzieś z tyłu głowy niekontrolowanie pojawiła mu się myśl, że może jakimś cudem powodem tego pięknego koloru był fakt, że młodszy siedział na łóżku bez koszulki.

Jednak pomimo tego, jaki kolor pojawił się na policzkach starszego, nie zaprzestał on tego, co robił. Gdy tylko ułożył swoje ciuchy na krześle, zapalił mniejszą lampkę znajdującą się przy łóżku, a następnie zgasił górne światło. Sprawiło to, że Seo nieco mocniej rozszerzył oczy, gdyż światło raziło je przez stan, w jakim znajdował się jeszcze przed chwilą. Starał się otrząsnąć, pobudzić, gdyż naprawdę intrygowało go to, co mogło się zaraz stać. W końcu Lee nie odezwał się ani słowem na temat tego drugiego, mniejszego łóżka, a na dodatek gdzieś z tyłu jego głowy nadal plątały się myśli o tym, jaki kolor pojawił się na policzkach wyższego.

— Nie idziesz się myć? — zapytał starszy, z powrotem wchodząc w głąb pokoju. Jeszcze raz podszedł do stolika, następnie siadając na drugim, nie zajętym przez jego ciuchy krześle i chwilę później otwierając buteleczkę kremu, który trzymał w ręku.

— Nie, nie mam już siły — odparł niemalże od razu czarnowłosy. Mówił prawdę, jego oczy nadal kleiły się do siebie i jedynie chęć zobaczenia, co za chwilę zrobi Lee trzymała go w stanie świadomości. Brązowowłosy w końcu mógł bez problemu ułożyć się na drugim łóżku albo, co bardziej prawdopodobne, zepchnąć go z tego większego i ułożyć się na nim samemu. — Jeszcze zasnąłbym pod prysznicem, poślizgnął się i umarł. 

Na twarzy wyższego po raz kolejny pojawił się uśmiech, który tym razem wywołany został słowami Seo. Wylał na swoje palce odrobinę kremu, po czym roztarł go po swojej twarzy, wpatrując się w jakiś punkt w pokoju.

— Nazwałbym cię śmierdzielem, ale to ksywka Hyunjina — zaśmiał się, wklepując krem w twarz. 

W tym momencie, co prawda cały czas uśmiechając się szeroko, czarnowłosy wziął w dłonie leżącą obok poduszkę i rzucił nią w stronę starszego chłopaka, który nie spodziewając się tego lekkiego uderzenia, pisnął cicho, upuszczając krem. Posłał w stronę młodszego nienawistne spojrzenie, jednak na jego ustach nadal znajdował się uśmiech.

— Nie dałeś mi skończyć! — oburzył się, zakładając ręce na piersi. W tym momencie obie z brwi czarnowłosego chłopaka uniosły się do góry, jakby nie rozumiejąc, co Lee miał na myśli. — Chciałem jeszcze dodać, że miałem okazję przytulać cię na plaży, więc chyba nie ma aż tak źle.

Po tych słowach usta Changbina rozchyliły się nieco z zaskoczenia. Nie do końca spodziwał się takiego komentarza od strony wyższego i właśnie dlatego zareagował tak, a nie inaczej. Jednak nim zdołał otrząsnąć się z tego nagłego szoku, stało się coś, co wprowadziło go w jeszcze większe osłupienie. Minho bowiem, zaskakując go już kompletnie, uniósł się z krzesła, a następnie usiadł na drugim brzegu łóżka, na którym to leżał też Changbin. Oczy młodszego niemalże wypadły z orbit, a oddech jakby ustał w piersi. Nie rozumiał, co się działo, a szok i niedowierzanie ogarniały jego ciało już któryś raz w ciągu kilku ostatnich godzin.

— Co ty robisz? — wydusił w momencie, gdy Lee zgasił mniejszą lampkę, następnie unosząc w górę kołdrę, pod którą to leżał też Changbin. 

Minho jakby kompletnie nie zwracając uwagi na to, że kładł się właśnie na tym samym łóżku, na którym od parunastu minut leżał jego młodszy towarzysz, wsunął się pod kołdrę, wygodnie układając się na materacu. Po tym, jak chwilę wcześniej Lee zgasił małą lampkę, a w pomieszczeniu nastał kompletny mrok, jednak dzięki światłu tętniącego nadal życiem miasta wpadającemu przez niezasłonięte do końca okno, czarnowłosy nadal widział postać swojego hyunga, a nawet i wyraz jego spokojnej twarzy.

— Kładę się spać, jak widzisz — odpowiedział zgodnie z prawdą, chociaż doskonale wiedział, że nie o to chodziło młodszemu. Coś w środku jednak blokowało go od wyjawienia, że w jakiś sposób ciągnęło go do położenia się z niższym w jednym łóżku, dlatego też słowa postanowił zastąpić czynami. Tak po prostu było prościej. — I ty też powinieneś, sam mówiłeś, że zaraz zaśniesz.

I chociaż Changbin nadal nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, to jednak ułożył się płasko na łóżku, jakby nie potrafiąc oprzeć się poleceniom starszego. Doskonale wiedział, że był w stanie zrobić dla niego wszystko, tylko, by był szczęśliwy i właśnie dlatego niezwłocznie położył się płasko, z powrotem naciągając kołdrę na swoją nagą pierś. Lee w odróżnieniu do niego miał na sobie cienką koszulkę i zwykłe, krótkie spodenki, i szczerze nie wiedział, czy bardziej było mu głupio z powodu tego, że on sam nie miał na sobie zbyt wiele, czy raczej się z tego cieszył, bo coś podświadomie podpowiadało mu, jaka była reakcja starszego.

Nie miał pojęcia, jak długo leżał jak kłoda, wpatrzony w sufit, jakby nagle całe zmęczenie znów uciekło z jego ciała. Serce w jego piersi uderzało jak opętane, a jego oczy były szeroko rozchylone. Nie docierało do niego, że Lee leżał niecały metr od niego, w jednym, głupim łóżku, że rumienił się on na widok jego nagiej klatki piersiowej. To wszystko zdawało się zbyt nieprawdziwe, jakby po prostu spał, a to co się działo, było wytworem jego wyobraźni. Jednak w momencie, gdy Minho odezwał się ponownie, zamurowało go jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe.

— Zimno mi — stęknął, jakby specjalnie przeciągając ostatnią literkę. Changbin nieco niepewnie uniósł się na łokciu, spoglądając na wyższego. Nie wiedział, dlaczego Lee powiedział to na głos, tym bardziej, że ewidentnie ten dyskomfort spowodowany był faktem, że nie był on dokładnie przykryty, a jedna z jego nóg wystawała spod kołdry.

— To przykryj się porządnie — odpowiedział cichutko, jakby szczerze nie wiedząc, co powiedzieć. Nie chciał źle interpretować słów starszego, a jego zakochany na zabój mózg podpowiadał mi w tej chwili naprawdę dziwne rzeczy.

Jednak Minho nie zrobił tego, co zasugerował mu czarnowłosy, a wręcz odwrotnie — jeszcze raz rozchylił swoje słodkie usteczka w celu wypowiedzenia kolejnych słów.

— Zimno mi — powtórzył uparcie, jednak tym razem ton jego głosu był bardziej stanowczy, jakby chciał zasugerować mu tym, że nie było to tylko wypowiedziane na głos marudzenie, a konkretne słowa skierowane właśnie do niższego chłopaka.

I gdy Changbin już miał odpowiedzieć coś, prawdopodobnie znów sugerując mu to samo albo i nawet samemu naciągając mocniej kołdrę na piękne ciało brązowowłosego, który to nadal leżał wpatrując się w sufit, jakby nie potrafił spojrzeć na młodszego, gdy nagle Lee odezwał się jeszcze raz, ubiegając jego reakcję.

— Po prostu mnie przytul, o to mi chodzi — wydusił nieco ciszej, niż dwie poprzednie manifestacje, ale jednak na tyle głośno, by sprawić, że serce czarnowłosego po prostu zatrzymało swój rytm.

Dla Changbina w tym momencie nie było już ratunku — leżał prawie że nagi w jednym łóżku z osobą, którą kochał i która na dodatek prosiła go o to, by ją przytulił. Jego serce przestało bić, myśli jak osłupiałe skupiły się na tym, co powiedział chwilę wcześniej Minho, uparcie to przetwarzając. Oczy były szeroko rozchylone, zresztą tak samo, jak usta, spomiędzy których nie chciało wylecieć ani jedno słowo. Był jak sparaliżowany, osłupiały, niezdolny do reakcji. Cały czas jedynie wpatrywał się w twarz nadal leżącego płasko Minho, nie potrafiąc uwierzyć w to, co się stało.

I nim Seo faktycznie zdążył zrobić cokolwiek, Minho jeszcze raz westchnął żałośnie, po czym samemu nieco podciągnął się na materacu, i nim się rozmyślił, popchnął nieco niższego, zmuszając go tym samym do położenia się. Changbin wydał z siebie cichy pisk zaskoczenia, jednak nie miał za wiele czasu na to, by rozmyślać o upokarzającym dźwięku, jaki to uciekł z jego ust, gdyż już chwilę później stało się coś, co już dosłownie dobiło jego biedne serce. Minho bowiem, kompletnie ignorując już zdrowy rozsądek, a zaczynając słuchać serca, które tego dnia podpowiadało mu naprawdę dziwne i niezrozumiałe rzeczy, ułożył się tuż przy ciele czarnowłosego chłopaka. Głowę ułożył na nagiej piersi rapera, zaś zarówno rękę, jak i nogę przerzucił przez jego ciało, dosłownie przylegając do jego boku.

Minęła naprawdę dłuższa chwila, nim Changbin zrozumiał, co się działo — jak blisko był Minho, że czuł go dosłownie całym ciałem, że Lee wtulał się w jego bok niczym maleńki, niewinny kotek, który potrzebował czułości i czyjejś bliskości. Dlatego też, gdy w końcu zdał sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znalazł, naprawdę niepewnie ułożył jedną dłoń na talii wyższego chłopaka, drugą kurczowo zaciskając na prześcieradle. Głowa brązowowłosego spoczywała centralnie w miejscu, gdzie gdzieś w środku znajdowało się serce młodszego i Changbin doskonale wiedział, że Minho musiał czuć bądź i słyszeć to, jak szybko ono uderzało. Jego własne policzki stały się cholernie gorące, a oddech ustał wraz z nadejściem gęsiej skórki. Górna część jego ciała była naga i dzięki temu czuł, jak każdy, nieco nierówny oddech wokalisty opada na jego skórę, ciało starszego przylega ciasno do tego jego, a Lee jest po prostu wszędzie, ogarniając jego każdy zmysł.

— Tak lepiej — wyszeptał w końcu starszy chłopak, a słowa te odbiły się od skóry niższego. — O wiele.

Changbin nie mylił się ani trochę — bowiem Minho doskonale czuł te szaleńcze tempo, jakie obrało serce czarnowłosego. Czuł też, jak jego ciałem wstrząsały niemalże niewidoczne dreszcze, gdy tylko poruszał nieco swoim ciałem. I może Seo nie był w stanie się o tym dowiedzieć, to jednak i w piersi starszego z nich panował istny chaos, który powodowany był przez nierozumiane przez niego uczucia. Nie miał pojęcia, co nakazało mu przysunąć się tak blisko niższego, ale nie żałował tego, czując, jak całe jego ciało ogarnia naprawdę przyjemne ciepło, przede wszystkim obierając sobie za cel jego policzki, które piekły przyciśnięte do skóry na piersi czarnowłosego. I może impuls, który nakazał mu przytulić się do rapera, był naprawdę nagły, jednak to, jak przyjemnie było w uścisku niższego, było istotnie nie do opisania. Nie rozumiał, czemu reagował tak mocno, ale po prostu to wszystko było silniejsze od niego.

Changbin dosłownie utonął w ilości bodźców, jakie do niego docierały. Czuł na skórze dotyk wyższego, słyszał jego szybkie oddechy, czuł zapach jego mydła oraz szamponu, gdyż brązowe i puchate włosy Minho znajdowały się niezwykle blisko jego nosa, a także widział, jak z każdą chwilą Lee porusza się delikatnie, jakby chcąc być jeszcze bliżej. Nadal leżeli po jedną kołdrą, jednak teraz ich ciała związały się niemalże w supeł. Jedna z nóg starszego przerzucona była przez tą niższego, zaś jego dłoń spoczywała na piersi Seo, która to unosiła się stanowczo zbyt agresywnie i szybko. To było za dużo jak dla jego biednego, zakochanego serca.

Brązowowłosy szczerze czuł, jakby jego ciało gotowało się od środka. Istotnie, gdy jeszcze chwilę wcześniej leżał po drugiej stronie łóżka, było my dość chłodno, lecz teraz jego ciało jakby wrzało. Jego policzki piekły od rumieńców, a bliskość Changbina w jakiś sposób sprawiała, że było mu ciepło i niezwykle komfortowo. Dodatkowo, kiedy impulsywnie wtulił się w ciało niższego, nie spodziewał się, że ten ułoży swoją dłoń na jego talii, ale nie miał w żadnym stopniu z tym problemu. Wręcz odwrotnie — ten subtelny rodzaj czułości sprawiał, że jego serce uderzało jeszcze szybciej, a on w jakiś paradoksalny sposób pomimo tego, że był wyższy od Changbina, czuł się mały, jakby skryty w jego czułym uścisku. To wszystko — niezwykły komfort, przyjemny uścisk, ogrom przytłaczających go uczuć i ciepło ogarniające jego całe ciało — sprawiło, że westchnął cicho, nie potrafiąc się już powstrzymać.

Jego oczy nadal były rozchylone i szczerze nie miał pojęcia, co nim kierowało, ale po raz kolejny już tego dnia zrobił coś niezwykle impulsywnie. Swoją dłoń, którą podczas nagłego wtulenia się w bok niższego przerzucił przez jego nagą klatkę piersiową, ułożył na boku młodszego, tak, że mógł czuć pod skórą lekko rysujące się żebra. Potarł kciukiem delikatnie skórę czarnowłosego, jakby chcąc upewnić się, że był on prawdziwy — i nie mylił się, Seo naprawdę tam leżał, a Lee doskonale czuł strukturę jego ciała pod opuszkami swoich palców. Już wtedy ciałem młodszego wstrząsnął pierwszy dreszcz, chociaż to był dopiero początek wędrówki wyższego po równie pięknym i dobrze zbudowanym ciele rapera.

I chociaż spomiędzy warg żadnego z nich nie padło chociażby jedno słowo, to jednak nie były one po prostu potrzebne, gdyż Minho doskonale wiedział, że miał pozwolenie na to, co robił. Po prostu, znał już młodszego chłopaka na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie pozwalał on nikomu na coś, co nie sprzyjało jego zamiarom, co wykraczało poza jego sferę komfortu, dlatego też fakt, że Seo nie odezwał się chociażby słowem, a jego ciało zaczynało trząść się od dreszczy, które nachodziły go nawet przy najsubtelniejszych ruchach dłoni starszego, sprawił, że postanowił iść dalej. Tak naprawdę ani trochę nie panując nad tym, co robił, jakby to jakaś siła wyższa nim w tej chwili zarządzała, przesunął swoją dłoń wzwyż klatki piersiowej czarnowłosego. Spoczęła ona centralnie na prawej piersi młodszego, na wysokości wzroku wokalisty, gdyż jego głowa leżała nad sercem niższego.

Po raz kolejny czując, że tak naprawdę nie do końca panuje nad swoim ciałem, zacisnął lekko swoje palce, szybko stwierdzając, że mięśnie na klatce piersiowej czarnowłosego były twarde, wyrobione, w jakiś sposób spięte. I szczerze, naprawdę nie wiedział, dlaczego doświadczenie tego jeszcze mocniej pogłębiło róż na jego licach, bo w końcu doskonale wiedział o tym, że Changbin ćwiczył aż za dużo. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dzięki ciągłym odwiedzinom na siłowni, w których czasem mu towarzyszył, ramiona jego młodszego przyjaciela stawały się potężne, postura rysowała się mężniej, a nawet i jego pośladki lekko się zaokrągliły. Wiedział również, że mimo wszystko jego brzuch pozostawał przyjemnie miękki, bez idealnie wyrzeźbionych mięśni, co w jakiś sposób uznawał za słodkie. Więc, dlaczego pomimo tego, że posiadał tę wiedzę już dawno temu, teraz odbierał ją tak dosadnie? Dlaczego w ogóle rumienił się przez kontakt ze swoim przyjacielem?

Lecz pomimo tego nagłego natłoku myśli, jego dłoń powędrowała jeszcze wyżej. Jego paliczki przesunęły się wzdłuż wystającego obojczyka czarnowłosego, wzdłuż niewielkiego pieprzyka na jego barku, by ostatecznie spocząć na jego ramieniu. Szczerze, Minho nie miał pojęcia, co nim kierowało, co działo się w centrum kontroli jego organizmu, jednak nim zdążył się powstrzymać, zacisnął swoje szczupłe palce na ramieniu Changbina. Poczuł, jak pod wpływem jego dotyku ciało niższego napina się i wstrząsa nim kolejny dreszcz, ale pomimo tego nadal nie odezwał się, wiedząc, że cisza była w tej chwili idealna. Po prostu zbędnymi wydawały mu się słowa, gdy mógł badać palcami skórę na tak idealnie zbudowanym bicepsie młodszego.

W jego głowie pojawiały się kolejne roszady myśli, które taranowały się jak szalone. Nagle zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo Changbin zmienił się w ciągu tych paru lat ich znajomości — od przeraźliwie chudego chłopca, do idealnie zbudowanego mężczyzny. Po kolei docierało do wokalisty to, jak bezpiecznie czuł się otoczony ramionami czarnowłosego, jak przyjemnie było słuchać bicia jego serca przy swoim uchu, jak bardzo podobało mu się to, jak męski stał się jego mały Binnie, który kiedyś w niezwykłym stresie próbował pomóc mu z rapem. Jednak teraz nie leżał wtulony w bok Binniego — tego czarnowłosego chłopca, który uparcie powtarzał, jak mroczny jest, a w ciało Changbina, kogoś dojrzalszego, kogoś, kto mógł zatroszczyć się również o niego. I właśnie te wszystkie myśli sprawiły, że wydawał z siebie jeszcze jedno westchnienie, tym razem znacznie głośniejsze i niebezpiecznie podchodzące niemalże pod jęk.

— Boże, Binnie — wydukał w końcu, a jego głos był nieobecny, jakby do końca nie był świadomy tego, co mówił. — Nie masz pojęcia, jak dojrzałeś. Stałeś się męski, nie wiem, jakoś tak... — w tym momencie jeszcze raz westchnął, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa. Jego palce nadal były owinięte wokół mięśni niższego i ani myślał, by ruszyć stamtąd swoją dłoń. To miejsce było po prostu idealne. — Idealny. Silny, męski, przystojny. Nawet nie wiesz, jak bezpiecznie się teraz czuję. Chciałbym móc leżeć tak dłuższej, niż tylko do rana. W twoich silnych ramionach.

Minho doskonale wiedział, że bredził, ale to nie on wydał rozkaz o wypowiedzeniu tych słów — a było to jego serce, które postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Nie rozumiał, dlaczego wypowiadał się w taki sposób o swoim młodszym przyjacielu z zespołu, ale w tamtej chwili czuł, że potrzebował go obok, że przy nim czuł się bezpieczny. I może to wszystko, co powiedział, nie miało większego składu, ale nagle zapragnął przekazać niższemu, jak bardzo adorował jego siłę. Dlatego też uniósł nieco swoją głowę, posyłając czarnowłosemu nieobecne spojrzenie.

I w momencie, gdy ich spojrzenia się spotkały, Seo zamrugał dwa razy, jakby chcąc upewnić się, że to wszystko, co się działo, nie było jedynie wytworem jego wyobraźni. Tego wszystkiego było już za wiele, by mogło być to prawdziwe — w końcu Lee leżał wtulony w jego bok, nazywał go przystojnym, silnym, idealnym, beztrosko nadal badając strukturę jego mięśni i wsłuchując się w rytm bicia jego serca. I chociaż wydawało się to naprawdę nierealistyczne, to jednak się działo, to jednak Changbin wcale jeszcze nie śnił.

Nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, gdyż cała jego uwaga momentalnie spoczęła na ustach starszego, które to chwilę wcześniej wypowiedziały tak piękne słowa. Po prostu nie potrafił się powstrzymać, a te słodkie, różowiutkie za dnia usteczka kusiły go bardziej, niż dotąd wcześniej. Jego serce uderzało jak szalone w piersi, a wszechobecność Minho wcale nie pomagała. To było w dziwny sposób za dużo, za wiele, za blisko.

Nie był już w stanie wytrzymać bliskości tej idealnej istoty, gdyż doskonale wiedział, do czego w jego głowie to prowadziło. Wiedział, że nie mógł, że było to zakazane, ale pragnął pocałować te piękne wargi wyższego, wycałować całe jego idealne ciało, posadzić go sobie na kolanach i wytulić do snu. Jednak w tym momencie, gdy nagle dano mu wpatrywać się beztrosko w twarz Minho zrozumiał, że nie był już w stanie dłużej hamować swoich uczuć.

I może naprawdę by to zrobił, pochylając się lekko i przyciskając swoje wargi do tych starszego, gdyby ciuchy Minho nie spadły nagle z krzesła. Metalowe zapięcie paska uderzyło o posadzkę, wywołując szczęk żelaza, a to sprawiło, że natychmiast oderwali od siebie spojrzenia. Lee, chcąc jeszcze bardziej skryć się w ciele niższego, wtulił twarz w nagą skórę jego klatki piersiowej, zaś czarnowłosy mimowolnie zacisnął mocniej dłoń na talii starszego. Jednak gdy tylko dotarło do nich to, czym był nagły intruz, z powrotem rozluźnili się.

— Masz nawiedzone ciuchy, hyung — wydukał półtonem niższy, jakby celowo kompletnie pomijając temat, o którym rozmawiali wcześniej. — Chyba już pora spać. Nie pozbieramy się jutro na koncert.

I chociaż Lee zgodnie kiwnął głową, doskonale wiedząc, że czarnowłosy miał rację, to jednak coś w nim nadal chciało badać palcami ciało Seo, wpatrywać się z zainteresowaniem w jego ciemne oczy i różowe usta. I pomimo tego, jak skończyła się ta przyjemna sytuacja, zrozumiał jedno — coś dziwnego działo się z jego sercem, gdy tylko Changbin był obok.

Changbin naprawdę nigdy nie przypuszczał, że obudzi się z obiektem swoich westchnień skrytym w swoich ramionach — fakt, może zdarzało mu się marzyć o tym, jak mogłoby wyglądać życie, gdyby Minho odwzajemniał jego uczucia, ale nigdy nie zakładał, że to może stać się naprawdę, że na serio obudzi się przytulony do starszego. A jednak, chociaż logika podpowiadała mu, że tak być nie może, to Lee leżał nadal z głową na jego klatce piersiowej, wtulony w jego ciało tak mocno, jakby zależało od tego wszystko.

I chociaż serce Seo naprawdę bolało w momencie, gdy jak najdelikatniej zrzucił z siebie swojego hyunga, to wiedział, że musiał to zrobić dla dobra ogółu. Pamiętał doskonale, co stało się, nim zasnęli, ale nie wiedział, jak wiele z tego Minho powiedział w pełni świadomie, czy chociażby jego ruchy były przemyślane i celowe, i właśnie dlatego postanowił się bezszelestnie wycofać. I tak musieli już powoli wstawać, szykować się na kolejny dzień ciężkich aktywności, więc tym działaniem tak naprawdę wypełniał powinność.

Było dziwnie, w jakiś sposób inaczej. W jego głowie cały czas rozchodziły się słowa Minho z nocy — wszystkie pochwały kierowane w stronę rapera, ale i słowa zwątpienia wypowiedziane na plaży. Wszystko to pałętało się po jego głowie od rana i nie przestało nawet w momencie, gdy musieli już opuścić hotel. Przed koncertem zawsze było jeszcze mnóstwo pracy i chociaż naprawdę kochał spotykać się z fanami, to jednak ilość pracy z tym związana czasem go przerażała.

Minho zachowywał się względem niego w dziwnie zwykły sposób — podczas śniadania żartował, w pokoju rozmawiali normalnie, jakby nic się nie stało, jakby Lee nie wyznał mu wcale w nocy dość dwuznacznych słów, jakby nie stwierdził, że po prostu nie nadaje się do bycia idolem. Nie wiedział, czy Minho po prostu o tym nie pamiętał, bo najwyraźniej był zbyt zmęczony, czy raczej nie mówił o tym celowo, jakby bał się tego, co stało wczoraj. Bo chociaż i Changbinowi było w to ciężko uwierzyć, to jednak musiał przyznać się przed sobą, że wczorajszy dzień był inny — bo nigdy nie spali w tak ciasnym uścisku, bo Minho nigdy nie badał paliczkami z taką dokładnością jego torsu, bo nigdy nie całował starszego w czoło w miejscu publicznym.

Jego głowa od rana była przepełniona goniącymi się wzajemnie myślami, jednak pomimo tego zdołał zauważyć, że Minho może miał faktycznie trochę racji, co do ich byłych współlokatorów, gdyż spędzali oni razem aż zanadto dużo czasu. Jisung zachowywał się po prostu, jakby nie pragnął niczego, poza ciepłym uściskiem Hyunjina, zaś wyższy chłopak wpatrywał się w niego jedynie z niezwykłym uśmiechem. I chociaż Changbin gdzieś w środku czuł, że powinien przeprowadzić na ten temat większe dochodzenie, upomnieć ich o grożących im przez to niebezpieczeństwach czy chociażby zapewnić ich, że mogą się zwracać do niego o dobrą radę, to jednak w tej chwili zrozumiał, że nie mógł mieć do swoich młodszych przyjaciół żadnych problemów. W końcu sam był tym, który od naprawdę dłuższego czasu kochał członka swojego zespołu i wiedział, że nic nie zwiastowało, by stan ten mógł się zmienić. Sam łamał zasady, sam był w stanie kompletnie je olać, gdyby tylko Minho odwzajemniał to, co sam czuł, więc dlaczego mógł mieć o to problem do swoich przyjaciół?

Ostatecznie, gdy po próbie wylądowali ze stylistami w garderobie, pogrążył się w myślach po raz kolejny. Changbin był melancholikiem, poetycką duszą — i właśnie ten charakter sprawił, że porównał Minho do tak wyszukanej rzeczy i teraz zamartwiał się, jakby od tego zależały losy całego świata. I może od tego, co wydarzyło się w nocy, nie zależała historia świata, ale jego prywatna, może średnio ciekawa historia życia.

Dzień ten był wyjątkowo gorący i chociaż na co dzień Changbin naprawdę uwielbiał taką pogodę, to jednak fakt, że w takim upale musiał dać długi koncert wcale mu się nie uśmiechał. Styliści uporali się dziś z nim wyjątkowo szybko, ubierając go w zwykły bezrękawnik z sloganem ich zespołu, jeansy i żółtą bandanę, na którą opadały jego czarne włosy, i dzięki temu miał nieco więcej czasu na nastawienie się psychicznie do koncertu. Kochał kontakt z fanami, była to jedna z rzeczy, którą w byciu idolem uwielbiał najbardziej, jednakże nie zmieniało to tego, że koncerty były męczące, a nie był to ich pierwszy raz, gdy dawali długi występ w słonecznym Los Angeles. 

Spoczął na znajdującej się w garderobie kanapie, wzdychając cieżko i rozglądając się wokoło. Do pełnej gotowości brakowało mu już jedynie podłączonego mikrofonu, ale na to mieli jeszcze czas. Czuł się nieco zmęczony po nocy, której większą cześć poświęcił na chwile z Minho, dlatego też zamrugał parę razy, starając się rozbudzić w ten spośób. Ten wieczór dopiero się zaczynał i nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Zaczął następnie się rozglądać po pomieszczeniu, szybko zauważając, że brakowało w nim Chana, który zapewne załatwiał jakieś sprawy z resztą staffu. Seungmin wraz z Jeonginem i Felixem żartował o czymś w innej części garderoby, zaś pozostała część członków zespołu nadal zmagała się ze stylistami. Jego wzrok jakby automatycznie powędrował w stronę Minho, jakoby było to oczywiste, że to było miejsce dla niego. Dopiero wtedy zauważył, że Lee dyskutował o czymś zawzięcie ze swoim stylistą, a jego twarz pogrążała się w stresie, jakimś dziwnym rodzaju dyskomfortu. Changbin zmarszczył brwi, starając się wytężyć wzrok i zrozumieć, co tak naprawdę zachodziło pomiędzy tamtą dwójką.

Szczerze mówiąc, nie wiedział, co chciał osiągnąć, ale coś nakazało mu podnieść się z kanapy i podejść w kierunku Minho i jego stylisty. Chciał jakoś zainterweniować, gdyż doskonale widział, że coś było nie tak, gdyż Lee naprawdę rzadko wyrażał to, co czuł, aż tak dosadnie. Brązowowłosy na co dzień był dość zamknięty, chłodny i dostęp do jego uczuć przeważnie otrzymywały jedynie bardzo bliskie mu osoby. Właśnie ta cecha była jedną z motywacji, które nasunęły Changbinowi na myśl porównanie o morskim wietrze —  z początku chłodny, nieprzyjemny, ale w istocie jednak ogrzewający serce samym swoim byciem.

Gdy tylko Seo podszedł bliżej, zauważył, co prawdopodobnie było powodem tej zawziętej dyskusji, która toczyła się pomiędzy wokalistą, a kobietą, która była odpowiedzialna za jego wygląd na koncercie. Lee nadal nie był ubrany w koncertowy strój, za to kobieta trzymała w rękach koszulkę, która zapewne była przeznaczona właśnie dla Minho. I może Changbin nie słyszał poprzednich zdań z ich dyskusji, ale znał starszego na tyle dobrze, by po krótkiej analizie zrozumieć, co się działo. Koszulka trzymana przez stylistkę była dość krótka, w stylu takich, jakie na koncertach często nosił ich lider, a Seo doskonale wiedział o tym, jak bardzo brązowowłosy nie znosił tego typu ubrań. Było to motywowane przede wszystkim blizną, która znajdowała się na brzuchu Minho i której ten wstydził się pomimo upływu wielu lat.

Może Changbin wiedział, że czasem trzeba było po prostu zrobić to, co im kazano, co chcieli inni, ale nie potrafił patrzeć na to, jak na twarzy Minho jedynie rośnie dyskomfort i jakiś rodzaj strachu. Właśnie dlatego postanowił zareagować, zainterweniować, przerwać toczącą się pomiędzy tą dwójką dyskusję. Stanął obok, odchrząkając głośno i tym samym zwracając na siebie uwagę zarówno Minho, jak i jego stylistki.

— Przepraszam, ale nie widzi pani, że on nie chce tego ubrać? — zapytał dość szorstkim głosem. I może wiedział, że jego reakcja była w pewien sposób przesadzona, ale naprawdę zależało mu na tym, by starszy czuł się dobrze i komfortowo nawet na koncercie. I chociaż starał sobie wmówić, że to było tylko jego odczucie, to oczy stylistki zaszły się strachem poprzez to, jak szorstki był jego głos. — Wiem, że jesteśmy przede wszystkim maszynkami do zarabiania pieniędzy, ale wydaje mi się, że mimo wszystko mamy jeszcze prawo czuć się na scenie komfortowo, nieprawdaż?

Po tych słowach stylistka oblizała dość nieco nerwowo wargi, spuszczając wzrok na trzymane przez siebie ubranie. Changbin szczerze nie przypuszczał, że jego słowa będą miały aż taki duży wpływ na reakcję stylistki, ale cieszyło go to, co się działo. Osiągnął swój cel, jakim była pomoc dla starszego i właśnie dlatego nie przeszkadzało mu ani trochę to, że zabrzmiał chłodno i szorstko.

— Dobrze, poszukam czegoś innego — wydusiła jedynie kobieta, po czym ani razu już nie spogladając ani na Minho, ani na Changbina, odeszła do nich, zapewne tak jak powiedziała w celu znalezienia innych ubrań dla wyższego z nich.

I gdy tylko zostali sami — co prawda tylko czysto teoretycznie, gdyż w garderobie na ogół przebywało jeszcze sporo osób — Minho przeniósł swoje spojrzenie na niższego chłopaka, nagradzając go w tym samym momencie szerokim, wdzięcznym uśmiechem. Bo może Changbin istotnie wiedział, dlaczego tak bardzo nie chciał ubrać tego, co pierwotnie miał, to jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo w tej chwili pomógł brązowowłosemu. Była to dla Minho ulga, a to wszystko tylko dzięki Changbinowi, który uratował go od wychodzenia poza swoja sferę komfortu. I chociaż nie miał pojęcia, czemu niższy to zrobił, reagując wręcz agresywnie na postawę jego stylistki, to naprawdę był mu za to wdzięczny. 

— Dziękuję, Bin — westchnął, następnie samemu zagryzając nieco swoją dolną wargę. I chociaż naprawdę mocno starał sobie wmówić, że mu się jedynie wydawało, to gdzieś w środku wiedział, że wraz z tym ruchem wzrok czarnowłosego spoczął na jego wargach. — Nie wiedziałem już, co jej powiedzieć, by zrozumiała, że to nie ubiorę.

Changbin jedynie odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że nie powinien tego robić, bo Minho mógł stanowczo uznać jego zachowanie za podejrzane, ale nie potrafił w tej chwili oderwać wzroku od różowych warg wyższego, które to brązowowłosy zagryzał lekko, jakby starając sobie ulżyć stresu, który wzrósł w nim przez sytuację sprzed chwili. Nim Seo zdążył się powstrzymać, ułożył jedną ze swoich dłoni na ramieniu wyższego, następnie lekko poklepując pokrzepiająco jego skórę. 

— Nie ma za co, hyung — odpowiedział niemalże od razu. — Po prostu nie lubię patrzeć, jak jesteś nieszcześliwy.

I te słowa Changbina zabrzmiały dość podejrzanie, jakby powiedział o słowo za dużo, i oboje podświadomie zdawali sobie z tego sprawę, jednak nim ktokolwiek z nich zdołał jeszcze jakoś zareagować, drzwi pomieszczenia rozchyliły się, a w nich stanął lider zespołu. 

— Changbin, chodź na chwilę — poprosił jak zwykle spokojnym głosem. Seo jedynie westchnął ciężko, niechętnie odwracając się na pięcie, po uprzednim posłaniu starszemu jeszcze jednego uśmiechu. — Potrzebuję twojej pomocy.

Minho czuł się nieobecny podczas koncertu, jakby był tam jedynie ciałem, a jego dusza wraz z myślami znajdowała się gdzieś indziej. I chociaż było to wprawdzie jedynie jego odczucie, to poniekąd miał rację — bo jego myśli uporczywie wracały do wydarzeń poprzedniego dnia i nocy, do tego jak wyznał młodszemu na plaży niesłyszane jeszcze dotąd przez nikogo słowa, do tego jak zaczął bredzić głupoty późno w nocy, będąc wtulonym w bok niższego i do tego, jak ostatecznie usnął w jego ramionach. Czuł się zagubiony, jakby nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co tak naprawdę działo się w jego sercu. Nie do końca wiedział, co działo się znim i co obecnie zachodziło w jego sercu. To wszystko było poniekąd normalne, ale jednak działo się znim coś, czego dotąd jeszcze nie zaznał. 

Bo w końcu jak mógł wytłumaczyć motylki, które pojawiały się w jego brzuchu tego dnia niemalże w kółko, gdy tylko Changbin był obok? Jak mógł wytłumaczyć ten gorący odcień różu, który stanowczo był na jego policzkach, gdy usypiał wtulony w bok Seo? Czym tak naprawdę były te dreszcze, które przechodziły przez jego ciało, gdy czarnowłosy nazywał go w tak delikatny sposób hyungiem, równocześnie nagradzając go szczerymi uśmiechami? W końcu zdarzało się mu już wcześniej przytulać z innymi członkami zespołu, chodzić z nimi na spacery i żartować, ale coś takiego czuł pierwszy. Pierwszy raz podświadomie czuł, że jego serce nie reagowało na te gesty jak na czyny zwykłego przyjaciela, a jak na czyny kogoś znaczącego coś więcej. 

Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiał się ogarnąć, bo swoim rozkojarzeniem mógł popsuć coś podczas koncertu. Robił wszystko, by odtańczyć choreografię perfekcyjnie, by nie zapomnieć o swoich linijkach, by uśmiechnąć się i po prostu zachowywać się tak, jak zazwyczaj, jednak wszystkie te myśli uparcie powracały do jego głowy. Nie potrafił się powstrzymać od zerkania w stronę czarnowłosego przyjaciela z zespołu, nie potrafił zatrzymać też uśmiechu, który pojawiał się na jego twarzy w tych chwilach. To było nie do opanowania, silniejsze od niego, jakby zależne jedynie od jego serca.

W pewnym jednak momencie, gdy Changbin wykonywał jedną ze swoich partii, wzrok Minho spoczął na nim na odrobinę dłużej. Zawsze uważał wszystkich członków swojego zespołu za atrakcyjnych i było to właściwie oczywiste, ale nigdy nie przypuszczał, że któryś z nich mógł spodobać się mu w inny, mocniejszy sposób. I chociaż nie dopuszczał tego do siebie, to jednak jego serce uderzało trochę zbyt szybko, gdy tak po prostu przyglądał się swojemu młodszemu koledze. Seo zaciskał swoje palce wokół mikrofonu, jednocześnie rapując swoją partię. Jego czarne włosy były nieco uniesione poprzez bandanę, jaką to miał przewiązaną przez głowę, zaś ramiona, które w nocy Minho podziwiał z niezwykłym zainteresowaniem, były idealnie widocznie dzięki koszulce bez rękawów, jaką to niższy miał na sobie. Changbin był przystojny, to oczywiste, ale w oczach Minho w tej chwili lśnił, wyglądając idealnie w świetle kolorowych reflektorów i z szerokim uśmiechem na twarzy, który to wstąpił na nią po tym, jak skończył swój kawałek piosenki.

Potem przyszedł czas na fragment, który śpiewał on sam i właśnie dlatego odsunął od siebie wszystkie te myśli chociaż na chwilę. W jakiś sposób przerażało go to, o czym cały czas myślał, ale jednak nie potrafił tego od siebie odpędzić, gdyż Changbin uparcie cały czas wracał do jego głowy. 

Wraz z końcem piosenki nastała krótka przerwa, w której czasie musieli się przebrać  i przygotować do unitowych piosenek. Była to dla niego chwila ulgi, jakby nareszcie pozostał sam, bez Changbina, który uparcie ściągał na siebie jego całą uwagę. Występując ze swoją unitową piosenką wraz z Felixem i Hyunjinem, nareszcie czuł, że dał z siebie wszystko, lecz chwilę później, gdy na scenie znalazła się 3RACHA, ponownie przypomniał sobie o tym wszystkim. To było jak klątwa, jakby nie potrafił spoglądać na Changbina bez myślenia o tym, co stało się w nocy. 

I może właśnie dlatego, gdy tylko skończył się występ z "We Go", po czym Changbin wraz z Chanem i Jisungiem zszedł ze sceny, a w ich miejsce weszli Jeongin i Seungmin, Minho jakby automatycznie podszedł do młodszego chłopaka. Nie wiedział nawet tak naprawdę, co chciał powiedzieć, jaki był tego cel, ale po prostu poczuł potrzebę znalezienia się obok niego.

— Niezły występ — wydukał od razu, gdy tylko znalazł się bliżej czarnowłosego. Nadal nie był pewny tego, co nim kierowało w tej chwili, ale po prostu poczuł potrzebę pochwalenia niższego chłopaka.

Seo odwrócił się w jego kierunku, gdy tylko usłyszał głos starszego. Jego czarne włosy nieco kleiły się do czoła po już parunastu piosenkach, a parę strużek bezwonnego potu spływało wzdłuż jego karku. Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko i chociaż Minho nie wiedział czemu, to momentalnie odwzajemnił ten gest.

— Oh, dziękuję, Minnie.

I może Minho wiedział, że nie powinien reagować tak gwałtownie, bo było to jedynie zdrobnienie jego imienia, sposób, w jaki sam zwracał się do innych członków zespołu bardzo często, ale z jakiś przyczyn jego policzki zaszły się tym samym rodzajem gorącego różu, jak w nocy, podczas gdy przytulał się do niższego chłopaka. Jego serce podskoczyło do gardła, jakby chcąc zrobić wszystko, by wydostać się z jego klatki piersiowej, a usta rozchyliły się lekko przez to, co się stało.

Dopiero reakcja starszego sprawiła, że Changbin tak naprawdę zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Może faktycznie Minho często zwracał się do niego zdrobnieniami, a on sam robił to samo w stosunku do młodszych przyjaciół, ale nie do wyższego chłopaka, który stał właśnie przed nim z szeroko rozchylonymi wargami. Minho był jego hyungiem i to samo w sobie jakoś zabraniało mu używania takich słodkich słów, a poza tym wiedział też, że Lee tak naprawdę za tym nie przepadał.

Gdyż taka była prawda — Minho nie przepadał za tym, gdy inni nazywali go w słodki sposób, ale z jakiś powodów teraz było inaczej. Wpatrywał się jedynie jak osłupiały w czarnowłosego, cały czas rumieniąc się dorodnie i słysząc w głowie to, co Seo powiedział przed chwilą i co stanowczo chciał usłyszeć jeszcze raz.

— Przepraszam, nie powinienem — wydukał po chwili niższy chłopak. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lee za tym nie przypadał, ale jednak zdrobnienie to wyleciało spomiędzy jego warg samowolnie i teraz musiał naprawić swój błąd. — Jakoś tak...

I szczerze, naprawdę ucieszyło go to, że brązowowłosy przerwał mu, kładąc swoją dłoń na ramieniu niższego, gdyż tak szczerze nie miał pojęcia, jakiej wymówki użyć. Nie miał, co powiedzieć, bo nic nie wyjaśniało tego, co powiedział na tyle bezkarnie, że nie brzmiało to dwuznacznie.

— Nie przepraszaj, Bin, przecież nic się nie stało — zapewnił, uśmiechając się szeroko. I chociaż młodszy nie mógł przyznać tego na głos, to szeroki uśmiech wyższego połączony z rumianymi policzkami był naprawdę ślicznym widokiem. — W sumie, to... — zaczął ciągnąć dalej, starając się zebrać w głowie to, co chciał powiedzieć. Nie był pewny, jak do tego doszło, ale jego policzki zaszły się jeszcze głębszym odcieniem różu, o ile to w ogóle możliwe. — To było to naprawdę słodkie.

Widział po Changbinie, że ten chciał odpowiedź na jego słowa, gdyż uśmiechnął się szeroko, następnie rozwierając nieco swoje wargi, lecz los po raz kolejny tego dnia postanowił pokrzyżować im plany. Ostatnia z unitowych piosenek właśnie się skończyła, a to oznaczało, że musieli wrócić na scenę. I może rozmowa z młodszym musiała niestety dobiec końca, to Minho jednak zrozumiał jedną rzecz — stanowczo chciał być nazywany w ten sposób o wiele częściej. I szczerze, nie narzekałby, gdyby to Changbin okazał się być osobą, która będzie go tak nazywać.

Druga noc w hotelowym pokoju minęła nieco normalniej — co prawda nadal w jednym łóżku, jednak tym razem z daleka od siebie. Bo chociaż Minho naprawdę mocno chciał po raz kolejny wtulić się w ciało Changbina, i młodszy nich tęsknił za tym przyjemnym ciepłem, to jednak tym razem nie starczyło im odwagi, by to zrobić.

To był moment, w którym na jakiś czas musieli się rozstać, bowiem Changbin wraz z Jisungiem i Chanem zostawał w Los Angeles na jeden dzień dłużej. Mieli tam parę spraw do załatwienia jako 3RACHA i właśnie dlatego wracali do Korei innym lotem. I szczerze, Mino naprawdę żałował, że i tym razem nie będzie mógł potrzymać dłoni młodszego chłopaka podczas lotu wysoko ponad ziemią. Jego lęk podczas poprzedniego lotu dał mu w kość jakoś mniej i chociaż nie chciał się do tego przed sobą przyznać, to wiedział, że była to zasługa przede wszystkim właśnie Changbina.

Minho czuł się zagubiony w tym, co czuł — wszystko to było zagmatwane, nowe, niezrozumiałe. Znał Seo już naprawdę długi czas, ba, był jednym z pierwszych członków zespołu, których poznał i może właśnie dlatego nie rozumiał, dlaczego działo się w jego sercu tak wiele dziwnych rzeczy. I może nie zdawał sobie do końca z tego sprawy, ale te uczucia wcale nie były nowe — po prostu były zagrzebane pod grubą warstwą, a teraz nagle zaczynały się uzewnętrzniać, a to wszystko za sprawą tych dwóch dni spędzonych w Los Angeles. Pomimo tego, że wszyscy już tak naprawdę zapomnieli o wywiadzie z Chicago, to jednak po głowie Minho nadal pałętały się wypowiedziane wtedy przez młodszego słowa.

Może Changbin miał w pewien sposób rację? Lee doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przez wielu fanów był widziany jako dość specyficzny członek z innym poczuciem humoru, może nawet dość wrednym. Czasem naprawdę wiele czasu zabierało mu otworzenie się na drugiego człowieka, okazanie mu swoich prawdziwych uczuć, które nieraz były zagrzebane głęboko w jego sercu. Było w tym coś podobnego do ów wiatru, do którego podczas wywiadu nawiązał raper i który podczas ich wspólnego spaceru na plaży owiewał jego ciało, powodując dreszcze — z początku wydawał się on chłodny, ale było w tym jednak coś więcej, ale trzeba było chcieć to poznać.

I chociaż faktycznie Lee czuł się zagubiony, to jednak podświadomie znał prawdę, tylko bał się ją do siebie dopuścić. Nie mógł przyjąć do siebie, że podobał mu się jego przyjaciel z zespołu — i nie chodziło nawet o płeć Changbina, a fakt, że łamało to wszystkie zasady postawione im w kontrakcie z wytwórnią. Nie mogli zawierać związków, a co dopiero między sobą i właśnie dlatego starał się trzymać prawdę z dala od siebie jak najdłużej potrafił.

Minho po prostu bał się tego, co czuł.

Może poniekąd na dobre wyszedł mu fakt, że rozstał się z częścią zespołu na te paręnaście godzin, bo miał przynajmniej czas na myślenie, a robił to dosłownie ciągle. Podczas lotu samolotem jego zagmatwane myśli doprowadzały go do bólu głowy, w dormie w nieznośny sposób utrudniały mu sen. Powinien być zmęczony po długiej podroży i prawie miesiącu spędzonym poza domem, a leżał jak kłoda na łóżku, wpatrując się w łóżko Felixa znajdujące się nad nim i nie potrafiąc zmrużyć oczu. Czegoś mu brakowało i chociaż gdzieś w środku czuł, że była to bliskość młodszego o paręnaście miesięcy chłopaka, to nie potrafił się do tego przyznać.

I szczerze, nie rozumiał również tego wielkiego uśmiechu, który wstąpił na jego twarz dzień później, gdy pozostała trójka członów wróciła do domu. I chociaż nadal nie rozumiał tego, co się z nim działo i szczerze nie wiedział, czy chciał to rozwiązać, to wszystkie zmartwienia postanowił odsunąć na bok, gdy Seo był obok. Po prostu, na myślenie czas mógł nadejść kiedy indziej.

Kolejny dzień minął dość spokojnie, gdyż w końcu po trasie mieli wolne. Większość spędziła czas w jak najbardziej leniwy sposób potrafili i on wcale nie miał zamiaru wyginać się poza te ramy. Od rana oglądał jedynie niepotrzebne nikomu poradniki o gotowaniu, po południu wybierając się na krótki spacer i ostatecznie lądując w łóżku, robiąc to samo, co rano. Nie miał tego dnia zbyt wiele kontaktu z Changbinem, gdyż najmłodszy członek zespołu postanowił wyciągnąć Seo do galerii na zakupy sponsorowane przez nikogo innego, jak czarnowłosego w zamian za to, że pomoże mu zmywać naczynia. I chociaż za dnia faktycznie było prościej, to jednak gdy tylko nadeszła noc, myśli znów wróciły.

Kolejny dzień minął bez zbędnego myślenia o tym wszystkim, gdyż znów musieli wrócić do ćwiczeń. Może część trasy po Ameryce się zakończyła, ale pozostawała jeszcze reszta świata. Ćwiczenia może były wykańczające, ale dawały mu chwilę przerwy od myśli, które dręczyły go na okrągło, jakby to była nowa ulubiona czynność jego organizmu.

I chociaż wiedział, że musiał się ogarnąć, bo pomimo tego, że na co dzień spał niewiele, to jednak niespanie prawie nic dzień w dzień źle wróżyło dla jego zdrowia. Tego dnia ćwiczenia mieli z rana, a następnie nieco czasu dla siebie, z tą różnicą, że paru członków zostało jeszcze w wytwórni. I choć Lee wrócił do dormu, padając na swoje łóżko jak kłoda, to jednak Changbin, który też czuł, że jego uczucia wymykały się spod kontroli, został w budynku wytwórni na dłużej, starając się zająć czymś myśli.

Lee zasnął momentalnie — po prostu, minimalna dawka snu w ostatnich dniach, zmęczenie po treningu i zbyt wiele emocji sprawiły, że odleciał, nareszcie zapominając o wszystkich problemach. Lecz pomimo tego, jak pięknie się zaczęło, to już po parunastu godzinach przebudził się, by po zerknięciu na zegarek stwierdzić, że było już naprawdę późno w nocy, a on przespał całe popołudnie.

Zdając sobie sprawę z tego, że na wyświetlaczu jego telefonu widniała godzina druga w nocy, niechętnie zszedł z łóżka, czując, że już nie da rady zasnąć. Był człowiekiem, który zazwyczaj spał naprawdę niewiele i szczerze więcej nie potrzebował, toteż świadomość, że przespał pół dnia była wystarczająca do tego, by uznać, że nie ma już sensu wracać do krainy snów. Jego współlokator, jakim był Felix, spał mocno na swoim łóżku, a świadczyło o tym między innymi głośne chrapanie, które rozchodziło się po pokoju. Zauważając szybko również fakt, że nim zasnął z przemęczenia i nadmiaru emocji oraz stresu, nie zdążył się nawet przebrać i spał w normalnych ubraniach. Tyle dobrego, że wziął prysznic zaraz po przejściu z wytwórni.

Stwierdził, że nie było sensu siedzieć w pokoju, bo groziło to obudzeniem jego współlokatora, a wcale mu się to nie uśmiechało, gdyż chociaż na co dzień Felix faktycznie był słońcem ich zespołu, tak jednak zaraz po przebudzeniem był prawdziwym diabłem. Dlatego też, nie mając za wiele opcji do wyboru, stanął na nieco chwiejne po długim śnie nogi, następnie rozprostowując się i wyciągając swoje ciało na palcach. Zgarnął jedynie telefon, po czym jak najciszej potrafił podszedł do drzwi, następnie wydostając się na zewnątrz. Przedpokój ich dormu był ciemny, co szczerze zdarzało się rzadko, bo tak naprawdę zawsze ktoś nie spał — a był to albo siedzący do porannych godzin Chan, albo on, który zawsze wstawał wcześniej, niż inni. Jedynym okazem domownika, który spał tak naprawdę prawie całe doby, był Jisung, który potrafił spać do południa, a potem do wieczora nie wychodzić z łóżka. I chociaż każdy z nich miał inne nawyki, to jednak nawał pracy z ostatnich dni i finalny powrót do domu sprawiał, że wszyscy czuli się nieco bardziej zmęczeni, niż zwykle.

I chociaż Minho spodziewał się, że w salonie nikogo nie będzie, gdyż korytarz był ciemny, a on został przez to zmuszony to rozświetlenia sobie mroku wyświetlaczem telefonu, to jednak po wstąpieniu do największego pomieszczenia w dormie, jego oczom ukazała się ta wiewiórkowata istota, która była zwinięta w kulkę pod kocem i wpatrzona w ekran telewizora. I szczerze, Lee spodziewał się każdego — nie śpiącego prawie w ogóle Chana, lubiącego grać po nocach Felixa czy uzależnionego od seriali Hyunjina, ale nie Jisunga, który znany był z tego, że chodził spać jako pierwszy, a wstawał jako ostatni.

Przez włączony i grający stosunkowo cicho telewizor w salonie było jaśniej, niż w pozostałej części mieszkania i właśnie dlatego Lee zamrugał parę razy, chcąc przyzwyczaić się do tej zmiany. Przez tą chwilę rozkojarzenia, młodszy chłopak zauważył jego przybycie. Han szybko obrócił swoją głowę w jego kierunku, uśmiechając się z niemałym szokiem. W końcu widok drugiej osoby w na pozór śpiącym już dormie był czymś zaskakującym.

— Minho hyung? Co ty tu robisz? — wraz z tymi słowami niższy chłopak podciągnął się do bardziej siedzącej pozycji, naraz przysuwając do siebie również swój koc, jakby chcąc zrobić starszemu miejsce na kanapie. I choć brązowowłosy nie przypuszczał, że zostanie tam na dłużej, to skinął głową, a następnej usadowił się na drugim końcu kanapy. — Nie poszedłeś jeszcze spać?

W tym momencie spomiędzy warg wyższego wyleciał wesoły, ironiczny śmiech.

— Wstałem już — zaśmiał się, lecz pomimo tego, że w pomieszczeniu było względnie ciemno, to zdołał ujrzeć jak oczy niższego się rozszerzają. — Pół dnia snu już mi chyba wystarczy — wytłumaczył. — A ty, co tu jeszcze robisz? — zapytał przyjaźnie.

Han nagle z cichym westchnieniem chwycił za pilot, który musiał leżeć gdzieś po jego drugiej stronie, po czym zatrzymał lecący film. Przeniósł całą swoją uwagę na starszego, uśmiechając się przyjaźnie i radośnie. Może wszyscy w zespole przyzwyczaili się już do swoich wzajemnych, dziwnych zwyczajów, jednak to, w jaki sposób prowadził się Jisung doprowadzało do szału dosłownie każdego, gdyż było to nieproduktywne, a wytwórnia wymagała od nich czegoś całkiem odwrotnego.

— Czekam, aż te dwa kleszcze wrócą z wytwórni — i chociaż Han nie wymienił z imienia, o kogo mu chodziło, to jednak Lee doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Usadowił się wygodniej na kanapie, podciągając nogi do góry i następnie oplatając swoje ramiona wokół nich. — Byłem z Chanem w studio, ale wysłał mnie do domu. Changbin siedział gdzieś indziej, ale stwierdziłem, że dopilnuję ich, aż wrócą. Także, siedzę teraz jak kołek i oglądam filmy. W sumie, to i tak nie chce mi się spać.

Minho jedynie skinął głową, przetwarzając to, co powiedział młodszy chłopak. Nagle w jego głowie pojawił się jeden z tych nieprzemyślanych pomysłów, który był tak samo impulsywny, jak przytulenie się do Changbina w hotelowym pokoju. Nieco zbyt gwałtownie poderwał się z kanapy, chwilę później wkładając dłonie do kieszeni spodni.

— Chyba się przejdę i ściągnę ich do domu — oznajmił.

I nim zdążył się rozmyślić, ruszył w stronę swojego pokoju, mając zamiar się jeszcze przebrać po całym dniu przespanym w jednych ciuchach. Jednak w momencie, gdy miał już przejść na przedpokój, jeszcze jedna myśl napłynęła do jego głowy. Odwrócił się na pięcie w stronę niższego, który to trzymał już ponownie pilota w dłoni.

— A, Jisung — zagaił, z powrotem ściągając na siebie spojrzenie Hana. Młodszy skinął lekko głową, oznajmiając, że słuchał. — Wiesz może, co Changbin miał na myśli, mówiąc, że jestem jak morski wiatr?

Brwi niższego uniosły się wysoko w górę, jakby początkowo nie zrozumiał pytania. Zagryzł nieco wargę, starając sobie przypomnieć, o co mogło chodzić i gdy w końcu odpowiedni pomysł pojawił się w jego głowie, jego ciemne oczy zabłysnęły wesołą iskrą.

— Boże, ja już o tym zapomniałem — zaśmiał się, przenosząc spojrzenie pomiędzy twarzą starszego chłopaka, a ekranem telewizora. Lee oparł się o ścianę, obserwując jak młodszy chłopak zastanawia się nad jego pytaniem. — Tak szczerze, to nie wiem, hyung. Musiałbyś spytać Bina, tak naprawdę tylko autor wie, co miał na myśli — wytłumaczył, na co wyższy jedynie skinął głową. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. — Ale znam Changbina na tyle długo, by powiedzieć, że wszystko co mówi, płynie z jego serca. Czasem jest to tylko strasznie zagmatwane, jakby bał się tego, że jego słowa mogą zranić kogoś, bądź i jego. Nie wiem, czy rozumiesz.

Brązowowłosy oblizał odruchowo wargi, przetwarzając to, co powiedział niższy chłopak. Pokiwał jeszcze raz głową, po czym odepchnął się od ściany, ponownie zamierzając wrócić na chwilę do swojego pokoju.

— Powiedzmy — odparł z lekkim chichotem, który miał za zadanie rozluźnić odrobinę atmosferę. — Dzięki, Sung. Spytam go o to.

Niższy chłopak uśmiechnął się szczerze, po czym włączył z powortem lecący film.

— Nie ma za co, hyung — westchnął. — Powodzenia. Cokolwiek się dzieje i cokolwiek masz zamiar zrobić.

Chłodny wiatr owiewał jego twarz i całe ciało, sprawiajac tym, że niekontrolowanie drżał. Nie było mu wbrew pozorom zimno, lecz to emocje, które już dawno temu przejęły kontrole nad jego ciałem i umysłem, sprawiały, że trząsł się i nie potrafił tego zatrzymać. I może nie była to już morska bryza, jednak nocny wiatr budził w nim podobne uczucia, co na plaży. Czuł się dziwnie, jakby mógł wybuchnąć w każdym momencie, jakby emocje odebrały mu możliwość jakiekolwiek logicznego myślenia. Tak po prostu, leżał jak osłupiały na macie, która musiała zostać na dachu wytwórni po jakiejś transmisji na żywo. Na dachu wytwórni znajdował się ogródek, w którym artyści nieraz robili live'y i to właśnie w tamtym miejscu się właśnie znajdował. Otaczały go rożne roślinki, niebo nad nim było granatowe i przepełnione gwiazdami, jednak jedynym, na czym faktycznie potrafił się skupić, był ów chłodny wiatr.

Wiedział, że ostatnio pozwolił sobie na za dużo, że przekroczył granicę przyjaźni. Bo może kochał Minho mocniej, niż kogokolwiek innego i nie potrafił tego powstrzymać, ale wiedział, że dla dobra wszystkich, musieli pozostać przyjaciółmi. Nie miał pojęcia, jakby skończyło się wszystko, gdyby Lee się dowiedział — czy by go nie odrzucił, czy nie zaszkodziłoby to ich karierze, czy nie skończyłoby się to kompletną katastrofą. Jego uczucia względem starszego były zakazane, mogły zepsuć tak wiele, chociaż w istocie rzeczy miłość była czymś pięknym.

Jednak tak było od zawsze — miłość, chociaż była wspaniałą wartością, nieraz potrafiła zepsuć naprawdę wiele.

Czuł się przytłoczony tym, co działo się w jego głowie — miał pracować i właśnie dlatego został dłużej w wytwórni. Jednak po godzinie bezczynnego siedzenia w studiu, stwierdził, że musi się wyizolować, gdyż tylko tak potrafił wyzbyć się gnębiących go myśli. W tymże właśnie celu wyszedł na dach wytwórni, gdzie mógł chociaż chwilę pobyć sam. Nie obchodziło go to, że nie był do końca odpowiednio ubrany, że było już późno w nocy, że ktoś mógł się martwić. Potrzebował chwili dla siebie, chwili na ogarnięcie siebie.

Wiedział, że było za późno na to, by się odkochać, by po porostu zignorować swoje uczucia względem Minho. Na to za późno było już od naprawdę długiego czasu, jednakże ostatnio wszystko go już przerastało — to, co wydarzyło się podczas końcówki ich trasy po Ameryce jedynie utwierdziło go w tym. Nie potrafił się opanować, nie zachowywać, jakby był zakochany. Na to wszystko było już za późno, więc jakie mogło być rozwiązanie?

Nie potrafił już dłużej ukrywać emocji, a nie nie mógł też ich wyjawić. To wszystko było zbyt ciężkie, a on naprawę nie znał już odpowiedzi.

Szczerze, nie wiedział, w którym momencie wzdłuż jego policzków zaczęły spływać łzy, kiedy rozkleił się do tego stopnia, by dać upust swoim emocjom. Tak po prostu, zaczął bezradnie płakać, wpatrując się w nocne niebo i ciągle czując na swoim ciele powiew wiatru, który dobitnie przypominał mu to, co powiedział. Kochał Minho i nie potrafił się tego wyprzeć, a podczas wywiadu w Chicago jedynie rozpoczął karuzelę, której nie był już w stanie zatrzymać. Nie wiedział, co jeszcze go czekało, jak wszystko to miało się ułożyć, ale zdał sobie sprawę z jednego — już nigdy nic nie miało być takie samo, jak kiedyś.

Płakał w ciszy, bo jedynym, co docierało do jego uszu, był szum wiatru. Miasto spało, a on leżał jak osłupiały na dachu wytwórni. Czuł się bezradny, gdyż jedynym, co był w stanie zrobić, było tylko myślenie o tym wszystkim. Nie mógł rozwiązać swojego problemu, bo Lee nie mógł dowiedzieć się o jego uczuciach.

Nie wiedział już, co robić. Chciał po prostu zasnąć, przestać się martwić o to wszystko, zapomnieć choć na chwilę o wszystkich tych uczuciach. I może faktyczne by się to udało, może faktycznie chociażby na chwilę by odpłynął, pozwalając sobie na chwilę spokoju, gdyby nie fakt, że nagle usłyszał kroki, dobiegające go od strony wejścia na dach. Z początku myślał, że musiał być to Chan bądź Jisung, ponieważ gdy wymknął się ze studia, oni jeszcze się w nim znajdowali, jednak w momencie, gdy gwałtownie poderwał się do siadu, obracając głowę w tamtym kierunku, doznał jeszcze większego szoku.

Bowiem jego oczom, otoczony niedużą ilością świateł, które rozświecały ogródek, ukazał się jego osobisty aniołek, jego ideał, do którego miłości nie był w stanie się zrzec. Minho stał tam, nieco uśmiechnięty, ale prawdziwy. I gdy tylko starszy zauważył, że Changbin faktycznie znajdował się na dachu wytwórni, przyspieszył nieco swojego kroku, szybko podchodząc do niego.

— Binnie! Boże, szukałem cię bo całej wytwórni. Martwiłem się — wydukał na jednym oddechu, momentalnie znajdując się obok nieco niższego chłopaka. I gdy tylko nareszcie do niego dotarł, usiadł obok niego na macie, szybko skupiając na nim całą swoją uwagę. Może światło nie było dobre, gdyż trwała noc, a lampki ustawione na dachu nie dawały zbyt dobrego oświetlenia, ale potrzebował jedynie paru chwil, by zauważyć, iż oczy młodszego były nieco zaszklone, a jego policzki wilgotne od łez. — Ty płakałeś?

Czarnowłosy jedynie zagryzł mocno wargę, nagle czując, jakby potężna fala płaczu chciała przejść przez jego ciało. Niemalże jak opętany zaczął kręcić przecząco głową, starając się zdławić łzy.

— Nie, nie — wydukał. — To tylko chwila słabości.

Po tych słowach wbił spojrzenie w starszego na nieco dłużej. Zamrugał parę razy, starając się pozbyć łez, które nadal formowały się w jego oczach. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że Minho siedział praktycznie ramię w ramię z nim, spogladając na niego z troską. Spojrzenie wyższego było zaniepokojone, jakby przestraszył go widok łez na licach młodszego z nich. Mimo to na jego ustach nadal widniał mały, pocieszający uśmiech. Jego brązowe włosy opadały falami na czoło, przysłaniając przy okazji zaniepokojone oczy. Wyglądał tak spokojnie, tak idealnie.

Wystarczyła ta chwila zawieszenia, by nie zauważył nawet momentu, w którym Lee przysunął się jeszcze bliżej, następnie kładąc jedną ze swoich dłoni na kolanie niższego. Dotyk brązowowłosego był kojący, uspokajający, ale zarazem sprawił, że młodszy drgnął wstrząśnięty kolejnym dreszczem. Taki ruch od strony Minho był niespodziewany, ale wywołał reakcję taką, jak zwykle. Seo jedynie zagryzł mocniej dolną wargę, przenosząc spojrzenie ze swojego kolana z powrotem na twarz Minho.

— Co się stało, Bin? — zapytał niezwykle delikatnym i spokojnym głosem. I chociaż Changbin doskonale wiedział, że nie mógł on powiedzieć prawdy o jego chwilowym załamaniu, bo wiązała się ona z nikim innym, jak z Minho, to w tej chwili zapragnął z całego serca powiedzieć wszystko, tu i teraz wyjawić starszemu prawdę. — Nigdy nie siedzisz tak długo w wytwórni. Nawet Chana namówiłem już na to, by wrócił do domu.

Changbin nie miał szczerze pojęcia, co odpowiedzieć. Nie chciał okłamywać Minho, ponieważ nienawidził tego robić, ale nie mógł też powiedzieć tego, co chciał. Dotąd nie mówił światu po prostu całej prawdy, ale to był moment, w którym musiał zdecydować — czy brnął dalej w zapętlające się i ukrywane uczucia, czy kładł na stół wszystkie karty.

— Nie wiem, co mam robić, hyung — westchnął. Czuł, że jego głos lekko drżał, zresztą tak jak całe jego ciało. — Czuję, że wszystkich zawodzę — i chociaż nie było to wszystko, co powinien powiedzieć, co zalegało w jego sercu, to jednak również było prawdą. — Fanów, zespół, ciebie.

Seo nie miał wiedział, czy był w stanie w tym momencie powiedzieć coś jeszcze o tym, co czuł. I nawet jeśli on nie był co do tego zdecydowany, to jednak nie miał nawet czasu na pomyślenie o tym, co powiedzieć, gdyż starszy chłopak momentalnie odpowiedział na jego słowa.

— O czym ty mówisz, Changbin? — pytanie te było jedynie retoryczne i oboje o tym doksonale wiedzieli, ale młodszy i tak przełknął nerwowo ślinę, czując, że wybór, jaki go czekał, nie był prosty. To właśnie teraz musiał wybierać pomiędzy prawdą, a kłamstwem. — Nikogo nie zawodzisz, głuptasie, a szczególnie nie mnie.

Dopiero wtedy Changbin zauważył, że w oczach starszego również zaczynały formować się łzy. I szczerze poczuł, jakby jego serce zaczynało się rozpadać na kawałki. Nie chciał, by Lee przez niego płakał, by się martwił tylko dlatego, że nie potrafił sobie poradzić z uczuciami. Musiał wybierać, a nie potrafił. To wszystko było zbyt ciężkie.

— Ale tak się czuję — zaprzeczył, widząc, jak starszy próbuje kręcić głową. Impulsywnie jedynie ułożył swoją dłoń na tej wyższego, po czym ścisnął ją, jakby chcąc pokazać mu, że chciał powiedzieć coś ważnego. — Od zawsze jedynie zawodziłem. Wszyscy mają mnie za zimnego rapera bez uczuć, nie jestem dobrym hyungiem dla pozostałym. A ciebie... — w tym momencie zaciął się. To była chwila, gdy musiał podjąć decyzję. — Ciebie zawodzę najbardziej — widział, że Lee i tym razem chciał coś powiedzieć, dlatego ścisnął jedynie mocniej jego dłoń, kontynuując swoją wypowiedź. — I to już od predebutu. To przeze mnie wtedy odpadłeś, bo nie potrafiłem ci pomóc z rapem. Gdy odpadłeś, nie poszedłem za tobą, nie odprowadziłem cię i musiałeś wracać do domu samemu. Mam wrażenie, że nie potrafię być dobrym przyjacielem, dobrym człowiekiem. A ostatnio... — po raz kolejny słowa utknęły w jego gardle. Wiedział, że był to ten moment, ale nie był pewny, czy był gotowy na to, co mogło nadejść za chwilę. — Tym wywiadem zawiodłem już kompletnie.

W tym momencie przeniósł wzrok na ich złączone dłonie, nie potrafiąc już dłużej patrzeć starszemu w oczy. Gdzieś podświadomie czuł, że ranił go tymi słowami, że rozpoczynał istną katastrofę, mówiąc prawdę, ale nie potrafił już dłużej tego w sobie dusić. Skrywał przed światem prawdę niemalże od debiutu i to, co wydarzyło się w Los Angeles, sprawiło, że zrozumiał, że nie był już w stanie robić tego dłużej.

— O czym ty mówisz, Changbin? — głos starszego był nieco wyższy niż wcześniej i drżał, jakby Lee bał się tego, o czym mówił młodszy, jakby nie był pewny, co czuć. I chociaż Changbin czuł, że wzrok Minho nadal by w niego wbity, to widział również, iż jego dłoń, która w końcu trzymał, drżała niekontrolowanie tak samo bardzo, jak jego własne ciało. — Nigdy mnie nie zawiodłeś, powiem to jeszcze raz. O co w ogóle chodzi z tym wywiadem? Co miałeś wtedy na myśli?

I chociaż jego serce uderzało jak oszalałe, a strach przenikał przez całe jego ciało, to uniósł wzrok z powrotem na twarz starszego. Ruch ten był niepewny i wiedział, że jego oczy były nieco zaszklone, a twarz blada jak ściana. I szczerze, wystarczyło to jedno spojrzenie w ciemne oczy wyższego, by nareszcie podjął decyzję.

W istocie rzeczy Changbin nie był jedyną osobą, która wtedy przeżywała prawdziwą burzę emocji w sercu. To wszystko, nad czym przez ostatnie dni myślał Minho, znów uderzało w niego ze zdwojoną siłą, jakby nareszcie zaczynał rozumieć to, co się działo. Serce starszego chłopaka chciało uciec z jego piersi, a Lee tak naprawdę ledwo powstrzymywał się od płaczu. Nie potrafił znieść tego wyczekiwania kolejnych słów czarnowłosego, widoku jego łez, stresu.

I chociaż oboje byli przerażeni, to jednak nie mogli wiedzieć, że ten moment strachu skończy się już naprawdę za chwilę.

— A jak myślisz, Minho? — zapytał młodszy trzęsącym się głosem. — Co mogłem mieć na myśli mówiąc, że tak naprawdę jesteś wspaniałą i miłą osobą, że niesiesz ze sobą dobre wspomnienia, że przypominasz mi o domu? — i chociaż Minho poczuł w sercu wielką potrzebę odpowiedzenia na te pytania, to nie było mu to dane, gdyż Changbin zdecydował o wszystkim. To była ta jedna chwila odwagi, krótka, ale decydująca, w której postanowił wyznać prawdę. — Bo cię kocham, hyung. Całego, tak strasznie mocno, że nie jestem już w stanie tego powstrzymać — Seo doskonale wiedział, że robił źle, że nie powinienem mówić starszemu prawdy, jednak teraz nie było już odwrotu. Widział łzy w oczach brązowowłosego, czuł jak mocno drżała wciąż trzymana przez niego ręka wyższego, ale postanowił mówić dalej. — Kocham twoje nieco inne, ale zabawne poczucie humoru, twoją niezwykłą osobowość, twoje oczy, które zawsze błyszczą się taką niezwykłą iskrą, gdy się cieszysz, twoje puchate włosy, które chciałbym głaskać byś tylko poczuł się lepiej. Kocham twój anielski głos, kocham to jak tańczysz i kocham wszystkie twoje pasje i wszystko, co sprawia ci radość. Kurwa, kocham cię całego, nawet tę głupią bliznę na brzuchu, której tak bardzo się wstydzisz — wydukał to wszystko niemalże na jednym oddechu, nagle nie potrafiąc się zatrzymać. Odważył się powiedzieć prawdę i teraz czuł, że musiał wyznać już wszystko bez żadnych tajemnic. — Kocham cię, Minho, mocniej niż przyjaciela i wiem, że nie powinienem, ale nie potrafię tego powstrzymać.

To była właśnie ta chwila, gdy do Minho ostatecznie dotarło, co działo się w jego sercu, co znaczyły wszystkie te gesty Changbina, czemu reagował na nie tak mocno. W jednej chwili stało się dla niego jasne, co czuł — że to wszystko, co powiedział młodszy, wcale nie było jednostronne, że on istotnie też go kochał.

To wszystko było jak uderzenie pociągu — jakby zmiotło go z planszy, jakby cała ta prawda go przeciążyła. I może właśnie dlatego był jedynie w stanie wpatrywać się jak osłupiały w czarnowłosego. Jego własne usta rozchyliły się z zadziwienia, uścisk dłoni lekko się zluzował poprzez zaskoczenie, zaś serce chciało dosłownie wyskoczyć z piersi.

I w tym wszystkim, w tej niezwykle intymnej pomimo braku seksualnego napięcia scenie, znalazło się również miejsce dla ów chłodnego wiatru, który jeszcze raz owiał ich ciała, jakby niosąc ze sobą prawdę.

Lee nie miał szczerze pojęcia, jak długo wpatrywał się w młodszego chłopaka, jednakże w momencie, gdy Seo zamrugał parę razy, starając się pozbyć łez, zrozumiał, że nie mogło być to krótko. Musiał otrząsnąć się z szoku i pomimo tego, jak niespodziewana była ta sytuacja, również powiedzieć to, co przed chwilą zrozumiał.

— Minho, powiedz coś, błagam cię — wyszeptał niższy łamiącym się głosem.

Cisza, jaką otrzymał od strony brązowowłosego była tym, czego bał się najbardziej. W jakiś sposób nasuwała mu na myśl, że musiała się równać z odrzuceniem, że Minho nie akceptował jego uczuć. Jego szybko uderzające serce powoli zaczynało łamać się na pół i prawdopodobnie rozpadłoby się, gdyby nie to, co po chwili zrobił Minho.

Brązowowłosy bowiem, działając pod wpływem kompletnej chwili, uczucia, że musi odpowiedzieć na szczere słowa młodszego prawdą, pochylił się i impulsywnie przycisnął swoje wargi do tych niższego. I chociaż jeszcze paręnaście dni temu nie spodziewałaby się, że coś takiego mogło się wydarzyć, w tej chwili poczuł się spełniony, jakby właśnie tego pragnął od początku swojego istnienia. Wszystko nagle stało się sensowne, idealne.

Changbin z początku nie rozumiał, co się działo — czuł na swoich wargach dotyk miękkich i słodkich warg starszego, coś, czego w życiu nie spodziewał się, że poczuje, czuł też jego obecność, słyszał jego szybki oddech i widział, jak jego ciało drżało. I chociaż wszystko to zdawało się snem, jedynie jego skrytym marzeniem, to działo się naprawdę — Lee był tam, siedział obok, całował jego usta.

Jednak nim młodszy zdążył jakoś zareagował na ruch Minho, brązowowłosy odsunął się jedynie odrobinę, opierając swoje czoło o te niższego. I chociaż żaden z nich nie wypowiedział żadnego zdania, to jednak oboje czuli, że słowa były zbędne. Changbin momentalnie utonął w oczach brązowowłosego, znajdując w nich to wszystko, czego Minho nie był w stanie wyrazić werbalnie. I może Minho faktycznie ani słowem nie wspomniał o tym, co czuł, to Changbin już wtedy zrozumiał, że nie był w tym wszystkim sam, że i Lee czuł coś więcej, niż tylko przyjaźń.

Potem wszystko potoczyło się szybko — tym razem to młodszy chłopak pocałował Minho, bez przeszkód przyciskając swoje wargi do tych wyższego. Były one miękkie, tak jak we wszystkich jego wyobrażeniach, nieco napuchnięte od przygryzania i smakowały malinową pomadką ochronną, jakiej to używał Lee. To było jak spełnienie najskrytszych marzeń, coś, czego Changbin nigdy nie spodziewał się, że zazna. A jednak naprawdę się to działo — całował słodkie usta wyższego, a co więcej, Lee odwzajemniał pocałunek.

Minho tak naprawdę nie zarejestrował momentu, w którym praktycznie rzecz mówiąc nieświadomie przysunął się o wiele bliżej czarnowłosego, następnie wspinając się na jego kolana. Chciał być jak najbliżej się dało i doskonale wiedział, że czuł się tak samo jak podczas nocy spędzonej w hotelu, z tą różnicą, że jego serce uderzało jeszcze szybciej. Jego dłonie odnalazły swoje miejsce w ciemnych włosach niższego, które to były gładkie, jednak dość sztywne w dotyku, ale pomimo tego wszystkiego przyjemne. Seo z kolei ułożył swoje dłonie na talii brązowowłosego, tak jak podczas nocy w hotelu, stwierdzając, że pasowały one tam idealnie.

Miłość — to było jedno słowo, które idealnie podsumowywało to, co się pomiędzy nimi działo. Serca uderzały jak szalone, wargi ocierały się o siebie, dłonie powoli błądziły po skórze w potrzebie dotyku. Chłód nocy przestał się liczyć, gdyż nagle najważniejszą rzeczą byli oni nawzajem.

Pocałunek ten ciężko było nazwać namiętnym, erotycznym — oni po prostu chcieli przekazać sobie wszystkie te uczucia, które kotłowały się w ich sercach. Zbliżenie to ujawniało niemo wszystko, czego nie byli w stanie powiedzieć, co umknęło w tłoku emocji. Nagle cała prawda została odkryta, ale nikomu to nie przeszkadzało — bowiem Changbin i Minho nareszcie zrozumieli, co tak naprawdę ich łączyło.

I całowali się pod nocnym niebem, tkwiąc w ciasnym uścisku, aż zabrakło im tchu, a wtedy Lee tak jak wcześniej oparł swoje czoło na tym niższego, uprzednio odgarniając z jego czoła ciemne włosy. Dłonie czarnowłosego nadal delikatnie głaskały jego talię, tymczasem jego własne ręce przeniosły się na gorące policzki Seo. Siedząc na kolanach Changbina czuł się, jakby był naprawdę blisko niego i właśnie tak było idealnie. I może jeszcze wiele rzeczy musieli sobie powiedzieć, wytłumaczyć, zrozumieć nawzajem, to jednak w tej chwili było idealnie — bo byli razem, bo dwie zaginione połówki nareszcie się odnalazły.

A wszystkiemu temu towarzyszył chłodny wiatr, który zabrał ze sobą kolejne, niesamowite wspomnienie.

...
[20 469 słów]

hey, hey!

mam nadzieję, że one shot się wam podobał, gdyż, iż, ponieważ włożyłam w niego dużo serca i pracy. za wszelakie błędy przepraszam, ale przy takiej liczbie słów nie da się czegoś przeoczyć. jeszcze raz dziękuję za przeczytanie i za każdą dłuższą i krótszą opinię o ff byłabym bardzo wdzięczna <3

seeya w innym moich pracach!

~ Altrey

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top