9
— Matko Boska, czy wszystko w porządku?!
Od razu, kiedy tylko wychyliłam się zza drzwi, przywitał mnie ten piskliwy głos ulubionej sąsiadki mojej mamy. Kobieta splotła palce i ułożyła je na swojej klatce piersiowej.
— Wszystko w porządku, pani Dupain — zapewniłam ją, chociaż zapewne nie brzmiałam przekonująco. — Wiem, że nie wyglądam najlepiej. Miałam mały wypadek w kuchni.
— Ale, że aż taki?! — niemalże wrzasnęła z przejęcia. — Dziecko, w życiu mi się nie przytrafiło, żebym wysypała na siebie całą torebkę mąki, a nie jedno ciasto w życiu upiekłam — zauważyła, a ja uśmiechnęłam się do niej słabo, próbując wyglądać na opanowaną.
Nie najlepsza z ciebie farciara, Blanco Lavigne.
— Co panią sprowadza? — spytałam w końcu, próbując załatwić tę sprawę jak najszybciej.v
— Twoja matka, kochanie — powiedziała, kręcąc głową. — Obiecałam jej, że będę do was zaglądać pod jej nieobecność i jakoś was dopilnuję. Rany, przecież miałam was pilnować!
Wtem miałam ochotę przekręcić oczami i zatrzasnąć drzwi przed jej twarzą. Nienawidziłam, kiedy rodzice robili ze mnie małą dziewczynkę. Potrafiłam sama zająć się sobą, jak i całym domem. Ta mąka to cholerny przypadek. Wszystko było tylko przypadkiem, nawet fakt, że trzymałam w łazience kryminalistę z Portsall.
— Wszystko jest dobrze, dajemy sobie radę.
— Wejdę i posprzątam z tobą — powiedziała, próbując wejść do domu, jednak szybko zaszłam jej drogę.
— Nie trzeba, naprawdę! — wyrzuciłam z siebie w pośpiechu.
— Jasne, że trzeba, Blanco. Widziałaś siebie? Wyglądasz strasznie. Matka nie może cię takiej zobaczyć.
I wtem kobieta przekroczyła próg naszego domu, a ja nie miałam siły, żeby dłużej stawiać jej opór. W duchu modliłam się tylko o to, żeby Leonce nie wychylił się zza drzwi.
Do kuchni weszłam jako pierwsza, wyprzedzając wcześniej sąsiadkę. Widziałam, jak przez ułamek sekundy drzwi do łazienki ponownie się zamykały. Miałam ochotę go rozszarpać, przecież obiecał mi, że nie dotknie tych drzwi, dopóki nie wskażę mu odpowiedniego momentu.
— Co za syf, dziewczyno! — blondynka ponownie wpadła w histerię, a ja cicho westchnęłam, krzyżując ręce na piersi.
— Naprawdę nie musi mi pani pomagać — zauważyłam już nieco mniej przyjemnie. — Umiem o nas zadbać. Przecież niedługo wyjeżdżam na studia...
— Właśnie widzę, gdzie masz głowę, kochana — zmarszczyła brwi, łapiąc za miotłę i szufelkę, które leżały oparte o ścianę w kuchni. — Łap za miotłę. Sprzątniemy to razem.
Spędziłyśmy kilka chwil w ciszy, próbując ogarnąć ten cały bałagan. Przez moment byłam naprawdę wdzięczna za jej obecność. Zakładałam, że porządki z Leonce wytworzyłyby jeszcze większy syf, niż teraz. Przynajmniej nie musiałam uporać się z tym samodzielnie.
— Dobrze, że twój ojciec ma dzisiaj chwilę wolnego — zagaiła, prawdopodobnie czując się już niewygodnie w tej ciszy. — To dobry człowiek, poświęca się tej sprawie w całości. Co za tragedia...
— Tak. Zdecydowanie należą mu się wakacje — odparłam cicho, nie szczególnie chcąc, żeby chłopak w pomieszczeniu obok usłyszał moje słowa.
— Masz jakieś podejrzenia, słońce? — spytała. — Chodziłaś z nim do szkoły. Pewnie masz swój typ.
Wyprostowałam plecy, wyrzucając pełną szufelkę mąki do kosza. Nabrałam głośno powietrza w płuca, po czym zaczęłam zamiatać kolejną górę mąki.
— Nie bawię się w podejrzenia. Nie jestem tym, który daje osąd, pani Dupain — powiedziałam oschle, mając już naprawdę dosyć tego tematu.
— Na pewno? — dopytywała, co sprawiało, że krew zaczęła gotować się w moich żyłach. — A ci trzej z twojej klasy? To banda gnojków, na pewno musieli...
— Wydaje mi się, że już jest wysprzątane — wcięłam się jej w zdanie, co nie umknęło jej uwadze. Kobieta skrzywiła się niemiło. Wiedziałam, że desperacko poszukiwała kolejnych plotek, jednak jak się okazało, nie byłam osobą, od której łatwo je dostanie.
Chyba że pani Dupain chciałaby palnąć wszystkim o mojej twarzy w mące. Świetna odskocznia od rozgrywającego się nieustannie kryminału.
— Mieszkam obok, gdybyś czegoś potrzebowała — zaśmiała się perliście, jakby to, co przed chwilą ją uderzyło, zupełnie wyparowało z jej ciała. — Opiekuj się Anthonym, to mały łobuz!
— Jasne, bardzo dziękuję! — powiedziałam z uśmiechem, odprowadzając kobietę do drzwi.
Chociaż w środku gniłam od jej przesłodzonych perfum. To ten zapach fałszywości szczególnie drażnił moje nozdrza.
Wzięłam kilka głębokich oddechów i powróciłam do kuchni, aby otworzyć drzwi chłopakowi, który zapewne podpierał ścianę i palił papierosy przy otwartym oknie. Zapukałam delikatnie, dając mu do zrozumienia, że mógł już wychodzić, jednak zamiast jego obecności, usłyszałam jedynie ciche otworzenie zamka. Ta nieodparta ciekawość kazała mi chwycić za klamkę i otworzyć drzwi za niego.
Uniosłam brwi do góry.
Dostrzegłam Leonce oraz Anthony'ego siedzących razem na podłodze w małej łazience, grając w kolorowe karty mojego brata. Chłopiec uśmiechnął się szeroko na mój widok, po czym natychmiastowo stanął na nogach i podszedł, żeby przytulić się do moich nóg.
— Siedzieliście tutaj razem? — spytałam, stale nie potrafiąc sobie wszystkiego wyjaśnić.
— Wygrał ze mną w makao, jest całkiem niezły — zauważył brunet, również podnosząc się z podłogi. Chłopak wyglądał już o wiele lepiej, a jego ciuchy miały jedynie pojedyncze plamy mąki.
Nie miałam siły na to, żeby kolejny raz zwrócić uwagę bratu, a nawet niekoniecznie czułam do tego chęci. Ten widok niegrzecznego chłopca grającego z przedszkolakiem w makao całkiem mnie rozczulił. Nie sądziłam, że Leonce był w stanie wykrzesać z siebie odrobinę normalności i załapać dobry kontakt z dzieckiem.
Wtem Tony zaprowadził chłopaka do wyspy, gdzie zaraz wspiął się na wysokie krzesło i ułożył swoje karty na blacie. Rose przyglądał mu się, co rusz otrzepując z siebie mączny pył.
— Teraz już chyba nie muszę ci pomagać, co? — spytał prześmiewczo, a ja pokręciłam głową, utwierdzając go w tym przekonaniu.
— Nie mam ochoty więcej sprzątać. I tak napędziłeś mi wstydu wśród sąsiadów.
Plotki w Portsall roznoszą się szybciej, niż fala zdąży uderzyć o brzeg.
— Czemu wstydu? Przecież wyglądasz zabawnie! — zachichotał Tony, jednak nie miałam sił mu odpowiedzieć.
Wyglądałam przerażająco. Mąka jeszcze silniej uwydatniała moje wory pod oczami, niczym źle dobrany puder. Pochwyciłam kartkę z przepisem i zaczęłam ostrożnie łączyć składniki w misce. Najpierw zaczęłam od tych suchych, a w szczególności od mąki pszennej, jednocześnie mierząc złośliwie wzrokiem Rose. Chłopak przewrócił oczami, powracając do zabawy kartami, chociaż ja na jego twarzy mogłam doszukać się cienia rozbawienia. Następne minuty mijały nam głównie w ciszy i jedynie Anthony wypełniał to pomieszczenie dźwiękiem, co rusz rzucając jakąś uwagę donośnie pieczonych babeczek czy nieumiejętności gry w makao przez bruneta.
W końcu młodszy brat spojrzał się radośnie na chłopaka i uśmiechnął szeroko, jakby zbierając się do wypowiedzi.
— Lubię cię, Rose — wydał z siebie, a ja spojrzałam na niego krzywo.
Leonce uniósł brwi i spojrzał na mnie urywkowo, jednak kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały — wzruszyłam ramionami.
— Poważnie? — spytał, prychając cicho śmiechem. — To fajnie, dzięki.
— Chciałbyś przyjść na mój występ w kościele? Będę śpiewał, recytował i w ogóle będzie super! — dopytał, co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi.
— Hej, Anthony, nie powinieneś siedzieć teraz w salonie?
Spoglądałam na niego chłodno, a ten skrzywił się, kiedy tylko skończyłam swoje pytanie.
— Będą za jakiś czas. Mogę dać ci zaproszenie, jeśli chcesz — kontynuował, a ja z hukiem postawiłam karton z mlekiem na blat.
Leonce rozchylił usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko zaczęłam mówić za niego.
— Tony, posłuchaj, nie każdy chodzi do kościoła i wierzy w to, co ty — powiedziałam łagodnie.
To nie był dobry pomysł, żeby chłopak pojawiał się niedaleko mnie w momencie, w którym miałam udowodnić wszystkim, że to nie on zabił Enzo. Rany, to wszystko było tak skomplikowane.
Zresztą, nie chciałam, żeby Rose jeszcze mocniej wkręcał się w życie mojej rodziny. Wystarczyło mi to, że szczerze nienawidził mojego ojca. Nie chciałam słyszeć nic złego o nikim więcej.
— Oh, nie chodzisz do kościoła? — Tony zrobił smutną minę, zwracając się do bruneta.
Chłopak posłał mi krótkie spojrzenie, jakby się zawahał, po czym stanowczo pokręcił głową.
— Dzięki za zaproszenie, mały, ale...
Ale twój ojciec mnie nienawidzi i w ogóle nie powinienem się mieszać.
— ... nie jestem wierzący i średnio lubię takie miejsca.
Skinęłam do niego głową, kiedy chłopiec nie patrzył. On również wiedział, że nie był to najlepszy pomysł. Po całej tej rozmowie Tony ponownie udał się do salonu, a ja wsadziłam babeczki do piekarnika. Nastawiłam minutnik, po czym odwróciłam się w stronę Leonce. Obserwowaliśmy siebie w ciszy, zanim ktokolwiek z nas zebrał się na to, żeby przerwać milczenie.
— Mamy już całe ciasto na babeczki, wyjdzie ich około pięćdziesięciu — powiedziałam, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Rose był tym średnio zainteresowany. — Możesz iść do domu, jeśli chcesz. Raczej nie potrzebuję pomocy.
— Na pewno? — upewnił się, co nieco mnie zszokowało.
Skinęłam głową, po czym odwróciłam spojrzenie.
— Beznadziejnie wyszło z tą mąką — zauważył, grzebiąc w kieszeni, prawdopodobnie w poszukiwaniu paczki fajek.
— Ta, przepraszam — mruknęłam. — Powinnam czasem po prostu przestać wszystkimi dowodzić.
Chłopak chwilowo rozciągnął kąciki swoich ust, po czym stanął na wprost mnie.
— Co dalej z naszym układem? — zapytał po chwili, pełen powagi. — Twój ojciec ma coś nowego?
— Nie — odparłam, po czym po pomieszczeniu rozległo się westchnienie pełne niezadowolenia.
— Mówiłem już, że beznadziejny z niego szeryf?
— Daruj sobie. Nie masz pojęcia, jak jest mu z tym wszystkim ciężko — przekręciłam oczami, irytując się jego kolejną uwagą.
— Nie masz pojęcia, jak mi jest z tym wszystkim ciężko. Oskarżać jest łatwo, Lavigne.
Oparłam się o blat, biorąc głęboki oddech. Może Leonce miał rację. Może to on najmocniej w tym wszystkim cierpiał, a ja nie miałam pojęcia o tym, co rozgrywało się w jego głowie. Przecież jego skóra zdawała się wykuta z żelaza. Nic przez nią nie przenikało, nawet uśmiech wydobywał z siebie z trudem.
— On po prostu cały czas kręci się wokół jednej poszlaki — powiedziałam. — Pewnie ma was na oku głównie przez ten tytoń, który znalazł przy ciele. Powinieneś się od niego odciąć, póki ojciec cały czas ma cię na celowniku — zaproponowałam, jednak chłopak wzruszył ramionami. Patrząc mi się w oczy, odpalił kolejnego papierosa. — Zresztą, rób co chcesz.
— Twój ojciec strasznie nastawia się na to, że to było morderstwo — rzucił, wcześniej wypuszczając z płuc niewielką chmurę dymu. — Może powinien najpierw zanegować samobójstwo, co?
Wzruszyłam ramionami, chociaż ta informacja wcale nie była mi obojętna.
— Sprawdzę to. Sama coś wywęszę — oświadczyłam, na co chłopak parsknął śmiechem.
— Bawisz się w detektywa?
— Nikt inny cię z tego nie wyciągnie, kretynie — przewróciłam oczami. — Musisz trzymać się ode mnie w miarę z daleka. Jeszcze wszyscy sobie pomyślą, że robię to wszystko, żeby uratować ci tyłek, a...
A większość szkoły zdecydowanie wolałaby widzieć cię za kratkami.
— Rozumiem — przerwał mi wpół zdania. — To wcale nie będzie takie trudne — posłał mi złośliwy uśmieszek.
— Za wyjątkiem projektu — szybko sprowadziłam go na ziemię, dłużej nie móc znieść tego zwycięskiego spojrzenia.
— Jasne. Za wyjątkiem pieprzonego projektu, zupełnie się nie znamy.
Skinęłam głową. Nie potrzebowałam wyjaśnić sobie z nim niczego więcej. W głowie szumiało mi od myśli. Gdzie powinnam zacząć szukać, chcąc wiedzieć, czy to wszystko było zaplanowane przez Enzo? Kto mógł powiedzieć mi o jego problemach, skoro do tej pory nikt nie zgłosił tego policji? Może faktycznie ktoś go zrzucił? Przecież Enzo wydawał się tak bezproblemowy...
Wtem chłopak szybko przywrócił mnie do rzeczywistości, przeczesując palcami kosmyk moich włosów. Czubki jego palców delikatnie przesunęły się po moim policzku, a ja całkiem zamarłam. Po chwili spojrzałam się na niego pytająco, a ten zdawał się obojętny, pomimo tego gestu, na który przed chwilą się zdał. Leonce jeszcze mocniej wytrącił mnie z równowagi.
— Miałaś tu mąkę — wytłumaczył.
Od kiedy z ciebie taki perfekcjonista, Leonce?
— Ym, dzięki — wymamrotałam, przejeżdżając palcami w tym samym miejscu, w którym on przed chwilą trzymał swoje palce.
— Na razie, Lavigne — chłopak wsadził ręce do kieszeni, wcześniej gasząc papieros o kafelki, a ja miałam ochotę go za to udusić.
Chociaż z drugiej strony chciałam, żeby pooddychał jeszcze odrobinę dłużej.
#LightsUpWattpad
Witam w środę.
Mam nadzieję, że humory super!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top