ROZDZIAŁ DRUGI

Edmund odetchnął z ulgą, gdy razem z Gabrielem znaleźli się pod bramą szkoły. Nie posiadał samochodu, dlatego każdego dnia do pracy podwoził go Julien. W ramach podziękowania, młody Gilday wymieniał się z przyjacielem nowymi klientami, zajmując się tymi, którzy mogli w przyszłości sprawiać kłopoty.

Ed nie miał serca jednak prosić go o pomoc przy dostarczaniu Gabriela do szkoły, wiedząc, że Julien nie należał do rannych ptaszków. W tym momencie, z powodu Gildaya zrezygnował z wieczornych maratonów filmowych, zdając sobie sprawę, że jego zaspanie przełoży się na spóźnienie ich dwójki, a nie tylko jego.

Z tego powodu Edmund zdecydował się na piesze pokonanie drogi do szkoły. Okazało się to bardziej męczące niż na początku zakładał. Nie tylko z powodu jego kondycji. Bowiem na każdym kroku czuł na sobie spojrzenie każdego mijanego przechodnia. Potrafił zrozumieć ich reakcję, a nawet martwił się tym, że żaden człowiek nie zatrzymał go, grożąc wezwaniem policji. Podejrzany typ, przypominający żywą lalkę, ubrany w sweter mimo temperatury 14 stopni, ciągnie za rękę na oko 10-letniego chłopca, patrzącego na świat bez jakiejkolwiek chęci życia — to było, aż nazbyt wystarczające, żeby odczuć zaniepokojenie i zaciekawienie.

Edmund nie przepadał za graniem atrakcji. Odkąd pamiętał sprawiał, że ludzie się za nim oglądali. Niestety nie z tych samych powodów, z których każda osoba chciała rzucić dłużej okiem na jego przyjaciela — Blue Brillianta.

— Wejdę z tobą — oznajmił czarnowłosy omega, obserwując z boku Gabriela, który wyglądał na toczącego wewnętrzną walkę. — To nie będzie problemem?

— Nie.

Gabriel pewnym krokiem wszedł na teren szkoły, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła niego. Szedł prosto do wejścia do budynku. Edmund starał się za nim nadążyć jednocześnie nie mogąc uwierzyć w ilość zielonej przestrzeni na zewnątrz szkoły. Posiadali nawet ogromny klon.

W szkolę w Sawulf także na dziedzińcu rosło ogromne, stare drzewo. Edmund marzył, żeby móc wspiąć się na jedną z jego wyższych gałęzi, zasnąć i zapomnieć o okrutnej pani Miriam Taft.

Jednak Hayden Freeman uznał je za swoją własność, dlatego nikt prócz niego nie miał prawa się na nie wspinać. Ed nie chciał zapoczątkować walki z czwartoklasistą, dlatego cierpliwie czekał na skończenia szkoły przez alfę.

Jesienią jego trzeciej klasy, okazało się, że Rylan Snidman zajął miejsce Haydena i nawet swojemu przyjacielowi — czyli Edmundowi — nie pozwolił skorzystać z miejsca na szczycie drzewa. Gilday zdawał sobie sprawę z głębokiego uczucia, którym Ryl darzył Haydena, dlatego nawet nie podjął prób przekonywania bety do podzielenia się drzewem.

Ostatni rok Rylana był także ostatnim rokiem Davida, dlatego w czwartej klasie, mimo doskonałej do tego sposobności, Edmundowi nie w głowie było wspinanie się i zabawa, tym samym nigdy nie udało mu się zdobyć szczytu drzewa.

Czarnowłosy omega uśmiechnął się w momencie, gdy zauważył dwie dziewczynki ubrane w takie same koszulki z białym jednorożcem, trzymające się za ręce. Urocze — przeszło mu przez myśl. Ed nigdy nie zachwycał się dziećmi i nie popierał ludzi, którzy bez odpowiedniej sytuacji materialnej pragnęli posiadać ich jak najwięcej. Mimo to potrafił dostrzec w nich to coś, co sprawiało, że inne omegi niekoniecznie za sprawą swojego instynktu, decydowały się na nie jak najszybciej i jak najwięcej.

Edmund poprawił kołnierzyk swojego czarnego swetra w momencie, gdy jedna z wyższych dziewczynek wskazała na niego palcem, po czym nachyliła się nad uchem swojego kolegi i wyszeptała coś wprost do niego. Kiedy chłopiec zaczerwienił się i uderzył delikatnie w ramię koleżanki, Edowi przeszło przez myśl, że takiego dziecka spodziewał się po Gabrielu. Poza Ashleyem Goodallem, nie znał żadnych byłych Scarlett, sądził jednak, że była typem opiekuńczego bad boy'a, który poszukuje swojej szarej myszki. Przeliczył się.

Edmund odniósł niemiłe wrażenie, że trójka chłopaków, siedząca na ławce, zaśmiała się, gdy ich minęli. Możliwe, że za sprawą jego nieodpowiedniego dla takiej pogody stroju. Jednak przypominali mu Davida i jego paczkę w czasach licealnych — nie było to dobrym znakiem.

Ed złapał rękę Gabriela, który spojrzał na niego w tym samym momencie wściekle. Mocniej ją ścisnął, miażdżąc jego palce. Mógł sprawiać mu ból, ale domyślał się, że dla tego chłopaka nie był on straszny, zakładając, że teoria o okrutnych rodzicach była czymś więcej niż myślą.

— Gdzie jest twoja szafka? — zapytał Edmund w momencie, gdy znaleźli się w środku w szkoły.

Po prawej stronie znajdowały się schody do piwnicy, zaś przed nimi mały hol, w którym z ożywieniem rozmawiali uczniowie. Kątem oka Gilday zauważył, że na ścianach wiszą informację dotyczące balu wiosennego. Miał nadzieję, że nie będzie osobą odpowiedzialną za przygotowanie Gabriela do balu, bo Scarlett zdąży do tego czasu wrócić. Ed dopiero w liceum zaczął brać udział w szkolnych imprezach, zawsze odnajdując podczas nich wsparcie Davida i swoich przyjaciołach, inaczej podpierałby ściany.

— To nie ma znaczenia — Gabriel wyszarpnął się, zmierzył lodowatym spojrzeniem starszego chłopaka. — Pierwszy mam w-f. Mam zwolnienie.

Edmund zmarszczył nos. Jego nieomylne przeczucie mówiło mu, że niezależnie od posiadania, czy nie posiadania, Gabby nie brałby udziału w tej lekcji.

— O której godzinie jest lekcja, na którą zamierzasz pójść?

Zwykłe dzieci skłamałyby w tej sytuacji, ale Gilday doskonale wiedział, że Gabriel nie należał do zwykłych dzieł. Był tak leniwy jak on.

— 9.10

Edmund zacisnął zęby. Z powodu jego pracy, Gabriel został zmuszony do spędzenia prawie dwóch godzin na korytarzu. Ed nie wątpił w to, że chłopak nie uda się na stołówkę.

— Zabrałeś słuchawki? Jak coś mogę ci pożyczyć — zaoferował czarnowłosy omega, kładąc dłoń na swojej torbie.

— Nie trzeba.

Edmund czuł, że w tym momencie zawodzi.

— Masz — włożył rękę do kieszeni swoich spodni, wyjął z nich opakowanie gum. — Może ci się przyda...

Gilday nie chciał insynuować swojemu podopiecznemu romansów. Gabriel był w końcu tylko dzieckiem, w dodatku bardzo bliskim Scarlett, jednak jego zimne oczy zupełnie nie pasowały do tej postaci.

— Podziękuje — wycedził chłopak, po czym zszedł schodami do piwnicy.

Ed chwilę obserwował jego plecy, jego kurtkę w kwiaty. Po czym opuścił szkołę, odprowadzany zaciekawionymi spojrzeniami.

*****

Edmund w ciszy przyglądał się potarganym blond włosom, w których ukrywały się drobinki złotego piasku. Powoli przejechał palcem po długiej bliźnie na odsłoniętych plecach swojego klienta. We dwóch siedzieli na czerwonej kanapie w najbardziej oddalonym od wejścia miejscu. Z dwóch stron odgrodzeni zostali od reszty klubu długimi czerwonymi zasłonami, dzięki czemu mieli zagwarantowaną prywatność.

— Boli?

Lucas Reminton zaliczał się do kłopotliwych klientów. Przez wiele lat znęcał się nad nim jego mąż alfa. Dwa lata temu zamknięto go w więzieniu za sprawą sąsiadki, która odnalazła zapłakanego Lucasa, leżącego na środku korytarzu w swoim mieszkaniu. Edmund podejrzewał, że tamtego dnia blondwłosy omega stracił dziecko, ale były to tylko jego niepoparte dowodami hipotezy.

— W ogóle — Lucas zachichotał. — Przepraszam, że zmuszam się do czegoś takiego.

Delikatnie odepchnął Eda. Sięgnął po swoją czarną koszulkę i założył ją, wcześniej chwilę wpatrując się w napis na niej. "Jestem zwycięzcą." Większość kolegów Edmunda z pracy powątpiewała w to, że Lucas pogodził się ze swoją przeszłością, ale przeczucie Eda mówiło mu, że ten omega czuł się zwycięzcą.

— Jest dobrze.

Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie, przechodząc na drugą z kanap. Łatwiej rozmawiało się z klientami, siedząc na przeciwko ich i mogąc obserwować ich mowę ciała. Ludzie, którzy przychodzili do tego miejsca, częściej posługiwali się niewerbalnymi sposobami przekazywania myśli, na co Edmund starał się zwracać szczególną uwagę. Raz udało mu się zapobiec tragedii, w postaci samobójstwa, ponieważ uważnie obserwował jednego z kłopotliwych osobników.

Ponadto siedząc na różnych kanapach, klienci nie mogli naruszać jego przestrzeni osobistej.

— Wczoraj w pracy ktoś widział moje plecy — wyznał Lucas, biorąc do ust jedno z winogron z miski.

Ed nie zareagował w żaden sposób, nie istniała taka potrzeba. Potrafił sobie wyobrazić minę tej osoby, gdy zauważyła blizny po cięciach, przypaleniach, papierosach. Zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo ludzie jak blondyn nienawidzili litowania się nad nimi.

— Pytał?

Starszy omega przytaknął, kładąc się na kanapie. Wpatrywał się w sufit, na którym ponaklejane zostały motywujące hasła. Były one pomysłem szefa Edmunda.

— Tak. Powiedziałem mu, że mój były był chory psychicznie — Ed zdążył się już przyzwyczaić, dlatego nie zdziwiła go szczera obojętności, gdy chłopak to mówił — a wtedy on spojrzał na mnie ze współczuciem, więc wyszedłem. Chyba rzucę tę pracę — dodał po chwili Lucas, wyciągając przed siebie rękę i próbując złapać coś niewidzialnego.

Czarnowłosy pamiętał dzień, gdy Reminton powiedział mu, że znalazł sobie pracę. Nie wyznał za wiele i może, dlatego Edmund zaniepokoił się, słysząc o basenie.

— Jesteś instruktorem na basenie, tak? — zapytał, zastanawiając się, czy wchodził już zbyt głęboko w ten problem.

Jedną z jego zasad, było nieangażowanie się emocjonalnie w problemy swoich klientów. Wielu z nich przeżyło w przeszłości piekło. Jeśli każdemu okazywałby empatię, mógłby się załamać i nie być w stanie dalej pracować. Bez jego pracy, nie będzie nikogo, kto mógłby utrzymywać ich dwuosobową rodzinę — jego i Davida.

— Pilnuję porządku, ale w sumie nic nie robię, bo zawsze jest ze mną ten chłopak i on się wszystkim zajmuje.

Wow, kompletnie bezwartościowy — przeszło Edowi przez myśl. W przeszłości on także pozwolił wykonywać swoje obowiązki najlepszemu przyjacielu — Blue Brilliantowi. Został wybrany liderem, ale uciekł od odpowiedzialności i w żaden sposób nie przyczynił się do stworzenia atrakcji na Dzień Bratnich Dusz.

— Ludzie wcześniej nie zauważyli?

— Noszę spodnie i bluzkę też na długi rękaw — Ed nie rozumiał szefa, który jeszcze go nie zwolnił albo chociaż nie upomniał. — Ten chłopak się zawsze śmiał. Teraz pewnie przestanie.

— Czemu zacząłeś tę pracę? Nie lubisz wody.

Czarnowłosy pamiętał minę Lucasa, gdy wspominał o zaproponowanych mu wakacjach nad morzem. W przeszłości omal się nie utopił, dlatego unikał zanurzania się w wodzie. Do tego stopnia, że zawsze brał prysznic, nie kąpiel.

— Lubię moją przełożoną — przyznał z lekkim rumieńcem blondyn. — Bardzo ją lubię. Jest ode mnie o parę lat starsza. Jest bardzo ładna. I jest alfą, ale bierze blokery, żeby nie kłopotać ludzi na basenie. Zawsze jest dla mnie bardzo miła — Edmund pomyślał, że rozwiązał zagadkę, powód, dla którego Lucasowi pozwolono tam w taki sposób pracować. — Ciągle mi ustępuje, gdy sobie z czymś nie radzę. Nie chcę jej zostawiać. Co powinienem zrobić?

Edmund nie lubił podejmować decyzji za innych ludzi, dlatego w jego oczach Lucas był bardzo kłopotliwym klientem. Ponadto wymagał od drugiej osoby okazywania zainteresowania. Ed nie był w stanie się na to zdobyć — była to jedna z jego wad.

— Zastanowiłbym się jak bardzo ważna ona jest dla mnie. Czy to ona jest moją teraźniejszością.

Lucas pokiwał głową. Przez chwilę w ciszy wpatrywał się w swoje wyciągnięte ręce.

— Finn jest dla mnie bardzo ważny. Pokochałem go jeszcze w liceum. Będziemy na zawsze połączeni — Ed mimowolnie dotknął swojego własnego połączenia. — Ale... — blondyn zawahał się — to ją chcę widzieć codziennie. Ona bardzo ładnie się uśmiecha — w jednym momencie starszy omega podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał ze łzami w oczach na czarnowłosego chłopaka — i ma bardzo ładny głos. Boję się, że przez niego mogę ją stracić.

Edmund był pełny podziwu dla Lucasa, dla zwycięzcy. Jego sposób myślenia dowodził tego, że liczne terapię, wsparcie bliskich i zmiana otoczenia mogą pomóc znowu stanąć na nogach, nie ważne co takiego sprawiło, że padliśmy na kolana.

— Nie powiem ci, co powinieneś zrobić — już i tak Ed powiedział jak na jego gust za dużo — ale mogę cię zapewnić, że twoje serce zna prawidłowy wybór.

Lucas przetarł rękawem swoje oczy, po czym uśmiechnął się z trudem.

— Nie idź w tą stronę. Moje serce to moja omega. Omegi są bardzo głupie i ślepe.

Edmund zachichotał. Naprawdę nie rozumiał, jak ktoś mógł stwierdzić, że ten omega nie radził sobie z demonami przeszłości.

— W takim razie twój mózg wie, który wybór będzie dla ciebie korzystniejszy — poprawił się.

— Hm... — Lucas usiadł po turecku i złapał swoje palce, kołysał się delikatnie. — Myślisz, że to będzie przesada jeśli jutro ubiorę spodenki i koszulkę? Myślisz, że ją to odstraszy?

Ed sądził, że ta cała szefowa zdaje sobie sprawę z sytuacji swojego pracownika, inaczej już dawno przestałby u niej pracować.

— I tak by się dowiedziała.

Wzruszył ramionami.

— Ciągle mnie to zadręcza. Nie wiem, czy nie wystraszę dzieci na basenie i jej. Nie jestem tak piękny jak kiedyś.

Edmund nie potrafił zrozumieć, jakim cudem wcześniej nie zauważył, że Lucas jest odrobinę narcystyczny.

— Jestem pewien, że zwróci na ciebie uwagę.

Mimo, że blondyn uśmiechał się, wyglądał jakby po raz kolejny miał się rozpłakać.

— One są naprawdę obrzydliwe — pomasował swoje ręce przez bluzkę. — I jeszcze ten znak — dotknął miejsca swojego połączenia. — Nie będę jej winić, jeśli zostanę zwolniony. Jednak jeśli jednak nie... — w jednym momencie w oczach blondyna zabłysła determinacja — zniosę nawet tego chłopaka.

Edmund uśmiechnął się do Lucasa. Ten chłopak był silniejszy niż wyglądał. Takich ludzi warto było podziwiać.

— Ed!

W jednej chwili czerwone zasłony rozsunęły się, a w nich stanął niski zielonooki omega. Blond włosy spięte miał w wysokie kucyka.

— Co tu robisz? — zapytał szorstko czarnowłosy.

Julien Greenwood lubił sprawiać problemy Emundowi, dlatego nie było potrzeby zadawania tego pytania.

— Mam przerwę! — zielonooki usiadł obok Lucasa, który odwrócił się do niego plecami.

W powietrze czuć było jego przerażenie.

— W takim razie, czemu nie spędzasz jej w miejscu, gdzie powinieneś ją spędzać?

— Bo chciałem zobaczyć Lucasa — Julien przytulił do siebie blonwłosego chłopaka, który drżał lekko. — W ogóle o mnie nie prosi.

— Może nie spełniasz jego oczekiwań — zauważył Ed.

W odpowiedzi jego przyjaciel zaśmiał się. Gildayowi tylko trochę przeszkadzało to, że Julien udawał bezmyślnego. 

— A tak naprawdę to bawiłem się twoim telefonem — Ed nie miał już nawet ochoty na to, żeby okazać złość. — Ktoś do ciebie napisał. Gabriel jest u dyrektora i musisz go odebrać.

Edmund pomyślał, że powinien cofnąć słowa o tym, że Gabriel nie sprawi jemu i Davidowi kłopotów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top