Rozdział 2
Obudziłam się przywiązana do krzesła. Rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok zatrzymał się na chłopaku opierającym się o ścianę. Miał czarne włosy opadające na twarz, białą skórę i usta rozcięte na kształt uśmiechu. Nie miał powiek.
-Księżniczka nareszcie się obudziła. Jestem Jeff the Killer a ty?
Uciekałam przed policją CSA i antyterrorystami więc morderca nie zrobił na mnie wrażenia.
-Cześć. Jestem Jessica. Jesteś mało oryginalny Jeff. Ja posądziłabym kogoś na koniu na biegunach i przykuła do kaloryfera.
-Ja pierdole!!
-Kogo?
Posłałam chłopakowi uroczy uśmiech. Killer patrzył na mnie szeroko otworzonymi oczami.
-Mam coś na twarzy czy jak??
-Jesteś moją pierwszą ofiarą od...od dawna która się mnie nie boi. A tak z innej parafii. Nie uważasz że jestem piękny.
Jesteś słodki. Cieszę się że nie powiedziałam tego na głos.
-Ten twój "wieczny uśmiech" jest nawet uroczy, a twoje włosy fajnie kontrastują ze skórą.
Jeff przybliżył swoją twarz do mojej. A spróbuj tylko!
-Jesteś niesamowita wiesz??
Cały czas patrzyłam w oczy szatyna. Kątem oka zauważyłam kamerkę na ścianie.
-Po co ci kamera??
Jeff odsunął się ode mnie i zaczął bawić się nożem.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Nie zachowuj się jak dzieciak.
-Co powiesz na wizytę u kosmetyczki.
Jeff zaczął do mnie podchodzić z nożem. Szybka analiza sytuacji. Ręce mam związane i nie mogę nimi ruszyć. Nogi mam związane, ale mogę je podnieść. Jeff przyłożył nóż do mojego policzka, a ja kopnęłam go w rękę, a potem w brzuch. Biorąc pod uwagę iż miałam na sobie szpilki to musiało boleć. Chłopak poleciał na ścianę. Drzwi się otworzyły i weszły przez nie inne creepypasty. Ticci Tobby, Masky, Ben, E.J., Puppeter i Luke. Spojrzeli na mnie, potem na Jeffa i wybuchli śmiechem. Jack się nie śmiał. On tarzał się po ziemi. Jeff wstał i walnął go w tył głowy. Wtedy uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze. Miałam na sobie KRÓTKĄ sukienkę. Natychmiast opuściłam nogi. Po drugie. Nie miałam swojej torby, a nie chciałabym aby policja ją znalazła.
-Macie moją torbę prawda?!
Jeff uśmiechnął się cwanie. Nie!!! Nie zaglądaj!
-Mamy. A może sprawdzimy jej zawartość??
-Dawaj Jeff. Jestem ciekawy co ona tam ma.-oj Puppeter grabisz sobie.
Udało mi się oswobodzić ręce, ale byłam ciekawa co mi powiedzą. Szatyn otworzył torbę i wyjął z niej moje szpilki i rękawiczki.
-Ciuchy. No w sumie czego mogłem się spodziewać po księżniczce.
Potem wyjął moją maskę.
-Skądś ją znam...-powiedział Tobby. Brawo geniuszu!!
Wtedy wszystkich oświeciło.
-Ty jesteś Lady Black!!- krzyknęli równocześnie w momencie kiedy Jeff wyjął moją sukienkę. Zaczęłam klaskać.
-Brawo wy!!
Uwolniłam nogi po czym zabrałam Killerowi moje rzeczy i schowałam je do torby.
-Pff... Ja mam uwierzyć że ty popełniłaś te wszystkie morderstwa?
Posłałam Jeffowi groźne spojrzenie. Zadarłam do góry kolano i kopnęłam go...no tam gdzie najbardziej boli. Szatyn zgiął się w pół. Złapałam go za nadgarstek, odwróciłam się i przerzuciłam go przeze mnie. Killer wylądował na krześle łamiąc je. Odwróciłam się do reszty.
-Zdaje się Puppeter że chciałeś sprawdzić co mam w torbie tak?
-Ja...yy..nie to....Luke.
Spojrzałam na chłopaka i poczułam ukłucie w sercu. Nie widziałam całej jego twarzy, ponieważ miał chustę. Jego czarne włosy i głębokie, niebieski oczy przywiodły mi na myśl mojego brata który zaginął trzy lata temu. Kochałam go nad życie.
-Co jest Jess??- zapytał Tobby.
Cały czas patrzyłam na Luka, który także nie odrywał ode mnie wzroku.
-Poznajesz mnie....siostrzyczko?- powiedział zdejmując chustę.
Luke to wymyślona postać tak jak Jess.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top