ONESHOT

UWAGA! Zanim przejdziecie do czytania tego dzieła, chciałbym zauważyć, że początkowy zarys fabuły dla tego oneshota powstał dzięki Eris, czyli _anomalia_psychiczna. To ona dała mi pomysł na to, co mam napisać i jaką osobę mam w tym oneshocie zawrzeć. Dlatego dedykuję to dzieło właśnie niemu. Jesteś naprawdę ważna dla mnie <3 Może nie jesteśmy razem, ale szczerze ciesze się, że jesteś moją walentynką :3.

Miłego czytania!

(ważne: labo w tym oneshocie nie nosi maski, czyli ma płuca; osoba z którą labo w tym oneshocie "flirtuje" to człowiek o jakiejkolwiek płci. Wszystko w tej chwili zależy od waszej wyobraźni, możecie z tego zrobić gejową historię, albo jakąś hetero, albo jeszcze coś innego. Co tylko chcecie)

xxx

Duże, obskurne pomieszczenie. W powietrzu unosił się odór stęchlizny - obrzydliwy i odrzucający. Ściany, choć pomalowane na słodki kolor, wyglądały jak z jakiegoś horroru. Gdzieniegdzie odpryski, które wyglądały okropnie, oraz odchodzący materiał na suficie. Wyglądał, jakby zaraz miał spaść na podłogę z głośnym hukiem, a spod niego miałyby wypełznąć pająki.

Natomiast na małym, drewnianym stoliku widoczne były różnego rodzaju przedmioty. Zaczynając od zwykłego, zardzewiałego nożyka, przechodząc przez pistolet i kończąc na dziwnej substancji, a obok niej rozsypanej soli. Niektóre z tych legalnych bądź mniej legalnych przedmiotów były zawinięte w stare, do niedawna zakurzone dokumenty. Leżały swobodnie gdzieś na boku i czekały na użycie.

Kiedy owe pomieszczenie tętniło swoim zmarnowanym życiem, w korytarzu obok słychać było męskie, a następnie żeńskie krzyki. Trwały one chwilę, aż w końcu ucichły. Słychać było wtedy tylko jakąś szarpaninę i głośne sapanie.

Nagle drzwi od pokoju otworzyły się z skrzypieniem, a przez próg przeszło kilkoro mężczyzn, a z nimi dwójka związanych ludzi. Na ich twarzach widać było przerażenie i zmęczenie zaistniałą sytuacją, a na policzkach nadal nie zaschnięte łzy. Natomiast w buzi - kneble.

Próbowali się szarpać i wierzgać, aż w końcu zostali usadzeni na dwóch starych krzesłach.
Ich ręce i nogi zostały związane, a na szyję zostały zawinięte liny.

— Jeżeli będziecie się za bardzo panoszyć, to pociągniemy za line, a wasza szyja zostanie przyciśnięta. Zaczniecie tracić oddech — odezwał się niski głos — Taka mała tortura, żebyście znali swoje zasady podczas tego porwania.

Gdyby tylko mężczyzna nie miał na sobie dużej, czarnej maski, zapewne widać by było jego mały uśmieszek. Pojawił się on wraz z wypowiedzianymi słowami i wizją męczenia owych ludzi już za chwilę. Może i nie będzie ich torturować, bo to jest robota dla kogoś innego, ale będzie mógł ciągnąć za line i ich podduszać kiedy tylko chce. Nawet bez powodu, choć wcześniej mówił co innego.

Taka jego mała zachcianka.

Natomiast osoba, która miała teoretycznie zaraz wejść do środka i pokazać wszystkim wokół jak wyglądają tortury, stała w rogu tego pomieszczenia. Wszyscy stali i wyczekiwali na przybycie Michaela Quina, znanego jako laborant. Nikt nawet nie odważył się do niego napisać bądź zadzwonić by go pospieszyć.

Jednak nikt nie wiedział, że ten od samego początku stał obok nich. W ciemnym kącie, u progu mroku. Obok pajęczyn i małego, brązowego pająka. Patrzył na nich z szerokim uśmiechem i obserwował każdy ich ruch.

A w ręce przez cały ten czas trzymał niebieski nożyk z metalu. Błyszczący niczym najpiękniejszy diament w całym świecie. Bawił się nim nawet nie martwiąc się o to, czy przez przypadek zrobi sobie krzywdę. Machał nim w lewą i prawą, jak to miał w zwyczaju.

Spojrzał raz jeszcze na wszystkich zebranych i chwilę skanował ich wzrokiem, aż w końcu postanowił wyjść z mroku. Widział zdziwienie w oczach swoich znajomych po tym, kiedy go zobaczyli. Nie mieli pojęcia o jego obecności. Patrzyli na niego jak na kosmitę, ale on tylko się uśmiechał.

Był zadowolony z siebie, mimo że niczego jeszcze nie zrobił.

Powolnym krokiem podszedł do związanego mężczyzny i spojrzał mu prosto w oczy. Jedną z najważniejszych zasad podczas torturowania jest właśnie to, by nie patrzyć swym ofiarom w oczy. A on to zrobił i robił za każdym razem. Kochał to. Ekscytowało go to przerażenie..

Jednym i szybkim ruchem wbił w klatkę piersiową mężczyzny nóż motylkowy. Wyjął go z ciała ofiary, nie martwiąc się o to czy zrobi mu większą krzywdę niż miał początkowo w planach. Usłyszał jego skomlenie przez knebel i zobaczył krew, która powoli się wsiąkała w koszule.

Był to już wystarczający widok, by laborant poczuł się wolny.

Nie musiał nikogo przesłuchiwać i wydobywać informacji. To była tylko zabawa, poświęcona dla tej jednej osoby. Mógł zabić szybko, ale też wolno. Nikt by go nie spowalniał, czy pospieszał. Miał wolną rękę, co tak bardzo kochał.

To właśnie to włączało w nim prawdziwą bestie.

Przy akompaniamencie płaczu i skomlenia, wbił po raz kolejny nóż motylkowy w ciało mężczyzny. Wyjął i wbił raz jeszcze. Przez cały ten czas patrzył ofierze w oczy. A kiedy ta je zamknęła, on złapał opuszkami palców za jego powieki i pociągnął je do góry.

Przez to, że te łatwo wyślizgały się mu, postanowił dla zabawy wbić w nie szpilkę. Naciągnął powiekę i jednym zamaszystym ruchem wbił jedną małą szpileczke, a po krwi nie było nawet śladu. Następnie złapał drugą i zrobił to samo. A kiedy je puścił, opadły one bezsilnie, a te mniej ostre części szpilek zaczęły wbijać mu się w oczy.

Tak jak wcześniej mężczyzna robił wszystko, żeby mieć je zamknięte, tak teraz otwierał oczy jak najszerzej. Laborant nawet nie wiedział co mu to da oprócz przyjemności, ale podobało mu się. To było niczym dzieło w galerii sztuki. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak pięknego, jak szpilki przebite przez powieki. Szkoda było mu tylko tego, że nie leciała z nich krew.

Ale nie przejął się tym. Tak naprawdę wystarczył mu widok zaszklonych oczu ofiary. Torturowany chłopak próbował jak najmniej mrugać, bo im więcej ruchów powiekami robił, tym częściej i mocniej odczuwał nieprzyjemne coś na oku. Czuł, jak ta nieostra część szpilki wbija mu się w oczy.

Laborant widział grymas na jego twarzy. Cieszył się, że mężczyzna jeszcze nie zemdlał, bo wtedy nie byłoby w ogóle zabawy, na której temu tak bardzo zależy.

Przejechał raz jeszcze wzrokiem po jego zranionym ciele i lekko się odsunął. Lubił ten widok, kiedy ofiara jest mocno poturbowana ale nadal żyje. Wręcz uwielbiał to cierpienie wymalowane na jego twarzy.

Zbliżył się do niego i złapał go stanowczo gołymi rękami za szczękę. Wyjął mu knebel z ust, a pomieszczenie samoistnie wypełniło się jękami bólu i głośnym łkaniem.

Przybliżył sobie jego usta do własnego ucha i trwał tak przez chwilę.

Jego przyjaciele nie ingerowali w to co robi. Tak naprawdę nic ich tam nie interesowało - byli tam jedynie jako ochrona, by w ostateczności uchronić laboranta przed więzieniem. Tylko jedna osoba oprócz niego samego była tam z prywatnych powodów.

Osoba, której usta sobie wyobrażał. Czuł je na uchu, choć nie należały one do tej osoby. Jednak wyobraźnia pozwoliła mu na chwilowe odcięcie się od rzeczywistości.

Słyszał zmęczone sapanie mężczyzny i tylko wyobrażał sobie, jakby te piękne dźwięki należały do tamtej osoby. Tylko, że w tym przypadku byłyby one spowodowane falą przyjemności. Chciał, żeby to on był powodem tej przyjemności. Żeby to on ją stworzył i mógł razem z tą osobą się nią cieszyć.

Uśmiechnął się pod nosem i odsunął usta ofiary od swojego ucha. Spojrzał na nie i z wymalowaną fascynacja na twarzy, przyłożył ostrze do prawego kącika ust mężczyzny.

Powolnie zaczął je wbijać, aż w końcu przebił mu kawałek policzka na wylot. Widział jak w buzi ofiary zbiera się dużą ilość krwi, a następnie zaczyna się on nią dusić. Teraz nawet nie interesowało go, czy zamorduje go. Chciał zrobić coś, o czym zawsze marzył.

Powoli zaczął przesuwać nożykiem w stronę prawego ucha. Przecinał mu skórę, jak gdyby był to zwykły papier. Uwielbiał to. Uwielbiał tą krew i ból, a nawet łzy skapujące z policzka na jego nożyk.

W końcu wyjął ostrze i wbił je ponownie, tym razem w lewy policzek. Tak jak wcześniej zaczął go przecinać, kończąc prawie przy samym uchu. Wyjął go z lekką trudnością i odsunął się o krok, by spojrzeć na swoje dzieło.

Mężczyzna siedział na krześle ledwo żywy - laborant nawet nie wiedział, czy ten oddychał. Z każdej z powiek wychodziła szpilka, która mogła nawet zahaczyć o skórę nad okiem.
Natomiast na samej twarzy w okolicach ust rozciągała się długa rana, przypominająca szeroki uśmiech.

Czyli coś, o co od początku Michaelowi chodziło.

Natomiast na samym tułowiu można było zauważyć masę krwi wsiąkniętą w ubranie. Było ono przedziurawione i rozszarpane. Wyglądało to naprawdę ładnie na tle zaniedbanego pomieszczenia. Gdyby tylko mogł, zrobiłby sobie zdjęcie na pamiątkę. Jednak wiedział, że to za duże ryzyko.

Raz jeszcze obrzucił mężczyznę radosnym spojrzeniem i odwrócił się na pięcie, by odejść na kilka kroków. Był zadowolony z siebie. Nie dość, że zrobił jakiemuś mężczyźnie krzywdę fizyczną, to też jakiejś ładnej pani siedzącej na przeciw niego krzywdę psychiczną. A jak wiadomo, ból psychiczny potrafi być bardziej raniący.

Dlatego właśnie Michael to lubił.

Lubił przemoc, która odbijała swe piętno na psychice. Ten ból, w którym już nie wiesz co się tak naprawdę liczy i masz wrażenie, że już nigdy nie wymazesz z pamięci tych wspomnień. Każdej nocy widzisz je w swoim śnie i wydawać by się mogło, że nie dadzą ci one spokoju.. Uwielbiał ten moment, kiedy ofiara niewytrzymywała psychicznie.

Wrócił do swego ciemnego rogu i oparł się o ścianę ramieniem. Rzucił krótkie spojrzenie kobiecie zalanej łzami, a następnie mężczyźnie, który był u progu śmierci dzięki niemu. Uśmiechnął się szeroko i powrócił wzrokiem do nożyka w swojej ręce. Mienił się niebieskim kolorem, choć jego ostrze pokryte było ciemną krwią.

Włożył drugą rękę do kieszeni i szukał coś w niej chwilę, by po krótkiej chwili wyjąć z niej białą szmatkę.

Powoli, w delikatny sposób zaczął wycierać nożyk od bordowej cieczy, przy tym przez przypadek robiąc dziurę w kawałku materiału. Jego ruchy były wolne i dokładne. W jego oczach mieniło się coś, czego nie można było jakkolwiek wytłumaczyć.

Czuł na sobie wzrok tej osoby, co sprawiło, że poczuł ekscytację. Delikatny niczym płomień w ognisku, który zaraz rozprzestrzeni się na dobre. Kiedy te uczucie się nasilało, on przyspieszał ruchy swojej ręki. Nie interesowało go, że teraz szmatka była cała w dziurach, a jego ręka delikatnie pocharatana.

Robił to szybciej i szybciej, by w końcu podnieść wzrok na tą osobę. Patrzyła na niego z flirciarskim uśmiechem.

Laborant miał ochotę się na tą osobę rzucić i zedrzeć z niej ubrania. Ekscytacja rosła i rosła, aż zobaczył krew na swej dłoni. Nie mógł się powstrzymać od rzucenia tej osobie głodnego spojrzenia.

W końcu ruszył z swego miejsca i podszedł do niej, a reszta jak to mawiają, jest już historią..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top