Niebezpieczny jak papierosy, ale słodki niczym cukier.
Prowadziłem normalny monolog z osobami, które są w stanie zniszczyć cały świat za pomocą jednego uśmiechu i właśnie teraz stoimy na ogromnym pustkowiu, gdzie prawdopodobnie zginę.
A mama mówiła, żebym przestał być ciekawskim jajem..
— Hehehe... coś tu pusto, nie uważasz NamNam? — Uśmiechnąłem się delikatnie w stronę przyjaciela, który właśnie zamykał za nami drzwi i wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt że ci dwaj lekarze byli po drugiej stronie, a ja zostałem z obiektami na hali całkiem sam. Aha, czyli teraz kolej rozpłatania mnie na części? Nie no spoko, idźcie sobie na kawkę, a ja was zawołam jak będą mnie pożerać. Ubaw po pachy, nie ma co.
— Ej, no co jest! — Warknąłem, w stronę roześmianych kumpli.
— Wrócimy za kilka minut, nie przejmuj się! — No i zniknęli, tak jak cała moja pewność siebie.
— Stresuje się pan? — Spojrzałem na kruczowłosego, który bezwstydnie wgapiał się w moją twarz od jakiegoś czasu. Ja wiem, że jestem przystojny i to nie mało, ale to lodowate spojrzenie mnie przeraża.
— Tak jakby?
— Doktorze Jeon! — Pisnął Taehyung, odwracając się w stronę drugich drzwi stojących po naszej lewej. Pognałem wzrokiem w kierunku osoby, która nas zaszczyciła i zamarłem. Jeon Jeongguk, mój dość wkurwiający eksperyment.
— Jimin? — Przekrzywił głowę, całkowicie ignorując podekscytowanie jednego ze swoich podopiecznych. Odruchowo złapałem za broń, lecz moja dłoń zawisła w przestrzeni. Spodziewałem się czegoś takiego, po tak doskonałym obiekcie. Irytujący dzieciak, któremu nawet zębów nie potrafiłem dobrze wyprostować.
— Co tutaj robisz, dzieciaku? — Warknąłem, kiedy ten zbliżył się a nasze twarze dzieliło tylko kilkanaście centymetrów. Zaskakująco pewny siebie, psychicznie chory dupek. Nie widziałem sensu w informowaniu, zainteresowanych naszą pogawędką, nastolatków ponieważ zamiast się pytać woleli przeglądać każdy folder w mojej głowie.
— Ja? Nic konkretnego. Na etaciku tutaj jestem, ojczulku. — Wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
— Ojczulku? — Szepnął Taehyung.
— Długa historia, nie wtrącaj się numer cztery.
— Ale Jungkookie...
— Powiedziałem, żebyś się nie wtrącał, jasne?! — A tego to już się kompletnie nie spodziewałem. Ciało Tae z zawrotną prędkością zostało przygwożdżone do ściany oddalonej o prawie kilometr za nami, to samo z kruchym Minem. Obaj nie byli tym faktem jakoś specjalnie zaskoczeni, jakby szykowali się na taką ewentualność.
— Zamiast telekinezy, mogłem ci wbudować jakieś tworzenie zamków z gówna, bo tylko do tego się nadajesz. — Splunąłem mu pod nogi, co oczywiście skomentował śmiechem.
— Lepiej gadaj po co tutaj przylazłeś.
— Oh, czyli nie jesteś kimś na tyle ważnym, skoro Namjoon nie poinformował cię o moim przybyciu.
— Po prostu mi odpowiedz. — Syknąłem, kiedy jego dłoń zbliżyła się do mojej twarzy. Jimin jesteś po prostu geniuszem. Dałeś mu moc, a teraz twoja zabawka się przed tobą buntuje, bo spierdoliłeś z laboratorium, od razu po porodzie. Dlaczego dobijanie siebie w takiej sytuacji jest nawet przyjemne?
— Zostaw go. — A tego to już się kompletnie nie spodziewałem razy dwa. Nagle przede mnie wparował kruczowłosy i wbił swoje kocie oczy w twarz Jeona, który najwyraźniej był tak samo zszokowany jak ja i przez chwilę próbował ogarnąć sytuację. Zdradzała to poniekąd jego krzywa morda.
— Yoongi?
— A widzisz przed sobą kogoś innego? Nie? No to siedź cicho, póki mam ochotę obronić cię przed tą parszywą gnidą. — Zatkało mnie.
— Jungkookie, zostaw pana Parka. Daj spokój.. — Dopiero zauważyłem, że z ciała Kima została sama sterta liści, a on sam zmaterializował się za niczego nie spodziewającym się Jeonem, na którego ramieniu ułożył dłoń.
— Ej, uspokójcie się. — Chciałem jakoś załagodzić sytuację, przynajmniej ze względów bezpieczeństwa, bo kto wie co by się stało gdyby zaczęli się bić? Wiem do czego zdolny był Jungkook w dzieciństwie, ale nie mam pojęcia co potrafi teraz i jak wiele są w stanie dokonać obiekty moich przyjaciół.
— Yoongi, Taehyung, co wy wyrabiacie?! — Odetchnąłem z ulgą kiedy usłyszałem głos Hoseoka. Nawet nie wiem kiedy to wszystko się stało, ale kiedy znowu otworzyłem oczy, dwa obiekty razem z opiekunem były kierowane najprawdopodobniej do laboratorium toksykologicznego, a Namjoon trzymał Jungkooka na rękach. Kiedy tylko otworzyłem usta, od razu je zamknąłem, nie wiedząc co mógłbym powiedzieć.
— Wiedziałem, że to zły pomysł.
— Powinienem się wynieść.. — Tylko tyle powiedziałem, zanim zalała mnie fala wspomnień, a mój przyjaciel właśnie wynosił mojego syna z pomieszczenia.
~ * - * ~
— Jimin.
— Tak? — Odpowiedziałem, wrzucając naboje do specjalnej skrzynki w walizce. Nam westchnął, kręcąc głową z politowaniem, by po kilku chwilach podejść do mnie i pstryknąć palcem w moje bolące już czoło.
— Aish, dlaczego mnie bijesz, co? — Warknąłem, łapiąc się za obolałe miejsce, co spowodowało cichy, aczkolwiek przyjemny dla ucha, śmiech mężczyzny.
— Bo jesteś, kretynem?
— Wypraszam sobie! Jedynym kretynem jaki jest w tym pokoju, jesteś ty vrapster. — Syknąłem, mierząc go zlodowaciałym spojrzeniem.
— Jimin, rozumiem że to co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca i-
— Nie Namjoon. Ty nic nie rozumiesz. — Przerwałem mu, siadając na nadzwyczaj wygodnym posłaniu. — Wiem, że to ty wtedy wyłączyłeś te kamery i gdyby nie twoja oraz Jongina pomoc, już dawno wisiałbym w magazynie F56 za przerwanie eksperymentowania. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nadal jestem ci dozgonnie wdzięczny, a odwdzięczę się jak najszybciej. Naprawdę, obiecuję.
— Nie musisz mi si-
— Owszem muszę. Uratowałeś mi życie, a ja przyjeżdżam tutaj tak o, z zamiarem zniszczenia kolejnych dwóch istnień, bo Yixing ma jakieś chore pomysły. Dodatkowo pojawia się Jeongguk, którego w ogóle nie powinno być ani tutaj, ani gdziekolwiek indziej. Jakim cudem się tutaj znalazł i czemu nic mi nie powiedziałeś? — Uniosłem lekko głos. Kim pokręcił głową z dezaprobatą i zajął miejsce obok mnie, aby po chwili zacząć mówić.
— Wu YiFan oraz Choi Jun Hong. — Nie musiał dodawać nic więcej. Wiedziałem, co się szykuje.
— Co będzie z Yoongim i Taehyungiem? Oddajesz ich toksyhonalizie? — Spytałem, będąc szczerze ciekawym. Nie chciałem aby obiektom stało się coś złego, zważywszy na fakt, że mimo iż nie znali mnie w ogóle, ba, nie wiedzieli z jakich powodów tutaj przybyłem to wstawili się za mną. Nie wiem, może przeczytali coś w mojej głowie, jakieś wizje czy inne herezje, ale to i tak było miłe. Chciałem pomóc chłopakom w kwestii ich życia. Byłem zdeterminowany.
Lecz jak zawsze, życie lubi płatać mi figle i niszczyć wszystko co zaplanuję.
— Yoongi jest w spalarni, a Tae został uśpiony.
— Jakiej, kurwa, spalarni?! — Wydarłem się, natychmiastowo wstając.
— Jego nić znowu została przerwana, Jimin. On się zakochał.
Teraz to ja już kompletnie nic nie rozumiem.
— Twój syndrom Stendhala, także się rozwinął.
---------------------------------------------------
Siedzę sobie w sadzie, popijając herbatkę i przeglądając zdjęcia z dzieciństwa.
Polecam, jeśli chcecie sobie popłakać.
Hinata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top