Rozdział 59

No to zaczynamy zabawę^^

Rozdział 59

– Tak naprawdę to było banalnie proste. Wystarczyło sięgnąć po odpowiednią książkę – przyznał Draco. Zaraz po powrocie do szkoły Harry, Ron i Severus spotkali się z nim, żeby omówić plan działania. Teraz kiedy znali mechanizm działania Szafki Zniknięć, mogli przejść do realizacji planu. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że w momencie, gdy szafka zacznie przenosić żywe organizmy, Voldemort nie będzie się wahał i zaatakuje.

– Czy Czarny Pan mówi,ł na kiedy planuje atak? – spytał Severus. W czasie Wielkanocy został wezwany i zlecono mu uwarzenie kilku skomplikowanych eliksirów. On i kilku innych Śmierciożerców zostali poinformowani o planach nalotu na Hogwart, jednak nie podano im konkretnej daty.

– W momencie, kiedy przejście będzie stabilne – przyznał Draco. – Na razie muszę przeprowadzić kilka prób z przedmiotami, a potem ze zwierzętami. Czarny Pan zaczyna się jednak niecierpliwić. Ostatnio ojciec wrócił do domu, ledwo stojąc na nogach.

Mistrz Eliksirów pokiwał głową.

– Czarny Pan ukarał go za twoją opieszałość – powiedział wprost.

– Wiem, ale nie mogę pozwolić na to, żeby zjawił się w Hogwarcie i zaczął zabijać każdego, kto się mu sprzeciwi.

Harry i Ron popatrzyli po sobie zaskoczeni. Nie spodziewali się po Draco takich słów. Najwyraźniej blondyn wkroczył w etap, kiedy dostrzega się coś więcej niż czubek własnego nosa.

– Wielkie słowa, Malfoy – zauważył Ron.

– Wcale nie takie wielkie, Weasley. Ty też ma rodzinę, którą chcesz chronić. Wybrałem mniejsze zło. Wolę, żeby ojciec wrócił do domu po kilku Cruciatusach i ledwo stał na nogach, niż żeby przyniesiono go martwego.

– Uważasz, że twój ojciec zrobił błąd, zostając Śmierciożercą? – spytał nagle Harry. Malfoy nie krył zaskoczenia, kiedy zrozumiał sens tych słów. Złoty Chłopiec chciał poznać jego poglądy.

Severus także był zaskoczony kierunkiem, jaki obrała ta rozmowa. Znał Draco od bardzo dawna. Dziedzic Malfoyów został wychowany w przeświadczeniu, że pochodzenie jest powodem do dumy i otwiera wiele drzwi. Ślizgon gardził takimi osobami jak Weasleyowie, czy Harry Potter. Weasleyowie mimo czystości krwi nie praktykowali żadnych zwyczajów i uważani byli za zdrajców. Potter z kolei był półkrwi, a to już samo w sobie przekreślało go w oczach Malfoya. Nie miał jednak pojęcia, że rodowód Harry'ego sięga wielu wieków wstecz i okraszony jest niesamowitymi historia. Sam miał okazję poznać część z nich, rozmawiając z Hardwinem.

Protoplasta Potterów sporo pamiętał, jak na portret i chętnie dzielił się swoją wiedzą z zaufanymi osobami. Sam przyznał, że bardzo polubił Harry'ego. Przypominał mu jego młodszego brata, który także był bardzo wrażliwy i miał rękę do zwierząt.

– Znosił do domu wszystkie ranne zwierzęta – przyznał Hardwin. – Mając sześć lat, miał już swoje małe gospodarstwo. Z pomocą ojca zbudował zagrodę, gdzie miał krowę, kilka owiec, kur i kaczek. Oczywiście, jeśli chodzi o mugolskie zwierzęta. Magiczne także się tam znalazły. Niemal padliśmy, kiedy pewnego dnia wrócił do domu z rannym Kugucharem. Po jakimś czasie zrozumieliśmy, że ma dar porozumienia się ze zwierzętami.

– Węży także? – spytał Harry ciekawie.

– Mowa węży to dość rzadki dar, ale wśród Potterów zdarzyło się kilka osób, które go posiadały.

– Czyli mogłem się z nim urodzić? – spytał Harry. Teoria, że miał tę umiejętność ze względu na swoją więź z Voldemortem, nigdy jakoś do niego nie przemawiała.

– Oczywiście, że tak. Takiej umiejętności nie można nabyć. To nie nauka zaklęć.

Harry uśmiechnął się wtedy szeroko i poczuł się dumny. Kiedy na drugim roku wszyscy wmawiali mu, że tylko potomkowie Slytherina znają mowę węży, czuł się przybity. Teraz jednak cieszył się z tej umiejętności. Na magicznej farmie było sporo różnych węży. Oczywiście pytał regularnie Hardwina, czy wszystko jest w porządku albo, czy przybyło zwierząt.

Teraz jednak skupił się na odpowiedzi Malfoya. W ciągu tych kilku miesięcy może nie polubił blondyna, ale nauczył się żyć z nim w zgodzie.

– Odpowiedź na twoje pytanie nie jest wcale prosta, Potter – powiedział wprost. – Mój ojciec został Śmierciożercą, kiedy Czarny Pan jawił mu się jako idealny przywódca czarodziejów. Charyzmatyczny, silny i gardzący mugolami. Posiadał wszystkie cechy, na których skupiali się czystokrwiści i potrafił przekonać do swoich ideałów. Więc nie uważam jego decyzji za głupotę. Za głupotę uważam trwanie w tym, co nie przynosi żadnych korzyści.

– Czyli nie zamierzasz mu służyć? – spytał Harry.

– Zaczynam podejrzewać, że coś ci padło na mózg. – Dziedzic Malfoyów skrzywił się mocno, patrząc na Złotego Chłopca. – Zapamiętaj sobie jedno. Malfoyowie nikomu nie służą. To nam się służy.

Harry był w stanie jedynie przewrócić oczami.

,,,

Przez kolejne dwa tygodnie umacniali i rozplanowywali pułapki na Śmierciożerców. Ron brał pod uwagę wszelkie warianty i stworzył kilka wersji ich potencjalnych ruchów. Zaznaczał na korytarzu miejsce, w których mieli rysować runy.

– Na terenie Hogwartu nie można się aportować, więc nie musimy się martwić, że ktoś nagle ucieknie – powiedział Ron.

– Ale niektórzy z nich potrafią latać bez mioteł – przypomniał mu Severus. – Łącznie z Czarnym Panem.

– To trochę utrudnia sprawę, ale nie czyni jej beznadziejną – mruknął rudzielec, myśląc nad czymś intensywnie. Przez ostatni rok Mistrz Eliksirów poznał Rona Weasleya na tyle, że poznał jego sposób myślenia i był pod wrażeniem. Dawno nie spotkał tak analitycznego umysłu.

Umysł chłopaka nie pracował na tej samej zasadzie co umysł Granger. Nie bazował na wiedzy książkowej, a rozkładał problem na czynniki pierwsze i szukał wszystkich możliwych rozwiązań. Tak jak teraz.

Spojrzał na pokrytą runami podłogę. Na razie nie były aktywne. Severus miał je aktywować zaklęciem w momencie, gdy Draco będzie przeprowadzał Śmierciożerców przez Szafkę Zniknięć. Kiedy będą mieć pewność, że artefakt działa sprawnie, Ślizgon natychmiast zdejmie z run w Pokoju Życzeń zaklęcie zastoju. Po przeprowadzonych próbach mieli pewność, że ta pułapka działa, ale nikt nie miał pewności, że wszyscy w nią wpadną. W którymś momencie zorientują się, że coś nie tak.

– A gdybyśmy pokryli runami też ściany i sufit? – podsunął Harry, rozglądając się po korytarzu.

– To będzie najlogiczniejsze wyjście – zgodził się Draco, przeglądając swoje notatki i jedną z książek o starych runach, którą podesłał im Syrusz. – To się nada. I to też – powiedział, wyjmując różdżkę i zaczynając kreślić runy na suficie.

– Co to za runa? – spytał Harry, zerkając mu przez ramię.

– Spowalniająca ruchy – wyjaśnił. – Druga powoduje nagłe uczucie zmęczenia w mięśniach. Nie masz siły chodzić, a o uniesieniu różdżki nie ma nawet mowy, bo masz wrażenie, że twoje ręce ważą tonę.

– Sprytne.

– Mamy do czynienia z ludźmi, którzy są bezwzględni. To oczywiste, że musimy być sprytni. Dziwi mnie tylko, że Dumbledore jeszcze się nie zorientował w naszych działaniach – prychnął Ślizgon.

– Dyrektor bardzo często opuszcza zamek. Czasem nie ma go nawet dwa tygodnie, a Minerwa rzadko zapuszcza się do tej części zamku. Teoretycznie nic tutaj nie ma. Tylko gołe ściany – zauważył Snape, rozglądając się wokół. Poza zbrojami i gobelinem nie było tutaj niczego. Korytarz nie mógł nawet służyć za miejsce schadzek dla par.

– To idiotyczne – przyznał Draco.

– I mało strategiczne – dodał Ron. Wszyscy popatrzyli na niego. – Wyobraźcie sobie, że Hogwart jest zamkiem, którego król szykuje się do obrony, bo spodziewa się najazdu wroga. Nagle król znika. Nie ma kto wydawać rozkazów, wśród rycerzy następuje rozłam. Każdy działa według własnego uznania. Taki zamek jest w tym momencie łatwym łupem.

– Jestem w szoku. Weasley mówi logicznie i z sensem – mruknął blondyn.

– W twoim ustach to niemalże komplement – odgryzł się natychmiast.

Harry zerknął nieco rozbawiony na swojego partnera. Severus jedynie wywrócił oczami i pokręcił głową. Weasley i Malfoy nigdy nie zostaną przyjaciółmi, ale zaczęli się w jakiś dziwny sposób tolerować. Połączyła ich wspólna sprawa i to dało im potrzebnego kopa, żeby zapomnieć o dawnych konfliktach. On jednak nie potrafił tak łatwo zapomnieć o pewnych rzeczach.

Wrócił myślami do Wielkanocy na Grimmauld Place. Ginny w końcu namówiła go na rozmowę, ale postawił warunek, że Ron będzie obecny. Nie była z tego zbyt zadowolona, ale zgodziła się. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Usiedli we trójkę w jednym z pokoi, z daleka od innych.

– Słucham. Co masz mi do powiedzenia? – spytał Harry, patrząc na nią.

– Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie – zaczęła. – To było głupie. Całe życie wyobrażałam sobie, że będziemy razem. Kiedy się poznaliśmy, zakochałam się w tobie. Myślałam, że odwzajemniasz to uczucie.

– Czy ty się słyszysz? – Harry nie był pewien, czy jest bardziej zły na nią, czy zwyczajnie rozczarowany jej zachowaniem. – Ginny, ty mnie nigdy nie kochałaś. Kochałaś wyobrażenie o mnie, które sobie stworzyłaś. Nie masz pojęcia, jaki jestem naprawdę.

– Nieprawda. Przecież wiem, co lubisz – argumentowała.

– Jeśli masz na myśli quidditcha, to wszyscy o tym wiedzą – zauważył. – A ja mam na myśli ważne rzeczy, a nie hobby. Nic nie wiesz o moim życiu. Gdybyś chociaż trochę chciała mnie poznać, przyjęłabyś do wiadomości, że dziewczyny mnie nie interesują.

– Przecież Cho ci się podobała!

– Nie w taki sposób, jak myślisz. Stwierdziłem tylko, że Cho jest ładna i atrakcyjna dla facetów. Nigdy temu nie przeczyłem, ale nie pociąga mnie w sensie fizycznym. Żadna kobieta nigdy nie będzie mnie pociągać. Kręcą mnie wyłącznie faceci i to nie wszyscy. Mam swój gust i spotykam się z kimś od jakiegoś czasu.

Ginny zagryzła dolną wargę. Miał wrażenie, że dziewczyna stara się przetrawić jego słowa w miarę spokojnie. Terapia musiała coś dawać, skoro nie zaczęła krzyczeć i nie rzuciła się na niego z pazurami. Za to wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

– Zawsze myślałam, że będziesz mój. Że będziemy razem i założymy rodzinę – przyznała.

– Nie jestem rzeczą, Ginny. Nie można mnie mieć jak jakieś trofeum. Nawet gdybym gustował w dziewczynach, to nie dałabyś sobie rady z moimi koszmarami ani presją, którą na mnie wszyscy zrzucają. Ja sam ledwo sobie daję z tym radę. Myślisz, że to tak fajnie, kiedy piszą o tobie w gazetach? Gdyby jeszcze pisali prawdę, to olałbym to kompletnie, ale większość tych artykułów to jedna, wielka bzdura. Stek kłamstw, które nie mają w niczym potwierdzenia. Jeśli masz w sobie chociaż trochę zrozumienia, to możesz sobie wyobrazić, przez co muszę przechodzić.

Nie miał pojęcia, czy zrozumiała jego sytuację. Nie potrafił też jej wybaczyć tak łatwo. Samo przepraszam, to było za mało. Jedno słowo nie sprawi, że zapomni o wszystkim, co zrobiła. Hermiona z własnej woli przeprosiła jego i wszystkich. Pracowała nad sobą i widać było efekty. Nie miał pojęcia, czy z Ginny będzie tak samo, ale to już była jej osobista sprawa. Miał na karku Voldemorta i to na nim musiał się skupić.

,,,

Jakieś trzy tygodnie później Severus poczuł nagle pieczenie w miejscu, gdzie miał wypalony Mroczny Znak. Syknął cicho. Od razu zrozumiał, co to oznacza. Czarny Pan szykował swoich zwolenników do ataku na Hogwart. Fakt, że nie został wezwany, a jedynie powiadomiony oznaczał, że ma czekać na miejscu i być w gotowości do działania.

Szybko wysłał swojego patronusa do Harry'ego. Zjawił się pod pokojem życzeń niemal równo z nim. Draco był już na miejscu. Jego zadaniem było przejść przez szafkę i przeprowadzić Śmierciożerców. Potem mieli rozproszyć się po Hogwarcie i zdobyć zamek. Ron oczywiście zjawił się razem z Harrym. Nigdy nie zostawiłby go samego w takiej sytuacji.

– Od twojej szybkości i zwinności będzie dużo zależeć, Potter – mruknął Draco. Ślizgon był jeszcze bledszy niż zwykle.

– Wiem – powiedział, zakładając rolki. – Nie po to tyle czasu ćwiczyłem te ruchy, żeby teraz wszystko schrzanić. Dałem znać Syriuszowi, żeby był gotów.

– Masz świstoklik? – upewnił się Mistrz Eliksirów. Według planu musiał ściągnąć Nagini aż do schodów, gdzie wyrysowali największy krąg zastoju, a potem przenieść ją świtoklikiem prosto do kręgu krwi. Tam już horkruksami zajmie się Syriusz.

Ron w tym czasie miał kolejno aktywować pułapki, które zastawili i w razie potrzeby wezwać członków zakonu i nauczycieli. W ostatnim tygodniu opanował wysyłanie wiadomości z pomocą patronusa. Dało im to więcej możliwości komunikacji.

– Malfoy – odezwał się nagle rudzielec. – Powodzenia i nie daj się zabić. Nie miałbym kogo drażnić.

– Wzajemnie – odparł, znikając w pokoju życzeń.

Teraz mogli tylko czekać. Harry wiedział, że Dumbledore jest w zamku, ale nie miał o niczym pojęcia. Jego szpieg nie doniósł mu o ostatnich planach Voldemorta. Ich plan miał szansę powodzenia tylko wtedy, gdy będą mieć swobodę działania. Nie ufali dyrektorowi. Harry był pewien, że kazałby im czekać do czasu, aż nie przybędą członkowie zakonu. Nie mieli czasu na jakieś spontaniczne działania. Plan Rona był jedynym, który mógł się powieść. Omawiali różne warianty wiele razy. Wszyscy doszli do wniosku, że gdyby trzymali się zamiarów dyrektora, byliby martwi w kilka minut po rozpoczęciu ataku.

Harry czuł do niego ogromny żal. Zawiódł się na nim tyle razy, że nie zostało w nim nic z szacunku, jaki kiedyś do niego czuł. Mógł zrozumieć poświęcenie jednostki dla dobra ogółu. W historii świata takie sytuacje zdarzały się wielokrotnie, ale nie mógł wybaczyć tych wszystkich manipulacji. Dumbledore chciał, żeby Harry poświęcił się z własnej woli dla czarodziejskiego świata.

Chłopiec odmawiał poddaniu się temu. Jeśli miał zginąć, to na własnych warunkach, a nie dlatego, że ktoś tego od niego oczekiwał. Ratowanie własnego życia było zgodne z instynktem przetrwania i zamierzał to wykorzystać. Jego umiejętności szukającego miały teraz zadziałać na jego korzyść.

Czekał cicho ukryty za zbroją. Serce niemal podskoczyło mu do gardła, kiedy drzwi do Pokoju Życzeń otworzyły się i na korytarz wyszedł Draco. Za nim wyłoniła się Bellatrix i kolejni Śmieriożercy. Nigdzie nie było widać Voldemorta, ale mógł się założyć, że jest gdzieś blisko. Generał zawsze obserwuje swoje wojsko z dogodnej pozycji. Musiał go tylko wywabić z kryjówki.

Kiedy na korytarzu było już około dwudziestu osób, zaklęcie o opóźnionym działaniu zaczęło działać. Zgodnie z planem Draco padł jako pierwszy na posadzkę. Bellatrix zdążyła jedynie krzyknąć jego imię, kiedy kilka sekund później sama zastygła bez ruchu. Była silna i widział ze swojej kryjówki, że usiłowała przełamać zaklęcie. Kolejni Śmierciożercy padali na posadzkę. Ci, którzy nie wyszli jeszcze poza Pokój Życzeń, musieli zrozumieć, że coś jest nie tak, ale i tak było za późno. Sądząc po wściekłych krzykach, niektórzy zorientowali się w sytuacji.

Severus, któremu Harry pożyczył swoją pelerynę-niewidkę, rzucał na nich odpowiednie zaklęcia, żeby nie uciekli. To była kwestia czasu, kiedy ktoś zawiadomi dyrektora o całej sytuacji. Któryś z duchów lub obrazów zauważy w końcu, że coś się dzieje w obrębie murów.

Nagle Złoty Chłopiec zobaczył to, na co czekał. Nagini! Prześlizgiwała się po ciałach Śmierciożerców, unikając kontaktu z podłogą. Musiała wyczuć, że coś jest nie tak. Po chwili zobaczył innych, którzy po prostu przechodzili na korytarz w ten sam sposób.

Harry miał wrażenie, że czas zwolnił, kiedy wystrzelił ze swojej kryjówki i rąbnął w Nagini jedną z klątw, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Wiedział, że w tym momencie inni też go zauważyli i w jego kierunku poleciały klątwy i zaklęcia. Z trudnością robił uniki, ale jego priorytetem było odciągnięcie Nagini. Śmierciożerców zostawił Severusowi i Ronowi. Mijając Malfoya, zerknął na niego przelotnie.

Głośny, wściekły syk potwierdził mu, że wściekły wąż depcze mu po piętach. Nie chciał jednak o tym myśleć. Musiał dotrzeć do pułapki. Nawet wspomagany zaklęciem szybkości, cudem unikał ataków Nagini. Skręcił za róg i podskoczył, żeby uniknąć pułapki. Oczywiście nie miał wielkiej wprawy w takich ruchach i wprawdzie udało mu się uniknąć pułapki, ale źle wylądował. Usłyszał tylko, jak coś chrupnęło w jego kostce i runął na posadzkę.

Nagini widząc, że jej ofiara przestała uciekać, wystrzeliła do przodu i zamarła w pół ruchu. Jedynie ruch gałek ocznych świadczył o tym, że była świadoma tego, co się stało.

– Mam cię – mruknął Harry, podczołgując się bliżej. – Było mnie nie gonić. Trochę szkoda, że dałaś mu się tak wykorzystywać – dodał, wyjmując z kieszeni świtoklik i dwukierunkowe lusterko. – Syriuszu. Przesyłka w drodze – powiedział, kiedy twarz animaga pokazała się w nim. Rzucił świstoklik w kierunku węża i ten zniknął po chwili. Kolejny krok należał do jego ojca chrzestnego.

Z trudem stanął na nogach. Kostka bolała go niemiłosiernie i musiał rzucić na nogę zaklęcie znieczulające, żeby móc się poruszać. Musiał wrócić do Rona i Severusa. Sądząc po wrzawie, którą słyszał zza rogu, domyślił się, że któryś z nich wezwał posiłki. Miał wrażenie, że usłyszał głos Tonks, Remusa i kilku innych osób. Wrzask McGonagall potwierdził, że nauczyciele też już wiedzą o wszystkim.

– Syriuszu? – odezwał się. Musiał mieć pewność, że horkruksy zostały zniszczone. Usłyszał dźwięk, który niemalże wwiercał mu się do mózgu. Nie umiałby go porównać do czegokolwiek, a potem wszystko ucichło.

– Nie ma ich Harry – usłyszał głos ojca chrzestnego. – Wszystkie rozpuściły się. Nic z nich nie zostało.

Złoty Chłopiec już miał już odpowiedzieć, kiedy usłyszał kroki. Podniósł głowę w momencie, kiedy znienawidzona przez niego sylwetka zatrzymała się kilka metrów od niego.

– Harry Potter – odezwał się Voldemort. – Sam i bezbronny. A gdzie twoi przyjaciele? Zostawili cię? To takie smutne.

– Smutna to jest twoja sytuacja – odparł Harry. – Stracić ukochane zwierzątko. To było nierozsądne z twojej strony, żeby powierzyć jej coś tak cennego, jak fragment swojej duszy.

Wiedział, że wiele ryzykuje takimi słowami, ale musiał grać na zwłokę. Oczywiście, że brał pod uwagę konfrontację z Voldemortem, ale niepewność i tak go pożerała.

– Co zrobiłeś mojej Nagini?! – syknał Czarny Pan. Harry w ostatniej chwili uniknął klątwy. Gwałtowny ruch uraził jednak jego nogę i ledwo utrzymał się prosto.

– Twoja Nagini i wszystkie pozostałe horkruksy już nie istnieją – powiedział wprost. – Powinieneś był się domyślić już dawno, co się dzieje, ale jak widać rozszczepienie swojej duszy, sprowadziło na ciebie nie tylko szaleństwo, ale także krótkowzroczność.

– Przypatrz mi się dobrze – syknął Voldemort, ponownie unosząc różdżkę. – Bo będę ostatnim widokiem w twoim życiu, chłopcze. Nawet Dumbledore ci nie pomoże. Avada...! – zaczął, ale nie skończył, bo mały, złoty i bardzo szybki kształt podleciał do niego, a ostry dziobek zagłębił się w jego dłoni.

Czarny Pan krzyknął sfrustrowany, zamachnął się mocno i Harry miał wrażenie, że czas nagle zwolnił, kiedy małe ciałko uderzyło o ścianę, a potem upadło na podłogę.

– FURKOTEK! – krzyknął przerażony.

– Ty głupi ptaku! – Głos Czarnego Pana wyraźnie mówił, co się za chwilę stanie. Harry zadziałał instynktownie i rzucił w kierunku ptaszka jedyną rzecz, którą trzymał w ręce, żeby go ochronić.

Dwukierunkowe lusterko Syriusza było coraz bliżej i bliżej. Jego lot skrzyżował się z zielonym promienień, który opuścił różdżkę Voldemorta. Chyba tylko cud i refleks Harry'ego sprawił, że zaklęcie odbiło się od jego tafli, niszcząc je jednocześnie. Czarny Pan chyba nie zrozumiał, co się stało, bo w momencie, kiedy uderzył w niego zielony promień, jego twarz wyrażała niedowierzenie. Sekundę później jego ciało runęło, a różdżka wypadła mu z ręki.

Złoty Chłopiec nie miał zamiaru się nim przejmować. Dopadł do Furkotka i podniósł go ostrożnie.

– Furkotku? – odezwał się drżącym głosem. – Nie możesz umrzeć – mówił, głaszcząc palcem jego nieruchome ciałko. Nawet nie zwracał uwagi na to, że po twarzy płyną mu łzy.

Nagle do jego uszu dotarł cichutki pisk. Otworzył oczy i jęknął z ulgą, kiedy zobaczył wpatrujące się w niego rubinowe oczko.

– Nie strasz mnie tak – powiedział Harry. – Nie ruszaj się. Zaraz ci pomogę. Severus na pewno ma jakiś odpowiedni eliksir – dodał, podnosząc się powoli. – Obu nam się zresztą przyda – dodał, śmiejąc się przez łzy, kiedy zza rogu wypadło kilka osób.

– Potter! – Minerwa McGonagall chyba jeszcze nigdy w życiu nie była w takim szoku. – Czy to jest...? – Nie była w stanie dokończyć, tylko wskazała na ciało Voldemorta.

– Już po wszystkim, pani profesor. Już po wszystkim – uśmiechnął się.

---

Cóż... Chyba domyślacie się, co to oznacza?^^ Kolejnyrozdział będzie ostatnim. Sama nie mogę uwierzyć, że ta historia tak bardzo sięrozwinęła. Oczywiście jeszcze kilka rzeczy się wydarzy, ale nie będę spoilerować^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top