Rozdział 58

Rozdział 58

Zgodnie z zarządzeniem Dumbledore'a Harry miał spędzić Wielkanoc na Grimmauld Place razem z Syriuszem i Weasleyami. Chłopak skrzywił się mocno. Zdecydowanie wolałby zostać w Hogwarcie razem z Severusem.

– Ma to swoje dobre strony – zauważył Mistrz Eliksirów. Harry popatrzył na niego zaskoczony. – Będziesz miał czas, żeby przygotować wszystko do rytuału. Ten zapchlony kundel ci pomoże – dodał, podając mu księgę, którą kiedyś podesłał im Syriusz.

Severus spędził dobre kilka wieczorów, czytając i analizując wszystko dokładnie. Rytuał zniszczenia horkruksów wymagał odpowiednich przygotowań. On sam od tygodnia warzył eliksir, który wzmocniony odpowiednimi zaklęciami rytualnymi, będzie miał moc scalenia wszystkich fragmentów duszy Czarnego Pana ze sobą, a następnie zniszczenia ich. Skoro on spędzał czas na warzeniu, to równie dobrze animag może się również na coś przydać.

– Wolałbym spędzić Wielkanoc z tobą – przyznał szczerze. Siedział na kanapie w salonie mężczyzny i głaskał Furkotka, który usadowił mu się na kolanie. Malutki ptaszek stanowczo odmawiał zostawienia Harry'ego samego. Na lekcjach towarzyszył mu nadal ukryty w kapturze jego szaty.

Ku zaskoczeniu Harry'ego Znikacz znalazł sobie specyficzne hobby. Kiedy mijali panią Norris, ptaszek szybko przefruwał kotce przed nosem, a potem szczypnął ją w ogon. Naturalną koleją rzeczy pani Norris podskakiwała zaskoczona niemalże na metr w górę, sycząc i szukając źródła dyskomfortu.

Złoty Chłopiec z trudem powstrzymał chichot. Furkotek miewał czasem naprawdę dziwne pomysły, ale był naprawdę uroczy. Hermiona puściła mu już w niepamięć gniazdo, które zrobił jej na głowie i uznała, że jest bardzo interesujący. Znikacze były pod ścisłą ochroną, więc szansa na spotkanie jakiegoś była jak wygrana na loterii.

– Tylko żeby ktoś nie próbował ci go złapać i sprzedać na czarnym rynku – powiedziała Hermiona.

– Furkotek nie jest głupi. Umie o siebie zadbać – zapewnił ją Złoty Chłopiec. – Poza tym nigdy nie pozwoliłbym zrobić mu krzywdy.

– Jestem tego pewna.

Oczywiście Harry zamierzał zabrać ptaszka ze sobą na Grimmauld Place. Nie miał zamiaru zostawiać go samopas w zamku. Rozważał też opcję poproszenia Severusa o zaopiekowanie się nim, ale obawiał się, że Furkotek ponownie schowałby się w jego rzeczach i przemycił do domu Syriusza.

Nie miał nic przeciwko spędzeniu Wielkanocy z rodziną Rona, ale będzie musiał poprosić go, żeby trzymał Ginny z daleka od niego. Chora czy nie, napsuła mu tyle krwi, że nie miał ochoty nawet na wymianę uprzejmości. Moment, kiedy próbowała wszystkim wmówić, że jest z nim w ciąży, przelał czarę goryczy. Od Hermiony wiedział, że terapia powoli daje efekty i siostra Rona czuje się już lepiej, ale nie miał zamiaru przebywać w jej towarzystwie. Co innego towarzystwo Severusa.

Dyskusje z mężczyzną nigdy nie były nudne. Zawsze okraszał swoje wypowiedzi siarczystymi komentarzami lub złośliwościami w swoim stylu. Nie szczędził ich, nawet kiedy uczył Harry'ego wyjątkowo wrednych uroków lub po prostu przydatnych zaklęć. Niektóre były jego autorstwa, co dawało chłopcu przewagę w potencjalnym starciu. Oczywiście Severus nie byłby sobą, gdyby nie zadawał mu zadań domowych. Polegały na wyszukiwaniu przydatnych zaklęć z konkretnej grupy.

Harry nie mógł powiedzieć, że to było nudne i zawsze udało mu się znaleźć w bibliotece coś ciekawego. Rzadko zaskakiwał swojego kochanka, ale kilka razy mu się to udało.

Któregoś razu rzucił Harry'emu hasło „niebo" i kazał mu wykazać się inwencją twórczą. Niebo kojarzyło się szukającemu Gryfonów głównie z lataniem i quidditchem, ale to byłoby mało oryginalne. Olśnienie przyszło zupełnie przypadkowo. Szukał na jednej z półek w bibliotece tytułu, który mógłby go zainspirować, kiedy jakiś drugoroczny Krukon próbował rzucić zaklęcie lewitacji na książkę i zdjąć ją z półki. Najwyraźniej miał drobne problemy z tym zaklęciem, bo książka wyfrunęła z półki, ale sekundę później z impetem spadła mu na głowę, nabijając guza.

– Niech to piorun trzaśnie! – syknął, masując sobie głowę.

Harry pojął wtedy, że nie może traktować słowa „niebo" dosłownie. Wyszczerzył się, kiedy wpadł mu do głowy pomysł i pobiegł do pani Pince, zapytać, gdzie znajdzie odpowiednie pozycje książkowe z interesującego go tematu.

W taki sposób zaskoczył Severusa, niemalże trafiając go zaklęciem pioruna. Chyba tylko wyuczony refleks uchronił mężczyznę od porażenia sporą dawką elektryczności. Pochwalił jednak Harry'ego za pomysłowość. Skutkowało to tym, że w czasie kolacji uśmiechał się od ucha do ucha. Ron mruknął tylko, że promienieje jak małe słoneczko.

Na trop kolejnej grupy zaklęć wpadł, czytając księgę rodową. Trafił w niej na odnogę rodu Potterów, która przeniosła się do około 1600 roku do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście zamierzał sprawdzić, czy ktoś z tej linii jeszcze żyje, kiedy skończy szkołę.

Jego uwagę przykuł żyjący w drugiej połowie XVII wieku Abraham Potter, który należał do tak zwanej Oryginalnej Dwunastki Aurorów. Harry'emu niewiele to mówiło, a księga zawierała tylko wzmianki. Pobiegł więc do biblioteki poszukać więcej informacji. Zajęło mu to dobre pół dnia, ale znalazł to, czego szukał.

Pod koniec XVII wieku w Stanach Zjednoczonych działała grupa zwana Czyścicielami. Byli to bardzo brutalni czarodzieje, którzy torturowali, zabijali i handlowali innymi magicznymi ludźmi.

Pierwotnie był to budzący postrach oddział czarodziejów różnej narodowości, którzy polowali na kryminalistów. Z czasem zaczęli jednak pozwalać sobie na coraz śmielsze działania. Robili wszystko, co mogło przynieść im korzyści. Dla nagrody potrafili wydać naiwnej niemagicznej społeczności innych niemagów, wmawiając im, że to czarodzieje i czarownice.

Ponieważ sytuacja robiła się dramatyczna, ówczesny Minister Magii Stanów Zjednoczonym, postanowił powołać do życia grupę, specjalnie wyszkolonych aurorów. Ich zadaniem było wyłapywanie Czyścicieli. Nie było to łatwe zadanie, dlatego nie należało się dziwić, że jedynie dwie osoby z tej grupy dożyły sędziwego wieku. Abraham Potter zginął w walce z jednym z Czyścicieli, ale zanim do tego doszło, sporą ich liczbę postawił przed sądem.

Według tego, co Harry wyczytał, Abraham był twórcą sporej liczby zaklęć atakujących. Z początku nie zauważył ich, ale jego uwagę przykuła wąska, pusta kolumna z boku strony. Zgadywał, że musiało to mieć jakieś znaczenie, ale żadne zaklęcie nie działało i księga nie chciała zdradzić swojego sekretu. I znowu pomógł przypadek. Seamus, który wpadł do dormitorium z zielonymi włosami, wyczarował lusterko i próbował doprowadzić się do porządku. Jak się okazało Caleb ze swoimi przyjaciółmi, znalazł książkę o dowcipnych eliksirach i postanowili wypróbować jeden z nich na starszym koledze. Rzucili w niego miękką kulką, która trafiła starszego Gryfona w głowę, pękła i zafarbowała mu włosy.

– Stylowe – zachichotał Harry. Seamus mruknął tylko pod nosem, wyraźnie zły i odgrażający się, że niech tylko on dopadnie te dzieciaki.

Złoty Chłopiec już miał ponownie sięgnąć po księgę, kiedy kątem oka coś zauważył. W lusterku Semusa odbijała się strona z pustą kolumną, ale najciekawsze było to, że w lusterku kolumna nie była już pusta. Była zapełniona zapiskami. Szybko wyczarował kolejne lusterko i przyłożył je do strony.

– Sprytne – uśmiechnął się. Szybko sięgnął po notatnik i pióro, i zaczął spisywać zaklęcia, które widział. Oczywiście lusterko odbijało słowa wspak, ale z tym szybko się uporał. Proste zaklęcie porządkujące i już miał przed oczami spis dziesięciu zaklęć, które wynalazł jego daleki krewny. Zaciekawiło go zwłaszcza zaklęcie Laminae Aqua, które nadawało wodzie kształt cienkim, szybko wirujących ostrzy. Harry wypróbował je na manekinie w Pokoju Życzeń. Ostrze okazało się tak skuteczne, że manekin został gładko przepołowiony.

Przełknął ciężko i zrezygnował z zastosowania tego czaru w ataku przeciwko Severusowi, ale zademonstrował mu wynalazki Abrahama.

– Interesujące – przyznał Mistrz Eliksirów i sam wypróbował kilka z nich. Niektóre okazały się wręcz destrukcyjne, ale nie zakazał Harry'emu użycia ich przeciwko Śmierciożercom. – Nigdy nie wiadomo, co może ocalić ci życie.

Harry znalazł jeszcze jedno bardzo ciekawe zaklęcie. Nazywane było zaklęciem Szybciej Stopy. Sprawiało, że nabywało się nagle niesamowitej szybkości. Jedyną jego wadą był niestety czas działania. Jedynie trzydzieści sekund, ale Severus zapewnił go, że czasem ułamek sekundy decyduje o wygranej.

Złoty Chłopiec zamyślił się nad jego słowami. Wpadł na pomysł nietypowego wykorzystania tego zaklęcia. Poprosił jednak Rona o asystę przy ćwiczeniach. Kiedy weszli do Pokoju Życzeń, całe pomieszczenie wyłożone było matami i materacami. Harry uśmiechnął się, zakładając rolki na nogi.

– Serio chcesz to zrobić? – spytał rudzielec.

– Powiedzmy sobie szczerze. Nawet z rolkami na nogach, wąż może mnie łatwo dopaść. Wolę mieć jakiegoś asa w rękawie.

– O ile się wcześniej nie zabijesz – usłyszał mruknięcie.

Zgodnie z przewidywaniami pierwsze próby kończyły się na wyścielonych materacami ścianach. Harry stracił rachubę, po której w końcu zaczął panować nad ruchami swojego ciała przy takich przyspieszeniu. Miał zamiar ćwiczyć w każdej wolnej chwili.

Siłą rzeczy zamierzał wyszukać kolejne zaklęcia w bibliotece na Grimmauld Place. Skoro już musiał tam być, to chociaż odpowiednio wykorzysta ten czas. Syriusz zapewniał go, że w starych księgach z tajemniczego pokoju znalazł kilka interesujących zaklęć. Równało się to jednak z rozłąką i Harry wiedział, że będzie tęsknił za Snapem.

– Już nie rób takiej miny – skomentował Severus, kreśląc zamaszyście Nędzny na wypracowaniu jakiego ucznia. – Dumbledore kazał mi zjawić się raz czy dwa w kwaterze głównej. Pewnie, żeby mieć pewność, że nic ci nie jest.

– Skoro chce być tego pewien, to może w końcu zrozumie, że nie pokonam Czarnego Pana, zarzucając go wspomnieniami – prychnął chłopiec. – Rozumiem, że poznanie przeciwnika ma znaczenie, ale poza tym niczego mnie nie uczy. W każdym razie nie zamierzam iść jak owca na rzeź.

– No ja myślę, że nie.

Harry uśmiechnął się lekko.

– Myślisz, że gdybym trafił Bellatrix zaklęciem pioruna, to jej włosy napuszyłyby się jeszcze bardziej? – spytał nagle.

Severus z trudem powstrzymał prychnięcie.

,,,

– Dobrze cię widzieć, Harry. – Remus, który również postanowił spędzić święta w kwaterze, objął go mocno. – Dobrze wyglądasz. Chyba przytyłeś trochę w końcu, bo już nie wyczuwam kości.

– Ciebie też dobrze widzieć, Remusie – odparł rozbawiony. Faktycznie nie wyglądał już jak skóra kości, ale jak zdrowy, chociaż nadal bardzo drobny nastolatek.

Cienki pisk z kaptura jego bluzy sprawił, że wilkołak odskoczył i wbił w chłopca zaskoczone spojrzenie.

– Ciągle zapominam, że on uwielbia tam siedzieć – mruknął Harry, kiedy Furkotek usiadł mu na ramieniu i popatrzył z wyrzutem na Remusa.

– Harry! – Wilkołak nie krył zaskoczenia. – Czy ty wiesz, co siedzi ci na ramieniu?

– No wiem. Poznajcie się. To jest Furkotek. Furkotku, to jest Remus. Nie chciał cię zgnieść – zapewnił ptaszka i popatrzył na Remusa. – Byłbym wdzięczny, gdybyś nikomu o nim nie wspominał. Wiem, że Znikacze są pod ochroną i miałbym pewnie problem, gdyby ktoś omyłkowo pomyślał, że go złapałem. Znaczy, ja naprawdę niechcący go złapałem. Odruch szukającego – wyjaśnił nieco pokrętnie, ale miał nadzieję, że jego były nauczyciel zrozumiał.

Stali właśnie w holu w domu Syriusza i Harry czekali, aż mama Rona skończy zarządzać, gdzie kto będzie spał. Oczywiście Harry nie miał nic przeciwko, żeby dzielić pokój z przyjacielem. Nie wydawało mu się, żeby Syriusz ponownie zaczął wariować, ale mimo wszystko nie czuł się tu jeszcze zbyt pewnie sam.

– Jesteśmy następni w kolejce – powiedział Ron, podchodząc do nich. – Bliźniacy dostali pokój naprzeciwko twojego. To znaczy naszego – poprawił się. – Nie masz nic przeciwko, że będę spał z tobą w pokoju? – upewnił się, patrząc na Harry'ego.

– Mówiłem ci, że nawet wolę taki układ.

– No tak – mruknął rudzielec. Uniósł brwi na widok schowanego nieco pomiędzy włosami Harry'ego, Furkotka. – Znowu zostałby zgnieciony?

– Przez Remusa – przytaknął Harry.

– Musisz go jakoś oduczyć spania w kapturze.

– Czyli Ron wie o wszystkim? – spytał Remus, uśmiechając się lekko.

– Oczywiście, że wie.

Przy kolacji Harry siedział obok Syriusza, który opowiadał Weasleyom o swoim procesie.

– Gdyby nie czujność Harry'ego i Rona nie byłbym znowu wolny – przyznał i poczochrał nieco włosy chrześniaka.

– Tak. Słyszałam coś na ten temat – mruknęła Molly, łypiąc na obu chłopców. – To było nieodpowiedzialne.

– Daj spokój mamo – powiedział najmłodszy z braci Weasley. – Zrobiliśmy to, co musieliśmy, a że szczur spanikował i sam wbiegł do klatki, to nie nasza wina.

– Nas ciekawi ten cały Wozak. Podobno zwyzywał kilka osób – zauważył Fred.

– Łącznie z Malfoyem – dodał George.

Harry i Ron popatrzyli po sobie, parsknęli śmiechem, a potem opowiedzieli ku uciesze większości zebranych o wyczynach niesfornego zwierzaka.

,,,

Harry zauważył, że Ginny mu się przygląda, ale omijał ją szerokim łukiem. Nie miał zamiaru ryzykować przebywania z nią sam na sam, dlatego czas spędzał głównie z bliźniakami, słuchając o ich najnowszych produktach albo z Ronem i Syriuszem, przygotowując rytuał. Z wytycznymi, które dostali od Severusa, praca powoli szła do przodu. Najtrudniejszym zadaniem było upewnić się, że kamienny krąg nadal jest aktywny magicznie. Syriusz musiał rzucić kilka naprawdę skomplikowanych zaklęć, żeby to ustalić. Odetchnęli z ulgą, kiedy symbole na głazach zaczęły się mienić.

– Krąg nadal jest aktywny – przyznał Syriusz z zadowoleniem. Zaczął rzucać zaklęcia zabezpieczające, których listę dostał od Snape'a.

– Nieźle – przyznał Ron, obserwując wszystko razem z Harrym. Tajny pokój zrobił na nim wrażenie. Interesowały go zwłaszcza stare instrumenty magiczne. Rozpoznał może jeden czy dwa. Reszta wyszła z użytku całe wieki temu. – Właściwie to, czemu zakazano użycia kręgów krwi i polecono je niszczyć? – spytał.

– Magia krwi to potężna i bardzo niebezpieczna dziedzina magii – wyjaśnił Syriusz. – Krew magicznej osoby jest niezwykle cenna. Jest jednym z nośników magicznych iskier. Właśnie dlatego dokumenty podpisane krwią mają tak wielką moc. Wszelkie życiowe kontrakty zawiera się w ten sposób.

– Czyli chodzi o rodzaj nierozerwalnych kontraktów?

– Nie tylko. Wyobraź sobie, że jesteś bardzo potężny i ktoś chciałby przejąć część albo nawet całą twoją magiczną moc. Istnieją rytuały krwi, dzięki którym jest to możliwe. Oczywiście nie wszystkie rytuały tego typu były wykorzystywane do niecnych celów. Wiele z nich mogło uratować życie. Zdarzały się też sytuacje, gdy rodzice, którym urodziło się dziecko pozbawione magii, oddawali mu w ten sposób część swojej magii.

– W takim razie, dlaczego nie zakazano tylko tej złej części rytuałów krwi? – spytał Harry. – Czy nie byłoby to logiczne?

– Zapominasz, że w pewnym okresie historii panował prawdziwy ciemnogród. I nie mam tu na myśli jedynie mugoli – wyjaśnił animag.

– A ty zapominasz, kto nas uczy historii – mruknął Harry. Syriusz zaśmiał się.

– Mój błąd – powiedział. – Do pewnego momentu czarodzieje wykorzystywali swoje umiejętności, pomagając mugolom. Wszystko zmieniło się w XV wieku, kiedy to jeden z mugoli zakochał się w czarownicy. On też nie był jej obojętny, jednak w oczach mugolskiego kościoła ich małżeństwo nie mogłoby dojść do skutku. Czarownica nie mogła wyrzec się swej. Wszyscy wiemy, jakie skutki może przynieść wstrzymywanie czarów.

– Wybuchy magii – powiedział Ron.

– Dokładnie. Każdy z nas przechodził to jako dziecko, kiedy nasza moc była w fazie rozwoju. Wróćmy do historii. Zakochani chcieli być razem i nie mieli zamiaru zrezygnować ze swojego związku. Oczywiście ówczesne prawo czarodziejów nie zabraniało im związać się ze sobą, ale kobieta obawiała się, że jej ukochany będzie się czuł wyobcowany. Postanowili podjąć więc dość ryzykowną próbę, w której miała mu oddać część swojej magii. Nie skończyło się to za dobrze. Od tego momentu wersje historii są różne. Jedna mówi, że mugol zginął, inna, że zmienił się w potwora, a jeszcze inna, że został okaleczony.

Harry uniósł brwi w górę.

– Ale mówiłeś, że rodzice oddawali swoim dzieciom część swojej magii – zauważył.

– Jest różnica pomiędzy mugolem a charłakiem – przyznał animag. –Charłacy posiadają w sobie magiczny rdzeń, ale jest zbyt słaby albo nieaktywny. Można go pobudzić, jeśli magiczna krew pochodzi od najbliższego członka rodziny. Z tego, co czytałem, ten rytuał nazywano „Budzeniem magii".

– Czyli lepiej nie oddawać mugolom swojej krwi – podsumował Ron. – Zapamiętam.

– Kiedy powiesz rodzicom? – mruknął do niego Harry, kiedy Syriusz ponownie zaczął rzucać zaklęcia.

– Na pewno nie w najbliższym czasie. Może w wakacje, zanim wyjedziemy. Bo zabierzesz mnie znowu ze sobą na farmę, prawda? – spytał z nadzieją w głosie. Harry zaśmiał się tylko. Nie było opcji, żeby zostawił Rona w Anglii. Abby zatłukłaby go pewnie na miejscu.

– Przypomniało mi się coś. Lesley pisał mi, że Abby nosi w pamiętniku twoje zdjęcie i nawet pokazywała je koleżankom z klasy – powiedział z uśmiechem, podziwiając, jak policzki Rona dorównują nagle czerwienią jego włosom.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że taka świetna dziewczyna chce ze mną być – przyznał szczerze. – Ona jest po prostu wow.

– Masz w sobie coś, co ją urzekło.

– Taki zwierzęcy magnetyzm? – wyszczerzył się Ron.

– To raczej ma miejsce w przypadku Syriusza. – Harry zaśmiał się znowu, obserwując oburzenie na twarzy przyjaciela.

– A propo magnetyzmu. Ginny chciałaby z tobą porozmawiać.

– Nie ma mowy – odparł natychmiast Harry.

– Mówiłem jej, że na pewno nie będziesz chciał z nią rozmawiać. Tylko że chciałaby cię przeprosić.

Złoty Chłopiec przygryzł dolną wargę. Nadal nie czuł się przekonany. Przyjął do wiadomości, że zachowanie Ginny wynikało między innymi z choroby, ale Ron sam też przyznał, że jego siostra zawsze była rozpieszczona. To był jeden z powodów jej rozbuchanego ego. Zawsze była ta najmłodsza, miała braci, którzy ją chronili i zwyczajnie uderzyło jej to do głowy. Harry zauważył zmianę w jej zachowaniu, ale nie czuł się przy niej komfortowo. Już prędzej zostałby w jednym pokoju z Syriuszem niż nią.

– Myślę, że zrozumiała, że zrobiła koszmarną głupotę – odezwał się znowu Ron. – Jeśli chciałbyś wysłuchać, co ma do powiedzenia, do mogę przy tym być – zapewnił go.

– Zastanowię się nad tym – obiecał Harry. Tyle mógł zrobić.

Ron pokiwał głową. To i tak było dużo.

– To sowa? – spytał nagle, zauważając kątem oka jakiś skrzydlaty kształt na prawo od nich. Obaj z Harrym zastanawiali się jakim cudem nikt nie zauważył do tej pory kręgu krwi, mimo że znajdował się pomiędzy zabudowaniami. Najwyraźniej można było się do niego dostać jedynie poprzez tajny pokój, ale ptaków chyba ta zasada nie dotyczyła.

Kiedy sowa obniżyła lot, Złoty Chłopiec rozpoznał, do kogo należała. To była jastrzębia sowa Malfoya. Wylądowała obok nich i podsunęła nóżkę, do której przywiązano wiadomość.

– Dziękuję – powiedział Harry, odwiązując ją szybko. Rozwinął rulonik i przeczytał szybko, a potem bez słowa podał go do przeczytania Ronowi i Syriuszowi. Musieli się pospieszyć, bo Draco odszukał zaklęcie aktywujące Szafkę Zniknięć.

---

Ostatnie dni były iście zakręcone, ale ogólnie nie narzekam^^ A jak u was?

Zostawiam wam link do czegoś, co znalazłam już wieeeeeki temu i myślę, że się wam spodoba XDDD 

https://64.media.tumblr.com/tumblr_m4037t3Ddc1rr5zp6o1_r2_1280.jpg

Mówiłam już, że uwielbiam washi tape? Mówiłam :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top