Rozdział 52

No to pora rozpocząć weekend z przytupem :3

Rozdział 52

Czy Syriusz Black jest niewinny!?"

Takim nagłówkiem na pierwszej stronie Prorok Codzienny przywitał swoich czytelników. Harry uśmiechnął się, kiedy Hermiona pokazała mu poranne wydanie gazety. Szybko przebiegł wzrokiem artykuł, według którego Syriusz miał otrzymać sprawiedliwy proces, który udowodni jego niewinność. Według autora artykułu była to jedynie formalność. W świetle zebranych dowodów i ujęcia Petera Pettigrew Harry był pewien, że jego ojciec chrzestny za kilka dni będzie nareszcie wolnym człowiekiem. Nie obchodziło go, co stanie się z tym śmierdzącym szczurem.

Napisano, że Peter został ujęty w Hogwarcie przez dwójkę uczniów, ale pominięto, że chodziło o Rona i Harry'ego. Złoty Chłopiec nie miał pojęcia, kto nagiął nieco fakty, ale był za to wdzięczny. Nie miał ochoty ponownie zobaczyć swojego zdjęcia na pierwszej stronie tego szmatławca.

„Jak dowiedział się nasz reporter – pisał dalej Prorok. – dwójka uczniów, wracających wieczorem do dormitorium, zauważyła na korytarzu szczura. Byli pewnie, że to jakiś zaginiony pupil któregoś z kolegów. Unieruchomili go i zanieśli do zastępcy dyrektora – Minerwy McGonagall. Tam okazało się, że mają do czynienia z animagiem. Dzięki przypadkowej interwencji uczniów nie tylko ujęto groźnego Śmierciożercę, ale także wzięto pod uwagę, że wtrącono do Azkabanu niewinnego człowieka".

– Masz zamiar stawić się w ministerstwie na proces? – spytała Hermiona, kiedy Harry odłożył gazetę na bok.

– Rozmawiałem już o tym z McGonagall – przyznał. – Jako chrześniak Syriusza, mam prawo tam być, ponieważ zaraz po rozprawie stanie się on moim prawnym magicznym opiekunem. Muszę tam być, żeby potwierdzić dokumenty moją sygnaturą.

– Nie znam się za bardzo na takich sprawach – przyznała niechętnie. – Nie ma jakichś książek na ten temat?

– Miałaś nieco przystopować – przypomniał jej Ron.

– To ciekawy temat. Chciałabym wiedzieć, jak to dokładnie działa od strony prawnej.

Ron mruknął tylko pod nosem i pokręcił głową. Pod tym kątem Hermiona chyba nigdy się nie zmieni.

– Zastanawiałaś się, co będziesz robić po Hogwarcie? – spytał ją Harry.

– Mam kilka pomysłów – przyznała. – Zastanawiałam się nad studiowaniem czarodziejskiego prawa. Jest strasznie zawiłe i wydaje mi się, że czarodziejom przydałby się ktoś, kto mógłby im to wszystko przełożyć na normalny język.

– To faktycznie interesujące – przyznał Złoty Chłopiec. – Też myślą o dalszej nauce, ale na mugolskiej uczelni, ale nie zdecydowałem się jeszcze na żaden konkretny kierunek. Na razie dowiadywałem się, jak to działa, kiedy kończyło się magiczną szkołę.

Hermiona pokiwał głową w zamyśleniu. Rzadko słyszało się o absolwentach Hogwartu, który kształcili się dalej na mugolskich uniwerkach. Większość albo od razu szła do pracy, albo trafiała na praktyki z konkretnej dziedziny, żeby osiągnąć odpowiedni stopień wiedzy.

– A ty Ron? – spytała.

– Ja już rozmawiałem z Fredem i Georgem, że będę z nimi współpracował. Do nauki się nie nadaję za bardzo, ale opracować odpowiednią strategię biznesową potrafię – zauważył rudzielec.

Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę nad jego słowami, ale najwyraźniej doszła do wniosku, że chłopak ma rację i nie skomentowała tego. Omiotła za to spojrzeniem Wielką Salę. Zachichotała, kiedy jej wzrok padł na Malfoya.

– Za każdym razem, kiedy widzę Malfoya, mam przed oczami tego Wozaka obok niego – przyznała. Nawet część Ślizgonów z trudem powstrzymywało wtedy śmiech, a sam blondyn niemal cały dzień chodził wściekły i patrzył na Rona z rządzą zemsty. – Trochę szkoda, że nie mógł zostać.

– McGonagall stanowczo kazała go odesłać tam, skąd pochodził – przypomniał jej Harry. – Według niej demoralizował młodszych uczniów swoim słownictwem.

Wozak bardzo szybko podłapał od uczniów wszelkie przekleństwa i obraźliwe wyzwiska. Śniadanie nie zdążyło się jeszcze dobrze skończyć, a po Wielkiej Sali już rozbrzmiewało takie słownictwo, że uszy więdły. Harry i Ron nie mieli innego wyjścia, jak odtransportować zwierzaka do wieży. Zanim jednak transporter podróżny zniknął, Gryfoni zdążyli wymyślić odpowiednie imię dla pogromcy Malfoya. Wszyscy zgodnie zdecydowali się nazwać go Ictis. Wprawdzie po łacinie oznaczało to łasicę, ale wszyscy uznali, że zwierzak jest sprytny, szybki i na tyle złośliwy, że to imię idealnie do niego pasuje. Poza tym upodobał sobie towarzystwo Rona i doszli do wniosku, że mogą jego imię połączyć też nieco z nazwiskiem rudzielca.

– Tylko trochę przeklinał – powiedział Ron. – Każdy mruczy coś tam pod nosem.

– Przypomnę ci, że nazwał profesor Trelawney zbzikowaną pijaczką, a profesor Sprout powiedział, że śmierdzi jak nawóz... Z tym że nie użył dokładnie tego słowa, a jego bardziej dosadnego odpowiednika.

– Powiedz wprost, że użył słowa gówno. To nie jest najgorszy epitet, jaki wykorzystał – odezwał się Dean, który siedział naprzeciwko nich.

– Pozostawię to bez komentarza – zdecydowała dziewczyna. – Pójdę jeszcze zerknąć, jak się ma Ginny.

– Jak ona się czuje? – spytał Harry. Naprawdę nie życzył Ginny źle. Chociaż narobiła mu masę nieprzyjemności swoim zachowaniem, to szczerze życzył jej, żeby stanęła na nogi. Oczywiście pytał o to Rona, ale wyglądało na to, że jego siostra wolała zwierzać się Hermionie.

– Jest trochę lepiej. Terapia powoli, ale przynosi pierwsze efekty. Powoli dociera do niej, że sama siebie wpędziła w rodzaj choroby – przyznała Hermiona.

– Pierwszy krok do wyzdrowienia to przyznać, że ma się problem i pozwolić sobie pomóc – mruknął Harry, bezwiednie pocierając nadgarstek. Jeśli dziewczyna zauważyła ten gest, to nic nie powiedziała.

– To prawda – powiedziała tylko. – Myślę, że z czasem stanie pewnie na nogach. Obie narobiłyśmy strasznego zamieszania.

– Ty przeprosiłaś – zauważył Ron. – Teraz jej kolej.

– Ginny nie przeprosi, dopóki nie zrozumie, za co powinna przeprosić. Gdyby zrobiła to teraz, byłoby to tylko puste słowo. Dajmy jej czas – poprosiła.

Jakiś czas temu Gryfoni odbyli na ten temat rozmowę z opiekunką ich domu. McGonagall poprosiła ich, żeby nie reagowali od razu agresją na zaczepki Ginny, tylko wzywali ją albo prefektów. Nie chciała, żeby dziewczyna ponownie się nakręciła i zaprzepaściła efekty leczenia.

Magomedyk ze świętego Munga stwierdził, że siostra Rona nie jest chora psychicznie w takim znaczeniu, jak rozumieją to mugole. Wpędziła swój umysł w wykreowany przez siebie świat. Miała tyle różnych kompleksów, że łatwiej było jej uciec w świat, w którym wszystko było takie, jak chciała, niż zmierzyć się z rzeczywistością. Utkwiła w nim do tego stopnia, że zatraciła poczucie, co jest prawdą, a co jedynie sferą marzeń. Tak bardzo chciała mieć lepsze życie i pokazać, że jest kimś, a tymczasem spadła na samo dno. Teraz mogła się jedynie od niego odbić albo tam zostać.

Po części Harry rozumiał jej sytuację. Mieszkając u Dursleyów, sam wielokrotnie uciekał w świat marzeń. Wyobrażał sobie, że ktoś go kocha, że jest dla kogoś ważny. Nocami śniło mu się, że się do kogoś przytula i ten ktoś mówi mu, że wszystko będzie dobrze, ale gdy wstawał dzień, jego krewni brutalnie sprowadzali go do rzeczywistości. Zachował trzeźwość umysłu, ale pogrążał się w czarnych myślach. Z początku sądził, że Hogwart stanie się jego azylem, ale to poczucie nie trwało długo. Zrzucone na jego młode barki oczekiwania innych, niemal doprowadziły do tragedii. Gdyby nie Snape, wszyscy teraz chodziliby na jego grób.

Westchnął cicho. Nigdy nie przypuszczał, że Postrach Hogwartu zostanie dla niego kimś wyjątkowym, a tymczasem tak właśnie się stało. Było mu z nim dobrze i miał nadzieję, że jego kochanek myśli podobnie.

,,,

– To było wredne, Weasley!

Draco Malfoy wcale nie ukrywał, że jest obrażony za numer z Wozakiem. Stwierdził, że brak ogłady Weasleyów objawia się nawet u zwierząt, które przebywają w ich otoczeniu.

– Moim zdaniem to było całkiem zabawne – powiedział Harry.

– Ty się lepiej nie odzywaj, Potter – syknął blondyn. – Dobrze wiem, że byłeś z nim w zmowie – dodał, wskazując na Rona.

– Dałbyś już spokój, Malfoy – odezwał się rudzielec, pokrywając podłogę przed Szafką Zniknięć specjalnym eliksirem autorstwa Snape'a. – To był tylko żart. W dodatku nieszkodliwy. Wszyscy się tylko pośmiali i to wszystko.

– Narobiliście mi wstydu przy całej szkole i przypomnieliście mi to traumatyczne wydarzenie – stwierdził dziedzic Malfoyów. – To zostanie w mojej psychice na zawsze.

– Rozważałeś kiedyś karierę aktorską? – spytał go nagle Harry. – Takie dramaty czasem odstawiasz, że niektórzy nie dorastają ci do pięt. W mugolskich filmach zrobiłbyś furorę.

Draco popatrzył na niego jak na karalucha.

– Jeszcze mi nie odbiło! – warknął.

– Harry ma rację – stwierdził nagle Ron. – I wcale się z ciebie teraz nie nabijam fretko. Mugolskie dziewczyny uwielbiają przystojnych aktorów. Mają mniej więcej takie same reakcje jak czarownice w czasach świetności Lockharta.

– Nie porównuj mnie do tego imbecyla! – oburzył się Ślizgon. – Już teraz mógłbym być sto razy popularniejszy od niego, gdybym tylko chciał.

Harry i Ron popatrzyli po sobie i z trudem powstrzymywali śmiech. To był właśnie cały Malfoy. Świadomy swojej popularności, którą wykorzystywał bez skrępowania.

– Ale poważnie nadawałbyś się na aktora – zapewnił go Harry.

– Przypomnę ci Potter, że czarodzieje czystej krwi nie zniżają się do pracy wśród mugoli. A przynajmniej nie jawnie – powiedział.

– Jakby się tak zastanowić, to czarodzieje nie mają zbyt wielu kulturalnych rozrywek. A przynajmniej ja nic o tym nie wiem.

– Oczywiście, że nic nie wiesz. Jak się cały czas spędza w towarzystwie niższego szczebla, to się jest niedoinformowanym – prychnął. – Tak Weasley. Mówiłem o tobie. Między innymi.

– Myślałem, że zostawiliście etap wzajemnej złośliwości za sobą – przyznał Harry.

Draco popatrzył na niego, unosząc w górę brwi.

– Chyba nie myślisz, że mógłbym zrezygnować z ulubionej rozrywki? – spytał. Dokuczanie Weasleyowi jest jak sport.

– Nie przejmuj się tym Harry – odezwał się Ron. – W końcu to mój ojciec, złamał nos Lucjusza Malfoya – wyszczerzył się. – Mama wprawdzie nie była zachwycona, ale jakiż to był piękny widok.

Złoty Chłopiec pokręcił tylko głową. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Ron i Draco mogli współpracować, ale przyjaciółmi raczej nigdy nie zostaną. Przynajmniej przestali rzucać w siebie klątwami.

– Gotowe. Teraz nałożyć runy – powiedział rudzielec, podnosząc się z kolan. – Twoja kolej Malfoy.

Podczas gdy Malfoy wypisywał na kamiennej podłodze odpowiednie runy za pomocą różdżki, Harry przeglądał rodową księgę, o przysłanie której poprosił menadżera swojego konta bankowego. W normalnych warunkach Gobliny nie wchodziły do skrytek swoich klientów, chyba że było to na ich wyraźną prośbę. Księgę chroniła rodowa magia i została zaczarowana tak, żeby osoby postronne nie mogły jej odczytać. Kiedy Harry zaczął ją przeglądać, był naprawdę zaskoczony. Poza drzewem genealogicznym na początku był w niej opisany każdy członek rodu Potterów. Obok daty urodzenia i śmierci, uwzględniono także osiągnięcia. Przy niektórych nazwiskach znalazły się też wizerunki ich właścicieli. Harry mógł zobaczyć, że typowe dla niego wronie gniazdo na głowie naprawdę było cechą dziedziczną wśród mężczyzn w ich rodzinie.

– Dobra. Czas wypróbować, czy to działa. Weasley. Robisz za królika doświadczalnego – zadecydował Malfoy.

– A niby dlaczego ja? – spytał Ron.

– A potrafisz zdejmować runy?

– Dobra... Rozumiem – mruknął rudzielec i wskoczył na miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze połyskiwały skomplikowane znaki. Zrobił kilka kroków i czekał. Zaklęcie miało się aktywować po pięciu minutach. Doszli do wniosku, że mniej więcej tyle czasu zajmie Śmierciożercom wyjście na korytarz. Nawet najszybsi nie będą w stanie dojść dalej niż do schodów.

Równo po pięciu minutach ciało Rona nagle znieruchomiało. Zaklęcie miało trzymać, dopóki ktoś go nie cofnął. Zgodnie z planem Draco również miał się znaleźć pod jego wpływem, żeby nie zbudzać podejrzeń. Ślizgon machnął różdżką, cofając zaklęcie.

– Udało się – powiedział. – Teraz pozostaje nam aktywować szafkę. Twoi bracia znaleźli jakieś informacje?

– Napisali do kogoś, kto zajmuje się magicznymi meblami. Jak tylko dostaną odpowiedź, dadzą nam znać – zapewnił go Ron.

– Mam nadzieję, bo czas nam się kończy. Wolałbym nie zostać potrawką dla węża – przyznał blondyn.

Harry popatrzył na niego uważnie.

– Straszył cię tym swoim wężem?

– Ten wąż jest równie niebezpieczny, jak jego pan – zapewnił go Draco. – To nie jest zwykłe zwierzę i to jest najbardziej przerażające w tym wszystkim.

– To magiczny wąż? – spytał Harry. Na magicznej farmie było sporo węży, ale nie kojarzył takiego gatunku jak ten, który towarzyszył Voldemortowi.

– Wolałbym tego dwa razy nie mówić, dlatego proponuję iść do Snape'a. Może zauważył coś jeszcze – mruknął niechętnie Ślizgon. – Powinien zaraz skończyć dyżur w swoim gabinecie.

Dwójka Gryfonów odczekała, aż Malfoy wyjdzie pierwszy. Ukryci pod peleryną niewidką ruszyli za nim niedługo później. Ślizgon wracający do lochów nie zbudzał niczyjego zainteresowania, ale gdyby towarzyszyła mu dwójka Gryfonów, byłoby to zbyt podejrzane.

Kiedy Snape otworzył drzwi do swojego gabinetu, Draco dał mu znać, że nie jest sam.

– Skończyliśmy nanosić runy – powiedział Ślizgon, kiedy jego opiekun domu zabezpieczył gabinet. – Wszystko działa.

– To świetnie. A czemu zawdzięczam waszą wizytę? – spytał, patrząc na trójkę uczniów.

– Chciałem potwierdzić coś, co usłyszałem przypadkiem w czasie świąt – wyjaśnił blondyn. – Przypomniało mi się to dopiero dziś. Chodzi o tego węża Czarnego Pana.

– O Nagini? – spytał Snape.

– Właśnie, co z nim? – spytał Harry.

– Przypadkiem usłyszałem, że kiedyś była człowiekiem. To prawda? – spytał Draco.

Harry uniósł brwi w górę. Zawsze myślał, że Nagini to jakiś nieznany gatunek czarodziejskiego węża, który służył Voldemortowi, bo ten był wężousty. Nigdy nie przemknęło mu przez myśl, że to kiedyś mógł być człowiek, ale jeśli wziąć pod uwagę jego zachowanie, to wszystko było możliwe.

Severus westchnął i gestem nakazał im wszystkim usiąść.

– Słyszałem o tym jakiś czas temu. Zachowanie Nagini zawsze wydawało mi się dziwne. Węże nie zachowują się w ten sposób. Nie tak... ludzko. Działają raczej instynktownie.

– Spytał pan o to Dumbledore'a? – spytał Ron.

– Tak, ale albo nic nie wiedział, albo nie chciał powiedzieć. Niemniej jednak podsunął mi pomysł. Przeszukałem wszystkie możliwe księgi na temat magicznych gatunków węży i niczego nie znalazłem, ale trafiłem książkę napisaną przez Newtona Scamandera.

– Hagrid pożyczył mi kiedyś taką – przypomniał sobie Harry. – Ale tam nie było żadnej wzmianki o wężach tego typu.

– Nie było – potwierdził mężczyzna. – Ale autorzy czasem nie piszą o wszystkim. Dlatego złożyłem autorowi wizytę i nie był zachwycony tym, o co go pytałem. Jego żona zresztą też nie była. Okazało się, że oboje znali Nagini, kiedy ta była jeszcze człowiekiem. Nie byli jednak zaskoczeni, że skończyła w taki sposób. Scamander powiedział, że to była kwestia czasu.

– Nie bardzo rozumiem – mruknął Ron.

– Nagini jest Malediktusem. To kobieta, która nosi w sobie klątwę krwi. Jest przekazywana z matki na córkę i polega na zmienianiu się w bestię. Stopniowo jednak te przemiany zachodzą wbrew jej woli, aż do momentu, gdy powrót do postaci człowieka przestaje być możliwy. Scamandera i jego żonę poznała w Stanach Zjednoczonych, gdzie uwikłali się w konflikt z Grindelwaldem. Potem razem z nimi zjawiła się w Hogwarcie, a po zakończeniu konfliktu stracili z nią kontakt. Możliwe, że ostateczna przemiana sprawiła, że nie mogła sobie poradzić sama ze sobą i odizolowała się od innych ludzi. W końcu nikt jej nie rozumiał.

– Aż spotkała Czarnego Pana – domyślił się Draco.

– Podejrzewam, że świadomość istnienia kogoś, kto ją rozumie nawet w tej postaci, była dla niej zbawienna. Dlatego zgodziła się mu służyć. Czarny Pan trzyma ją zawsze blisko siebie. To daje nam potwierdzenie, co do naszych wcześniejszych podejrzeń.

Żaden z chłopców nie musiał głośno mówić tego, co podejrzewali wszyscy. Nagini była horkruksem, a to oznaczało, że Harry miał rację. Już wcześniej rozmawiał z Severusem na ten temat, ale podejrzenia, a potwierdzenie faktu to, co innego. Złapanie węża będą musieli zostawić na sam koniec, kiedy rytuał będzie gotowy. Musieli też zdobyć horkruksa ze skrytki Bellatrix i dwa z gabinetu Dumbledore'a.

– Czyli mamy problem – powiedział Draco. – A nawet kilka i wszystkie skupiają na tym samym aspekcie.

– Jeszcze jakieś wnioski? – spytał go Ron.

– Panie Weasley – upomniał go Severus. – Proponuję zostawić złośliwości na później. Mamy poważny problem i musimy znaleźć rozwiązanie. Bez tego nasz plan może się nie udać.

– Coś mi przyszło do głowy – powiedział nagle Harry, a wszyscy popatrzyli na niego. – Jakie są szanse, że w czasie ataku na Hogwart Nagini także będzie obecna? – spytał.

– Realnie mówiąc pół na pół – powiedział Snape. – Skłaniałbym się jednak ku opinii, że także tu będzie. Czarny Pan robi się nieufny i już na pewno wie o złapaniu Petera. Mój Mroczny Znak ostatnio dość mocno mnie piecze.

– Gdyby nie ich ostrzeżenie, że ta gnida zjawiła się w Hogwarcie, wszyscy bylibyśmy już martwi – przyznał niechętnie blondyn. – Mam nadzieję, że ta twoja pokręcona sowa nigdy więcej nie usiądzie na mojej głowie, Weasley – burknął.

– Wolę jej oszczędzić tej przyjemności – odpowiedział tylko Ron. – To był jedyny sposób, żeby się ostrzec, Malfoy. Wszyscy wiedzą, że Świstoświnka jest nieźle zakręcona.

– Imię też ma pokrętne.

– Mam ci tu ponownie ściągnąć twojego „braciszka"? – spytał rudzielec.

Harry popatrzył tylko na swojego kochanka i uniósł lekko kącik ust. Oczywiście Severus odpowiednio przekazał mu, co sądził na temat spontanicznego łapania Śmierciożerców w Hogwarcie. Niemniej jednak przyznał, że plan sam w sobie był cwany, a wykorzystanie w nim Wozaka było idealnym posunięciem. Co prawda na początku miał zamiar zrobić mu kazanie również o to, ale kiedy Harry wpuścił go do swojego umysłu i pokazał mu, jak zwierzak obraża Dumbledore'a, zmienił zdanie. I tylko jego opanowanie uchroniło go przed roześmianiem się, kiedy futrzak wskoczył w Wielkiej Sali na miejsce obok Draco i przywitał w dość specyficzny dla siebie sposób. Po minach swoich Ślizgonów mógł stwierdzić, że niewielu z nich było naprawdę oburzonych. Reszta sprytnie udawała. Za to reszta szkoły była jawnie zachwycona

Oczywiście Harry i jego rudowłosy kumpel dostali kazanie od Minerwy, która przypomniała im, że mają się pozbyć Wozaka.

– Moglibyśmy wrócić do tematu? – spytał Harry, skupiając ponownie uwagę innych na sobie. – Załóżmy, że Nagini będzie w Hogwarcie. Jeśli pułapka zadziała także na nią, moglibyśmy ją złapać i unieszkodliwić, zanim inni zdążyliby zareagować.

– Problem z tym wężem polega na tym, że jest sprytniejszy od przeciętnego Śmierciożercy – przypomniał mu Malfoy. – Mam podejrzenia, że wyczuwa pewne zaklęcia. Może się szybko zorientować, że coś jest nie tak i ominąć runy.

– W takim razie pozostaje nam jedno wyjście – stwierdził Harry. – Będę przynętą.

---

Kolejny punkt zwrotny w historii osiągnięty^^ Jak widzicie poniżej, udało mi się narysować lineart bazgroła, którego wam kiedyś pokazywałam. Nie jest idealny i pewnie jest na nim masa błędów, ale kompozycja mi się podoba^^

A tutaj zostawiam wam coś zabawnego, co znalazłamjakiś czas temu. Co by było, gdyby zwierzaki były okrągłe?

https://youtu.be/QsRKYN8TeUg

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top