Rozdział 50
Rozdział 50
Powiedzieć, że Slughorn był zachwycony, kiedy Harry przyjął zaproszenie na kolejne przyjęcie, było sporym niedopowiedzeniem. Obecny profesor eliksirów był wprost rozanielony.
– Puszczę pawia – mruknął Harry, kiedy wychodzili z lekcji.
– Spokojnie – powiedziała Hermiona. – Tam będzie tyle osób, że będziesz z nim rozmawiał najwyżej pięć minut.
– I do tego czasu mnie coś trafi – burknął. – Ale dobra. Mam coś do zrobienia i zamierzał dopiąć swego.
– Czy to może związane jest z dokopaniem dyrektorowi? – spytała wprost.
– Możesz tak to ująć.
– To bardzo chętnie ci pomogę – zapewniła go. – Stary manipulator! Chętnie trzasnęłabym go jakimś zaklęciem.
– Ale ją wzięło – mruknął Ron. – Ale nie dziwię się. Sam jestem na niego mocno wkurzony. W sumie wiesz co? Powinienem powiedzieć mamie, co zrobił. Mama lubi Hermionę i za coś takiego, zaczęłaby przeklinać dyrektora wszystkim, co najgorsze.
Harry nie mógł się nie zgodzić. Wściekła Molly Weasley była gorsza od Voldemorta, a ostatnio przekonał się, że ojciec Rona potrafił się wściec równie mocno.
– Jeszcze będzie okazja – zapewnił go Harry. Sam miał ochotę zrobić z dyrektora tarczę strzelniczą do zaklęć.
– Na przyjęcie możesz kogoś zaprosić – przyznała Hermiona. – Najlepiej jakąś dziewczynę. Tak wiem, wiem. Masz faceta, ale on pewnie z tobą nie pójdzie?
– Prędzej wypiłby nieudany eliksir. – Harry wywrócił oczami. – W sumie mógłbym zaprosić Lunę. Przynajmniej byłoby wesoło.
– No Luna potrafi każdego wpędzić w zakłopotanie – prychnął Ron. – Zaproś ją. Na pewno się ucieszy.
Harry pokiwał głową. Lunę spotkali, kiedy szli na obiad i Harry spytał ją, czy poszłaby z nim na przyjęcie jako koleżanka. Taki uśmiech zobaczył u niej po raz pierwszy.
– Bardzo chętnie! – zapewniła. – Nigdy nikt mnie nigdzie nie zapraszał jako koleżankę! A twoja druga połówka nie będzie miała nic przeciwko?
– Nie wydaje mi się – powiedział. Próbował sobie wyobrazić Snape'a na przyjęciu u Slughorna i średnio mu to wychodziło. Oczywiście wysłał mu dyskretnie wiadomość i otrzymał odpowiedź, że Mistrz Eliksirów też tam będzie.
„Żeby mieć oko na szalejące bachory!" – jak to ujął.
– No tak. Jakżeby inaczej – mruknął Harry. W wieczór przyjęcia Harry założył na siebie swoją szatę wyjściową i związał włosy. Ron również się szykował. Szedł z nimi jako kolega Hermiony.
– Twoja dziewczyna nie będzie zazdrosna? – spytała Hermiona, zerkając na rudzielca, kiedy szli na przyjęcie. Luna miała czekać na nich pod Wielką Salą.
– Nie – zapewnił ją. – Nie mam przed nią tajemnic. Mówimy sobie o wszystkim. Nic nie powie, jeśli jej wszystko wytłumaczę.
– Wydaje się bardzo wyrozumiała.
– Kiedy chce, potrafi być prawdziwą wiedźmą – zaśmiał się Ron.
Dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona, ale nie pytała już o nic więcej. Musieli przyznać, że Luna wyglądała całkiem ładnie w trochę zbyt rzucającej się w oczy, srebrnej szacie, ale to w końcu była Luna.
– Wiecie, że Knot ma w ministerstwie swoją prywatną armię? – spytała nagle. Złota Trójca popatrzyła na nią zaskoczona. – Potajemnie zbiera armię Helipatów. To duchy ognia.
– Co za... – zaczęła Hermiona, ale w porę ugryzła się w język.
– Nigdy o nich nie słyszałem – przyznał Harry, próbując sobie przypomnieć, czy na magicznej farmie były takie stworzenia.
– Są relacje świadków, którzy je widzieli w naturze, ale nikomu nie udało zrobić im zdjęcia, ani złapać. Dość trudno złapać ogień – powiedziała rozmarzonym głosem Luna. – A jak się ma Furkotek?
– Dobrze. Okrągły jak zawsze – zaśmiał się Złoty Chłopiec. – Chłopaki go ciągle podkarmiają jakimiś owadami.
– Co poradzimy, że on jest taki fajny? – spytał Ron. – Wygląda jak Znicz.
– Quidditch – mruknęła Hermiona, kręcąc głową. Wtedy Ron zrobił jej szybko wykład z historii czarodziejskiej gry, wyjaśniając, jaką rolę odgrywał kiedyś Znikacz. Dziewczyna zbladła wyraźnie, kiedy zrozumiała, ile małych ptaszków musiało zginąć w tej grze.
– Dlatego są pod ścisłą ochroną – dodał Harry. – Myślałem, że o tym wiesz?
– Wiedziałam, że są pod ochroną, ale nie miałam pojęcia, że to miało związek z Quidditchem. To okropne.
– Na szczęście już się czegoś takiego nie praktykuje – przyznał rudzielec.
Gabinet Slughorna, gdzie odbywało się przyjęcie, musiał zostać magicznie powiększony, bo normalnie na pewno nie pomieściłby takiej liczby osób. Harry dostrzegł migających mu w tłumie uczniów ze szkoły, ale reszta była dla niego kompletnie obca. Ponieważ ich profesor eliksirów lubował się w znajomościach z wpływowymi i znanymi ludźmi, zakładał, że wszyscy ci ludzie znaczą coś w czarodziejskim świecie.
– Harry! – usłyszeli nagle głos profesora. Złoty Chłopiec zmusił się do lekkiego uśmiechu.
– Dobry wieczór, profesorze – przywitał się grzecznie.
– Jest i panna Granger – ucieszył się. – Cudownie. I nie jesteście sami – powiedział, zauważając Rona i Lunę.
– Ron Weasley i Luna Lovegood – przypomniała profesorowi Hermiona, przedstawiając ich. Ron nie był orłem z eliksirów i Slughorn nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi
– To prawda, że zaprosił pan wampira? – spytała nagle Luna. Harry musiał gryźć się w język, żeby nie zacząć się śmiać. Mina nauczyciela eliksirów była obłędna.
– Doprawdy, panno Lovegood – dało się nagle słyszeć tak dobrze znany Harry'emu głos. Severus podszedł do nich, przerywając rozmowę z jakąś kobietą. Wyglądał bardzo elegancko w wyjściowej, czarnej szacie z zielonymi akcentami. – Naprawdę nie wiem, skąd pani bierze takie niedorzeczne informacje.
– Hmmmm... Wyznaję zasadę, że dopóki nie udowodniono, że coś nie jest prawdą, to nie można powiedzieć, że to nie istnieje – powiedziała rozmarzona.
Harry z trudem znowu powstrzymywał śmiech. Wprawdzie mina jego kochanka nie była aż tak spektakularna, jak Slughorna, ale i tak była niezła. Mężczyźnie na kilka sekund zabrakło słów. Był jednak przyzwyczajony do dziwnych wypowiedzi Krukonki przez te kilka lat, kiedy ją uczył.
– Luna zamierza udowodnić, że stworzenia, o których niektórzy opowiadają, istnieją naprawdę – powiedział Złoty Chłopiec.
– Zamierzam? – spytała. – A tak. Faktycznie.
– Och! Czyli interesuje się pani magicznymi zwierzętami? – spytał Slughorn.
– Niektóre z nich są naprawdę niezwykłe. Ciekawią mnie zwłaszcza te, o których opowiadają nawet mugole. Jeśli nawet oni o nich mówią, to coś w tym musi być – powiedziała, uśmiechając się radośnie.
Harry i Ron chichotali, zasłaniając usta dłońmi. Hermiona odchrząknęła tylko, starając się zachować powagę. Severus zerknął kątem oka na zielonookiego chłopca. Wyglądał naprawdę atrakcyjnie w pasującej do niego zielonej szacie wyjściowej. Powoli zmieniał z chłopca w przystojnego młodzieńca. Nie miał typowo męskiej urody. O ile na początku był bardzo podobny do ojca, tak teraz był idealnym połączeniem Jamesa i Lily. Zupełnie jakby zebrały się w nich ich najlepsze cechy. Mistrz Eliksirów dziękował tylko losowi, że charakter chłopak miał bardziej po matce.
Jego młody partner był silniejszy, niż myślał. Udało mu się podnieść po wszystkim, co go spotkało, ale nadal wokół były osoby, które źle mu życzyły. Severus rozumiał, skąd wzięło się przywiązanie Harry'ego do jego osoby. Nie miał żadnych złudzeń w tym zakresie. Stał się dla chłopca wszystkim, czego do tej pory ten szukał w życiu i to sprawiło, że jego uczucia tak bardzo się pogłębiły. Czy zostaną takie na zawsze?
Lily była bardzo stała w uczuciach, dopóki ktoś bardzo jej nie zranił. Severus wiele razy zastanawiał się, czy gdyby wtedy poza przeprosinami, obiecał jej, że przestanie zadawać się ze Śmierciożercami, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Nie było już jednak sensu zastanawiać się nad tym i postanowił skupić się na przyszłości. Harry wybaczył mu to, co zrobił lata temu i dopiero po jego słowach Mistrz Eliksirów zaczął odzyskiwać wewnętrzny spokój. Obiecał sobie, że chłopak nie podzieli losu swoich rodziców. Nie pozwoli, żeby Dumbledore poświęcił go dla tego całego większego dobra.
Zdziwił się, kiedy Harry dał mu znać, że będzie na tym przyjęciu, ale musiał mieć jakiś powód. Severus domyślał się, o co mogło chodzić. Harry zamierzał zapewne zdobyć wspomnienie, o którym mówił dyrektor. Jeśli chcieli zachować pozory i nie zdradzić się ze swoim planem, to musiał to zrobić.
Kilka minut później Luna zajęła się rozmową z jakąś elegancko ubraną czarownicą, Ron wypatrzył w tłumie słynną Gwenog Jones, a Hermiona wdała się w dyskusję z jakimś pracownikiem ministerstwa. Severus nadal kątem oka zerkał na Harry'ego, który w najlepsze zagadywał profesora eliksirów, zastanawiając się, jak chłopak chce go namówić do oddania wspomnienia. Slughorn nie był specjalnie skłonny do współpracy, ale Gryfon zapewniał go, że wie, co robi.
,,,
– Mam pan bardzo rozległe znajomości – powiedział Harry, sięgając po jedną z przekąsek, które roznosiły skrzaty domowe. Uśmiechnął się do stworzenia przyjaźnie. – To rodzaj hobby?
– Słucham? – spytał zaskoczony Slughorn.
– Czy posiadane wśród swoich znajomych wpływowych ludzi to pańskie zainteresowania? – powtórzył.
– Nie ukrywam, że lubię znać wiele osób – powiedział w końcu profesor.
– Och, proszę mnie źle nie zrozumieć. – Harry uśmiechnął się lekko. – Każdy ceni sobie coś innego. Ja na przykład święty spokój. Niestety nie mam go w nadmiarze – westchnął.
– Słyszałem plotki, że nie lubisz swojego statusu Chłopca, Który Przeżył – powiedział Slughorn.
– A pan by lubił coś, przez co nie ma rodziców? – spytał Harry wprost. Widział, że mężczyzna musiał się poczuć lekko zawstydzony. – No właśnie. Nie pamiętam ich i ciężko mi określić, czy jest mi smutno, że nigdy ich nie poznam, ale na pewno czuję żal, że przez czyjąś złą decyzję i egoizm na wiele lat zostałem sam.
– Jestem w stanie to zrozumieć.
– Nie wydaje mi się, żeby pan w stanie, ale może pan spróbować – przyznał chłopak, rozglądając się po sali. – Dyrektor nie został zaproszony?
– Albus bywa ostatnio bardzo zajęty – powiedział wymijająco profesor.
– O tak. Planowanie jak komuś układać życie jest na pewno bardzo czasochłonne – prychnął.
Slughorn popatrzył na Harry'ego zaskoczony. Jad w jego glosie musiał być bardziej dostrzegalny, niż sądził.
– Nie pałasz sympatią do osoby dyrektora – mruknął profesor.
– Pan zdaje się też nie – odpowiedział Harry. – Wykorzystał mnie, żeby ściągnąć pana do Hogwartu. Obaj wiemy, jaka była prawdziwa przyczyna.
– Wysłał cię, żebyś wydobył ode mnie wspomnienie, którego potrzebuje? – spytał wprost.
– Nie będę ukrywał, że tak właśnie jest. Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się, jak próbuje manipulować nami wszystkimi. Nie mam pojęcia, co takiego chce osiągnąć.
– Znam Albusa od lat – mruknął niechętnie Slughorn. – Zawsze miał wielkie ambicje i realizował swoje plany.
– Słyszałem, że ma brata.
– Aberfortha – potwierdził profesor. – Nie rozmawiają ze sobą od śmierci ich siostry. Nie znasz szczegółów, ale podobno Aberforth obwinia Albusa o wszystko.
– Może ma rację? – zasugerował Harry.
– Nie wiem. Nigdy nie interesował się jakoś szczególnie tym tematem. To ich prywatne sprawy. Mogę lubić znajomości, ale nie wtrącam się w prywatne życie innych.
– Wie pan, że dyrektor nie odpuści, dopóki nie zdobędę tego wspomnienia? – spytał Harry. – Domyślam się, co zawiera, ale wie pan co? – Harry popatrzył na profesora i uśmiechnął się lekko. – Myślę, że jesteśmy w stanie się dogadać. Pan da mi to nieszczęsne wspomnienie i pozbędzie się oddechu dyrektora na karku, a ja dam coś panu w zamian. Wniosek taki, że obaj będziemy zadowoleni.
Złoty Chłopiec zauważył błysk zainteresowania w jego oczach i z trudem powstrzymał uśmiech. Slughorn był chciwy i to była jego największa słabość. Wystarczyło pomachać mu przed nosem odpowiednią marchewką, a można było uzyskać od niego wszystko, co się chciało.
– Co proponujesz? – spytał profesor, a Harry uśmiechnął się.
,,,
Ze wspomnienia Slughorna Harry nie dowiedział się w zasadzie niczego nowego. Potwierdziło się za to wszystko, czego się domyślał już wcześniej. Po obejrzeniu wszystkich dotychczasowych wspomnień miał kilka wniosków, ale nie miał zamiaru dzielić się wszystkimi z dyrektorem. Z jego gabinetu wychodził z prawdziwą ulgą. Wyjął z kieszeni pelerynę niewidkę i od razu skierował się do lochów.
O tej porze Snape siedział w swoim gabinecie i pastwił się nad wypracowaniami uczniów. Harry zastanawiał się, ile negatywnych ocen i uwag mężczyzna zdążył już postawić.
Mijając ukradkiem innych uczniów, zastanawiał się nad ich wspólną przyszłością. Ostatnio robił to dość często, ale nic nie mógł na to poradzić. Uśmiechał się szeroko, ilekroć spoglądał na bransoletkę na swoim nadgarstku. Była swoistą deklaracją, że ich związek mógł się przerodzić w coś naprawdę poważnego. Nie miał złudzeń. Był pewien, że pokłócą się nie raz w swoim życiu, a potem nastąpią ciche dni. Po nich któryś z nich wyciągnie pierwszy rękę i pogodzą się.
Nie chciał wybiegać tak bardzo wybiegać w przyszłość, ale zastanawiał się, co Severus sądził o dzieciach. Harry chciałby mieć kiedyś chociaż jedno. Od Rona wiedział, że istniało jakieś zaklęcie albo eliksir, który mógł sprawić, że surogatka urodziłaby ich wspólne dziecko.
– Marzenia – mruknął pod nosem z lekkim uśmiechem. To była fajna wizja i nie miałby nic przeciwko, gdyby kiedyś się ziściła.
Po wejściu do gabinetu Harry zdjął z siebie pelerynę.
– Dziś nikt nie ma szlabanu? – spytał.
– Twoim zdaniem nie mam nic ciekawszego do roboty, tylko rozdawać szlabany? – spytał Severus. Machnął różdżką, zabezpieczając drzwi i kominek. – Nie spodziewałem się ciebie dziś.
– Nie planowałem do ciebie schodzić, ale miałem spotkanie z dyrektorem – przyznał. – Obejrzeliśmy to wspomnienie Slughorna. Potwierdziło się to, co podejrzewaliśmy. Horkruksów było siedem. I chyba wiem, czym mogą być kolejne. Dyrektor zwrócił uwagę na tego węża.
– Nagini? – spytał Snape. – Cóż... Ostatnio Czarny Pan trzyma ją dość blisko przy sobie.
– Myślisz, że podejrzewa, że coś się dzieje?
– Wie, że Dumbledore odkrywa jego sekrety. Przekazałem mu to, co trzeba. Wygląda na to, że nabrałem w jego oczach odpowiedniej wiarygodności.
Kilka dni wcześniej Severus został wezwany przed oblicze Voldemorta wraz z kilkoma innymi Śmierciożercami. Skrzywił się mocno na widok Bellatrix i jej pełnego uwielbienia wzroku. Zgodnie z planem Harry'ego przekazał kilka interesujących informacji.
– Co ty możesz mieć naszemu panu do przekazania? – prychnęła Bellatrix, zanim jeszcze zaczął mówić.
– Więcej niż ty – odparł spokojnie. – Dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy, panie – zwrócił się do Voldemorta. – Potter nie ufa dyrektorowi. Nie powiedział mu, że nie ma już wizji. Stary głupiec myśli, że więź jest tylko chwilowo osłabiona.
– Jakże interesująco. – Czarny Pan uśmiechnął się z zadowoleniem. – Coś jeszcze?
– Tak panie. Chłopak działa przeciwko dyrektorowi. Słyszałem, jak żalił się przyjaciołom, że dyrektor próbuje go zmusić do podjęcia otwartej walki, wykorzystując do tego jego rodziców.
– Czyżby młody Potter nie chciał zemsty? – spytał, głaszcząc leniwie leżącego na jego ramionach węża.
– Nie mam pewności, ale myślę, że Dumbledore zniszczył chłopaka psychicznie. Tak wiele razy pozwalał mu brać udział w niebezpiecznych zdarzeniach, że mógł go złamać. Nie przejmuje się nim. Interesuje go tylko to całe większe dobro – powiedział. – Chce, żeby chłopak stanął do walki, ale nie szkoli go. Zataja przed nim wszystko.
– Cóż za niespotykany zwrot akcji. Obserwuj go dalej, Severusie. Może będziemy musieli zmienić nieco nasze plany. Możesz odejść.
– Tak panie – odpowiedział, kłaniając się.
– Czyli uwierzył? – spytał Harry. – Świetnie. To nam kupi trochę czasu i spokoju.
– Na to właśnie liczymy. Dzięki temu możemy wszystko zaplanować do końca – zgodził się Severus. – A ty czego się dowiedziałeś?
– Nieświadomie dyrektor przekazał mi informacje, które mogą być dla nas przydatne. Pokazał mi kiedyś wspomnienie o rodzicach Czarnego Pana. Marvolo miał na palcu pierścień. Myślę, że to kolejny horkruks.
– Próbujesz mi powiedzieć, że czeka nas wycieczka?
Harry pokręcił głową.
– Nie. Jestem prawie pewien, że dyrektor go ma. Jest gdzieś w gabinecie ukryty razem ze zniszczonym dziennikiem.
– Jeśli to prawda, to dziwię się, że Albus jeszcze nie próbował go założyć. Ma jednak świadomość, że rodowe pierścienie obłożone bywają bardzo wrednymi klątwami. Lepiej nie dotykać ich gołą dłonią.
– Jeśli ma pierścień, to by znaczyło, że go dotykał. Teraz musimy się zastanowić, jak się dostać do gabinetu niepostrzeżenie.
– Przeszukanie go, może zająć nam zbyt wiele czasu. Nie mówiąc już o tych wszystkich portretach.
– Portrety? No jasne! Jesteś genialny! – krzyknął Harry. Objął mężczyznę za szyję i pocałował namiętnie.
– Nie, żebym tego nie doceniał, ale może teraz mnie oświecisz? Potem możemy kontynuować.
,,,
Następnego dnia Harry ponownie przemknął ukradkiem do lochów. Tym razem miał ze sobą portret Hardwina, który zgodził się ukradkiem szpiegować dyrektora. Od rana miał na oku jego gabinet i wieczorem miał porozmawiać z Harrym i Severusem.
Siedzieli na kanapie, przytuleni do siebie i czekali na jakieś wieści.
– Dlaczego tak nie może być zawsze? – spytał nagle Harry.
– To znaczy jak? – Starszy czarodziej popatrzył na niego.
– Tak spokojnie. Czekam na moment, kiedy żaden czarodziej z przerośniętymi ambicjami nie będzie nam dyszał po karku – przyznał szczerze. – Wierzysz w to, że przeżyjemy? – spytał nagle.
– Nie wiem. Nie będę cię okłamywał, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, bo nie znam odpowiedzi. Nie wiem, czy wszystko się ułoży.
– Ostatnio miałem śmieszny sen. Śniło mi się, że się strasznie pokłóciliśmy o jakąś głupotę, a potem szybko się pogodziliśmy.
– To był według ciebie śmieszny sen? – zdziwił się Severus.
– Tak. Był taki prawdziwy – zaśmiał się. – A potem... – zaczął mówić, ale przerwał nagle. Nie był pewien, czy powinien poruszać ten temat.
– A potem co?
– A potem powiedziałeś, że masz nadzieję, że dzieci nie przejęły mojej głupoty.
Severus popatrzył na niego zaskoczony.
– To był tylko sen – zauważył.
– Wiem, ale i tak był fajny – powiedział Harry.
– Jesteście tu obaj? – usłyszeli nagle głos Hardwina. Złoty Chłopiec szybko poderwał się i podniósł jego portret ze stolika. – Świetnie. Bo mam wam sporo do opowiedzenia.
---
Czas się troszkę pośmiać XD
Zdarzyło się wam kiedyś powiedzieć coś takiego, że drugą osobę zatkało? Mnie wiele razy, bo mam dość cięty język, ale chyba najlepszą reakcję miał chirurg, który kilka lat temu wycinał mi migdałki. Wiecie jak to bywa. Człowiek jest przytomny, ale ogłupiały przez konieczne leki uspokajające. Spytałam chirurga, czy mi pokaże te wycięte migdałki, ale nie pamiętam już, czy pokazał. Za to jego zaskoczenie doskonale pamiętam XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top