Rozdział 43
Rozdział 43
Harry z radością zostałby na farmie przez kilka dni i poznał wszystkie stworzenia, jakie na niej mieszkały. Ponieważ nie było to teraz możliwe, miał zamiar zrobić wszystko, żeby spędzić tutaj przynajmniej miesiąc wakacji. Najlepiej w towarzystwie Severusa. Miał zamiar przedstawić mu ten pomysł, kiedy będą mieli okazję zostać sami. Wszystkie zwierzęta były na swój indywidualny sposób interesujące.
Wozak z jakiegoś powodu upodobał sobie chodzenie za Ronem i zaczepianie go obraźliwymi wyzwiskami. Najmłodszy Weasley początkowo ignorował zwierzaka, ale w którymś momencie nazwał go podrzędną fretką. W odwecie Wozak nazwał go rudym muchomorem. W kilka chwil wywiązała się kłótnia, gdzie żaden nie chciał odpuścić, wskutek czego wszyscy mieli wszyscy przyglądający się tej nietypowej scenie, mieli niezły ubaw.
– Pożyczyłbym go sobie na Ginny – mruknął w końcu Ron, kiedy zarówno on, jak i zwierzak wyczerpali chwilowo pomysły na wyzwiska.
– Panie Weasley – odezwał się Snape. – Chce pan poszczuć własną siostrę tym zwierzęciem?
– Ostatnio sama zachowuje się jak zwierzę, więc to byłaby dla niej niezła konkurencja – przyznał, biorąc zaskoczonego Wozaka na ręce. – Jak milczy, to jest całkiem fajny. Czym się żywi?
– Głównie małymi gryzoniami – przyznał Moore. – Ale chętnie poluje też na gnomy.
– I tu jest wielki plus, bo mamy w ogrodzie pełno gnomów.
Harry zachichotał. Już wyobrażał sobie przerośniętą fretkę, biegającą wokół Nory za gnomami. To mógłby być ciekawy widok. Odwracając się w bok, Złoty Chłopiec dostrzegł stworzenie przypominające małpę. Miało wielkie, czarne oczy i pokryte było pięknymi włosami w srebrzystym kolorze.
– Witaj – powiedział Harry i uśmiechnął się lekko.
– To Demimoz – wyjaśnił pan Moore. – Zwykle spotyka się je w krajach azjatyckich. Ciężko je znaleźć, ponieważ w obliczu zagrożenia stają się niewidzialne. Z ich włosów robi się peleryny niewidki.
Harry nie próbował nawet ukryć swojego zaskoczenia, kiedy to usłyszał. Sam był w posiadaniu peleryny niewidki, która przekazywana była w rodzie Potterów z pokolenia na pokolenie. Była to jego najcenniejsza pamiątka po ojcu. Oddanie mu jej było jedyną rzeczą, za którą mógł być wdzięczny dyrektorowi.
– Jest piękny – powiedziała Abby, przyglądając się stworzeniu. – Taki pełen gracji i powabu.
Demimoz zerknął na nią. Jego oczy zrobiły się nagle jakby jeszcze większe, a potem zachichotał po swojemu.
– Te stworzenia potrafią zobaczyć, co wydarzy się za chwilę. Trzeba z nimi postępować bardzo ostrożnie – uprzedził ich zarządca.
Sekundy później przekonali się, dlaczego małpo podobne zwierzę wyglądało na rozbawione. Ron, który chciał do nich podejść, potknąć się i pociągnął za sobą Abby. Oboje wylądowali w boksie wypełnionym sianem, na którym wylegiwały się w najlepsze, podobne do kotów Kuguchary. Oboje zostali uraczeni oburzonymi prychnięciami zwierząt, okraszonych dodatkowo wyzwiskami Wozaka.
Złoty Chłopiec patrzył rozbawiony na swojego najlepszego przyjaciela, który cały czerwony na twarzy pomagał się podnieść dziewczynie, która bardzo mu się podobała. Kątem oka zauważył, że Demimoz patrzy teraz na niego i pokazuje na niego palcem.
– O co chodzi? – spytał Harry niepewnie. Przeniósł wzrok na swoich krewnych, kiedy ci zaczęli nieudolnie powstrzymywać się od śmiechu. Wszyscy z jakiegoś powodu utkwili w nim wzrok. – Mam coś na twarzy?
– Na twarzy nie, ale na głowie tak – wyjaśnił Lesley, który już nawet nie próbował powstrzymywać rozbawienia.
– Jakie to urocze – rozczuliła się Abby, kiedy razem z Ronem wyszli z boksu.
– Sam wiesz, że twoje włosy zawsze wyglądały jak wronie gniazdo, kumplu – zaśmiał się Ron.
Harry zmarszczył brwi i dotknął dłonią swoich włosów. Na czubku wyczuł jakiś miękki, pierzasty kształt. Severus w końcu zlitował się nad nim i wyczarował lusterko. Dopiero wtedy zrozumiał powód tej ogólnej wesołości. Mały, złoty ptaszek najwyraźniej uznał, że roztrzepane włosy Harry'ego idealnie nadadzą się na gniazdo.
– To jakaś aluzja? – spytał i pogłaskał ptaszka palcem. – Niech sobie siedzi. To faktycznie całkiem zabawne. Przynajmniej mnie nie wyzywa – zauważył.
– Wygląda na to, że cię polubił – zauważył zarządca.
– Jest milutki. – Harry ponownie pogłaskał okrągłego jak piłeczka ptaszka, który postanowił uciąć sobie drzemkę na jego głowie.
– Musisz mieć bardzo przyjemną magię, że zwierzęta tak do ciebie lgną. One od razu wyczuwają, do kogo mogą podejść.
Złoty Chłopiec zamyślił się. Czy jego magia była przyjemna dla innych? Nie wiedział, jak mógłby to określić. Miło było usłyszeć o sobie coś takiego i miał szczerą nadzieję, że było w tym trochę prawdy.
,,,
Dom okazał się nie mniej ciekawy niż budynki przeznaczone dla zwierząt. Dwupiętrowy i dość duży, podzielony na dwie części. Rodzina Moore jako stali pracownicy, zajmowali jedną część domu. Druga przeznaczona była dla właścicieli farmy. Państwo Moore rzadko tam wchodzili, pozostawiając dbanie o tę część domu skrzatom domowym.
Harry z uśmiechem na ustach zwiedzał teraz już swoją część domu. Na parterze znajdował się salon, spora kuchnia, łazienka, spiżarnia i dwa pokoje, umieszczone za schodami prowadzącymi na piętro. Tam znalazł kolejne pokoje i łazienkę. Wchodząc do jednego z pokoi, zatrzymał w progu, kiedy tylko omiótł pomieszczenie wzrokiem. Na ścianie wisiał portret jakiegoś nieznanego mu czarodzieja, który drzemał sobie w najlepsze w swoich ramach. Zaciekawiony chłopiec podszedł bliżej, przyglądając mu się.
Mężczyzna na portrecie miał ciemne włosy, krótko przystrzyżoną brodę i lekko wykręcające mu się wąsy. Ubrany był w coś, co kojarzyło się ze średniowieczną tunikę, sznurowaną z przodu i dodatkowo zapinaną na ozdobne klamry.
– Dzień dobry – powiedział Harry. Czarodziej w ramach drgnął na dźwięk jego głosu. Rozejrzał się dookoła, a potem dostrzegł drobnego chłopca o czarnych włosach.
– Kim jesteś? – spytał ciekawie. – Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek mieli przyjemność.
– Harry Potter – przedstawił się Harry. – A pan?
– Hardwin Potter – uśmiechnął się i ukłonił lekko. – Miło mi cię poznać, chłopcze. Po nazwisku wnioskuję, że jesteś moim potomkiem.
– Tak myślę – zgodził się. – Proszę wybaczyć, ale nie słyszałem o panu. Bardzo mało wiem o historii swojej rodziny. Nie miał mi jej kto opowiedzieć.
– Nikt? Więc z kim tutaj jesteś? Nie wyglądasz na dorosłego.
– Mam szesnaście lat. Jestem tutaj z krewnymi mojej mamy i przyjaciółmi. Dopiero niedawno dowiedziałem się o istnieniu tej farmy.
– Harry? Z kim rozmawiasz? – Chłopiec odwrócił się w momencie, gdy Mistrz Eliksirów wchodził do pokoju. – Magiczny portret?
– Wygląda na to, że to mój przodek – przyznał Złoty Chłopiec. – Hardwin Potter, Severus Snape. Mistrz Eliksirów i jeden z profesorów w Hogwarcie.
– No, no, no – zamruczał Hardwin. – Jestem pod wrażeniem. Chętnie usłyszę więcej. Rzadko ktoś mnie tu odwiedza. Ostatnim był Fleamont Potter.
– To był mój dziadek – przyznał Harry. – Szkoda, że go nie poznałem. Zmarł, zanim się urodziłem.
– Mógłbym ci sporo o nim opowiedzieć. Coś czuję, że przez te lata, gdy nikt mnie nie odwiedzał, wydarzyło się coś złego – zauważył Hardwin.
Złoty Chłopiec popatrzył na swojego profesora z prośbą w oczach. To była dla niego rzadka okazja, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie. Wiedział tylko tyle, ile opowiedzieli mu Syriusz, Severus i kilka osób, które znały jego rodziców. Ograniczali się jednak maksymalnie do jego dziadków, a wyglądało na to, że historia rodu, sięga lata wstecz.
– Nie będę czytał ci w myślach – mruknął Mistrz Eliksirów. – Jeśli czegoś chcesz, musisz o tym głośno powiedzieć. Pamiętasz, co mówił ci terapeuta?
Chłopiec zarumienił się lekko. Oczywiście, że pamiętał. To było jedno z ćwiczeń na samym początku terapii. Musiał nauczyć się mówić „nie" i głośno wyrażać swoje zdanie i pragnienia.
– Chciałbym zostać tu na noc. Może inni zgodziliby się na to?
Severus nie był specjalnie zaskoczony tym pomysłem. Widział wzrok Harry'ego, kiedy ten spoglądał na wszystko, co znajdowało się na farmie. Był tutaj szczęśliwy. Z daleka od wszystkich, którzy próbowali układać mu siłą życie i zmusić do poświęcenia się dla dobra ogółu. Gdyby to było możliwe, zostaliby tutaj na zawsze.
Starszy czarodziej uważał, że to miejsce nie jest złe. Na tyle daleko od mugolskich zabudowań, że można spokojnie używać czarów, nie martwiąc się, że ktoś zauważy. Może w przyszłości i on odnalazłby tu spokój, jeśli Harry chciałby z nim zostać na stałe. Na pewno nie miałby nic przeciwko, gdyby urządził sobie w piwnicy małe laboratorium. Takie życie mogłoby się okazać bardzo przyjemne.
– Musisz zapytać. Ja nie miałbym nic przeciwko – odpowiedział szczerze.
– To ja zaraz wracam! – krzyknął i wypadł z pokoju.
– Energiczny chłopiec – przyzna Hardwin.
– Czasami nawet aż za bardzo, ale chyba w tym tkwi jego urok. – Te słowa jeszcze nigdy nie wydały się Severusowi tak prawdziwe, jak w tej chwili.
,,,
Nikt nie miał nic przeciwko, żeby zostać na noc na farmie. Noah uznał, że to nawet lepiej. Zimą dni były krótkie, a jazda samochodem po zmierzchu, przy opadach śniegu nie była najlepszym pomysłem. W takich warunkach nie było trudno o wypadek albo korek.
Skrzaty domowe były więcej niż szczęśliwe, kiedy okazało się, że wszyscy zostają na noc. Z radością przygotowały dla wszystkich pokoje i posiłek. Puchły z dumy, kiedy wszyscy chwalili ich pracę.
– Nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś od czasu do czasu zaserwował mi taki obiad – przyznał Britney i podziękowała skrzatce, która podała jej filiżankę pachnącej kawy.
Początkowo Harry obawiał się, że jego krewni, będąc mugolami, nie będą w stanie w pełni korzystać z uroków farmy. Nie tylko on był zaskoczony, kiedy nie mieli najmniejszych problemów z dostrzeżeniem typowo magicznych przejawów tego miejsca. Z wyjaśnieniami pospieszył pan Moore. Jego rodzina bardzo chętnie przyjęła zaproszenie na wspólny obiad i wszyscy mogli lepiej się poznać.
Adrian Moore był głową rodziny i dumny z pełnienia funkcji zarządcy farmy. Bardzo pozytywnie wypowiadał się o dziadku Harry'ego i mocno przeżył jego śmierć. Fleamont Potter lubił przebywać na magicznej farmie razem ze swoją żoną. Oboje mogli tutaj odpocząć od codziennego pędu życia.
– Każdy właściciel farmy może dostosować jej osłony wedle życzenia – wyjaśnił Adrian. – Twój pradziadek zadbał o to. Dlatego w momencie, gdy poprosiłeś skrzaty o zmianę w nich dla swoich niemagicznych krewnych, zyskali oni możliwość widzenia w taki sposób jak czarodzieje. Działa to oczywiście jedynie na terenach farmy.
– To i tak super – zapewnił Lesley wesoło. – Pierwszy raz spotkałem gadający portret.
To był pomysł Harry'ego, żeby portret Hardwina Pottera przenieść do salonu. Jego przodek był bardzo przychylny tej zmianie miejsca. Przyznał, że w salonie zawsze będzie miał lepszy widok na wszystko.
– Ściany pokoju są wyjątkowo nudne, a nie ma tu innych portretów, które mógłbym odwiedzać – powiedział, krzywiąc się.
Potem wszyscy rozsiedli się zadowoleni w salonie z filiżankami kawy i kubkami herbaty. Hardwin miał więc okazję poznać wszystkich. Nie był uprzedzony i nie przeszkadzała mu obecność mugoli. Uznał, że to nad wyraz interesujące obcować z nimi po tylu latach.
– Właściwie to kiedy żyłeś? – spytał Harry ciekawie.
– W XII wieku. – Czarodziej uśmiechnął się szeroko, widząc ich zaskoczone miny. – Po prawdzie to jako pierwszy przyjąłem nazwisko Potter, więc to ode mnie zaczął się oficjalny ród.
Wszyscy zaczęli się w niego wpatrywać wyczekująco, mając nadzieję na usłyszenie jakiejś niesamowitej historii. Severus zerknął ukradkiem na Złotego Chłopca. Gdyby miał zgadywać, powiedziałby, że jakaś rodowa księga Potterów znajduje się ich skrytce, ale czytać to jedno, a usłyszeć o tym to drugie i na pewno ciekawsze.
Harry usadowił się wygodniej na kanapie pomiędzy Ronem i Rickiem. Znikacz, który zasmakował w jego towarzystwie, siedział mu na ramieniu, rozglądając się po wszystkich. Ze względu na dźwięk, jaki wydawały jego skrzydełka podczas lotu, Harry nazwał go Furkotkiem. Z początku rozważał nazwanie go Zniczem, ale po namyśle stwierdził, że to mało oryginalne. Poza tym Severus sam powiedział, że Znikacze omal nie wyginęły przez mecze Quidditcha. Furkotek brzmiało całkiem zabawnie i nie kojarzyło się z tą ciemniejszą stroną czarodziejskiej gry.
– Moim ojcem był Linfred ze Stinchcombe – zaczął swoją opowieść Hardwin. Severus drgnął lekko, słysząc nazwisko i zmarszczył brwi. Znał je. – Ja byłem najstarszy spośród siedmiorga jego dzieci. – Ron mruknął coś w stylu, że doskonale rozumie, co znaczy mieć tak wielką rodzinę. Harry zachichotał, zerkając na rudzielca. – Mimo, że mieszkaliśmy wśród mugoli, mój ojciec był bardzo przez nim lubiany. Uchodził za nieszkodliwego ekscentryka, który sam o sobie mówił „Potterer", co, jak pewnie wiecie, oznacza kogoś babrającego się w glinie albo w ziemi. Chyba już rozumiecie, skąd się wzięło nazwisko Potter?
– Coś w tym jest – zaśmiał się Noah, słuchając zaciekawiony.
– Sąsiedzi uważali go za roztargnionego, ale znającego się na leczeniu człowieka. Oczywiście żaden z nich nie miał pojęcia, że ojciec był czarodziejem, a że mieli go za nieszkodliwego i sympatycznego, to nikt nie zwracał uwagi, że w ogródku hodował sobie bardzo dziwne rośliny. Lubił eksperymentować. Stworzył podstawę dla takich eliksirów jak Szkiele-Wzro czy Eliksir Pieprzowy.
– Nic dziwnego, że kojarzyłem to nazwisko – odezwał się Severus. Wszyscy popatrzyli na niego pytająco. – W szkole się o tym nie mówi, ale kiedy ktoś decyduje się na praktyki u mistrza, otrzymuje dostęp do ksiąg związanych z historią powstawania eliksirów. Nazwisko Linfreda widnieje tam dość często. Nie wiedziałem jednak, że był protoplastą rodu Potterów.
– Mając tyle dzieci, raczej się nad tym nie zastanawiał – przyznał rozbawiony Hardwin. – Ja z kolei ożeniłem się z wnuczką Iolanthe Peverell. Wnuczką Ignotusa Peverella, którzy pochodzili z Doliny Godryka. Moja żona była nie miała braci, więc jako najstarsza odziedziczyła pelerynę-niewidkę. To było największe dzieło jej dziadka.
Harry aż otworzył usta z zaskoczenia. Więc to stąd w jego rodzinie wziął się taki artefakt. Sięgnął do swojego plecaka, który leżał przy jego nogach. Peleryna była dla niego cenną pamiątką i nie odważyłby się zostawić jej bez nadzoru.
– Poznajesz? – spytał, rozkładając ją.
– Och! Cudownie! Jak dobrze znów ją zobaczyć – ucieszył się Hardwin. – Musicie wiedzieć, że istnienie tej peleryny było wielką tajemnicą w naszym rodzie. Podobnie było z artefaktami, które stworzyli bracia Ignotusa. Kadmus i Antioch wcale nie byli gorsi w tworzeniu takich przedmiotów. Wiem, że w linii jednego z nich przekazywano niezwykłą różdżkę, natomiast u drugiego kamień, który pozwalał przywołać z zaświatów widmo osoby, która odeszła.
– Chwila, chwila! – przerwał mu Ron. – To brzmi jak „Opowieść o trzech braciach".
– Słyszałem o tym w szkole! – powiedział Rick. – To jedna z baśni Barda Beadle'a, prawda? To znaczy, że jest prawdziwa?
– W każdej opowieści można znaleźć ziarno prawdy – skomentował Severus. – Najwyraźniej trzech bracia, którzy byli biegli w tworzeniu niezwykłych przedmiotów, stali się podstawą do stworzenia tej historii.
– Nie znam jej – przyznał Harry. Ron zgłosił się na ochotnika i opowiedział, o czym była ta historia. Naturalnie została upiększona przez oryginalnego autora i dodano w niej wiele elementów, ale sens pozostał ten sam.
Złoty Chłopiec popatrzył na artefakt w swoich rękach. Dotarło do niego, jak bardzo cenną rzecz posiadał. To nie była jedynie pamiątka po ojcu. To była pamiątką po całym jego rodzie. Każdy z jego przodków jej dotykał, każdy z niej korzystał. Uśmiechnął się lekko, składając ją starannie i chowając na powrót do plecaka.
– To po prostu niesamowite – przyznał szczerze. – Nie miałem pojęcia, że mam w swoich rękach coś tak niezwykłego.
– Peleryny niewidki są rzadkością – powiedział Hardwin. – Ale ta jest jedyna w swoim rodzaju. Nie znam szczegółów jej powstania. Wiem tylko tyle, ile opowiadała mi w tajemnicy moja żona. Utkano ją z włosów Demimoza, ale poza tym ma w sobie fragmenty innych stworzeń, które mają zdolność znikania lub są niewidzialne dla większości ludzi. Piórka Znikacza, włosy Tetrali i kilku innych stworzeń. Wiem, że każda z tych rzeczy została oddana dobrowolnie, a połączone w jedno przekształciły się w coś tak niezwykłego.
Nie tylko Harry był pod wrażeniem. Wszyscy, którzy słuchali opowieści Hardwina mieli podobne odczucia. Złoty Chłopiec z trudem powstrzymał śmiech, kiedy Abby spytała Rona, czy mógłby jej potem opowiedzieć inne czarodziejskie baśnie. Rick zerknął na kuzyna i zrobił gest, jakby miał zamiar zwymiotować. Przeczuwał, że dziewczyna tylko czekała, aż Ron zaproponuje jej randkę i spyta, czy zostanie jego dziewczyną. Najwyraźniej zauroczenie było po obu stronach.
Interesująco było posłuchać i historii Potterów. Dowiedział się, że Ralston Potter, który żył w XVII wieku zasiadał w Wizengamocie, a pradziadek Harry'ego, Henry Potter spowodował drobne zamieszanie, kiedy publicznie potępił ówczesnego Ministra Magii, kiedy ten zakazał udzielania pomocy mugolom w czasie I wojny światowej.
– Myślałem, że mój pradziadek miał na imię Charlus – powiedział zaskoczony Harry.
– Ja także tak myślałem – przyznał Severus.
– Ich często mylono ze sobą. Byli do siebie dość podobni mimo różnicy wieku – zaśmiał się Hardwin. – To Henry stworzył z tego miejsca oficjalną farmę. Charlus bywał tu jako dziecko, ale kiedy ożenił się z Doreą Black i urodził mu się syn, przestał się tu pojawiać.
– To są jeszcze jacyś Potterowie? – spytał Harry w szoku.
– Tego nie wiem. Jeśli dobrze liczę, syn Charlusa był w którymś stopniu kuzynem twojego ojca, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie stopnia tego pokrewieństwa. Jestem tylko portretem. Nie posiadam wszystkich wspomnień mojego oryginału. Polecałbym jednak poszukać księgi rodowej.
Harry był zdeterminowany, żeby odnaleźć rodową księgę Potterów i dowiedzieć się, czy żyli poza nim jeszcze jacyś potomkowie rodu Potterów.
– Jak się stało, że Henry Potter jest mylony z Charlusem Potterem? – spytał nagle Noah. Historia czarodziejskiego rodu, z którym związała się jego kuzynka, była dla niego intrygująca.
– Charlus wżenił się w ród Blacków, czy połączył Potterów z jednym dwudziestu ośmiu rodów, wpisanych do rejestru czystej krwi. Stał się bardziej rozpoznawalny niż Henry, który potępiał wszelkie czyny przeciwko mugolom. Odebrano to jako zdradę czystości krwi i Potterowie nie zostali wpisani do rejestru.
– Za to nas mimo wszystko wpisano – westchnął Ron.
– Poważnie? – Złoty Chłopiec spojrzał na przyjaciela.
– Tak, ale ponieważ utrzymujemy, że w przeszłości nasi przodkowie mieli powiązania z mugolami, nazywa się nas zdrajcami krwi. Pomińmy już tę historię z nieudanym ożenkiem protoplasty Malfoya, przez którą żywią do nas ciągłą urazę.
– To już wiem, czemu Malfoy tak się ciebie czepiał.
– Do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki należy sporo rodzin Ślizgonów – odezwał się Mistrz Eliksirów. – Rody Carrow, Greengrass, Lestrange, Nott, Rosier, czy właśnie Malfoyowie. Ale jest wśród nich też nazwisko Longbottom.
– Neville pewnie o tym wie? – spytał Harry.
– Jestem pewien, że Augusta zadbała o to, żeby wiedział. Ta kobieta może być czarownicą czystej krwi, ale nie jest uprzedzona jak niektórzy. Zawsze miała na względzie przede wszystkim dobro swojej rodziny.
– Czyli rodzina Syriusza należy do tego spisu?
– Tak, ale o szczegóły musisz pytać go sam. Nigdy nie wdawałem się w jakieś szczególne dyskusje na takie tematy. Sam jestem półkrwi, dlatego nie uważałem takiej wiedzy za istotną.
Harry pokiwał głową. To było logiczne. Sam cieszył się, że jego pradziadek narobił zamieszania i jego ród nie znalazł się na tej liście. Zastanawiał się, czy siostra Rona mogłaby kiedyś chcieć wykorzystać pozycję, jaką zajmowała jej rodzina. Nawet jeśli Weasleyowie nie byli majętną rodziną, to przynależność do „elity", musiała dawać im jakieś korzyści. Będzie musiał podyskutować o tym z Ronem i Nevillem. Miał zamiar po powrocie do Anglii napisać list do Syriusza i zadać mu w nim kilka pytań.
Nie żałował przyjazdu do Stanów. Na farmie czuł się po prostu wspaniale. Całym sobą odczuwał magię tego miejsca, jakby coś mówiło mu, że tu jest jego miejsce. To nic, że jego przyjazd przyniósł mu jeszcze więcej zagadek. Miał zamiar rozwiązać je wszystkie i poznać szczegółowo historię swojego rodu.
---
Jeszcze pozostaniemy przez chwilę na farmie ^^ To, co widzicie, to projekt arta do „Kłamcy". Poznajecie tego okrągłego ptaszka? Nie wiem dlaczego, ale odgłos jaki wydają skrzydełka znicza, zawsze kojarzył mi się z takim frrrrrrr. Może dlatego Znikacz otrzymał imię Furkotek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top