Rozdział 40
Rozdział 40
Złoty Chłopiec z trudem usiedział na miejscu. Przy kolacji cała szkoła wiedziała już, że dyrektor porządnie podpadł babci Neville'a, ale nikt nie znał szczegółów. Harry podsłuchał za to sporo bardzo głupich plotek i spekulacji. Niektóre były tak nierealne, że nie do końca wiedział, jak powinien na nie reagować. Najgłupszym, co usłyszał, było stwierdzenie, że pani Longbottom musiała mieć kiedyś romans z dyrektorem, a teraz światło dzienne ujrzały jego przekręty. Kilka osób twierdziło, że to musiały być jakieś stare sprawy finansowe, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo blisko prawdy byli.
Obserwował Snape'a dyskretnie w trakcie kolacji, a kiedy mężczyzna wstał ze swojego miejsca, mruknął do Rona, że idzie poznać szczegóły szkolnej afery i opowie mu wszystko później. Rudzielec uniósł kciuk do góry, a Harry szybko wyszedł z Wielkiej Sali. Wsunął się za jedną ze zbroi, wyjął z kieszeni pelerynę niewidkę, narzucił ją siebie i podążył za profesorem do lochów. Był pewien, że mężczyzna zdaje sobie sprawę z jego obecności i specjalnie nie szedł szybko, czekając, aż chłopiec znajdzie się tuż za nim.
– Aż tak byłeś ciekawy? – spytał Mistrz Eliksirów, kiedy zamknął za nimi drzwi do swoich kwater. Harry zdjął z siebie pelerynę. – Myślałem, że pan Longbottom podzielił się z kolegami przyczyną pojawienia się jego babci.
– Nie wiem, czy powiedział innym – przyznał Harry. – Ale mnie interesuje przebieg rozmowy. Dyrektor bardzo oberwał?
– Po co chcesz to wiedzieć?
– Dla własnej satysfakcji. W końcu mnie też okradał. Chcę mieć pewność, że nigdy więcej tego nie zrobi.
Mistrz Eliksirów patrzył na niego przez kilka sekund, po czym podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej myślodsiewnię. Kiedy kamienna misa spoczęła na stoliku, mężczyzna przytknął koniec różdżki do swojej skroni i za jej pomocą wydobył odpowiednie wspomnienie.
– Zapraszam – powiedział. – Chyba wiesz, jak to działa?
Oczywiście, że Harry wiedział. Już niejednokrotnie oglądał różne wspomnienia w gabinecie Dumbledore'a i Snape doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Chwilę później obaj zanurzyli się we wspomnieniu.
Złoty Chłopiec skupił się na osobie dyrektora, który wyglądał, jakby chciał być wszędzie tylko nie w tym miejscu. Zgadywał, że gdyby nie obecność opiekunów domów, mógłby mieć szansę na spławienie nieproszonego gościa i ucieczkę. Babcia Neville'a okazała się jednak zbyt cwana i najwyraźniej świetnie przygotowała się do konfrontacji.
– Albusie? – odezwała się Minerwa, kiedy drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nimi. – Co takiego zrobiłeś?
– No właśnie, Albusie! – warknęła starsza czarownica. – Może przyznasz się do wszystkiego?
– Augusto, cokolwiek się stało, jestem pewien, że zdołamy to wyjaśnić – zapewniał ją sprawca całego zamieszania.
– Co ty chcesz mi niby wyjaśniać?! – krzyknęła wściekle. Gdyby Snape nie wiedział lepiej, byłby przekonany, że rzuciła na siebie zaklęcie Sonorus. – Że od piętnastu lat okradasz moją rodzinę?!
Opiekunowie domów Hogwartu jednocześnie popatrzyli na swojego zwierzchnika. Harry zachichotał cicho, widząc ich miny. McGonagall miała minę, jakby debatowała sama ze sobą pomiędzy przeklęciem Albusa a wysłuchaniem jego wątpliwej jakości wyjaśnień.
– Albusie? – odezwał się jednak zamiast niej Filius. – Okradłeś rodzinę Longbottomów?
– Oczywiście, że nie. To musi być jakaś pomyłka.
– Pomyłka? POMYŁKA?! – zagrzmiała Augusta. Wyglądała, jakby przypominała sobie właśnie wszystkie, najbardziej bolesne klątwy, o których kiedykolwiek słyszała. Harry mógł się założyć, że rozważała w tej chwili nawet zaklęcia niewybaczalne. – Dobrze! Skoro ty nie chcesz niczego tłumaczyć, ja to zrobię! Ten oszust, co rok pobiera z konta mojego syna i synowej pięć tysięcy galeonów! Zgodziliśmy się kiedyś, wesprzeć zakon w walce z Sami-Wiecie-Kim, a kiedy młody Potter pokonał go, Albus nie anulował corocznego przelewu! Jak śmiałeś zrobić coś takiego?! Innych też tak okradasz?! Tego biednego chłopaka, który stracił rodziców i został okrzyknięty bohaterem z blizną na czole, też okradasz?! Jego rodziców też nie uszanowałeś?! ODPOWIEDZ MI!
Dyrektor znalazł się najwyraźniej w jednej z tych rzadkich dla niego sytuacji, kiedy nie wiedział, co powiedzieć.
– Albusie! – syknęła Minerwa. – Okradasz Pottera?
– Oczywiście, że nie! – zapewnił szybko.
– HA! – warknęła babcia Neville'a. – Byłam dziś w banku! Do twojej wiadomości anulowałam wszelkie przelewy! Nikt nie będzie mnie okradał! I zadbam o to, żeby młody Potter zajął się swoimi finansami, jak należy.
– Pan Potter ma szesnaście lat – zauważył Albus.
– Czyli wystarczająco, żeby mógł podejmować samodzielne decyzje finansowe – skwitowała, piorunując starszego czarodzieja wzrokiem. – Niczego ode mnie nie dostaniesz! Choćbym miała zginąć na polu walki, to nie będziesz miał mojego wsparcia! Zadbam o to, żeby wszyscy się dowiedzieli o twoim braku szacunku dla tych, którzy poświęcili najwięcej w czasie pierwszej wojny. Myślę, że rada szkoły bardzo zainteresuje się historią dyrektora, który okrada własnych uczniów.
Harry z prawdziwą satysfakcją patrzył, jak wielki Albus Dumbledore blednie.
– To musiało być niedopatrzenie Augusto – przekonywał. – Po pierwszej wojnie było tyle spraw do załatwienia, że musiałem pewnie rzeczy przeoczyć.
– Aż tyle, że patrząc na wyciąg z banku, nie zauważyłeś dodatkowych wpływów? – warknęła. – Nie rozśmieszaj mnie! – dodała, machając gniewnie różdżką w jego stronę, z której posypały się czerwone iskry. Czarownica była wściekła do tego stopnia, że chyba tylko niesamowita samokontrola powstrzymywała ją od rzucenia jakiegoś paskudnego zaklęcia. – Lepiej dla ciebie, żebyś naprawił wszystkie swoje błędy, albo Merlin mi świadkiem, osobiście pójdę do redakcji Proroka Codziennego! Rita Skeeter będzie wniebowzięta, mogąc się rozpisać na twój temat.
Dumbledore miał na tyle przyzwoitości, żeby nie odpowiadać na tak jawne ostrzeżenie, że strony pani Longbottom. Czarownica jedynie prychnęła, a potem skinęła głową pozostałym nauczycielom i wyszła z gabinetu, trzaskając głośno drzwiami. Harry mógł się założyć, że zrobiła to za pomocą jakiegoś zaklęcia, bo drzwi omal nie wypadły z futryny.
Dosłownie kilka sekund później Harry tarzał się na podłodze salonu Snape'a ze śmiechu. Teraz na własne oczy przekonał się, czemu Neville z takim strachem mówił czasem o swojej babci. Starsza czarownica miała charakterek, a jej groźby nie były najwyraźniej bez pokrycia. Nie miał okazji jej poznać, ale zyskała sobie jego szacunek za postawienie się dyrektorowi. Dumbledore mógł się uważać za wielkiego czarodzieja i kogo tam jeszcze chciał, ale najwyraźniej i on miał swoje słabe punkty. Zbyt wielka pewność siebie sprawiła, że popełniał błędy, które zaczynały wydobywać się na światło dzienne. Chłopiec miał szczerą nadzieję, że nikt więcej nie został tak perfidnie oszukany.
– Skończyłeś? – spytał Severus, kiedy Harry leżał zmęczony śmiechem na dywanie.
– Tak myślę – odpowiedział. – Brawa dla babci Neville'a.
– O tak. Mówiąc szczerze, miałem ochotę założyć się z Minerwą, czy Augusta przeklnie Albusa, czy jednak się powtrzyma.
Złoty Chłopiec roześmiał się krótko. Mistrz Eliksirów musiał świetnie się bawić, patrząc, jak kolejne grzeszki dyrektora wymiatane są spod dywanu.
– Myśli pan, że babcia Neville'a naprawdę poszłaby do redakcji Proroka? – spytał nagle.
– Mówimy o Auguście Longbottom – zauważył profesor. – Oczywiście, że poszłaby. Ta kobieta nie zniesie obrazy swojego syna i synowej. Jak mniemam, wiesz, co się z nimi stało?
– Tak, wiem. – Harry westchnął cicho. Rozumiał, jak ciężko musiało być Neville'owi, który dorastał ze świadomością, że jego rodzice go nie poznają. W pewien sposób miał gorzej niż Harry, bo o ile Złoty Chłopiec pogodził się w końcu z faktem, że nigdy nie pozna swoich rodziców, to nie musiał patrzeć na ich cierpienie. Jego kolega nie miał takiej możliwości. – Naprawdę mu współczuję. To musi być okropne, widzieć ich w takim stanie. Najgorsza jest pewnie dla niego świadomość, że nie może im pomóc.
– Tortury, jakim ich poddano, sprawiły, że ich umysły nie potrafiły już dłużej znieść takiego bólu. Odłączyły się od ciała, żeby się w jakiś paradoksalny sposób ratować.
Gryfon spojrzał na mężczyznę. Przypomniał sobie, o czym rozmyślał jakiś czas temu. Nie był pewien, czy dobrym pomysłem byłoby podjąć ten temat. Mistrz Eliksirów zauważył, że jego młody kochanek zastanawia się nad czymś intensywnie.
– No mów. Co ci chodzi po głowie? – spytał tylko.
Harry niepewnie potarł nadgarstek, na którym była jego blizna. Od kiedy czuł się lepiej, stopniowo bladła. Nadal jednak ukrywał ją pod opaską, którą dostał od Rona.
– Zastanawiałem się, czy możliwe byłoby poskładanie ich umysłów, tak jak to miało miejsce w moim przypadku – powiedział szczerze.
Severus westchnął i usiadł na kanapie. Chłopiec szybko usiadł obok niego i patrzył wyczekująco.
– Wchodzenie do czyjegoś umysłu to bardzo delikatna sprawa. Przekonałeś się na własnej skórze, jakie szkody może wyrządzić celowy atak. Osobiście bardzo ryzykowałem, łącząc twoją jaźń ze swoją. Nie miałem pojęcia, czy będę w stanie ci pomóc. Różnica między tobą a rodzicami Longbottoma polega na tym, że ty nie zdążyłeś zwariować. Twój umysł się rozpadał, ale dzięki szybkiej reakcji, zdołałem poskładać twoją świadomość. Jednak dla nich może już być za późno – wyjaśnił Severus.
– Ale nie jest to pewne na sto procent? – dociekał Gryfon.
– Musisz wiedzieć, że magia umysłu, nawet stosowana w dobrej wierze, może bardzo zaszkodzić. Wchodząc w twoje myśli, znałem w pewnym stopniu strukturę twojego umysł. Wiedziałem, jak powinienem się po nim poruszać, a mimo to byłem przerażony, gdy dostałem się za mur i zobaczyłem, w jakim jesteś stanie. – Mistrz Eliksirów popatrzył na Harry'ego. Ten drobny Gryfon nadal chciał pomagać każdemu, kto coś dla niego znaczył. – Każdy legilimenta widząc umysł w takim stanie, mógłby z łatwością spanikować. Bardzo ciężko poruszać się wśród chaotycznych myśli. Istnieje ryzyko, że ten chaos mógłby wciągnąć także jego.
– Nie wiedziałem o tym – przyznał Harry. – W moim przypadku zaryzykował pan.
– Bo nie jesteś mi obojętny, ty durny Gryfonie – prychnął. – Skoro dokonałeś kolejnej niemożliwej rzeczy i przebiłeś się przez mur, który budowałem wokół siebie latami, to wypadałoby wziąć za to odpowiedzialność.
Harry uśmiechnął się lekko. Severus Snape był najbardziej wrednym, sarkastycznym i ponurym mężczyzną, jakiego poznał w swoim życiu. A przynajmniej takie odnosiło się pierwsze wrażenie. Złoty Chłopiec poznał jego inną stronę, w której to mężczyzna potrafił być czuły, zabawny i opiekuńczy. Miał świadomość, że dotyczyło to głównie jego osoby i za każdym razem, gdy o tym pomyślał, czuł przyjemne ciepło. To było cudowne uczucie, a teraz gdy jego więź z Voldemortem została zniszczona, poznawał sobie wieczorami pomarzyć o przyszłości. Nie wiedział, czy ich kruchy związek przetrwa po wojnie, ale nawet jeśli nie, to Harry miał nadzieję, że pozostaną przyjaciółmi.
W swoich marzeniach Złoty Chłopiec często widział ich obu, mieszkających gdzieś daleko albo podróżujących po świecie. Czasem wyobrażał sobie, że mogliby zamieszkać na magicznej farmie, której Gryfon jeszcze wprawdzie nie widział, ale czuł, że mogłaby stać się jego prawdziwym domem. Bardzo chciał ją zobaczyć. Nie miał pojęcia, jakie zwierzęta mogły tam mieszkać, ale po przeczytaniu książki od Hagrida, miał nadzieję, że będzie tam kilka rzadkich stworzeń. To byłoby coś.
Niemniej jednak marzenia pozostawały na razie nadal tylko marzeniami. Uśmiechnął się ponownie i wstał z kanapy.
– Powinienem wracać do wieży. Ron wprawdzie mnie kryje, ale wolałbym nie ryzykować pytań od innych.
– Nie boisz się, że pan Weasley może nabrać podejrzeń? – spytał mężczyzna ciekawie.
– Ron wie, gdzie jestem. Nie jest jednak świadomy tego, co jest pomiędzy nami i jeszcze długo nie będzie wiedział. Wątpię, żeby przyjął to w tej chwili spokojnie. A czy coś podejrzewa? Nie sądzę – przyznał Harry, sięgając po swoją pelerynę. – A dyrektor niczego się nie domyśla?
– Albus ma klapki na oczach. Dopóki grzecznie odgrywam swoją rolę szpiega i traktuję cię jak rozwydrzonego bachora, żyje w przekonaniu, że nadal się nienawidzimy. – Mężczyzna nawet nie próbował ukryć w tej chwili swojej niechęci do osoby Dumbledore'a. – Wcale się nie dziwię, że Aberforth z nim nie rozmawia.
– Kto?
– Młodszy brat Albusa. Prowadzi Gospodę Pod Świńskim Łbem w Hogsmeade.
Harry zamrugał zaskoczony.
– Byłem pewien, że to jakieś szemrawe miejsce – przyznał.
– Nie należy do najprzyjemniejszych, ale Abertforth potrafi zadbać o spokój. Osobiście się o tym przekonałem lata temu. Nie. Nie opowiem ci o tym.
Harry nadął tylko policzki w udawanym geście oburzenia. Chętnie posłuchałby o tym, ale znał Mistrza Eliksirów na tyle, żeby przekonać się, że jeśli ten nie chciał o czymś mówić, to nie było szans na zmuszenie go do tego.
– Może kiedyś zmieni pan zdanie.
– Nie licz na to – zapewnił go starszy czarodziej. Wstał z kanapy i podszedł do chłopca. – Nie intrygowałbym cię tak, gdybyś wszystko o mnie wiedział – zauważył, schylając się po pocałunek. Harry nie próbował nawet zaprzeczać.
,,,
Pod koniec listopada Harry otrzymał list od kuzynów. Zapraszali jego i Severusa na święta. Chłopiec uśmiechnął się szeroko. Będzie musiał porozmawiać z Mistrzem Eliksirów na ten temat. Bardzo chętnie odwiedziłby krewnych i spędził kilka beztroskich dni z daleka od tego całego codziennego zamieszania.
Harry wiedział, że Ron także został zaproszony przez Abby. Rudzielec bardzo chciał się z nią zobaczyć, ale nie miał pojęcia, jak przekonać rodziców, żeby go puścili. Musiałby wtedy powiedzieć im o wszystkim, a to stwarzało ryzyko, że Dumbledore dowie się o wszystkim.
– Może porozmawiaj z twoim tatą? – zasugerował mu w końcu Harry. – Ale nie w obecności twojej mamy. Twój tata lubi mugoli i chyba nie będzie miał nic przeciwko. Poza tym sam muszę znaleźć jakiś sposób, żeby skorzystać z zaproszenia.
– Boisz się, że dyrektor się o wszystkim dowie – domyślił się Ron.
– Raczej chodzi o to, że znowu będzie próbował mną manipulować. Chcę żyć własnym życiem, podejmować własne decyzje i jeśli zdecyduję się na konfrontację z Vol... Mógłbyś się już przyzwyczaić, że wymawiam jego imię. To tylko imię – powiedział, kiedy rudzielec wzdrygnął się. – W każdym razie to będzie moja decyzja i na moich zasadach. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam to zrobić ani kiedy. Muszę porozmawiać ze Snapem. Może coś zasugeruje.
– Ty naprawdę go lubisz – mruknął Ron. – Gryfon, który polubił Snape'a. To nadal dla mnie dziwne.
– Wiem, że ty go nie lubisz i nie każę ci go lubi. Proszę, tylko żebyś zaakceptował to, że ja go w jakiś sposób polubiłem.
Najmłodszy Weasley milczał przez chwilę, po czym skinął głową.
– To nadal dla mnie dziwne, ale to twój wybór. Skoro ja jakimś cudem dogaduję się z fretką, to znaczy, że dziwne rzeczy dzieją się na świecie.
Złoty Chłopiec roześmiał się głośno. Siedzieli z Ronem w jednej z nieużywanych klas i ćwiczyli zaklęcia, których Snape uczył Harry'ego. Rudzielec sam przyznał, że Mistrzowi Eliksirów należy się szacunek za pomoc i lekcje, jakich udzielał Chłopcu, Który Przeżył. Obu kusiło przetestowanie zaklęcia Sectusempra, mimo że mężczyzna jawnie ostrzegał o jego skutkach. Po krótkiej dyskusji doszli do wniosku, że nie będą kusić losu, ale Harry spróbuje go namówić na demonstrację.
– Nie wiem, czy się zgodzi, ale zapytam – obiecał Ronowi. Wieczorem miał zamiar odwiedzić mężczyznę w jego kwaterach. Nie było go na śniadaniu ani na obiedzie i Harry zaczynał się martwić. Miał nadzieję, że Snape był po prostu zajęty i nic mu się nie stało.
Kiedy mężczyzna nie zjawił się także na kolacji, Harry poczekał, aż wszyscy się położą i wymknął się z wieży pod swoją peleryną niewidką do lochów. Serce biło mu jak szalone, kiedy stanął przed dobrze mu już znanymi drzwiami i zapukał. Miał wrażenie, że minęły długie minuty, zanim drzwi się nie otworzyły i stanął w nich niesamowicie blady Mistrz Eliksirów.
– Wejdź – powiedział cicho, kiedy Harry dotknął lekko jego ręki, dając mu odczuć swoją obecność.
– Wszystko w porządku? – spytał chłopiec, zdejmując z siebie pelerynę.
– Spotkania z Czarnym Panem bywają dość męczące – zauważył Snape, siadając na kanapie.
– Został pan wezwany. Dobrze się pan czuje? – Harry usiadł obok niego i popatrzył zmartwiony.
– Przeżyję – zapewnił go. – Bywało o wiele gorzej. Czarny Pan nie był zachwycony, że już nie ma więzi z twoim umysłem i obwiniał mnie za brak wiedzy na ten temat. Nie zabije mnie, bo jestem mu potrzebny, ale to nie znaczy, że nie zostałem ukarany. Seria klątwy Cruciatus. Po powrocie do Hogwartu nie byłem w stanie się ruszać.
– Dyrektor o tym wie?
– Oczywiście, że tak.
– A czy wie, że połączenie między mną a Czarnym Panem nie jest już aktywne?
– Nie do końca. Nie powiedziałem mu wszystkiego. Albus myśli, że więź między wami uległa osłabieniu, kiedy byłeś pod wpływem klątwy Świata Koszmarów. Nie wyprowadzałem go z błędu.
– Metoda kilku kroków przed wszystkimi – mruknął Harry.
– Dokładnie tak. Dumbledore nie ma pojęcia, że coś planujemy. Powiedziałem mu, ile uznałem za słuszne, żeby był usatysfakcjonowany, a jednocześnie, żeby nie zdradzić naszych planów.
– Co do planów... Chciałbym o czymś porozmawiać, ale może powinienem pozwolić panu odpocząć – przyznał Harry nieco nerwowo.
Severus popatrzył na niego z zainteresowaniem. Czasem zastanawiał się, w którym momencie chłopak stał się dla niego tak ważny. Od wielu lat sądził, że jego serce całkiem zamarzło i nic nie stopi tego lodu. Tymczasem wystarczył jeden chłopak, w dodatku niedoszły samobójca, który wymagał ciągłego nadzoru. Przypuszczał, że gdyby nie ta pokręcona sytuacja, w której obaj się znaleźli, nie zbliżyliby się do siebie. Mistrz Eliksirów zdawał sobie sprawę, że Harry jest bardzo młody i przy tych wszystkich manipulacjach nie miał jeszcze okazji tak naprawdę żyć. Kiedyś może dojść do wniosku, że jednak chce poznawać innych ludzi i stworzyć związek z kimś innym. Harry jednak za każdym razem wydawał się czytać w jego twarzy, bo kiedy tylko takie nieprzyjemne myśli nawiedzały umysł starszego czarodzieja, chłopiec przytulał się do niego. Zupełnie, jakby niemo zapewniał go, że jest obok i nigdzie się nie wybiera.
– O czym chciałeś porozmawiać? – spytał, obejmując go ramieniem.
– Dostaliśmy zaproszenie na święta do Stanów – powiedział. – Chciałbym jechać, ale nie mam pojęcia, jak to zrobić. Nie mam możliwości, żeby się tam dostać.
– Mógłbym załatwić świstoklik. To akurat nie byłoby specjalnie trudne. Problemem pozostaje dyrektor. Wiem, że rozważa wysłanie cię na święta do Weasleyów.
– O nie! – jęknął Harry. Gdyby nie problemy z Ginny, nie miałby nic przeciwko. Chętnie zobaczyłby się ponownie z bliźniakami, posłuchał o ich nowych wynalazkach. Może zjawiliby się też Charlie i Bill? Zniósłby nawet towarzystwo Percy'ego, byleby tylko trzymać się z daleka od Ginny.
– Domyślam się, czemu nie jesteś zachwycony tym pomysłem. Panna Weasley nie ułatwia ci sytuacji – skwitował Snape.
– Tym gadaniem o ciąży przeszła samą siebie – jęknął. – Ron napisał do rodziców, bo miał szczerze dość jej zachowania. Dostała drugiego wyjca od ojca, ale nie wiem, czy cokolwiek to dało. Ona wydaje się jakaś opętana. Wątpię, że tak naprawdę jest we mnie zakochana. Chodzi jej raczej o pozycję społeczną i pieniądze. Ron sam przyznał, że jako jedyna dziewczyna w rodzinie była rozpieszczana.
Severus nie był tym specjalnie zaskoczony. Znał Molly na tyle, że mógł się tego spodziewać. Chciała dla córki jak najlepiej, ale w którymś momencie przesadziła i dopuściła do tego, że dziewczyna była przekonana, że wszystko się jej należy. Jeśli w wieku piętnastu lat zachowywała się w ten sposób, to co będzie, gdy dorośnie? Miał przed oczami wizję kobiety podobnej do matki Blaise'a Zabiniego. Wieczna wdowa, której mężowie pozostawiali pokaźne majątki.
– Panna Weasley stanowi aktualnie poważny problem – zgodził się. – A jeśli chodzi o wyjazd, to spróbuję ponownie przekonać Albusa, żeby znowu oddał cię pod moją opiekę. Myślę, że jakiś mały pokaz nieposłuszeństwa mógłby ponownie zadziałać na naszą korzyść.
Harry oparł głowę o ramię mężczyzny. W jego obecności mógł być sobą, a nie Złotym Chłopcem, czy Wybawcą czarodziejskiego świata. Chciał, żeby jego małe szczęście nigdy się nie skończyło.
---
Chcieliście zobaczyć moje bazgroły, więc proszę bardzo:3 To strona z mojego szkicownika. Nie jest to nic pięknego, bo to tylko szybkie szkice. Strony w moim szkicowniku zwykle tak właśnie wyglądają. Oglądacie na własną odpowiedzialność XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top