Rozdział 39
Rozdział 39
Mimo usilnych zapewnień Harry'ego, że nic mu nie jest i czuje się świetnie, madame Pomfrey zatrzymała go na noc w skrzydle szpitalnym. Stwierdziła, że i tak nie pozwoli mu chodzić po szkole o drugiej w nocy, więc równie dobrze może się przespać tutaj. Harry nie chciał się z nią kłócić i skapitulował. Severus z kolei zapewnił go, że powiadomi kogo trzeba, że się wybudził i nie ma żadnych widocznych oznak uszkodzenia mózgu.
– W końcu nie da się uszkodzić czegoś, czego nie ma – mruknął. Chłopak, zamiast obrazić się, uśmiechnął się tylko pod nosem.
Złoty Chłopiec po raz pierwszy od bardzo dawna zasnął ze świadomością, że już więcej nie ujrzy żadnych wizji zesłanych przez Voldemorta. I chociaż połączenie pomiędzy nimi zostało zniszczone, razem z Severusem uzgodnili, że Dumbledore się o tym nie dowie. Harry zamierzał powiedzieć o tym jedynie Ronowi.
Kiedy Mistrz Eliksirów upewnił się, że Nadzieja Czarodziejskiego Świata wyczerpała limit pecha na ten wieczór, opuścił skrzydło szpitalne. Zielone oczy odprowadziły jego sylwetkę do wyjścia. Harry czuł się naprawdę szczęśliwy. Nie dość, że pozbył się Voldemorta ze swojej głowy, to jeszcze okazało się, że uczucie, które od jakiegoś czasu w nim kiełkowało, jest odwzajemnione. Sama myśl o tym wystarczyła, żeby jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Ich relacja nadal pozostawała tajemnicą dla innych, ale tak musiało być. Nie mogli ryzykować, że Dumbledore lub Voldemort się o tym dowiedzą. Gdyby Harry miał możliwość, rzuciłby na obu jakąś bolesną klątwę, żeby odczepili się od niego raz na zawsze. Kłopot w tym, że żeby się ich pozbyć, musiał jednego zabić, a drugiego oszukać. Ani jedno, ani drugie nie było proste i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Na szczęście nie był już sam.
Od kiedy Snape uratował mu życie, wydarzyło się naprawdę wiele. Pozwolił sobie pomóc, pogodził się z Ronem, zyskał młodszego brata, dowiedział się, że jeszcze innych krewnych, no i zaczął rozumieć, czym może być miłość. Mógł już nazwać to, co czuł do swojego profesora. Gdzieś tam z tyłu głowy jakiś cichy głosik podobny do Hermiony szeptał mu, że związek z nauczycielem jest czymś niemoralnym. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę, że zapewne złamał tym całą masę punktów z regulaminu szkolnego, ale jeśli miał być szczery sam ze sobą, to miał to gdzieś. Przez tyle lat odmawiano mu prawa do szczęścia, że sam zaczął wątpić, czy jakieś pozytywne emocje i doświadczenia są mu przeznaczone. A teraz gdy nareszcie poczuł smak szczęście, nie zamierzał z niego rezygnować. Nie po to przez tyle czasu chodził na terapię, żeby znowu zacząć negować swoje potrzeby.
Westchnął cicho, wtulając się bardziej w poduszkę. Szkoda, że nie mógł spędzić tej nocy w objęciach Snape'a. Uśmiechnął się ponownie, przypominając sobie, jak spali razem w czasie wakacji. Czuł wtedy obejmujące go silne ramiona i czuł się bezpiecznie. Nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia. Ciotka i wuj nigdy go nie przytulali. Nie było zatem nic dziwnego w tym, że Harry nie miał pojęcia, jak reagować, kiedy mama Rona przytuliła go po raz pierwszy. Sparaliżowało go wtedy ze zdumienia, że ktokolwiek wykonał względem niego taki gest. Potem już wiedział, że może się spodziewać takiego zachowania innych osób. Nie oznaczało to jedna akceptacji z jego strony. Nadal czuł się dziwnie w takich momentach, ale robił dobrą minę do złej gry.
Snape z kolei z początku stanowił dla niego wielką zagadkę. Z początku wredny i opryskliwy, często wręcz okrutny dla niego, skrywał w sobie równie wielki żal do świata. Obaj zostali zmanipulowani i w jakiś sposób zniewoleni przez świat czarodziejów. To, co miało być dla nich wybawieniem od codziennych problemów, stało się źródłem innych. Odnaleźli się wśród tego całego zamieszania.
Złoty Chłopiec był pewien, że kiedy wojna się skończy i uda im ją przeżyć, to opuści Wielką Brytanię. Nie wiedział jeszcze, czy na stałe, ale na pewno na dłuższy okres. Miał nadzieję, że profesor zgodzi się mu towarzyszyć. To byłoby cudowne, gdyby tak się stało. Myśli Harry'ego skupiły się na przyjemnych planach na przyszłość i w końcu zasnął.
,,,
– Harry! – Złoty Chłopiec zachwiał się lekko, kiedy Caleb rzucił mu się w ramiona.
Kiedy rano pielęgniarka zapewniła go, że może zjeść śniadanie w Wielkiej Sali, odetchnął z ulgą. Ubrał się szybko i pożegnawszy się, wyszedł. Chciał porozmawiać z Ronem. Wprawdzie Snape zapewnił go, że przekaże mu dyskretnie, że z Harrym wszystko w porządku, ale rudzielec na pewno wolał sam się o tym przekonać.
Idąc na posiłek, Złoty Chłopiec zastanawiał się, czy nie powinien zacząć mówić do mężczyzny po imieniu. Nadal wydawało mu się to czymś bardzo osobistym i niemalże intymnym w tym wypadku, ale zastanawiał się, jakby to było. Do tej pory była to jedna z tych granic, których nie chciał przekraczać i nadal nie był pewien, czy powinien wykonać taki krok. Bał się, że może się zapomnieć i zwrócić się tak do mężczyzny przy innych. Uznał, że zapyta o, to kiedy nadarzy się okazja.
Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, nie było w niej zbyt wielu osób. Jego przyjaciele byli na szczęście obecni, a Caleb niemal popłakał się na jego widok. Uwiesił się mu na szyi, chcąc mieć pewność, że na pewno nic mu nie jest.
– Wszystko w porządku – zapewnił chłopca, czochrając mu włosy.
– Na pewno? – spytał, patrząc na niego.
– Tak, na pewno. – Po chwili młodszy Gryfon usiadł razem z nim na ławce. – Hej Ron – przywitał się z przyjacielem.
– Niezłego nam stracha napędziłeś wczoraj – przyznał rudzielec.
– Przepraszam. Nie miałem na to wpływu.
– Wiem. Na szczęście nic ci nie jest. Bo nie jest, prawda?
– Tak, Ron. Wszystko w porządku. Mogło być niewesoło, ale jak widzisz, znowu spadłem na cztery łapy jak kot. – Harry uśmiechnął się szeroko, dając mu do zrozumienia, że nie ma już się czym martwić. Rudzielec wyraźnie odetchnął z ulgą i z werwą wrócił do konsumpcji swojego śniadania. Złoty Chłopiec z trudem powstrzymał chichot, widząc to. Sam sięgnął po kilka tostów i zerknął na stół prezydialny. Zarumienił się delikatnie, kiedy zauważył, że Snape na niego patrzy i szybko wbił wzrok w swój talerz, żeby ukryć uśmiech. Nie chciał, żeby ktoś zaczął cokolwiek podejrzewać. Z drugiej strony kto w ogóle mógłby wpaść na pomysł, że Harry'ego coś łączy z najmniej lubianym profesorem w szkole.
– Cieszysz się z czegoś – odezwał się nagle Caleb wesoło i starszy Gryfon popatrzył na niego. Tego chłopca nie zdołałby oszukać, nawet gdyby chciał. Wyczuwał cudze emocje bez wysiłku. – Stało się coś miłego?
– Myślę, że możesz to tak nazwać – zgodził się Harry, odgryzając kawałek tosta.
– To dobrze. A Wredna Ruda ma tygodniowy szlaban – powiedział nagle. Ku zaskoczeniu Harry'ego Ron jęknął i schował twarz w dłoniach.
– Taki wstyd... – mruczał rudzielec. Siedzący obok niego Seamus, poklepał go pocieszająco po ramieniu.
– Co takiego zrobiła? – spytał Harry.
– W sumie to ciesz się, że jej wczoraj nie widziałeś – powiedział ostrożnie Dean. – Kiedy zemdlałeś i zabrano cię do skrzydła szpitalnego, usilnie chciała tam iść. Oczywiście McGonagall nie zgodziła się na to, bo wszyscy mieli wracać powoli do swoich domów. Tylko Ron dostał pozwolenie, na pójście z tobą, a wtedy w Ginny jakby jakiś urok walnął. Zaczęła krzyczeć, że wszyscy sabotują jej związek z tobą, że przecież się spotykacie, że planujesz się jej oświadczyć i inne tego typu bzdury. Oczywiście wszyscy to zignorowali, bo wiedzieli już, co z niej za ziółko, a wtedy wyskoczyła z informacją, że jest z tobą w ciąży.
Harry poczuł, że dosłownie opada mu szczęka. Różnych rzeczy mógł się spodziewać, ale na pewno nie czegoś takiego. Nawet nie wiedział, jak miałby nazwać to, co właśnie poczuł.
– Co takiego? – zdołał tylko wykrztusić.
– Czekaj, czekaj. Nie to jest najlepsze – kontynuował Dean. – Oczywiście ja, Neville i Seamus od razu zapewniliśmy wszystkich, że nie ma takiego opcji, żeby była z tobą w ciąży. Nie powiedzieliśmy nikomu o twoich osobistych sprawach, bo to nie jest ich biznes. Musieliśmy jednak po cichu powiedzieć McGonagall – przyznał przepraszającym tonem.
– Nie mieliśmy innego wyjścia – przyznał Neville. – Była w szoku, ale jej obowiązkiem jest potwierdzić, jakie informacje. Wtedy nie wytrzymaliśmy i Seamus szepnął McGonagall na ucho, jak to jest naprawdę. Była zaskoczona, ale obiecała zatrzymać to dla siebie i wlepiła Ginny tygodniowy szlaban za kłamstwa i próbę wrobienia cię w bycie domniemanym ojcem.
– Domniemanym? – spytał Harry. Dopiero po chwili zrozumiał, o czym mowa i jego oczy rozszerzyły się w szoku. – Ona jest...?
– Nikt tego nie potwierdził, póki co i osobiście bardzo w to wątpię, ale kto ją tam wie? – powiedział Seamus. – Przez to jej gadanie na Rona niektórzy złośliwie wołają „wujek".
Złoty Chłopiec zerknął na przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu.
– Rozmawiałeś z nią? – spytał.
– Żartujesz? – spytał rudzielec, odsuwając dłonie od twarzy. – Nie mam do niej już siły. Zrobiłem to, co musiałem. Napisałem do rodziców. Ginny może być jedyną dziewczyną w rodzinie i mieć więcej luzu niż my, ale pod kątem moralności mama jej nie odpuści. Jeśli się okaże, że Ginny faktycznie jest w ciąży, to niech ją Merlin broni przed gniewem moich rodziców.
Harry pokiwał głową. Obsesja Ginny Weasley zaczynała go przerażać. Wyglądało na to, że nawet wyjec od Artura niewiele dał. Przez jakiś czas był spokój, a kiedy dziewczyna uśpiła czujność wszystkich, zaatakowała ponownie.
– Nie będzie zachwycona, kiedy się dowie – mruknął.
– Nie obchodzi mnie to! Napastuje mojego najlepszego kumpla! Ja naprawdę rozumiem, że można się zakochać, że można się kimś zauroczyć, bo to jest normalna sprawa. Ale na litość Merlina, są pewne granice! Chce robić z siebie pośmiewisko? Niech robi, ale ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Przez nią jeszcze mnie może się oberwać, że jej nie pilnowałem czy coś. Nie jestem jej niańką!
Złoty Chłopiec chyba jeszcze nigdy nie widział swojego przyjaciela tak wzburzonego. Gdyby miał siostrę i ona zachowywałaby się w ten sposób, bardzo możliwe, że zareagowałby podobnie. Na szczęście dorobił się tylko przyszywanego, młodszego brata, z którym nie miał takich problemów.
– Chcesz się odstresować i polatać trochę? – zaproponował Ronowi. – Pogoda się w sam raz.
Rudzielec popatrzył na niego, a potem pokiwał głową. Najwyraźniej uznał, że Harry ma rację i świeże powietrze dobrze mu zrobi.
Po śniadaniu wrócili do wieży, ubrali się ciepło, zarzucili miotły na ramiona i wyszli z zamku. Poranek był dość mroźny, ale nie przeszkadzało im to. Harry odetchnął głęboko, ciesząc się z pięknego dnia i pozbycia się jednego ze swoich największych problemów. To mu przypomniało, że chciał porozmawiać z Ronem.
– Moje połączenie z Voldemortem zostało zniszczone – powiedział wprost, zaskakując tym przyjaciela.
– Jak to? – Ron patrzył na niego wielkimi oczami. – To znaczy, że już nie będziesz miał wizji?
Harry pokręcił głową.
– Koniec z koszmarami jego autorstwa – zapewnił go, a potem opowiedział, jak to się stało. Naturalnie ominął fragment z wyznaniem Snape'a. Ron nie był jeszcze gotowy na takie rewelacje. Mógł zaakceptować preferencje Harry'ego i fakt, że lubił Mistrza Eliksirów, ale miał wątpliwości, czy przyjaciel nie padłby na zawał, gdyby przyznał mu się, że ma romans z profesorem. Taka informacja musiała zaczekać na dogodny moment.
– Czyli tak jakby zapuścił korzenie w twoim umyśle i to pozwoliło mu, rzucić na ciebie klątwę na odległość? – spytał Ron. – Straszne. Chociaż przyznam, że cwane.
– Cwane? – Harry spojrzał na niego zaskoczony.
– Pod względem strategicznym. A myślałeś, że co? Obaj wiemy, że to straszny człowiek, ale coś zrozumiałem – przyznał. – Vol... Nie przejdzie mi to przez gardło. On jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy. Szukał sposobu na nieśmiertelność, ale popełnił w swoim planie błąd, który jesteśmy w stanie wykorzystać. Strategicznie jest to dobre zagranie, tak samo, jak z wykorzystaniem luki w obronie twojego umysłu. Zrozumiał, że nie może atakować cię tak jak wcześniej. Sęk w tym, że każda strategia może mieć lukę.
– Jak w szachach?
– Szachy są specyficzną grą. Tam musisz przewidywać kolejne ruchy przeciwnika i tworzyć jednocześnie kilka wariantów swoich kolejnych posunięć.
– To chyba zbyt skomplikowane dla mnie – westchnął Harry. – Nigdy nie miałem umysłu stratega. Ten tytuł zostawiam tobie – dodał, wsiadając na miotłę i odbijając się od ziemi. Ron szybko poszedł w jego ślady.
– W takim razie pomyśl o tym, jak o Quidditchu – podsunął Ron. – Jako obrońca muszę zwracać uwagę na zachowanie ścigających przeciwnej drużyny. Wystarczy jeden gest i już możesz zauważyć, jaki ruch wykona przeciwnik i w którą stronę rzuci Kafla. Kiedy wykona zamach, masz wrażenie, że rzut będzie prosto w ciebie, ale wystarczy lekki ruch nadgarstka i zmieni swoją trajektorię.
Harry był pod wrażeniem słów Rona. Nigdy nie myślał o Quidditchu w ten sposób. Jako szukający nie zwracał większej uwagi na innych graczy. Oczywiście, że obserwował ich, kiedy tylko mógł, ale jego zadaniem było złapać Znicz. Mała, złota piłeczka była nieprzewidywalna i nie wiadomo było gdzie ani kiedy się pojawi. Chłopak był jednak zwinny i szybki, dlatego złapanie jej nie stanowiła dla niego większego problemu. Jeśli jednak zastanowił się nad tym głębiej, to przecież nawet znicz musiał wykonywać określone ruchy.
– Chcesz mi powiedzieć, że do każdego planu musimy założyć po kilka możliwości jego realizacji? – spytał.
– Dokładnie tak. Dlatego biorę pod uwagę kilka rzeczy w naszym planie. Po pierwsze musimy się upewnić, że po naprawieniu tej szafki, Malfoy będzie bezpieczny. Mogę nie trawić tej fretki, ale jakby nie patrzeć, pomaga nam. Po drugie musimy porozmawiać ze Snapem. Mam kilka pomysłów na zatrzymanie śmierciożerców, kiedy opuszczą pokój życzeń. Powiadomienie zakonu odpada ze względu na fretkę. Od razu każdy domyśliłby się, że zdradził. Po trzecie pułapka musi być z opóźnionym zapłonem, a do tego trzymać mocno i długo, żeby nie mogli atakować uczniów. Snape wie, jakiego zachowania ze strony śmierciożerców możemy się spodziewać. Zna ich mocne i słabe strony. To jest właśnie kluczowy element naszego planu.
– Nigdy ci chyba tego nie mówiłem, ale jesteś geniuszem – powiedział Harry. Rudzielec zarumienił się, ale wyglądał na mile połechtanego komplementem.
– Daleko mi do Hermiony.
– Hermiona skupia się za bardzo na faktach. Potrafi je analizować, ale nie myśli w sposób strategiczny. Zapomniała, że wiedza nie bierze się tylko z książek.
Ron nie mógł się nie zgodzić.
– Czyli nie będziesz już miał lekcji ze Snapem? – spytał nagle.
– Będę, ale od jakiegoś czasu są innego rodzaju. Uczy mnie rzucać mocne tarcze i atakować. Jeśli chcesz, to nauczę cię kilku przydatnych zaklęć. Możesz go nie lubić, ale nie zaprzeczysz, że ma ogromną wiedzę z obrony.
– Lepiej uczy obrony niż eliksirów. To faktycznie muszę przyznać.
Harry zachichotał cicho, a potem wyczarował małą piłeczkę, którą rzucił do Rona.
,,,
Dwaj Gryfoni wrócili do zamku zmarznięci, ale zrelaksowani. Latanie zawsze poprawiało im humory i nawet chłód, który przebił się w końcu przez czar ocieplający, nie przeszkadzał im w dobrej zabawie. Szybko przebrali się i dołączyli do reszty na obiedzie. Harry nakładał sobie właśnie na talerz kawałek kurczaka, kiedy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Wszyscy zamilkli, odwracając głowy w kierunku hałasu. W drzwiach stała Augusta Longbottom. Babcia Neville'a z nieodłącznym kapeluszem z sępem na głowie, miała minę, jakby chciała kogoś zamordować.
– Chyba dostała twój list – mruknął Harry, patrząc na rzeczonego Gryfona. Neville był w stanie tylko pokiwać głową w milczeniu.
– ALBUSIE DUMBLEDORE! – zagrzmiała starsza czarownica, ściskając mocno różdżkę w dłoni. – JAK ŚMIAŁEŚ?!!!
Wszyscy nauczyciele i uczniowie przenieśli wzrok z pani Longbottom na dyrektora.
– Albusie? – odezwała się Minerwa. – Czy możesz nam to wyjaśnić?
– To na pewno jakieś nieporozumienie, Minerwo – zapewnił ją dyrektor. – Jestem pewien, że zaraz wszystko sobie wyjaśnimy – dodał, podnosząc się ze swojego miejsca. – Zapraszam Augusto. Porozmawiamy w moim gabinecie.
Gdyby babcia Neville'a miała wzrok bazyliszka, to Dumbledore właśnie padłby martwy na posadzkę. Czarownica jednak nie odezwała się do niego ani słowem. Za to poprosiła opiekunów domów o obecność przy rozmowie.
– Niech się dowiedzą, kto jest ich przełożonym – syknęła. Po chwili grupka dorosłych wyszła z Wielkiej Sali, odprowadzana wzrokiem przez resztę nauczycieli i uczniów.
– Czy ktoś może mi powiedzieć, co się właśnie stało? – spytał Dean, przerywając milczenie. – Neville?
– Babcia dowiedziała się o czymś, co jej nie zachwyciło. Dyrektor jest w to zamieszany – odpowiedział tylko chłopak.
– Powinniśmy mu współczuć? – spytał Ron.
– Zdecydowanie nie – zapewnił ich Neville. Harry patrzył na kolegę i widział, że ten jest równie zły, jak jego babcia, tylko lepiej panował nad swoimi emocjami niż ona. Złoty Chłopiec był jednak mistrzem w ukrywaniu swoich emocji, dlatego z łatwością zauważał pewne oznaki wzburzenia. Mocno zaciśnięte zęby czy lekko ściągnięte brwi były czymś, co często obserwował u Snape'a, kiedy ten starał się zachować spokój.
Chłopiec, Który Przeżył, w pełni podzielał złość kolegi. Sam czuł podobnie, kiedy w banku dowiedział się, co robił dyrektor. Nie okazał żadnego szacunku dla ich rodziców. Jedyna różnica polegała na tym, że rodzice Neville'a żyli. Harry już od jakiegoś czasu wiedział, jaki los ich spotkał, ale nie podzielił się tym z nikim. Gdyby wnuk Augusty chciał, żeby inni się o tym dowiedzieli, powiedziałby im sam.
Gryfon zagryzł lekko dolną wargę, zastanawiając się nad czymś. Jego umysł jeszcze niedawno był w kompletnej rozsypce i zastanawiał się, czy rodzice Neville'a, przeżywają coś podobnego. Żyją, ale nie są w stanie zebrać swoich myśli w takim stopniu, żeby wróciła im świadomość otaczającego ich świata. Wrócił do zdrowia dlatego, że Snape zaryzykował połączenie ich świadomości i kawałek po kawałku składał jego umysł w całość. Harry bardzo chciał mu podziękować za wszystko, co mężczyzna dla niego zrobił. Miał nadzieję, że prezent, który przygotowywał dla niego będzie odpowiednim wyrazem jego wdzięczności i uczuć.
– Co powiecie na partyjkę Eksplodujące Durnia? – spytał nagle Seamus. – Starzy wyjadacze kontra młodziki? – Popatrzył pytająco na pierwszorocznych Gryfonów z Calebem na czele. Dzieciaki wyszczerzyły się tylko do niego. Szybko skończyli posiłek i przenieśli się do pokoju Wspólnego Gryfonów. Harry był pewien, że później przekradnie się do lochów i spyta Mistrza Eliksirów, jak bardzo dyrektor oberwał. Już nie mógł się doczekać jego relacji z przebiegu zdarzeń.
---
Znajomi usilnie namawiają mnie do założenia Instagrama. Twierdzą, że powinnam pokazać światu moje twory. ^^' Pokazałabym wam moje bazgroły do „Kłamcy", ale trochę się wstydzę XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top