Rozdział 34
Rozdział 34
Halloween zbliżało się wielkimi krokami, ale Harry nigdy nie przepadał za tym świętem. Oczywiście nie miał nic przeciwko, żeby inni się bawili, ale dla niego to była rocznica śmierci rodziców. Ktoś stojący z boku mógłby go zapytać, dlaczego czuje smutek z powodu ludzi, których nigdy nie poznał? To był dla niego drażliwy temat. A przez ostatnie dwa tygodnie cierpliwość Złotego Chłopca wisiała na włosku.
Zaczęło się od wyjścia do Hogsmead. Harry naprawdę cieszył się na to wyjście i umówili się z chłopakami z dormitorium, że pójdą wszyscy razem.
– A czemu pierwszy i drugi rok nie może? – spytał Caleb. Widać było, że czarodziejska wioska bardzo go ciekawiła.
– O to musisz zapytać profesor McGonagall – odparł Harry, zapinając bluzę. – Nie dołuj się. Kupię ci coś fajnego – obiecał mu. To oświadczenie zdecydowanie poprawiło chłopcu humor. Uśmiechnął się i objął starszego chłopca w pasie.
– Myślisz, że mogę poprzeszkadzać profesorowi Snape'owi? – spytał nagle Caleb.
– Niech się ręka Merlina przed tym broni! – powiedział stanowczo przerażony Seamus. – Co to w ogóle za pomysł?
Harry niemalże wywrócił oczami, widząc ich reakcję. Prawie, bo przecież jego koledzy nie mieli najmniejszego pojęcia o jego relacjach z Mistrzem Eliksirów. Harry jako jedyny zapewne wiedział, że ten mężczyzna potrafi być czuły. Po prostu bardzo dobrze to maskował.
– Ja go lubię – powiedział Caleb, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
– Na gacie Merlina – jęknął tylko Dean. – Lubisz Snape'a? Za co?
– Bo jest mądry. Jak się go nie denerwuje, to jest spoko.
– O gustach się nie dyskutuje – odezwał się nagle Ron, kończąc tę dziwną wymianę zdań.
Kiedy zeszli do pokoju wspólnego młodsi Gryfoni zamierzali rozegrać kilka partii Eksplodującego Durnia, a starsi wychodzili grupkami przez dziurę za portretem Grubej Damy.
– Hej Harry – usłyszał nagle Złoty Chłopiec i niemalże jęknął na głos. Ginny uśmiechała się do niego, a on jedyne co czuł, to koszmarne mdłości. Nie zapomniał o podsłuchanej rozmowie i planach dziewczyny względem jego osoby.
– No hej – odpowiedział jednak.
– Poszedłbyś ze mną do Hogsmead? – zapytała. – Mam problem z wyborem prezentu.
– Musisz poprosić kogoś innego, bo idę z chłopakami – powiedział Harry wprost. Będzie musiał podziękować potem Snape'owi ponownie za wysłanie go terapię. Z pomocą psychologa w końcu nauczył się wyrażać swoje zdanie i mówić nie. To było cudowne uczucie, w końcu nie czuć wyrzutów sumienia.
– Ciągle gdzieś z nimi chodzisz – powiedziała niezadowolona. – Mógłbyś chociaż raz spędzić trochę czasu ze mną.
– A to niby dlaczego? – zapytał, postanawiając podpuścić nieco dziewczynę. Jeśli udałoby mu się to odpowiednio rozegrać, to przyznałaby się przy wszystkich do swoich planów. Może dzięki temu odczepiłaby się w końcu od niego.
– Jesteś ślepy, czy tylko udajesz? – spytała. Harry widział jej rosnące zirytowanie. Nie spodziewała się jego odmowy.
– W zasadzie bez okularów bardzo słabo widzę. To nie jest żadna tajemnica – przypomniał jej usłużnie.
– I nie widzisz, że mi na tobie zależy? Bylibyśmy idealną parą – powiedziała.
– Posłuchaj mnie uważnie. Nie wiem, co sobie tam wyobrażałaś, ale nie jestem i nie będę tobą zainteresowany. Przykro mi. Nie jesteś w moim typie. – Harry z całych sił starał się zachować spokój.
– To się jeszcze okaże – warknęła tak, że chłopak aż się cofnął.
– Uspokój się natychmiast! – powiedział stanowczo Ron, robiąc krok w przód.
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
– Oczywiście, że będę, bo zachowujesz się, jakbyś oszalała! Harry powiedział ci, że nie jest tobą zainteresowany? Uszanuj to. Nie zmusisz nikogo do związku!
Harry już myślał, że Ginny uderzy swojego brata. Dziewczyna jednak odwróciła się tylko na pięcie i wyszła rozwścieczona z pokoju wspólnego.
– Merlinie – mruknął Dean. – Wszystko w porządku, Harry? – spytał, zerkając na Złotego Chłopca. Ten skinął głową.
– Ona nie wie, że ty...? – spytał Neville.
– Nie i chyba lepiej jej tego nie mówić na razie – przyznał Harry. – Jeśli tak zareagowała na odmowę, to co by było wtedy? Chodźmy. Odstresujemy się trochę – powiedział, ruszając do wyjścia z wieży.
– Jeśli chcesz, napiszę do ojca, żeby z nią porozmawiał – powiedział Ron, kiedy schodzili po schodach, ale Harry pokręcił głową.
– Porozmawiałem już o tym z Łapą – wyjaśnił. – Powiedział, że sobie porozmawia z twoim tatą, jak tylko go zobaczy. Myślisz, że coś to może dać?
– Jeśli się wścieknie tak, jak wtedy na Freda i George'a to gwarantuję ci, że Ginny będzie uziemiona do pięćdziesiątki co najmniej.
– Usłyszałem coś o Fredzie i George'u – odezwał się Seamus, odwracając się do nich.
Ron zaśmiał się i opowiedział im wszystkim, jak bliźniacy próbowali w dzieciństwie zmusić go do złożenia przysięgi wieczystej. Ojciec przyłapał ich na tym i Ron nigdy nie widział go tak wściekłego.
– Twierdzą, że do dziś mają ślady po laniu, jakie dostali – przyznał rudzielec.
– Czyli twój tata to taka cicha woda – zauważył Neville. – Moja babcia jak się wścieknie, to też lepiej zejść jej z drogi.
– A często się wścieka? – spytał ciekawie Dean.
– A to zależy od sytuacji. Ostatnio się wściekła na Proroka Codziennego za wypisywanie bzdur o Harry. Na moich oczach spaliła gazetę i zrezygnowała z prenumeraty.
– Dobra jest – powiedział Seamus ze śmiechem. – Już ją lubię.
Śmiejąc się i żartując, grupa Gryfonów wyszła ze szkoły. Harry kątem oka zauważył Draco Malfoya i skinął mu lekko głową. Ku jego zaskoczeniu blondyn odwzajemnił ten gest.
W Hogsmead od razu skierowali się do sklepu Zonka, a potem do Miodowego Królestwa, gdzie uzupełnili zapas słodyczy. Harry zaczął się też rozglądać powoli za prezentami gwiazdkowymi. Wolał zająć się tym odpowiednio wcześniej. Oczywiście miał zamiar wysłać kuzynom trochę słodyczy i jakieś upominki.
– Po co chcesz iść do księgarni? – spytał Ron, gdy rozdzielili się z kolegami. Mieli się spotkać za godzinę w Trzech Miotłach na piwo kremowe.
– Pomyślałem, że powoli zacznę kupować prezenty gwiazdkowe. Nie chcę dawać ważnym dla mnie osobom byle czego – wyjaśnił. – Wolę się rozejrzeć i dobrze zastanowić, co wybrać.
Ron przyznał mu rację i postanowił również skorzystać z okazji i rozejrzeć się za czymś dla Abby.
– Serio ci się podoba – powiedział Harry, uśmiechając się.
– Coraz bardziej. Jest naprawdę fajna. Taka pozytywna. – Rudzielec uśmiechnął się z rozmarzeniem. – Pisze mi o różnych, osobistych sprawach, opowiada, jak jej idzie w szkole. A tak w ogóle to, kim są cheerleaderki?
Harry zaczął się śmiać. Nie wiedział oczywiście za wiele, ale wyjaśnił przyjacielowi tyle, ile był w stanie na ten temat. Ron wydawał się zachwycony perspektywą oglądania ślicznych, wysportowanych dziewczyn i Złoty Chłopiec z trudem powstrzymywał się od komentarzy. Zastanawiał się też, co takiego mógłby podarować Mistrzowi Eliksirów. Nie wyobrażał sobie nie podarować mu czegoś. Mistrz Eliksirów walczył o niego cały czas i Harry chciał mu pokazać, że docenia jego poświęcenie.
W drodze do Trzech Mioteł przechodzili obok apteki i Harry zatrzymał się nagle.
– Moglibyśmy wejść na moment? – spytał, patrząc na Rona.
– Jasne. Brakuje ci czegoś na eliksiry?
– Nie, ale coś mi przyszło do głowy – przyznał, wchodząc do środka. Podszedł do półki, gdzie były różne słoje i probówki. Wybrał jeden z największych, okrągłych słojów, poprosił o zapakowanie go i upewnienie się, że są na nim zaklęcia zabezpieczające przed stłuczeniem, zapłacił i wyszedł.
– I co z nim zrobisz? – spytał ciekawie Ron.
– Zobaczysz. Ale najpierw muszę poprosić Neville'a o pomoc – odpowiedział. Rudzielec mruknął tylko. Weszli do Trzech Mioteł, gdzie szybko zlokalizowali resztę kolegów i dołączyli do nich przy stoliku.
– Mogę mieć do ciebie prośbę, Neville? – spytał Harry, kiedy powymieniali się uwagami na temat zakupów.
– Jasne – zapewnił go Gryfon i Harry pokazał mu okrągły słój.
– Dałbyś radę posadzić w środku jakieś magiczne roślinki? Coś jakby miniaturowy, magiczny ogród?
– Musiałbym trochę nad tym pomyśleć, ale myślę, że tak – przyznał Neville. – W ogóle to fajny pomysł. Jak na to wpadłeś?
– Gdzieś widziałem zdjęcie czegoś podobnego i zacząłem się zastanawiać, czy dałoby się zrobić magiczny odpowiednik. Chciałby go potem komuś podarować.
– Muszę poszukać, które rośliny nie urosną zbyt duże i mogą zostać posadzone obok siebie.
– Byłoby miło, gdybyś posadził tam też coś bardzo rzadkiego – poprosił Harry. – O pieniądze się nie martw.
– To będzie fajne wyzwanie – przyznał Neville, uśmiechając się.
– Znasz się na roślinach. Nie to, co ja. Ja ich kompletnie nie rozróżniam – zauważył Złoty Chłopiec. – Gdybym zabrał się za to sam, nic by pewnie z tego nie wyszło.
– Zielarstwo nie jest wcale takie trudne.
– Dla ciebie. Dla mnie to czarna magia.
– Co? – spytali jednocześnie Ron i Neville, podczas gdy Dean i Seamus zaczęli się śmiać. Po chwili wyjaśnili kolegom, że to mugolskie określenie, kiedy zupełnie czegoś nie możesz zrozumieć.
– Mugole są jednak trochę dziwni – mruknął rudzielec.
– Przypomnę ci, że lecisz na mugolkę – zauważył Seamus.
– Abby jest wyjątkiem. To fajna mugolka.
Kolejne piętnaście minut spędzili, dokuczając troszkę najmłodszemu Weasleyowi, jak zareagowałaby jego rodzina na taką znajomość. Do zamku wrócili w naprawdę doskonałych humorach. Harry naprawdę cieszył się, że jego współlokatorzy okazali się takimi wyrozumiałymi gośćmi. Nie sądził, żeby kiedykolwiek był w stanie przyznać im się do swojej próby samobójczej, ale przekonał się, że może na nich liczyć. Zostawili za sobą wszelkie nieporozumienia. Wieczorami słuchali muzyki, wymieniali się uwagami na różne tematy, dyskutowali, komentowali albo po prostu rzucali w siebie poduszkami. I to było naprawdę fajne.
,,,
Caleb radośnie szedł do Wielkiej Sali na obiad. Jego grupa skończyła właśnie lekcję eliksirów i udało mu się ponownie odpowiedzieć poprawnie na pytania profesora Slughorna. Nie przepadał za nim, ale też nie był do niego uprzedzony. Profesor za bardzo przywiązywał wagę do pochodzenia uczniów oraz ich koligacji rodzinnych. On sam był mugolakiem, który dopiero poznawał magię. Dzień, w którym poznał Harry'ego, był najlepszym w jego życiu.
Do tej pory inni uważali go za dziwnego dzieciaka z sąsiedztwa. Koledzy z podstawówki dokuczali mu, że nie ma rodziców, ale miał dziadków, na których zawsze mógł liczyć. Brakował mu jednak zrozumienia wśród rówieśników. Miał nadzieję, że gdy pójdzie do gimnazjum, sytuacja się zmieni. Znajdzie przyjaciół i będzie spędzał z nimi czas. Szybko jednak zrozumiał, że nic nie wyjdzie z jego planów.
Ich miasteczko nie było duże i w nowej szkole spotka w większości te same osoby, które znał do tej pory. W dniu, kiedy poznał Chłopca, Który Przeżył, wracał z biblioteki miejskiej. Oddał książki, które wypożyczyła jego babcia. Nie miał jednak szczęścia i w drodze powrotnej zaczepili go inni chłopcy. Uciekając przed nimi, wpadł na stary plac za opuszczonymi budynkami, nagle poczuł szarpnięcie i znalazł się na drzewie. Złapał się mocno gałęzi, próbując zrozumieć, co się stało, kiedy usłyszał, jak tamci pytają kogoś, czy go widział. Głos, który im odpowiedział, musiał należeć do kogoś starszego od nich i jego właściciel skierował ich w zupełnie inną stronę. Caleb odetchnął z ulgą, ale teraz pojawił się problem, jak ma zejść. I wtedy zdarzył się mały cud.
Poznał Harry'ego, który był taki jak on. Szybko zaczął widzieć w nim starszego brata. Polubił też profesora Snape'a, u którego mieszkał starszy chłopiec. Mistrz Eliksirów wytłumaczył wszystko jego dziadkom i dzięki temu Caleb rozpoczął najcudowniejszą przygodę w swoim życiu.
Co tydzień pisał do dziadków list, który dzięki uprzejmości Harry'ego zanosiła do nich Hedwiga. Piękna sowa śnieżna cierpliwie czekała też, aż jego babcia lub dziadek odpiszą i dopiero wtedy wracała do Hogwartu. Caleb zachodził czasem do niej do sowiarni, przynosząc jej jakiś smakołyk. Wyglądało na to, że sowa polubiła chłopca. Dzięki Harry'emu i Hedwidze nie tęsknił aż tak bardzo za domem. Zaprzyjaźnił się też z chłopcami ze swojego roku, chociaż najwięcej czasu spędzał z kolegą z ławki o imieniu Patrick. W bibliotece spotykali czasem Lunę. Rozmarzona Krukonka uśmiechała się wtedy do niego radośnie. Polubił ją i uważał jej opowieści za ciekawe, nawet jeśli nie były do końca prawdziwe.
Lubił też lekcje profesora Snape'a. Uczniowie często nie lubili go, ale Caleb wiedział od Harry'ego, że mężczyzna musi taki być różnych powodów.
– Tylko nie mów tego nikomu. On dba o swój wizerunek Naczelnego Postrachu Hogwartu – powiedział wtedy do rozbawionego chłopca i Caleb milczał.
Kilka dni wcześniej Harry był z przyjaciółmi w Hogsmead i kupił mu tam kilka fajnych rzeczy. Oczywiście słyszał rozmowę starszego chłopaka z siostrą Rona i czuł, że to nie będzie koniec kłopotów z nią. Kiedy razem z Hermioną Granger przysiadły się do nich w pociągu, od razu poczuł niechęć do obu dziewczyn. Nie potrafił nazwać tego, co wtedy poczuł, ale nie było to nic dobrego.
I najwyraźniej nie pomylił się. Już miał wchodzić do Wielkiej Sali, kiedy Patrick klepnął go w ramię.
– Patrz. Idzie Wredna Ruda – mruknął. Tak wszyscy pierwszoroczni Gryfoni nazywali Ginny Weasley. Dziewczyna nie była dla nich miła i traktowała ich jak zło konieczne. Caleba z kolei traktowała jak osobistego wroga numer jeden.
– Nie lubię jej – powiedział Caleb. – Ma złą energię wokół siebie.
– I chyba strasznie chce się umówić z Harrym. Ciągle o nim mówi.
– Mój brat się z nią nie umówi – odparł stanowczo.
Patrick popatrzył wymownie na kolegę.
– Ty serio uważasz go za brata.
– Tak mnie traktuje, więc ja jego też. Harry jest bardzo fajny. To on mi powiedział, że jestem czarodziejem, wiesz? Zawsze chciałem mieć starszego brata.
– Mnie to nie przeszkadza. To wasza sprawa, ale wiesz, że Harry jest sławny – zauważył, kiedy siadali przy stole.
– Wiem, ale on tego bardzo nie lubi. I ma rację. Sława nie jest fajna. Wszyscy się wtedy na ciebie gapią i obgadują.
– Myślisz, że Wredna Ruda chce się z nim umawiać właśnie dlatego? – spytał Patrick, sięgając po półmisek z ziemniakami.
– Bo jest sławny i bogaty? Tak – odparł Caleb. – Zobacz. Znowu próbuje – mruknął. Harry i Ron właśnie usiedli przy stole, a Ginny próbowała się wcisnąć między nich. Jej brat stanowczo kazał jej znaleźć sobie inne miejsce, a nie siadać komuś niemalże na kolanach.
– Harry powinien poskarżyć się komuś na jej zachowanie – stwierdził Patrick. – Czy jej widać majtki? – spytał nagle, kiedy dziewczyna nachyliła się bardziej. Jej krótka spódniczka nie pozostawiała wiele dla wyobraźni. – Oślepłem – jęknął chłopiec.
– Ona jest okropna – powiedziała nagle ich koleżanka z klasy o imieniu Nora. Siedząca obok niej Olivia, pokiwała głową na znak zgody. – Kiedy ostatnio ćwiczyłyśmy ruchy różdżką w pokoju wspólnym, zaczęła się z nas śmiać, a ta cała Granger poprawiać nas, mimo że jej o to nie prosiłyśmy.
– Ona jest prefektem – zauważył Patrick. – Ale rozumiem, co chcesz powiedzieć. Powinna najpierw kazać Wrednej Rudej się odwalić, a potem spytać, czy potrzebujecie pomocy.
– Caleb, może poprosiłbyś Harry'ego, żeby z nią pogadał? – zasugerowała Olivia.
– Wątpię, czy będzie chciał. Pokłócili się niedawno. Granger próbowała go chyba też pouczać. Nie wiem dokładnie, o co poszło, ale Harry był tak wkurzony, że kazał jej spadać – przyznał chłopiec.
– Czyli musimy wziąć sprawy w swoje ręce – mruknęła Nora. Patrzyła z niesmakiem, jak Ginny musiała usiąść w końcu obok Hermiony i obie dziewczyny zatopiły się w rozmowie. – Gdyby tak obie pokazały przy wszystkich, jakie są naprawdę.
– Na to nie masz raczej szans – burknęła Olivia.
– A może i znalazłby się sposób – powiedział nagle Caleb. – Nie wiem, czy udałoby się je zmusić dokładnie do tego, ale może najadłyby się trochę wstydu. Będziecie musieli mi pomóc i namówić innych z naszej klasy do pomocy.
Ginny Weasley przekona się, że dzieci potrafią się zemścić, a Hermiona Granger zrozumie, że posiadanie odznaki prefekta nie upoważnia jej do pouczania ich, jakby byli idiotami.
,,,
Severus Snape nigdy w życiu nie zdołałby przewidzieć dnia, kiedy do jego gabinetu zapuka nagle grupka pierwszorocznych Gryfonów.
– Panie Wright – odezwał się. – Może mi pan wyjaśnić, co pan i pański kolega i koleżanki robicie o tej porze pod moim gabinetem?
– Przepraszamy – powiedział Caleb. – Wiemy, że jest pan na pewno zajęty, ale potrzebujemy pańskiej pomocy.
– W takim razie powinniście iść do profesor McGonagall. To ona jest opiekunką waszego domu – zauważył.
– Ona by tego nie pochwaliła – odezwała się Nora.
– Czyli założyliście, że ja pochwalę to, o co chcecie mnie prosić? – Mistrz Eliksirów musiał przyznać, że robiło się ciekawie.
– Mógłby nas pan chociaż wysłuchać. Prosimy – powiedziała Olivia. – To naprawdę ważna sprawa.
Starszy czarodziej mruknął pod nosem i wpuścił ich do swojego gabinetu. Mieli rację. Mógł ich wysłuchać, a czy im pomoże, okaże się później.
– Słucham zatem – powiedział, zamykając za nimi drzwi.
– Mamy dość zachowania Ginny Weasley i Hermiony Granger – powiedziała Nora.
– To sprawa dla waszej opiekunki. Ja sprawuję opiekę nad Ślizgonami – przypomniał im.
– Profesor McGonagall tylko by z nimi porozmawiała, odjęła punkty i dała szlaban – zauważył Patrick. – To nie jest żadna nauczka.
– Nauczka mówi pan. A co takiego wam zrobiły?
Przez kolejne piętnaście minut Severus wysłuchał czwórki dzieciaków, które opowiadały mu, jak starsze dziewczyny traktują pierwszorocznych. Oczywiście z początku brali pod uwagę rozmowę z profesor McGonagall, ale kiedy okazało się, że jedna z ich koleżanek już to zrobiła, Wredna Ruda urządziła jej piekło. Na każdym kroku krytykowała dziewczynkę. Biedna Amy przez dobre kilka dni płakała wieczorami w poduszkę.
– Poza tym ta Wredna Ruda uwzięła się na Harry'ego – dodał rozzłoszczony Caleb. – Dlaczego ona nie może zrozumieć, że mój brat jej nie chce i nie będzie chciał? Kto w ogóle chciałby iść na randkę z kimś takim?
Na potwierdzenie jego słów reszta Gryfonów udawała, że wymiotuje. Snape postanowił zignorować to zachowanie, bo uznał, że pierwszoroczni mieli prawo czuć się oburzeni. Oczywiście wiedział o planach kontraktu małżeńskiego panny Weasley, ale nie przypuszczał, że dziewczyna narzuca się nachalnie Złotemu Chłopcu.
– Czego ode mnie oczekujecie? – spytał tylko.
– Zapytać pana, czy istnieje eliksir, który zmusiłby je do pokazania, jakie są naprawdę. Wystarczyłoby, że działał przez godzinę – powiedział Caleb.
Severus zastanowił się przez chwilę i przypomniało mu się coś. Kazał Gryfonom przyjść do jego gabinetu za dwa dni. Dzieciaki podziękowały i wyszły. Mężczyzna stał przez chwilę, patrząc za nimi, a potem sięgnął do słoika z proszkiem Fiuu i cisnął go w płomienie, mrucząc adres.
– Jesteś tam, ty zapchlony kundlu? – spytał.
– Miałeś mnie tak nie nazywać, Smarkerusie – odpowiedział po chwili Syriusz. – O co chodzi? Raczej nie zagadujesz do mnie z własnej woli.
– Rozmawiałeś już może z Arturem na temat zachowania jego córki?
– Owszem. Obiecał z nią porozmawiać, jak tylko będzie miał okazję. Dlaczego pytasz?
– Wygląda na to, że panna Weasley nie przyjmuje odmowy do wiadomości, a ponadto wyśmiewa się z pierwszorocznych. A teraz słuchaj mnie uważnie. Masz trzymać gębę na kłódkę albo osobiście cię wykastruję, gdy będziesz w psiej postaci – powiedział stanowczo. Syriusz przewrócił oczami, ale skinął głową i po raz pierwszy w życiu wysłuchał uważnie, co Snape ma mu do powiedzenia.
---
Rozdział miał być jutro, ale tak wyszło, że jednak pojawił się dziś^^ Ponieważ rok się kończy, życzę wam wszystkim, żeby kolejny był lepszy niż ten, który już prawie za nami.
A teraz zdradźcie swoje plany na Sylwestra. Ja zapewnewykorzystam noc na pisanie czegoś^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top