Rozdział 30
Rozdział 30
Do dormitorium Harry wślizgnął się, zanim którykolwiek z jego współlokatorów się obudził. A przynajmniej tak mu się wydawało.
– W końcu jesteś – mruknął cicho Ron, opierając się na łokciu. – Spałeś tam?
– Nie strasz mnie tak – powiedział Harry, przykładając dłoń do piersi. Jego serce waliło jak szalone.
– Przepraszam. Więc?
– Zasnąłem na kanapie – mruknął Harry. W końcu nie mógł się tak po prostu przyznać, że po trudnej rozmowie spędził dość upojne chwile, leżąc w wannie ze swoim profesorem, a potem zasnął w jego łóżku, wtulając się w większe ciało.
– Nie mnie to oceniać, ale chyba zaczął cię tolerować – przyznał rudzielec, siadając zaspany na łóżku.
– Chyba możesz to tak określić – zgodził się i rozejrzał uważnie po sypialni. – Ubierz się. Mamy sporo do omówienia i od razu ci mówię, że ci się to nie spodoba. Ja zaliczyłem wczoraj atak paniki.
– Merlinie, stary... Zaczynam się bać. – Ron szybko złapał jakieś ciuchy i zniknął w łazience. Ogarnął się w rekordowym, jak na niego czasie i był gotowy do wyjścia.
Obaj chłopcy wymknęli się z wieży, zgarnęli coś do jedzenia z kuchni, gdzie dziesięć minut zajęło im tradycyjne uspokajanie Zgredka i zaszyli się w pustej klasie.
– Mów – powiedział rudzielec, kiedy zjedli.
I Harry powiedział mu wszystko. O podsłuchanej rozmowie, o horkruksach, o tym, że prawdopodobnie sam jest jednym z nich i o planowanej wizycie na Grimmauld Place. Kiedy skończył, rudzielec siedział przez chwilę, nie poruszając się, ani nic nie mówiąc. Złoty Chłopiec patrzył na przyjaciela z rosnącym niepokojem.
– Ron? – odezwał się w końcu niepewnie.
– Na gacie Merlina! To jest... Nawet nie wiem, co powiedzieć – przyznał, kiedy pierwszy szok minął. – To jest przerażające!
– Mnie to mówisz? – mruknął Harry, wzdychając głośno. – Moje życie jest po prostu popieprzone. Co mi się wydaje, że udało mi się rozwiązać jakiś problem, to trafi się następny. Ja już naprawdę nie mam na to siły. Zaczynam żałować, że wtedy mi się nie udało wszystkiego zakończyć.
– Przestań! Nawet tak nie mów! – skarcił go stanowczo rudzielec. Wziął kilka głębokich oddechów. – Dobra. Już jestem spokojny, a ty nie waż się nawet myśleć ponownie o zrobieniu sobie krzywdy, bo sam cię uszkodzę. Nie, wróć! Źle to zabrzmiało, ale masz o tym nie myśleć!
– Trochę ciężko o tym nie myśleć, jeśli wszystko wokół cię przytłacza.
Ron taktownie powstrzymał się od komentarza.
– Dobra. Szybka analiza sytuacji – stwierdził. – Priorytetem jest dowiedzieć się, ile jest tych całych horkruksów, jak je zniszczyć i jak pozbyć się tego, który jest w tobie. Snape zabierze cię do kwatery zakonu, gdzie spróbujecie coś znaleźć. To wszystko czy jest coś jeszcze?
– Jest coś jeszcze – powiedział Harry powoli.
– Miejmy to za sobą – zdecydował Ron i dał mu znak, żeby mówił dalej.
– Chodzi o Malfoya.
– O FRETKĘ?! – krzyknął rudzielec. – Już jestem cicho – zapewnił, widząc spojrzenie przyjaciela. – Co z nim?
– Będziemy musieli z nim współpracować – powiedział Harry i zanim przyjaciel zaczął protestować, wtajemniczył go w plan. W miarę jak wszystko stawało się jaśniejsze, Ron uspokajał się, a jego mina świadczyła o tym, że intensywnie myśli.
– Rozumiem. Musimy być kilka kroków przed wszystkimi. Mogę się poświęcić i współpracować z fretką, ale nie polubię go.
– Nie każę ci go lubić, Ron. Zależy mi na tym, żeby pozbyć się problemu w postaci psychopaty, który gdzieś tam planuje mnie zabić.
Najmłodszy z braci Weasley milczał przez chwilę, a potem pokiwał głową.
– Dobra. Ja się zajmę fretką. Jeśli ma zrobić to, co mówisz, to przyda mi się wiedza, którą nabyłem, mając takich braci jak Fred i George. To mi brzmi, jak coś, co sami mogliby stworzyć. Spróbuję ich podpytać o kilka rzeczy.
– Dzięki. – Harry uśmiechnął się do niego. Nadszedł czas na kolejny krok.
,,,
Pierwsza lekcja z Dumbledorem wyglądała tak, jak Harry się tego spodziewał. Severus miał rację, że powinien był się na nie zgodzić, bo to rzuciło światło na kilka kwestii. Dyrektor też nieświadomie podpowiedział mu coś.
Młody Tom Riddle uwielbiał wszystko, co mogło mieć dla niego jakąś wartość. Zbierał trofea, na pamiątkę swoich czynów. Harry nie mógł uwierzyć, że ktoś z takimi ambicjami i inteligencją, mógł skończyć jako Czarny Pan. Z drugiej jednak strony, kiedy przeanalizował ponownie to, co zobaczył, doszedł do wniosku, że nie powinien być aż tak zaskoczony. Młody Voldemort był indywidualistą, który nie wierzył w relacje międzyludzkie, ale lubił podporządkowywać sobie innych. Wiedział, że będzie musiał porozmawiać na ten temat ze Snapem, jak tylko się uspokoi.
Kiedy już miał wychodzić z gabinetu, dyrektor spytał go, jak sobie radzi.
– Z całym szacunkiem, ale to nie jest pańska sprawa – powiedział zimno.
– Nie uszło mojej uwadze, że mało czasu spędzasz z panną Granger – ciągnął dyrektor, a Harry mocno zaciskał zęby, żeby nie powiedzieć mu kilku dosadniejszych słów.
– To nie jest pańska sprawa – powtórzył.
– Nie możesz mieć do mnie pretensji, że martwię się o ciebie, Harry.
– Naprawdę? – spytał chłopak. – W zeszłym roku miałem wrażenie, że mnie pan przekreślił. I wie pan co? Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek ingerował w moje prywatne życie. Voldemort to jedna sprawa, ale moje życie to druga. Mam nadzieję, że tyle jest pan w stanie zrozumieć.
Dyrektor milczał przez chwilę, przyglądając mu się. Harry miał wrażenie, że poczuł lekki nacisk w swoim umyśle i popatrzył na starego czarodzieja w szoku. Wstał natychmiast.
– Nie mamy o czym rozmawiać! – warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami, zanim Dumbledore zareagował. Nie mógł uwierzyć, że próbował zajrzeć w jego myśli i zaczął się zastanawiać, czy robił to, gdy Harry był młodszy. W tej chwili nie byłby zaskoczony, gdyby tak było.
Kiedy przekroczył próg Hogwartu, nie miał pojęcia o magii. Nie wiedział, że istnieje coś takiego jak sztuka czytania myśli i obrona umysłu. A teraz zorientował się, że jego niewiedza mogła zostać wykorzystana przeciwko niemu.
Zbiegł szybko po schodach i wypadł na korytarz. Czuł ucisk w klatce piersiowej świadczący o tym, że jest bliski ataku paniki. Musiał znaleźć jakieś miejsce, żeby usiąść i się uspokoić. Biegł kompletnie na oślep i nie zauważył nawet osoby, która szła z naprzeciwka. Odbił się od niej, upadając na posadzkę.
– Potter! – usłyszał wściekły głos. Z trudem rozpoznał głos Draco Malfoya. – Patrz, jak łazisz. Potter?
Blondyn popatrzył na chłopaka niepewnie, kiedy nie dostał od niego żadnej odpowiedzi. Od razu zauważył, że Złoty Chłopiec Gryffindoru jest nienaturalnie blady i z trudem zaczyna łapać oddech.
– Potter! Co z tobą? – spytał. Nie był dobry w udzielaniu komukolwiek pomocy. Nigdy nikomu się do tego nie przyznał, ale kiedy był mały, robiło mu się słabo na widok choćby kropli krwi. Jeden raz widział, jak Czarny Pan kogoś torturuje i z trudem powstrzymał wtedy torsje, a po powrocie do domu spędził dobre dwie godziny w toalecie, opróżniając własny żołądek.
Potter w ogóle nie reagował na jego słowa, jakby był w ogromnym szoku.
– Na litość Merlina – jęknął blondyn i zrobił coś, co zupełnie do niego nie pasowało. Wykorzystał sytuację, że nikogo więcej nie było na korytarzu, szarpnięciem postawił chłopaka na nogi i pociągnął za sobą. Do skrzydła szpitalnego było za daleko, a Potter miał coraz większe problemy z oddychaniem. Nie widząc innego wyjścia, kilka chwil później pukał już stanowczo do gabinetu Snape'a.
– Draco? – spytał zaskoczony opiekun Ślizgonów, kiedy otworzył drzwi. – Cóż takiego się stało, że...
– Z Potterem jest coś nie tak – przerwał mu blondyn, wskazując na Gryfona, który nie reagował na nic i trząsł się.
Severus zareagował błyskawicznie. Złapał chłopca, posadził na fotelu i przytknął mu do ust jakąś fiolkę, zmuszać do przełknięcia zawartości. Po chwili oddech Harry'ego zaczął się uspokajać i jego powieki opadły.
– Co mu jest? – spytał blondyn, patrząc, jak Mistrz Eliksirów transmutuje dywanik przed kominkiem w materac, na którym położył nieprzytomnego chłopca.
– Atak paniki – wyjaśnił. – Eliksir uspokoił go na tyle, że odpłynął. Dlaczego nie zabrałeś go do Pomfrey?
– Zderzył się ze mną. Chyba w ogóle nie patrzył, gdzie biegnie. Nagle zaczął mieć problem z oddychaniem. Tutaj było bliżej niż do skrzydła szpitalnego.
Severus mruknął i skinął głową. Kiedy Harry się obudzi, będzie musiał mu wyjaśnić, co wywołało u niego taki stan. Jednak nagle płomienie w jego kominku stały się zielone i dał znak Draco, żeby był cicho.
– Severusie, chciałbym z tobą porozmawiać – dało się słyszeć głos dyrektora.
– Oczywiście. Już idę – powiedział Mistrz Eliksirów i cicho polecił blondynowi, żeby został z Potterem, a sam przeniósł się do gabinetu dyrektora. Najchętniej zablokowałby i ten kominek, ale nie mógł tego zrobić. To byłoby zbyt podejrzane. – Dyrektorze?
– Usiądź Severusie. Obawiam się, że mamy poważny problem. – Mistrz Eliksirów zajął jeden z foteli i patrzył wyczekująco. Coś podpowiadało mu, że to może mieć związek z Harrym. – Miałem dziś pierwszą lekcję z Harrym.
– Czyli posłucham relacji – stwierdził beznamiętnie Severus. – Co poszło nie tak?
– Dlaczego myślisz, że coś poszło nie tak?
– Bo wtedy nie byłoby mnie tutaj.
Dumbledore westchnął głośno.
– Kiedy obejrzeliście wspomnienie i porozmawialiśmy o nim, spytałem go o jego relację z panną Granger.
– Albusie! – syknął Snape. – Mówiłem ci, że rozchwiane hormonalnie nastolatki nie lubią takich pytań. Spędziłem z tym chłopakiem dwa miesiące i wiem, co mu siedzi w głowie. Jeśli pokłócił się z Granger, to w końcu się też z nią pogodzi. Zawsze tak było.
– Może i masz rację, ale kiedy powiedział mi, że to nie jest moja sprawa, przestraszyłem się, że stało się coś poważnego.
Severus w sekundę zrozumiał, co zrobił dyrektor. Próbował zajrzeć do umysłu Harry'ego, a chłopak to wyczuł.
– Próbowałeś mu zajrzeć do głowy – powiedział gniewnie Mistrz Eliksirów. – Na brodę Merlina! Mówiłem ci, żebyś tego nie próbował wtrącać się w jego sprawy, bo chłopak cię znienawidzi! Nie posłuchałeś mnie oczywiście! Uczyłem tego bachora oklumencji i on wie już, kiedy ktoś próbuje naruszyć jego prywatność! Co ty chciałeś osiągnąć?!
– Harry nie chce ze mną rozmawiać. Jak inaczej mam się dowiedzieć, co się z nim dzieje? – argumentował dyrektor.
– Sam jesteś winny tej sytuacji! Spróbuję jakimś cudem naprawić to, co zepsułeś, ale nigdy więcej nie próbuj mu wchodzić do głowy. Już wystarczająco mieszasz mu w życiu.
– Mówisz, jakby ci na nim zależało.
– Zależy mi na uwolnieniu się od Czarnego Pana – warknął Severus. – A ty robisz wszystko, żeby jedyna szansa czarodziejskiego świata odwróciła się od nas.
– Robię, co muszę dla większego dobra. Myślisz, że łatwo mi przychodzi życie ze świadomością, że muszę poświęcić syna Lily i Jamesa?
– Obaj dobrze wiemy, że poświęciłbyś każdego dla własnych celów. I nie próbuj kłamać. Twoje metody działania się nie zmieniły. Ja wiem, czym ryzykuję, będąc szpiegiem, ale chłopak jest całkiem nieświadomy. Do czasu. Jestem pewien, że w końcu zrozumie, czego od niego oczekujesz, a wtedy nie będziesz w stanie niczego zmienić.
Po tych słowach Mistrz Eliksirów wrzucił do kominka trochę proszku Fiuu i wrócił do swojego gabinetu. Widząc, że Harry nadal śpi, podziękował Draco za pomoc i odesłał go do dormitorium.
,,,
Rozmowa z Harrym nie należała do łatwych. Złoty Chłopiec po obudzeniu się był tak wściekły na dyrektora, że nie chciał go nigdy więcej widzieć na oczy. Severus z trudem przekonał go, że muszą doprowadzić sprawę do końca i potrzebują informacji, które posiadał Dumbledore.
Gryfon nie był przekonany co do tego, ale zacisnął zęby i skinął głową.
– Poproś pana Weasleya, żeby krył cię w sobotę od rana. Przeniesiemy się na Grimmauld Place – poinformował go jeszcze.
Harry'emu udało dyskretnie poprosić Rona o pomoc. Oczywiście rudzielec zapewnił, że mógłby udać się do kwatery zakonu razem z nim. Złoty Chłopiec pokręcił głową, tłumacząc mu, że to mogłoby wzbudzić zbyt wiele podejrzeń, bo działają w końcu pod nosem dyrektora.
– Ale możesz spróbować rozmowy z Malfoyem – zasugerował Harry.
– O ile się nie pozabijamy – mruknął Ron, ale zgodził się chociaż spróbować.
W sobotę rano Harry wymknął się więc z wieży pod peleryną. Ustalili ze Snapem, że zdejmie ją dopiero za bramą szkoły, skąd aportują się do Londynu.
– Nienawidzę aportacji – mruknął Harry, kiedy dotarli na miejsce. Miał wrażenie, że wszystko w jego żołądku wiruje.
Starając się nie hałasować, weszli do domu Syriusza. Severus zamknął za nimi drzwi, upewniając się, że są bezpieczni. Wprawdzie lokalizacja kwatery głównej zakonu była znana tylko nielicznym, ale zawsze pozostawał ten niewielki procent na wątpliwości.
Przechodzili właśnie obok portretu matki Syriusza, kiedy mężczyzna wyłonił się z kuchni, słysząc zapewne ich kroki. Stanął zaskoczony na widok chrześniaka.
– Cześć Syriuszu – powiedział powoli chłopiec.
– Harry? Co ty tu robisz, szczeniaczku? – spytał.
Harry, słysząc go, odetchnął z ulgą. Syriusz mówił tak do niego, kiedy się poznali na jego trzecim roku. To znowu był jego ojciec chrzestny, a nie były więzień Azkabanu z problemami mentalnymi. Uśmiechnął się lekko, podszedł ostrożnie bliżej i objął Syriusza w pasie. Animag najpierw nie był pewien, co powinien zrobić, ale po chwili objął Harry'ego mocno.
– Tak strasznie cię przepraszam, Harry – mówił. – Ja nie byłem sobą. Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy.
– Wiem. Już dobrze – zapewnił go Harry. Nadal zachowywał ostrożność, ale widział poprawę w psychice ojca chrzestnego.
– Jakkolwiek ta scena jest wzruszająca – odezwał się w końcu Mistrz Eliksirów. – Tak nie mamy całego dnia.
– Zamknij się, ty... – zaczął animag, ale Harry szybko go uciszył.
– Przestań – polecił stanowczo. – Profesor Snape mi pomaga, czy ci się to podoba, czy nie. Jesteśmy tu w konkretnej sprawie i potrzebujemy twojej pomocy.
– Był jakiś atak? Ktoś został ranny? – spytał Syriusz.
– Lepiej zrób mocnej kawy, Black – odparł Severus. – I dolej do niej czegoś, bo nie spodoba ci się to, co usłyszysz.
,,,
– Rozszczepienie duszy?! – spytał Syriusz.
Siedzieli we trójkę w kuchni. Harry popijał herbatę, a dwójka starszych czarodziejów kawę z dodatkiem czegoś mocniejszego. W miarę, jak Severus wyjaśniał sytuację Syriuszowi, ten bez słowa wyjął z szafki butelkę ognistej whisky. Mistrz Eliksirów zataił jednak fakt, że Harry może być także horkruksem.
– Czyli dopóki nie dowiemy się, ile ich jest, ani jak je zniszczyć, on zawsze będzie miał szanse na powrót. Cudownie – mruknął animag.
– Dlatego poprosiłem profesora, żeby mnie tu przyprowadził. Może w którejś z ksiąg z biblioteki Blacków znajdziemy jakąś podpowiedź – powiedział Harry.
– Dlaczego Dumbledore się tym nie zajmie?
– Bo dyrektor nie wie, że tu jesteśmy – odpowiedział Snape. – Zanim coś powiesz, Black, uprzedzę cię. Twój chrześniak nie chce mieć nic wspólnego z dyrektorem.
– Dumbledore za bardzo namotał w moim życiu, Syriuszu – powiedział Harry wprost. – Zataił przede mną zbyt wiele istotnych rzeczy i nadal to robi. Tobie przecież też nie pomógł. Powinien był załatwić ci uczciwy proces. Od razu okazałoby się, że jesteś niewinny. Dlaczego tego nie zrobił?
Syriusz milczał dłuższą chwilę, jakby zastanawiał się nad słowami chłopca.
– Nie wiem – powiedział w końcu.
– No właśnie – mruknął Harry. – Ja mu nie ufam i nie sądzę, żeby to kiedykolwiek miało się zmienić. Stanę do walki, ale na własnych zasadach.
– Jednak staniesz przeciwko niemu? – spytał Black. – Pamiętam, że kiedyś nie chciałeś tego.
– Mogę tego nie chcieć, ale nie mam wyjścia. Dopóki Voldemort żyje, zawsze będzie istniało zagrożenie. Nie chcę spędzić całego życia, bojąc się. Jest kilka rzeczy, które chciałbym zrealizować, a nie zrobię tego, mając psychopatę na karku.
Syriusz w milczeniu pokiwał głową.
– Dobrze. Czego dokładnie mam szukać? – spytał.
Harry wziął głęboki oddech i powiedział mu o ukrytym pomieszczeniu, które znalazł za szafą w pokoju Regulusa.
– Wątpię, żeby Reg o nim wiedział – powiedział Syriusz, kiedy wchodzili do pokoju jego brata. – Gdyby odkrył taką tajemnicę, powiedziałby mi o tym.
– Byłem pewien, że rozmowy ze Śmierciożercami są poniżej twojego poziomu, Black – powiedział Severus. Obserwował, jak Harry otwiera szafę, wyrzuca jej zawartość i mocno naciska tylną ścianę.
Przejście otworzyło się z cichym skrzypnięciem. Profesor szybko przyblokował je zaklęciem i weszli do ukrytej komnaty. Syriusz rozejrzał się wokół.
– Reg na pewno o tym nie wiedział. Nie potrafiłby ukryć ekscytacji, gdyby znalazł takie miejsce. Myślę, że nawet moi rodzice nie mieli o nim pojęcia – przyznał, podchodząc do regału z księgami. Wymruczał kilka zaklęć, a księgi otoczyły poświaty w różnych kolorach.
– Co to znaczy? – spytał Harry.
– Te, które świecą na zielono są bezpieczne. Nie ma na nich klątw – wyjaśnił animag. – Te czerwone mają na sobie zaklęcia ochronne lub wymagają znajomości hasła. Od tych czarnych trzymaj się z daleka. Mają na sobie paskudne klątwy znane tylko rodowi Blacków.
– Zatem możesz je zdjąć? – spytał Severus.
– Zajmie mi to trochę czasu, ale myślę, że tak – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Nie myśleliście o pogodzeniu się? – spytał Harry, zdejmując z półki jedną z ksiąg, które były bezpieczne. – No co?
Obaj czarodzieje patrzyli na niego, jakby wyrosła mu co najmniej druga głowa.
– Nie ma mowy! – powiedzieli jednocześnie, a Harry wywrócił oczami.
– No dobra. Na czas wojny. Potem możecie znowu wrócić do waszych słownych utarczek, klątw i ogólnego zwalczania się wzajemnie.
– Potter! To, że ci pomagam, jeszcze nie znaczy, że pogodzę się z tym kundlem – warknął Snape, ale Harry patrzył tylko na nich niewzruszony.
– Harry! Chyba nie oczekujesz, że ja się pogodzę z tym... z tym... – zapowietrzył się Syriusz.
– No to nie wiem. Zróbcie sobie pojedynek, dajcie sobie po mordach, potem wypijcie razem na zgodę. To takie trudne? – spytał chłopiec.
– TAK! – usłyszał dwa podniesione z oburzenia głosy. Machnął więc ręką i skupił się na przeglądaniu starej księgi. Syriusz zajął się usuwaniem klątw i zaklęć, a Severus rozejrzał się po komnacie. Kiedy wyjrzał przez okno, zauważył kamienny taras ze znakami. Zmarszczył brwi. To był krąg przeznaczony do rytuałów krwi. Różnych rzeczy mógł się spodziewać, ale nie sądził, że kiedykolwiek będzie mógł ujrzeć jeden z nich.
Kręgi do rytuałów krwi zostały zniszczone lub zapieczętowane zaklęciami kilka wieków wcześniej, gdy zaczęto je wykorzystywać w niegodny sposób. Ten wyglądał na jeden z najstarszych i możliwe, że stworzono go, zanim jeszcze zbudowano miasto. Niektórzy wierzyli, że stworzyli je rzymscy czarodzieje, którzy pomagali wojskom w najazdach na Wielką Brytanię. Ta teoria nigdy nie została potwierdzona, chociaż miała wielu zwolenników wśród pasjonatów magicznej historii.
– Masz tu ciekawy obiekt, Black – skomentował tylko Mistrz Eliksirów.
Animag zbladł wyraźnie, kiedy zrozumiał, na co patrzy. Obaj mężczyźni stali przez chwilę w całkowitej ciszy, wpatrując się w krąg za oknem. To był moment, w którym pomiędzy nimi nastąpiło ciche porozumienie. Obaj wiedzieli, do czego można było go wykorzystać. Gdyby Voldemort się o nim dowiedział, cała czarodziejska społeczność mogłaby przestać istnieć. Krąg mógł się jednak okazać także wybawieniem. Pozostało pytanie, czy będą umieć z niego skorzystać.
---
Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień mija wam bardzo miło ^^ Obiecałam kiedyś, że opublikuję coś, co nie jest fanfickiem. I oto jest. Zapraszam was na mój profil, gdzie znajdziecie pierwszy rozdział opowieści „Głosy z gór". Czy przypadnie wam do gustu, pozostawiam do waszej oceny. Bawcie się dobrze^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top