Rozdział 3
Dziękuję wam za wszystkie motywujące komentarze i gwiazdki. Mam do was pytanie. Czy chcielibyście przeczytać coś mojego autorstwa, jeśli nie byłby to ficzek? :3 Dajcie mi znać, co myślicie. A tymczasem miłego czytania.
Rozdział 3
Harry dopiero od jakichś dwóch minut siedział w gabinecie psychologa, a już miał szczerą ochotę z niego wyjść. Czuł się, jak na przesłuchaniu, które miało miejsce tego lata. Zabawne, że uratował wtedy swojego kuzyna, a jedyne podziękowanie, jakie dostał, to uwięzienie w domu i brak jakichkolwiek wiadomości od jego tak zwanych przyjaciół.
– Powiesz mi coś o sobie? – spytał psycholog. Wyglądał przyjaźnie, ale Harry z natury nie ufał dorosłym. Zlustrował go wzrokiem.
Mężczyzna siedzący przed nim miał około czterdziestu lat, jasne włosy i niebieskie oczy. Przed sobą miał notatnik, w którym najwyraźniej miał zamiar coś notować. Ubrany był jak przeciętny mugol.
– Co niby miałbym powiedzieć? – spytał Harry.
– Co chcesz. Możesz mi powiedzieć wszystko, czego nie jesteś w stanie powiedzieć innym. Nic co powiesz, nie opuści tego gabinetu – zapewnił go psycholog. – Zacznijmy od tego jak ci na imię.
Harry prychnął w odpowiedzi. Już nie raz słyszał coś takiego.
– Harry – mruknął.
– Nie ufasz dorosłym, prawda Harry?
– Nie mam powodu, żeby im ufać – powiedział zgodnie z prawdą.
– Zawiedli twoje zaufanie?
Harry tylko skinął głową.
– A twoi rodzice? Im też nie ufasz?
– Moi rodzice nie żyją. Zginęli, kiedy miałem niewiele ponad rok – mruknął Harry.
– A ten mężczyzna, który cię przyprowadził? To twój krewny?
Harry pokręcił głową.
– Nauczyciel z mojej szkoły. Jako jedyny zauważył, że coś jest nie tak. To szkoła z internatem. Moim krewnym to pasuje, bo nie widują mnie praktycznie cały rok. Najchętniej by się mnie pozbyli na dobre – powiedział, wzruszając ramionami. Sam nie wiedział, czemu nagle zaczął rozmawiać z psychologiem. Może dlatego, że mężczyzna w ogóle go nie znał. Nie był w temacie i nie miał pojęcia, kim był ani jak wyglądało jego życie.
– To normalne, że nastolatki często nie dogadują się z opiekunami – zapewnił go psycholog.
– Tu nie o to chodzi – mruknął Harry.
– Więc może opowiesz, skąd wziął się ten konflikt?
Harry westchnął i patrzył przez chwilę w sufit.
– Myślę... Myślę, że to się zaczęło, zanim się urodziłem. Słyszałem, że moja mama była bardzo zdolna, a ciotka jej tego zazdrościła – powiedział, przypominając sobie rozmowę ze Snapem. – Kiedy mama zginęła, ciotka się mną zajęła. Z przymusu. Okazało się, że odziedziczyłem zdolności po mamie. Chyba ciotka przypomniała sobie to wszystko. Że nie była tak zdolna – przyznał. Nie mógł w końcu powiedzieć, że jego ciotka spalała się z zazdrości, że jej siostra była czarownicą.
– Zazdrość to dziwne uczucie. U jednych napędza gniew, a innym pomaga osiągnąć cel. Czasem wywołuje frustrację, z którą niektórzy nie potrafią sobie poradzić w pozytywny sposób. W rezultacie swoje negatywne emocje kierują na innych – wyjaśnił psycholog.
– Gdybym mógł, nie mieszkałbym z nimi. Ale nie mam gdzie iść – mruknął cicho Harry. – Mój ojciec chrzestny nie nadaje się na opiekuna.
– Masz ojca chrzestnego? To miłe.
Harry pokręcił głową.
– Wcale nie. Do niedawna w ogóle się mną nie interesował. Jest jak duże dziecko. Mój tata był jego najlepszym przyjacielem i bardzo przeżył jego śmierć. A ponieważ jestem bardzo podobny do ojca, zdarza mu się nazwać mnie jego imieniem. Wtedy dociera do mnie, że nigdy nie będzie we mnie widział swojego chrześniaka, tylko swojego przyjaciela.
– Było ci przykro, kiedy zwrócił się do ciebie innym imieniem?
– Oczywiście, że było mi przykro! – zapewnił Harry.
– Dlaczego mu o tym nie powiedziałeś?
Harry zamilkł na chwilę. W sumie, dlaczego nie powiedział? Czy był jakiś ważny powód, że nie zwrócił mu na to uwagi?
– Nie potrafiłem – powiedział w końcu. – Nie chciałem, żeby było mu przykro.
– Ale tobie było.
Harry powoli skinął głową.
– Zamykasz swoje uczucia w sobie. Tak nie można, Harry. Robisz sobie krzywdę. W którymś momencie to wszystko w tobie wybuchnie.
– Nikogo nie obchodzi, jak się czuję.
– Twojego nauczyciela chyba obchodzi, skoro cię tu przyprowadził.
– Raczej nie chce mnie mieć na sumieniu. Co by to była za opinia dla szkoły, gdyby inni dowiedzieli się, że szkoła nic nie zrobiła w moim przypadku – mruknął nastolatek.
– Mówiłeś komuś o tym, że nie jest ci dobrze u krewnych?
– To nie jest tak, że mnie biją czy coś. Ale też nie są zadowoleni, że u nich mieszkam i ciągle mi to okazują.
– Znęcanie się nie zawsze oznacza bicie – zauważył psycholog. – Czy ciotka albo wuj kiedykolwiek cię przytulili? Albo pochwalili? Na przykład, że się dobrze uczysz?
– Nie. Nigdy – przyznał Harry. – Raz zrobiłem laurkę dla ciotki. Nawet na nią nie spojrzała, tylko od razu wyrzuciła do kosza. Od tamtego czasu nie starałem się więcej. Bo po co? Mój kuzyn zawsze był tym dobrym, a ja tym złym. Po co miałem próbować, jeśli wiedziałem, że to nic nie da?
– Jakbyś opisał każdego z twoich krewnych? – spytał mężczyzna.
– Wuj jest surowy. Interesuje go, tylko żeby zrobić dobre wrażenie na innych, awansować w pracy. Ciotka uwielbia plotki i zawsze chce pokazać, że jest lepsza od innych. I obydwoje ubóstwiają mojego kuzyna. Rozpieszczali go od zawsze. On nic nie musiał nigdy robić. Jest gruby, wielki i uwielbia dokuczać innym. Dopóki był w stanie biegać, byłem jego ulubionym workiem treningowym.
– Nie lubicie się.
– Ciężko, żebyśmy się lubili, jeśli wuj i ciotka dawali mu taki przykład – zauważył Harry. – Wszystkie rzeczy, które mam są po moim kuzynie, więc moje ubrania często wyglądają jak stare worki. Nowe rzeczy dostałem, dopiero kiedy poszedłem do mojej szkoły. Tam mam spokój. I zarazem nie mam spokoju.
– Co masz na myśli?
Harry znowu zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć.
– Moi rodzice też chodzili do tej szkoły, więc nauczyciele ich pamiętają. I oczekują, że będą miał takie wyniki, jak oni. Nie rozumieją, jaką presję na mnie wywierają. A moi przyjaciele nie potrafią zrozumieć, że mam większe problemy niż wyniki w nauce czy gra w szkolnej drużynie sportowej. Nie umiem być tak beztroskim nastolatkiem, jak inni. Nie, kiedy wszyscy czegoś ode mnie chcą. I pewnie dlatego nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.
– Masz piętnaście lat – powiedział psycholog. Pamiętał to z ankiety o chłopcu. – Żyjesz pod dużą presją. Nie ufasz dorosłym, którzy cię zawiedli. Nie ufasz też przyjaciołom, bo cię nie rozumieją. To nie jest twoja wina Harry.
Chłopak podniósł głowę. Pierwszy raz ktoś powiedział mu, że cała ta sytuacja nie jest jego winą. Że nie zrobił nic złego. U Dursleyów zawsze czuł się niechciany. Nie wiedział, co znaczyło być kochanym. Miłość jego matki, o której mówił mu Dumbledore, była dla niego czystą abstrakcją. Nie wiedział, jak odczuwa się takie uczucie, ani jak się je okazuje. Może dlatego miał takie problemy z zaufaniem? Bo nie okazywano mu zbyt wielu pozytywnych uczuć.
Psycholog, jakby czytając w jego myślach, powiedział:
– Skrzywdzono cię. Nie wstydź się, mówić tego głośno. Nie nauczono cię ufać innym. Popracujemy nad tym. To będzie pierwszy krok.
– Nie wiem, czy warto ufać innym – przyznał szczerze Harry.
– Nie da się ufać wszystkim. Najlepiej jest wybrać osobę, której chcemy zaufać. Najpierw trzeba ją poznać, ocenić, czy zasługuje na nasze zaufanie. Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ta osoba mogłaby zrobić ci krzywdę. Zastanów się, czy jest ktoś, przy kim czujesz się bezpiecznie.
Złoty Chłopiec po chwili skinął głową i przyznał, że w jakiś sposób chyba ufa profesorowi, który na niego czekał. Nie przepadał za nim, ale czuł się przy nim dość bezpiecznie.
– Myślisz, że czemu możesz mu zaufać? – podjął znowu psycholog. – Bo jest twoim nauczycielem?
– Bo znał moją mamę. Jeśli ona mu ufała, to znaczy, że chyba nie mam się czego obawiać z jego strony.
Snape był kimś, kto znał Lily Evans, zanim rozpoczęła naukę w Hogwarcie. Jego mama na pewno nie zadawałaby się z kimś, kto by na to nie zasłużył. Na pewno nie zrobiłaby czegoś takiego. Czasem czuł się, jakby jego mama nadal była obok niego. Wiedział, że to niemożliwe, ale jako dziecko lubił wyobrażać sobie, że któregoś dnia ktoś po niego przyjdzie. I będzie tylko jego. Ale tak się nie stało. Marzenie w dalszym ciągu pozostało marzeniem.
– Jest też w tobie wiele gniewu – usłyszał Harry i ponownie skupił się na tym, co mówił mężczyzna. – I żalu.
Harry zaśmiał się krótko, ale nie był to wesoły śmiech.
– Tak. A wie pan dlaczego? Bo niektórzy myślą, że będę chciał się zemścić za śmierć rodziców i zabić gościa, który ich zamordował. Chcą zrobić ze mnie mordercę. Rozumie pan?
– Nikt nie ma prawa wymagać od kogokolwiek, żeby zabił. A już na pewno, żeby dziecko, takie jak ty zniszczyło sobie w ten sposób życie.
– Niektórzy tego nie rozumieją. Próbują mi wmówić, że to mój obowiązek – powiedział markotnie.
– Posłuchaj mnie uważnie. Powtórzę jeszcze raz, to co mówiłem. Nikt nie ma prawa dyktować ci czegoś takiego. To twoje życie. Ty decydujesz o swoich czynach. Inni ludzie mogą ci sugerować pewne rzeczy, ale to ty podejmujesz decyzję.
Harry popatrzył na niego sceptycznie.
– Mam piętnaście lat. Inni uważają, że lepiej wiedzą, co jest dla mnie dobre – powiedział.
– Uważasz, że to, co ci mówią, jest dla ciebie dobre? – spytał psycholog.
Harry zastanowił się przez chwilę.
– Nie – powiedział w końcu. – To, co mi mówią, nie jest dla mnie dobre.
– Więc nie słuchaj ich. Zacznij myśleć nad tym, co słyszysz. Kiedy nie jesteś pewien, czy to, co słyszysz, jest właściwe, najprościej rozważyć wszystkie za i przeciw. To najprostsza metoda. Jeśli oni powiedzą tak, wyjaśnij im dlaczego ty mówisz nie. Jeśli twój ojciec chrzestny znowu nazwie cię cudzym imieniem, powiedz mu, że to nie jest twoje imię i nie życzysz sobie używania go względem ciebie.
– Poczuje się zraniony – powiedział Harry.
– To prawda. Ale zastanów się, jaki jest sens w twoim cierpieniu? Chcesz, żeby inni byli szczęśliwi, kiedy ty nie jesteś? Chcesz udawać całe życie, czy naprawdę znaleźć swoje szczęście?
– Nie wiem, czy potrafię...
– Szczęście buduje się samemu. Składają się na nie drobne rzeczy i sytuacje. Będziemy powoli uczyć cię, jak je dostrzegać i zbierać. Jak cegiełki, z których buduje się dom – zapewnił go. – Pozwolisz, żebym ci pomógł?
– Nie mam nic do stracenia.
,,,
Po wyjściu z gabinetu Harry usiadł na krześle na korytarzu, a psycholog poprosił na chwilę do siebie Severusa.
– Poczekaj tu – polecił Harry'emu profesor. – Zaraz wrócę.
Chłopiec skinął głową.
– Proszę usiąść – powiedział psycholog ,wskazując mu krzesło. – Harry powiedział mi, że jest pan jego nauczycielem ze szkoły. Powiedział też, że to pan zauważył, że dzieje się z nim coś złego.
– Tak wyszło – odparł krótko Severus.
– Nie będę panu mówił, o czym rozmawialiśmy. Nie zdradzam tajemnic moich pacjentów. Poprosiłem pana jednak do siebie, bo chcę omówić to, co zaobserwowałem w trakcie tej jednej rozmowy. – Mężczyzna sięgnął po swoje notatki. – Jest bardzo zaniedbany emocjonalnie. Przez dłuższy czas był poddawany utajonej manipulacji. Z tego powodu ma problem z oceną, czy to, co sugerują mu inni, jest dla niego faktycznie dobre. Nie będę pana zapewniał, że wszystko będzie dobrze, bo zwyczajnie musiałbym skłamać. Chłopiec ma bardzo ciężką depresję. Potrzebuje pomocy. I osoby, której może zaufać. W jakiś minimalny sposób ufa panu.
Severus prychnął.
– Jak widzę, ma też problem z oceną ludzi – powiedział.
– Nie wydaje mi się, żeby mylił się co do pana – przyznał psycholog. – Pomógł mu pan, przyprowadzając go tutaj. To sprawiło, że poczuł jakąś nić zaufania. Nie można pozwolić, żeby się przerwała, bo straci to, co w tej chwili wydaje mu się stabilne.
– Nie jestem najlepszym wyborem na kogoś, komu powinien ufać. Może mi się wygadać i oczywiście wysłucham go zawsze, gdy będzie tego potrzebował. Ciągle zdarzają mi się uczniowie, którzy mają jakieś problemy.
– Ale on chyba jako pierwszy próbował odebrać sobie życie? Proszę tak nie patrzeć. Widziałem wiele takich osób. Pocierał bezwiednie nadgarstek, a to znaczy, że ma tam ranę. I jestem pewny, że sam ją sobie zadał.
Severus skinął jedynie głową.
– Znalazłem go w ostatniej chwili. Nikomu nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Boję się myśleć, co by było, gdybym znalazł go trochę później. Cały czas mam to przed oczami.
– Nie ma co gdybać – powiedział psycholog. – Szkoda tracić czas, na zastanawianie się, co by było. Przeszłości nie można zmienić, ale można się z niej czegoś nauczyć. Teraz trzeba się skupić na tym, że pomóc chłopcu. Jeśli nic się nie zrobi, spróbuje ponownie odebrać sobie życie.
– Wie, że zrobił źle.
– To nie znaczy, że nie spróbuje ponownie. Jeśli życie znowu go przytłoczy, zrobi to znowu. Mam nadzieję, że terapia poskutkuje i obędzie się bez leków. Zalecałbym, żeby zjawiał się u mnie co tydzień. W ten sposób będziemy mieć pod kontrolą jego emocje.
– Dobrze. Będę go przyprowadzał – zgodził się Severus. – Jeśli tylko mu to pomoże.
– Zrobię, co się tylko da, żeby tak było.
,,,
Po powrocie do Hogwartu Harry milczał. Severus posadził go na kanapie i podał kubek z herbatą.
– Rozgrzejesz się trochę – powiedział. – Chyba nie było tak źle? – spytał, mając na myśli sesję z psychologiem.
– Nie. Chyba nie. Chociaż na razie nie widzę w tym sensu – powiedział cicho Złoty Chłopiec, wpatrując się w trzymane naczynie. – To naprawdę może mi pomóc?
– Mógłbym zabrać cię do świętego Munga, ale wtedy znowu trafiłbyś na pierwsze strony gazet. Nawet jeśli Magomedyk specjalizujący się w magii umysłu nie pisnąłby słówka, nie mamy gwarancji, że jakiś pacjent nie doniósłby o tym. Sam wiesz, jak ludzie kochają plotki. Im bardziej soczyste tym lepiej.
– Ludzie są dziwni. A w Proroku piszą same bzdury. Nie wiem, po co ta gazeta w ogóle istnieje.
– Żeby się sprzedawać – odparł Severus. – Czarodzieje, którzy go czytają, wierzą że to rzetelne źródło informacji.
– Z Ritą Skeeter jako redaktorką? Nienawidzę tego babska. Miała na mnie używanie przez niemal cały tamten rok. Ile ona głupot zmyśliła. Wolę sobie nie wyobrażać, jaka była w czasach szkolnych.
– Tego nie wiem. Ukończyła Hogwart, zanim ja go zacząłem.
Harry pokiwał głową.
– Potter, za tydzień o tej samej porze. Jeśli nie wymyślisz żadnego pretekstu, żeby uciec od przyjaciół, daj mi znać. Rozumiesz?
– Tak. – Harry pokiwał głową, a potem wyszedł.
Droga do wieży Gryffindoru dłużyła mu się niesamowicie. Wcale nie miał ochoty tak wracać i znowu udawać. Ron na pewno zacznie obrażać Snape'a i wyzywać go od tłustowłosych dupków. A Harry nie mógł go bronić, bo to wywołałoby lawinę pytań. Nie potrzebował ponowne bycia w centrum uwagi.
Zatrzymał się na schodach, kiedy był już prawie na miejscu. Przypomniał sobie, co mówił mu psycholog. Dlaczego miałby nie bronić swojego zdania? Dlaczego to inni mają mieć zawsze rację? I dlaczego miałby się przejmować, jeśli się z tego powodu obrażą?
No właśnie. Dlaczego? Bo był Harrym Potterem? Złotym Chłopcem, który zawsze słucha innych i nie ma własnego zdania? Bo on nie wie, co jest dla niego dobre? Poczuł, jak rośnie w nim złość, kiedy ponownie ruszył po schodach. Dość manipulowania nim i narzucania mu cudzego punktu widzenia. Sam zacznie oceniać, co jest dla niego dobre. Bezwiednie potarł znowu nadgarstek. A to będzie mu przypominać, o co walczy. Nie o czarodziejski świat.
Teraz walczył o siebie.
– Hej stary. Przeżyłeś szlaban z nietoperzem? Kazał ci czyścić kociołki? – spytał Ron, kiedy wejście za Harry zamknęło się.
– Nie – odparł krótko Harry. – Idę się umyć. – dodał i nie czekając na nic, ruszył do ich dormitorium. Mógł sobie tylko wyobrazić zaskoczoną minę Rona i całej reszty Gryfonów. Ale nie dbał o to. Już nie. Zgarnął swoje rzeczy i ruszył pod prysznic.
Kiedy się rozbierał, jego wzrok padł na opatrunek na nadgarstku. Po chwili wahania odwinął bandaż. Zasklepiona rana przypominała mu, dlaczego tak postąpił. Czy żałował? Nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Jednak po tym wszystko zaczęło się zmieniać.
Mugolski psycholog miał rację i Harry zrozumiał, że potrzebuje jego pomocy, żeby nauczyć się żyć. Swoje dotychczasowe życie zaczął postrzegać jako wegetację. Dursleyowie go nie kochali. Ciągle wypominali mu, jakim jest dla nich kłopotem i obciążeniem. Skoro tak, to nie miał zamiaru mieszkać z nimi dłużej niż to konieczne. Wyprowadzi się przy pierwszej nadarzającej się okazji. I chrzanić Voldemorta i jego mordercze zapędy.
Po wyjściu z łazienki usiadł na łóżku. Kiedy otworzył szufladę swojej szafki nocnej, znalazł tam mały słoiczek z maścią od Snape'a i czysty bandaż. Zakładając go, Harry zaczął się zastanawiać nad osobą nielubianego profesora. Nie potrafił rozgryźć tego faceta. Był dla niego wredny, wręcz okrutny. A mimo to uratował go ponownie i zapewnił mu pomoc. Poza tym jego mama mu ufała. Harry postanowił też mu zaufać. Nie wiedział, czy to dobry wybór. Ale wyglądało na to, że Snape był jedyną osobą, która była wobec niego naprawdę szczera.
Tej nocy spał dość spokojnie. Żadnych koszmarów o Voldemorcie czy Cedricu. Za to śniło mu się, że Snape go przytula. Tak jak wtedy, gdy ogrzewał go własnym ciałem. Harry rumienił się na samo wspomnienie o tym. Gdyby nie okoliczności, ten gest mógłby być bardzo intymny.
Ale Harry nie wiedział, czym jest intymność. Oczywiście wiedział, jak to działa od czysto fizycznej strony, ale nie wyobrażał sobie nigdy siebie w takiej sytuacji. Nawet gdy zorientował się, że podoba mu się Cedric, nie miał o nim żadnych nieprzyzwoitych myśli. Jego najodważniejsze marzenie kończyło się na pocałunku, który i tak nigdy by się nie ziścił. Cedric umawiał się z Cho, a to znaczyło, że nie interesowała go własna płeć. Harry doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak powiedziałby mu, co czuje. Istniała szansa, że Puchon wyśmiałby go otwarcie, ale chłopak czuł, że Cedric nie postąpiłby w ten sposób. Odrzuciłby go, tego był w stu procentach pewien, może poczułby się niezręcznie, ale Harry nie sądził, że zostałby potraktowany okrutnie.
Snape był inny. Był w wieku jego rodziców, ale Harry nie postrzegał go w ten sposób. Może dlatego, że jego rodzice nie żyli. W ten sposób zupełnie nie wiązał ich osób ze sobą. Oczywiście byli też Syriusz i Remus, ale oni pojawili się w życiu Harry'ego dopiero dwa lata temu. Nie mógł więc ich też stawiać w tym samym rzędzie ze swoimi rodzicami. To zwyczajnie nie było właściwe z jego punktu widzenia.
Harry zastanawiał się, jak powinien teraz rozmawiać z Syriuszem. Był jego ojcem chrzestnym, ale Harry nie czuł z nim żadnej specjalnej więzi. Może dlatego, że Syriusz widział w nim Jamesa. Postanowił, że spróbuje z nim porozmawiać i powiedzieć mu co czuje. Black pewnie z początku nie zrozumie, o co chodzi. Może faktycznie się obrazi, ale Harry postanowił, że nie będzie dłużej sam siebie oszukiwał. Jeśli ktoś miał mieć z tym problem to trudno. Okaże się, na kogo tak naprawdę będzie mógł liczyć.
Rano wstał, czując się dziwnie zmęczonym. Jakimś cudem jednak zdołał się ogarnąć i zejść ze wszystkimi na śniadanie. Nie był głodny, ale wystarczył jeden rzut oka na stół prezydialny, żeby sięgnął po tost i talerz z jajecznicą. Snape zapowiedział mu, że będzie go pilnował, jeśli chodzi o jedzenie. Dostarczał też Harry'emu dyskretnie odpowiedni eliksir.
Mistrz Eliksirów nie powiedział jeszcze o niczym Złotemu Chłopcu, ale zaczął warzyć dla niego eliksir, będący odpowiednikiem mugolskich leków na depresję. Nie było to łatwe zadanie. Musiał najpierw dokładnie poznać skład, potem znaleźć zamienniki, a na koniec przeprowadzić odpowiednie testy. Wierzył jednak, że uda mu się znaleźć odpowiednią miksturę. Wprawdzie psycholog nie sugerował na razie żadnych leków, ale Severus wolał być w pogotowiu, gdyby sytuacja nagle zaczęła się pogarszać.
Przekonał się, że serce Harry'ego Pottera tak naprawdę było bardzo łatwe do roztrzaskania. Harry pozwalał się ranić, w imię tych, na których mu zależało. Pytanie brzmiało jednak, czy im zależało na nim równie mocno. Czy poświęciliby dla niego tyle samo, co on?
Nie miał pojęcia i miał nadzieję, że nie będzie świadkiem, kiedy to małe serce, rozbije się na tysiące małych kawałeczków, których nikt nie będzie w stanie potem złożyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top