Rozdział 23

Rozdział 23

Harry spędził dobrą godzinę na rozmowie z Calebem, starając się mu wyjaśnić wszystko na spokojnie. Opowiedział mu, że on też dopiero w wieku jedenastu lat dowiedział się, że jest czarodziejem. Opowiedział mu o Hogwarcie, wyjaśnił, że profesor McGonagall, która podpisuje listy do uczniów, była nauczycielką transmutacji i opiekunką jego domu.

– A mógłbyś pokazać mi, jak czarujesz? – poprosił Caleb.

– Chciałbym, ale nie mogę. Są wakacje, a nieletnim nie wolno czarować poza szkołą – wyjaśnił mu, wkładając ręce do kieszeni. Wyczuł tam coś. – Ale myślę, że to ci się spodoba – powiedział, wyjmując kartę z czekoladowej żaby i podał ją chłopcu.

– Zniknął – pisnął zaskoczony chłopiec, kiedy czarodziej z karty pomachał do niego, a potem zniknął.

– Bo to magiczna karta. Możesz ją zatrzymać – zapewnił chłopca.

Caleb uśmiechnął się, chowając kartę do kieszeni jeansów. Widać było, że był podekscytowany, gdy zrozumiał, że wszystko jest z nim tak naprawdę w porządku. Był po prostu inny. Spytał Harry'ego, czy mógłby pójść z nim do domu i wyjaśnić wszystko jego babci i dziadkowi.

Harry zawahał się. Nie był pewien, czy opiekunowie Caleba uwierzyliby mu.

– Myślę, że byłoby lepiej, gdyby porozmawiał z nimi ktoś dorosły – powiedział. – Porozmawiam z moim opiekunem i spróbuję go namówić na spotkanie z nimi.

Umówili się, że spotkają się na placu następnego dnia koło dziesiątej rano.

– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – powiedział mu Harry. Pożegnał się z chłopcem, a potem wrócił na Spinner's End. Zapukał do pracowni Snape'a, mówiąc, że wrócił i poszedł do kuchni. Musiał zająć się obiadem. Sam zadeklarował się, że może gotować podczas swojego pobytu i dotrzymywał słowa. Profesor przyznał nawet, że Harry całkiem nieźle radzi sobie w kuchni.

Godzinę później zawołał mężczyznę na posiłek.

– Możemy porozmawiać? – spytał Harry, kiedy zjedli i profesor chciał wrócić do swojej pracowni.

Mężczyzna popatrzył na niego uważnie.

– Tylko mi nie mów, że ledwo wyszedłeś sam, a wpakowałeś się w jakieś kłopoty – powiedział stanowczo.

– Nie. Nie nazwałbym tego kłopotami. Po prostu spotkało mnie coś... Nieoczekiwanego. To chyba dobre określenie.

Severus usiadł na kanapie i czekał. Harry wziął głęboki oddech i opowiedział mu o Calebie. Chłopiec przyznał mu się, że wychowują go dziadkowie, bo jego rodzice rozwiedli się. Pozakładali nowe rodziny, a on został pośrodku. Żadne z jego rodziców nie widziało go u siebie. Jego dziadek bardzo pokłócił się wtedy z jego ojcem i razem z żoną zaopiekowali się chłopcem.

Mistrz Eliksirów wysłuchał Harry'ego bez słowa. Zastanawiał się, czy nie powinien go przypadkiem porządnie ochrzanić. Gdyby się jednak pomylił, znów mógłby mieć sprawę w sądzie za złamanie czarodziejskiego prawa o tajności. Wyglądało jednak na to, że chłopak zastanowił się, zanim porozmawiał z tym dzieciakiem. Najwyraźniej w końcu zaczął używać swoich szarych komórek.

– Czyli chcesz, żebym wszystko wyjaśnił opiekunom tego chłopca? – spytał Snape.

– Mógłby pan to zrobić? – spytał z nadzieją w głosie.

– Harry! Od czegoś takiego są przedstawiciele z departamentu edukacji. Zawsze, kiedy do Hogwartu ma pójść dziecko z mugolskiej rodziny, wysyła się kogoś, żeby wszystko wyjaśnił.

– Najwyraźniej Caleb został pominięty, bo nikogo u nich nie było. Ja też o wszystkim dowiedziałem się dopiero od Hagrida. Coś ten departament kiepsko działa – zauważył Harry.

Severus westchnął, pocierając dłońmi twarz.

– Dobrze. Niech ci będzie. Zrobię wyjątek i porozmawiam z nimi, ale uprzedzam, że jeśli coś pójdzie nie tak, rzucę na wszystkich Obliviate – zastrzegł. – Chyba wiesz, jak to działa?

– Nieudane skutki tego zaklęcia mogłem podziwiać na Lockharcie. Niezbyt fajny widok – skrzywił się chłopak.

– Coś mi mówi, że lepiej nie pytać, w jakich okolicznościach doszło do tego incydentu.

– Ma pan rację. Lepiej niech pan nie pyta – zgodził się Harry.

,,,

Kiedy następnego dnia przyszli na plac, Caleb czekał już tam na nich. Uśmiechnął się szeroko na widok Harry'ego.

– Hej młody – powiedział Złoty Chłopiec. – Wszystko w porządku?

– Tak – zapewnił go, a potem przeniósł wzrok na mężczyznę, który przyszedł z Harrym.

– Caleb, to jest profesor Severus Snape. Uczy w Hogwarcie eliksirów. Profesorze, to jest właśnie Caleb – przedstawił ich sobie.

– Miło pana poznać – powiedział grzecznie młodszy chłopiec. Potem zaprowadził ich do domu jego dziadków. Uprzedził ich, że mogą mieć gości.

Severus wiedział, że rozmowa może z początku nie pójść gładko. Z tego, co wiedział, reakcje mugolskich rodzin na wieść, że ich dziecko było magiczne, bywały bardzo różne. Na szczęście dziadkowie Caleba okazali się inteligentnymi ludźmi. Wysłuchali Severusa, który zapewnił ich, że list, który otrzymał chłopiec, nie jest żadnym żartem. Pokazał im też kilka prostych czarów, żeby mogli przekonać się naocznie o prawdziwości jego słów.

– Jestem w szoku – powiedziała babcia chłopca. – Czyli to, co przytrafia się naszemu wnukowi to prawdziwa magia?

– Zgadza się – potwierdził Severus, chowając swoją różdżkę. – Dziwię się, że nikt nie zjawił się, żeby wszystko państwu wyjaśnić.

– Wszędzie zdarzają się pomyłki – stwierdził dziadek chłopca. – Cieszę się, że jednak nikt nie próbował zażartować sobie z nas. Więc mówi pan, że ta szkoła, Hogwart, to szkoła magii?

– Tak. To szkoła z obowiązkowym internatem. Dzięki temu nikt postronny nie jest narażony, a dzieci są pod stałą opieką wykształconej kadry, która uczy je, jak panować nad swoimi zdolnościami.

– Sugeruje pan, że powinniśmy się zgodzić, żeby Caleb podjął tam naukę?

– Uważam, że to byłoby najlepsze wyjście. Nieopanowane zdolności magiczne, mogą być niebezpieczne. Oczywiście są dzieci, które uczą się w domu, ale wtedy mają zapewnione wsparcie ze strony rodziców, którzy znajdują dla nich prywatnych nauczycieli. Państwo nic nie wiedzą o magicznej społeczności, dlatego pójście do szkoły, wydaje się najlepszym rozwiązaniem.

Dziadkowie milczeli przez chwilę, a Caleb wpatrywał się w nich wyczekująco, siedząc obok Harry'ego. Instynktownie szukał wsparcia u starszego chłopca. Patrzył na niego, jak na starszego brata.

Harry wiedział, że chłopiec miał przyrodnie rodzeństwo, ale widywał się z nimi bardzo rzadko. Inną sprawą było, że nie czuł się komfortowo w domach matki i ojca. Miał wrażenie, że nie było tam dla niego miejsca. Złoty Chłopiec doskonale znał to uczucie. W domu Dursleyów zawsze czuł się niechciany.

– Dobrze. Jeśli uważa pan, że to najlepsze wyjście, to zgadzamy się – powiedział dziadek, a Caleb zerwał się ze swojego miejsca i rzucił mu na szyję.

– Dziękuję – powiedział.

– Nie ma sprawy, dziecko. Pan profesor ma rację. Musisz się nauczyć, jak panować nad swoimi zdolnościami – stwierdziła babcia. – No dobrze. To co teraz?

– Muszę chyba kupić rzeczy do szkoły – stwierdził Caleb, wyjmując z koperty listę rzeczy, które musieli mieć pierwszoroczni. – Ale nie wiem gdzie.

– Na ulicy Pokątnej – odezwał się Harry. – To czarodziejska ulica w Londynie.

– Do Londynu jest kawałek – przyznał dziadek.

Harry zerknął na swojego profesora, a ten wiedział już, co Złoty Chłopiec próbuje mu powiedzieć. Pytał jednak niemo o pozwolenie. Skinął zatem głową. Wiedział, że będzie musiał zabrać Harry'ego na Pokątną, żeby mógł kupić sobie rzeczy do szkoły. Oczywiście nie mógł zrobić tego jawnie, ale miał w swoich zapasach eliksir wielosokowy i włosy jakiegoś przypadkowego mugola z miasteczka.

– Harry też musi zrobić zakupy. Planowałem go zabrać do Londynu za kilka dni. Możemy też zabrać ze sobą Caleba, jeśli taki wyjazd jest dla państwa problemem – zaproponował, a obaj chłopcy uśmiechnęli się.

– Jeśli to nie będzie problem. Dla nas to byłaby wyprawa na dwa dni – powiedziała babcia.

– Dobrze. Zostaje jeszcze napisać do Minerwy – stwierdził Snape. – Musi dostać potwierdzenie, że państwa wnuk podejmie naukę. Zaniedbano ważną sytuację, więc wyjątkowo ja jej wszystko wyjaśnię.

– Dziękujemy. Nie wiedzielibyśmy nawet, jak to zrobić. Czarodziejski świat wydaje się bardzo tajemniczy – przyznał starszy mężczyzna.

– Nie ujawniamy naszej obecności niemagicznej społeczności. Historia pokazuje, że wiele razy kończyło się to bardzo źle. Wychodzimy z ukrycia dopiero w takich sytuacjach jak ta. Gdy w niemagicznej rodzinie pojawia się nagle magicznie uzdolnione dziecko, może wyniknąć z tego sporo problemów – wyjaśnił Severus.

– Procesy czarownic? – spytała babcia.

– W tych procesach tak naprawdę zginęło niewiele naprawdę magicznych osób.

– Byłoby miło dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.

– Mogę państwu pożyczyć kilka książek – zaproponował Harry. – Myślę, że to pomogłoby państwu lepiej zrozumieć całą sytuację.

– Też pochodzisz z niemagicznej rodziny? – spytał go dziadek Caleba.

– Nie, ale wychowałem się w takiej. Moja mama urodziła się w niemagicznej rodzinie. Moi rodzice zginęli, gdy miałem rok i wychowywałem się u siostry mamy.

– Ale te wakacje spędzasz u swojego profesora – zauważyła starsza pani. – Przepraszam. To nie moja sprawa – dodała szybko.

– Nic się nie stało. To żadna tajemnica, że nie dogaduję się z nimi i profesor zaproponował mi, żebym został z nim w tym roku. Za rok będę pełnoletni i wtedy odetnę się od nich dokładnie tak, jak sobie tego życzą.

– Masz skomplikowaną sytuację.

– Tak, ale powiem szczerze, że pójście do Hogwartu pomogło mi zrozumieć wiele rzeczy. Myślę, że Caleb też tego potrzebuje.

Harry obiecał podrzucić im kilka ze swoich książek i dać znać, kiedy udadzą się na Pokątną na zakupy. Był w naprawdę świetnym humorze i tego dnia nic nie mogło mu go zepsuć.

,,,

– Ty chyba masz kompleks bohatera – mruknął wieczorem profesor.

– Bo chciałem pomóc dzieciakowi? – spytał Harry. – Już nie przesadzajmy. Chciałbym, żeby mnie ktoś wtedy tak pomógł.

– W zasadzie, jak to się stało, że to Hagrid wyjaśnił ci wszystko?

Harry zaśmiał się i opowiedział mu tę szaloną historię ucieczki Dursleyów przed listami. Severus dałby wiele, żeby to zobaczyć. Petunia musiała niemal dostać palpitacji serca na widok listu z Hogwartu.

Uśmiechnął się lekko do chłopaka obok niego. Harry naprawdę zmienił się przez te kilka miesięcy. Severus nie był ślepy i widział, jak chłopak powoli zmienia się w atrakcyjnego, młodego mężczyznę. To było więcej niż pewne, że niedługo inni zaczną to dostrzegać. Większość nadal widziała w nim tylko Chłopca, Który Przeżył, ale niedługo zaczną dostrzegać jego urok. Poczuł ukłucie w sercu na myśl, że Harry również zacznie zauważać atrakcyjność innych, zacznie chodzić na randki i pewnie w końcu się z kimś zwiąże.

Jego uczucia musiały odbić się momentem na jego twarzy, bo Harry spojrzał na niego poważnie.

– Co się stało? – spytał cicho. Siedział na kanapie bokiem, z podciągniętymi nogami. Głowę opieraj na przedramionach, które ułożył na oparciu. Wyglądał naprawdę słodko i Severus odruchowo odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy. Harry uśmiechnął się ponownie.

– Zmieniasz się – odpowiedział równie cicho starszy czarodziej. Nie chciał niszczyć tej chwili.

– Jestem taki jak zawsze – przyznał Harry.

– Nie zauważasz tego, ale ja to widzę. Dojrzewasz. Za rok o tej porze będziesz już dorosły.

– Jak ten czas leci – powiedział, przymykając lekko swoje zielone oczy. Czarne, gęste rzęsy rzucały cień na jego policzki. – Czy to, co robimy, jest złe? – spytał nagle.

Severus wiedział, o czym mówił chłopak.

– Dla innych to może być złe – przyznał.

– Ja tak nie uważam. Poza tym nikt o tym nie wie. I nie chcę, żeby wiedział. Nie wstydzę się tego, ale uważam, że to sprawa tylko pomiędzy nami. Nikt nie ma prawa tego oceniać.

– Kiedyś możesz spojrzeć na to inaczej – zauważył Mistrz Eliksirów.

– Nie – powiedział Harry i popatrzył mu w oczy. – Pan jest inny.

– Możesz tak uważać, bo uratowałem ci życie.

– Nie. Uważam tak, bo pozwolił mi się pan poznać. Nie udaje pan przy mnie. Tak jak ja nie udaję przy panu. Podoba mi się to. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby to trwało w przyszłości.

– Kiedyś spotkasz kogoś, do kogo poczujesz coś wyjątkowego – zdołał powiedzieć Severus. Nie przerwał delikatnych pieszczot twarzy chłopca.

– Może tak, a może nie. A może już to czuję?

Dłoń starszego czarodzieja zatrzymała się i popatrzył uważnie na autora tych słów.

– Nie mów takich rzeczy. Jesteś młody. Dopiero uczysz się rozpoznawać i akceptować własne uczucia. Niedługo możesz stwierdzić, że chcesz czegoś innego.

– Uważa pan, że ktoś inny byłby dla mnie lepszy? – spytał poważnie. – Ja tak nie sądzę. Tylko pan w pełni mnie zaakceptował. Prawdziwego mnie, a nie pieprzonego Chłopca, Który Przeżył.

– I dlatego możesz błędnie interpretować własne uczucia.

– To nie jest miłość, jeśli o to panu chodzi – powiedział szczerze Harry. – Możliwe, że przywiązanie albo zauroczenie, ale nie miłość. Nie znam takiego uczucia. Wszyscy zawsze mi powtarzają, że moi rodzice mnie kochali, a miłość mojej mamy mnie chroni. Nie twierdzę, że to nieprawda, ale ja nie wiem, co to znaczy. Dlatego nie musi się pan o to martwić. Po prostu jest mi dobrze tak jak teraz. Czy to źle?

– Nie – zapewnił go mężczyzna. To nie było złe. Uczucia Harry'ego nie były złe. Severus czuł podobnie. W tym całym tłumie jakimś cudem odnalazły się dwie samotne osoby, które przylgnęły do siebie mocno.

Harry miał rację. To była tylko ich sprawa. Dla innych mogło być to złe, ale dla nich było dobre.

,,,

– Macie się ode mnie nie oddalać – powiedział stanowczo Severus, kiedy wchodzili do Dziurawego Kotła. – Albo postaram się, żebyście szybko spędzili czas na szorowaniu kociołków.

Harry skinął głowa, ale Caleb ledwo mógł powstrzymać ekscytację. Właśnie wkraczał do czarodziejskiego świata i czuł przepełniająca go radość. Severus westchnął tylko. Sam wypił chwilę wcześniej eliksir wielosokowy i teraz wyglądał jak przeciętny mugol. Mieli udawać, że jest wujkiem Caleba.

Młodszy chłopiec nie do końca to rozumiał, ale Harry wyjaśnił mu cicho, że Mistrz Eliksirów dba o swoją reputację Postrachu Hogwartu i to byłaby straszna ujma na jego honorze, gdyby ktoś zobaczył go z takim Gryfonem jak Harry. Caleb zachichotał cicho i nie zadawał więcej pytań.

Kiedy znaleźli się na Pokątnej, chłopiec nie wiedział, gdzie najpierw powinien patrzeć. Ulica Pokątna robiła wrażenie, nawet jeśli nad głową wisiała groźba Voldemorta. Harry złapał go więc za rękę i pociągnął lekko w kierunku banku Gringotta. Caleb musiał wymienić mugolskie pieniądze, a Harry udać się do swojej skrytki. Potem byli umówieni z Ronem.

– Zostanę z nim. Idź do skrytki. Merlin wie, ile ci to zajmie przy obecnej sytuacji – powiedział Snape, kiedy weszli do banku. Harry skinął głową i poszedł za jednym z goblinów, a profesor wyjaśnił młodszemu chłopcu, gdzie może wymienić pieniądze.

Złoty Chłopiec od razu zauważył dodatkowe zabezpieczenia. Skrzywił się, kiedy mijali jakiegoś czarodzieja, który awanturował się, że nie musi potwierdzać swojej tożsamości. W odpowiedzi goblin dźgnął go czymś mocno w rękę.

– Mnie nie będziecie sprawdzać? – spytał Harry uprzejmie.

– Pańska sygnatura jest nam dobrze znana, panie Potter – powiedział goblin. – Poza tym jest pan zawsze dla nas uprzejmy, więc wystarczy nam tylko dodatkowy test krwi – wyjaśnił. Podsunął Harry'emu pergamin, na który Harry upuścił po chwili trzy krople krwi z naciętego palca. Od razu pokazały się wszystkie jego podstawowe dane.

– W przypadku innych to za mało? – spytał ciekawie, kiedy wsiedli do wagonika.

– Nie, ale niektórzy robią takie problemy, że można naprawdę stracić cierpliwość – wyszczerzył się złośliwie goblin.

Harry skinął głowa. Niektórzy czarodzieje naprawdę nie szanowali innych. Coś o tym wiedział. Taki Malfoy nie szanował nawet kolegów ze szkoły, a co dopiero magicznych stworzeń.

– Czy będzie nieuprzejme z mojej strony, jeśli spytam, czy istnieją jakieś książki o magii goblinów? – spytał nagle.

Jego rozmówca popatrzył na niego z niemałym zaskoczeniem.

– Jest pan pierwszym czarodziejem, który o to pyta, panie Potter. Oczywiście, że istnieją, ale są ciężko dostępne. Raczej nikt nie interesuje się tą dziedziną wiedzy.

– Zawsze mi mówiono, że jestem dziwny – przyznał chłopiec i uśmiechnął się lekko.

Kiedy wszedł do skrytki, zgarnął do sakiewki trochę więcej niż zazwyczaj. Przybory szkolne na pewno będą go trochę kosztować, a musiał zaopatrzyć się też w nowy mundurek i szaty do szkoły. Może nie rósł tak szybko, jak jego rówieśnicy, ale na tyle, żeby potrzebować nowych szat. Do tego chciał mieć kilka galeonów na wyjście do Hogsmeade. Obiecał w końcu też swoim kuzynom, że wyśle im paczkę. Po krótkim namyśle wrzucił do sakiewki jeszcze trochę pieniędzy i wyszedł.

– Czy gobliny prowadzą jakieś inwestycje? – spytał, kiedy wracali na górę.

– Ma pan na myśli coś konkretnego, panie Potter?

– Myślałem ostatnio o inwestycjach. Nie wiem za wiele na ten temat, ale uważam, że dobrze byłoby zacząć o tym myśleć.

– Wyślę panu odpowiedni list. Znajdzie pan tam wszystkie informacje. Łącznie z aktualnymi inwestycjami.

– Dziękuję. To wiele mi ułatwi. Czy dobrze rozumiem, że moi rodzice prowadzili jakieś inwestycje?

– Oczywiście. Niektóre są prowadzone od pokoleń i wykonujemy je nadal.

Harry pokiwał głową. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, ale zauważał, że ilekroć wchodził do skrytki, pieniędzy w niej było jakby więcej. Jeśli Potterowie prowadzili od lat jakieś dochodowe interesy, to przestało go to właśnie dziwić.

Severus i Caleb czekali już na niego przy wyjściu. Chłopiec pokazał mu swoją nową sakiewkę. Naprawdę traktował Harry'ego jak starszego brata. Na zewnątrz czekał na nich Ron w towarzystwie reszty Weasleyów i Hermiony. Harry natychmiast został niemalże zmiażdżony przez ramiona Molly Weasley.

– O matko – jęknął. – Miło panią widzieć, pani Weasley – zdołał powiedzieć.

– Ciebie również Harry.

– Doprawdy Molly – odezwał się nagle Severus. – Pomyślałby go, że chcesz udusić jedyną nadzieję czarodziejskiego świata – prychnął i wszyscy popatrzyli na niego.

– To ty Severusie? – spytała czarownica. – Nie wiedziałam, że zabierasz Harry'ego na Pokątną.

– Gdyby nie polecenie ze szkoły, nie byłoby mnie tutaj. W sąsiedztwie Pottera jest pierwszoroczny. Nazwij to wylosowaniem najkrótszej słomki. Zgarnąłem więc obu, ale odmawiam stanowczo bycia widzianym w obecności tylu Gryfonów – prychnął.

Harry gryzł się w język, żeby się nie śmiać i dyskretnie mrugnął do Rona. Udało mu się szybko zakryć usta Caleba, zanim ten zdążył o cokolwiek zapytać. Chwilę później cała uwaga Molly i tak skupiła na małym chłopcu.

– No dobrze. To gdzie najpierw? – zastanawiała się Molly.

– Do sklepu Freda i George'a mamo – przypomniał jej Ron. – Harry go jeszcze nie widział. Ty zresztą też nie.

Cała grupka skierowała się więc pod adres sklepu bliźniaków. Łatwo było go rozpoznać, bo to było najbardziej kolorowe i tętniące życiem miejsce na całej okolicy. Molly Weasley niemo czytała jaskrawe plakaty, reklamujące wyroby bliźniaków.

– Zostaną zamordowani we własnych łóżkach! – jęknęła.

– Daj spokój mamo. To jest super – zapewniła ją Ginny i weszli do środka.

Sklep naprawdę robił wrażenie. Oczywiście Harry został mocno wyściskany przez bliźniaków, gdy ci tylko go dopadli.

– Was też dobrze widzieć. Interes się kręci – zauważył.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – zapewnili go, szczerząc się. – Wybierz sobie, co tam chcesz. Na koszt firmy.

– Nie no co wy. Zapłacę – zapewnił ich.

– Ty tu nie płacisz – powiedział stanowczo Fred.

– To ty pożyczyłeś nam kasę na ten biznes – dodał George.

Caleb zachichotał. Nadal trzymał się blisko Harry'ego i po chwili Fred i George zainteresowali się nim. Kiedy usłyszeli, że chłopiec jest mugolakiem, zrobili mu odpowiedni wykład na temat wartości posiadania odpowiednich magicznych gadżetów w Hogwarcie.

– Nie deprawujcie go – mruknął tylko Harry, ale wiedział, że nie przekona bliźniaków. Ze sklepu wyszli więc obaj zaopatrzeni w kilka rzeczy.

W sklepie Madame Malkin spotkali Draco Malfoya i jego matkę. Kiedy blondyn ich zauważył, skrzywił się. Harry mruknął do Caleba, żeby trzymał się od blondyna z daleka. Snape oczywiście był razem z nimi i zerknął na Ślizgona kątem oka. Nie mógł jednak dać się rozpoznać.

Asystentka właścicielki szybko zajęła się chłopcami, ale w którymś momencie Draco zrobił awanturę i razem z matką opuścili sklep.

– To było dziwne – mruknął Harry.

Dość szybko kupili wszystko, co potrzebne i na koniec została im jeszcze różdżka dla Caleba. Już mieli wchodzić do sklepu Ollivandera, kiedy Harry kątem oka zauważył, jak Draco Malfoy samotnie wchodzi na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.

– A ty dokąd? – spytał go Severus, kiedy Złoty Chłopiec już robił krok, żeby za nim iść. – Nawet o tym nie myśl. Idźcie po różdżkę. Ja się tym zajmę. Macie tu na mnie czekać – polecił im. Narzucił kaptur peleryny na głowę, a potem poszedł w kierunku szemrawej ulicy.

– Chodź. Musimy znaleźć ci różdżkę, a to czasem trochę trwa – powiedział do chłopca Harry i otworzył drzwi do sklepu. Miał tylko nadzieję, że Severusowi nic się nie stanie.

---

W weekendy mam zawsze więcej czasu na pisanie, co mnie bardzo cieszy.

Jaka różdżka, według was będzie pasowała do Caleba?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top